Opinia 1
Zazwyczaj zasiadając do przelewania na metaforyczny papier, czyli de facto kładąc ręce na komputerowej klawiaturze, poczynionych w ramach odsłuchów obserwacji mam z tyłu głowy jeśli nie zarys całości, to chociaż myśl przewodnią wokół której, krok po kroku, słowo po słowie, mozolnie buduję narrację snując swoją, czysto subiektywną opowieść. I mając na podorędziu taki czysto wirtualny, nawet dość eteryczny szkic zyskuję swoisty komfort psychiczny wynikający z wypływającego z kolei z doświadczenia faktu, że tekst „do druku” będzie gotowy w ciągu danej – popołudniowej, bądź wieczorno-nocnej sesji. Bo mniej więcej tyle, dysponując poczynionymi w trakcie odsłuchów notatkami i mając na wyciągnięcie ręki, nawet siedząc setki, jeśli nie tysiące kilometrów od miejsca, gdzie danych doznań dane mi było doświadczyć, wykorzystany materiał muzyczny, owa radosna i poniekąd grafomańska twórczość mi zajmuje. Niezależnie jednak, czy kolejna epistoła rodzi się w dwie, cztery, czy sześć godzin każdorazowo obserwuję pewne, całe szczęście już zdefiniowane zjawisko. Jakie? Dotyczące względności a dokładnie względności czasu. Znacie Państwo to stwierdzenie Alberta Einsteina nader obrazowo wyjaśniające czymże jest owa względność? Jeśli nie, to pozwolę sobie je zacytować. „Gdy człowiek siedzi obok ładnej dziewczyny przez godzinę, to ta godzina wydaje się minutą. Ale każ mu usiąść na minutę na gorącym piecyku, a wyda mu się dłuższa niż godzina. To jest względność.” I tak też jest z pisaniem – od momentu pierwszego kliknięcia aż do postawienia ostatniej kropki czas, przynajmniej dla mnie nie tyle się zatrzymuje, co płynie zupełnie inaczej aniżeli w otaczającej mnie rzeczywistości. I nie chodzi o to, czy szybciej, czy wolniej, lecz o to że może i równolegle do tego ogólnie obowiązującego – mierzonego, lecz właśnie … inaczej – po swojemu. Co ciekawe, podobnie sprawy się mają z pozyskiwaniem tzw. materiału badawczego, kiedy to od wyrażenia przez nas zainteresowania i gotowości zaopiniowania do dostawy i wpięcia w nasze systemy będącego punktem zapalnym cudu techniki mija zaledwie kilka-kilkanaście dni, a kiedy indziej wymiana korespondencji i rozmowy trwają … latami. I co w tym takiego niezwykłego? Ano to, że właśnie każdą z owych rozmów również wypadałoby traktować na równi z aktywnością piśmienniczą i tak też je traktuję, gdyż nieważne, czy coś trafia do nas w trybie ASAP, czy na przesyłkę musimy czekać niczym na pierwsze kwitnienie Dziwidła olbrzymiego (Amorphophallus titanum). Po co się z Państwem dzielę takimi przemyśleniami? Bo właśnie mniej więcej tyle, czyli niemalże dekada mija odkąd na naszych łamach pojawiły się przewody głośnikowe Hydra debiutującej wtenczas nad Wisłą angielskiej manufaktury Signal Projects. I tak sobie w tzw. międzyczasie prowadziłem z Nickiem Korakakisem – właścicielem i głównym projektantem Signala a potem również z Audio Anatomy / High End Alliance – rodzimym dystrybutorem raz bardziej, raz mniej ożywioną korespondencję w sprawie kolejnych testów, by spotykając się co roku, pomijając lockdownową posuchę, w Monachium gremialnie uznawać, że już za moment, za dwa coś właśnie poprawionego, odświeżonego, bądź po prostu dopiero co dodanego do portfolio, do nas dotrze. Była więc zachowana ciągłość kontaktów i choć nie wiedzieć kiedy „dyszka pękła” to z naszego punktu widzenia, wydawało nam się, że wszystko trwało zdecydowanie szybciej. Grunt, że koniec końców niekoniecznie małe co nieco dotarło a owym czymś jest wielce imponujący przewód zasilający UltraViolet Power i charakteryzująca się nie mniej poważną posturą listwa zasilająca Poseidon.
A teraz, zanim przejdziemy do omówienia aparycji angielsko-greckich specjałów pozwolę sobie kilka słów wprowadzenia, czyli krótkie info co, z czym, jak i po co, gdyż w Polsce, pomimo zaskakująco entuzjastycznego przyjęcia na tak hermetycznych rynkach jak japoński, czy amerykański, Signal Project nadal należy do swoistej niszy i o jego istnieniu wiedzą jedynie nieliczni wtajemniczeni. Ponadto tytułowy wytwórca ma zaskakująco bogate portfolio i przynajmniej moim skromnym zdaniem warto mieć jako – takie rozeznanie w temacie. I tak, przewody podzielono na cztery główne serie i idąc od dołu cennika mamy Studio, Reference, Signature i Statement. Do każdej z nich przynależą już dedykowane linie zawierające asortyment sygnałowy, głośnikowy, zasilający i cyfrowy. W Studio są to Moonstone, Alpha i Monitor, w Reference – Lynx, Silverquest i Hydra, w Signature – UltraViolet, Apollon, Atlantis a w Statement – Andromeda, Golden Sequence i Avaton. Jakby tego było mało nie mniej rozbudowany jest dział akcesoriów uzdatniających i dystrybuujących energię elektryczną obejmujący nie tylko kondycjonery i listwy zasilające, lecz również izolatory, uziemiacze, stabilizatory i DC blockery. Słowem do wyboru, do koloru i każdemu według jego potrzeb.
Skoro jednak przygodę z SP (Signal Projects) rozpoczęliśmy od zamykającej serię Reference Hydry, to tym razem sprawdzamy co się dzieje oczko wyżej, czyli w otwierającej Signature i zarazem debiutującej podczas ostatniego High Endu linii UltraViolet, oraz towarzyszącej jej w roli przyzwoitki listwie zasilającej. Jak sami Państwo widzą UV-ka niczym, przynajmniej pod względem tak gabarytowym, jak i designu nie ustępuje ultra high-endowej, dopiero co u nas recenzowanej konkurencji, czyli Stealth Audio Dream 20-20 z tą tylko różnicą, że o ile obecną w umaszczeniu Amerykanina czerwień można przypisać m.in. otwierającej Wielki Tydzień Niedzieli Palmowej, to już proponowany przez SP fiolet kojarzony jest z adwentem i … (co za zbieg okoliczności) wielkim postem. Mniejsza jednak o doszukiwanie się dość abstrakcyjnych analogii, choć część postronnych obserwatorów większość audiofilów w kategoriach nader ortodoksyjnego związku wyznaniowego odbiera, lecz o fakt operowania w dość zbliżonych nurtach estetycznych, gdzie uniwersalna czerń przełamywana jest kontrastującym, lecz dalekim od krzykliwości akcentem. Całe szczęście pomimo bardzo zbliżonej wartości postrzeganej obu przewodów UltraViolet jest zaskakująco rozsądnie wyceniony, gdyż przy kasie za 2m egzemplarz zostaniemy poproszeni o wyasygnowanie drobnych 8 550 PLN, czyli mniej więcej tyle, co w przypadku sieciówki Acoustic Zen Gargantua II a sami Państwo przyznacie, że UV-ka, abstrahując na razie od brzmienia, prezentuje się znacznie bardziej „rasowo” i bezkompromisowo. Jej pokryty czarno-fioletowym połyskliwym peszlem przebieg ma średnicę niewiele ustępującą wieńczącym ją solidnym wtykom przyodzianym w podwójne koszulki termokurczliwe – wewnętrzne – czarne z nadrukowanymi firmowymi logotypami i oznaczeniem modeli oraz podstawowymi informacjami i zewnętrzne – transparentne, nie tylko chroniące ww. piktogramy przed starciem, lecz również zabezpieczające oplot przed przesuwaniem i ewentualnym rozplataniem. Jeśli zaś chodzi o budowę wewnętrzną, to poza czysto laboratoryjnymi wartościami elektrycznymi producent jest zaskakująco lakoniczny w swych wynurzeniach. Co w dobie wszechobecnego kopiowania nie dziwi, choć z drugiej strony pozostawia spore pole do popisu wszelkim tropicielom sensacji. Niemniej jednak wiadomo, może nie wszem i wobec, gdyż o część informacji wierciłem Nickowi dziurę w brzuchu czas jakiś, iż przewód wykonano z miedzianej plecionki (multi-strand) o czystości 6N (99,99997%), żyły L i N mają przekrój 5,42 mm² a ochronna 5,90 mm² i na każdą z nich składa się 48 przewodników. Zaplecione są one wokół rurek powietrznych zapewniającym im stabilność geometrii niezależnie od ułożenia przewodu. Dlatego też zastosowane wtyki, aby przyjąć tak grube przewody, wykonywane są na zamówienie a dodatkowo ich korpusy są ekranowane aby zwiększyć odstęp sygnału od szumu. Sam splot przewodników też nie jest przypadkowy, lecz ilość skrętów na metr został dobrany w celu maksymalnej ochrony przed RFI. Przewód posiada potrójną izolację zapewniająca ochronę termiczną do 250°C ( 450°C przez 3 minuty).
Z kolei Poseidon to ośmiogniazdowa listwa wykonana z solidnego i co istotne „głuchego”, wydrążonego bloku aluminium lotniczego z dokręconą od spodu, uzbrojoną w toczone kolce podstawą. I tu od razu uwaga natury użytkowej, gdyż producent z premedytacją nie dołącza w zestawie chroniących podłoże podkładek, albowiem wychodzi z założenia, iż nabywca dobierze coś optymalnego do posiadanych przez siebie warunków lokalowych już we własnym zakresie. I jest w tym pewien, niezaprzeczalny sens i logika, gdyż zupełnie inaczej „zagra” listwa ustawiona, o zgrozo, na szkle, inaczej na kamieniu a inaczej na dywanie, parkiecie czy panelach, więc na początek można zainwestować oszałamiającą kwotę 8 (słownie ośmiu) groszy podkładając pod ww. stożki dwugroszówki a następnie wiedząc, w którą stronę chcemy iść, zacząć zabawę bezlikiem dostępnych na rynku dedykowanych akcesoriów w stylu mosiężnych (SPU8), lub kwarcowych (RIQ-5010 i RIQ-5010W) Acoustic Revive, czy też rodzimych Graphite Audio ISSB-40. Można też uzbroić się w cierpliwość i poczekać aż katalog Signal Project o takowe się wzbogaci, gdyż wieść gminna niesie, że coś w tej materii ma się niedługo (sugeruję wziąć pod uwagę wstępniakową względność czasu) zadziać. Jeśli chodzi o rekomendowaną logikę połączeń, to patrząc od strony włącznika i głównego gniazda zasilającego pierwsze cztery filtrowane gniazda dedykowane są źródłom cyfrowym, przedwzmacniaczom gramofonowym, D-klasowym wzmacniaczom i gramofonom. kolejną parę przeznaczono dla przedwzmacniaczy liniowych i … stołów mikserskich a ostatnie dwa, to już ostoja potężnych końcówek mocy i generalnie prądożernej amplifikacji. Jak widać na załączonych zdjęciach wszystkie gniazda wyjściowe posiadają ochronne klapki i co szalenie ułatwia życie nie zabrakło również na nich oznaczenia polaryzacji.
Jak już dążyliśmy pokazać w ramach sesji unboxingowej dostarczony w dedykowanej drewnianej skrzyneczce egzemplarz Poseidona był okablowaną miedzią o czystości 7N wersją 30A, ale w katalogu znajdziemy jeszcze jego odmiany 20 i 40A, przy czym ta ostatnia posiada już zdecydowanie bardziej „jubilerskie” – miedziano-srebrno-złote okablowanie wewnętrzne.
No dobrze, wygląd wyglądem, solidność wykonania i mnogość wejść niezaprzeczalnie cieszą, jednak zarówno okablowanie, jak i dystrybutory życiodajnej energii nie lądują w naszym koszyku a finalnie w systemie audio by li tylko wyglądać, lecz by cieszyć oprócz oczu również i uszy. Dlatego też najwyższa pora na kilka słów o walorach sonicznych naszych bohaterów a dokładnie o ich wpływie na brzmienie mojego zestawu. Od razu pozwolę sobie zaznaczyć, iż w trakcie testów Poseidon zastąpił dyżurnego Furutecha e-TP60ER a działalność UltraVioleta obserwowałem zarówno gdy zasilał swoją firmową współpracowniczkę, jak i pojawiał się na jej wyjściu dostarczając prąd do stosownych odbiorników, ustępując tym samym stanowiska łącznika między ścianą a dystrybutorem mojemu dyżurnemu, uzbrojonemu w topowe wtyki Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R) Furutechowi FP-3TS762. I wbrew głoszonym przez kablosceptyków prawdom objawionym jakoby fakt, iż skoro urządzenia podłączone do prądu (w tzw. ścianę, bądź hipermarketową listwę) znajdującymi się wraz z nimi „komputerowymi” przewodami zasilającymi działają załatwiał temat, śmiem twierdzić, co wielokrotnie starałem się na naszych łamach udowodnić, że jednak jakość medium transportującego Volty i Ampery stety/niestety ma znaczenie i co najważniejsze ich wpływ po prostu słychać. I tak też było tym razem.
W pierwszej odsłonie, gdy UltraViolet trafił pomiędzy terminujące dedykowaną linię zasilającą (3x4mm) podwójne gniazdo ścienne Furutech FT-SWS-D (R) NCF a Poseidona dźwięk mojego dyżurnego systemu ewoluował w stronę delikatnego dociążenia przekazu, głębszego – niżej schodzącego basu i swoistej monumentalności, lecz co niezwykle istotne, bez szkodliwego spowolnienia, czy też pogrubienia konturów. Ot, zamiast dość prostego do osiągnięcia pociągnięcia wszystkiego grubszą kreską, przytępienia – zaokrąglenia góry i najlepiej jeszcze podbicia wyższego basu, co część z odbiorców może odebrać, jako poprawę dynamiki, tytułowy duet skupił się głównie na aspekcie energetyczno – barwowym. Po pierwsze pozwolił zachować pełen ładunek energii aż do samego dołu i to nie tylko słyszalnego, ale i odbieranego jedynie ciałem a po drugie zadbał o wielce atrakcyjną saturację całego pasma akustycznego. Nie oznacza to jednak swoistego dosłodzenia i pocztówkowej, czy też znanej z trybów demonstracyjnych współczesnych ciekłokrystalicznych ekranów przejaskrawienia kolorów, kiedy to trawa aż kipi zielenią, czerwień wżera się w synapsy a biel wypala oczy, a wprowadzenie autorskiego, nieco stereotypowego „lampowego” pierwiastka, dzięki któremu wszelkie barwy przybierają bardziej naturalne i milsze – mniej męczące wzrok odcienie. W rezultacie nawet niezwykle przestrzenny „Le Grand Voyage” Klone nic a nic nie stracił ze swoich hektarów sceny i otwartości góry. Jedynie pewnemu ucywilizowaniu uległy sybilanty, których zazwyczaj nie szczędzi nam Yann Ligner a gitarowe riffy dostały dodatkowy zastrzyk energii i namacalności. Co ciekawe praktycznie nietknięte zostały smyczki, które odzywają się z nieco dalszej aniżeli mam na co dzień odległości. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż powyższych obserwacji dokonałem wpinając pełniącego rolę DAC-a, CD i przedwzmacniacza Ayona CD-35 (Preamp + Signature) zarówno w przeznaczone preampom, jak i obok Lumina U2 Mini oraz zgrai Silent Angeli, filtrowane gniazda dedykowane cyfrze. Jest to o tyle istotne, że obecność rozbudowanej filtracji i DC blockerów potrafi, oprócz komfortu psychicznego użytkowników i uzdatnienia prądu co nieco przytemperować tak emocje, jak i efekty przestrzenne usuwając wraz z pasożytniczą morą i innymi szkodliwymi artefaktami również część otaczającego muzyków powietrza. A z Signal Projectsami niczego podobnego nie odnotowałem. Podobnie było na eleganckim i pełnym zarówno przepięknych melodii, jak i nieco bardziej połamanych rytmicznie kompozycji „Freedom Book / Echoes of Heyday” Włodzimierza Nahornego, gdzie jakkolwiek ingerencja w i tak dość minimalistycznie i kameralnie zrealizowane nagranie objawiałaby się ewidentną przyduchą, czy wręcz klaustrofobią. A tymczasem zarówno fortepian lidera, jak i trąbka dokooptowanego do dyżurnego składu – zasiadającego za perkusją Piotra Biskupskiego i kontrabasu Mariusza Bogdanowicza, przedstawiciela młodego pokolenia – Piotra Schmidta miały gdzie i jak wybrzmieć do ostatniej frazy.
Mała roszada, zmiana konfiguracji i UltraViolet wylądował nie przed a za Poseidonem zasilając bądź to wspomnianego Ayona i zarazem zastępując Furutecha NanoFlux-NCF, bądź w zastępstwie wspomnianej już Gargantuy stereofoniczną 300W końcówkę mocy Bryston 4B³. I tu już było zdecydowanie inaczej, gdyż brzmieniowa sygnatura UV-ki zyskała na intensywności zdradzając zarazem, że to właśnie jej obecność w torze – przed Poseidonem odpowiadała za wspomnianą saturację i monumentalność a sama listwa de fato nic, albo prawie nic, nie ma z tym wspólnego będąc zaskakująco transparentnym elementem systemu. Co ciekawe jej, znaczy się UV-ki, cechy okazały się zaskakująco zbliżone do tych, jakimi wielce udanie czarował dosłownie chwilę temu znacznie droższy Stealth Audio Dream 20-20. Zestawiając je 1:1 (jakoś nie znalazłem w sobie tyle siły woli, by zwrócić Stealtha od razu po testach dystrybutorowi) słychać było, że tytułowa sieciówka gra gęściej od amerykańskiej i choć głębię sceny odwzorowuje podobnie, to zamiast na eteryczność stawia na konkret i pewną kondensację tkanki źródeł pozornych. Zbliżała się przez to do nader odważnie romansującej ze spektakularnością Gargantuy, która choć najtańsza w tym wykwintnym towarzystwie ani myślała mieć jakiekolwiek kompleksy wyzywająco prężąc muskularne ciałko i podkręcając drajw. Jednak o ile w kwestii uatrakcyjniania przekazu i swoistego uwalniania drzemiącej w reprodukowanym materiale energii UV-ka w niczym konkurencji nie ustępowała, to już niespecjalnie była skora do serwowania „kuracji witaminowej” z taką, jak Acoustic Zen szczodrością. Była przez to bardziej prawdziwa, dojrzała (?) a mniej „rozrywkowa” i młodzieńczo beztroska, co szczególnie procentowało na klasyce, jak daleko nie szukając „Abbado: Beethoven”, gdzie Berliner Philharmoniker pod Claudio Abbado z łatwością byli w stanie wygenerować w tutti właściwe wielkiemu aparatowi wykonawczemu ciśnienie bliskie startującemu Jumbo-Jet-owi, by dosłownie chwilę potem przejść do poziomu leniwie szemrzącego strumyka. I do tego jeszcze ta wyborna soczystość barw podkreślająca fakturę każdego z instrumentów.
Skoro testy odbywały się dwuetapowo, to coś czuję w kościach, że i wnioski wypadałoby w podobnej formie przedstawić. Ba, finalnie doszedłem do zdania, że resume powinno być potrójne, bo … Primo – Poseidon gra i „zagra” tak, jak mu okoliczności przyrody, czyli głównie przewód prąd ze ściany dostarczający, pozwoli, gdyż sam z siebie niczego ani nie dodaje ani nie zabiera będąc przykładem i wzorem transparentności. Czyli mówiąc wprost ani nie muli ani nie odchudza. Secundo – UltraViolet daje o sobie w torze znać, czyli nie tylko go widać, ale i słychać a dociążenie i wypełnienie jakie daje z otwartymi ramionami powinni przyjąć wszyscy ci, u których dążenie do analityczności i neutralności nieco nadwątliło przyjemność odbioru. Oczywiście posiadaczom poprawnie skonfigurowanych systemów również mogą spojrzeć na niego przychylnym okiem, go trudno go nie lubić za to, jak uatrakcyjnia przekaz. I na koniec, tertio – wespół, zespół Signal Projects Poseidon & UltraViolet Power tworzą firmowy dream team i prawdziwe spécialité de la maison Nika Korakikisa nie ograniczając dynamiki i rozdzielczości a jedynie dyskretnie dociążając – dodając nieco energii najniższym składowym. Po prostu cud miód i orzeszki.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Stealth Audio Dream 20-20
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Być może niewielu z Was wie, ale tytułowa marka jest obecna na naszym rynku niemalże od dekady. Dowodem tego może być opublikowany przed prawie dziesięciu laty na naszych łamach test kabla głośnikowego Signal Projects Hydra. Jednak gdy wówczas był to jedynie epizodyczny, zorganizowany własnym sumptem występ, myślę, iż ważną informacją jest fakt już kilkuletniej oficjalnej opieki przez stacjonującego w Krakowie dystrybutora Audio Anatomy. Co ciekawe na tyle dobrze odbieranego przez rynek, że o propozycję do dzisiejszego testu z racji z banalnego powodu rozchodzenia się produktów niczym świeże bułeczki, staraliśmy się od … zeszłorocznego High Endu. Na szczęście temat udało się szczęśliwie dopiąć na ostatni guzik, czego wynikiem jest dzisiejsze starcie z kablem zasilającym Signal Projects UltraViolet oraz listwą zasilającą Signal Projects Poseidon.
Przybliżając budowę terminala prądowego ze strony producenta dowiadujemy się, iż obudowa jest sztywnym, prostopadłościennym, obrobionym metodą CNC, 9.5 kilogramowym blokiem z lotniczego aluminium. Wewnętrzne okablowanie bazuje na przewodach miedzianych o czystości 7N na bazie przewodnika wykorzystywanego w budowie prądowej serii Atlantis. Część z ośmiu dostępnych gniazd w zależności od potrzeb klienta jest filtrowana. Usytuowane na górnej połaci listwy owe terminale prądowe w celach uzyskania najlepszych właściwości oddawania energii są fabrycznie modyfikowane. Całość konstrukcji zaś wieńczą umieszczone na bocznej ściance gniazdo przyjmujące ze ściany energię elektryczną oraz zintegrowany z bezpiecznikiem włącznik inicjujący pracę Posejdona.
Temat sieciówki w kwestii informacji konstruktorów jest jeszcze bardziej wstrzemięźliwy, bowiem oprócz wizualnego bodźca rozmiarowego i kolorystycznego w postaci pięknie splecionego grubego fioletowego warkocza, z info ze strony producenta wiemy jedynie, iż mamy do czynienia z konstrukcją wielordzeniową, miedzią o czystości 99.99997% w roli przewodnika, gdzie żyły L i N mają po 5,42 mm² a przewód ochronny 5,90 mm².
Po dotarciu do najważniejszej części testu, czyli kwestii brzmienia opiniowanych produktów dla potencjalnych zainteresowanych mam ciekawą informację. Otóż chodzi o fakt pewnego rodzaju uzupełniania się obydwu konstrukcji. O co chodzi? Już zdradzam.
Otóż pierwsza część testowego starcia z samym kablem sieciowym UltraViolet ukazała jego wpływ na mój zestaw w estetyce fajnego w odbiorze ciemnawego grania. Pełnego energii, masy, ale również zwartego, bo odznaczającego się lubianą przeze mnie twardością. Nie czymś na kształt kanciastości i bezduszności, tylko zebrania się w sobie poszczególnych ataków dźwięku. To było coś na kształt odwzorowania dobrego impulsu, który przy okazji niósł ze sobą nieoceniony zapas energii i masy dobrze zdefiniowanej w kwestii krawędzi. Fakt, po ciemniejszej stronie projekcji muzyki, jednak bez niekontrolowanego przekraczania poziomu braku doświetlenia wirtualnej sceny. Ta oczywiście z racji takiego postawienia sprawy delikatnie zaczęła skupiać się na pierwszym planie, przez co faworyzowała muzykę studyjną, jednak na uspokojenie dodam, że nie było to siłowe duszenie rozmachu wydarzeń muzycznych, a jedynie spowodowane przygaszeniem światła uczucie większej intymności podczas wielogodzinnych sesji odsłuchowych.
Nieco inaczej, bo z odwrotnej strony pokazała się listwa Poseidon. To w również singlowym występie był zdecydowanie jaśniejszy i lżejszy, a przez to bardziej transparentny pomysł na muzykę. I co ciekawe, nie było znaczenia, czy wykorzystywałem jej filtrowane, czy niefiltrowane gniazdo, efekt był taki sam. A to nie jedyna ciekawostka, gdyż taki stan nie kierował odbioru muzyki w stronę zbytniej lekkości lub poczucia braku dociążenia, bowiem nadal aspekty masy i ważnych dla muzyki kontrapunktów były na bardzo dobrym poziomie, tylko pozwalał jej uzyskać zjawiskowy, jednak niemęczący oddech i wyraziste, acz bez zapędów nadinterpretacji artefakty w górnych rejestrach. Całościowo odbierałem to jak czarowanie mnie muzyką pełną blasku i niezbędnego do oddania jej piękna wigorem interpretacji każdej nuty. System grał jakby lżej niż z kablem sieciowym, jednak było to jedynie inne, a nie gorsze spojrzenie na ten sam aspekt jego brzmienia.
Jak po dwóch powyższych opisach można wywnioskować, najlepszym występem całej sesji testowej okazało się być połączenie obydwu komponentów. Jednak zaskakująco z kablem sieciowym jako dawcą energii elektrycznej dla listwy, a nie za nią. Powód? Z kablem za listwą nie osiągałem odpowiedniego zrównoważenia cech obydwu produktów, co z automatu spowodowało, że już do końca odsłuchów wykorzystałem ustawienie kabel-listwa. To był idealny konsensus pomiędzy energią, masą, nadal pewnego rodzaju intymną ciemnością dźwięku, a jego informacyjnością, szybkością narastania sygnału i rozmachem. A jeśli tak, to chyba nikogo. nie zdziwi fakt znakomitego radzenia sobie testowo dobranego zestawu z dosłownie każdym rodzajem twórczości od kochającej zaciemnienie na scenie muzyki smooth, przez wymagającą transparentności elektronikę, po wymagające natychmiastowości reakcji systemu na zadany materiał wszelkiej maści szaleństwo rockowe. Oczywiście nie twierdzę, że to jedyne słuszne połączenie obydwu pretendentów do dobrej opinii, gdyż każdy system zareaguje na nie nieco inaczej, ale gdybym ja miał określić najlepszą konfigurację testowanych Signal Projects-ów, bezapelacyjnie potwierdziłbym to z kablem zasilającym przed listwą.
Jak zdefiniowałbym grupę docelową dla naszych bohaterów? To wynika z tekstu. Przy wyborze kabla powinni zastanowić się posiadacze nazbyt przysadzistych systemów. Natomiast podczas poszukiwań listwy podobna czynność czeka piewców transparentności dźwięku ponad wszystko. To naturalnie abecadło naszej zabawy, co mam nadzieję nikogo nie dziwi. Jednak ku pokrzepieniu serc całej populacji audio-maniaków z pełną świadomością swojego czynu informuję, że już dla dobrze skonfigurowanego tandemu obydwu konstrukcji (kabel-listwa lub listwa-kabel) praktycznie nie widzę żadnych przeciwwskazań. Dostajemy na tyle ciekawe połączenie wagi i temperatury grania z jego swobodą projekcji, że naprawdę trzeba nie mieć pojęcia o zestawianiu zrównoważonych konglomeratów audio, aby dzisiejsza propozycja weń się nie wpisała. Nie mówię, że to się nie wydarzy, gdyż w swym życiu widziałem i słyszałem niejedno. Jednak jeśli nawet, będzie to promil zainteresowanych zmianami zbieranin audio, czyli typowy wyjątek potwierdzający regułę, którą w tym przypadku jest swoista uniwersalność połączenia obydwu produktów spod znaku Signal Projects.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Audio Anatomy/High End Alliance
Producent: Signal Projects
Ceny
Signal Projects UltraViolet Power: 8 550 PLN / 2m
Signal Projects Poseidon: 17 575 PLN
Dane techniczne
Signal Projects UltraViolet Power
Konstrukcja: Multi-core
Przekrój przewodników: 5,42 mm²
Materiał przewodników: Miedź 99,99997%
Kapacytancja – opór bierny pojemnościowy: 9,83 pF/ft
Rezystancja: 1,58 mΩ/ft
Induktancja: 0,48 μH/ft
Signal Projects Poseidon
Prąd obciążenia: 20A, 30A, 40 A
Max. prąd upływu: 0,70mA @ 250V/50Hz
Kapacytancja – opór bierny pojemnościowy (line/ground): 0,015 μF (0,5MHz/0,5VAC)
Kapacytancja – opór bierny pojemnościowy (line/line): 0,097 μF (0,5MHz/0,5VAC)
Induktancja: 0,47 mH
Obudowa: aluminium lotnicze
Wymiary (S x G x W): 47 x 15,8 x 8 cm (bez kolców)
Waga: 6,55 kg