Opinia 1
Pomimo, jak się miało okazać mylnego, przeświadczenia, że jeśli chodzi o słuchawki, to wyroby HiFiMan-a gościły u nas kilkukrotnie, szybki remanent publikacji w sposób całkowicie obiektywny a przy tym i bezlitosny wykazał, iż tak naprawdę do tej pory mieliśmy okazję pochylić się li tylko nad referencyjnymi HE1000. Doprawdy trudno nam wytłumaczyć taki stan rzeczy tym bardziej, że w tzw. międzyczasie nie tylko bezpośrednia konkurencja, czyli Audeze, lecz nawet i niejako powracający na słuchawkowe pole bitwy Denon, zdążyły mieć po kilka odsłon na naszych łamach. Chcąc zatem jak najszybciej nadrobić powyższe niedopatrzenie udało nam się pozyskać na testy wielce urodziwy, a przy tym nad wyraz rozsądnie wyceniony model HE5se, który to pojawił się w naszej redakcji dzięki uprzejmości dystrybutora – białostockiego Rafko. W dodatku, a raczej jako dodatek, w dostarczonej przesyłce oprócz słuchawek znaleźliśmy również profilaktycznie dołożony jako punkt odniesienia niewielki, acz nader intrygujący firmowy, wyposażony w przetwornik D/A, wzmacniacz słuchawkowy HiFiMAN EF100.
Słuchawki planarne zdążyły już nas przyzwyczaić, iż za jakość nie tylko trzeba swoje zapłacić, ale i co nieco na czerepie ponosić, czyli przekładając to na język zrozumiały dla ogółu, w większości przypadków jest nietanio i nielekko. Tymczasem 5-ki są zaledwie 10 g cięższe od konwencjonalnych, topowych Denonów AH-D9200 a jeśli chodzi o wykorzystujące w roli przetworników cienką jak opłatek diafragmę konstrukcje, to do tej pory jedynie MrSpeakers Ether Flow (370g) i OPPO PM-1 (395g ) mogły pochwalić się iście muszą wagą, gdyż np. Audeze (LCD-3, LCD-4) bez zbytniego skrępowania dobijały do 600g. Opisując dzisiejsze bohaterki warto dodać, iż troskę o nasz szyjny odcinek kręgosłupa widać nie tylko na wadze, ale i generalnie ergonomii a co za tym idzie możliwie równomiernym rozłożeniem masy. Szeroki, wykonany ze sztucznej skóry pas nagłowny rozpięty na metalowym pałąku i niezwykle przyjemne w dotyku pady– obszyte na obwodzie materiałem skóropodobnym a od strony uszu delikatną dzianiną bardziej otulają, aniżeli ściskają w przysłowiowym imadle czerep użytkownika. Swoje trzy grosze dorzucają wypełniające poduszki pianki o efekcie pamięci, więc nawet długie godziny poświęcone na odsłuchy nie powinny zbytnio dać nam się we znaki. Tym razem korpusy muszli wykonano z tworzywa sztucznego a zewnętrzne grille z aluminium.
Wzmacniacz słuchawkowy HiFiMAN EF100 swą posturą znacząco odbiega od obowiązujących standardów, gdyż zamiast mniej bądź bardziej prostopadłościennego korpusu może pochwalić się karpatkopodobną (to takie ciasto z wysoce kalorycznym kremem), wyposażoną w charakterystyczne płozy aluminiową bryłą. Na jego froncie odnajdziemy oczywiście 6,3 mm wyjście słuchawkowe i trzy hebelkowe przełączniki odpowiedzialne za wybór wejścia, aktywację DAC-a i selektor wyjść (słuchawki/głośniki). Z kolei pokrętło głośności umieszczono na płycie górnej, w której tylnej części w stosownej puszce ukryto transformator zasilający a w przylegającej doń, ażurowej klatce niewielką lampę 6N3J. Przesuwając się ku zapleczu nie należy pominąć lewej ścianki, gdzie ze względów czysto ergonomicznych umieszczono wejście liniowe do odtwarzaczy przenośnych. Ściana tylna z kolei gości parę wejść RC, port USB, pojedyncze terminale głośnikowe i zintegrowane z włącznikiem głównym gniazdo zasilające IEC.
W sekcji wyjściowej – dedykowanej głośnikom pracują układy Tripath oferujące moc 2 x 4.5W przy obciążeniu 4 Ω a widoczna w klatce podwójna trioda 6N3J w sekcji przedwzmacniacza pełni rolę wtórnika katodowego.
Nie ukrywam, że do konstrukcji planarnych mam słabość przede wszystkim ze względu na ich niesamowitą szybkość, natychmiastowość i rozdzielczość. Może nie wgniatają w fotel atomowym basem i zdolnością wygenerowania mocno destruktywnych dla naszego organu słuchu ciśnień akustycznych, ale dają naprawdę sporo w zamian. I tak też było tym razem, gdyż włączony niejako w ramach rozgrzewki króciutki, gdyż zaledwie bisko dwudziestopięciominutowy album „Two Worlds” Andrea Castelfranato sprawił, że HiFiMany po prostu utwierdziły mnie we wcześniejszych obserwacjach. A odgłosy nawałnicy, czy świergot ptaków pomimo nader późnej pory zabrzmiały na tyle naturalnie, że zacząłem się zastanawiać jakim cudem w drugiej połowie lutego i w dodatku kole północy ptactwo wyczynia takie harce. To właśnie owe efekty przestrzenne i zdolność budowania iście trójwymiarowej sceny muzycznej nie wewnątrz mojej głowy, lecz wzorem konwencjonalnych systemów stacjonarnych, wokół mnie, stały się przyczynkiem do dalszych muzycznych eksploracji. Pozostając w gitarowych klimatach nie omieszkałem też sięgnąć po „Live ad Alcatraz” Fausto Mesolelli’ego, gdzie oprócz konwencjonalnego akustyka pojawia się również Ferdinando Ghidelli z gitarą „pedal steel” a całość zrealizowana została z iście audiofilską atencją (jakby nie było w ofercie Fonè to standard). Energia powstająca przy każdym trąceniu struny, czy pracy dłoni na gryfie były podane w sposób na tyle bezpośredni, proszę tylko nie mylić bezpośredniości z ofensywnością, że bez trudu mogliśmy poczuć się czynnymi uczestnikami nagrania.
Podobnie sprawy miały się przy większych składach. Przykładowo koncertową „Symphonicę” George’a Michaela cechował odpowiedni rozmach i całe szczęście ani słuchawki, ani dedykowana im amplifikacja, nie próbowały dokonać autorskiego reskalingu, który w większości przypadków kończy się efektem dioramy. Co ważne właśnie na dużych składach można było pożonglować amplifikacją, gdyż o ile przy swojej cenie EF100 wypadał nad wyraz korzystnie oferując zarówno świetne wysycenie średnicy i gładkość a zarazem rozdzielczość najwyższych rejestrów, to już w definicji najniższych składowych stawiał raczej na krągłość niż konturowość i zamordyzm. Po prawdzie podobną estetykę reprezentował zestaw iFi, z tą tyko różnicą, iż energia w jego przypadku była nieco bardziej namacalna i całość charakteryzowała większa motoryka. Z kolei przesiadka na znacząco wybijającą się ponad stawkę niemiecką ultra high-endową amplifikację, czyli Octave V 16 Single Ended wprowadziło 5-ki na zupełnie inną orbitę. Wzrost holografii i definicji przekazu był wręcz porażający a same słuchawki dostały przysłowiowych skrzydeł. Również bas nabrał iście atomowego wykopu i werwy, co jasno dało mi do zrozumienia, że czego jak czego, ale prądu 5-ki potrzebują naprawdę sporo. Potwierdził to odsłuch „The Astonishing” Dream Theater, który jak wiadomo nie należy do najłatwiejszych do poprawnej reprodukcji (również na słuchawkach) propozycji a tymczasem w ww. konfiguracji z powodzeniem mógł startować w szranki z pełnopasmowym kolumnowym High-Endem. Scena była bowiem nie tylko zaskakująco szeroka, jak i zachwycająca głębią, lecz uwagę przykuwały nad wyraz realistycznie odwzorowane źródła pozorne ze świetnie oddaną otaczającą je aurą. Gitarowe riffy cięły powietrze jak należy a partiom basu i perkusji nie brakowało potęgi i kontroli nawet w najniższych oktawach.
HiFiMan HE5se może nie mają rozmachu, skali i wyrafinowania swojego starszego rodzeństwa, jednak zakładając je na uszy i podpinając do odpowiednio wydajnego źródła nie sposób ich po prostu nie polubić. Trafiają bowiem w punkt zarówno jeśli chodzi o wysycenie, a więc muzykalność, jak i rozdzielczość, dzięki czemu dostarczają niezwykle komplety obraz reprodukowanych nie tylko dźwięków, co przede wszystkim muzyki. Dodając do powyższych zalet ponadprzeciętną wygodę użytkowania śmiało można wpisać 5-ki na listę słuchawkowych rekomendacji.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Ifi Micro iDAC2 + Micro iUSB 3.0 + Gemini
– Wzmacniacz słuchawkowy: Octave V 12
– Słuchawki: Meze 99 Classics Gold; Meze 99 Neo; Denon AH-D9200; HiFi Man HE5SE
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference XLR
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring
Opinia 2
Nie oszukujmy się. Biorąc pod uwagę całość populacji osobników homo sapiens jestem skłonny podnieść tezę, iż rynek słuchawek ostatnimi czasy przegonił segment domowych systemów audio. Naturalnie w owym zbiorze znajdują się również użytkownicy podłączonych do smartfonów lub innych grajków tak zwanych dousznych pchełek. Jednak jakby na to nie patrzeć, przywołana grupa miłośników muzyki ostatnimi czasy jest oczkiem w głowie wielu producentów, co naturalnym procesem rozwoju danej gałęzi przemysłu powoduje pojawianie się w ich ofercie przyciągających do siebie klientów kochających częste zmiany nowości. Oczywiście nowość nowości nierówna, gdyż niektóre brandy potrafią zmienić tylko piórka bez większych korekt w budowie w stosunku do poprzedników. Na szczęście szanujące się marki, jeśli już decydują się na zmiany, z pewnością głównym czynnikiem roszad w ich portfolio jest poprawa jakości generowanego dźwięku. I takim też producentem z pewnością jest będący głównym punktem programu HIFIMAN, który w ostatnim czasie pośród wspomnianego rynku użytkowników nauszników próbuje zaistnieć z nowym modelem słuchawek HE5se. Naturalnie żadne zawieszone na głowie przetworniki same dźwięku nie wydadzą, dlatego też polski dystrybutor – białostockie Rafko, w trosce o pełną synergię podczas oceny możliwości najnowszego dzieła jankeskich inżynierów zadbało o firmowy wzmacniacz słuchawkowy HIFIMAN EF100.
Opis wyglądu słuchawek HE5se nie będzie obfitował w feerię rozwiązań technicznych rodem z Przylądka Canaveral. Piątki w specyfikacji SE HIFIMEN’a w temacie designu są ostoją spokoju. Ale nie wizerunkowej nudy, tylko hołdują unikaniu krzyku przy ponadczasowym połączeniu czerni ze srebrem. Rozpoczynając od spinającego głośniczki pałąka, przez muszle okalające uszy, przyjemne nawet podczas długotrwałego użytkowania pady, siatkę osłaniającą przetworniki od zewnętrznej strony, po skórę nagłowia, wszystko jest czarne. I gdy wydawałoby się, że takiej monotonności nie da się obudzić, w sukurs wręcz idealnemu wpisaniu się w nawet najbardziej wymagające gusta przychodzą wspomniane srebrne akcenty. Z pozoru jest ich niewiele, ale na tyle dobrze wkomponowane, że odbiór wzrokowy produktu zdaje się być ponadczasowy. Wieńcząc ten akapit nie sposób zapomnieć o informacji, iż w komplecie startowym producent gwarantuje nam mieniący się biało-miedzianą poświatą kabel przyłączeniowy do źródła dźwięku zakończony małym bananem typu jack.
Kilka strof o pomagającym w tym testowym sparingu wzmacniaczu słuchawkowym EF100 już w pierwszym zdaniu musi nieść informację, iż mamy do czynienia z konstrukcją wyposażoną w przetwornik cyfrowo/analogowy i wykorzystującą w swych układach elektrycznych lampę elektronową. To zaś już na starcie delikatnie sygnalizuje, że oprócz dużej funkcjonalności mamy spore szanse na co najmniej ciekawy recenzencki epizod. Sama obudowa wzmaka jest wariacją typowej dla mogących się pochwalić szklaną bańką na pokładzie platformą, na której tuż przy froncie z prawej strony zlokalizowano pokrętło głośności, w tylnej parceli usadowiono skryte w zaokrąglonej puszce trafo i obok niego pod ażurową kratką wspomniany pojemnik na wolne elektrony. Awers setki mimo, że jest stosunkowo niewielki oferuje kilka ważnych funkcji. Patrząc od lewej mamy gniazdo słuchawkowe, a z prawej trzy hebelki wyboru pracy urządzenia. Dwa pierwsze obsługują wybór wejścia, zaś zlokalizowany całkiem na prawo decyduje, czy będziemy słuchać słuchawek, czy łatwe do napędzenia kolumny głośnikowe. Kierując opis w stronę pleców, te próbując sprostać nałożonym przez konstruktorów zadaniom, są ostoją dla pojedynczego wejścia liniowego RCA, cyfrowego USB, pojedynczych terminali kolumnowych, włącznika głównego i gniazda zasilającego IEC.
No tak. Można było się tego spodziewać. Czego? Naturalnie sposobu prezentacji muzyki przez tytułowe słuchawki spod znaku HIFIMAN-a. Panowie zza wielkiej wody w dobrym tego słowa znaczeniu bezczelnie postawili na muzykalność. Dobiegający, a raczej wizualizujący się wokół mojej tkanki mózgowej świat muzyki oferował zjawiskową dawkę barwy. Jednak znamiennym przy tym jest, że nic a nic nie ucierpiała przy tym witalność prezentacji. Było gęsto, a zrazem swobodnie, czego wielu producentom zwyczajnie nie udaje się pogodzić, gdyż albo rozjaśniają, albo ze szkodą dla słuchacza zbytnio dociążają dźwięk. Osobiście bardzo lubię, gdy muzyka ma swoją wagę. ale też oczekuję, aby nie zdradzała zjawiska przyduchy, czyli uczucia zabicia jej oddechu. Zapewniam, to da się połączyć, czego idealnym przykładem jest zestaw słuchawek HE5se. Czy to muzyka dawna ze stajni Claudio Monteverdiego, czy ECM-owski jazz, wszystkie płyty z tych nurtów muzycznych pokazywały, jak ważny dla odbioru zamierzeń artystów jest delikatnie przesunięty w stronę barwy balans tonalny. Ale zaznaczam, delikatnie przesunięty, a nie brutalnie ugruntowany w ociężałości. Dlatego też z przyjemnością oznajmiam, gdy sprawą testowanych konstrukcji dostałem dodatkową nutkę barwy, natychmiast zyskały na tym wokalistyka i grające w środku pasma akustycznego instrumentarium. W momencie aplikacji na tacce odtwarzacza płyt cd repertuaru granego przez Jordi Savalla, natychmiast przenosiłem się w majestatyczne kubatury kościelne. Testowy zestaw wyśmienicie podkreślał tak uwielbiane przeze mnie brzmienie instrumentów z epoki, ale również nie zapominał pokazać, jak wydarzenia na posadce kościoła współbrzmią z wszechobecnym echem goszczącej całe wydarzenie budowli. A co z jazzem? W tym przypadku moją uwagę zwróciła praca kontrabasu i perkusjonaliów. W przypadku wielkich skrzypiec dostałem pakiet danych na temat pracy strun, ale z pełnym wsparciem ich bytu przez pudło rezonansowe. Zaś przeszkadzajki bez wyskakiwania przed szereg, lecz z nadającym swobody muzyce blaskiem współgrały z resztą występujących w danej formacji źródeł dźwięku. To było zdroworozsądkowe połączenie barwy i blasku, przy zachowaniu dobrej kontroli niskich rejestrów, co w przypadku dobrego odbioru muzyki jazzowej jest nieodzowne. Na koniec trochę szaleństwa w stylu zespołu Yello „Touch”. Multum elektroniki, modyfikowana wokaliza i wszechobecne przestery są nieodzownymi atrybutami tej formacji. I wiecie co? Zadziwiające, że przecież raczej nastawione na oddanie ducha, aniżeli szatana w muzyce słuchawki HIFIMAN poradziły sobie również z tym repertuarem. Owszem, może nie tak zjawiskowo, jakby tego chcieli elektroniczni ortodoksi, ale zapewniam, rzezi niewiniątek nie było i spokojnie mogę stwierdzić, że również w tym przypadku HE5se ze sparingu wyszły z tarczą.
Wydawałoby się, że coś naznaczone szczyptą koloru powinno co najmniej źle znosić ekstremalne w kwestii szybkości i przenikliwości wybrzmiewania zapisy nutowe. Tymczasem nasze zaoceaniczne bohaterki idąc za ciosem, czyli będącą wodą na ich młyn raczej spokojną, bo nastawioną na pewnego rodzaju monumentalizm muzyką, w mim odczuciu swobodnie brylowały również w tworzonej lub zniekształcanej przez maszyny muzyce elektronicznej. Czy opisywane w powyższym monologu słuchawki HIFIMAN HE5se są dla wszystkich? Nie żebym znalazł w nich jakikolwiek doskwierający mi problem, ale powiem nie. Jednak dla uspokojenia potencjalnych poszukiwaczy sensacji natychmiast zaznaczam, ów zbiór nie do końca chadzających ich drogami osobników jest niewielki, gdyż ogranicza się jedynie do miłośników pękania szkliwa na zębach podczas mitingów muzycznych. Wszyscy inni raczej będą ukontentowani, że dobiegające do ich ośrodków słuchu nuty tworzą z jednej strony soczysty, a z drugiej pełen blasku i powietrza przyjemny w odbiorze spektakl. Ja ze swoją orientacją barwową z pewnością byłem.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Million”
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Rafko
Ceny
HiFiMAN EF100: 2 195 PLN
HiFiMan HE5se: 3 495 PLN
Dane techniczne
HiFiMan HE5se
Impedancja: 41Ω
Skuteczność: 91.2dB
Pasmo przenoszenia: 20Hz-35kHz
Waga: 387g
HiFiMAN EF100
Moc ciągła (RMS): 2W
Moc wyjściowa (głośniki): 2×4.5W RMS / 4 Ω
Przetwornik DAC: 24-bit
Zastosowana lampa: 6N3J
Stosunek sygnał/szum: 95dB
Pasmo przenoszenia: 20 – 20.000Hz
Czułość wyjścia: 7.8V
Obsługiwane słuchawki: do 300 Ω
Wymiary (W x S x G): 10 x 20 x 20 cm
Waga: 2,5 kg