1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Gryphon Audio Diablo 333

Gryphon Audio Diablo 333

Link do zapowiedzi: Gryphon Audio Diablo 333

Opinia 1

Choć od monachijskiej premiery tytułowego gościa z piekielnych czeluści minęły prawie dwa lata czasu a banner z jego podobizną na głównej stronie SoundRebels.com kusi od grudnia 2023 to dopiero teraz testowy egzemplarz trafił w nasze skromne progi. Zbytnia opieszałość ze strony rodzimego dystrybutora? Pozwolę się nie zgodzić – raczej świadome planowanie kalendarza publikacji mające za zadanie utrzymanie oczekiwanego poziomu zainteresowania. Kilometrowa kolejka chętnych na redakcyjne / przedzakupowe przymiarki potencjalnych nabywców? Nie wykluczam. Jednak zamiast snuć wyssane z wątpliwej czystości palca teorie spiskowe z radością pragniemy poinformować, iż wreszcie dane nam było rzucić tak uchem, jak i okiem, w dodatku we własnych systemach, na topową duńską super-integrę, czyli … Gryphon Audio Diablo 333, na test której serdecznie zapraszamy.

Wystarczy choćby pobieżny rzut oka, by autorytatywnie stwierdzić, iż na tle swego protoplasty, czyli nadal przez wielu uważanych za jedną z najlepszych super-integr 300-ki duński Diabeł ewidentnie wypiękniał. Przynajmniej pod względem designu bryły, bo już ukryty za 4 mm taflą czernionego szkła 4,3” dotykowy wyświetlacz TFT nie wszystkim może przypaść do gustu. Całe szczęście ortodoksyjni esteci mogą go nie tylko przyciemnić, co również wyłączyć, choć nieco wcześniejszych piktogramów na poprzecznej belce trochę żal. Niemniej jednak uczciwie trzeba przyznać, że całość prezentuje się i tak bardziej spójnie od błękitnych wyświetlaczy jakimi zastąpił mini oznaczenia np. Electrocompaniet. A właśnie, co do wyłączania, jednak już nie tylko displaya, co całego urządzenia, to stosowny przełącznik umieszczono na „podwoziu” integry, tuż za krawędzią frontu z prawej strony. Zanim jednak zagłębimy się w kolejne designersko-technologiczne niuanse pozwolę sobie jeszcze wspomnieć, iż Diablo 333 jest już drugim wzmacniaczem goszczącym u nas w tym roku, po rodzimym BonaWatt Tamesis, którego w pojedynkę ustawić na półce/platformie praktycznie nie sposób. Tzn. niby dla chcącego nic trudnego, o ile tylko niezbyt przesadnie dbamy o posiadane umeblowanie / podłogę, gdyż Duńczyka, podobnie do ww. „lampiszona” zamiast standardowych nóżek uzbrojono w solidne i zarazem ostre kolce, pod które wypadałoby podłożyć stosowne, całe szczęście znajdujące się na wyposażeniu podkładki. A jak łatwo się domyślić dzierżąc tytułowe, 50kg maleństwo (Bogu dzięki za zaokrąglenie końcówek radiatorów, które w 300-ce potrafiły pokiereszować palce) szanse by owymi kolcami trafić chociaż na połowę podkładek są nad wyraz znikome. Ba, na dobrą sprawę logistyka 333 wymaga udziału trzech osób – dwóch do ustawiania wzmacniacza i jednej do podkładania ww. podstawek. Ot, uroki High-Endu.
Wracając do aparycji naszego bohatera za oko łapie nader udany pomysł wkomponowania dwóch trapezoidalnych tafli czernionego szkła w dwa nałożone na siebie płaty szczotkowanego aluminium, przez co front zyskuje na dynamice a jednocześnie zgrabnie unika zarzutów o zbytnią komplikację. Suto ponacinaną płytę górną dzieli biegnący przez jej środek „przedziałek” a z kolei klasyczne boki zastąpiono, jak już zdążyłem wspomnieć, zaokrąglonymi, wpisanymi w bryłę wzmacniacza radiatorami.
Choć ściana tylna zachwyca bogactwem wyboru ociekających złotem przyłączy, to przy całym szczerym zachwycie pozwolę sobie na drobną uwagę natury funkcjonalno-ergonomicznej. Chodzi bowiem o powtórkę z rozrywki w kwestii nie tyle samego umiejscowienia bądź co bądź fenomenalnie wygodnych i masywnych terminali głośnikowych, co ich nazbyt „natrętne” sąsiedztwo. Otóż podobnie jak w 300-ce, również i tym razem aplikację „od góry” zakończonych widłami przewodów uniemożliwiają wyjścia na subwoofery. O ile jednak wcześniej blokowane były gniazda „+”, to tym razem padło na „-”. Niby najrozsądniej jest widełki aplikować od dołu, jednakże chociażby w przypadku np. okablowania zakończonego Furutechami CF-201R NCF firmowe kolce, w jakie wyposażona jest 333-ka, są zbyt niskie i wzmacniacz trzeba ustawiać tak, by jego tylna ścianka była zrównana z krawędzią półki a tym samym umożliwiała swobodne prowadzenie przewodów w dół. Rozwiązanie niby skuteczne, lecz zarazem eliminujące aplikację wszelakiej maści podstawek pod wtyk zasilający (vide Furutech NCF Booster), co przy ciężkich / absorbujących gabarytowo przewodach – w trakcie testów używałem Stealth Audio Dream v.10, jest nad wyraz wskazane. Skoro od parteru zacząłem, to jedynie wspomnę iż po lewicy 20A gniazda zasilającego C19 usytuowano komorę bezpiecznika (T8A) a po prawicy zacisk uziemienia. Nie tracąc jednak czasu pnijmy się po kolejnych poziomach interfejsów. I tak, na linii szalenie wygodnych zacisków głośnikowych znajdziemy symetrycznie rozmieszczone względem trzech we/wyjść IR i triggera dwie pary wejść liniowych XLR a nad nimi przedzielone serwisowym portem USB zestaw dwóch wejść liniowych wzbogacony o wyjścia na subwoofer i zewnętrzny rejestrator – wszystkie RCA. Jakby tego było mało, zgodnie z tradycją, nie zabrakło dwóch komór na opcjonalne moduły rozszerzeń – przy czym dolną przewidziano na będący zminiaturyzowaną/uproszczoną wersją Legato Legacy PS3 phono module, a z kolei górną pozostawiono dla najnowszy, oparty o kość Sabre ES9039PRO moduł DAC-3.
W zestawie znajdziemy również stosowny pilot zdalnego sterowania, który znacząco może nie tyle uproszczono w porównaniu z filigranowym i niezwykle designerskim „różdżkopodobnym” sterownikiem zapamiętanym z 300-ki, co w ramach firmowego portfolio znormalizowano i niestety pod względem masywności bryły zbrutalizowano.
Pod względem anatomii 333 zbudowany jest wprost bajecznie. To zbalansowane dual mono (Dual Mono Signal Paths) ze wspólnym, potężnym (2200VA, 17.5kg) toroidem Holmgrena o osobnych odczepach dla obu kanałów, imponującą baterią kondensatorów (po 68 000 µF na kanał) i tuzinem, znaczy się 12 bipolarnymi parami, „zapożyczonymi” z APEX-a tranzystorów wyjściowych 2SA-1943/2SC200 Toshiby na kanał zdolnych oddać po 333 W przy 8, 666 W przy 4 i … 1100W przy 2 Ω obciążeniu. Gwoli wyjaśnienia tylko dodam, iż nieco ponad 10 pierwszych Wattów oddawanych jest w czystej klasie A. Kontrolę nad tą bezdyskusyjnie imponująca mocą sprawuje również w pełni zbalansowana, sterowana mikroprocesorowo sekcja przedwzmacniacza o 43-stopniowej, opartej na przekaźnikach i rezystorach regulacji głośności. Jak łatwo się domyślić taka „elektrownia” zauważająco się grzeje, więc producent w trosce o dobrostan termiczny wykorzystanych w jej trzewiach komponentów postanowił nieco ulżyć chłodzeniu pasywnemu i wspomógł je umieszczonym pomiędzy trafem i komorami rozszerzeń wielołopatkowy cooler be quiet. Z równą atencją potraktowano również czterowarstwowe płytki drukowane na których ścieżki mogą pochwalić się grubością 70µ a dla dodatkowego usztywnienia już i tak pancernego korpusu całość spięto czteroramiennym, dokręconym do radiatorów „pająkiem”.

Jeśli zaś chodzi o brzmienie, to Diablo 333 już od pierwszych taktów „Amidst the Ruins” Saor robi na tyle piorunujące wrażenie, że większość konkurencji wypada na jego tle, jak nie przesadzając „stary” – grany przez Toma Cruise’a, Reacher przy reprezentującym zdecydowanie bliższe książkowemu wzorcowi atrybuty Alanie Ritchsonie. Znaczy się jak mało śmieszny żart z osób niskorosłych. Ba, pojawienie się w systemie potężnego Duńczyka dla ich posiadaczy będzie zazwyczaj wiązało się ze zdziwieniem, żeby nie powiedzieć grozą, nie mniejszymi od tych jakich doświadczyli na widok Wikingów zamieszkujący w klasztorze Lindisfarne w 793 roku mnisi. Jeśli bowiem ktoś do tej pory eksplorował muzyczną krainę łagodności i przez lata nie wychodził poza własna strefę komfortu, to najnowsza odsłona Diablo ma spore szanse, by tę sytuację diametralnie zmienić w ramach terapii szokowej przypominając co to jest dynamika i swoboda prezentacji. Nie ma bowiem co owijać w bawełnę, bo i sam wzmacniacz jest od tego szalenie odległy, że pojawienie się 333 w systemie początkowo odebrać można niemalże jak aplikację nitro w zazwyczaj majestatycznie płynącej po autostradach eleganckiej limuzynie. Wciskamy na pilocie Gryphona czerwony przycisk, play na źródle i zostajemy dosłownie wciśnięci w fotel jak przy wdepnięciu pedału przyspieszenia do podłogi i stan ten nie opuszcza nas aż do końca krążka. Na „Ballistic, Sadistic” Annihilator jest piekielnie szybko, czuć utwardzenie „zawieszenia”, lecz nie sposób mówić o jakichkolwiek oznakach osuszenia, czy też zbytniej analityczności. Po prostu całość zostaje wzięta w nawet nie stalowe, co tytanowe klamry i ściśnięta tak, że stosowana przez Melodikę Solid Grip Technology wydaje się przy tym niewinną pieszczotą. Wyraźnie słychać różnice pomiędzy uderzeniem stopy i werbla tak pod względem chrupkości, jak i idącej w parze z natychmiastowością ataku energią, więc nawet w najbardziej karkołomnych spiętrzeniach dźwięku nie ma szans na przyłapanie Gryphona na próbach uproszczenia, sklejenia ze sobą, bądź chociażby uśrednienia, czy też nie daj Bóg pominięcia jakichkolwiek niuansów i instrumentalnych wygibasów. Jeśli tylko taki galimatias na materiał źródłowy trafił, to nie ma zmiłuj – Diablo to to zagra z dziką radością i kipiącą emocjami spontanicznością. Góra jest otwarta, rozdzielcza i onieśmielająco odważna, co pozornie, przy niezbyt audiofilskim materiale może wydawać się problematyczne, lecz praktyka pokazuje, że po prostu dostajemy to, co na „taśmę”/dyski trafiło z natywną ostrością i precyzja obrazowania a jeśli tylko coś chrzęści i skrzypi, to znak, iż takowa ziarnistość i granulacja przez mikrofony zostały zdjęte.
Operujące w nieco łagodniejszej tonacji oniryczny „Memoria” Trentemøller i niezwykle ambientowy, wypełniony świergotem ptaków „Nebulous Nights – An Ambient Excursion into Profound Mysteries” Röyksopp pokazały nie mniej ciekawe oblicze Diablo. Okazało się bowiem, że tytułowa integra nie tylko ogłuszającymi dawkami decybeli potrafi kruszyć mury, o zalegających w kredensie rodowych skorupach nawet nie wspominając, lecz i czule szeptać do uszu na iście wieczorno-nocnych poziomach głośności i to bez utraty znanej z wyższych poziomów głośności fenomenalnej rozdzielczości i otwartości dźwięku. Wszelakiej maści stuki, szumy i trzaski reprodukowane na niemalże graniczących ze słyszalnością poziomach cały czas są obecne i definiowalne, więc jeśli tylko dobierzemy kolumny takową sztukę potrafiące, a rezydujące u mnie AudioSolutions Figaro L2 w tej roli sprawdzają się wyśmienicie, to ów elektroniczny plankton zostanie nam zaserwowany. Chociaż z perspektywy czasu pozwolę sobie stwierdzić, iż im większy udział pierwiastka ludzkiego i naturalnego instrumentarium w nagraniu mieć będziemy, jak daleko nie szukając w operującym w podobnej delikatności melancholijny „To Cross or To Burn” Venamoris & Dave Lombardo, to nagle okaże się, że namacalność i poczucie obecności wykonawców niemalże na wyciągnięcie ręki może być jeszcze bardziej realistyczne a wcześniejsza bezpardonowość prezentacji i zapierająca dech w piersiach dynamika pozostają krótko trzymane na wodzy, by nawet przez moment nie wpłynąć na zbytnią nerwowość, czy też spektakularność leniwie sączącej się narracji. Wystarczy jednak perełka w stylu szorstko-garażowego „Animal Magnetism”, by w tzw. okamgnieniu leniwie szemrzący w listowiu strumyczek informacji przerodził się w rwącą górską rzekę o prądzie zdolnym porwać nie tylko niewprawnego pieszego wędrowca, co niefrasobliwie omijającego bród ponad 3 tonowego Forda F150 Raptor (5.0L PDFI V8). Dlatego też sięgając po wielką symfonikę w stylu audiofilskiego wydania Telarca „Tchaikovsky: 1812 Overture, Op. 49, TH 49 & Other Orchestral Works” Erich Kunzel & Cincinnati Pops Orchestra miejcie Państwo baczenie, iż rozpiętość dynamiczna wielkiego aparatu wykonawczego to nie przelewki, więc warto biorąc ów fakt pod uwagę dostosować głośność, by nie zostać zdmuchniętym z kanapy przy pierwszym lepszym tutti, bądź armatniej salwie.

Śmiem twierdzić, że ekipa z Ry zamiast asekuracyjnego liftingu biorąc na tapet pomysł modernizacji nadal świetnie sprzedającej się i cieszącej się w pełni zasłużonym szacunkiem 300-ki pojechała po przysłowiowej bandzie i stworzyła prawdziwą, zintegrowaną bestię, której charakter dyplomatycznie ukryła pod symbolem adekwatnym oddawanej przy 8Ω mocy. Wystarczy jednak dosłownie chwila sam na sam z Diablo 333, by dojść do niepodważalnych wniosków, że prawdziwą naturę tytułowej super-integry oddają przypisane 4Ω impedancji trzy szóstki. Zaintonujmy zatem „The Number of the Beast” i zegnijmy karki przed nowym władcą piekieł, bo w pełni na to zasługuje.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Choć znajomość oferty duńskiej marki Gryphon Audio żartobliwie mówiąc mamy w tak zwanym małym palcu, to jednak w przypadku tego konkretnego produktu spokojnie możemy powiedzieć „nareszcie”. A to dlatego, że choć od monachijskiej premiery dzisiejszego bohatera minęły ponad dwa lata, to z uwagi na duże zainteresowanie pośród dystrybutorów na świecie, które przełożyło się na długie oczekiwanie na pierwszy egzemplarz w Polsce oraz sporą listę potencjalnych nabywców chętnych do posłuchania i ma się rozumieć recenzentów spowodowały, że na jego wizytę w naszych okowach trzeba było czekać aż do dziś. Czy było warto? Cóż, patrząc od strony kolejnego ciekawego doświadczenia bez dwóch zdań jak najbardziej. A jak brzmi odpowiedź w odniesieniu do oferowanego brzmienia? Na to, skądinąd najważniejsze pytanie odpowiedź znajdziecie oczywiście w poniższym, będącym wynikiem starań łódzkiego Audiofastu teście, którego tematem zgodnie z tytułem artykułu będzie wzmacniacz zintegrowany Gryphon Audio Diablo 333.

Jeśli chodzi o aparycję tytułowego diabła, jedno jest pewne, wizualnie dzieje się sporo. Jednakże co dla tej marki jest znamienne, mimo wielu zabiegów designerskich żaden produkt tej stajni nie wygląda nazbyt strojnie, żeby przypominać cygański tabor – z całym szacunkiem dla wspomnianej podróżniczej nacji. To oczywiście feedback odpowiedniego wyczucia estetyki ogólnego wyglądu tego typu urządzeń. Co to oznacza? Już zdradzam. W przypadku naszego bohatera front to umiejętne połączenie grubego płata szczotkowanego aluminium z wyciętym motywem trójkąta uzupełnionym czernionym akrylem, w dolnej części którego wkomponowano lekko wystający, podobny wizualnie i tak samo wykończony, tylko nieco mniejszy prostopadłościan jako ostoja dla naprawdę czytelnego, dotykowego wyświetlacza. Kreśląc kilka zdań o innych elementach obudowy chyba najważniejszymi, będącymi naturalną konsekwencją zapewnienia odpowiedniego chłodzenia przy tak dużej oddawanej mocy są przymocowane do bocznych ścianek obudowy wielkie, zaoblone na górnej i dolnej krawędzi radiatory oraz zorientowane na górnej połaci skrzynki serie bloków poprzecznych otworów wentylacyjnych. Tyle na temat wyglądu i działań na rzecz bezpieczeństwa użytkowania, dlatego przejdźmy do opisu tylnego panelu przyłączeniowego. Ten spełniając zadania poważnej, nie oszukujmy się, iście high-endowej integry jest bogato wyposażony. A znajdziemy na nim 2 wejścia liniowe RCA, dwa wejścia XLR, wyjście liniowe i na dwa subwoofery w testowym egzemplarzu nie zabrakło modułu phonostage’a z wejściem XLR i hebelkową regulacją nastaw dla każdego, terminale kolumnowe, zacisk uziemienia, 20A gniazdo zasilania IEC i gniazdo bezpiecznika. Oczywistym jest dodawanie do kompletu startowego pilota zdalnego sterowania. Co do kwestii danych technicznych, z autopsji wiem, że z długiej listy znakomicie wdrożonych w życie rozwiązań technicznych najistotniejszymi jest brak jakiegokolwiek globalnego ujemnego sprzężenia zwrotnego, prowadzenie sygnału w konfiguracji True Dual Mono oraz moc na poziomie 333W dla 8 i 666 dla 4 Ohm. Jak widać, konstrukcja pod każdym względem nietuzinkowa, dlatego tym bardziej potencjalnych zainteresowanych zapraszam na kilka strof o jej brzmieniu.

Uf, wreszcie dotarliśmy do opisu brzmienia. Dlaczego „uf”? Powód jest banalny i wynikiem niecierpliwości przelania swoich odczuć na klawiaturę. Odczuć z jednej strony pozytywnych, a z drugiej pełnych wskazówek dla potencjalnych zainteresowanych. Chodzi mianowicie o jego wyrazistość prezentacji. Na tle ogólnego mainstreamu najnowszy zintegrowany Gryphon w pozytywnym słowa znaczeniu to zgodnie z nazwą rasowy diabeł. Agresywny w ostrości rysunku i nieobliczalny w ilości oddawanej energii oraz szybkości narastania sygnału, dlatego z tych powodów przez wielu uważany za zbyt mało muzykalny. Ale przecież tak naprawdę taki miał być. Już Diablo 300 dla sporej grupy melomanów był zbyt wyrazisty, niestety z drugiej strony dla innej nie tak nieobliczalny, jak by chcieli celem uzyskania w warunkach domowych dobrze rozumianego szaleństwa. Dlatego aby spełnić oczekiwania tych ostatnich, powołano do życia tytułowe trzy trójki. Co ważne, od pierwszego włączenia mające wiele wspólnych sonicznych cech z ostatnio nabytym przeze mnie przedwzmacniaczem liniowym Commander. Chodzi o dobrze rozumianą twardość i kontrolę dźwięku, przy zachowaniu odpowiedniej energii w środku pasma i zjawiskowym blasku górnego zakresu. I gdy wydawałoby się, że na przysłowiowej tacy dostajemy uniwersalny lek na wszelkie problemy konfiguracyjne, tak naprawdę stajemy przed nie lada wyzwaniem ujarzmienia tak mocy, jak i przez wielu z nas poszukiwanych, w tym przypadku wyśrubowanych jakościowo cech rysujących świat muzyki. Bez odpowiedniego podejścia Diablo 333 kolokwialnie mówiąc nie zostawia jeńców. Wszytko co robi, czyli podanie rytmu, dozowanie energii, szybkość i dźwięczność w tym przypadku bardziej rysowanego, aniżeli malowanego świata zapisów nutowych, robi na rzadko spotykanym w naszej zabawie poziomie. Niestety w tym wszystkim jest jeden haczyk. Otóż, gdy z jednej strony jest to bardzo poszukiwane, z drugiej niestety bardzo wymagające od strony konfiguracyjnej. Jeśli jednak się z tym uporamy, co na bazie wiedzy wkomponowania podobnie brzmiącego przedwzmacniacza Commander bez problemu uczyniłem, dostajemy świat muzyki przez duże „Ś”, czyli pełen oczekiwanych zaskoczeń, bo wizualizowany bez nudnych uśrednień, co każdy rodzaj twórczości dosłownie i w przenośni pokazywał jak na dłoni.
Weźmy na tapet choćby według niektórych obecnie grającą nie rocka, tylko Thrash metal Metallicę i jej „72 Seasons”. Owszem, w tym materiale są świetne brzmiące gitary, charyzmatyczna wokaliza, ale nie oszukujmy się, ton całemu przedsięwzięciu nadaje perkusja. Mocna, szybka, zaskakująca w zmianach rytmu, bez czego moim zdaniem ten kultowy zespół tym krążkiem powieliłby jedynie dawne produkcje, a tak nawet nie do końca wpisując się w oczekiwania wiernych fanów pokazał, że panowie mimo słusznego wieku potrafią przyłożyć. I jeśli chodzi o mnie, bez problemu to kupuję. A gdy do tego dostałem poziom agresji oferowanej przez Diablo 333, płyta ciurkiem leciała od dechy do dechy z czarnego krążka dwa razy z rzędu. Dlaczego z nośnika winylowego? Po pierwsze to efekt wiedzy co z czym połączyć – o stosownych kablach nie wspominając, aby dostać oczekiwany wynik, a po drugie z uwagi na bardziej ludzką od cyfrowego źródła specyfikę brzmienia. Reasumując występ przywołanego materiału otrzymałem mocną krawędź dźwięku, dzięki temu czytelny rysunek wirtualnej sceny z idealnie podanymi poczynaniami bębniarza, solidną dawkę energii podkreślającą nie tylko stopę perkusji, ale także gitarowe popisy oraz dzięki dźwięczności najwyższych rejestrów znakomity rozmach prezentacji. Jednym słowem ogień w najczystszej postaci. Żadnego umilania na siłę, tylko realizację w artystycznym rozumieniu złowrogich zamierzeń artystów.
Z innej beczki spójrzmy na muzykę spod znaku kontemplacyjnego jazzu formacji Bobo Stenson Trio „Sphere”. To jak wiadomo inna bajka muzyczna. Pełna powolnego, ale dogłębnie wnikającego w duszę słuchacza rozbudzania emocji poprzez cyzelowanie pojedynczego dźwięku. A jeśli tak, nieocenionym wydaje się być podejście do tego tematu z punktu widzenia 333, czyli wyraziście w każdym aspekcie. I po trosze tak jest. Dlaczego dałem margines bezpieczeństwa? To wynika z dotychczas wyartykułowanych w teście niuansów sonicznych naszej integry. Chodzi o łatwe przerysowanie tej muzyki, co może skończyć się pewnego rodzaju klinicznością prezentacji. Niestety nie samą krawędzią wirtualnego bytu i jego zwartym uderzeniem akurat ten nurt jazzu żyje. Do nadania mu odpowiedniej mistyczności potrzebna jest jednak szczypta plastyki. Plastyki, która akurat w tej konstrukcji Gryphona nie jest jakoś szczególnie eksponowana – to raczej domena wszystkich końcówek mocy grających w klasie A i trzeba zadbać o jej poziom za pomocą konfiguracji systemu. Ja oczywiście się postarałem i muzyka wypadła fajnie, ale przyznaję się bez bicia, że i tak do sposobu na muzykę w estetyce mojego grającej w czystego w klasie „A” Apex-a i tak było daleko. Dobrze w ogólnym rozrachunku, jednak dla mnie, na co dzień mocno stawiającego na lekkie podkręcenie ciepła i soczystości nawet kosztem konturu przekaz mógłby oferować nieco więcej przysłowiowego „mięcha”. Ale zaznaczam, przerysowuję sytuację, alby pokazać gdzie tkwi clou zakończenia z pełnym sukcesem próby zaadaptowania Duńczyka w momencie hołubienia solidniejszej dawki homogeniczności. Czy zatem mimo wielu dobrych wyników testu jednak udało mi się wyłapać jakiś problem? Bynajmniej, bowiem już w przedprodukcyjnych założeniach projekcja ostentacyjnie miłej dla ucha muzyki nie była jego gestii. Miał być bardziej wyrazisty od 300-ki i taki jest. Koniec kropka.

Gdy nadszedł czas ogólnej oceny brzmienia naszego bohatera i wytypowania dla niego potencjalnej grupy docelowej, zrobię to w kilku żołnierskich słowach. Jeśli jesteś piewcą lampowego czarowania, nawet z samego założenia konstruktorów pokazania muzyki pełnej nieprzewidywalności z najmocniejszym Diablo z pewnością bliską stu procent nie będzie Tobie po drodze. W momencie stawiania na fajny konsensus pomiędzy wagą, plastyką i ostrością rysunku spektaklu muzycznego po umiejętnym dostrojeniu zestawu do estetyki grania 333 bez problemu się w nim zakochasz. Jeśli zaś szukasz dobrze rozumianej bezczelności grania swojej układanki, moim zdaniem bierz go w ciemno. Oczywiście w ostatnim przypadku również powinno się z nim odbyć sesję zapoznawczą, ale po tym co pokazał w wersji sauté, czyli wpięty bez żadnych korekt systemu, jestem dziwnie spokojny, że ta grupa bez najmniejszych problemów znajdzie w nim swojego pobratymcę praktycznie od startu. To wcielony diabeł i jeśli wewnętrznie tak się czujecie, nie będzie innej drogi.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Audiofast
Producent: Gryphon Audio
Cena: 118 000 PLN; + 33 000 PLN DAC2; + 26 000 PLN PS3 phono module

Dane techniczne
Moc: 2 x 333 W / 8Ω; 2 x 666 W / 4Ω; 2 x 1100 W / 2Ω
Impedancja wyjściowa: 0,015 Ω
Pasmo przenoszenia (-3dB): od 0,1 Hz do 350 kHz
Pojemność kondensatorów: 2 x 68 000 µF
Wzmocnienie: +38 dB
Wzmocnienie wyjścia na subwoofer: +12dB
Impedancja wejściowa: 50kΩ (XLR); 30kΩ (RCA)
Wejścia: 2 pary XLR, 2 pary RCA
Wyjścia: para RCA (tape out); para RCA (Sub out)
Pobór mocy: ≤ 0.5W (standby), 180W (w spoczynku)
Wymiary (S x G x W): 468 x 472x 245 mm
Waga: 50,6 kg

Pobierz jako PDF