1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. VLAD Audio Epitome Cables

VLAD Audio Epitome Cables

Link do zapowiedzi: VLAD Audio Epitome Cables

Opinia 1

O tym, że okablowanie audio najdelikatniej rzecz ujmując jest tematem nader istotnym i zarazem polaryzującym wiedzą chyba wszyscy. Chociaż nie, nie chyba – wszyscy, bez wyjątku, czyli włączając w to tych, którzy podobno w ich zbawienny wpływ nie tyle wątpią, co całkowicie negują. A o im droższym okablowaniu mowa, tym temperatura dyskusji wyższa. Dlatego też chcąc nieco ową temperaturę obniżyć i nie dolewać, jak to mamy w zwyczaju oliwy, tym razem przyjrzymy się i przysłuchamy wytworom tyleż niemalże budżetowym, co na wskroś egzotycznym a co za tym idzie, przynajmniej na razie wybitnie niszowym. Otóż w ramach niniejszego spotkania zajmiemy się przewodami pochodzącymi z egzotycznej, indonezyjskiej wyspy … Bali. Coś komuś świta? Jeśli nie, to służę małą podpowiedzią – Vermöuth Audio. Krótko mówiąc chodzi o charakteryzujące się ponadprzeciętną relacją jakość/cena przewody, które niejako za naszą sprawą pod postacią łączówek z serii Reference zawitały ponad sześć lat temu na polski rynek. Czas jednak nie stoi w miejscu, co z resztą nader zgrabnie w maksymie „Panta rhei” ujął niejaki Heraklit z Efezu, mozolnie budowana rozpoznawalność marki powoli zaczyna przynosić spodziewane rezultaty m.in. w postaci świadomości odbiorców a i w rodzimej opiece dystrybucyjnej co nieco się zmieniło, gdyż obecnie radosną twórczość Hendry’ego Ramli zaczął reprezentować sopocki Premium Sound. To jednak nie wszystko, bowiem w tzw. międzyczasie oprócz z ww. Vermöuth-a wypączkował kolejny byt – marka/córka VLAD Audio. W dodatku wypączkowała nad wyraz nieśmiało, albowiem przynajmniej na razie może pochwalić się jedynie profilem na Facebooku, choć z tego co udało mi się dowiedzieć powstanie stosownej strony internetowej również jest w planach. Niemniej jednak nie ma co ukrywać, iż z racji oscylującego wokół 40-ki grona followersów mowa o niemalże nie tylko w skali światowej, co wręcz li tylko balijskiej ewidentnym undergroundzie. Dlatego też niezmiernie miło nam zaprezentować Państwu sygnowany przez Hendry’ego najnowsze dziecko – zestaw okablowania VLAD Audio Epitome w skład którego weszły interkonekty XLR i RCa, przewody głośnikowe, oraz przewód zasilający.

Zarówno sesja unboxingowa , jak i powyższa galeria jasno unaoczniają, iż tytułowe VLAD-y na tyle znacząco różnią się od swojego Vermöuth-owego rodzeństwa, że powołanie dla nich nowej marki jest w pełni logiczne i zrozumiałe. Nie dość bowiem, że Hendry zrezygnował z zewnętrznych gęstych plecionek na rzecz przezroczystych „rurek” PVC, to jeszcze wielożyłowe wiązki i skomplikowane przekroje zastąpiono wielce atrakcyjnymi od stronny wizualnej i zarazem w pełni jawnymi konstrukcyjnie spiralnie skręconymi taśmami miedzianymi w izolacji powietrznej. O widocznej gołym okiem budowie i właśnie owe oko łapiącej aparycji wspominam nie bez powodu, bowiem tytułowe przewody po prostu swymi czerwono – niebieskimi w przypadku łączówek i głośnikowców oraz żółto-niebieskimi w zasilającym przebiegów oczy cieszą. Uproszczeniu uległ również materiał przewodników, gdyż tytułowe Balijki zamiast dotychczasowej miedzi UPOCC korzystają z klasycznej OCC poddanej zabiegom kriogenicznym. Wszystkie przewody cechują się wielce satysfakcjonującą giętkością, choć jednocześnie wyraźnie sprężynują, więc przy układaniu ich za systemem / kolumnami warto dać im dłuższą chwilę na rozprostowanie. Dzięki powyższym działaniom producenta cennik VLAD-ów okazuje się przystępny nawet dla wkraczających w audiofilskie odmęty świeżaków, bowiem interkonekty wyceniono na 330/396 $ (RCA/XLR), głośnikowce na 1 310$ a zasilający na 666$, co jak na współczesne standardy i realia raczej nie powinno budzić większych emocji , szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę wysokiej klasy konfekcję wtykami z własnej produkcji aluminiowymi korpusami i wsadami pochodzącymi m.in. od Furutecha. Optymalizacja kosztów własnych nie objęła swym rażeniem również opakowań, więc VLAD-y docierają do swych odbiorców w eleganckich pudełkach z czarnego kartonu a każdy przewód dodatkowo jest zabezpieczany lnianym woreczkiem a ich oryginalność potwierdzają stosowne certyfikaty. Jeśli zaś chodzi o kwestie natury anatomicznej, to jak już zdążyłem wspomnieć, cała tytułowa zgraja bazuje na kriogenizowanych taśmach z miedzi OCC prowadzonych w rurkach z PVC. I tak, interkonekty mogą pochwalić się 0,41mm², głośnikowce 4 mm² a zasilający 2,5 mm² przekrojami przewodników. Ot i cała filozofia – zero voo-doo.

Przechodząc do części poświęconej brzmieniu VLAD-ów, choć raczej wypadałoby ująć opisywane zjawisko mianem wpływu na brzmienie spiętej nimi elektroniki, z łatwością odnajdziemy kolejne argumenty potwierdzające wydzielenie ich poza portfolio Vermöuth-a. Jak się bowiem okazuje grają one na tyle inaczej od swoich poprzedników, że w pełni zasługują na własną nie tyle linię produktową, co po prostu markę. Tym bardziej, że historia doskonale zna takie przypadki, jak daleko nie szukając Argento Audio / Organic Audio, czy Nordost / Wyrewizard, więc taki model biznesowy nie jest, przynajmniej dla nas, żadnym novum. A wracając do meritum, już od pierwszych taktów „Temptation” Chantal Chamberland do głosu dochodzą iście zjawiskowe rozdzielczość i swoboda prezentacji balijskich łączówek idące w parze z brakiem jakichkolwiek oznak odchudzenia, czy desaturacji. Jest to o tyle istotne, że pozornie ułatwiający życie minimalizm, oszczędność formy powinien obniżyć poprzeczkę trudności i oczekiwań, lecz tak naprawdę jakiekolwiek limitowanie informacji, włącznie z jednej strony wyśmiewanym przez sceptyków a z drugiej demonizowanym przez bezrefleksyjnych akolitów „audiofilskim planktonem” powoduje zgaszenie i zduszenie nagrania. Tymczasem VLAD-y z zaskakującą na reprezentowany pułap cenowy rozdzielczością i pietyzmem nie tylko z aptekarską precyzją ogniskują źródła pozorne, lecz oddają pełnię wolumenu informacji o otaczającej je przestrzeni i właśnie owych drobinkach kurzu tworzących swoistą aurę migocącą wokół muzyków. Jeśli dodamy do tego wierność naturalnemu tembrowi głosu wokalistki operującej lekko zmatowioną barwą plasującą ją gdzieś pomiędzy Dianą Krall a Chie Ayado, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko uznać je, znaczy się sygnałowe VLAD-y, za perfidny dumping w stosunku do wycenionej na dziesiątki tysięcy konkurencję. Powyższe obserwacje potwierdza zmiana repertuaru na dalece mniej wyrafinowany, czyli moje codzienne łomoty, krzyki i wrzaski w stylu suto podlanego elektroniką „The Reckoning” Icon For Hire, czy też niewinnie rozpoczynającego się a następnie wściekle szarpiącego trzewia „The Return of The Black” Imminence, gdzie gęste i połamane aranże przeplatają się zarówno z czystymi, jak i niemalże zwierzęco wyrykiwanymi wokalami. Czyli mamy do czynienia z materiałem niezbyt często goszczącym tak na wystawach i publicznych prezentacjach, jak i na redakcyjnych półkach. No bo i po co po coś tak problematycznego sięgać, skoro audiofilskie smęty zna każdy a one potrafią dobrze wypaść nawet na „jamniku”. A tu szorstko, gęsto i jeszcze bas zapuszcza się w najgłębsze zakamarki piekieł, gitarowe riffy i bestialsko smagane blachy weryfikują rzeczywistą zdolność wysokotonowców do reprodukcji deklarowanych przez swoich wytwórców kHz-ów. Same problemy. Jednak nie dla VLAD-ów, które wzorem rumuńskiego dawcy swej nazwy jeńców brać nie zamierzają i może nie aplikują im w tę część ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę zaostrzonego pala, lecz po prostu grają / transmitują wszystko co do nich trafi niezależnie od złożoności, potęgi i ładunku emocjonalnego zawartego w materiale źródłowym. Mówiąc wprost na odpowiednio wysokokalorycznym wsadzie Epitome udrażniają systemowy krwiobieg nie poprzez dyskretne w nim znikanie, co raczej wtłaczając weń płynny ogień i to pod takim ciśnieniem, że nieprzygotowani na taką (szokową) terapię słuchacze mogą obawiać się nie tylko o własne serca, co również o posiadane kolumny, których basowe drajwery wydają się być skłonne do wyskoczenia z koszy.
Podobnej estetyce i bezkompromisowości prezentacji hołduje przewód zasilający, co jest o tyle ciekawe, że wyraźnie ustępując przekrojami żył mojemu dyżurnemu od blisko dekady Acoustic Zen Gargantua II na „Kin” Whitechapel ani myślał oddawać mu pola tak pod względem spektakularności, jak i energii najniższych składowych. Ba, ewidentnie szedł w ślady mojego ostatniego wzorca, czyli niedawno przez nas skomplementowanego i finalnie zamówionego po testach przez Jacka ZenSati Angel Power. Oczywiście pod względem soczystości i „energetycznej ciągłości” w całym reprodukowanym paśmie nieco mu ustępował, ale już sam fakt podołania wytłukiwanym przez Alexa Rüdingera blastom i wspominania o obu przewodach w jednym zdaniu jasno powinien dać Państwu do zrozumienia z jak niebezpiecznym zawodnikiem może nie tyle Wy, co kablarska konkurencja lada moment będzie miała do czynienia. Proszę się jednak nie martwic, że Epitome Power nawet z kameralnego monodramu zrobi widowisko w stylu ostatnich szczęści „Szybkich i Wściekłych”, czy „Mission: Impossible”, gdyż wystarczy sięgnąć, po pozbawiony nadmiernej adrenaliny materiał w stylu operującego raczej w domenie mikro aniżeli makro-dynamiki „Where Do You Start” Brad Mehldau Trio, by wszystko nie tylko wróciło na swoje miejsce i do normy, co przede wszystkim zagrało tak, jakbyśmy zajmowali miejsca przy pierwszych stolikach rozstawionych wokół sceny w przytulnym jazzowym klubie. To niby tylko trzy instrumenty, w dodatku prowadzone z taką maestrią i wirtuozerią, że żaden z muzyków nikomu niczego udowadniać nie musi grając niemalże od niechcenia, oszczędnie, pozostawiając sporo miejsca swoim kompanom. I całą tę maestrię oraz panujący między składem flow VLAD podaje nam nie tyle na srebrnej tacy, co mogłoby sugerować pewne rozjaśnienie dźwięku, co po prostu mistrzowsko wplecione w sączącą się z głośników muzykę. Muzykę soczystą, pulsującą rytmem i pozbawioną jakiejkolwiek informacyjnej limitacji, wiec wgląd w strukturę nagrań, wnikniecie w muzyczną tkankę zależeć będzie wyłącznie od chęci samego słuchacza.
Najspokojniejszymi z całego rodzeństwa Epitome są zostawione niejako na deser przewody głośnikowe, które z jednej strony wpięte wespół – zespół z ww. firmowym okablowaniem pozwalają zachować umiar i równowagę nieco uspakajając przekaz a z drugiej podczas solowych występów urzekają muzykalnością i krągłością kreowanych brył. Może nie są tak otwarte na górze jak interkonekty, czy też nie niosą ze sobą takiej energii na dole pasma jak zasilający, lecz jeśli tylko nie szukamy w przekazie swoistych ekstremów, to to, co głośnikowe VLAD-y potrafią pokazać na średnicy i to co robią z wokalami (vide „It’s Time” Michael Bublé) dla wszelkich miłośników „środka pasma” i szerokopasmowych drajwerów może być wystarczającym powodem do tego, by raz wpięte zostały tam na długie lata. Jeśli bowiem lubicie Państwo słodycz wysokich Cardasow, bądź Signal Projectsów, to ten niepozorny kabelek idzie w ich ślady, lecz czyni to nieco żwawiej aniżeli ww. poprzednicy. Dlatego też z jego udziałem nie sposób nie sposób mówić o zbytniej lepkości, czy też delikatnym spowolnieniu prezentacji.

No i się porobiło. Zakładam, że genezą powstania, powołania do życia serii Epitome VLAD Audio miała być chęć zaoferowania przewodów rozsądnie wycenionych i dobrze, jak na swoją „półkę” grających. I zupełnie szczerze powiem, nie pozostaje mi nic innego napisać, że cały ten misterny plan Hendry’ego Ramli nie tylko spalił na panewce, co wręcz poszedł w pi…, mniejsza z tym gdzie, bowiem VLAD-y Epitome grają … wybitnie. I to wybitnie nie tylko w swojej klacie, co generalnie – w „kategorii Open”. Rozdzielczo, świeżo, dynamicznie, swobodnie, muzykalnie i soczyście. Ale, że co? Że wszystkich ww. cech „w normalnych pieniądzach” , w nienormalnych bardzo często też, nie da się połączyć? Cóż, najwidoczniej nikt Hendry’emu tego nie powiedział, bo dziwnym zbiegiem okoliczności owa sztuka mu się udała.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Od naszego pierwszego kontaktu z balijskimi przewodami minęło ładnych parę lat. Co istotne, to niejako za nasza sprawą a dokładnie po dostarczonych bezpośrednio przez samego producenta testach serii Reference w postaci przewodu zasilającego, interkontektów RCA/XLR oraz głośnikowcow jasnym stało się, że warto znaleźć dla niego poważnego lokalnego przedstawiciela. Takim to sposobem w polskich realiach dystrybucyjnych pojawiła się marka Vermöuth Audio. Nie najtańsza, jednakże na tle obecnego szaleństwa cenowego dla końcowego klienta w konfrontacji cena – jakość bardzo rozsądnie wyceniona. Czas mijał, my konsekwentnie penetrowaliśmy kolejne pomysły tego podmiotu, aż stosunkowo niedawno dotarła do nas informacja o powołaniu do życia nowego projektu Hendry’ego Ramli. Oczywiście z chęcią przystaliśmy na propozycję przeprowadzenia testu, czego wynikiem jest ocena najnowszego dziecka mocodawcy przywołanej marki w postaci bytu Vlad Audio, z portfolio którego w nasze ręce trafił zestaw składający się z kabla prądowego, dwóch sygnałowych RCA i XLR oraz głośnikowego z serii Epitome.

Z uwagi na status bycia jeszcze bardzo gorącą nowością opisywanych konstrukcji rzeczonego okablowania na temat budowy wiemy niewiele. Jednak niewiele nie oznacza nic. Co zatem wyłuskaliśmy od producenta? Otóż w bardzo skrótowym pakiecie informacji dowiedzieliśmy się, iż w każdym przypadku przewodnikiem są kriogenizowane taśmy z miedzi OCC. Tak przygotowane przebiegi sygnału prowadzone są w przezroczystych rurkach z PVC, a średnica każdego z nich zależy od zadania każdego kabla. I tak sygnałowe XLR i RCA mogą pochwalić się przekrojem 0.41 mm², głośnikowe 4 mm², a sieciowy 2.5 mm². W drodze do docelowego klienta jak widać na serii fotografii, każdy z nich pakowany jest w estetyczne kartonowe pudełko opatrzone certyfikatem oryginalności.

W jaką brzmieniową stronę podryfowała tytułowa seria Epitome? Otóż od pierwszych chwil słychać było, że co prawda z nieco innym nastawieniem na kilka akcentów, ale jest to bardzo podobna estetyka do starszych braci. Nadal w centrum uwagi znajduje się mocny środek pasma, energetyczne dolne rejestry i otwarta góra, ale jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Jakie to szczegóły? Po pierwsze wpięcie otrzymanego zestawu spowodowało jakby ogólne wzmocnienie wolumenu dobiegającej do mnie muzyki. Wszystko podane zostało bardziej bezpośrednio, co oczywiście spowodowało lekkie uśrednienie mikrodynamiki. Jednak malkontentów zawczasu uspokajam, to naturalny finał takiego podejścia do prezentacji, które ma za zadanie zbliżyć nas do muzyki poprzez większe odczuwanie jej energii z wkalkulowanym w takie działania kosztem mniejszego rozdrabniania jej na najdrobniejsze składowe. Przypominam, iż mamy do czynienia z niedrogim okablowaniem, a to z naturalnych względów jest nastawione na granie mniej wyczynowe od strony audiofilskiej, ale w zamian jak najbardziej spójnie, co skądinąd znakomicie było słychać. To w kwestii odczucia jakby głośniejszej prezentacji. Kolejnymi szczegółami jakie forsowało tytułowe okablowanie, było fajne w odbiorze podkręcenie emocji w środku pasma. Jego lekkie wypchnięcie dawało większe poczucie obcowania z danym materiałem. Scena zrobiła drobny kroczek w przód, co dodatkowo zwiększyło obecność muzyki w moim pokoju. Naturalnie następnym niuansem specyfiki odbioru Vlad-ów było podobne podejście do sprawy basu. Stał się obszerniejszy, nieco tłustszy, ale w sobie tylko znany sposób daleki od monotonności lub rozlewania się po podłodze. Mimo estetyki solidności cały czas pokazywał prezentowany przez muzykę drive. Może bez poszukiwania najdrobniejszych rozwibrowań brylujących w tym zakresie instrumentów, ale z dobrym zwarciem w czasie. Ostatnim elementem układanki była góra. Pełna ekspresji, a przez to żywa, ale biorąc pod uwagę działania w sąsiednich podzakresach moim zdaniem zamierzenie, gdyż cofnięta burzyłaby efekt spójności brzmienia systemu. A tak mimo bogactwa ilości odpowiednio doświetlała całość prezentacji. Tak wyglądał pomysł na dźwięk według Vlad-ów z rozbiciem na szczegóły. A jak w starciu z konkretną muzą?
Pierwszy z brzegu materiał z twórczości Claudio Monteverdiego w aranżacji Michela Godarda „A Trace of Grace” zabrzmiał inaczej niż obcuję z im na co dzień, ale równie ciekawie. Po pierwsze często występująca w tej produkcji gitara basowa może mniej pokazywała dosłowność użycia palca na strunie i była bardziej krągła, ale nie traciła na zwarciu, co pozwalało dobrze wizualizować ją w pełnej echa klasztornej kubaturze. Po drugie wspomniana większa ekspozycja środka podkreślała bardzo istotną dla tej muzyki, pełną emocji, zazwyczaj jako wolno śpiewane frazy wokalizę – oczywiście poza energetycznym i śpiewanym z pełnych płuc 5 utworem zatytułowanym „Zefiro Torna”. Całości interesującego pokazu zaś dopełniały swobodne górne rejestry. Z jednej strony podkreślały nośność w eterze wszelkich generatorów dźwięku, zaś z drugiej dając efekt naturalnego pogłosu dawały im fajnie w nim zaistnieć. Prezentacja niosła jakby mniejszy pakiet mikroinformacji, ale w najmniejszym stopniu nie straciła na bezproblemowym wciągnięciu mojego zmysłu słuchu w to wydarzenie.
Jeśli chodzi o mocniejsze brzmienie, w tym przypadku także zanotowałem podobny, a często lepiej odbierany feedback działania serii tytułowych kabli. Muza typu „Master Of Puppets” formacji Metallica nie jest jakimkolwiek majstersztykiem jakościowym od strony realizacji, zatem wszelkie działania na polu zwiększenia przyjemności odbioru poprzez podniesienie poziomu nasycenia, czy odczuwalnej głośności są wręcz pożądane. Dlatego też chyba nie muszę nikogo utwierdzać w przekonaniu, iż Vlad-y ze swoimi walorami sonicznymi wręcz brylowały w starciu z takim materiałem. Było i agresywnie i soczyście, co może poza zmniejszeniem wymaganej w idealnej prezentacji zapisanej w tej muzie szorstkości bezproblemowo pozwalało się mi nim bawić. Co więcej, odczucie wzrostu poziomu wolumenu muzyki sprawiało, że nie musiałem nawet dotykać pilota, aby dać emocjom niekrępowanego upustu.

Czy opisany zestaw okablowania Vlad Epitome Cables jest w stanie zadowolić każdego melomana? Myślę, że jeśli umiejętnie, czyli spójnie skonfigurował swój zestaw jak najbardziej tak. To co oferuje tytułowy pakiet kablowy nie zmieni tego stanu, a jedynie w odmiennym świetle ukaże niektóre aspekty. Jednak jak pisałem, całość nadal będzie cechować równouprawnienie każdego zakresu, co kolokwialnie mówiąc nie „wykoślawi” odbioru słuchanej muzyki, a jedynie lekko zmieni estetykę jej podania. Na ile w oczekiwanym przez odbiorcę kierunku zależeć będzie od konkretnej konfiguracji. Niestety na to pytanie może odpowiedzieć jedynie sam zainteresowany roszadami w swoim systemie.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Premium Sound
Producent: Vermöuth Audio / VLAD Audio
Ceny
VLAD Audio Epitome Loudspeaker Cable: 1 310 $ / 2 x 1.8 m + 162 $ / dodatkowe 30 cm
VLAD Audio Epitome IC RCA: 330 $ / 1m para + 50 $ / dodatkowe 25 cm
VLAD Audio Epitome IC XLR: 396 $ / 1m para + 50 $ / dodatkowe 25 cm
VLAD Audio Epitome Power: 666 $ / 1.2 m + 88 $ / dodatkowe 30 cm

Pobierz jako PDF