Opinia 1
Jak już zdążyłem wspomnieć we wstępniaku recenzji XACT S1 wszystko wskazuje na to, iż rodzimi (wy)twórcy zdecydowanie pewniej czyją się w domenie analogowej aniżeli cyfrowej. Ba, nawet jeśli do niej wkraczają, to pomijając wyjątek potwierdzający regułę, czyli działalność Marcina Ostapowicza, to nie w pierwszej kolejności, lecz dopiero po ugruntowaniu swojej pozycji w analogu pozwalają sobie na mniej, bądź bardziej odważne wycieczki w świat zer i jedynek. Podobną postawę reprezentuje również nasz dzisiejszy gość, czyli plichtowskie WK Audio, które po wielce udanych przewodach zasilających (The One Mk2, Air, TheRed), głośnikowych (TheRed Speakers, TheRay Speakers) i sygnałowych (TheRed) postanowiło spróbować swych sił w „digitalu” dostarczając do naszej redakcji parkę karmazynowych łączówek o wszystko mówiących oznaczeniach TheRed Digit Balanced & Unbalanced, na test których serdecznie zapraszamy.
Pod względem aparycji niespodzianek nie ma. To te same materiały i pełna zgodność z „czerwoną linią” swych protoplastów, czyli tekstylna koszulka zewnętrzna w zdefiniowanym przez nazwę serii umaszczeniu i masywne trumienkopodobne aluminiowe splittery redukujące średnice przewodów do bardziej wiotkich i opalizująco czarnych fragmentów zakonfekcjonowanych w zależności od typu topowymi wtykami Furutecha CF-601M NCF / CF-602F NCF (AES/EBU) i CF-102 NCF (Coax). Warto również pamiętać, iż ich rolą jest redukcja drgań i to właśnie w nich dokonywane jest finalne strojenie, czyli precyzyjne naprężenie każdej z żył. Przewody do odbiorcy końcowego, co z resztą pokazaliśmy w ramach sesji unboxingowej docierają w wyściełanej szarą gąbką sklejkowych skrzynkach.
Jeśli zaś chodzi o morfologię i anatomię, to Digit-y, podobnie do swych analogowego rodzeństwa, zbudowano w oparciu o srebrzone miedziane przewodniki w autorskim zaplocie i jak już zdążyłem wspomnieć nie zapomniano o ich „dostrojeniu” – naprężeniu przez aluminiowe mufy a całość przebiegu poprowadzono w podwójnym ekranie. Warto również nadmienić, iż wersje AES/EBU (balanced) i coax (unbalanced) różnią się od siebie pewnymi niuansami anatomicznymi, więc każda z nich zaplatana jest indywidualnie.
Jedni mogą uznać to za przypadek, inni za zbieg okoliczności a część za przejaw ewidentnego pecha, gdyż po raz kolejny plichtowskim przewodom przychodzi grać równolegle, bądź bezpośrednio po flagowych Furutechach. Tak było w przypadku mierzących się z V1-kami XLR-ów i tak też jest tym razem, gdyż ledwo co zdążyliśmy pożegnać, znaczy się ja się pożegnałem a Jacek postanowił na stałe przyjąć pod swój dach, V1-D-XLR. Skoro jednak, zgodnie z teoriami spiskowymi, nie ma czegoś takiego jak zbiegi okoliczności, a w dodatku sytuacja się powtarza się po raz wtóry, to nie pozostaje nam jedynie uznać owych koincydencji za przejaw działania sił wyższych i przejść nad nimi do porządku dziennego. Co też niniejszym czynimy, tym bardziej, że rodzime łączówki nie tylko z konkurencją z Kraju Kwitnącej Wiśni nader wyrównaną walkę podejmowały i tym razem podjęły, co śmiem twierdzić, iż w zależności od systemu i indywidualnych preferencji wyłonienie ewentualnego zwycięzcy opierać się będzie nie na podstawie gradacji klas a różnic natury estetycznej.
Nie da się bowiem ukryć, iż Digit-y grają zauważalnie inaczej i odmiennie rozkładają akcenty od swych orientalnych konkurentów. I tu, zanim przejdę dalej pozwolę sobie na małą dygresję a zarazem wyjaśnienie, gdyż w trakcie testów obu łączówek wyszło, iż oferują na tyle zbliżone do siebie walory soniczne, że w dalszej części w pełni uzasadnione jest przyznanie im statusu „podmiotu zbiorowego”. O ile bowiem V-1-ki stawiają na wręcz organiczną gęstość, koherencję i niewymuszoność, to TheRed oferują zaraźliwą witalność i nie mniej ekstatyczną żywiołowość. Całe szczęście nie jest to bezrefleksyjne gnanie na oślep i pseudo-amerykańskie pompowanie dźwięku mające na celu porażenie niedoświadczonych słuchaczy iście hollywoodzką spektakularnością, gdzie ilość stawiana jest ponad jakością. Tutaj bowiem wszystko jest na miejscu i bez zapatrzonego w jakieś irracjonalne ekstrema zbytniego przesadyzmu. Po prostu czuć oparte nie tylko na soczystości barw, lecz również świetnej rozdzielczości i motoryce energię, swobodę. Niezależnie bowiem, czy na playliście lądował ikoniczny „Saxophone Colossus” Sonny’ego Rollinsa, nastrojowy „Theoretically Speaking: The Acoustic Sessions, Vol. 1” Silent Theory, suto podlany elektroniką rockowy „Greetings From Suffocate City” The Funeral Portrait, czy wgniatający w fotel, brutalny „Age of Excuse” Mgły, za każdym razem prym wiódł młodzieńczy entuzjazm i ewidentna radość grania. Lekkie wypchnięcie intensyfikowało namacalność pierwszego planu, lecz dzięki precyzyjnej gradacji planów i swobodzie, przestrzenności prezentacji nie było mowy o jakichkolwiek przejawach napastliwości. Ponadto otwartość i „napowietrzenie” góry szły w parze z jej właściwą zwartością i konkretnością, czyli oprócz tnących krawędzi riffów za ostrzem szło jeszcze „body” i choć blasku bynajmniej nie brakowało, to nie sposób było zarzucić Digitom zbytniej analityczności, czy wręcz szklistości. Czym innym jest przecież dostać „strzał w ucho” atakiem dęciaków, bądź łkaniem podciągniętej struny a czym innym bycie narażonym na ciągły, odarty z żywej i ukrwionej tkanki, piskliwy jazgot. A Red-om mięcha i krwi nie brakuje, więc owa tkanka żyje i pulsuje sprawiając, że również i średnica nie pozwala na zachowawczość, czy też obojętność. Z jednej strony mamy lekkie dopalenie tak pod względem energii, jak i saturacji, a z drugiej wyraźną zwartość i jędrność brył, więc nie jest to tylko li bulgocąca bezkształtna galareta, lecz precyzyjnie kreślone źródła pozorne dysponujące, zresztą zgodnie z naturą, nie tylko obrysem, lecz i różnorodnym wypełnieniem. Mamy zatem do czynienia z dźwiękiem rześkim i soczystym a nie suchym i żylastym.
No i jeszcze warto wspomnieć o dole pasma, który śmiało możemy uznać za wręcz żelbetonowy. Mówiąc wprost – jeśli komuś do tej pory doskwierała lekka niesubordynacja, bądź pluszowość, czy też nieśmiałość najniższych składowych, to aplikacja Digit-a powinna okazać się lekiem na całe zło. Zarówno „naturalne”, jak i czysto cyfrowe instrumentarium z upodobaniem eksplorujące najgłębsze zakamarki Hadesu wreszcie zyska szansę wybrzmieć w pełnej krasie i pokazać swoje prawdziwe oblicze – począwszy od samego zejścia, poprzez ciągłość propagacji energii na zróżnicowaniu skończywszy. W ramach rozwiania ewentualnych wątpliwości co do powyższych peanów gorąco zachęcam do własnousznej ich weryfikacji nawet na tak prozaicznym materiale, jak „Blue Lines” Massive Attack, czy „Cracker Island” Gorillaz, gdzie w pozornie prostych i monotonnych syntezatorowych partiach kryje się nieprzebrane bogactwo niuansów tylko czekających nie tyle na wyciągnięcie na światło dzienne i pierwszy plan, gdyż mają jasno zdefiniowane swe miejsca, lecz po prostu odkrycie i poznanie, co z traktującą je z nieco większą nonszalancją konkurencją wcale nie musi być takie oczywiste. Za to wszystkim chcącym sprawdzić jak nisko ich system potrafi z tytułowymi łączówkami zejść polecę wydawnictwo zdecydowanie bardziej wymagające – „Through Aureate Void” autorstwa szalonych Londyńczyków z Five The Hierophant. Tylko od razu uprzedzę, iż powyższa mieszanka doom-metalu i dark-jazzu pozostawia na psychice niewprawionych słuchaczy trwałe piętno, więc sięgacie Państwo po nią na własna odpowiedzialność. A tak już na poważnie, to właśnie na takim – nieoczywistym i zagmatwanym a więc niekoniecznie najłatwiejszym wsadzie Digit-y łapią wiatr w żagle i czarno na białym pokazują, jak powinna wyglądać (brzmieć) muzyka, by trącać dotychczas uśpione struny naszej wrażliwości.
No i jak się okazało, nie taki diabeł straszny, jak go malują, czyli „umiejąc w kable” niespecjalnie ma znaczenie czy mówimy o transmisji analogowej, czy cyfrowej. Tak to przynajmniej wygląda z perspektywy WK Audio, które zarówno swoimi łączówkami analogowymi, jak i teraz cyfrowymi udowadnia, że zna się na rzeczy. A czy TheRed Digit Balanced & Unbalanced można określić mianem uniwersalnych i godnych polecenia dokładnie wszystkim potencjalnym nabywcom? Cóż, pomimo zgodności umaszczenia nie są one audiofilskim odpowiednikiem przysłowiowej zupy pomidorowej, żeby wszyscy bez wyjątku za nimi przepadali. Jeśli bowiem ktoś pragnie pewnej oniryczności, czy wręcz rozmemłania dźwięku to z ich pomocą owego efektu nie osiągnie. Odwołując się do kulinarnych analogii śmiało można uznać Digit-y za wręcz idealną propozycję dla miłośników potraw przygotowywanych al dente, więc Ci, którzy wolą większą kleistość oczywiście rzucić uchem mogą, choć pewnie plichtowskie łączówki będą nieco w ząbki ich uwierać.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio; AudioSolutions Figaro L2
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
I tym optymistycznym, tak, tak optymistycznym akcentem, bowiem to zawsze były ciekawe starcia, wieńczymy przegląd linii produktowej TheRed plichtowskiej marki WK Audio. W naszych progach od zasilania, przez sygnał pomiędzy urządzeniami oraz od wzmacniacza do kolumn mieliśmy dosłownie wszystko. Trochę szkoda, że dzisiejszym testem zamykamy serię spotkań z tą serią, bowiem znakiem szczególnym produktów znajdujących się na ww. liście była dobrze rozumiana wyrazistość, czyli granie odpowiednio mocne, jednak bez przekraczania linii nadpobudliwości, tudzież natarczywości. Co to oznacza? Cóż, to zostało opisane już kilka razy w poprzednich sesjach testowych. Jeśli jednak z jakiś powodów nie mieliście okazji się z nimi zapoznać, potencjalnych zainteresowanych zapraszam do lektury poniższego tekstu, w którym postaram się przybliżyć będący znakiem szczególnym tej linii produktowej na przykładzie okablowania cyfrowego WK Audio TheRed Digit w wersji AES/EBU i SPDiF.
Co wiemy o budowie cyfrowych sygnałówek? W sumie niewiele, ale z najważniejszych rzeczy doszło naszych uszu, iż w kwestii przewodnika podobnie do okablowania analogowego mamy do czynienia z wysokiej jakości srebrzoną miedzią. Ta naturalnie najpierw została ułożona w firmowym splocie, następnie zaekranowana, w kolejnym kroku napięta niczym struna pomiędzy dwoma znajdującymi się blisko wtyków puszkami, zaś finalnie ubrana w nietuzinkowo wyglądającą, opalizującą krwistoczerwoną plecionkę. Jeśli chodzi o zastosowane wtyki, tak jak w kablach analogowych mamy do czynienia z topowymi konstrukcjami japońskiego Furutecha w postaci CF-601M R NCF / CF-602F R NCF w przypadku łączówki AES/EBU oraz CF-102 NCF R dla kabla SPDiF. Podobnie do wcześniej testowanego rodzeństwa w drogę do domu nabywcy kable pakowane są w ekskluzywnie prezentujące się skrzyneczki wyściełane gąbką.
Co w kwestii brzmienia charakteryzowało tytułowe okablowanie? Z dużym spokojem informuję, iż cyfrówki konsekwentnie podążają drogą wyznaczoną przez resztę konstrukcji tej linii. Chodzi oczywiście o pokazanie muzyki w jej najlepszym wydaniu, czyli z odpowiednią werwą i timingiem. Bez nudnego na dłuższą metę zaokrąglania krawędzi i przesadnego nasycenia dźwięku, tylko przy czytelnym obrazowaniu wirtualnych bytów odpowiednią kontrolą nad pełnym życia wyartykułowaniem zawartych w materiale informacji. Czyli tłumacząc z polskiego na nasze z dobrze rozumianym rozsądkiem podążają za obecnymi trendami pokazywania muzyki w świetle nieskrepowanej ekspresji. Dzięki takiemu zabiegowi nie sposób było się nudzić dosłownie z żadnym materiałem. Choćby nastawionym na spokój ducha w przykładowym jazzie z twórczości Bobo Stensona „Indicum”. To materiał raczej kontemplacyjny, gdzie z jednej strony bardzo ważny jest najdrobniejszy dźwięk, z jego delikatnością, odpowiednio dozowaną energią, rozwibrowaniem i długością bytu na wirtualnej scenie, ale z drugiej istotna jest również definicja mocnych akordów fortepianu, czy wielobarwność strunowo-rezonansowa kontrabasisty. To takie trochę połączenie wody z ogniem, bowiem cały czas oscylujemy pomiędzy dźwiękami bardzo delikatnymi w kwestii dźwięczności, a dosadnymi w domenie uderzenia energią. I gdy system nie będzie w stanie odpowiednio definiować każdego z nich, płyta zabrzmi bez wyrazu. Na szczęście omawiane polskie okablowanie wybrnęło z tego bez najmniejszego problemu. I nawet nie, że wyszło z tarczą, bo to może zabrzmieć jako próba pewnego rodzaju obrony, tylko w stu procentach zagrało w oczekiwany przeze mnie sposób, czyli z odpowiednim akcentowaniem ważnych dla danego momentu niuansów.
Równie dobrze jak jazz wypadła mocniejsza muzyka. To natomiast było pokłosiem utrzymania dobrego poziomu wagi dźwięku, która wespół ze wspomnianym wyraźnym rysowaniem wirtualnych bytów pozwalała muzyce pokazać odpowiedni pazur. A gdy przywołam lubianego przeze mnie Rammsteina z materiałem „Zeit”, chyba nikogo nie zdziwi fakt, iż te dwie przywołane składowe pozwalały artyście graną muzyką nie tylko odpowiednio mnie uderzyć, ale i posmagać wyraźnym akcentowaniem ataku każdego impulsu. Bez tego ten muzyk po prostu jest do bólu nudny – nieraz miałem okazję przekonać się, że tak zwane granie plamami sprawiała wrażenie odsłuchu jak po zażyciu Pavulonu, dlatego te same cechy pomagające muzyce jazzowej miały swoje pięć minut również w jego twórczości. Ale jedna uwaga. W przypadku Rammsteina należy uważać na bolesne przerysowanie jego bezpośredniości, bo wówczas w eterze zaczynają latać przysłowiowe żyletki. Na szczęście linia okablowania TheRed w swym mocnym rysowaniu świata dźwięków nie przekracza linii dobrego smaku, dlatego w obydwu przypadkach sesje testowe wypadły bardzo dobrze.
Gdzie widziałbym tytułowe kable cyfrowe? W pierwszej kolejności u osobników lubiących podaną z dobrym smakiem konkretną dawkę energii. Z nimi nie ma szans na nudę, a to jest ewidentną zapowiedzią radosnego przemierzania dosłownie całej swojej kolekcji płytowej bez względu na jakość realizacji. Ale to nie jedyna grupa potencjalnych beneficjantów ciekawego brzmienia plichtowskich konstrukcji, gdyż w wielu przypadkach mogą okazać się przysłowiową deską ratunkową. Naturalnie mam na myśli systemy, w których kuleje dynamika i drive, co z pewnością zostanie w dużym stopniu pozytywnie podkręcone. To jest na tyle fajny tweak, że nie zdziwiłbym się, gdyby taka roszada kablowa z TheRed Digit w roli głównej odwiodła kogoś od poważnych zmian w posiadanej układance. Oczywiście nie naprawią całego wyrządzonego przez właściciela zestawu konfiguracyjnego zła, ale w wielu przypadkach mogą zdziałać cuda. I żeby nie było, te realne, a nie wyimaginowane – wmawiane przez telewizyjne/internetowe wróżki.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audiopunkt
Producent: WK Audio
Cena: 3 000 € /1,5 m (wyłącznie dla Europy i USA)