Fakt powrotu do łask płyty winylowej będącej tak na dobrą sprawę jedynym obecnie sensownie sprzedającym się fizycznym nośnikiem muzycznymi pociągnął za sobą oczywisty popyt na krążki, których nakłady dawno się wyczerpały a to, co można upolować na rynku wtórnym jest z reguły w stanie na tyle kontrowersyjnym, że czasem lepiej takiego przechodzonego „białego kruka” powiesić na ścianie, robiąc z niego „lifestyle’owy” zegar, niekoniecznie z kukułką, aniżeli kłaść na talerz gramofonu. Dlatego też, czy to sami artyści, czy też wytwórnie dysponujące prawami do pożądanych nagrań, korzystając z nadarzającej się okazji, oprócz zwykłych „dodruków”, chcąc przyciągnąć nie tylko nowych, lecz i starych, wiernych, posiadających już w swoich zbiorach poprzednie edycje, nabywców decydują się na odświeżenie i wyciśnięcie jeszcze kilku, nieodkrytych dotychczas, smaczków, bądź po prostu poprawę popełnionych wcześniej błędów, ze starych taśm matek. Z jednej strony można powyższe zjawisko traktować jako ewidentny skok na kasą, lecz z drugiej, patrząc na to, co udało się wycisnąć z klasyki rocka, czyli np. z „The Wall” Floydów, czy Jazzu („Kind Of Blue” Milesa Davisa, odrestaurowana przez Jacka Gawłowskiego seria Polish Jazz, etc.) nie sposób odmówić sobie przyjemności wzbogacenia własnej płytoteki. I właśnie z przypadkiem należącym do drugiej z powyższych kategorii mamy dzisiaj do czynienia, bowiem już 13 września ukaże się zremasterowana edycja wydanego pierwotnie nakładem Wifonu (LP053) w 1983 r kultowego i to nie tylko w kręgach miłośników elektroniki, albumu „Ogród króla świtu” Marka Bilińskiego.
Mogłoby się wydawać, że wznowienie, jak wznowienie, więc jeśli ktoś trzyma rękę na pulsie, to pewnie już od dawna ma wpisaną stosowna datę w kalendarzu, bądź nawet „klikniętą” przedsprzedaż i cierpliwie czeka. Tym jednak razem, nieco z wrodzonej przekory a głównie dzięki uprzejmości Organizatorów tytułowego spotkania, zamiast cierpliwie czekać na oficjalną premierę mieliśmy okazję poznać genezę powstania ww. remastera niejako od kuchni i to z ust samego sprawcy owego zamieszania, czyli Pana Marka Bilińskiego, a przy okazji rzucić na transparentne (clarity vinyl) limitacje tak okiem, jak i uchem.
Zacznijmy zatem od początku, czyli od samych przymiarek do wznowienia „Ogrodu króla świtu”. Otóż do tej decyzji Pana Marka Bilińskiego nakłonił jego wydawca, co akurat patrząc na aktualną, panująca na rynku koniunkturę nie powinno dziwić. Dziwić za to może sam proces kompletowania toru umożliwiającego zarówno weryfikację prowadzonych działań, jak i przede wszystkim ustalenie zakresu wymaganych do wprowadzenia zmian. Chodzi bowiem o tym, iż Artysta posiadając taśmy matki nie dysponował ani winylem „z epoki”, ani stosownym gramofonem pozwalającym realnie ocenić jego jakość. O ile bowiem wszelakiej maści operujących w domenie cyfrowej komponentów u Pana Marka było pod dostatkiem, o tyle Jego wiedza dotycząca „szlifierek” ograniczała się do wspomnień z użytkowania Daniela grającego w torze z Altusami. Krótko mówiąc oprócz sentymentu, nijakiej referencji w ówczesnej konfiguracji doszukać się nie sposób. Od czego jednak są znajomi i znajomi znajomych, którzy odpowiednio pokierowali bohatera niniejszej epistoły, który koniec końców trafił do krakowsko-warszawskiego Nautilusa. Następnie na drodze wnikliwych analiz, odsłuchów i debat wybrał mający stanowić jego prywatną „aparaturę pomiarową” gramofon Transrotor Zet 3 z wkładką Shelter 501 III i przedwzmacniaczem gramofonowym Octave Phono EQ.2. Stosowny nośnik, w jednym ze stołecznych muzycznych antykwariatów, też się udało zdobyć i … okazało się, że to, co „tkwiło” w pamięci Pana Marka z „danielowych” odsłuchów miało się nijak do tego, co nawet z nieco przechodzonego winyla udało się wyciągnąć wspomnianemu Transrotorowi. Bowiem wbrew wcześniejszym przeczuciom, że praktycznie cały materiał wymagać będzie kompletnego odrestaurowania i poprawy jedyne co zostało w uwspółcześnionej wersji podciągnięte to … bas i to też w aspekcie nazwijmy go kosmetycznym – w okolicach 100 Hz. Tak uszlachetniony, „cyfrowy” (24bit/96 kHz) mastertape trafił do rodzimej tłoczni WM Fono, gdzie powstały dwie wersje albumu „Ogród króla świtu” – standardowa – czarna, i transparentna, limitowana „audiofilska” na clear vinylu (materiał pozbawiony domieszki nadającej „obowiązującą” czerń sadzy). Jak można było dowiedzieć się tak z pojawiających się w sieci migawek, jak i od samego zainteresowanego, Panu Markowi dane było jeden egzemplarz własnoręcznie wytłoczyć, co sądząc z ekscytacji, z jaką o owym zdarzeniu opowiadał na długo zapadnie w jego pamięci.
Jak z pewnością stali bywalcy salonu, oraz nasi wierni Czytelnicy, zdążyli zauważyć czwartkowe spotkanie odbyło się w warszawskiej „delegaturze” Nautilusa zlokalizowanej na ul. Kolejowej 45. Pojawiający się melomani i audiofile mogli po krótkiej prelekcji Pana Marka Bilińskiego na własne uszy przekonać się, czy to, o czym z takim zaangażowaniem mówił ma pokrycie w rzeczywistości. W końcu nie od dziś wiadomo, że każdy (normalny) rodzic kocha swoje dzieci, więc i współczynnik obiektywizmu nie zawsze jest ustawiony na odpowiednim poziomie, dlatego też przedpremierowe, w dodatku „Te” limitowane, egzemplarze kręciły się w skonfigurowanych na tę okazję systemach. W małym, zapewniającym nieco bardziej intymny kontakt z materiałem, znalazły się Transrotor Crescendo z wkładką My Sonic Lab Ultra Eminent Be, Octave Phono Module, Audio Reveal First, Dynaudio Confidence 30, okablowanie Siltech, zasilanie Acrolink i Oyaide, a w głównym oczy i uszy zebranych cieszyły Transrotor Alto z wkładką ZYX Ultimate Omega, przedwzmacniacz Phasemation EA500, Accuphase E650, Avantgarde Duo XD, okablowanie Vovox Textura, Acrolink PC8100.
I na koniec jeszcze dwie, jak sądzę niezwykle istotne dla fanów Pana Marka Bilińskiego informacje.
Pierwsza – Otóż już za niecały tydzień – 12 września, w głównej siedzibie Nautilusa – w Krakowie na ul. Malborskiej 24 odbędzie się kolejne spotkanie z Artystą i przedpremierowy odsłuch albumu „Ogród króla świtu”.
I druga, która co prawda przewinęła się już w powyższym tekście, ale warto o niej wspomnieć, czyli fakt, iż planowana jest już na 13 września 2019 r. premiera tytułowego albumu będzie zarazem inauguracją kolekcji wydawniczej, na którą złożą się wszystkie albumy Marka Bilińskiego wytłoczone na winylu.
Marcin Olszewski