Opinia 1
Trochę z żalem, bowiem za sprawą konsekwentnego w swym działaniu dystrybutora tym spotkaniem doszliśmy do potencjalnie dostępnej na naszym rynku mety, a trochę z niekłamaną radością, gdyż to swoista nowość i do tego drugi od góry model znanej do niedawna jedynie z opowieści na naszym podwórku marki, ale jedno mogę powiedzieć na pewno, przed poznaniem dzisiaj ocenianej konstrukcji warto było przejść wszystkie stopnie wtajemniczenia – czytaj tańsze modele z jego portfolio. Naturalnie powodem jest dogłębne poznanie sposobu pokazania ukochanej przez nas muzyki. To zawsze jest działanie skierowane na wydobycie zawartego w niej piękna. Piękna opartego na plastyce, nasyceniu i nienachalnej transparentności, co sprawia, że nabywając coś z tej stajni, mamy pewność dotarcia do sedna zawartych w niej emocji. Oczywistym jest, że wyrafinowanie podejścia do realizacji tego zadania jest wprost proporcjonalne do zajmowanej pozycji w cenniku każdego modelu, jednak co najważniejsze, sznyt grania całej rodziny jest bliźniaczy. O czym mowa? O duńskiej manufakturze Peak Consult, z oferty której dzięki staraniom chełmżyńskiego opiekuna marki Quality Audio w nasze progi trafił niedawno mający swój światowy debiut model kolumn Peak Consult Dragon Legacy.
Budowa duńskich piękności opiera się na zintegrowaniu ze sobą pięciu uzbrojonych w przetworniki modułów – od góry i od dołu widzimy po jednej sekcji basowej, podążając ku środkowi napotykamy sąsiadujące z nimi dwie dla zakresu średniotonowego, zaś w centrum tego konglomeratu pojedynczą ostoję tweetera. Jednak bardzo istotnym jest, że nie są to nudne prostopadłościany, tylko sprytnym podcinaniem każdego z nich w kierunku przetwornika wysokotonowego ich wizualizacją przy okazji walki z falami stojącymi udało się osiągnąć coś na wzór klepsydry. To z automatu sprawia, że kolumny swoją wagą – 225 kg każda oraz znaczącym wzrostem ok. 170 cm nie przytłaczają, a oprócz tego pozwalają na ciekawą realizację działań konstruktorów w kierunku wyrównania odległości promieniowania wszystkich przetworników względem siebie – nachylenie skrajnych skrzynek względem poziomej osi kolumny oraz niezbędne cofnięcie w stosunku do nich pozostałych. Jednak to nie koniec dbałości o stworzenie im najlepszych możliwych warunków pracy, bowiem w tym celu front Dragonów podobnie do reszty rodziny, nie tylko ubrano w nadającą im wizualnej dystynkcji, ale także zmniejszające niechciane zniekształcenia skórę, ale dodatkowo chcąc zminimalizować szkodliwe dyfrakcje fal, każdą połać goszczącą głośnik odpowiednio uformowano stosownymi skosami. Jeśli chodzi o resztę informacji na temat budowy skrzynki, tę jak to w zwyczaju marki jest standardem, wykonano z czterech warstw materiału o wysokim współczynniku tłumienia, co daje wynik na poziomie 46 mm grubości ścianki. Boki i górną płaszczyznę wspomnianych konstrukcji finalnie wykończono płatami z litego orzecha z fajnie łamiącymi wizualną monotonność pionowymi czarnymi wręgami, zaś plecy taką samą jak awers skórą. Uwierzcie mi, nawet jeśli zdjęcia tego nie oddają, na żywo to naprawdę świetnie wygląda. Kreśląc kilka zdań o zagadnieniach technicznych, należy wspomnieć, iż mamy do czynienia z konstrukcją strojoną widocznymi z tyłu skrzynek basowych portami bass-refleks, komplet przyłączy dla okablowania kolumnowego znajdziemy w dolnej części spodniego modułu niskotonowego, a całość monumentu z uwagi na rozmiar i wagę posadowiono na trzech dla każdej kolumny zwiększających rozstaw punktów podparcia, wyposażonych w owalne, płasko zakończone stopy aluminiowych łapach. Co do samych przetworników, z informacji producenta wynika, iż zostały zaprojektowane we współpracy z inną firmą kolumnową Fink Audio-Consulting w Essen. Pokrótce temat wygląda tak. Basowce to 28 centymetrowe monstra z membranami wykonanymi z wielowarstwowej kompozycji impregnowanego papieru i pianki, wykorzystujące cewki 75 mm z długim skokiem liniowym. 15 cm średniaki bazują na gumowym zawieszeniu oraz membranie wykonanej z miksu polipropylenu i papieru. Natomiast gwizdek, wykorzystuje membranę tekstylną umieszczoną w falowodzie. Wieńcząc opis budowy, istotną informacją jest również, iż ostateczne strojenie idealnej spójności fazowej poszczególnych przetworników (jako dopełnienie odpowiedniego usadowienia ich w obudowie) zapewnia wykonana z najlepszych dostępnych na rynku komponentów zwrotnica. Banał? Spokojnie, to tylko najważniejsze, ale nie chcąc zbytnio rozwadniać tekstu bardzo skrótowo podane informacje – resztę z zachowaniem know how producenta znajdziecie na jego stronie, gdyż wiadomym jest, iż w końcowym rozrachunku decydują zazwyczaj przemilczane w odezwie do potencjalnego nabywcy niuanse. Jakie? Nie wiem. Jednak co z nich dla nas wynika, postaram się przybliżyć w kolejnym akapicie.
Jak wypadły tytułowe duńskie wieże? Bez owijania w bawełnę powiem, iż znakomicie. Po pierwsze – duża kolumna to odpowiednio duży, zbliżony do realnych warunków scenicznych dźwięk. Po drugie – przekaz zawsze jest pełen zawartej w muzyce, odpowiednio dozowanej energii. A po trzecie – przy utrzymaniu każdego pasma w ryzach unikamy efektu wysilenia prezentacji, co w końcowym rozrachunku nawet podczas obcowania z muzyką pełną artystycznego szaleństwa, daje bardzo relaksujący przekaz. Zapewniam, powiedzenie „duży może więcej” w przypadku dobrze skonstruowanych kolumn jest nie do podważenia. Ale uwaga, tak jak nasze bohaterki dobrze skonstruowanych, czyli wizualizujących słuchaną muzykę z zawartym w niej pakietem ekspresji, energii i wyrafinowania, a nie w postaci jednego wielkiego napadania na słuchacza bliżej nieokreśloną ścianą artefaktów kakofonicznych, czego podczas kilkunastodniowego pobytu u mnie Dragony znakomicie się wystrzegały. Gdybym – na ile to możliwe – zwięźle miał określić okres testu, powiedziałbym, że to były soniczne igrzyska. Raz pełne duchowości podczas napawania się muzyką barokową z naciskiem na twórczość Claudio Monteverdiego spod znaku Johna Pottera „Care-charming sleep”. Innym razem czarujące zawieszeniem pojedynczych, jakby nigdy niekończących się, przecinających wszechobecną ciszę pojedynczych dźwięków jako feedback zgłębiania repertuaru rodzimej grupy RGG „Szymanowski”. A jeszcze innym nacechowane szaleństwem, mrocznością i agresją sceniczną spod znaku grupy Black Sabbath zatytułowanej „Black Sabbath”. Za każdym razem otrzymywałem inaczej formułowany pakiet doznań. Naturalnie stosowny do słuchanego nurtu muzycznego. A co najciekawsze, wszystko to działo się z konsekwentnym zachowaniem słyszalnej od najniższego modelu kolumn Peak Consult estetyki grania. Jak wspominałem, estetyki pełnej nasycenia, plastyki i dobrze kontrolowanej, ale nastawionej na przyjemną krągłość energii. Jak to możliwe, że Dragony nie wyłożyły się na mocnym uderzeniu? To wynika z powyższego opisu, czyli realizacji maksymy, iż duży może więcej. Po prostu eliminacja poczucia wysilenia dźwięku, dobrze prowadzona linia nawet lekko podkręconego w domenie ilości, dzięki temu przyjemnie realizującego zapisany na płytach materiał basu oraz rozmach projekcji ze zjawiskową bożą iskrą całości na poziomie wielkości naturalnych koncertów powodowały, że tytułowe Peaki tak w spokojnym, jak i w awanturniczym materiale brylowały jak ryba w wodzie. Na tyle skutecznie, że nie dość, że trudno było kończyć słuchanie późną nocą w środku tygodnia mimo wczesnej pobudki rankiem do pracy, to jeszcze nie zważając na późną porę, chciało się wręcz podkręcać gałkę wzmocnienia, a tym samym zasiąść jeszcze bliżej wirtualnej sceny. Myślicie, że tak macie? Zapewniam, że prawdopodobnie nie, gdyż w przypadku dużych, dobrze prowadzonych przez wzmocnienie kolumn dźwięk wbrew pozorom nie robi się głośniejszy, tylko jakby rósł. Co to oznacza? Po prostu podnosząc poziom głośności nie zwiększamy poziomu zazwyczaj w pewnym momencie generowanych przez małe kolumny, wynikłych z uwagi na wysilenie prezentacji zniekształceń, tylko zmieniamy ilość wizualizującej muzykę, podanej bez skrępowania energii. Efekt jest taki, że gdy przy głośnym słuchaniu „maluchów” nie mamy szans na zrozumienie przekazywanych przez znajomego potencjalnych obserwacji, to w momencie obcowania z kolumnami na poziomie jakości grania tytułowych Peak Consult Dragon Legacy bez najmniejszych problemów rozmawiamy z nim na wszystkie tematy bez względu na poziom generowanych decybeli. I to dlatego w materiale nastawionym na wszechobecny spokój – John Potter oraz RGG – z dziecinną łatwością potrafiły wydobyć z niego zawsze zawarte, zazwyczaj odkrywane jedynie podczas najlepszych odtworzeń w okowach naszych domostw drugie dno w postaci kojącej ducha melancholii, a z drugiej strony barykady zaś, czyli rockowym buncie za sprawą minimalizacji zniekształceń i wpisanego w kod DNA trwania w pokazywaniu muzyki od jej przyjemnej strony, dały popis nie tylko zjawiskowego uderzenia, ale również swobody wypełniania pokoju feerią mimo, że powoływanych do życia przez wściekłych rockmenów, a przez to pełnych ekspresji, raz melodyjnych, a innym razem zamierzenie bolesnych kawalkad sonicznych. To jak wspominałem, były pełne zaskakujących zmian igrzyska. Jednak nie w sensie li tylko nacisku na jak największą ilość powołanych do życia decybeli, tylko bez względu na ich poziom jakość ich podania. Zapewniam, to potrafią tylko najlepsi, do których nasze bohaterki w stu procentach należą. To było na tyle zjawiskowe, że na długo pozostanie w mej pamięci. A to o tyle mocne doznanie, że bazując na wiedzy o bardzo zrównoważonej prezentacji mniejszych modeli, nie spodziewałem się, że opisywane Dragony okażą się ewidentnym wilkiem w owczej skórze. Z pozoru tworem pięknym i milusim – tak wizualnie, jak i dźwiękowo, ale gdy wymagał tego sytuacja wręcz bezlitosnym. Szacun.
Dotarłszy do finału spotkania z kolumnami Peak Consult Dragon Legacy przyszedł czas na wytypowanie dla nich potencjalnej grupy docelowej. Niestety z jednego, szkoda, że bardzo prozaicznego, gdyż totalnie przyziemnego powodu będzie bardzo symboliczna. Naturalnie mam na myśli mocno ograniczającą liczbę zainteresowanych, skąd inąd w pełni rekompensowaną brzmieniem cenę. Nie oszukujmy się, ta jest dość zaporowa. Jeśli jednak pełne nieobliczalnych zwrotów akcji życie pozwoli Wam na wejście na tak wysoki poziom zaawansowania technicznego i jakościowego, jaki niewątpliwie prezentują tytułowe Dunki, w temacie szukania Świętego Graala w audio nie widzę żadnych przeciwwskazań dla praktycznie nikogo. Powód? Dostajemy rozmach i spokój w jednym bez względu na repertuar i poziom realizującej jego byt w naszych domach głośności. A to sprawia, że tylko nasze, często spowodowane brakiem wiedzy jak powinna brzmieć prawdziwie odtworzona muzyka, „widzi mi się” może sprawić, że między Peakami, a nami coś nie pyknie. Ale, żeby nie było. To nie będzie ich lub nasza wina, tylko zwyczajna, jakże częsta pośród osobników homo sapiens niezgodność charakterów. Po prostu życie.
Jacek Pazio
Opinia 2
Śmiem twierdzić, że jeśli nie wszyscy, to przeważająca większość z nas doskonale zna zarówno powiedzenie „czym skorupka za młodu nasiąknie …”, jak i przynajmniej ze słyszenia ma świadomość istnienia akcji „Cała Polska czyta dzieciom”. Jeśli tak, to trudno znaleźć w obu powyższych … na potrzeby niniejszej epistoły użyję określenia mechanizmach jakieś mankamenty, czy nie do końca przewidywalne skutki uboczne. W końcu czytanie bezdyskusyjnie poszerza horyzonty a w relacji dziecko-rodzic dodatkowo ową więź na początku wkraczania w życie małoletniej progenitury zacieśnia. Podobnie jak przykłady obserwowanych a następnie „wynoszonych z domu” zachowań. Tyle przynajmniej pisanej w różowych okularach teorii, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że o ile u nas cienką czerwoną linię za którą rozpoczyna się strefa mroku wyznaczały baśnie braci Grimm, to w Danii od maleńkości dzieciarnię karmi się jeśli nie ograniczonymi do „Piekła” higlightami z „Boskiej komedii” Dante Alighieri’ego, to z pewnością nawet nie muśniętą choćby śladową cenzurą mitologią Wikingów pełną soczystych opisów dokonań Thora, Lokiego, Sygurda, Brunhildy, czy nieuchronności Rangaröka, bądź opowieściami o „eksploracyjnych” wyprawach brodatych przodków. Skąd te przypuszczenia? Ano stąd, czyli z naszego audiofilskiego podwórka. Wystarczy spojrzeć na portfolio Gryphona, gdzie pysznią się Diablo i Mephisto, czy Peak Consult kuszący przeuroczo rustykalnymi podłogówkami El Diablo. I właśnie drugiemu z ww. wytwórców postanowiliśmy po raz kolejny poświęcić dłuższą chwilę, gdyż dzięki uprzejmości reprezentującego Duńczyków chełmżyńskiego Quality Audio zagościły u nas debiutujące podczas minionego High Endu … Peak Consult Dragon Legacy. Jeśli więc ciekawi Państwa, a jak wiadomo ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, cóż też wykombinowała, pozbawiona tym razem surowej kontroli księgowych, ekipa z położonego nad Małym Bełtem (Lillebælt) malowniczego Middelfart nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na ciąg dalszy.
Jak już zdążyliśmy się pochwalić w sesji unboxingowej swymi gabarytami, oraz co czujemy do dziś w plecach również i wagą, Dragon Legacy w sposób oczywisty wyróżniają się na tle odwiedzającego OPOS-a (Oficjalny Pokój Odsłuchowy SoundRebels) rodzeństwa. O ile bowiem zarówno Sonory, jak i El Diablo przy odrobinie dobrej woli można było określić mianem dość kompaktowych, to już blisko 175 cm „smoki” o nader słusznej wadze 225 kg (szt.) za takowe uznać nie sposób. Całe szczęście zamiast zwalistych obelisków otrzymujemy wielce urodziwe i zalotnie taliowane konstrukcje łapiące za oko zarówno satynową czernią mięsistej skóry pokrywającej fronty i plecy, oraz a raczej przede wszystkim, organicznym ciepłem orzechowych klepek pokrywających ich boki, podstawy i ściany górne.
Na frontach pysznią się symetrycznie rozmieszczone, skonstruowane na potrzeby tytułowego projektu przetworniki. Dolne i górne skraje okupują potężne 28 cm basowce o 75 mm cewkach i kanapkowych membranach z impregnowanego papieru i pianki a umieszczonemu w centrum miękkiemu tweeterowi z falowodem towarzyszy para 15 cm średniotonowców o gumowych zawieszeniach o niskiej histerezie i symetrycznych napędach magnetycznych wykorzystujących miedziane pierścienie. Z kolei na ścianie tylnej oprócz ulokowanych w pobliżu podstawy podwójnych terminali głośnikowych na wysokości modułów obsługujących najniższe składowe znajdziemy dwa ujścia kanałów bas refleks wspomagających pracę obu sekcji.
Przechodząc do technikaliów nie sposób nie uśmiechnąć się nad skandynawskim poczuciem humoru, którego przejawem jest wartość podawana przy zazwyczaj dość mało kontrowersyjnym parametrze, jakim jest pasmo przenoszenia. Wiadomo bowiem nie od dziś, że większość producentów mierzy tak, żeby wyszło dokładnie tyle ile powinno a i tak nawet jeśli metodyka samych pomiarów nie budzi zastrzeżeń, to i tak każde pomieszczenie ma własną charakterystykę akustyczną odciskającą potężne piętno na wynikach końcowych, więc pomiary pomiarami a życie pisze własne scenariusze. Dlatego też Wilfried Ehrenholz i Karl-Heinz Fink (tak, tak, dokładnie chodzi o tego jegomościa, którego mogliście Państwo spotkać na Audio Video Show 2018 stojącego m.in. za KIM-ami) dołączają ze swoim „imponującym” pasmem przenoszenia do dr. Rolanda Gaudera uparcie twierdzącego, że jego konstrukcje cechują „wystarczająca” skuteczność i „akceptowalna” impedancja. Jednak pomimo nieco humorystycznej lakoniczności coś jednak duńsko-niemiecka kooperacja ciekawskim nabywcom zdradza. I tak, uchylając rąbka tajemnicy warto z pewnością wspomnieć o iście pancernej solidności obudów, których 46mm ściany boczne wykonano w formie czterowarstwowych sandwichy o wysokim współczynniku tłumienia a z kolei grubość łączeń pięciosegmentowych konstrukcji osiąga aż 82 mm. Z zewnątrz pysznią się 14 mm klepki z litego orzecha włoskiego. Ponadto zwrotnice umieszczono w dedykowanej, wypełnionej piaskiem komorze izolującym czułe komponenty a cała konstrukcja opiera się na sześciu regulowanych nóżkach zamontowanych na masywnych stalowych sztabach.
Skoro w przypadku naszych bohaterek mamy do czynienia z niemalże flagowcem (stanowisko to piastują 188 cm Dragon Legend) a zarazem niejako nowym rozdaniem w Peak Consult zasadną wydaje się kwestia ile w ich brzmieniu jest tego, do czego przyzwyczaiło nas jego niżej urodzone rodzeństwo, czyli podanego w lekko nastrojowych barwach elegancji i wyrafinowania a ile żywiołowości i rześkości znanej z sygnowanych przez Karl-Heinza Finka konstrukcji. Na tyle zasadną, że gdy Dragon Legacy doprowadziły się do ładu i składu po podróży i zadomowiły w naszym systemie zamiast niezobowiązującego plumkania pole position mojej playlisty zajął obfitujący w szaleńcze tempa i oparty o ostre gitarowe riffy album „Sermons of the Sinner” formacji KK’s Priest, czyli niejako bytu równoległego (gabinetu cieni?) Judas Priest operującego dokładnie w bliźniaczych klimatach co kapela macierzysta połowy składu KK’s. Jest klasycznie – ciężko, szybko i ostro, choć zarazem melodyjnie, jednak nie jest to materiał choćby ocierający się o stricte audiofilską referencję. Ot kawał ognistego metalu mający sprawiać dziką przyjemność i powodować automatyczne wciskanie pedału przyspieszenia w podłogę, gdy tylko nieopatrznie włączymy go podczas jazdy samochodem. Krótko mówiąc, przynajmniej teoretycznie, wsad mogący zdyskwalifikować dowolny high-endowy zestaw z jednej obnażający siermiężność i płaskość samego materiału a z drugiej dający oręż wszystkim, chcącym danej legendzie za setki tysięcy monet dokopać. Jak się jednak okazuje teoria teorią a Peak Consult sobie, bowiem Dragon Legacy pokazały pazury i jeńców brać nie zamierzały. Zamiast bowiem nieco gasić metalową ekspresję, co delikatnie, bo delikatnie, jednak mniejsi ich bracia i siostry czynili niezaprzeczalnie tym razem postawiły na swobodę i niewymuszoność przekazu, dzięki czemu całość cechowała dalece większa ekspresja i otwartość. Na bezlitośnie smagane blachy skierowane zostały dodatkowe światła, gitarowe riffy zacieklej kąsały a i drący się wniebogłosy Tim „Ripper” Owens pokazał, że wiek jest tylko mało znacząca liczbą. Niby nie ma w jego partiach tak wysokich rejestrów z jakich słynie (słynął?) Halford, ale trudno się nie zgodzić, że idealnie wpisuje się w image nowej kapeli. Co ciekawe Peaki podołały również kwestiom natury przestrzennej, czyli zamiast stereotypowej ściany dźwięku były w stanie pokusić się o właściwą wieloplanowość. Oczywiście złożoności sceny daleko było do tego, czego można doświadczyć na prog-rockowym i w dodatku świetnie zrealizowanym „Delusion Rain” Mystery o klasycznym „Quena Barroca” Rodrigo Sosy nawet nie wspominając. O ostatnim z wydawnictw należy jednak wspomnieć z racji napowietrzenia samego nagrania, który to aspekt mniejsze Peaki może i oddawały, jednak nie traktowały z takim pietyzmem i realizmem co tytułowe podłogówki, które z równą atencją co szerokość i głębokość sceny kreowały również jej wysokość z wszelkimi smaczkami dotyczącymi pogłosu włącznie. Ewidentnie czuć, znaczy się słychać było, że ekspresji repertuaru dopięto nie tylko wrotki, co dodano skrzydeł, dzięki czemu duńskie podłogówki wciągają w wir rozgrywających się na scenie wydarzeń bardziej aniżeli chodzenie po bagnach. Kontury źródeł pozornych kreślone są mocną i pewną a zarazem unikającą tak pogrubienia, jak i zbytniej – sztucznej ostrości kreską, dzięki czemu mamy zapewnioną fenomenalną wręcz rozdzielczość a z drugiej stopień granulacji nie zaburza koherencji, spoistości całości dzieła. W rezultacie Dragony wybór odbioru pozostawiają odbiorcy, więc to de facto od nas zależeć będzie, czy do reprodukowanego materiału podchodzić od ogółu do szczegółu, czy też na odwrót. Jest to też wskazówka, że ów aspekt możemy determinować poprzez resztę toru z akcentem postawionym na możliwie najwyższej klasy amplifikacji. Nie da się bowiem ukryć, że Peaki tak ampery, jak i waty chłoną jak śródziemnomorska gąbka, więc bez rasowej „spawarki” raczej nie ma co się do nich przymierzać. Jeśli jednak takową „elektrownią” dysponujemy to efekt finalny może uzależnić od pierwszych taktów a w trakcie dalszych odsłuchów tylko owe uzależnienie pogłębiać. Mają bowiem czym „dmuchnąć” a jednocześnie najniższe, świetnie zróżnicowane i zapuszczające się w najgłębsze zakamarki Helheim a gdy tego tylko wymaga repertuar stają się niezwykle taktowne i wyrafinowane znikając ze sceny niczym rasowe monitory.
W ramach finalnego podsumowania napisze tylko tyle i przewrotnie zarazem, że Peak Consult Dragon Legacy może nie są najlepszymi kolumnami jakie kiedykolwiek powstały, bądź nawet pod pewnymi względami ustępują Dragon Legend Ultimate edition, jednak skoro jeszcze nie dane nam było ich walorów zasmakować, to przynajmniej jeśli chodzi o to, co gościliśmy u siebie, to bronią się na tyle, że bez dłuższego zastanowienia jestem w stanie zakwalifikować je do ścisłej czołówki (5-ki?) najlepszych kolumn, nad jakimi przez ostatnią dekadę mogliśmy się pochylić. Mają bowiem w sobie to coś, co sprawia, że poprzez brak jakichkolwiek ograniczeń tak dynamicznych, dotyczących rozdzielczości, jak i z racji ponadprzeciętnej kultury i równowagi pomiędzy żywiołowością a słodką muzykalnością chce się ich słuchać. A dokładnie nie tyle ich, co muzyki z nich dobiegającej, co wbrew pozorom wcale nie jest takie oczywiste.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Peak Consult
Cena: 850 000 PLN
Dane techniczne
Pasmo przenoszenia: Imponujące …
Skuteczność: 89dB
Impedancja: 4 Ω
Wymiary (W x S x G): 172 x 40 x 58 cm
Waga: 225 kg