1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Bryston BR-20

Bryston BR-20

Link do zapowiedzi: Bryston BR-20

Opinia 1

Bohaterem dzisiejszego spotkania będzie urządzenie, które wydaje się być sztandarowym przykładem ofiary około-covidowych lockdownów oraz wszelakiej maści pandemicznych przeciwności losu. Nie sposób bowiem inaczej traktować sytuacji, gdy na początku października 2020 w świat idzie informacja o nowym flagowcu a pierwsze dostawy rzeczonego cudu techniki zaczynają dopiero docierać do lokalnych odbiorców dosłownie na kilka dni przed tegorocznymi wakacjami. Z drugiej strony warto mieć świadomość, że pośpiech i mniej bądź bardziej nerwowe próby znalezienia zamienników używanych do tej pory komponentów przy nader ograniczonych mocach przerobowych (rządowe limity liczebności załogi) nie są najlepszym pomysłem. Tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę fakty, iż nie dość, jak już zdążyłem wspomnieć, mamy do czynienia z urządzeniem topowym, to jeszcze pochodzącym od producenta, który na większość swoich wyrobów daje ni mniej ni więcej, tylko … 20 lat gwarancji. Mowa oczywiście o kanadyjskim Brystonie i jego najnowszym i zarazem najbardziej zaawansowanym przedwzmacniaczu BR-20, który zanim został pokazany na forum publicum, na deskach kreślarskich swoich projektantów i w firmowym drzewie genealogicznym miał zupełnie inny symbol. Jaki i co spowodowało jego zmianę o tym dowiecie się Państwo w dalszej części niniejszej epistoły.

Większość z nas doskonale zdaje sobie sprawę z zasad rządzących procesami produkcyjnymi, czyli mechanizmów sprawiających, iż zrodzony w głowie jakiegoś pasjonata pomysł znajduje nie tylko swe fizyczne urzeczywistnienie w postaci pojedynczego egzemplarza, lecz przede wszystkim trafia do masowej produkcji. Ba, nawet w sytuacji, gdy nie wymyślamy koła na nowo, tylko bazujemy na posiadanym doświadczeniu i obecnych w portfolio produktach li tylko je udoskonalając, rekonfigurując czyli metaforycznie budując nowy byt z posiadanych już „klocków” powyższe praktyki nadal obowiązują. Ot taki Lego Technic dla dużych dzieci stosujących się nie tylko do nadrzędnych procedur. Podobnie było, a raczej miało być, z naszym dzisiejszym bohaterem. Głównym założeniem przyświecającym jego konstruktorom była maksymalna integracja z zachowaniem najwyższych standardów tak konstrukcyjnych, jak i brzmieniowych ujęta w nader zgrabne motto „Downsize Your Rack, Upgrade Your System”, czyli „zmniejsz swoją szafkę (poprzez redukcję obecnych tamże komponentów), upgrade’uj swój system”. I tym oto sposobem zrodził się pomysł, by w standardowych rozmiarów korpusie zmieścić najwyższej klasy przedwzmacniacz liniowy, DAC i streamer. Wzięto zatem na warsztat preamp BP-26, przetwornik BDA-3 i moduł streamujący, z którym mieliśmy do czynienia podczas testów BDP-π, który znalazł się później w trzewiach BDA-3. W rezultacie wbudowany DAC spokojnie radzi sobie z sygnałami PCM 384 kHz/24bit i DSD 256 (DSD x4) a jeśli kogoś najdzie ochota na rozszerzenie dostępnych w standardzie portów o HDMI, to DSD przyjmie również przez nie, sygnał wizyjny 4K HDR przekazując dalej. Jeśli zaś chodzi o ww. „malinkę”, to upgrade’owano ją do specyfikacji Raspberry Pi 4 z mocniejszym procesorem, większą ilością RAM-u, gigabitowym Ethernetem i USB 3.0. Dzięki temu zapewniono obsługę sygnałów PCM do 384kHz i DSD do DSD128, oraz obsługę serwisów streamingowych jak TIDAL, Qobuz, Apple Music, etc. Z drobiazgów natury technicznej nie wypada nie wspomnieć, iż komunikacja pomiędzy malinką a DACiem odbywa się po USB, a nie jak w przypadku BDA-3 po I²S, dzięki czemu sygnał DSD przesyłany jest natywnie, a nie konwertowany do PCM, jak to ma miejsce u starszego rodzeństwa.
Co ciekawe opcjonalna karta przedwzmacniacza gramofonowego jest odpowiednikiem zewnętrznego phonostage’a BP-2 plus funkcjonalność rozszerza wspomniany powyżej opcjonalny moduł HDMI. A co do nazwy, to ww. projekt pierwotnie nosił symbol BP-18, jednak aby uhonorować zmarłego we wrześniu 2020 prezesa – Briana Russella, który przepracował w Brystonie ponad 45 lat zmieniono go na BR-20. I jeszcze jeden drobiazg, czyli kwestia gwarancji. Otóż na urządzenia analogowe wiadomy producent zwykł jest dawać 20 lat, jednak w przypadku BR-20 sprawa jest o tyle skomplikowana, że mamy do czynienia z komponentem z nader bogato rozbudowaną sekcją cyfrową a urządzenia z tego obszaru objęte są standardowo pięcioletnią gwarancją. I taka też przypadła w udziale BR-20, z małą furtką. Ze względu bowiem na modułową budowę nasz tytułowy preamp daje możliwość przyszłego upgrade’u a tym samym … przedłużenia gwarancji. Mała rzecz a cieszy.

Jednak przejdźmy do konkretów, czyli do tego co widać na pierwszy rzut oka. Na początku warto wspomnieć iż dostarczony, dzięki uprzejmości MJ Audio Lab, egzemplarz jest pierwszą i na chwilę obecna bodajże jedyną sztuką, jaka dotarła do Polski. Masywny, aluminiowy front gości po lewej stronie czytelny a zarazem niewielki wyświetlacz (w momencie regulacji głośności wskazania zajmują całą wysokość matrycy) pod którym umieszczono gniazdo słuchawkowe i czujnik IR (na wyposażeniu jest pilot). Następnie mamy czternaście diod informujących o parametrach wejściowych sygnałów cyfrowych i dwie dodatkowe wskazujące na ustawienia zbalansowania kanałów wraz z dedykowanymi im przyciskami. Diod i przycisków jest z resztą więcej. Bowiem piętro niżej napotkamy dziesięć przycisków i diod odpowiedzialnych za wybór źródeł cyfrowych i cztery komplety analogowych. Do tego dochodzi przycisk wyciszenia i włącznik główny umiejscowione u podstawy otoczonego aureolą kolejnych 36 punktowych iluminatorów masywnego pokrętła głośności. Jednak pomimo tego pozornego zatłoczenia BR-20 en face prezentuje się zaskakująco surowo, jednak nie jest to surowość „garażowa”, wynikająca z ograniczonych środków, lecz surowość podporządkowana ergonomii, by po kilku dniach użytkowania obsługiwać preamp niejako z zamkniętymi oczami nie zastanawiając się co i gdzie kliknąć, czy też być zdanym na łaskę i niełaskę zawsze zapodziewającego się pilota. Bądź co bądź jego przeznaczeniem jest nie tylko sprawianie czysto hedonistycznych doznań zblazowanej złotouchej zgrai, lecz ciężka studyjna praca.
Rzut oka na ścianę tylną jasno daje do zrozumienia w jakich barwach rysuje się przyszłość audio. Sekcję analogową reprezentują jedynie dwie pary wejść RCA, dwie pary XLR-ów a z wyjść mamy zdublowane XLR-y. W końcu sekcja analogowa jest w pełni zbalansowana, więc jak widać nie chciano psuć jej desymetryzatorem na wyjściu, tym bardziej, że firmowe końcówki również są zbalansowane i po XLR-ach po prostu grają lepiej. Z kolei cyfrową dwa AES/EBU, dwa coaxiale i taki sam duet Toslinków. Nad nimi nie mogło zabraknąć obowiązkowego w dzisiejszych czasach wejścia USB. Najwyższe piętro przypadło w udziale opcjonalnym czterem wejściom i jednemu wyjściu HDMI. To jednak nie wszystko, gdyż prawą flankę we władanie otrzymał zestaw gniazd Ethernet i czterem USB dedykowanym pamięciom masowym oraz przewidzianym do sterowania preampem RS232, USB i Ethernet. W sumie daje nam to obsługę … czternastu (!) źródeł analogowych i cyfrowych, co śmiało możemy uznać za nie lada wyczyn jak dla typowo stereofonicznego przedwzmacniacza.

Jak to jednak w przypadku Hi-Fi i High-Endu bywa oprócz wyglądu i zagadnień natury ergonomicznej nie wiedzieć czemu znaczna część potencjalnych odbiorców zdecydowanie większą wagę przykłada do … dźwięku. Oczywiście to niewinny żart, gdyż jeśli tylko ktoś zapadł na audiophilię nervosę , to nawet takie atrakcje jak design rodem z sowieckiej radiostacji z okresu zimnej wojny (vide Audio Tekne), czy też konieczność osobnej regulacji lewego i prawego kanału (Air Tight ATM-300R) są zupełnie pomijalne, gdyż liczy się tylko i wyłącznie dźwięk. Sęk w tym, że Bryston swoje urządzenia oferuje na dwóch, wydawać by się mogło mocno nie tyle zantagonizowanych, co poniekąd niezbyt zazębiających się w obszarze oczekiwań rynkach – pro-audio i Hi-Fi/High-End. Kanadyjskie specjały muszą być zatem funkcjonalne, niezawodne i dla jednych zupełnie pomijalne sonicznie w torze a dla drugich, czyli mówiąc wprost nas – skrzywionych i w nieskończoność goniących króliczka, stanowić kolejny krok w drodze do audiofilskiej nirwany. Jak oceni go studyjna branża nie mam bladego pojęcia, choć nie ukrywam, iż jestem szalenie ciekaw ich opinii, jednak wszystkich tych, z drugiej strony barykady, którzy liczą na górnolotne metafory i kwieciste opisy kolosalnych zmian, jakie nasz dzisiejszy gość wniósł w mój dyżurny tor muszę rozczarować. Chociaż … nie. Zróbmy inaczej. Na początek, wszystkim tym z Państwa, którzy jeszcze nie mieli przyjemności z powstającymi w Peterborough (Ontario) komponentami gorąco polecę lekturę naszych wcześniejszych refleksji ich poświęconym ( BDP-2 & BDA 2, BP26 & 4B SST2, BDA-3, BDP-π, 4B³) dzięki czemu, mam przynajmniej taką nadzieję, zyskacie jako-takie pojęcie o reprezentowanej przez Brystona szkole brzmienia a tym samem łatwiej będzie Wam wpisać BR-20 w odpowiedni kontekst. Umowny „problem” z tytułowym – kanadyjskim wytwórcą jest bowiem taki, iż jego „zabawki” dźwięku „nie robią”, co poniekąd jest zaprzeczeniem większości stereotypów, wyobrażeń i oczekiwań audiofilsko zorientowanych odbiorców. Są to bowiem kolejne inkarnacje przysłowiowych „drutów ze wzmocnieniem” pozbawione praktycznie własnego charakteru a tym samym dematerializujące się sonicznie w torze tuż po ich wpięciu. Podobnie jest z BR-20, jednak mając na uwadze, iż jest to nad wyraz funkcjonalne 3½w1 (ta ½ to wzmacniacz słuchawkowy)  nie wypada mi potraktować go po łebkach autorytatywnie stwierdzając, z resztą zgodnie z definicją ks. Benedykta Chmielowskiego zawartą w „Nowych Atenach”, iż „Koń, jaki jest, każdy widzi”, lecz warto byłoby choć w kilku słowach scharakteryzować jego główne funkcjonalności.
Na pierwszy ogień poszła sekcja streamera, gdyż byłem szalenie ciekaw, czy po dalekiej od intuicyjności i bezobsługowości konfiguracji BDP-π ktoś w Peterborough wyciągnął stosowne wnioski. I … z radością mogę stwierdzić, iż wnioski zostały wyciągnięte, gdyż po wpięciu 20-ki do domowej sieci jedyne co tak naprawdę należy zrobić, to z dowolnego, posiadającego przeglądarkę internetową urządzenia należy wybrać adres http://my.bryston.com/ i dostęp zarówno do obsługi całego urządzenia, jak i podpiętych pod nie (obecnych w lokalnej sieci) dysków sieciowych, a po zalogowaniu się na swoje konta również serwisów streamingowych, staje przed nami otworem dzięki niezwykle intuicyjnemu interfejsowi … Manic Moose. Szybkość działania webowej apki jest przy tym zadowalająca, choć dodawanie blisko 10-godzinnej (ponad 170 utworów) playlisty z soundtrackiem do pierwszych trzech sezonów „Lucifera” wymagało chwili cierpliwości. Za to do stabilności i ergonomii apki nie miałem najmniejszych uwag – okładki i parametry odtwarzanych albumów wyświetlały cię od razu a jedynie miłośnicy MQA mogą marudzić z tytułu braku wsparcia dla tego formatu. Z kolei jeśli chodzi o dźwięk oferowany przez ww. moduł, to może nie będę oryginalny, ale inaczej aniżeli neutralnym i zarazem naturalnym określić się go nie da. Chodzi bowiem o fakt, iż jego charakter a raczej jego niemalże całkowity brak powoduje, że jeśli włączymy „Going to Hell” The Pretty Reckless będziemy przekonani o zadziorności i iście garażowej siermiężności naszego gościa a z kolei przy „Taboo” Maxa Richtera będziemy szli w zaparte, że to ciemne, wręcz oleiste, acz zarazem niezwykle rozdzielcze granie. Kameleon? Nie. Po porostu każdy z powyższych albumów został nagrany zupełnie inaczej a BR-20 jedynie ów fakt nam uwidocznił. Z jednej strony mamy zatem spontaniczną gitarową nawałnicę z ostro zarysowanymi riffami, pełnymi świdrującego blasku przyprószonego ziarnistością blach i nie mniej emocjonalną warstwę wokalną serwowaną przez intrygującą, blisko nas stojącą Taylor Momsen. Z kolei u Richtera scena jest po wielokroć głębsza, obszerniejsza, odsunięta za linię kolumn i spowita niepokojącym mrokiem z którego wyłaniają się kolejne, powstałe na komputerowej konsoli, bądź reprodukowane przez całkowicie naturalne instrumentarium dźwięki. O ile jednak przy Rocku Bryston stawia na atak i bezpośredniość, o tyle przy oscylującym pomiędzy muzyka ilustracyjną a współczesną soundtracku otrzymujemy ze zdecydowanie większa pieczołowitością oddaną gradację planów i strukturę nie tylko samego nagrania, lecz również definicję poszczególnych instrumentów. Nie mniej realistycznie wypadają obecne tamże, podkreślające klimat wokalizy.
Przesiadka na sekcję DAC-a okazuje się kolejnym krokiem ku transparentności i rozdzielczości. Dostajemy wszystko to, co prześle źródło i tu niespodzianka. Bowiem do tej pory uważałem swojego dyżurnego Lumina U1 Mini za dość krągło i wręcz „analogowo” (oczywiście to metafora) grający transport. Podobnie z resztą brzmi zazwyczaj mój Ayon CD-35 a tymczasem z Brystonem oba pokazały swe nie do końca oczywiste – nieco bardziej transparentne i neutralne oblicze. Bez wyostrzeń, cykania i podkreślania sybilantów, ale z wglądem w tkankę, precyzyjnie kreślonymi konturami źródeł pozornych i swobodą wynikającą z otaczającego je powietrza.
Niejako na deser zostawiłem podstawową funkcjonalność naszego gościa, czyli przedwzmacniacz liniowy. I tu kolejne zaskoczenie, gdyż kierując się zarówno wspomnieniami, jak i notatkami zachowanymi z testów BP26 okazało się, iż BR-20 jest podobnie jak 4B³ dla 4B SST2 kolejnym stopniem rozwoju, gdzie iście atawistyczna dla Brystona analityczność i neutralność ewoluują w kierunku rozdzielczości i naturalności. Różnica na papierze może niewielka, ale proszę mi wierzyć, że przy odsłuchu zasadnicza. Szukając analogii nie sposób nie odnieść się do testowanych na naszych łamach rodzimych pasywek Vinius audio – czyli ultra przejrzystej TVC-03 i bardziej „krągłej” TVC-04, wśród których nasz Bryston wpisywałby się gdzieś pomiędzy, nie mając ani tak dopieszczonych i lśniących najwyższych tonów 3-ki, ani tak przyjemnie zarysowanego jak 4-ka dołu. Złośliwi mogliby w tym momencie powiedzieć, że w związku z powyższym jest „letni”, bądź nijaki, jeśli jednak dążymy do prawdy, lub jak kto woli tego, co tak naprawdę zostało zarejestrowane na materiale źródłowym, to gorąco polecam posłuchać „Concerto for Piano and Orchestra No. 5, 'Emperor’ Op. 73” (Allegro, Adagio un poco mosso i Rondo (Allegro)) w wykonaniu Cleveland Orchestry pod Georgem Szellem i dopiero potem wypowiadać się w temacie. Może nie będzie tak spektakularnie, bądź tak słodko jak u konkurencji, jednak im dłużej właśnie z takim przejawem prawdomówności będziemy obcować, tym częściej alternatywne pomysły na dźwięk proponowane przez współpretendentów do audiofilskich laurów będziemy traktowali jako mniej, bądź bardziej ciekawe, acz jednak niezaprzeczalne interpretacje otaczającej nas rzeczywistości.

Reasumując Beyston BR-20 nie stara się na siłę przypodobać publice. Robi jedynie to, do czego został stworzony i robi to nie tylko świetnie, co jest określeniem nie tylko nad wyraz pojemnym, lecz zarazem mało konkretnym, co przede wszystkim szalenie rzetelnie, obsesyjnie wręcz trzymając się oryginału, czyli tego, co na praktycznie dowolnym nośniku zostało zarejestrowane. Ponadto w iście błyskawicznym tempie obwieszcza nam wszelakie, dokonywane w towarzyszącym mu systemie zmiany i to zarówno jeśli chodzi o elektronikę, lecz i najprzeróżniejszej maści okablowanie i akcesoria. Na pytanie czy właśnie poprzez swoją prawdomówność i ową rzetelność przypadnie wszystkim do gustu odpowiedź jest jedna i oczywista – nie. Nie wszyscy bowiem chcą z prawdą obcować na co dzień i jak na dłoni widzieć/słyszeć wszystko to, co w danym nagraniu „siedzi”. Jeśli jednak kogoś interesowałoby moje prywatne zdanie, to nie mam nic przeciwko temu, by słyszeć dokładnie to i dokładnie tak, jak ludzie stojący za konkretnymi nagraniami, i o ile tylko los będzie dla mnie łaskawy z chęcią dokooptuję do swojego 4B³ nie tylko tytułowy przedwzmacniacz, a raczej 3½w1 pozwalające wyeliminować dodatkowy streamer i DAC-a, lecz również swojego czasu goszczące w naszej samotni PMC i to nawet bez dodatkowych modułów basowych. Ot taki mały recenzencki dream. Tylko tyle i aż tyle.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Przedwzmacniacz liniowy: Cambridge Audio Edge NQ; Vinius audio TVC-04
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones; Cambridge Audio Edge M
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Gdybym miał ocenić komponenty audio z rynku profesjonalnego ustami typowego audiofila, wymieniłbym co najmniej trzy cechy. Po pierwsze – jako niekwestionowany plus na tle działu konsumenckiego, są stosunkowo tanie. Po drugie – zazwyczaj służąc do ciężkiej pracy czy to w studio, czy na wyjazdach, z jednej strony cechuje je spora wytrzymałość na zmęczenia mechaniczne, ale z drugiej są niezbyt ładne, a czasem nawet koszmarne z wyglądu. Zaś trzecim – pewnie nie uwierzycie, ale jest ich nazbyt rozbudowana na potrzeby zwykłego człowieka konfiguracyjność, w której zwykły zjadacz chleba nie ma szans się rozeznać. Zgadzacie się ze mną? Nie odpowiadajcie, jestem pewien, że tak, bowiem są to opinie wzięte żywcem ze spotkań z ludźmi z marnym skutkiem próbującymi okiełznać ten kawałek, bardzo obiecującego wycinka działu audio. Na szczęście coraz więcej marek okupujących segment producencki nie zarzucając działań na macierzystym rynku, jako wysublimowaną odnogę głównego nurtu próbuje wejść do ogródka dla zwykłego Kowalskiego. To na chwilę obecną nie jest jakiś wielki wysyp, ale tak bez zastanowienia mogę podać choćby niemieckiego producenta zewnętrznych zegarów taktujących sygnał cyfrowy Mutec, których sam używam oraz mającego już na naszym portalu swój debiut kanadyjskiego Brystona. Owszem, wygląd ich komponentów może nie przypomina wyrobów włoskich mistrzów spod znaku Sonus fabera, czy Pathosa, ale trzeba powiedzieć, że nieco w tej materii się postarali. Mało tego. Ograniczyli do niezbędnego minimum ilość opcji konfiguracyjno-regulacyjnych, co sprawia, że nagle diabeł staje się nie taki straszny, jak go malują. Jaki cel ma powyższy wywód? Oczywiście jako wprowadzenie do przyjrzenia się oczekiwanej od ponad pół roku nowości wspomnianego Brystona, w postaci będącego dedykowanym partnerem oferowanej jakiś czas końcówki mocy 4B³, wyposażonego w opcję przetwornika cyfrowo/analogowego o raz streamera plików przedwzmacniacza liniowego BR-20. Zainteresowani? Jeśli tak, zatem zapraszając do poniższego opisu brzmienia tytułowego Kanadyjczyka, spieszę donieść, iż jego wizytę w naszym OPOS-ie, tak jak poprzednio zawdzięczamy warszawskiemu dystrybutorowi MJ Audio Lab.

Podobnie do końcówki mocy, również przedwzmacniacz liniowy od progu aż krzyczy, że ma konotacje z rynkiem pro. Oczywiście powodem jest, mimo zatrważającej ilości wszelkiego rodzaju manipulatorów, przyjazny dla oka a zarazem ascetyczny wygląd. Nieco przybliżając jego bryłę, najbardziej rzucającym się w oczy elementem jest wykonany z grubego płata aluminium, z lekko ściętymi krawędziami, mieniący się odcieniem srebra front. Jak zdążyłem napomknąć, jest on ostoją zorientowanego nieco nad dolną krawędzią przez prawie całą szerokość, wieloguzikowego i wielodiodowego poziomego szaleństwa, z przerywnikami typu osadzone z lewej strony okienko wyświetlacza i tuż pod nim gniazdo słuchawkowe oraz z prawej otoczona kolejną serią diod gałka wzmocnienia. Przyznacie, że robi wrażenie, Jednak pragnę Was uspokoić, gdyż nie będę robił wyliczanki – po bliższe poznanie wszystkich opcji zapraszam do lektury instrukcji obsługi, tylko jakby w obronie Kanadyjczyka dodam, iż obsługa jest intuicyjna i trochę wymuszona ilością produktów w jednej skrzynce (pre + DAC + streamer). Kontynuując wizualną podróż ku tyłowi, mijamy pozbawioną jakichkolwiek fajerwerków czarną połać dachu i boków urządzenia. Zaś po dojściu do tylnego panelu okazuje się, że ten w konsekwencji zapewnienia obsługi trzech funkcji powiela tym razem przyłączeniowe szaleństwo awersu. Mianowicie patrząc od lewej, znajdziemy na nim sekcję wejść i wyjść analogowych w standardzie XLR i RCA w centrum również bogaty pakiet terminali cyfrowych na wewnętrzny przetwornika typu USB, AES/EBU, TOSLINK, SPDiF, lekko z prawej zestaw gniazd obsługujących streamer w postaci gniazd LAN i USB, natomiast na prawej gniazdo zasilenia IEC. Jako dopełnienie funkcjonalności producent dołącza do BR 20-ki co prawda trącającego trochę myszką, ale za to czytelnego pilota zdalnego sterowania.

Jak przystało na przedstawiciela rynku profesjonalnego, w przypadku BR-20 w kwestii pokazania informacji nie tylko podanych mu z zintegrowanego odtwarzacza CD w opcji przedwzmacniacza, ale również zapisanych na płytach CD otrzymując sygnał z zewnętrznego transportu podczas korzystania wewnętrznego DAC-a, jak i w kwestii plików zaprzęgając do pracy wbudowany streamer, nie pozostawia złudzeń, że w eterze ma pojawić się dosłownie wszystko. Bez owijania w bawełnę, tylko prawda o swobodzie wybrzmiewania oraz szybkości narastania sygnału, a przez to natychmiastowości odpowiedzi systemu na zadany materiał muzyczny. To jest na tyle zjawiskowe, że gdy się do tego dorośnie, ciężko jest się w takiej prezentacji doszukiwać jakichkolwiek nawet nie problemów, tylko choćby minimalnie szkodliwych niuansów. Skąd to wiem? Po latach testowych batalii w okowach swojego muzycznego sanktuarium, przekonałem się, że pierwszą najważniejszą cechą dobrego komponentu audio jest niezatajanie tego, co chcą nam przekazać muzycy. Ja wiem, każdy z nas ma inny wzorzec, jednak naginanie rzeczywistości do swoich, w 90 procentach przypadków mocno koloryzujących świat muzyki preferencji, odbywa się ze szkodą dla jej naturalności. Zgadza się, będzie na swój sposób piękna, bo taką sobie wymarzyliśmy i pod taki sznyt skonfigurowaliśmy zestaw, ale to dla profesjonalistów oznacza klasyczne świętokradztwo i profanację. Według nich nie tędy droga mości panowie audiofile i melomani, co w moim odczuciu z powodzeniem pokazuje dzisiejszy bohater z Kanady. Czy to znaczy, że Bryston był żylasty, bez energii i dobrze osadzonego body, jak anorektyczka przed zejściem z tego łez padołu? Nic z tych rzeczy, o czym postaram się skreślić w kilku poniższych zdaniach.

Otóż nasz bohater nawet przez moment nie zapominał o dobrej krawędzi dźwięku i jego oddechu wspieranego mieniącymi się milionem iskier wysokimi tonami, jednak przez cały czas kontrolował wagę całości. Oferta brzmieniowa w głównej mierze nastawiona była na fajny drive i transparentność, ale mimo mojego optowania za solidniejszym udziałem średnicy i plastyki w przekazie, przez kilkanaście dni z BR 20-ką ani razu nie złapałem go na przekroczeniu cienkiej linii nadinterpretacji konturowości dźwięku i udziału w nim najwyższych rejestrów. To zaś naturalną koleją rzeczy fenomenalnie promowało nurty typu jazz spod znaku wszelkich składów trio ze szczególnym wskazaniem Tomasza Stańki z obecnie występującym jako autorski byt Marcinem Wasilewskim Trio na płycie „Lontano” i im podobnych. Z jednej strony otrzymałem lotność przeszkadzajek bębniarza, z drugiej mocną i zebraną w sobie pracę powoływanej do życia przez niego stopy, a na tym tle dostojny, bo dobrze oparty w masie i dźwięczny fortepian oraz nie tylko spinającą wszystkie wspomniane instrumenty w jedną całość, ale przy okazji często wprowadzającą mnie w trans czasem majestatyczną, a innym razem przenikliwą trąbkę. Nic, tylko ze szklaneczką dobrego Single Malta zgasić światło i napawać się dwoma bardzo istotnymi podczas tego odsłuchu aspektami, czyli w pierwszym rzędzie maestrią muzyków, a w drugim, sposobem zawieszenia ich na rozległej w szerz i w głąb, przy okazji bardzo czytelnej wirtualnej scenie, co chyba nie będziecie zdziwieni, bez jakiegokolwiek poczucia nieprzyzwoitości z racji odłożenia dalszej części testu na kolejny dzień, z przyjemnością uczyniłem.
Kolejnym przykładem nawet nie trzymania na wodzy, tylko w pełni świadomego wykorzystywania swoich umiejętności przez opiniowany przedwzmacniacz była muzyka rockowa spod znaku Nirvany – „Nevermind” i elektroniczna – „Liminal” w wykonaniu The Acid. Co w tym przypadku oznacza wdrażanie w życie swoich walorów? Otóż w duchu tej muzy było ostro i szybko – to jak pisałem, jest clou naszego spotkania przy muzyce, ale w tym wszystkim bez problemu znajdowałem wystarczającą do oddania mocy wszystkich źródeł dźwięku, pozwalającą czy to gitarom, perkusji, czy wokalizie w rocku oraz sztucznym niskim pomrukom w elektronice, dawkę masy. Naturalnie bez specjalnego kolorowania, tudzież próbującego przypodobać się większej liczbie miłośników muzyki, uplastyczniania owych bytów, tylko brutalne pokazanie ich drapieżności. Zastanawiacie się, czy to dobry ruch? Powiem tak. Gdy głęboko w duchu bez problemu skłaniam się ku przyznaniu Kanadyjczykom 100% racji, to z dużą dozą prawdopodobieństwa twierdzę, iż oni nie widzieli innej możliwości. Chcecie mułu i ociężałej prezentacji, szukajcie gdzie indziej. Niestety konotacje z rynkiem pro na taką ekstrawagancję nie pozwalają. Pozwalają za to zderzyć się z bliską interpretacją zapisanych na płytach założeń muzyków i realizatorów. I za to, po zapoznaniu się ze sposobem na dobry dźwięk według Brystona, z przyjemnością inżynierom z tej stajni dziękuję.

Na koniec z racji opisu powyższych obserwacji przy wykorzystaniu jedynie funkcji przedwzmacniacza, kilka zdań w oparciu o wewnętrzny przetwornik. Oczywistym jest, że gdy zrezygnowałem z zewnętrznego DAC-a dCS-a na rzecz wbudowanej opcji, temat rozdzielczości nieco zmienił jakość. Jednak co istotne, nie był to dramat, tylko lekkie uśrednienie tych samych założeń. Konsekwentnie smakowałem świetny atak i szybkość oparte na dobrej masie, z tą tylko różnicą, że z lekkim niedopowiedzeniem najdrobniejszych niuansów. Niuansów, które jeśli ktoś ich wcześniej nie słyszał, z wyśmienitym obcowaniem z ukochaną muzyką nie będzie miał najmniejszych problemów. To nadal będzie w dobrym tego słowa znaczeniu, jazda bez trzymanki. Pod pełną kontrolą przyzwoitości, ale bez poszukiwania czaru, tam gdzie go nie ma.

Mam nadzieję, że swoje doznania opisałem wystarczająco zrozumiale. Mianowicie chodzi mi o fakt zrozumienia, że jeśli lubicie pławić się w przerysowanym barwowo świecie muzyki, dzisiejszy bohater nie jest dla Was. Jednak zapewniam, to nie on jest innowiercą, tylko Wy, gdyż muzyka ma żyć i tętnić energią, a nie sączyć się z głośników jak syrop. Czy to oznacza, że potencjalnego zainteresowanego mają cechować zapędy masochistyczne? Nic z tych rzeczy. Wystarczy otwartość na muzykę przez duże „M”, wówczas podobnie do mnie, osobnika lubiącego czasem nieco mocniej podkolorowaną prezentację, będziecie w stanie jeśli nie od razu zakochać się w sposobie prezentacji Brystona, to przynajmniej na początek ją zrozumieć i być może z czasem nawet do niej dorosnąć. Ja mam to za już sobą. Co prawda na znacznie wyższym pułapie cenowym i z pomocą konkurencji, ale w duchu specyfiki grania elektroniki spod znaku klonowego liścia.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– streamer Melco N1A/2EX
– switch Silent Angel Bon n N8
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Audio Trident II
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami””, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: MJ Audio Lab
Ceny:
Bryston BR-20: 26 500 PLN*
Opcja Phono: 5 000 PLN*
Opcja HDMI: 6 000 PLN*

*- Ceny uzależnione od kursu CAD

Dane techniczne
Pasmo przenoszenia: 20 HZ – 20 kHz
Odstęp sygnał/szum: 110 dB
Zniekształcenia intermodulacyjne: ≤ 0,0003%
Zniekształcenia THD+N (20 HZ – 20 kHz): ≤ 0,0006%
Pobór mocy: 45W; 0,5W Standby
Wymiary (S x W x G): 43 x 11,6 x 33 cm
Waga: 5,5 kg

Pobierz jako PDF