Tag Archives: Cyrus


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Cyrus

Cyrus Pre-XR & Mono X 300 Signature

Opinia 1

Skoro w ramach nieco nostalgicznej konfrontacji wspomnień z odległej przeszłości ze współczesnymi wypustami Cyrusa pod postacią świetnego zestawu CDt-XR & i7-XR doszliśmy do nader krzepiących wniosków, że mody się zmieniają a Anglicy nadal robią swoje oferując ponadprzeciętnie dobrze grającą elektronikę za rozsądne pieniądze, jednogłośnie uznaliśmy, iż warto kuć żelazo puki gorące, pójść za ciosem i jednocześnie nieco podnieść poprzeczkę. W związku z powyższym od razu przystąpiliśmy do realizacji owych planów i dzięki uprzejmości rodzimego dystrybutora ww. marki – Electronic International Commerce (EIC) już kilka dni od przedstawienia naszej propozycji mogliśmy pochylić się nad przeuroczym w swej kompaktowości, lecz operującym na znacznie wyższym od swoich poprzedników pułapie zestawie pre-power. Tym razem jednak zamiast możliwie daleko posuniętej integracji poszliśmy w separację i pod swój dach przyjęliśmy przedwzmacniacz Cyrus Pre-XR wraz z monoblokami Mono X 300 Signature.

Skupiając się na aparycji goszczącego u nas zestawu miałem nie lada dylemat, gdyż z jednej strony na klawiaturę cisnął mi się słynny cytat z Nowych Aten Benedykta Chmielowskiego, czyli „Koń, jaki jest, każdy widzi”, gdyż tak po prawdzie, jeśli ktoś raz spotkał na swojej drodze elektronikę Cyrusa, to śmiało możemy uznać, że rozpozna ją zawsze i wszędzie, a z drugiej doskonale zdawałem sobie sprawę, iż byłoby to zbyt daleko idące uproszczenie. O ile bowiem jakieś dwie dekady temu rzeczywiście mieliśmy do czynienia z restrykcyjnie przestrzeganą unifikacją, o tyle w tzw. międzyczasie w brytyjskim katalogu pojawiła się nie tylko kusząca akrylem seria One, lecz i takie cuda jak D-klasowy all’in’one Lyric (THREE),czy dokanałowe słuchawki soundBuds i dedykowany smartfonom kieszonkowy wzmako-DAC soundKey. Dlatego też chociażby z poczucia obowiązku pozwolę sobie na pobieżną charakterystykę stanowiącej punkt zapalny niniejszego spotkania trójki, tym bardziej, że zgodnie z firmową systematyką przedwzmacniacz należy do serii XR a monosy do Classic. O ile jednak nomenklatura i genealogia sobie, to realia sobie, więc proszę się zawczasu niepotrzebnie nie martwić, gdyż wszystkie składowe dzisiejszej układanki pasują do siebie równie idealnie, jak popularne klocki pewnego duńskiego wytwórcy. Mamy zatem do czynienia ze zunifikowanymi tak pod względem gabarytów, jak i charakterystycznie przełamanych aluminiowych frontów korpusami o niezobowiązującej szerokości 215mm, 360 mm głębokości i zupełnie nieabsorbującej 73mm wysokości, gdzie różnice wynikające z przypisanym poszczególnym komponentom zadań nie burzą firmowej spójności.
Bazując li tylko na ścianie przedniej stanowiącego zaawansowane centrum sterowania firmowym ekosystemem Pre-XR śmiało moglibyśmy uznać, iż mamy do czynienia z jednojajowym bliźniakiem niedawno recenzowanego na naszych łamach wzmacniacza zintegrowanego i7-XR, gdyż gdyby nie napis informujący o modelu w dolnym pasku szybki chroniącej centralnie umieszczony niewielki wyświetlacz konia z rzędem temu, kto rozróżniłby oba komponenty. Oprócz wspomnianego displaya nasz dzisiejszy gość może pochwalić się zlokalizowanym na lewo od niego włącznikiem głównym i czujnikiem IR, okupującą prawa flankę gałką regulacji głośności i ustawionymi w równym rządku na wysuniętej żuchwie siedmioma przyciskami nawigacyjno-funkcyjnymi umożliwiającymi wybór źródła, wyciszenie, przełączenie się na słuchawki, ustawienie balansu, wybór jednego z siedmiu filtrów (opcja dostępna dla wejść cyfrowych), czy też dostęp do bardziej zaawansowanych opcji menu. Z kolei rzut oka na ścianę tylną może co słabsze psychicznie jednostki przyprawić nie tyle o lekką konsternację, co wręcz oczopląs. Wszystko bowiem wskazuje na to, iż producent postanowił maksymalnie wykorzystać dostępną, jak widać na załączonych fotografiach niezbyt dużą, powierzchnię implementując zaskakująco szeroki wachlarz wszelakiej maści przyłączy. Skrajne narożniki okupują wyjścia XLR pomiędzy którymi, patrząc od lewej mamy przelotkę firmowej magistrali komunikacyjnej MC Bus, stałe i regulowane wyjścia na zewnętrzny rejestrator/końcówkę mocy, wejście na przedwzmacniacz MM z dedykowanym zaciskiem uziemienia i cztery opary wejść RCA. To tyle jeśli chodzi o domenę analogową, gdyż niższe piętro zarezerwowano dla cyfry. A nie, wróć. Znalazło się tam bowiem jeszcze wyjście słuchawkowe (ergonomicznie dość dyskusyjny pomysł) mini jack i gniazdo zasilające. I tu od razu drobna uwaga. Otóż jego lokalizacja wydaje się całkiem sensowna, o ile tylko nie spróbujemy zaimplementować w nim zakonfekcjonowanego jakimś solidniejszym wtykiem przewodu, którego (wtyku, nie przewodu) średnica spowoduje przekroczenie prześwitu pomiędzy gniazdem a podłożem a tym samym częściową lewitację urządzenia. Oczywiście z łatwością można temu pozornie zaradzić ustawiając preamp tuż przy krawędzi stolika, dzięki czemu problematyczny wtyk straci punkt podparcia, choć warto mieć w tym momencie na uwadze, że powstające przy takim połączeniu naprężenia też nie są obojętne. Warto będzie więc zadbać o jakąś sensowną podpórkę w stylu Furutecha NCF Booster. Wracając do meritum cyfrę reprezentują dwa wejścia optyczne, dwa koaksjalne i konieczne w dzisiejszych czasach USB. Tę nader tasiemcową wyliczankę zamykają wielopinowy port przeznaczony zewnętrznemu zasilaczowi PSU-XR i serwisowe mini USB.
We wnętrzu znajdziemy klasyczne toroidalne trafo niewielką płytkę drukowaną z dwoma bankami kondensatorów i autorski, akceptujący na wejściach SPDIF sygnały 24bit/192kHz a po USB PCM 32bit/384kHz i DSD256 moduł QXR-DAC na dedykowanym, zielonym laminacie.
W przypadku Mono X 300 Signature sytuacja wygląda jeszcze prościej. Na froncie mamy bowiem jedynie włącznik główny i selektor źródeł z dedykowanymi niewielkimi diodami (kolor zielony przypisano wejściu XLR a pomarańczowy RCA) i zajmującą lwią część frontu kratkę wentylacyjną. Na dolnym „parapecie” nie zabrakło informacji z oznaczeniem modelu i zastosowanej technologii Zero Feedback a z kolei za akcent dekoracyjny można uznać niewielki, doklejony w prawym górnym narożniku szyldzik potwierdzający, iż mamy do czynienia z wersją Signature 300-ek przypominający nieco cukierniczą, czekoladową dekorację eleganckich pralinek. Wizja lokalna zaplecza może być pewnym zaskoczeniem, gdyż jak na plecy końcówki okazuje się być dość zatłoczona. Oprócz zdublowanych terminali głośnikowych akceptujących wyłącznie wtyki BFA, co w Cyrusie śmiało możemy uznać za niepodlegający dyskusji dogmat, dwubolcowego gniazda zasilania IEC i wejść w standardzie XLR i RCA znajdziemy tam bowiem port RS232 triggera, firmową magistralę MC-Bus i wyjście RCA opisane jako Chain umożliwiające Bi-Amping z dodatkową parą 300-ek. To jednak nie wszystko, gdyż czego jak czego, ale dwóch wiatraczków wyciągających z oferujących po 319W (przy 6 Ω), zasilanych 305VA toroidami trzewi 300-ek gorące powietrze nie zauważyć nie sposób. Całe szczęście ich praca jest całkowicie bezgłośna, więc nie powinny uprzykrzać życia melomanom gustującym w wieczorno-nocnych odsłuchach.

O ile z naszego poprzedniego spotkania z elektroniką Cyrussa w pamięci zostały nam przede wszystkim niezwykła liniowość i swoista zwiewność przekazu, wynikająca zapewne z dość ograniczonej mocy, jaką dysponowała wszystkomająca integra, to już ponad 300W monosy wespół z bogato wyposażonym preampem już od pierwszych taktów „Resistance” IQ pokazały, iż reprezentują zdecydowanie wyższą ligę i czego jak czego, ale mocy tutaj brakować nie będzie. Dzięki temu zawiłe linie melodyczne i skomplikowane aranżacje ikony neoprogresywnego rocka, która całkiem odważnie zaczęła zapuszczać się w cięższe, iście prog-metalowe zakamarki, miały iście porażającą dynamikę nie tracąc nic a nic z wieloplanowości swojej misternie utkanej pajęczyny riffów, elektronicznych chorusów i wokalu Petera Nichollsa. Co prawda scena budowana była od linii głośników w głąb, co niejako można uznać za angielski standard wynikający z niezbyt przestronnych saloników odbiorców, gdzie zbytnie przybliżanie pierwszego planu skutkowałoby mało przyjemną napastliwością. Całe szczęście gradacji planów nie sposób było zarzucić nawet najmniejszych tendencji do uproszczeń i zlewania dalszych rzędów w impresjonistyczne mazaje. Nawet iście epicka hollywoodzka symfonika „The Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring” autorstwa Howarda Shore’a z otwierającym “The Prophecy” godnym miana współczesnego odpowiednika „Fortuna Imperatrix Mundi: O Fortuna” Orffa miała właściwy sobie wolumen i rozmach dalece wykraczający poza ramy wyznaczone przez moje dyżurne Dynaudio. W dodatku wyspiarska elektronika z niezwykłą atencją potraktowała środek pasma i pomimo nad wyraz przyjemnie rozciągniętej podstawy basowej dbała o to, by równowaga tonalna zachowała właściwą pozycję zbytnio nie obniżając tonacji. Mieliśmy zatem do czynienia z wysyceniem średnicy płynnie przechodzącej w zdolnym sięgnąć bram hadesu mięsistym, lecz właściwie kontrolowanym basiszczem. Do tego dochodziła góra pasma, która ani przez moment nie miała zamiaru grać drugich skrzypiec, których to partie odtwarzała z wrodzoną swadą i zaangażowaniem. Generalnie partie smyczków, zgodnie z naturą, łączyły w sobie słodycz z chropowatością, co wcale nie jest takie oczywiste, gdyż zaskakująco spora część dostępnych na rynku urządzeń preferuje zdecydowanie bezpieczniejszą, asekuracyjną formę prezentacji tychże instrumentów w postaci słodkich i gładkich a tym samym miłym uchu niewprawionego słuchacza dźwięków. Tymczasem wszelakiej maści instrumenty smyczkowe właśnie poprzez ową natywną szorstkość stają się generatorami dźwięków i pomijanie tejże cechy inaczej aniżeli uproszczenia uznać nie sposób. A Cyrusy niczego upraszczać nie zamierzały dzielnie robiąc co do nich należało.
W ramach niniejszego testu nie omieszkałem również rozdzielić firmowy zestaw i posłuchać na zasadzie solowych występów zarówno DAC-o – przedwzmacniacza, jak i samych końcówek , co zaowocowało poniekąd spodziewanymi obserwacjami. Otóż w telegraficznym skrócie Pre-XR pełni tu role koordynatora i czujnego analityka dbającego w głównej mierze za rozdzielczość i mikrodynamikę, a z kolei Mono X 300 Signature skupiają się na skali i wolumenie prezentacji niemalże prosząc, by gdy tylko pojawią się jakże wyczekiwane przez nie skoki dynamiki odkręcić nieco bardziej niż zwykle gałkę głośności i dać im rozwinąć skrzydła. Nie oznacza to bynajmniej, że przy spokojnej muzyce i cichych pasażach będą się na swój sposób czaić i niejako nudzić, lecz bądźmy szczerzy – nie po to decydujemy się na 300W końcówki, by delektować się ledwo szemrzącymi miniaturami na trójkąt i piccolo wspieranymi na basie mandoliną.

Cyrus Pre-XR & Mono X 300 Signature to może niepozorny pod względem gabarytowym, lecz niezwykle energetyczny brzmieniowo zestaw dla wszystkich tych, którzy ponad wzornicze fajerwerki przedkładają solidną inżynierię i klasyczne podejście do Hi-Fi. Nie znajdziemy tu bowiem ani streamera, ani łączności bezprzewodowej, o korekcji akustyki nawet nie wspominając, lecz jeśli tylko do sprzętu audio podchodzimy tak jak podchodziło się dwie, albo trzy dekady temu, czyli na pierwszym miejscu stawiając jakość dźwięku, to spotkanie z tytułowym tercetem może zaowocować zaskakująco długotrwałą przyjaźnią.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1; Tellurium Q Blue
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jestem święcie przekonany, że nie tylko ja, ale dosłownie każdy z Was nie raz i nie dwa został zapytany przez znajomego, czy da się złożyć w miarę zdroworozsądkowo wyceniony, a przy tym dobrze grający zestaw audio. Oczywiście wiadomym jest, iż postrzeganie ceny przez statystycznego Kowalskiego zleży od bardzo wielu czynników, dlatego też na potrzeby tego testu jako punkt odniesienia ustalmy zwyczajowe realia cenowe pojawiających się u nas, zazwyczaj bardzo drogich komponentów. Jak widać, pole do popisu jest szerokie, jednak wbrew pozorom nie takie łatwe do wytypowania. Na szczęście określenie „niełatwe” dla mnie nie jest jakimś specjalnym problemem, bowiem co jak co, ale bazując na dwóch następujących po sobie zestawach tytułowego angielskiego producenta odpowiedź na przewijające się we wstępniaku pytanie dla mnie jest banalnie prosta. Chodzi oczywiście o świetnie wypadającą w korelacji ceny do jakości markę Cyrus, która po wystawieniu do opinii przez warszawskiego dystrybutora EIC zestawu transportu płyt CD i zintegrowanego wzmacniacza z funkcją przetwornika cyfrowo/analogowego CDt-XR + I7-XT, tym razem poszła na całość i zaproponowała na testowy miting konglomerat pre-power w postaci Cyrus Pre-XR z sekcją przetwornika D/A wraz z dwoma końcówkami mocy Mono X 300 Signature.

Co mogę powiedzieć w temacie wyglądu i wyposażenia wyspiarzy? Nic odkrywczego, gdyż po pierwsze od lat prezentują konsekwentne przywiązanie wizerunku do pomysłu protoplastów. Mowa o niezbyt wielkich, dzięki wyrazistemu designowi od zarania dziejów rozpoznawalnych obudowach, w których z uwagi na skromne gabaryty przy wielozadaniowości każdego z komponentów naturalną koleją rzeczy front i tylny panel są feerią organoleptyczno-manualnych akcentów. Co to oznacza? Otóż przy rozmiarze dawnych wież midi o nieco większej głębokości awers przedwzmacniacza jest swoistym panelem obserwacyjno-sterującym. Jego skośnie wyprofilowaną dolną część wykorzystano jako bazę dla przycisków obsługi, a w połać nad nią wkomponowano jasnoniebieski wyświetlacz i gałkę wzmocnienia. Patrząc nań z drugiej strony, rewers jako odpowiedź na bogatą ofertę funkcji stał się ostoją baterii wejść i wyjść liniowych w standardach RCA i XLR, wejść cyfrowych USB, OPTICAL, SPDiF, wyjścia słuchawkowego, dwóch wielopinowych gniazd serwisowych i zasilania IEC. Temat końcówek mocy natomiast oprócz zastosowania na froncie kratki wentylacyjnej w miejsce wyświetlacza, w kwestii pleców oprócz typowego gniazda zasilania IEC różni się od przedwzmacniacza podwójnymi wyjściami kolumnowymi, wejściem liniowym XLR i RCA, firmową magistralą i przelotką do kolejnej końcówki oraz dwoma wentylatorami chłodzących ich trzewia. Jak wynika z opisu i dokładnie widać na fotografiach, urządzenia są nieduże, jednak uzbrojone po przysłowiowe zęby. A jeśli tak, nie mogę zapomnieć, iż w komplecie startowym w pudełku przedwzmacniacza znajdziemy bogatego w wiele funkcji pilota zdalnego sterowania.

Gdy dotarliśmy do clou naszego spotkania, czyli opisu brzmienia tytułowego zestawu, od pierwszych chwil na usta cisną mi się same superlatywy. Powodem takiego stanu rzeczy jest bardzo swobodne prowadzenie przez niewielkie wzmacniacze w dosłownym tego określenia znaczeniu, gigantycznych, bo ważących w okolicach ćwierć tony każda i o wysokości ponad dwa metry kolumn. I to nie tylko w sferze trzymania ich na wodzy, tylko fajnego oddania wielobarwności i wirtualnego rozbudowania muzyki. Gdy wymagał tego materiał, raz dostawałem odpowiedni pakiet energii w dolnym i środkowym zakresie, zaś innym razem równie atrakcyjne otwarcie na górze. To natomiast powodowało, że dosłownie każdy materiał muzyczny w odniesieniu do danego przedziału cenowego, był co najmniej dobrze, a zazwyczaj bardzo dobrze oddany. Bez znaczenia czy mówimy o rocku, klasyce, czy jazzie, bowiem Cyrus dobrze dbając o prezentację skrajów pasma nigdy nie zapominał o utrzymaniu odpowiedniej wagi środkowego zakresu mocno podkręcając uczucie naturalności przekazu. Zawsze gał dość gęsto i plastycznie, a przy tym z oddechem, dzięki czemu słabo zrealizowany krążek zyskiwał na oczekiwanej masie, a reszta muzyki czerpała pełnymi garściami ze swobody prezentacji. Jak to możliwe? Słowo klucz, to bezproblemowe oddawanie przez niepozorne rozmiarowo wzmacniacze 300W na kanał, co pozwalało zapewnić prąd kolumnom do reprodukcji najbardziej skomplikowanej instrumentalnej wirtuozerii. Jak widać, to że coś jest małe, nie oznacza, że jest cherlawe. A gdy do tego przy zaskakująco dobrej jak na spodziewane możliwości prezentacji, jeszcze racjonalnie wycenione, nic tylko się cieszyć. Co w kontekście możliwości Cyrusa oznacza fraza „zaskakująca prezentacja”?
Weźmy na początek mocne uderzenie mongolskiego folk-metalu spod znaku The Hu „Gereg”. Na przekór domniemaniom odnośnie tego typu zapisów nutowych to jest bardzo dobrze nagrany krążek. To zaś sprawia, że wystarczy odpowiednio go zaprezentować, jednak nie dosadnie w masie i doniośle w górze, tylko czasem jak w tym przypadku z odpowiednim timingiem, atakiem i co istotne twardością. Ta muza ma nas przerażać. A jeśli tak, nie może być zbyt oleista, tylko podana w dynamiczny, solidnie uderzający każdym atakiem, nie tylko w mocny, ale za razem twardy sposób. Soniczna klucha nawet najładniej podana uczyni z tego nasyconego niepokojem gardłowego śpiewu krążka jedną nudna papkę. Dlatego byłem bardzo rad, że po pierwsze – Cyrus chadzając w domenie gęstości przekazu nie tylko nie spowolnił czasu narastania sygnału, a po drugie – umiejętnie zaznaczył agresję uderzenia każdej frazy, co oprócz przesłuchania tego krążka z wielką przyjemnością, samoczynnie zmusiło mnie do odbębnienia go od deski do deski z wykorzystaniem bonusowego materiału tego wydania włącznie.
Innym przykładem ciekawego pokazania zamierzeń artystów była produkcja Adama Bałdycha „Poetry”. W tym przypadku w przeciwieństwie do mongolskiego szaleństwa chodzi o wywołanie nostalgii. I po raz kolejny w przeciwieństwie do The Hu nie chodzi o brutalne cięcie następujących po sobie ciągów nutowych. Ba, chodzi właśnie o pokazanie ich nie tylko miękko i z gracją, ale przy okazji z dużą dozą lotności. Muzyka swoją eterycznością ma napawać nas w dobrym tego słowa znaczeniu, głęboką zadumą, co wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Zbyt mocna kreska zanudzi nas monotonną pracą skrzypiec, a brak odpowiedniego flow w górnych rejestrach nie da jej w nieskończoność wybrzmiewać, bez czego solennie zapewniam, zniesmaczeni wyjmiemy płytę z odtwarzacza już podczas trzeciego utworu. Na szczęście podczas testu nic takiego się nie stało. Dlatego też trochę z niedowierzaniem jak fajnie angielki team to zrobił, ale z wielką przyjemnością odebrałem tę pozycję w sposób identyczny do poprzedniej płyty.
Na koniec znana nie tylko z wokalnej, ale również instrumentalnej wtórującej jej grupy muzyków, wirtuozerii rodzima artystka Anna Maria Jopek z jej popisem „Bosa”. Szczerze powiedziawszy po dwóch poprzednich występach wynik aplikacji tego krążka był trochę do przewidzenia. Jednak z niekłamaną przyjemnością postanowiłem udowodnić sobie, a potem przelawszy to na klawiaturę i Wam, że Cyrus potrafi nie tylko odpowiednio słuchacza kopnąć, czy kazać mu zajrzeć do swojego wnętrza, ale również fajnie ukołysać folkową wokalizą. Owszem, w tym przypadku znakomicie zrealizowaną, jednak żeby było jasne, bez umiejętnie dozowanego nasycenia środka pasma i ogólnej nienachalnej plastyki w jej projekcji, czasem nazbyt zachowawczą, czego w tym przypadku jak wynika z mojego zadowolenia, udało się uniknąć.

Na koniec testu chcąc sprawdzić jakość grania wewnętrznego przetwornika na moment zmieniłem konfigurację i z mojej układanki wykorzystałem jedynie sygnał z transportu CEC-a TLO 3.0. Naturalnie stało się przewidywalne, czyli dosłownie wszystko zmieniło poziom jakości – przypominam, iż wypiąłem z systemu DAC-a za bagatela prawie 200 kPLN. Jednak co jest bardzo ważne, nie był to żaden dramat. Owszem zmniejszyła się ostrość, kontrola i czytelność rozlokowania źródeł pozornych na wirtualnej scenie, ale ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu system konsekwentnie realizował wychwycone w topowej konfiguracji zadania. Chodzi o odpowiednie oddawanie emocji w zależności od słuchanej muzyki, co jeśli nie zderzycie się z realiami uzyskanymi w mojej samotni, z pewnością będzie dla Was znakomitą referencją. A jeśli tak, to to tylko dodatkowo potwierdza wiedzę angielskich inżynierów na temat dobrze skrojonego, niezbyt drogiego zestawu audio.

Próba spuentowania dzisiejszego testu w moim odczuciu ma dwa oblicza. Pierwszym jest – mam nadzieję – ewidentne udowodnienie tezy stawianej w akapicie rozbiegowym, że będący bohaterem tego spotkania zestaw Cyrus Pre-XR z końcówkami mocy Mono X 300 Signature to znakomity przykład dobrze grającego zestawu za niewygórowane pieniądze. Zaś drugim – próba znalezienia potencjalnej grupy docelowej. Naturalnie nie mam pewności, ale mniemam, iż w kwestii obrony pierwszego tematu to co udało mi się w powyższym wywodzie skreślić, dla wszystkich jest jasne jak słońce. Natomiast w odniesieniu do drugiego zagadnienia, mogę powiedzieć jedno. Jedynymi osobnikami mogącymi mieć niedosyt podczas zderzenia z możliwościami Cyrus-a będą piewcy ataku i dosadności w interpretacji wysokich rejestrów ponad wszystko. Niestety Anglicy w żadnym wypadku nie pozwolą na powodowanie pękania szkliwa na zębach i latanie żyletek w eterze, tylko skupiają się na oddaniu zawartego w muzyce ducha. Jak wynika z testu, raz mrocznego, innym razem nostalgicznego, ale zawsze w oparciu o odpowiedni balans tonalny. Czy można lepiej? Naturalnie. Tylko należy uwzględnić kontekst cenowy. Dlatego dla potencjalnych poszukiwaczy świętego Grala dobrą informacją powinna być przekazana przeze mnie wiedza, że za kwotę żądaną za Cyrusa o ewidentnie lepiej grającego konkurenta może być bardzo ciężko.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: EIC
Producent: Cyrus
Ceny
Cyrus Pre-XR: 23 999 PLN
Cyrus Mono X 300 Signature: 15 999 PLN / szt.

Dane techniczne
Cyrus Pre-XR
Wejścia analogowe: 4 pary RCA; Phono MM
Wejścia cyfrowe: 2 x Optical; 2 x Coaxial; USB
Obsługiwane sygnały cyfrowe: 24bit/192kHz (SPDIF); 32bit/384kHz & DSD256 (USB)
Wyjścia: Pre-out; słuchawkowe
Moc wyjściowa wzmacniacza słuchawkowego: 2 x 138mW @ 16 Ω
Pasmo przenoszenia: 0.1Hz, >500kHz
Odstęp sygnał/szum: 108dB
Zniekształcenia THD+N: <0.002%
Wymiary (W x S x G): 73 x 215 x 360 mm
Waga: 4.3kg

Cyrus Mono X 300 Signature
Moc wyjściowa: 319W / 6 Ω
Wejścia: XLR + RCA
Wymiary (W x S x G): 73 x 215 x 360 mm
Waga: 6.4 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Cyrus

Cyrus CDt-XR & i7-XR

Link do zapowiedzi: Cyrus CDt-XR & i7-XR

Opinia 1

Zapewne część z mniej bądź bardziej regularnie zaglądających na nasze łamy czytelników kojarzy pojawiające się co jakiś czas cykl dość luźno związanych ze sobą recenzji poświęconych tzw. systemom marzeń, czyli takich, które można niemalże oprawić w ramki pokazywać niezorientowanym jako swoisty wzorzec. Nie ukrywam, że z reguły owe zestawy kosztują iście bajońskie sumy, więc zazwyczaj obcowanie z nimi przypomina dwutygodniowy urlop w luksusowym kurorcie z opcją All Inclusive, po którym chciał, nie chciał trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Mówiąc wprost to takie połączenie chwilowej materializacji mało realnych marzeń ze swoistym masochizmem wynikającym właśnie z owej chwilowości posiadania urządzeń z brzmnieniowo-cenowej stratosfery. A pamiętacie Państwo swoje sprzętowe marzenia sprzed dajmy na to dwóch, czy trzech dekad? U mnie wtedy na tapecie był niepozorny gabarytowo zestaw elektroniki Cyrusa ze zjawiskowymi podstawkowcami Mission 750 LE w palisandrowej okleinie. Niby tamte marzenia wydawały się może nie tyle nierealne, co w pełni zaspakajające coraz jaśniej sprecyzowane oczekiwania, lecz przynajmniej w moim przypadku, porównując właśnie ówczesne „obiekty kultu”, czyli przysłowiowego gonionego króliczka z chwilą obecną z coraz większą nostalgią dochodzę do wniosku, iż po pierwsze to, co wtedy wydawało się właśnie owym spełnieniem marzeń zapewniającym zaleczenie audiophilii nervosy dzisiaj jest niemalże na wyciągnięcie ręki i sensowym punktem wyjścia. Po drugie zaś, ceny współczesnego High-Endu spełnieniem owych marzeń niejako z założenia być mającego już dawno minęły granice zdrowego rozsądku, więc dla własnego zdrowia psychicznego i z czystej ciekawości warto czasem skonfrontować owe zamierzchłe pragnienia ze współczesnymi realiami. O ile jednak w aktualnej ofercie Mission próżno szukać odpowiedników jubileuszowych 750-ek, to już portfolio Cyrusa wydaje się nad wyraz dobrze zaimpregnowane na zmieniające się mody i kaprysy rynku, gdyż lwia część angielskiej oferty nadal pozostaje wierna dawnym wzorcom i ani myśli zrezygnować ze wzornictwa i gabarytów pieszczotliwie porównywanych do pudełek po damskim/dziecięcym obuwiu. Dlatego też gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja z autentycznym entuzjazmem przystałem na złożoną przez reprezentującego na naszym rynku wyspiarzy dystrybutora Electronic International Commerce (EIC) dotyczącą rzucenia tak okiem, jak i uchem na niepozorny, acz nieoczywisty (o czym dosłownie za chwilę) zestaw Cyrus CDt-XR & i7-XR.

O ile na pierwszy, pobieżny i niezobowiązujący rzut oka mogłoby się wydawać, iż dostarczony na testy set obejmuje klasyczny odtwarzacz CD wraz ze wzmacniaczem zintegrowanym, to już po chwili okazuje się, iż tak sądząc rację będziemy mieć jedynie połowicznie, gdyż o ile i7-XR rzeczywiście jest integrą, to już CDt-XR nie jest odtwarzaczem a jedynie … transportem. Dziwne? Niekoniecznie, bowiem zwróćcie Państwo uwagę, iż tak na dobrą sprawę obecność przetwornika cyfrowo-analogowego na pokładzie usytuowanych na rozsądnych pułapach cenowych wzmacniaczy zintegrowanych jest czymś na tyle oczywistym, że jego brak w większości przypadków uznawany jest niemalże za ułomność, bądź trudną do wytłumaczenia fanaberię (skąpstwo?) producenta. Po co więc dublować funkcjonalności i mnożyć koszty, skoro i tak lwia część nabywców swoje systemy kompletować będzie ograniczając się li tylko do oferty Cyrusa. Przesadzam? Bynajmniej. Po prostu z doświadczenia wiem, iż Anglicy należą do dość elitarnego grona producentów, obok Naima, Audio Note’a, Regi, etc., którzy skupiają wokół siebie wianuszek na tyle wiernych akolitów, że decydując się początkowo nawet na jedno urządzenie z wiadomego katalogu, pozostałe również będą dobierali z niego. A skoro i tak będą egzystowali w obrębie firmowego ekosystemu, to lepiej skupić się na jego dopieszczaniu i optymalizacji zamiast inwestycji w elementy, które i tak finalnie będą jedynie podnosiły koszty i zajmowały miejsce, a tego w korpusach Cyrusów nigdy nie było zbyt wiele.
Warto bowiem zwrócić uwagę na fakt, iż tak po prawdzie dwa postawione obok siebie 21,5 cm Cyrusy zajmą na półce mniej więcej taką powierzchnię jak jedno, konwencjonalne urządzenie konkurencji. Utrzymane w nowej szacie kolorystycznej („Phantom Black”) odlewane aluminiowe korpusy z wytłoczonym firmowym logotypem i niewielkimi radiatorami w tylnej części zapewniają fenomenalną sztywność niewielkim urządzeniom o charakterystycznych, mogących przywodzić na myśl delikatny przodozgryz frontach, gdzie na żuchwach umieszczono po siedem wielce urodziwych podświetlonych dotykowych przycisków funkcyjno/nawigacyjnych. W przypadku transportu nad owym rządkiem umieszczono przypominający szeroki uśmiech otwór transportu szczelinowego i niewielki, niezbyt czytelny wyświetlacz LCD o regulowanej iluminacji oraz kontraście. Z kolei w integrze nieco większemu, dwuwierszowemu displayowi towarzyszy z prawej strony gałka regulacji wzmocnienia. Pochodną unifikacji są też bliźniacze włączniki główne i czujniki IR okupujące lewe flanki. Przesiadka na zaplecze wyraźnie podkreśla specjalizację tytułowych komponentów, gdyż CDt-XR może pochwalić się jedynie wyjściami optycznym i koaksjalnym, którym towarzyszy przelotka firmowej magistrali komunikacyjnej MC BUS, wielopinowe gniazdo dedykowane zewnętrznemu zasilaczowi PSU-XR oraz dwa porty mini-USB przeznaczone do zmiany oprogramowania napędu oraz logiki sterującej. Listę zamyka dwubolcowe gniazdo zasilające IEC. Natomiast plecy i7-XR to istny lunapark. Na bądź co bądź nader ograniczonej przestrzeni projektantom udało się wcisnąć w zaskakująco logicznym porządku ulokowane na obu flankach akceptujące wyłącznie wtyki BFA podwójne terminale głośnikowe, przelotkę firmowej magistrali MC BUS, stało i zmiennonapięciowe wyjścia, sekcję przedwzmacniacza MM z zaciskiem uziemienia, cztery pary wejść analogowych (wyłącznie RCA), wyjście słuchawkowe i sekcję cyfrową z dwoma wejściami optycznymi, dwoma koaksjalnymi i portem USB. Nie zabrakło również gniazda mini-USB do ewentualnego upgrade’u i dwubolcowego zasilającego IEC. 7-ka może pochwalić się niezbyt imponującą, przynajmniej na papierze, mocą 52W przy 6 Ω obciążeniu na kanał i własnego pomysłu płytką przetwornika QXR DAC zapewniającego obsługę 24/192kHz dla wejść SPDIF i 32bit/384kHz oraz DSD 256 dla USB. W sekcji zasilania wykorzystano klasyczny transformator toroidalny i parę pokaźnych kondensatorów. Pionowo umieszczony toroid zagościł również w transporcie, którego sercem jest firmowe „Servo-Evolution” zapewniające zgodnie z danymi producenta o 20% lepszą od poprzednich rozwiązań korekcję błędów i przede wszystkich charakteryzujące się zdecydowanie niższym poziomem szumów.

Przechodząc do części poświęcanej brzmieniu tytułowego duetu śmiało możemy stwierdzić, iż łączy ono w sobie wszystko to, co z klasycznym brytyjskim brzmieniem może się znawcom gatunku kojarzyć i swobodę, oraz dynamikę mające spore szanse złapać za ucho nowych fanów marki. Co ciekawe efekt finalny jest pochodną pewnej zwiewności i delikatnego zdystansowania dążącego do jak największej liniowości, transparentności transportu uplastycznionej, przybliżonej, dociążonej i doładowanej energetycznie przez integrę. Wydawać by się mogło, że to klasyczny przykład leczenia dżumy cholerą, jednak proszę mi wierzyć, że tak nie jest. Jedynie na potrzeby niniejszej recenzji starałam się wycisnąć maksymalnie skondensowaną esencję cech każdego z urządzeń, zwrócić uwagę i zaakcentować ich kluczowe cechy i mając je z głowy, już na spokojnie zająć się bardziej kwiecistymi opisami. Chodzi bowiem o to, że z brzmieniem Brytyjczyków jest podobnie jak z ich osiągami, które na papierze raczej nie wzbudzą entuzjazmu, szczególnie w dobie D-klasowych gotowców, które upakowane w zdecydowanie mniejszych korpusach potrafią kusić kilkusetwatowymi wynikami. Tymczasem wystarczy wygodnie rozsiąść się w fotelu, sięgnąć po podświetlanego systemowego leniucha i zacząć słuchać ulubionych albumów, by przekonać się, że w tym pozornym zdystansowaniu jest zaskakująco dużo prawdy i zaangażowania. Problem jednak w tym, by dać sobie czas na akomodację i zrozumienie pomysłu na dźwięk, bowiem Cyrusy na tle podobnie wycenionej, współczesnej konkurencji wydają się odpowiednikiem domowej doprawionej solą i naturalnymi przyprawami potrawy po przesiadce ze stołówkowej, suto podsypanej glutaminianem sodu i innymi intensyfikatorami smaku i zapachu diety. Jest dynamicznie, lecz bez podbicia wyższego basu. Jest komunikatywnie, lecz nienachalnie a średnica, choć świetnie „ukrwiona” daleka jest od przesaturowania i sztucznego wypychania przed szereg. Wspomniany bas początkowo może wydawać się nieco zbyt lekki, jednak wystarczy sięgnąć po nader często goszczące na naszych playlistach „Black Market Enlightenment” Antimatter , by zrozumieć, że to, co jest na płycie Cyrusy zagrają, jednak bez dokładania od siebie dodatkowych, nieobecnych na materiale źródłowym pomruków i dudnień. Dzięki temu akcent z masy przesuwa się w kierunku timingu i zróżnicowania, więc zamiast niekontrolowanej ilości dostajemy wielce akuratną jakość. Oczywiście koszmarnej realizacji „Pump” Aerosmith nic nie jest w stanie pomóc, więc i tym razem przesunięta w górę równowaga tonalna i kompresja dawały o sobie znać. Niemniej jednak nawet na tym klasycznym „jazgotniku” do głosu dochodziła chęć odpowiednio atrakcyjnego zaprezentowania średnicy i oddania energii góry bez nadmiernego epatowania jej metalicznością. Po prostu wyraźnemu spłaszczeniu uległa scena, a hard-rockowe instrumentarium przykryła matowa mgiełka.
Zdecydowanie lepiej wypadła dobrze zrealizowana elektronika, gdyż zarówno Malia z Borisem Blankiem na „Convergence”, jak i Brendan Perry na „Ark” pokazali, że wspomniane 56W integry spokojnie możemy liczyć niemalże „lampową” miarą, więc nawet z niezbyt łatwymi do wysterowania kolumnami w stylu moich dyżurnych Contourów bez większych obaw można osiągnąć iście koncertowe poziomy głośności ze świetnie zdefiniowanym fundamentem basowym i iście zjawiskową przestrzenią . Może całość nie miała takiej potęgi i ataku a źródła pozorne nie zostały tak precyzyjnie zdefiniowane, jak z 300W Brystona, jednak wystarczy spojrzeć na różnicę w cenie pomiędzy angielskimi krasnoludkami a kanadyjską końcówką, by przestać zadręczać się ewentualnymi dylematami, czy to, co dobiega naszych uszu ma szanse cieszyć dłużej niż do momentu spadku euforii związanej z nowym nabytkiem.
Rozgrywające się na pierwszym planie wydarzenia przez transport budowane są wyraźnie za linią kolumn a i wzmacniacz nie jest skory do ich przybliżania, więc nawet w mniejszych pomieszczeniach użytkownicy nie powinni mieć problemów z pakowaniem się wokalistów i solistów na kolana. Taki sposób prezentacji sprawdza się również przy klasyce i wielkich składach orkiestrowych, gdyż dodatkowy dystans ułatwia spojrzenie na cały aparat wykonawczy. Unikamy tym samym wrażenia siedzenia w pierwszym rzędzie wielkoekranowego multiplexu gdzie śledzenie rozgrywającej się akcji wymaga od nas nawyków bywalca kortów tenisowych.

Wszystko zatem wskazuje, że lata płyną, rynek Hi-Fi bezdyskusyjnie się zmienia a Cyrus twardo stąpając po ziemi uparcie oferuje swoją elektronikę w delikatnie uatrakcyjnionej szacie wzorniczej i zaskakująco korzystnej relacji jakość/cena. Jeśli powyższe resume budzi Państwa wątpliwości gorąco zachęcam do odsłuchu tytułowego duetu, czyli CDt-XR i i7-XR, by na własne oczy i uszy się przekonać, że w tych niepozornych maluchach zaklęto naprawdę sporo dobrego dźwięku.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1; Tellurium Q Blue
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Nie ma co się oszukiwać. Tytułowa marka Cyrus jeszcze ok 10 lat temu była na ustach praktycznie każdego, nawet średnio zorientowanego miłośnika muzyki. W owym czasie był to pochodzący z wysp brytyjskich, ramię w ramię kroczący z marką Naim, oferujący poszukiwane przez wielu, bo osadzone w fantastycznej barwie brzmienie producent audio. Niestety nieubłaganie przemijający czas sprawił, że wyspiarze może nie zostali zepchnięci na boczny tor – spokojnie, mają za sobą solidne zapracowaną dobrą reputację, ale z pewnością nie są już na tak zwanym świeczniku. To źle? Nic z tych rzeczy. Przynajmniej dla szczęśliwych posiadaczy produktów tej stajni, gdyż marka wprowadzając coś dobrego do portfolio, nie chcąc podążać za obecnym bezmyślnym nurtem szybkich roszad w ofercie za cenę rozpoznawalności, nie musi nazbyt często go zmieniać. Tłumacząc na nasze, jeśli coś jest dobre, nie ma sensu nic przy nim grzebać. Oczywiście Cyrus również nie stoi w technologicznym miejscu. Wie, że oczekiwania nawet najbardziej zatwardziałych fanów ewaluują, dlatego idzie z tak zwanym, zdroworozsądkowych nurtem. Nurtem, którego idealnym przykładem jest zaproponowany dzisiaj zestaw elektroniki. Co udało na się pozyskać na testy? Otóż dzięki logistycznemu wysiłkowi warszawskiego dystrybutora EIC w nasze progi trafił ciekawy tandem w postaci transportu płyt kompaktowych Cyrus CDt-XR oraz wyposażonego w przetwornik cyfrowo/analogowy wzmacniacza zintegrowanego i7-XR. Przyznacie, że na tle obecnych trendów zestaw dość nietypowy. Jednak myślę, iż właśnie owa nietypowość dla większości z Was będzie zarzewiem ciekawości, jak wypadł w testowym starciu, na skrót z którego zapraszam do kilku poniższych akapitów.

Rozprawiać o naszym bohaterze, to jakby rozprawiać o czymś nieprzemijalnym. I zapewniam Was, że nie mam na myśli jedynie ponadczasowego, znakomicie opierającego się upływającemu czasu designu. Oczywiście na wyjaśnienie drugiej części powyższego stwierdzenia będzie okazja w kolejnym akapicie, dlatego teraz skupmy się na technikaliach. Cyrus jak to Cyrus w kwestii rozmiarów od zawsze plasuje się gabarytach tak zwanej wierzy midi, czyli jest stosunkowo kompaktowy. W tym przypadku mamy do czynienia z niezbyt szerokimi, o średniej wysokości i również średniej głębokości, identycznymi bez względu na pełnione zadania aluminiowymi obudowami. Jeśli chodzi o akcenty wizualne, te opierają się o wykończenie skrzynek w kolorze wariacji na temat grafitu, wyfrezowane logo marki na ich górnej połaci oraz zorientowane w tylnej części, przenikające z bocznych parceli na dach radiatory. Kształt rozpoznawalnego od pierwszego rzutu okiem frontu w dolnej części został wyprofilowany w coś na kształt skośnego panelu sterującego urządzeniem, na którym w zależności od konkretnego produktu znajdują się stosowne przyciski. Ale to nie wszystkie cechy wspólne awersu, gdyż w centrum jego pionowej powierzchni inżynierowie zaaplikowali niewielkie wyświetlacze wraz z usytuowanymi po ich lewej stronie włącznikami inicjującymi pracę urządzeń. Na tym kończą się podobieństwa, gdyż transport w odróżnieniu od wzmacniacza pod wspomnianym okienkiem informacyjnym może pochwalić się szczeliną do aplikacji płyt CD, zaś integra z jego prawej strony gałką wzmocnienia. Przechodząc z opisem na tylny panel w kwestii źródła mamy do czynienia jedynie z gniazdem zasilania, dwoma wyjściami cyfrowymi SPDiF oraz Optical, wejściem i wyjściem magistrali komunikacyjnej MC BUS oraz dwoma portami mini USB do upgrade’u urządzenia. Zaś temat wyposażenia awersu wzmacniacza rozwiązują: gniazdo sieciowe, podwojone terminale kolumnowe, wyjście na słuchawki, wejście dla sygnału z gramofonu MM wraz z zaciskiem masy, pięć wejść cyfrowych (2x Optical, 2x COAX, 1xUSB), cztery wejścia liniowe, kilka innych typu MC BUS, PRE OUT, FIXED oraz podobnie do transportu komputerowe gniazdo serwisowe. Wieńcząc opis budowy pakietem technikaliów warto jest wspomnieć, iż zaimplementowany we wzmacniaczu DAC przez złącze USB obsługuje formaty DSD do 256 a PCM do 32bit/384kHz, zaś sam wzmacniacz jest w stanie zaoferować moc na poziomie 52W/6 Ohm.

Rozpoczynając opis brzmienia brytyjskiego konglomeratu, nie mogę nie zaznaczyć faktu bardzo trudnego zadania dla wzmacniacza. Nie chodzi nawet o jakość grania w wartościach bezwzględnych – no może pośrednio, tylko o walkę maleńkiego piecyka z monstrualnymi kolumnami Rolanda Gaudera. Różnica gabarytowa jest tak dramatyczna, że w pierwszej chwili przez myśl przeszła mi obawa, czy w ogóle Cyrusowi uda się wydobyć z nich jakiś w miarę strawny dźwięk. Powodem takiego stanu rzeczy oczywiście był deklarowane przez producenta oddawanie mocy na poziomie 52W na kanał, co prawdopodobnie – myślę, iż nie jestem bardzo daleki od prawdy – teoretycznie jest potencjalnym minimum do solidnego nakarmienia prądem zwrotnic, a co dopiero dodatkowo poruszyć baterią membran. Na szczęście zdobyte przez markę wieloletnie doświadczenie ku mojemu oczywiście pozytywnemu, niemniej jednak wielkiemu zdziwieniu, pozwoliło wzmacniaczowi radzić sobie z niemieckimi pannami na niezłym poziomie. Może nie było to trzymanie ich na wodzy od sejsmicznych pomruków basu po słyszalne jedynie przez nietoperze infradźwięki, ale powiem tak, czapki z głów. Co to oznacza?
Przekaz z tytułowego konglomeratu cechowała fajna żywiołowość grania. Mianowicie może bez szaleństw, ale dobrze radził sobie z mocnym basem, aby nie popaść w szkodliwą nadwagę – dla tego brandu ważnym elementem przekazu jest drive – nie szukał poklasku w siłowym nasycaniu średnicy, zaś całość okraszała swobodna projekcja wysokich tonów. To było na tyle wymowne, że mimo utrzymania centrum pasma w dobrej wadze, jestem w stanie określić tę prezentację jako raczej krążącą wokół neutralności, aniżeli nasycenia. Ale zaznaczam, nawet przez myśl nie przechodziła mi ocena w stylu anoreksji, tylko swobodne, w miarę neutralne, na poziomie dwudziestu kilku tysięcy granie. I słowem kluczem w tej ocenie jest przywołana cyfra. Niestety aby tak ciekawie oddać ducha muzyki, trzeba mieć za sobą lata pracy, co Cyrus nie tylko ma, ale jak widać na załączonym obrazku, dosadnie udowodnił.
Fajnym przykładem była płyta rodzimego zespołu Riverside „Wasteland”. Kiedy wymagał tego materiał, raz czuć było potęgę grania całej formacji, innym razem przecież jak wspominałem niepodkręcane barwowo przez średnicę, a mimo to bardzo wymowne w prezentacji gitarowe riffy, a jeszcze innym z rozmachem przeszywająca wirtualna scenę wokaliza. Nie wiem, jak Anglicy to zrobili, ale opisywane maluchy na tyle potrafiły stworzyć ścianę rockowego, a to oznacza, że pełnego ekspresji, a mimo to nie krzykliwego uderzenia, że bez naciągania faktów w oparciu o potencjalne siły wzmacniacza określiłbym to jako spokojne wyjście z tarczą. Mało? Posłuchajcie pierwszego i bodajże piątego kawałka, a zrozumiecie że momentami w wielkim kopem zespół jedzie po bandzie i jeśli nie zrobi się z tego jedna niestrawna papka, sparing można uznać za wygrany.
Kolejny krążek to znana chyba przez wszystkich Patricia Barber z materiałem „Cafe Blue”. Ktoś powie, że jest dobrze nagrana, to system miał z górki. Nic z tych rzeczy, bowiem owszem, to jest dobra realizacja, jednak nasączona pułapką w postaci mocnej prezentacji górnego zakresu, co często sprawia, że wspomniana artystka sieje sybilantami jak nie przymierzając w sowach Rusek z katiuszy. Na szczęście dostarczony do testu set był tak dobrany, że przy wyartykułowanej swobodzie górnego zakresu, w pewien sposób nosił znamiona plastyki. Naturalnie nie było szans na pozbycie się syczących artefaktów, jednak z pewnością nie grały pierwszych skrzypiec. A jeśli tak, to na bazie opisu muzyki rockowej o resztę aspektów przekazu w postaci projekcji basu i wagi dźwięku, nie tylko że się nie martwiłem, to dostałem ciekawe potwierdzenie.
Na koniec wymagająca muzyka sakralna nagrywana w wielkich kubaturach. W tym przypadku również wszystko szło zgodnie z planem. Bez wycieczek w upiększanie świata muzyki, ale za to dobra próba pokazania realiów nagrywania materiału. Wszystko nosiło na tyle dobre proporcje, że nie tylko Jan Garbarek na swoim saksofonie, ale również cztery męskie głosy zapewniły mi zaskakująco – z uwagi na pewnego rodzaju nonszalancję grania Cyrusa bałem się wtopy – zrównoważony sonicznie koncert.

Jak w wartościach bezwzględnych określiłbym naszych bohaterów? Dla mnie byli bardzo przekonujący, bo grali z pewnego rodzaju flow. Flow z jednej strony ciekawie pokazujące mocne uderzenia, ale z drugiej umiejące pochylić się nad materiałem mistycznym. Czy da się lepiej? Naturalnie, tylko proszę zauważyć, na jakim poziomie cenowym za w pełni obsługujący wszelkie formaty cyfrowe – nie tylko pliki wysokiej rozdzielczości, ale również poczciwe płyty CD, jesteśmy. Rozmawiamy o secie za trochę ponad 20 tys. złotych, który pokazał się z bardzo uniwersalnej strony. Bez specjalnego chadzania za nasyceniem, czy nadinterpretacją otwartości przekazu, tylko z troską o przyzwoite utrzymanie zdrowego rozsądku w każdym wycinku pasma. I właśnie na bazie takiego umiarkowanego podejścia do tematu sądzę, że jeśli nie szukamy wyczynowości w malowaniu słuchanej muzyki – przypominam, iż na tym poziomie cenowym często kończy się to bardzo źle, tandem Cyrusa CDt-XT & i7-XR jestem w stanie zaproponować dosłownie wszystkim. Przesadzam? Nic z tych rzeczy.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: EIC
Producent: Cyrus
Ceny
Cyrus CDt-XR: 14 999 PLN
Cyrus i7-XR: 14 999 PLN

Dane techniczne
Cyrus CDt-XR
Wymiary (W x S x G): 73 x 215 x 360 mm
Waga: 3,7 kg

Cyrus i7-XR
Moc wyjściowa: 2 x 52W / 6 Ω
Wejścia: 4 pary RCA, Phono MM, 2 x Optical, 2 x coaxial, USB
Wyjścia: Preamp, słuchawkowe (2 x 138mW @ 16 Ω)
Obsługa sygnałów cyfrowych
– SPDIF:24/192kHz
– USB: PCM 32bit/384kHz, DSD 256
Wymiary (W x S x G): 73 x 215 x 360 mm
Waga: 4,9 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Cyrus

Cyrus Pre-XR & Mono X 300 Signature
artykuł opublikowany / article published in Polish

Dopiero co zdążyliśmy pochwalić się dostawą duetu CDt-XR & i7-XR a w tzw. międzyczasie angielska reprezentacja powiększyła się o dzielony zestaw pre/power w postaci  Cyrus Pre-XR & Mono X 300 Signature.

Cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Cyrus

Cyrus CDt-XR & i7-XR
artykuł opublikowany / article published in Polish

Ceny mieszkań osiągnęły już taki pułap, że chciał, nie chciał również i miejsce na system Hi-Fi trzeba ograniczać. Dlatego z myślą o tych, dla których każdy metr jest na wagę złota na testy wzięliśmy przeuroczy i zarazem niezwykle kompaktowy zestaw Cyrus CDt-XR & i7-XR.

cdn. …