Opinia 1
Choć popularność winyli nie słabnie z niekłamaną satysfakcją obserwuję pewną normalizację tej jeszcze kilka lat temu wydawać by się mogło chwilowej „mody”. Młodzi akolici 12” placków nieco zdążyli się z tematem oswoić, przestali rzucać się na wszystko jak szczerbaty na suchary a ich decyzje zakupowe stały się mniej kompulsywne a bardziej przemyślane. Pokłosiem owej ewolucji jest oczywiście również wzrost świadomości nabywców, którym byle badziewia wcisnąć się już nie da a sukcesywne nasiąkanie magią analogu powoduje sukcesywne podnoszenie poprzeczki własnych oczekiwań otwiera drzwi i co za tym idzie również portfele dla nowych, mniejszych, czy wręcz niszowych – butikowych marek, których próżno szukać wśród oferty hipermarketów i globalnych korporacji. I właśnie z takim „tajemniczym nieznajomym” w ramach niniejszej epistoły przyszło nam się spotkać, bowiem dzięki uprzejmości stołecznego MiP-a na testy trafił do nas wielce intrygujący przedwzmacniacz gramofonowy PPA V790 sygnowany przez niedawno debiutującą na naszym rynku niemiecką specjalizującą się do tej pory we wzmacniaczach słuchawkowych manufakturę Violectric.
Pomimo dość nieabsorbujących gabarytów PPA V790 szalenie daleko do budzącej obawy zbytniej lekkości a tym samym obaw przed przesuwaniem urządzenia przez podpięte pod niego okablowanie. Pomijając sam wsad co nieco ma w tym temacie do powiedzenia nad wyraz solidny korpus, którego front wykonano z 8mm, pozostałe ściany z 3-4 mm a plecy z 3 mm anodowanych na czarno płatów aluminium. Na pierwszy rzut oka widok płyty przedniej może rodzić w pełni uzasadnione obawy przed zbytnim epatowaniem iluminacją umieszczonych na niej … 37 (!!) diod umieszczonych w sześciu kolumnach. Całe szczęście Violectric nie poszedł śladami Wave’a Manley Laboratories, więc nawet podczas wieczorno-nocnych odsłuchów nie ma się wrażenia bytności w lunaparku. W dodatku całość jest nader logicznie rozplanowana, bowiem w każdej z sześciu sekcji jednocześnie świeci się zazwyczaj jedna. Jednak po kolei. Patrząc od lewej mamy dwuprzyciskowy selektor źródeł, więc owych diod jest sześć, następnie podobną parą manipulatorów dokonujemy wyboru impedancji (8 diod), kolejno takie same zestawy pozwalają ustawić pojemność oraz wzmocnienie, przy czym w ostatnim z nich kroków jest „tylko” siedem, bo topowa dioda informuje o ewentualnym przesterowaniu (clipping). A dalej jest już z górki, bowiem typowi krzywej korekcji (trzy diody) i aktywatorowi filtra subsonicznego (jedna dioda) przydzielono po jednym przycisku a bliźniaczy włącznik główny całkowicie iluminacji pozbawiono. Na nudę nie ma co liczyć również na rewersie, bowiem z racji niezbyt imponującej powierzchni zagęszczenie gniazd jest wprost imponujące. Lewa flankę zajmuje gniazdo zasilające IEC i zacisk uziemienia, następnie mamy sekcję wyjść z parą XLR-ów na górze i RCA na dole. Podobną logikę powielono przy wejściach, więc górny rządek zajęły trzy pary XLR-ów a dolny podobny zestaw XLR.
Pomijając całkowicie bezobsługowe Tellurium Q Iridium, czy bezlik pnonostage’y Phasemation (EA-350, EA-500, EA-1000, EA-1 II) podobnym komfortem obsługi mogły pochwalić się goszczące w naszych skromnych progach dostarczony razem z Acutusem dzielony Avid Pulsare II, Gold Note’y (PH-1000, PH-10), FM Acoustics FM 122 MkII, oraz Tenor Audio PHONO 1. Jednak żadna z powyższych konstrukcji nie ma startu do 790-ki pod względem jednoczesnej obsługi ramion/wkładek, która w przypadku Violectrica wynosi trudne do wynosi … 6 (słownie sześć!). Powiem szczerze, że nawet podczas kilkunastu wizyt na monachijskim High Endzie nie spotkałem systemu zdolnego zapełnić wszystkie wejścia naszego gościa.
Od strony technicznej 790-ka może pochwalić się implementacją specjalnej topologii układu wzmacniającego, opartego o sprzężone stałoprądowo (DC) superszybkie bipolarne tranzystory wejściowe w układzie kaskady (po siedem na kanał), dzięki czemu osiągnięto bardzo niski poziom zniekształceń. Niskoszumny jest również 15VA toroidalny transformator Talemy zamknięty w dedykowanej kapsule.
Jeśli zaś chodzi o brzmienie, to zamiast mozolnie budować napięcie, leniwie rozsmakowywać słuchaczy w krok po kroku zalotnie odkrywanych niuansach i nieco psując niespodziankę Violectric już od pierwszych dźwięków ostentacyjnie daje do zrozumienia, że gra w analogowej lidze mistrzów i jeńców brać nie zamierza. Oferuje bowiem ponadprzeciętną muzykalność, lecz nie w jej zamulonej i bezkształtnej postaci a tej realistycznie rozdzielczej – możliwie najbliższej prawdzie, czyli uczestnictwu w danym wydarzeniu muzycznym live. Nie dzieli włosa na czworo, nie rozbija poszczególnych fraz na atomy, lecz pokazuje je po prostu takimi jakie są, lecz nie w oderwaniu od kontekstu, lecz z właściwym ładunkiem emocjonalnym, energetycznym i co najważniejsze kompletnym rodowodem dokumentującym ich pochodzenie. O co w tym całym, dość mocno zagmatwanym, wywodzie chodzi? O to, że 790-ka reprodukując poszczególne dźwięki nie zapomina o ich źródłach, czyli mówiąc wprost instrumentach jakie je wygenerowały. Dzięki czemu do naszych uszu nie dobiegają li tylko dźwięki fortepianu a po prostu słyszymy jak konkretny fortepian brzmi. Może na papierze różnica wydaje się czysto kosmetyczna, jednak proszę mi wierzyć na słowo, bądź jeszcze lepiej przekonać się na własne uszy, że jej skala jest kolosalna i zasadnicza. Coś jak ta pomiędzy słyszeniem a słuchaniem. Czemu wspomniałem o tym nieszczęsnym fortepianie? Cóż, traf chciał, że w ramach niezobowiązującej rozgrzewki na talerzu Kuzmy wylądowała dość relaksująca w swym wyrazie płyta „Minione” Anny Marii Jopek i Gonzalo Rubalcaby, gdzie przynajmniej teoretycznie klawisze mają stanowić jedynie akompaniament do popisów wokalnych naszej eksportowej Divy. Tymczasem kiziany „włochatym paluchem” wiadomy instrument w odsłonie zaserwowanej przez naszego gościa zyskuje na randze i staje się równorzędnym partnerem AMJ. Ba, z racji swoich trudnych do zignorowania gabarytów to on gra pierwsze skrzypce, lecz nie poprzez tanie wypchnięcie przed szereg, bądź wycofanie Pani Anny a jedynie poprzez swoją, jakże oczywistą obecność na scenie. Jeszcze lepiej efekt ten jest widoczny, znaczy się słyszalny na „W Hołdzie Mistrzowi” Stanisława Soyki, bowiem na tym krążku sam Soyka w klawisze uderza, więc ich – Soyki i fortepianu, zespolenie staje się oczywistą oczywistością a wokal artysty nie tylko przeplata się z dźwiękami instrumentu, co z nimi nierozerwalnie zespala w ramach wspólnego DNA. Oczywiście obecność pozostałego instrumentarium też jest niezaprzeczalna, lecz już ich role schodzą na nieco dalszy plan. W dodatku, nagle „W Hołdzie …” przestało irytować nieco zbyt wysokim szumem własnym. Jakby testowanemu preampowi udało się go wyeliminować z nagrania zachowując pełnię informacji o akustyce, przestrzeni i bezliku audiofilskiego planktonu sprawiającego, że nagranie nie brzmi zbyt sterylnie i duszno. I jeszcze jedno. Otóż pomimo swojej niezwykłej rozdzielczości Violectric bynajmniej nie podkreśla i nie epatuje sybilantami, których zarówno AMJ, jak i Stanisław Soyka bynajmniej nie szczędzą, więc jeśli tylko zastanawialiście się Państwo, czy przypadkiem wszystko-mówiący i nic-nieukrywający tytułowy phonostage nie okaże się w Waszym systemie zbyt bezwzględny dla posiadanej płytoteki, to spieszę Was uspokoić, że nic takiego, przynajmniej w tym przypadku nie nastąpi.
Na potwierdzenie powyższej tezy pozwoliłem sobie sięgnąć po zdecydowanie mniej wyrafinowany a zarazem nieporównywalnie bardziej bezwzględny dla wszelakiej maści przejaskrawień i wyostrzeń repertuar, czyli „Hail To The King” Avenged Sevenfold. Ot, kawał porządnego bądź co bądź melodyjnego łojenia, które o ile tylko trafi na podatny grunt, czyli system zdolny poradzić z zapisanymi w materiale źródłowym spiętrzeniami dźwięków, to potrafi nie tylko zwiać słuchaczowi czapkę, lecz i wyrwać go z kapci. A tak już na serio, to perkusja jest tu po prostu nagrana świetnie, gitarom nie brakuje mięcha a i M. Shadows wydziera się jakby od tego miało zależeć jego być albo nie być w kapeli. Nieśmiało tylko wspomnę, iż ww. krążków (album wyszedł na dwóch „plackach”) należy słuchać na odpowiednio podkreślających klimat poziomach głośności, co dodatkowo podnosi poprzeczkę oczekiwań i wymagań. I … I Violectric rzuca się w wir wydarzeń z autentycznym, w dodatku zaraźliwym, entuzjazmem. Tworzy potężną ścianę gęsto tkanych gitarowych riffów posadowionych na solidnym basowym fundamencie, któremu bynajmniej nie brakuje ani konturu, ani body, ani tym bardziej różnorodności, więc zamiast monotonnego dudnienia otrzymujemy w pełni czytelny i daleki od sprasowanej mielonki krwisty konstrukt, w którego tkanki bez najmniejszych ograniczeń jesteśmy w stanie swobodnie wniknąć.
W ramach podsumowania pozwolę sobie jedynie na konkluzję, iż dla przeważającej większości miłośników analogu Violectric PPA V790 może być przysłowiowym Happy Endem ich poszukiwań Świętego Grala wśród przedwzmacniaczy gramofonowych. Jeszcze nie kosztuje „oczu z głowy”, da radę obsłużyć, i to jednocześnie, sześć ramion, wszelkich nastaw możemy dokonywać w locie, no i co nie mniej istotne nie zajmuje kilku półek audiofilskiego stolika. Pal licho jednak jego funkcjonalność, gdyż po wpięciu w system i ustawieniu właściwych parametrów najważniejsze staje się to, jak gra. A gra tak, że mucha nie siada.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable; Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
To, że obecnie analog kolejny raz jest pełnoprawnym źródłem szanującego się melomana, wiadomo od kilku dobrych lat. Naturalnie rynek audio zwęszywszy tak śmiało poczynającą sobie reaktywację tego wiekowego odczytu materiału muzycznego, poszedł za ciosem i dosłownie każdy producent ma w swoim portfolio jeśli nie pełne „oprzyrządowanie” – mowa nie tylko o urządzeniach, ale również o spectrum akcesoryjnym, to choćby gramofon. Jednak co ciekawe, ów trzymający rękę na pulsie rynek może nie pominął, ale z pewnością potraktował po macoszemu jeden drobny niuans. Chodzi mianowicie o zatwardziałych piewców drapania płyt winylowych, którzy w swej zabawie posługują się nawet nie dwoma, ale często trzema, a czasem nawet czterema rodzajami wkładek na jednym werku. Jak to możliwe? Normalka. Trzy stanowiska dla ramion oferuje bardzo dużo producentów, cztery raczej wyjątki. Nie zmienia to jednak faktu, że nie raz widziałem osobnika dysponującego na jednym gramofonie wkładką MM, MC i mono, który z uwagi na brak rozbudowanej oferty musiał posiłkować się osobnymi przedwzmacniaczami gramofonowymi dla każdej z nich. Po prostu rzadkością są phonostage z wieloma wejściami sygnału. Jednak rzadkość nie oznacza nicości, czego idealnym przykładem jest dzisiejszy producent. Mowa o pochodzącej zza naszej zachodniej granicy niemieckiej marce Violectric, która dzięki staraniom warszawskiego dystrybutora MIP wystawiła do zaopiniowania multi-funkcyjny przedwzmacniacz gramofonowy Volectric PPA V790.
Próbując opisać technikalia naszego bohatera jedno jest widoczne gołym okiem, poza użyciem solidnych kształtek aluminium do wykonania obudowy producent nie inwestował w jakieś upiekszanie aparycji V790-ki. To zbędny wydatek, który z pewnością postanowił spożytkować w postaci szerokiej oferty przyłączeniowej i regulacyjnej urządzenia. Takim to sposobem Violectric to średniej wielkości beż żadnych wizualnych udziwnień prostopadłościenna skrzynka. Jednak co bardzo istotne, mimo niewielkich rozmiarów wyposażeniem elektronicznym pozwala podłączyć aż 6 wkładek MM lub MC na raz (po wejściach RCA oraz XLR) z osobną regulacją każdego dostępnego punktu jej pracy z osobna. To oczywiście zdradza awers phonostage’a, którego połać bardzo czytelnie podzielono na cztery sekcje – trzy z wyjściami RCA/XLR oraz jedną jako wyjście sygnału również w takich samych standardach. Naturalną koleją rzeczy w tego typu produktach jest zwieńczenie całości uzbrojenia przedwzmacniacza w zacisk uziemienia i gniazdo zasilania IEC. Jeśli chodzi o przedni panel, ten próbując sprostać wszelkiej maści zadaniom został podzielony na 6 sekcji. Patrząc od lewej mamy realizowany w pionie przez dwa guziki wybór wykorzystanego wejścia, obok podobnie dwoma guzikami ustawianą impedancję, następnie pojemność, dalej wzmocnienie, włączenie lub wyłączenie filtra subsonicznego, dobór equalizacji, poziom sygnału wyjściowego, zaś całkiem z prawej usytuowano włącznik główny. Skomplikowane? Spokojnie, to naprawdę dziecinnie proste w użytkowaniu urządzenie, żeby nie powiedzieć, iż chciałbym, aby inni producenci podchodzili do tego zagadnienia tak zdroworozsądkowo. Podłączmy, wybieramy wyjście, ustawiamy konkretne wartości dla posiadanej wkładki i temat zamknięty. Przynajmniej u mnie tak to wyglądało. A przyznam szczerze, że pierwszy wzrokowy kontakt z uwagi na ilość dostępnych regulacji lekko onieśmielał.
Co zaproponował mi niemiecki phonostage? Ku pozytywnemu zaskoczeniu fajne uderzenie z dobrze zebraną w sobie masą i niezbędną do pokazania odpowiedniego wigoru grania iskrę na górze. Bez rozdrabniania włosa na czworo, ale również ze znakomitym pakietem informacji. Czy ostatnia cecha o „unikaniu rozdrabniania włosa na czworo” jest sygnałem jakiś niedomagań? Nic z tych rzeczy. Chodziło mi po prostu o zaznaczenie, że nasz bohater skupiał się na pokazaniu muzyki z jej emocjonalnej strony, a nie próbował kreować często pokracznych ekwilibrystyk z nadawaniem jej filigranowości, gdzie często jej nie ma. Nie raz miałem do czynienia z rozdmuchaniem wirtualnej sceny, co w imię nie do końca dobrze wypadającego rozmachu skutkowało słabą lokalizacją źródeł pozornych, o utrzymaniu przez nie odpowiednich rozmiarów i niezbędnej do różnicowania każdego z nich energii nie wspominając. Na to na szczęście inżynierowie Violectrica nie poszli. Podążyli za to w kierunku bardzo dobrego oddania najważniejszych cech każdej położonej na talerz płyty, dzięki czemu cała przesłuchana playlista wypadła, tak jakbym oczekiwał na tym pułapie cenowym. Kiedy trzeba z zawartą w muzyce drapieżnością, innym razem nostalgią i intymnością, ale zawsze z dobrze utrzymanym poziomem ataku, esencji i dźwięczności.
Pierwszym z brzegu fajnym przykładem na udowodnienie tej tezy był materiał braci Oleś z Christopherem Dellem zatytułowany „Komeda Ahead”. To tak zwana przeze mnie gra ciszą, czyli w zadumie, bez pośpiechu i pogoni za mijającym czasem rozrzucone po scenie, rozprawiające ze sobą instrumenty. Niby banał do odtworzenia, jednak to tylko pozory. Po pierwsze każdy z artystów i jego wydający dźwięk atrybut muszą być czytelni, dobrze definiowani pomiędzy kolumnami najlepiej w trzech wektorach i w zależności od sytuacji muzycznej w danym momencie mniej lub bardziej ekspresyjni. I gdy pierwsza obserwacja cech testowanego przedwzmacniacza typu mocne dociążenie i zebranie się w sobie jako jeden z aspektów wiodących, sugerowała problemy z pokazaniem lotności zdecydowanej większości dźwiękowych fraz, podczas testu nic takiego nie miało miejsca. To oczywiście zasługa będącej feedbackiem zwarcia dźwięku dobrego konturu pojedynczych nut, a co za tym idzie dobrego odcięcia ich od tła, co znakomicie podkreślał brak limitacji oddechu muzyki. Dzięki temu ta raz tętniła energią, by za moment nieco zwolnić i na długo zawieszać mieniące się milionem odcieni pojedyncze byty. Czyli suma summarum dostałem obraz, na jaki nie tylko osobiście liczyłem, ale z pewnością chcieli przekazać.
Innym przykładem dobrego radzenia sobie z różnorodnym materiałem był zespół Depeche Mode z kompilacją „Playing The Angel”. To elektroniczne popisy od zawsze słuchanego przez mnie, wręcz kultowego zespołu, które przy najdrobniejszym braku masy, kontroli i zaznaczenia ataku dźwięku zwyczajnie albo się rozmyją albo będąc rozjaśnionymi zaczną krzyczeć. Wówczas robi się bolesny galimatias, który udowadniając słuszność zarzucenia sztucznego rozdmuchania wirtualnej sceny kosztem zmniejszenia ilości niesionej przez materiał energii w tym przypadku nie miał miejsca. Jak można się spodziewać, dzięki eksponowanym przeze mnie zaletom tytułowego pre gramofonowego popularni „Depesze” ze swoimi elektroniczno-wokalnymi wybrykami wypadli tak wymownie, że jak podczas najlepszych mitingów testowych zatrzymali mnie przy sobie na czas odsłuchu co do minuty czterech (to album dwupłytowy) pełnych rowków – czytaj stron tej produkcji.
Na koniec coś intymnego, czyli zazwyczaj tytułująca płyty swoim wiekiem, z uwagi na moc i magię wokalu ostatnio popularna Adele z krążkiem „25”. Szczerze powiedziawszy na dłuższą metę taki repertuar to nie moja bajka, jednak jeśli już dostałem płytę jako prezent od córci, a wiem, że wielu z Was lubi tę artystkę, to postanowiłem się nią podeprzeć. Tym bardziej, że dobrze pokazała na wskroś podobną do kameleona, swoistą przemianę opiniowanego przedstawiciela sekcji analogowej. Otóż płyta wylądowała na gramiaku zaraz po Depeche Mode. I gdy wydawało się, że rysowana przed momentem ściana solidnego dźwięku, jej zwarcie i dosadność podania zabije drzemiące w Adele piękno wokalnego czaru, PPA V790 może nie wycisnął z tego materiału esencji duchowości na poziomie „Pasji według św. Mateusza”, ale spokojnie radził sobie z pokazaniem wkładanych przez artystkę emocji. Było krągło, plastycznie i na szczęście idąc za dozowaniem przez divę wokalnej ekspresji raz mocno, a raz delikatnie. Słowem, na ile pozwolił błysnąć mocno skompresowany materiał muzyczny, niemieckie phono spokojnie nadążało za wymogami odtwarzanej muzyki.
Gdy dotarliśmy do finału tego testu, jestem zobligowany wytypować grupę docelową dla Violectrica PPA V790. Myślicie, że będę lawirował? Nic z tych rzeczy, gdyż temat jest bardzo prosty. Moim zdaniem jedynymi, którzy mogą mieć jakieś „ale” co do naszego bohatera, to wielbiciele konstrukcji lampowych. Niestety 790-ka nie rozwibruje dźwięku, a tak naprawdę nie tchnie weń tylu harmonicznych – złośliwcy twierdzą, że również szkodliwych zniekształceń, jakich by sobie życzyli. Za to znakomicie realizując podstawowe zadania tego typu konstrukcji bez problemu poradzi sobie z praktycznie każdym materiałem. Nie ma znaczenia jakim, gdyż potrafi nie tylko uderzyć dźwiękiem, ale również fajnie go zawiesić i nadać mu emocji, co notabene chyba dość dokładnie opisałem na konkretnych przykładach. Zatem jeśli szukacie konkretnego działania we wzmocnieniu delikatnego sygnału z wkładki gramofonowej i do tego w pozytywnym tego słowa znaczeniu „wielofunkcyjny kombajn”, nie ma co deliberować, tylko zalecam kontakt się z dystrybutorem. Ożenku nie gwarantuję, jednak fajnie spędzony przy muzyce czas jak najbardziej.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
Dystrybucja: MiP
Producent: Violectric
Cena: 19 220 PLN
Dane techniczne
• Wejścia: 3 pary XLR; 3 pary RCA
• Maks. napięcie wejściowe: -7/-37 dBu @ 30/60 dB Gain
• CMRR: > 90 / > 80 dB @ 100 Hz / 15 kHz
• Impedancja wejściowa: 10, 25, 50, 100, 250, 500, 1000 Ω, 47kΩ
• Pojemność wejściowa: 22, 47, 100, 150, 220, 330, 470, 1000 pF
• Gain: 30, 36, 42, 48, 54, 60, 66 dB
• Rodzaje EQ: RIAA 500R-13,7 / NAB 500B-16 / LP Columbia 500C-16
• Bezwzględne odchylenie filtra: < +/- 0,1 dB
• Różnica faz (L < > R): < 0,5 0 (RIAA)
• IEC Lo-Cut: 20 Hz / 6 dB na oktawę
• Pasmo przenoszenia (Flat): < 3 Hz … 85 / 60 kHz @ wzmocnienie 30 / 60 dB
• Szum eIN (Ri = 0 Ω): -132/-143 dB @ 30/60 dB wzmocnienia
• Szum eIN (Ri = 1kΩ): -128/-131 dB @ 30/60 dB wzmocnienia
• THD (@ 1 kHz, wejście -30 / -60 dBu): -106 / -88 dB @ wzmocnienie 30 / 60 dB
• Przesłuch (L > R / R > L): < -100 / < -90 dB @ 1/15 kHz
• Wyjścia, stereo: para XLR; para RCA
• Maks. poziom wyjściowy: +18 RCA/ +24 dBu XLR
• Impedancja wyjściowa: < 1 Ω
• Wymiary (S x W x G): 290 x 90 x 250 mm