Opinia 1
Pomimo nieukrywanego entuzjazmu z jakim podchodzimy do wszelakiej maści akcesoriów i okablowania, w tym zasilającego i cyfrowego, z pewnym zdziwieniem odkryliśmy, iż mimo najszczerszych chęci, przynajmniej do tej pory, do takiego prawdziwego – hardcore’owego pułapu ultra High-Endu przewodów ethernetowych jeszcze dotrzeć nam się nie udało. Oczywiście dla nieskażonych audiophilią nervosą melomanów poziom reprezentowany przez Audiomica Laboratory Anort Consequence Ethernet, JCAT Reference LAN Cable GOLD, czy nawet fidatę HFLC to swoiste Himalaje (dla antykablarzy, płaskoziemców i wykształconych ponad własną inteligencję przede wszystkim absurdu), jednak mając całkiem pokaźny podkład natury empirycznej, czyli wiedzy i doświadczeń zdobyty nie na podstawie zdjęć i opinii osób trzecich, lecz odsłuchów i to w większości prowadzonych we własnych systemach doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że do przysłowiowego Olimpu jeszcze długa droga. Cały czas jednak monitorowaliśmy rynek i o ile kuszącego drewnianymi baryłkami i złotą konfekcją Nordosta Valhalla 2 jeszcze w rękach nie mieliśmy, to już dzięki uprzejmości ekipy łódzkiego dystrybutora Audiofast zdołaliśmy na testy pozyskać przewód jeszcze bardziej intrygujący, czy też ze względu na zastosowane technologie wręcz unikalny – Synergistic Research Galileo SX Ethernet.
Skoro osiągnęliśmy stratosferę High-Endu spodziewać by się można co najmniej ręcznie rzeźbionej i bogato inkrustowanej, wyściełanej jedwabiem szkatuły. Tymczasem Synergistic Research Galileo SX Ethernet dostarczany jest końcowemu odbiorcy w eleganckim, acz dalekim od tak materiałowego, jak i stylistycznego rozpasania szaro-czarnym kartonowym pudełku, w którego centrum wklejono wycięty z szarej pianki walec pełniący rolę swoistego etui dla … sieciowego wtyku schuko i dwóch przypominających naboje modułów tuningowych. Sam przewód prezentuje się, jak na tzw. „skrętkę”, również dość zaskakująco. Pomijając bowiem solidną konfekcję Telegärtnera i opalizującą czerń zewnętrznego oplotu znajdziemy na nim, od strony źródła (tak, ten przewód jest kierunkowy) tajemniczy carbonowy cylinder, oraz dwa intrygujące „wąsy”, z których jeden zakończono miniaturowym banankiem a drugi mini-jackiem. Zaspakajając Państwa ciekawość od razu zdradzę, iż z pomocą owego „bananka” łączymy Galileo SX z uziemiającym przewodem Ground Plane (jak w ramach niniejszej recenzji), bądź opcjonalnym modułem Ground Block, co zgodnie z zapewnieniami producenta, w obu przypadkach, zapewni eliminację degradujących brzmienie ładunków elektrostatycznych gromadzących cię na powierzchni przewodów. Z kolei wtyk mini jack dedykowany jest modułom tuningowym Gold i Silver UEF, czyli autorskim układom strojącym umożliwiającym zaakcentowanie idącej w parze z ciepłem detaliczności (Silver), bądź jedwabistą gładkość oraz napowietrzenie (Gold). Natomiast wspominany cylinder to nic innego, jak filtr UEF drugiej generacji, który cytując materiały producenta „wykonano z czystego srebra, grafenu oraz dielektryków teflonowych i jedwabnych (…) bezpośrednio filtruje ekran i jest indukcyjnie związany z sygnałem, z którego eliminuje szum i pozwala informacjom na niczym niezakłócony przepływ między oboma końcami przewodu”. Jeśli zaś chodzi o same ekranowanie, to Synergistic Research jako pierwsza firma na świecie, w swym topowym modelu zastosował będący nadprzewodnikiem bez potrzeby chłodzenia … grafen a specjalne ułożenie wokół przewodników siatki ekranu UEF ochrzciła jako Matrix Shield.
Uff, po tej jakże potężnej dawce iście futurystycznych informacji od siebie jedynie dodam, iż Galileo SX jest dość sprężystym i przy tym sztywnym przewodem, w czym nieco przypomina moją wiekową, wykonaną ze srebrnych i zalanych tajemniczą miksturą drutów łączówkę USB Goldenote Firenze Silver, więc warto mieć ów fakt na uwadze planując jego aplikację. Chodzi bowiem nie tylko o zapewnienie mu odpowiedniej ilości miejsca, co również o zapobieżenie ewentualnej lewitacji spiętych nim, chodzących z reguły w wadze muszej urządzeń w stylu switchy (vide Silent Angel Bonn N8 / NuPrime Omnia SW-8) i routerów. Jednostkom bezkompromisowo podchodzącym do tych zagadnień z czystym sumieniem mogę w tym momencie polecić zainteresowanie się np. „cegłą” Thixar Eliminator a wszystkim pozostałym powszechnie dostępnymi i z powodzeniem stosowanymi przez piszącego niniejsze frazy, ciężkimi stalowo-gumowymi stoperami do drzwi.
No dobrze. Skoro już jesteśmy po dawce PR-owo marketingowych słodkości i bez potężnego zaplecza laboratoryjnego, bądź chociażby bestialskiej dewastacji przewodu, trudnych do zweryfikowania technikaliów i biorąc pod uwagę fakt, iż papier jest w stanie przyjąć praktycznie wszystko, chyba, że jakaś mikra persona uzna, iż to, co wydrukowane w trybie ASAP być powinno, takowej – opublikowanej formy wcale przybierać nie musi, a tym samym wejść w życie / nabrać mocy prawnej nie może, do nausznej części testów podchodziłem bez nie wiadomo jakich, znaczy się wygórowanych, oczekiwań. Ot przewód jak przewód a że jakieś zmiany wprowadzi, to raczej nikogo, mającego chociażby śladowe doświadczenie empiryczne, dziwić nie powinno. Nie znając przebiegu otrzymanego na testy egzemplarza, zgodnie z zaleceniami producenta wpiąłem go „sauté”, czyli bez modułów tuningowych, w system (pomiędzy zasilanego Foresterem Silent Angela Bonn N8 a Lumina U1 Mini) i zastępując nim Audiomica Laboratory Anort Consequence Ethernet, dałem czas na nieśpieszną, wynikającą z braku presji czasu, ponad 96h akomodację.
Pierwsze wrażenia? Sformułowanie „porażające” wydaje się w tym momencie zbyt autorytatywne i nieco przesadzone, nieadekwatne pod względem ładunku emocjonalnego, więc posłużę się zwrotem zdecydowanie bardziej wyważonym, jakim jest „obiecujące”. Bynajmniej nie chodzi mi w tym momencie o kurtuazyjne „ma potencjał”, po którym zazwyczaj następuje rozwadniające ewentualne pozytywy „ale …”, lecz o samą intensywność i sygnaturę zmian, jakie aplikacja Galileo SX wprowadziła. To, że było lepiej nie ulegało bowiem nawet najmniejszej dyskusji, jednak aby określić skalę poprawy musiałem dać sobie znacznie więcej czasu. A tego, jak już zdążyłem wspomnieć, miałem pod dostatkiem.
Przyczyny tego, że było lepiej należało upatrywać zarówno w nieskrępowaniu pod względem dynamicznym, jak i, a raczej przede wszystkim, informacyjnym. Słychać było bowiem właśnie przede wszystkim więcej. Wynikało to jednak nie ze zwykłego podkręcenia analityczności i wykonturowania poszczególnych dźwięków a jeśli nie wzrostu rozdzielczości, co zmniejszenia stopnia degradacji wprowadzanej przez medium dane muzyczne przesyłające. Warto bowiem mieć świadomość pewnego, wydawać by się mogło oczywistego, dogmatu. Otóż żaden przewód, abstrahując od tego w jakiej domenie działający, sam z siebie do użytecznego sygnału nic nie doda. Chociaż może inaczej – żeby być lepiej zrozumiałym. On nie odtworzy utraconych wcześniej danych, dźwięków, etc. Jedyne co może dodać to … mówiąc wprost „śmieci”, bądź zebrane z otoczenia, bądź wygenerowane w nim samym, a lwia część wysiłków konstruktorów, oczywiście w większości wytłumaczalnych przypadków, skupia się na minimalizacji zjawiska utraty, czyli de facto zachowywania dla siebie (bądź potomnych ;-) ) owych użytecznych danych. Jeśli zatem słychać więcej a zarazem lepiej, to znak, że nie tyle Galileo SX cokolwiek „dokleił i dosypał”, co nic, bądź mniej od szanownej konkurencji po drodze „zgubił” a przy tym zdołał uchronić transferowany pakiet informacji przed degradującym wpływem czynników tak wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Doskonale było to słychać na pełnym ciszy „Lontano” Tomasz Stanko Quartet, jak i podkreślonego basową, syntetyczną składową ambientowego tła „Sounds Of Mirrors” Dhafera Youssefa. Czy to było rzeczywiście wszystko, co z ww. albumów można wycisnąć tego nie jestem w stanie autorytatywnie stwierdzić, choć śmiało mogę założyć, że … nie. Nie wykluczam bowiem, że gdzieś, kiedyś, ktoś stworzy, bądź nawet już to zrobił przewód zdolny pokazać jeszcze więcej. Jednak na tę chwilę tytułowy model Synergistic Research mogę uznać zarówno za najlepszą, jak i najbardziej transparentną a przy tym komunikatywną (chodzi tak o wolumen, jak i jakość dostarczanych informacji) łączówkę z jaką miałem przyjemność się zetknąć. Czemu o tym piszę tu a nie w podsumowaniu? Bo to kluczowa informacja i fakt. A z faktami się nie dyskutuje. Dzięki temu, już bez dyskusji mogłem przejść do stanu, w którym jeśli w głośnikach pojawiały się jakakolwiek ostrość, czy też ziarnistość, miałem 100% pewność, że nie wynikały one z obecności artefaktów powstałych na drodze transmisji a były natywnymi cechami wykorzystywanego przez muzyków instrumentarium. Proszę tylko zwrócić uwagę na partie trąbki Stańki – jak zmienia się jej brzmienie, jak przepływa przez nią powietrze i co się z nim dzieje. Ot taki mikrokosmos składający się na większą, w pełni kompletną i koherentną całość.
Kierując się nie tylko czysto atawistyczną ciekawością, lecz i wynikającą z roli recenzenta funkcją sprawozdawczą, po kilku dniach sięgnąłem po „złoty nabój”, zaaplikowałem go na dedykowanym wtyku i chciał, nie chciał, po raz wtóry musiałem uzbroić się w cierpliwość. Cierpliwość, która została sowicie wynagrodzona, lecz nie w sposób, który całkowicie zmieniłby moje postrzeganie tytułowego przewodu. Jego kluczowe cechy pozostały bowiem na swoim miejscu, jednak niemalże kosmetycznej zmianie uległa „optyka” samej prezentacji. Przykładowo Youn Sun Nah na „Same Girl” potrafiła dać czadu wydobywając ze swojego filigranowego ciałka iście zwierzęcy ryk, jednak nawet w owym ryku nie brakowało kobiecego seksapilu i zalotności. A że owa zalotność miała w sobie coś z wdzięku modliszki, to już zupełnie inna sprawa.
Po przesiadce z Golda na Silvera dźwięk uległ utwardzeniu, kontury stały się ostrzejsze a prezentacja zyskała na intensywniej zaczernionym tle, przez co nawet koncertowe nagrania w stylu „Unplugged” Erica Claptona , czy drugi krążek (ten z 5 lipca 1997 z mini-koncertu Tokyo, wydany również jako „Starkers In Tokyo”) z „Unzipped (Super Deluxe Edition)” Whitesnake (a tak po prawdzie jedynie Davida Coverdale’a na wokalu i Adriana Vandenberga na gitarze akustycznej) zabrzmiały nieco bardziej studyjnie. Nie oznacza to bynajmniej wycięcia, czy też schowania w cień publiczności, bo niezależnie od stopnia żywiołowości reakcji, doskonale ją słychać, lecz również cały czas mamy wierne oddanie kubatury sali w jakiej realizacji dokonano. Tu raczej chodzi o samo ogniskowanie ostrości, o skupienie uwagi słuchaczy na samych muzykach. Coś w stylu umiejętnego operowania światłami śledzącymi i podkreślającymi ruch sceniczny. Ponadto sygnatura blach ewoluowała z bardziej złotej w kierunku nieco chłodniejszego srebra. Wywołana różnym umaszczeniem „nabojów” autosugestia? Śmiem wątpić, gdyż to nie chodziło o niuanse w stylu muskania perkusjonaliów przez nobliwego Stonesa na „Charlie Watts Meets The Danish Radio Big Band (Live At Danish Radio Concert Hall, Copenhagen / 2010)”, lecz o pełną bezpardonowych ataków Mike’a Portnoy’a na nad wyraz imponujący zestaw „garów” prog-metalową perełkę, czyli „Psychotic Symphony” Sons Of Apollo. Tu nie ma miejsca na „chyba”, czy „wydaje się”. Po prostu dostajemy strzał w ucho i wiemy po której stronie mocy była i jaką temperaturę barwową miała dana blacha.
Najwyższa pora kończyć ten pean ku czci ekipy Synergistic Research i ich topowej łączówki Galileo SX Ethernet, bo jeszcze komuś z Państwa cukier skoczy. Jednak pomimo najszczerszych chęci i usilnych starań podczas kilkutygodniowych testów nie udało mi się przyłapać jej na jakimkolwiek, nawet najmniejszym uchybieniu, czy chociażby próbie pójścia na łatwiznę. Ot bezkompromisowa jakość i dźwiękowy absolut, choć gdybym miał się wykazać małostkowością, mógłbym gdzieś między wierszami napomknąć, że okupiony pewnymi (znacznymi?) kosztami, oraz wspominanymi wcześniej uwarunkowaniami natury ergonomicznej. A że małostkowy nie jestem, to wypada mi tylko z wielkim bólem serca ów przewód wypiąć i odesłać do dystrybutora jednocześnie wpisując na listę pobożnych życzeń odnośnie prezentów spodziewanych pod tegoroczną choinką.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Prawdopodobnie większość z Was pamięta czasy, gdy świadomość ważkości okablowania i jego wpływu na finalne brzmienie zestawów audio dopiero kiełkowała. Na szczęście począwszy od sygnałowych, poprzez głośnikowe, po sieciowe, po latach sporów temat dało się nieco mniej ordynarnie – siłowo, aniżeli obecnie w polityce, przepchnąć, tylko kilku niedowiarkom w prosty sposób – empirycznie udowodnić, przez co larum samoczynnie wygasło. I gdy wydawałoby się, że po tej burzy nastąpi dłuższy czas spokoju, dla jednych nieoczekiwanie, a dla innych jako naturalna kolej rzeczy przyszedł czas na kolejną batalię, tym razem w temacie okablowania cyfrowego z przesyłającymi zera i jedynki kablami USB i LAN w roli głównej. Niestety na obecną chwilę dla wielu sprawa jest nie do przełknięcia, dlatego bój trwa. Jakie są szanse, aby go zażegnać, nie mam bladego pojęcia. Jednak tak po prawdzie to nieistotne, bowiem przezornie nie chcąc pozostać poza burtą wiedzy o nieuchronnych zmianach w dbałości o jakość sygnału cyfrowego, jedna z najnowszych odsłon łączówek ethernetowych wielkiego gracza światowego rynku będzie punktem zapalnym dzisiejszego odcinka. Oczywiście jak to u nas bywa, pojechaliśmy po przysłowiowej bandzie i dzięki przychylności łódzkiego dystrybutora Audiofast udało się nam pozyskać na testy flagowy model kabla LAN amerykańskiej marki Synergistic Research Galileo SX Ethernet. Zainteresowani? Jeśli tak, wiecie co robić.
Jeśli chodzi o technikalia, tak prawdę mówiąc, próba ich dokładnego wyartykułowania wiązałaby się z rozwodnieniem tekstu do granic rozsądku, dlatego też odsyłając po najdrobniejsze szczegóły – oczywiście zdroworozsądkowo chroniące know-how produktu – na stronę producenta, wspomnę kilka najważniejszych zagadnień. Idąc za informacjami producenta, wiemy, iż najnowsza odsłona flagowego kabla LAN SR Galileo SX Ethernet opiera się na udoskonaleniu technologii ekranowania i filtrowania przepływającego w przewodnikach sygnału z użyciem stosunkowo niedawno zaistniałego na rynku jako konstrukcyjny półprodukt, grafenu. Zastosowane w kablu filtrowanie na bazie firmowej technologii UEF realizowane jest przy pomocy niedużego karbonowego cylindra w służbie czyszczenia sygnału wykorzystującego technologiczny mariaż srebra, grafenu oraz teflonowych i jedwabnych dielektryków. Do ich kompetencji należy filtracja ekranu przewodu, a z drugiej indukcyjnie wpływają na przepływający w nim sygnał, czyszcząc go z szkodliwych szumów. Ponadto w komplecie startowym otrzymujemy dwie różne barwowo baryłki. Srebrna oferuje dźwięk szybki i zwarty, zaś złota do wspomnianych atrakcji dodaje szczyptę nasycenia i plastyki, co pozwala dobrać estetykę pracy kabla w zależności od potrzeb czy to zastanego systemu, czy upodobań klienta. Kolejnym tweak-iem poprawiającym przepływ sygnału w omawianej łączówce cyfrowej jest technologia połączenia zakończeń przewodów Ground Plane z uziemieniem lub Ground Boxem. To działanie usuwa nagromadzone na powierzchni przewodów ładunki elektryczne, przez co według zapewnień producenta i co oczywiście nie omieszkam sprawdzić, znacznie poprawia się prezentacja mikrodetali w słuchanej muzyce. Wieńcząc dzieło tak zwanego „od-szumiania” wrażliwych na zewnętrzne zakłócenia sygnałów, pochodzący zza oceanu producent, wspomniany na wstępie tego akapitu grafen zaprzągł do pracy dodatkowo jako ekranującą przewody siatkę w zewnętrznej otulinie o firmowej nazwie Matrix Shield. Cel? Poprzez zmniejszenie szumów w sygnale poprawia się muzykalność przekazu, czemu również postaram się głębiej przyjrzeć. Tak po krótce mają się sprawy techniczne. Skomplikowane? Nie? Spokojnie, to pytanie retoryczne, gdyż dla nas ważny jest efekt końcowy, który postaram się w miarę strawnie przybliżyć poniżej części.
Dla łatwiejszego zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi, tytułowy LAN skonfrontowałem ze zwykłą, dostarczaną ze streamerem sznurówką. To było swoiste trzęsienie ziemi. Muzyka przestała być krzykliwa, siać sybilantami i odznaczać się bolesną dla ucha, pozbawioną body anoreksją. Nagle przekaz wyrównał potencjał nasycenia, dzięki czemu instrumenty i wszelkiego rodzaju wokalistyka zaczęły brzmieć nad wyraz realistycznie. Pozbyłem się nieprzyjemnego rozjaśnienia, zaś w to miejsce otrzymałem solidne pokłady namacalności. Jednak to nie było zwyczajne dociążenie muzyki, które zazwyczaj w zamian skutkuje utratą ważnych dla realnego oddania świata muzyki informacji. Nic z tych rzeczy. Dźwięk przy fenomenalnym konsensusie pomiędzy barwą, atakiem i lotnością zyskał dodatkowy pakiet witalności. Jak to możliwe? Słowo, a raczej fraza klucz, to znacznie lepsza rozdzielczość prezentacji. W stosunku do wersji startowej, testowany kabel sprawił, że w pierwszej kolejności na środku zrobiło się delikatnie ciemniej i gęściej, ale przy tym dźwięk odznaczał się większą iskrą w górze i solidniejszą podstawą w dolnych rejestrach, co suma summarum przekładało się na lepsze oddanie – czytaj bardziej rozdzielcze – niesionej muzyką energii. Jak to możliwe? Według producenta wystarczy wyczyścić dostarczany do streamera sygnał, co przywołanymi w poprzedniej części zabiegami ekranowania i filtrowania uczynił. Czy to jedyne zastosowane zabiegi? Tego nie wiem. Za to wiem, że muzyka w dobrym tego słowa znaczeniu, nagle wybuchła. Co to oznacza? Z uwagi na fakt opisywania kabla cyfrowego nie będę się rozwodził nad poszczególnymi płytami tylko wspomnę, iż twórczość rockowa oraz elektroniczna, gdy było to zamierzeniem artystów, swoją energią, bezkompromisowością ataku i wyrazistością w oddaniu poziomu decybeli podczas popisów pełnego składu, tak jak powinna, brutalnie niszczyła moje narządy słuchu, jazzowa czarowała pełnią informacji na temat zlokalizowanych na pozbawionej kresu wirtualnej scenie bytów, a wokalna, w szczególności zrealizowana w wielkich przybytkach sakralnych, bez oznak najmniejszych ograniczeń zdawała się zabierać mnie osobiście na słuchane koncerty. I co najciekawsze, nie miał znaczenia zadany na źródle poziom wzmocnienia, byłem tylko ja i nadzwyczaj realnie, czyli czytelnie i płynnie wykonywana muzyka. Dlaczego o tym wspominam? To proste. Wcześniej poziom zniekształceń był tak duży, ze już minimalne wyższe, aniżeli średnie, odkręcenie gałki Volume, z uwagi na nieodfiltrowanie szkodliwych zanieczyszczeń sygnału, powodowało słyszalne pogorszenie się dźwięku, co jeśli nawet w jakiś sposób przez moment mojemu mózgowi udawało się odfiltrować, to na dłuższą metę okazywało się męczące, by w porywach stawać się nawet nie do wytrzymania. Powiem szczerze, aż takiego spektaklu się nie spodziewałem. Owszem, zakładałem poprawę brzmienia poprzez nasycenie przekazu, jednak natychmiast w pakiecie czekałem na zazwyczaj jego lekkie uśrednienie w domenie witalności, a tutaj taki pozytywny „zonk”. To w zależności od użytego modułu tuningowego było świetne połączenie ataku, masy, barwy i detalu, co zazwyczaj zdarza się stosunkowo rzadko, a czego ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu doświadczyłem podczas tego testu, za co konstruktorom należy się zasłużony szacunek.
Nie wiem, czy mieliście okazję zderzyć się z aż tak dużymi pozytywnymi zmianami. Najczęściej poprawa jest co najwyżej wyraźna. Tymczasem w rym podejściu testowym była dramatycznie duża in plus. Muzyka nabrała masy, a mimo tego nic nie straciła na transparentności. Ba, jak wspominałem, nawet w tym aspekcie się poprawiła. Czy użycie tytułowego kabla Synergistic Research Galileo SX Ethernet sprawdzi w każdym systemie? Powiem tak. Jeśli nie – piję tutaj do porażki w stylu zbyt lekkiego dźwięku, oznaczać to będzie jedynie, że Wasz zestaw ociera się o umiejętnie skrywaną niedowagę. Jednak i w tym przypadku jeśli wiecie, o co w naszej zabawie w zaawansowane podejście do zagadnienia audio chodzi, nawet przy braku decyzji zakupowej, docenicie wykonany przez Amerykanów kawał dobrej roboty.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– streamer Melco N1A/2EX
– switch Silent Angel Bonn N8
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Trident II
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Audiofast
Cena: 14 000 PLN / 1m + 2 340 PLN za dodatkowe 0,5m