1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Furutech e-TP80ES NCF

Furutech e-TP80ES NCF

Link do zapowiedzi: Furutech e-TP80ES NCF

Opinia 1

Wydawać by się mogło, iż spór pomiędzy obozem preferującym we wszelakiej maści listwach zasilających filtrację a tym filtracji nieuznającym na stałe wrósł w naszą świadomość i nic w wiadomej kwestii się nie zmieni. Ot jedni będą wybierali takie a drudzy inne konstrukcje i każdy będzie szedł w własną drogą. Okazuje się jednak, że są na ziemskim łez padole producenci, którzy zamiast mniej bądź bardziej świadomie wkładać kij w mrowisko starają się dawać nie tylko wybór, co wręcz łączyć przysłowiowy ogień z wodą i godzić oba zantagonizowane frakcje. Weźmy na ten przykład japońskiego Furutecha, który w swym portfolio posiada zarówno modele pozbawione filtracji, jak daleko nie szukając topowy Pure Power 6, czy budżetowy e-TP60 ER, oraz w stosowne moduły filtrację EMI / RFI zapewniające, jednak nie w jakiejś mocno „inwazyjnej” / aktywnej postaci, a pasywnej – w formie własnego rozwiązana w stylu Formuły GC-303. Chociaż prawdę powiedziawszy trudno za ekipą z Tokyo nadążyć, gdyż według ich systematyki i firmowej strony w dziale dystrybutorów z filtracją znajdziemy TP615 a w filtracji pozbawionych np. e-TP80 z wyraźnie odseparowaną i oznaczoną kwadrą gniazd … filtrowanych. Pomijam już fakt, iż obecnością Formuły GC-303 mogą pochwalić się chyba wszystkie modele. Zamiast jednak czepiać się nomenklatury i kategoryzacji zdecydowanie sensowniej zająć się konkretami i wrażeniami natury empirycznej, dlatego też nie przedłużając wstępniaka serdecznie zapraszam Państwa na spotkanie z najnowszą i zarazem najlepiej wyposażoną odsłoną ww. 80-ki, czyli listwą Furutech e-TP80ES NCF, której finalny prototyp dotarł do naszej redakcji dzięki uprzejmości zarówno samego producenta, jak i naszego rodzimego dystrybutora – katowickiego RCM-u.

Tytułowa listwa Furutecha, choć po prawdzie bardziej adekwatnym ze względu na pełnioną funkcję byłoby użycie określenia filtr, ma zbliżoną do spłaszczonego prostopadłościanu bryłę z wyobloną ścianką górną. Całość wykonano z aluminium, przy czym „wieko” składa się z dwóch, oddzielonych od siebie sekcji: głównej – roboczej, mieszczącej osiem bezbolcowych, rodowanych gniazd sieciowych typu Schuko FI-E30 NCF (R), z grubego, piaskowanego i anodowanego aluminium w naturalnym kolorze oraz czarnej pomocniczo – informacyjnej.
A teraz mała ciekawostka. Otóż poprzednia wersja, czyli e-TP80E – bez żadnych dopisków, oferowała cztery filtrowane (EMI / RFI) gniazda o maksymalnym obciążeniu 600W, dwa dedykowane przedwzmacniaczom, procesorom etc. zdolne podołać obciążeniu 1300W i parę przeznaczonych do wzmacniaczom i końcówkom mocy spokojnie radzące sobie z poborem mocy rzędu 1850W. Tymczasem w tytułowej odsłonie, choć układ gniazd i ich ilość są identyczne, to ze zdziwieniem odkryłem iż dość zauważalnie spadły limity obsługiwanych obciążeń wynoszące teraz odpowiednio 400, 850 i 1250W, co warto mieć na uwadze przy podejmowaniu decyzji odnośnie wyboru zwykłej i „poprawionej” wersji. Jakby tego było mało podczas dość spontanicznie przeprowadzonego przeze mnie śledztwa, natrafiłem na listwę w nieco bardziej egzotycznej wersji e-TP80S NCF o osiągach 500, 800 i 1000 W. Pozostałe zmiany, może poza dodaniem włącznika głównego, którego do tej pory nie było, śmiało można określić mianem kosmetycznych. Diody informujące o podłączeniu do sieci i zadziałaniu układów zabezpieczających (wcześniej poprawności polaryzacji) z orientacji pionowej przeszły w poziom. Dodatkowo komorę bezpiecznika z lewej ścianki, gdzie spokojnie sobie egzystował pomiędzy zaciskiem uziemienia a głównym gniazdem zasilającym FI-06 NCF (R) przeniesiono na ścianę tylną.
I jeszcze jedna uwaga natury użytkowej. Otóż przy wpinaniu poszczególnych urządzeń w 80-kę warto pamiętać o kolejności zapełniania poszczególnych gniazd, które powinniśmy wykorzystywać zgodnie z zaleceniami producenta. Czyli patrząc od frontu (gniazdo wejściowe znajduje się wtedy z prawej strony) gniazda niefiltrowane 1250W zapełniamy od dołu, niefiltrowane 850W od góry a filtrowane 400W od górnego wewnętrznego i tak samo schodzimy przy terminalach zewnętrznych.
Korpus wyposażono w niewysokie, wykonane z nano-ceramicznego kompozytu nóżki, które nader skutecznie zapobiegają przesuwaniu się listwy po gładkich powierzchniach a jednocześnie pełnią funkcję antywibracyjną. Niejako na deser zostawiłem wielce przyjemną niespodziankę. Okazuje się bowiem, że w zestawie z 80-ką otrzymujemy przewód zasilający Furutech FP-314Ag z wtykami FI-15G i FI-E 11GF o długości 1,8 m za który „luzem” trzeba wyasygnować blisko 1 kPLN. Mała rzecz a cieszy, tym bardziej, że tego typu dodatki nie trafiają się zbyt często.
Jeśli chodzi o trzewia to wnętrze korpusu wyłożono matą GC-303 a wszystkie elementy poddano firmowym „czarom”, czyli procesom kriogenizacji i demagnetyzacji, które Furutech stosuje z powodzeniem od lat.

Skoro kwestie wrażeń natury estetyczno – użytkowej mamy za sobą, śmiało możemy przystąpić do części właściwej, czyli odsłuchów. W tym momencie należy się Państwu krótkie wyjaśnienie odnośnie blisko dwumiesięcznego odstępu pomiędzy unboxingiem a niniejszą publikacją. Chodzi bowiem o to, iż jak już zdążyliśmy nadmienić, na testy otrzymaliśmy fabrycznie nowy egzemplarz prototypowy, więc po prostu musiał on swoje w naszych systemach „pograć”. Ponadto z racji okresu urlopowego, przez niektórych określanym mianem ogórkowego, choć nam osobiście nie brakowało zajęć i tematów, i braku presji czasu, wyszliśmy z założenia, że lepiej dać i mu, i nam samym na tyle dużo czasu, by po pierwsze zdążył się w pełni u nas zadomowić, a po drugie minęła nam pierwsza ekscytacja.
Krótko mówiąc i parafrazując „Niepokonanych” Perfectu „gdy emocje już opadły, jak po wielkiej bitwie kurz” wziąłem się odsłuchy przez kilka tygodni „bawiąc się” i przepinając znajdujące się w moim systemie urządzenia pomiędzy dostępnymi w 80-ce gniazdami, by koniec końców skończyć na finalnej – najbardziej mi pasującej konfiguracji. W dodatku konfiguracji zgodnej z sugestiami Japończyków, czyli Brystonem 4B³ w sekcji 1250W, Ayonem CD-35 w gnieździe 850W a całą resztą w module z filtracją. Efekt? Zaskakująco pozytywny, szczególnie biorąc pod uwagę nader rozsądną, jak na audiofilskie realia, cenę. W tym momencie pozwolę sobie na małą dygresję i zwrócę Państwa uwagę na pewną, wydawać by się mogło oczywistą, wynikającą z założeń konstrukcyjnych cechę tytułowego Furutecha. Otóż największy progres\regres jakości dźwięku otrzymywałem wcale nie poprzez żonglowanie Brystonem i Ayonem pomiędzy sekcjami 850 i 1250W, których cechą wspólną jest to, że nie „mulą” – nie limitują dynamiki, a na drodze wpinania oprócz obu ww. komponentów w powyższe sekcje zasilaczy impulsowych należących do Ideon Audio 3R USB Renaissance mk2 Blackstar edition i switcha Silent Angel Bonn N8. Nie ma się bowiem co oszukiwać, pseudo ekologia a tak naprawdę „optymalizacja kosztów” powoduje iż do sieci elektrycznej wszelakiej maści impulsówki ładują taką ilość najdelikatniej mówiąc zakłóceń, czyli tzw. syfu, że cała reszta wyposażonych w konwencjonalne zasilanie urządzeń chciał, nie chciał obrywa takim rykoszetem radząc sobie lepiej, bądź gorzej z jego skutkami. Dlatego też sekcja filtrowana w e-TP80ES NCF okazała się nie tylko miłym dodatkiem a swoistym panaceum na bolączki współczesnego świata. To taki audiofilski „oddział zakaźny” dedykowany „toksycznym” pacjentom, bez którego trudno sobie wyobrazić poprawne egzystowanie większości nowoczesnych systemów.
Opierając się na konkretnych przykładach płytowych ponownie odwołam się do „Perfect Symfonicznie – Platinum”, czyli swoistej „sklejki” symfonicznego podkładu z rockowym instrumentarium Perfectu i wokalem Grzegorza Markowskiego, gdzie teoretycznie wszystko jest ok i składa się w logiczną całość, lecz na rozdzielczym systemie jasnym staje się, że większość składowych egzystuje nie wespół a raczej obok siebie. I ową alienację z udziałem Furutecha słychać wprost idealnie. W dodatku wpięcie w sekcję niefiltrowaną którejś z impulsówek powoduje wprowadzenie do przekazu swojego rodzaju mory, która na pierwszy rzut ucha uplastycznia i spaja całość, lecz na dłuższą metę ogranicza wspomnianą rozdzielczość i uśrednia, limituje wrażenia przestrzenne, oraz nie tylko „przycina”, co wręcz powoduje granulację góry pasma.
Skoro na drodze empirycznych doświadczeń ustaliliśmy, iż toksyczne impulsówki wypada trzymać w dedykowanej im izolatce, możemy już na spokojnie wrócić do pozostałych, dwóch niefiltrowanych sekcji. I tu od razu warto wspomnieć, iż dedykowane końcówkom mocy gniazda o łącznym obciążeniu 1250W śmiało można uznać za logiczny odpowiednik tego, co oferuje moja dyżurna 60-ka, czyli gwarant nieskrępowanej dynamiki, uosobienie transparentności i dyskrecji przejawiające się brakiem jakichkolwiek prób ingerowania, czy wręcz majstrowania w reprodukowanym przez system sygnale. Jest szybko, ze świetną kontrolą w dole pasma i otwartą górą. Wystarczy bowiem odpowiednio przekręcić w prawo „gałkę głośności” (zwrot czysto metaforyczny, gdyż od lat takowej w swoim systemie nie posiadam) na symfoniczno – metalowym „Chapter I – Monarchy” Ad Infinitum, gdzie na wokalu nie tylko zachwyca, lecz i potrafi przerazić iście zwierzęcym growlem zjawiskowa Melissa Bonny, by na własne uszy przekonać się, że nawet z mocną, co prawda nie tak zachłanną na energię jak Jacka Mephisto (niezmostkowany Bryston zadowala się „zaledwie” max. 1000 W) , końcówką nie ma co się obawiać nijakich limitacji i anomaliów.
Z kolei 850W sekcja wielce do gustu przypadła mojemu lampowemu źródłu/przedwzmacniaczowi, czyli Ayonowi CD-35 i phonostage’owi Tellurium Q, które odwdzięczyły się fenomenalnym wysyceniem średnicy przy jednoczesnym zachowaniu iście zjawiskowej rozdzielczości. Przykładowo dość „chłodno” nagrany, minimalistyczny album „Llyrìa” Nik Bärtsch’s Ronin nic a nic nie stracił z wyrafinowania blach i swobody w górze pasma, by jednocześnie nieco dociążyć, otulić bardziej soczystą tkanką środek pasma fortepianu lidera. Podobne obserwacje poczyniłem podczas odsłuchów dyżurnego i wielokrotnie pojawiającego się na naszych łamach „Vägen” Tingvall Trio. Przekaz stał się czystszy, nie mylić ze sterylnością, a jednocześnie bardziej „organiczny” – łatwiej przyswajalny. Można było słuchać dłużej, głośniej – o ile ktoś miał na to ochotę i co najważniejsze z większą przyjemnością.
I jeszcze na koniec dosłownie kilka słów o dołączonym do listwy przewodzie zasilającym Furutech FP-314Ag, który przy swojej cenie sprawdza się naprawdę świetnie. Uplastyczniając i nieco ocieplając przekaz śmiało można uznać, że może pomóc zbyt chłodnym i analitycznym systemom. Warto jednak mieć świadomość, że z e-TP80ES NCF można wycisnąć znacznie więcej, co wcale nie oznacza dewastacji domowego budżetu, gdyż nader rozsądną alternatywą okazał się FP-3TS762 a im wyższej klasy konfekcję mu zafundujemy, tym większą frajdę z odsłuchów będziemy mieli.

Mam cichą nadzieję, iż z powyższych, moich wybitnie subiektywnych wynurzeń, nader jasno wynika, że Furutech e-TP80ES NCF wydaje się być świadomą i gruntownie przemyślaną propozycją japońskiego producenta dla wszystkich odbiorców, w których systemach przez ostatnie lata namnożyło się urządzeń z zasilaniem impulsowym. Oczywiście nie jest to główne, czy wręcz pryncypialne kryterium doboru tej, bądź innej listwy/filtra zasilającego, lecz akurat w Furutechu nad wyraz starannie zadbano o to, by tego typu „zakłócacze” miały jak najmniejszy, czy wręcz pomijalny, wpływ na pracę towarzyszącej im elektroniki.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity M6 Vinyl; RCM Audio Sensor 2 Mk II
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Chyba zgodzicie się ze mną, że w życiu każdego audiofila prędzej czy później przychodzi moment, w którym czy tego chce, czy nie, musi zmierzyć się z wyborem zasilania swojego systemu prosto ze ściany, lub znacznie ułatwiającej rozwiązanie tematu, bo wymagającej pojedynczego gniazda, listwy zasilającej. To jest standard, którego nawet ja, mogący pozwolić sobie na dowolną ilość gniazd w ścianie za sprzętem, nie omieszkałem zaliczyć. Niestety z racji konieczności posiadania dziewięciu źródeł życiodajnej energii dla mojej układanki i zdroworozsądkowego podejścia do zastanej sytuacji wynik był z góry przesądzony, czego owocem było nabycie przysłowiowego rozgałęziacza. Dlatego też, gdy nadarza się ku temu okazja, nie odmawiamy dystrybutorom możliwości dostarczenia do naszej redakcji owych dystrybutorów prądu, które potem skrupulatnie opisujemy. Gdy sięgniecie pamięcią, okaże się, że przez nasze ręce zdążyły się już przewinąć konstrukcje Nordosta, Audioquesta, Cardasa, czy tytułowego Furutecha w dwóch odsłonach – E-TP60 ER i Pure Power 6. Dlatego też trzymając rękęna pulsie, w tym podejściu testowym, co istotne, jako jedni z pierwszych na świecie, mamy dla Was kilka informacji o swoistej nowości w postaci listwy Furutech E-TP80 ES teraz w specyfikacji NCF, której dystrybucją na naszym rynku zajmuje się katowicki RCM.

Rzeczona listwa na tle konkurencji jest stosunkowo sporą konstrukcją. Jej dolna część jest prostokątną, w tym przypadku aluminiową kuwetą, na którą nałożono opadającą z jednego dłuższego boku na drugi, również aluminiową, jednak nie płaską, tylko łukowatą powierzchnię nośną. Ta została podzielona na dwie części. Srebrną jako platformę dla ośmiu gniazd i nieco mniejszą czarną, pod którą konstruktorzy ukryli oferowaną w tej listwie filtrację. Ale spokojnie. Filtrowane są jedynie cztery gniazda dedykowane niedużym obciążeniom do 400 W dla całej czwórki. Zaś tuż obok w pionowo zorientowanych parach otrzymujemy dwa terminale dla urządzeń wysokoprądowych o sumarycznym poborze 1250 W (końcówki mocy itp.) i średnioprądowych typu przedwzmacniacz liniowy dla łącznego obciążenia 850W. Temat czarnej części 80-ki w kwestii oferty dla potencjalnego klienta oprócz skrytych w trzewiach listwy układów czyszczących prąd przed dostarczeniem do urządzenia audio, opiewa jedynie na dwie diody informujące o podłączeniu zasilania i zadziałaniu układu zabezpieczającego. Miłym dodatkiem do opisywanego dystrybutora prądowego jest dostarczanie w standardzie – co nie oszukujmy się, jest rzadkością, dobrej klasy, a nie zwykłej komputerówki, firmowego kabla zasilającego. Całość konstrukcji w celach dobrej stabilizacji na podłożu posadowiono na czterech, lekko odsadzonych na srebrnych wypustach stopkach.

Nie wiem, co na to Wy, ale dla mnie bezwzględnie najlepszym rozwiązaniem zasilania systemu audio jest podłączenie go prosto do ściany. Niestety, listwa nie zawsze, choć nader często mniej lub bardziej coś ogranicza. Dlatego też głównym zdaniem podczas poszukiwań tego typu akcesoriów powinno być znalezienie takiego, które tak jak w przypadku tytułowego Furutecha E-TP80EC NCF oferując sporą uniwersalność na ile to możliwe, stara się symbolicznie ingerować w dźwięk. Mając na uwadze jej uniwersalność mówię oczywiście o zastosowanych w tym modelu, dedykowanych dla urządzeń cyfrowych gniazdach filtrowanych, o czym w poniższym teście nie omieszkam wspomnieć. Jeśli zaś chodzi o wynik soniczny gniazd niefiltrowanych, sprawa wygląda następująco. Niestety nie udało mi się testowo podłączyć końcówki mocy, gdyż obciążalność na poziomie 1250 W jest zbyt niska, aby próbować podłączać Mephisto, w trybie gotowości do grania, ale jeszcze bez sygnału ze źródła, pobierającego z sieci prawie półtora kW. Nie chciałem doprowadzić do pożaru lub uszkodzenia listwy. Dlatego też test ograniczyłem do sprawdzenia działania 80-ki w obecnej specyfikacji NCF jedynie podczas zasilania źródła w postaci dzielonego CDka wspieranego zewnętrznymi zegarami Mutec-a. Efekt? Powiem szczerze. Brzmienie systemu mówiąc kolokwialnie nie „umarło”, co ni mniej ni więcej oznacza, iż nie zaliczyło stanu jak po zażyciu Pavulonu – czytaj spowolnienia i ogólnego ograniczenia transparentności. Przekaz nadal był szybki, zwarty, może nieco twardszy i chłodniejszy, ale co istotne, na dobrym poziomie dźwięczny i pełen powierza. To były na tyle drobne zmiany, że musiałem posiłkować się co najmniej przyzwoicie zrealizowanymi płytami, aby dokładnie zweryfikować owe zjawisko. Na tle używanej przeze mnie, kilkukrotnie droższej listwy muzyka nieco się utwardziła i ochłodziła, przez co minimalnie skróciły się wybrzmienia. Jednak co ważne, nie ucierpiała przy tym średnica nadal oferując dobre nasycenie. Może już nie takie organiczne, ale konsekwentnie wielobarwne. Za to bas nabrał takiego wigoru, że nie straszne były mu nawet najsłabiej zremasterowane w kwestii jego kontroli realizacje płytowe. Jednym słowem przekaz podryfował w kierunku zebrania się w sobie z delikatną konsekwencją utraty zarezerwowanych dla wyższych modeli listew sieciowych – nawet tego producenta, niuansów brzmieniowych, w postaci oddającego prawdę o muzyce rozwibrowania dźwięku. Ale przypominam, porównuję dwa cenowe, a co za tym idzie jakościowe światy. I nie celem grzebania, tylko pokazania drzemiących w bohaterze testu walorów.
Powyższe spostrzeżenia były wynikiem podłączenia systemu po Bożemu, czyli przy wykorzystaniu filtracji prądu tylko dla wykorzystujących zasilacze impulsowe zewnętrznych zegarów niemieckiego Mutec-a. Kolejna faza, czyli wpięcie do pozostałych dwóch filtrowanych gniazd transportu i przetwornika cyfrowo-analogowego, jako pełne zabezpieczenie systemu przed drzemiącym w sieci potencjalnym „złem”, miała na celu sprawdzenie, na ile owa dodatkowa dbałość o jakość prądu determinuje wysublimowanie generowanego przez system dźwięku. I wiecie co? Choć wirtualna scena nabrała dystansu w domenie bezpośredniości, oprócz tego lekkiej krągłości i pasteli w górze pasma, ale odbierałem to w estetyce raczej symbolu, aniżeli zabijającego radość do grania mroku. To zaś pozwala domniemać, iż w systemach docelowych, czyli ze średniej półki cenowej, temat może oscylować na poziomie pomijalności.
Podobnie, choć minimalnie mniej wyraziście, sprawa miała się w przypadku wpięcia całości – oczywiście razem z zegarami – w gniazda bez filtracji. Po tej zmianie za sprawą wprowadzania do zasilania całego zestawu śmieci z impulsówek świat dźwięku trącał lekkim uśrednieniem. Ale też nie bolesną przyduchą, czy brutalnym przygaszeniem światła na scenie, tylko lekką utratą dotychczas fenomenalnej transparentności. Jednakże zaznaczam, to są oczywiście bardzo ważne dla nas, ale raczej niuanse, niż bolączki, dlatego też zalecam osobistą weryfikację, czy owe aspekty w docelowej konfiguracji w ogóle będą miały rację bytu.

Na tym zakończę ten bogaty w konkrety test. Być może z racji jego zwięzłości ktoś będzie nieukontentowany. Jednak przypominam, iż rozprawiamy o pospolitej złodziejce, co w moim odczuciu usprawiedliwia tak oszczędną w kwieciste opisy formę. Jak wynika z powyższej przygody, w przypadku mojego zestawu na bazie tylko źródła dźwięku otrzymałem trzy różne wyniki soniczne. Dla mnie wbrew pozorom najlepiej spisała się pierwsza, wykorzystująca filtrację tylko dla zegarów konfiguracja, gdyż przy wyraźniejszej zwartości, ale bez szkodliwego odchudzenia przekazu, nie utraciłem swobody w górze pasma. Co będzie najlepsze dla Was, może pokazać tylko osobista weryfikacja. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć tylko jedno. Ta, nie oszukujmy się, stosunkowo tania listwa sieciowa, swoim bytem wprowadzała do dźwięku zestawu naprawdę niewiele. Nie „muliła”, nie wywoływała poczucia nadnaturalnej szybkości i ostrości muzyki, co na tym pułapie cenowym naprawdę jest bardzo ciekawą propozycją. Czy dla wszystkich? To niestety zależy od bolączek zasilanego systemu i oczekiwań jego właściciela.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: RCM
Ceny
Furutech e-TP80ES NCF: 3 595 PLN
Furutech e-TP80ES: 2850 PLN

Dane techniczne:
Wymiary (D x W x S): 400 x 60 x 130 mm
Waga: 1.9 kg

Pobierz jako PDF