1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Graphite Audio IC-35

Graphite Audio IC-35

Opinia 1

Skoro na pierwszy ogień poszły, nie wiedzieć czemu budzące niezdrowe emocje, szczególnie wśród jednostek znajdujących się daleko poza targetem takowych, akcesoria, czyli podstawki pod kolce ISSB-40 i przewody CIS-35 rodzimej manufaktury Graphite Audio śmiało możemy kontynuować eksplorację bydgoskiego portfolio i zając się produktem, posiadającym zdecydowanie bardziej morderczą, aniżeli jego poprzednicy, konkurencję na rynku. O czym mowa? O podstawkach a dokładnie stożkach antywibracyjnych IC-35 Isolation Cones, które możemy aplikować gdzie i jak tylko fantazja nam podpowie. Przesadzam? Bynajmniej, bowiem nawet niezobowiązująco surfując po odmętach Internetu z łatwością można natrafić na przykłady zastosowania im podobnych „dodatków” sygnowanych przez Finite Elemente, Music Tools, Stillpoints, etc. pod nad wyraz szeroką gamą urządzeń i w najprzeróżniejszych konfiguracjach. Ponadto, zdradzając nieco dalszą część naszych wybitnie subiektywnych refleksji, również i my sami na 35-kach stawialiśmy zarówno źródła, jak i wzmacniacze a i sama ich (stożków, nie urządzeń) orientacja miały zauważalny wpływ na finalne brzmienie naszych systemów. Jeśli zatem jesteście Państwo ciekawi cóż tym razem zmajstrował Szymon Rutkowski nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na dalszą część naszej epistoły.

W kwestii walorów natury estetycznej IC-35 dorównują swojemu rodzeństwu zarówno pod względem dbałości o opakowanie, jak i będącej pochodną budulca z jakiego je wykonano aparycji. Mamy bowiem do czynienia z dostarczanym w eleganckim, czarnym, kartonowym pudełkiem wyściełanym gęstą, przyciętą pod wymiar zawartości pianką, zestawem trzech niewielkich stożków. I to naprawdę niewielkich, gdyż w porównaniu z używanymi przeze mnie na co dzień pod CD-35 nóżkami Finite Elemente Cerabase compact, czy nawet zbliżonymi kształtem Nordostami Sort Kone BC rodzime akcesoria wręcz nikną w oczach. Ot popielato-szare stożki o 3 cm wysokości i 3,5 cm podstawie wykonane z autorskiej mieszanki grafitu i posługując się firmową nomenklaturą „wyrafinowanego i rewolucyjnego polimeru o unikalnych właściwościach antywibracyjnych i tłumiących”. Jesteście Państwo usatysfakcjonowani? Mi osobiście w zupełności owe ogólniki wystarczają, gdyż abstrahując od tego, czy producent deklarowałby użycie wykopanego w Tajdze meteorytu, pochodzącego z Madagaskaru pumeksu, bądź kontrolowanego zegarem atomowym pola magnetycznego i tak i tak kluczowym byłby wpływ owego akcesorium na mój system. Dlatego też nie przedłużając czysto akademickich dywagacji sprawdźmy jak tytułowe „duperelki” sprawdzą się w boju, czyli najwyższa pora na doświadczenia natury empirycznej.

Mając świeżo w pamięci występy ISSB-40 & CIS-35 nie bez satysfakcji pragnę poinformować iż ogólna charakterystyka zmian wprowadzanych przez IC-35 jest w pełni zgodna, z jednym małym „ale”, o czym dosłownie za moment, z moimi wcześniejszymi obserwacjami. Przy okazji od razu pozwolę sobie na małą dygresję natury porównawczo użytkowej ze wspomnianymi akapit wcześniej Nordostami Sort Kone, bowiem o ile amerykańska konkurencja ma jasno sprecyzowaną, że się tak wyrażę orientację, czyli powinna być skierowana wierzchołkiem ku górze, o tyle bydgoskich maluchów możemy używać ze zdecydowanie większą dowolnością, gdyż to użytkownik – już na słuch, czyli w zależności od własnego widzimisię i oczekiwań, decyduje o tym, czy grafitowe stożki będą „grały” z wierzchołkiem u góry, czy u dołu. Od razu też uprzedzę ewentualne pytania i rozwieję wątpliwości potwierdzając, iż orientacja IC-35 … jest doskonale słyszalna.
I od tej kwestii proponuję rozpocząć, bowiem intensywność zmian wprowadzanych przez Graphite’y ustawione według „amerykańskiego wzorca” jest, przynajmniej w moim systemie, tyleż zaskakująca, co dyskusyjna. Otóż zaaplikowane pod skądinąd z natury neutralnego Brystona 4B³ 35-ki na tyle daleko przesunęły estetykę brzmienia w kierunku niemalże prosektoryjnej analityczności i swoistej antyseptyczności, że w pierwszej chwili zacząłem się zastanawiać, czy w całym tym recenzenckim rozgardiaszu nie dokonałem jakiś przypadkowych zmian w którymś z pozostałych urządzeń, choć jak pamięcią sięgnę żadne z nich takich tendencji brzmieniowych nigdy nie wykazywało. Czyżby lampy w Ayonie CD-35 właśnie dokonywały żywota serwując mi swój łabędzi śpiew? Może „nowy układ” musi się wygrzać? Dałem sobie czas na ochłonięcie, weryfikację wszystkich nastaw i połączeń oraz oczywiście odsłuch, co biorąc pod uwagę zasygnalizowane zmiany skłoniło mnie do nieco asekuracyjnego sięgnięcia po słodkie i ciemne wokale, jak Queen Latifah („Trav’lin’ Light”), czy Gregory Porter („Dinner Party”). I powiem tak. Znam jednostki, które przy takim obrocie sprawy popadłyby w niemy zachwyt, gdyż precyzja i pieczołowitość z jaką dosłownie każdy dźwięk ulegał rozbiciu na atomy były porażające. Jednak osobiście wolę w ramach uprawianego hobby słuchaną muzyką się delektować aniżeli przywdziewać uniform „analityka dźwięków” a właśnie w taką narrację próbowały narzucić Graphite’y. Tak jak jednak nadmieniłem, są miłośnicy takowych specjałów. Wspominałem jednak również o nawet nie tyle pewnej, co pełnej zgodności z testowanym wcześniej rodzeństwem a jak już z pewnością Państwo zauważyliście, przynajmniej do tej pory, niczego takiego nie udokumentowałem. Przypadek? Nie, jedynie pochodna takiej a nie innej aplikacji. Wystarczyło bowiem ustawić 35-ki wierzchołkiem do dołu, by ową zgodność osiągnąć. Oczywiście taka aplikacja wymaga nieco więcej uwagi i częstokroć pomocy któregoś z domowników, choć powiem szczerze, że po kilku roszadach doszedłem do takiej wprawy, że przekładałem 35-ki sam i to niemalże „w locie”.
Wracając jednak do meritum. Powyższa rotacja stożków w pierwszej kolejności przywróciła przed-aplikacyjne status quo a następnie zajęła się jego dopieszczaniem w domenie rozdzielczości, timingu i dynamiki w jej mikro – odmianie (makro zostawiając w spokoju, gdyż z tą 300W Kanadyjczyk radzi sobie wybornie). Swoista powtórka z rozrywki – odsłuch dwóch ww. albumów, jednoznacznie potwierdził fakt całkowitej eliminacji analitycznych zapędów testowanych akcesoriów, czyli przekładając z polskiego na nasze, zarówno Queen Latifah, jak i Gregory Porter dali sobie spokój z podkreślaniem i cyzelowaniem każdego z sybilantów, jak daleko nie szukając nasza rodzima AMJ, towarzyszące im instrumentarium wróciło z zajętego przez roboty parku maszynowego w ręce prawdziwych – z krwi i kości, muzyków, a zamiast poszczególnych dźwięków z głośników wreszcie popłynęła muzyka. I to niezwykle wartkim strumieniem. Powiem więcej, w pierwszej fazie poprzesiadkowej akomodacji nawet „szeleszcząca” na „Quelqu’un m’a dit” Carli Bruni wydawała się bardziej „przy kości”. Oczywiście w porównaniu z punktem wyjścia, czyli stadium bez akcesoriów, nie dało się pominąć wyraźnej poprawy rozdzielczości, jednak podkreślę to z premedytacją „rozdzielczości” a nie jak poprzednio analityczności. Dla osób postronnych i na papierze owe różnice mogą wydawać się symboliczne, jednak proszę mi wierzyć na słowo, a najlepiej przekonać się na własne uszy, iż rozdzielczość do analityczności mają się do siebie tak, jak dajmy na to Blanton’S Straight From The Barrel 64,6% do … i tu Czytelników znających moją słabość do destylatów z Islay zaskoczę, do równie hardcore’wej torfowo-kamforowo-jodynowej francuskiej Yeun Elez 46%. Niby oba specyfiki wymagają „obycia” i znajomości tematu, jednak nie sposób ich ze sobą pomylić.
Jeśli jednak ktoś cały czas waha się, czy Graphite’y zbytnio nie obnażą niedoskonałości jego płyto i pliko-teki posłużę się przykładem, który powinien rozwiać ewentualne wątpliwości. Przykładem będącym nader zgrabnym połączeniem thrashu z hard i metalcorem, czyli „Carnivore” Body Count z m.in. fenomenalnym coverem i zarazem hołdem dla nieodżałowanego Lemmy’iego „Ace of Spades”. Warto również nieco uważniej wsłuchać się w „Another Level”, czy wyraźnie inspirowanymi slayerowymi riffami „The Hate Is Real”, gdzie wydawać by się mogło w kulminacyjnych momentach stajemy przed przysłowiową ścianą dźwięku i nic poza nią dostrzec się nie da. Cóż, jeśli tak Państwo sądzicie, to spróbujcie IC-35 a przekonacie się, że nie do końca jest to prawdą. Aplikacja Graphite’ów jest niczym dokładniejsze przyjrzenie się okładce ww. albumu. Z resztą okładce autorstwa naszego rodaka – Zbigniewa Bielaka, który ma już na swoim koncie prace zdobiące albumy takich formacji jak Decide, Ghost, Solstafir, Watain, Mayhem, Vader czy Paradise Lost. Niby mamy na niej „gangstera”, lecz zamiast zwykłej kreski jego podobizna składa się z misternie skomponowanych ze sobą budynków, ulic i ludzi. Podobnie jest ze strukturą muzyczną – bez tytułowych stożków widzimy li tylko bryłę a z nimi również jej strukturę, najdrobniejsze składowe i to kreślone niezwykle pewną ręką. Od siebie tylko dodam, że warto się w niej (strukturze, nie ręce) zagłębić, bo odpowiedzialny za jakość realizacji Will Putney stworzył prawdziwy majstersztyk a w tak ciężkich klimatach nie zdarza się to zbyt często. Dół pasma i dolna średnica ulegają swoistemu stężeniu, stają się bardziej zwarte – lepiej zdefiniowane a przy tym szalenie daleki od osuszenia, więc nie ma co oczekiwać, że partie perkusji przypominać będą chodzenie po letniej ściółce, bądź konsumpcję karnawałowego chrustu, czyli faworków. O nie. Nadal będziemy mieli pełen pakiet informacji dotyczący ich gabarytu i masy a jedynie otulająca je „tkanka tłuszczowa” zostanie przerobiona na piękną crossfitową rzeźbę.

Krótko mówiąc w odpowiednim ustawieniu, lub jak kto woli orientacji, Graphite Audio IC-35 nie działają jak przysłowiowe szkło powiększające, nie przeskalowują perspektywy i nie wypychają na pierwszy plan rzeczy, które do niego nie należą. Nie majstrują też przy barwie, oraz równowadze tonalnej. Sprawiają jednak, że słychać nie tylko więcej ale i lepiej, czyli śmiało można je porównać do kuracji przywracającej nam nie tylko młodzieńczy wzrok, lecz i słuch, czyli do powrotu do czasów, gdy muzyka sprawiała nam największa przyjemność. Choć tak po prawdzie stan ten staram się utrzymywać permanentnie na możliwie najwyższym poziomie a obecność IC-35, tylko mi w tych działaniach pomogła. I już dosłownie na sam koniec – oprócz amplifikacji sugeruję 35-ki przetestować pod źródłami, tym bardziej, że efekty takich eksperymentów, przynajmniej pod lampowymi odtwarzaczami Ayona, wybitnie subiektywnie – na moje ucho, dość bezpardonowo pokazały, że można z nich wycisnąć dużo, dużo więcej aniżeli firmowe, bądź nawet aplikowane w limitowanej wersji 35-ki Ceramic Disc Classic Franc Audio Accessories, są w stanie zaoferować.
Na pytanie, czy w takim razie warto w nie zainwestować kwotę będąca mniej więcej równowartością jednej topowej wtyczki zasilającej Furutecha musicie Państwo odpowiedzieć sobie sami. Jednak już zupełnie prywatnie, skoro konsekwentnie i z premedytacją unikamy jak ognia wartościowania recenzowanych przez siebie audiofilskich specjałów za pomocą klas, gwiazdek, procentów i odcisków, czuję się w obowiązku napisać finisz otwartym tekstem. Po aplikacji tytułowego zestawu Graphite Audio IC-35 pod swoim Brystonem 4B³ nie znalazłem żadnego, podkreślam żadnego, argumentu, oczywiście poza koniecznością przetestowania ich z innymi elementami mojego systemu, aby je stamtąd wysmyknąć, o odesłaniu do producenta nawet nie wspominając. Dlatego też, krótko mówiąc zostają.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R); Atlas Eos Modular 4.0 3F3U & Eos 4dd
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Co ciekawego można powiedzieć o będącej bohaterem dzisiejszego spotkania marce Graphite Audio? W moim przypadku od startu na usta cisną się trzy informacje. Po pierwsze jest polską myślą techniczną. Po drugie na tle często przesadnie rozbudowanych, a mimo to osiągających mierne wyniki w walce ze szkodliwymi wibracjami, konstrukcji konkurencji jej oferta w kwestii skomplikowania budowy jawi się jako iście minimalistyczna. Zaś po trzecie, to co posiadają w swoim portfolio, na bazie poprzedniego testu podstawek pod kable głośnikowe i krążków pod kolce kolumn głośnikowych, jestem w stanie określić jako wręcz zjawiskowo spełniające swoje zadanie. Myślicie, że zbyt mocno pojechałem z tymi pochlebstwami? Bynajmniej, gdyż co prawda jestem na etapie przemeblowywania swojego sytemu na poziomie elektroniki i bazując na tym co mam, nie czynię zbyt nonszalanckich ruchów na polu docelowej walki z wibracjami, ale za to Marcin jednego z opiniowanych produktów nie ma zamiaru zwracać do producenta. Zaskoczeni? Ja nie. Dlaczego? Z pierwszym pisemnym dowodem mieliście okazję się już zapoznać. Jednak gdy powiedziało się „A”, należy powiedzieć „B”, co w tym przypadku oznacza, że w poniższej epistole postaram się przybliżyć zainteresowanym, co takiego potrafią stożkowe podstawki pod elektronikę Graphite Audio IC-35, o których wizytę u nas zadbał sam producent.

Niestety, jak to w przypadku wszelkiego rodzaju pomysłów na biznes bywa, tak jak u znakomitej większości producentów, również w przypadku tytułowego brandu drobiazgowe informacje na temat know-how całego przedsięwzięcia owiane są słodką tajemnicą. Powód jest prozaiczny i sprowadza się do ochrony swojego pomysłu przed chamskim podrabianiem. Dlatego jedno co na temat dzisiaj ocenianego produktu marki Graphite Audio wiemy, to fakt użycia do wykonania tytułowych stożków będącego częścią nazwy marki grafitu. W jakich proporcjach, tego nie zdradza. Jednak niezbitym faktem jest, iż dzisiaj przyjrzymy się stosunkowo niewielkim gabarytowo stożkom pod elektronikę. Jednak słowo „niewielkim” w najmniejszym stopniu nie ogranicza realizacji naszych potencjalnych potrzeb, gdyż te osiągające średnicę 35 mm w podstawie i wysokość 30 mm swoiste groty, przy zastosowaniu trzech sztuk są w stanie unieść urządzenia ważące nawet 50 kilogramów. Przyznacie, że taki wynik bardzo mocno podnosi ich postrzeganie w domenie uniwersalności. Pewnie dlatego na bazie doświadczeń producenta, po oznakowaniu firmowym logo, standardowo pakowane są po trzy sztuki do wyściełanych profilowaną gąbką, oczywiście bazujących swoją kolorystyką na ciemnym odcieniu grafitu, tekturowych pudełek.

Jak obrazują fotografie, swoją próbę oceny działania stożkowych podstawek oparłem o implementację pod bardzo czuły transport CD. Naturalnie ich wpływ słychać pod wszystkimi urządzeniami, ale chyba zgodzicie się ze mną, że gdy rozprawiamy o czytniku informacji z płyty, który do obrotu srebrnego krążka i przesuwu soczewki używa gumowych pasków klinowych, a do tego razem z płytą wiruje ważący prawie pół kilograma metalowy dekiel, śmiało można uznać, iż mamy do czynienia z jednym z najbardziej wrażliwych komponentów audio spośród ich niemalże nieskończonego zbioru. Dlatego też zdając sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, wszelkie wnioski są wynikiem wspomnianego przed momentem polsko-japońskiego mariażu. Co z niego wynikło?
Przyznam szczerze, że byłem zaskoczony. Powodem było powtórzenie się sytuacji z zabawy z podstawkami pod kable i kolumny głośnikowe. Dźwięk ewaluował w stronę większego zwarcia, ale nic a nic przy tym nie cierpiała jego masa, co notabene prawie zawsze jest niechcianym skutkiem ubocznym. W tym przypadku początkowe lekkie rozmycie kreski rysującej źródła pozorne i przez to ich jak gdyby nie do końca zdefiniowana zwartość, zostały zamienione w wyraźny obraz z pewnego rodzaju bonusem w postaci przekonwertowania wspomnianych artefaktów na dodatkową energię dźwięku, a nie ich zazwyczaj powodujące odchudzenie przekazu alienowanie. Oczywiście to natychmiast zwiększyło transparentność przekazu, co od razu uspokajam, z uwagi na bardzo ograniczony poziom zniekształceń mojego źródła nie przełożyło się na szkodliwą nadinterpretację wysokich rejestrów, tylko przyjazne dla ucha doświetlenie wyższej średnicy i przez to większą swobodę wybrzmiewania słuchanej muzyki. Co bardzo ważne, każdej muzyki. I tej dobrze i słabo zrealizowanej. Ta gorsza jakościowo naturalnie bardziej pokazywała swoje problemy, ale nie przekraczała poziomu dobrego smaku. Jeśli chodzi zaś o tę dobrą, jeśli w znakomitej większości takiej słuchacie, Graphite Audio IC-35 będzie wodą na młyn na ponowne odkrywanie posiadanych kolekcji płytowych. Będziecie mogli znacznie bardziej wejść w nagranie, a przez to głębiej je przeżywać. I mam na myśli w tym momencie nie tylko muzykę wokalną, jazzową, czy barokową, które w estetyce przyjemnego odbioru znacznie wyraźniej pokażą zarejestrowane wydarzenia, ale również, a może przede wszystkim elektroniczną. Jeśli ta w jakimś stopniu, być może dzięki nieobliczalności i energii następujących po sobie wydarzeń, również Was zniewala, z pomocą tytułowych polskich stożków być może wyśle Was w przysłowiowy kosmos. To nie będzie już tylko fajne elektroniczne granie, a narysowane z precyzją komputera oddanie atmosfery biblijnego Armagedonu. Zaskakująco fenomenalny emocjonalny feedback zaliczyłem m.in. z grupą The Acid i jej krążkiem „Liminal”, co jest o tyle ciekawe, że jak pewnie wiecie, nie przepadam jakoś specjalnie za tego typu twórczością. Jednak to nie znaczy, że czasem z nią nie obcuję. I jednym z przedstawicieli tego typu muzy w moim zbiorze jest właśnie owa formacja. Powód? Wspomniany krążek nie jest monotonny. To są brutalnie przenikające się dźwiękowe kawalkady. Raz szybko i ostro, zaraz po tym wolno z fajnym modulowaniem fraz nutowych i zjawiskowo preparowaną wokalizą, ale najważniejsze, że materiał jest dobrze zrealizowany, co pozwoliło mi podkręcić gałkę wzmocnienia do granicy wytrzymałości. Nie, nawet nie mojego słuchu, ale otaczających mnie murów budynku. Jednak co podczas testu oprócz fajnej zabawy w wyniszczanie swojego słuchu okazało się być znamiennym, to potwierdzając wcześniej wspomniane niuanse brzmieniowe, lekko ewaluowały akcenty basu. Nie była to już dawniej lekko rozmyta i miękkawa, oczywiście naładowana energią magma – uwaga, na potrzeby pokazania o co mi chodzi trochę przerysowuję ten aspekt, tylko solidne, zwarte tąpnięcia. Efekt piorunujący w pozytywnym tego słowa znaczeniu nawet dla mnie, człowieka raczej optującego za repertuarem Filippe Jaorussky’ego, aniżeli tonalną zemstą sztucznej inteligencji, co bez dwóch zdań było dla mnie zaskakująco przyjemnie zaliczoną jazdą bez trzymanki.

Mam nadzieję, że w moim wywodzie, biorąc pod uwagę pierwsze starcie z polskimi akcesoriami antywibracyjnymi, jasno dałem do zrozumienia, iż dzisiejsze podkładki pod elektronikę idą tropem wypracowanym przez resztę rodziny Graphite Audio. Za każdym razem efekty są powtarzalne, co się chwali. Jednak na bazie testu wszystkich komponentów zastosowanych na raz muszę Was uprzedzić, że gdy jeszcze dwa bronią się znakomicie, to już trzy grzybki w barszczu potrafią przekroczyć cienką czerwoną linię nadpobudliwości. Jednak mam nadzieję, iż to akurat jest zrozumiałe. Jeśli tak i jesteście na etapie izolowania swoich zabawek audio od szkodliwych wibracji, nie widzę innej opcji, jak skontaktowanie się z producentem tytułowych akcesoriów w celu doświadczeń na własnym podwórku. Zapewniam Was, będzie co najmniej ciekawie, a nie zdziwię się, gdy zapadną decyzje zakupowe.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– wzmacniacz` zintegrowany Trigon Epilog
Kolumny: Vienna Acoustics Liszt
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Producent: Graphite Audio
Cena: 1 599 PLN

Specyfikacja
Zestaw: 3 szt.
Wysokość: 30 mm
Średnica podstawy: 35 mm
Maksymalne obciążenie: 50 kg/3 szt.

Pobierz jako PDF