Monthly Archives: kwiecień 2018


  1. Soundrebels.com
  2. >

Lunatic Soul 'Under The Fragmented Sky’

Z pewnością nie raz i nie dwa spotkaliście się Państwo ze stwierdzeniem, że nie ma czegoś takiego jak przypadek i wszystko, nawet najmniejsze, pozornie nieistotne drobiazgi, są częścią układających się w logiczną całość zależności przyczynowo – skutkowych. Aby jednak ową logikę zauważyć trzeba popatrzeć na nią z odpowiedniej – szerszej perspektywy. Tak też było w miniony czwartkowy wieczór, gdy w warszawskim Studiu U22 pojawił się Mariusz Duda aby licznemu gronu przybyłych słuchaczy przedpremierowo zaprezentować najnowszy materiał z mającego trafić na rynek dopiero 25 maja bieżącego roku albumu „Under The Fragmented Sky”. I gdzie tu jakaś logika mógłby się ktoś spytać? W końcu spotkania w U22 mają charakter wybitnie cykliczny a do tego, że ZPAV-oski projekt „Piątków z nową muzyką” niezwykle rzadko zdarza się właśnie w piątki chyba wszyscy zdążyliśmy się już przyzwyczaić. I w tym momencie przyda się w miarę sprawnie działająca pamięć i … wspominana dosłownie przed chwilą szersza perspektywa. O co chodzi? O pozornie zaskakujący zbieg okoliczności będący tak naprawdę zdecydowanie większym i całkowicie logicznym muzycznym tryptykiem w którym świadomie, bądź nie palce maczał sprawca i gospodarz naszych wieczornych spotkań – Piotr Welc. Zaczynacie się Państwo domyślać o co chodzi? Jeśli nie, to już spieszę z pomocą.

Na początek trzeba się jednak ponad rok cofnąć do iście epickiego mini koncertu i odsłuchu debiutanckiego albumu „Songs Of Love And Death” formacji Me and That Man . Następny element naszej misternej układanki miał miejsce stosunkowo niedawno, bo zaledwie dwa tygodnie temu, gdy w Alejach Ujazdowskich zawitał Arek Jakubik ze swoim „Szatanem na Kabatach” a wczorajszy gość – Mariusz Duda przyjechał … właśnie z Kabat i co nieco o „strefie mroku”, oraz śmierci miał do powiedzenia. Przypadek? Nie sądzę.

Zanim jednak przejdziemy do dania głównego, czyli przedpremierowego odsłuchu tytułowego krążka, warto wspomnieć iż po standardowym przywitaniu miała miejsce mała retrospekcja będąca swoistą genezą powstania projektu Lunatic Soul. W końcu to jakby nie patrzeć 10-y a więc okrągły jubileusz powołania go do życia. Oczywistym było przecież, że za każdym albumem stała jakaś historia, jakieś emocje, refleksje nad otaczająca nas rzeczywistością, które w ten bądź inny sposób musiały znaleźć ujście. W dodatku Mariusz, z pomocą runicznego diagramu (The Circle of Life and Death) i przyniesionych winyli, dokonał swoistego podziału własnej twórczości na tę obrazującą obszar śmierci (strona prawa) i tę będącą przypisaną życiu (strona lewa). Abstrahując od tematyki każdego z krążków ich przynależność do konkretnego obszaru określa przede wszystkim wykorzystane na nich instrumentarium – „ciemną stronę” reprezentują instrumenty umownie określane mianem „etnicznych” a jasną – wszelakiej maści elektronika. Z resztą, wszystkim nieobeznanym z solową twórczością Mariusza Dudy warto uświadomić fakt, iż w odróżnieniu od prog-rockowego Riverside w Lunatic Soul artysta w pełni świadomie zrezygnował z gitar na rzecz właśnie elektroniki a zamiast ciężkich brzmień podążył w kierunku oniryczno-ambientowych klimatów, których inspiracji wypadałoby szukać wśród dokonań Dead Can Dance, Petera Gabriela czy formacji Hedningarna.

Co ciekawe początkowo działalność Lunatic Soul miała ograniczyć się li tylko do czarno – białego dyptyku Lunatic Soul i Lunatic Soul II, lecz na prośbę zachodniego wydawcy (Kscope Music) Mariusz zaczął pracować nad reedycją ww. albumów rozszerzonych o kilka bonusowych tracków. Jednak efekt finalny na tyle przerósł oczekiwania obu stron, że zamiast wspomnianych reedycji powstało pełnoprawne wydawnictwo „Impressions”, które na diagramie ulokowano poza magicznym kręgiem. Podobną rolę swoistego satelity pełni również tytułowy album, przy czym jego rola jest dwojaka. Jest bowiem z jednej strony suplementem do „Fractured”, będącego opowieścią o żałobie i wewnętrznej walce po stracie bliskich (w końcu to pozycja reprezentująca „jasną stronę”), bardzo silnej polaryzacji nastrojów społecznych jakie wtedy miały miejsce, a z drugiej ewidentnym łącznikiem obu półkul The Circle of Life and Death.

Od ostatniego spotkania zmian w wykorzystywanym w Studiu U22 systemie nie odnotowałem, więc z czystko kronikarskiego obowiązku wspomnę jedynie iż oczy i uszy cieszyły aktywne zestawy Sveda Audio Blipo + Chupacabra współpracujące z przedwzmacniaczem Accuphase C-2120 i odtwarzaczem Marantz SA-10. Ich obecność okazała się o tyle kluczowa, gdyż pozwoliła na dogłębne poznanie przedpremierowego materiału nie tylko od strony czysto artystycznej, ale i realizatorskiej, za którą stoją Magda i Robert Srzedniccy ze studia Serakos. Nie chcąc jednak psuć jakże istotnego pierwszego wrażenia powiem tylko tyle, że „Under The Fragmented Sky” warto słuchać na wysokiej klasy sprzęcie, gdyż ilość wszelakiej maści smaczków i wieloplanowość poszczególnych kompozycji w pełni na to zasługują.

ps. Oczywiście, zgodnie z tradycją wieczór umilały serwowane w studyjnym barze szkockie destylaty, o które zadbał Ballantine’s i małe co nieco na ząb.

Marcin Olszewski

  1. Soundrebels.com
  2. >

Dali Day

Nawet krótkie spojrzenie za okno naszych muzycznych samotni pozwala się zorientować, iż jesteśmy w środku zaskakująco pięknej, jak na nasz klimat, upragnionej wiosny. To zaś mogłoby sugerować, że właśnie ów sprzyjający wszelkim biznesowym działaniom okres był głównym zaczynem do mającego miejsce w dniu dzisiejszym (tj. 25.04.2018) spotkania prasowego w nowej siedzibie warszawskiego dystrybutora urządzeń audio Horn Distribution. Jakie mogą być przyczyny takich przypuszczeń? Daleko nie muszę szukać, gdyż najnormalniej w świecie, sam zaliczam takie coroczne zrywy do działania. Jednak myli się ten, kto eliminując inne intencje stawia jedynie na moc cieszącego nas całymi dniami słońca, gdyż głównym powodem była prezentacja ważnych z perspektywy rozwoju firmy nowości bardzo dobrze Wam znanej, będącej pod opieką wspomnianego dystrybutora duńskiej marki Dali. Zaskoczeni, że zazwyczaj zajmujący się elitą urządzeń audio portal Soundrebels pochyla się nad takimi tematami? Jeśli tak, to oznajmiam, że po pierwsze – ów producent, również takowe konstrukcje w swoim portfolio posiada, a po drugie – od zarania dziejów jest kultowym bytem interesującego nas działu audio i lekceważenie takich podmiotów mówiąc kolokwialnie byłoby typowym strzałem we własną stopę. A gdy na koniec wstępniaka tuż przed zaproszeniem do lektury dalszej części tekstu zdradzę Wam, iż według oficjalnych statystyk panowie z Dali w skali globalnej zaopatrzyli 30 procent populacji zakręconych na punkcie dobrej jakości dźwięku osobników, temat jakichkolwiek podważań zasadności wspominania przez nas o nowych skandynawskich projektach uważam za bezzasadny. Nie wierzycie w przywołany wynik? Powiem szczerze, to nie jest mój problem, ale bez względu na zajmowane stanowisko zapraszam wszystkich na kilka zdań o bardzo ciekawych z punktu widzenia nowych trendów w audio i kinie domowym duńskich rozwiązaniach.

Ok., pożartowaliśmy, zatem pora na garść ciekawostek. Głównym punktem spotkania była wizyta przedstawiciela tytułowej marki Pana Larsa Moellera, który dla podniesienia rangi wejścia na rynek powoływanych do życia rozwiązań przybył do Polski, aby osobiście przekazać nam kilka wprowadzających w temat owych nowości informacji. Czego dotyczyło całe zamieszanie? Otóż mam przyjemność poinformować wszystkich zainteresowanych, że mająca swe korzenie w Danii marka jest na etapie wprowadzania na rynek systemu High End-owych głośników aktywnych z serii Dali Callisto. Nie będę dogłębnie streszczał całej prelekcji, ale zdradzę jedynie, że trwająca dobrą godzinę pogadanka upłynęła nam w zaskakująco szybkim tempie. W jej trakcie zapoznaliśmy się dwoma modelami kolumn (podstawkowa Dali Callisto 2C i podłogowa o symbolu 6C) z pełnym pakietem danych na temat budowy zastosowanych w nich przetworników i wbudowanych wzmacniaczy, a także centralnego modułu sterującego dostarczanymi do kolumn sygnałami HD (Dali Sound Hub). Ciekawostką tego zestawu jest fakt przyjmowania przez centralkę nie tylko sygnałów Bluetooth APT X-HD, ale również optycznych, koncentrycznych i analogowych, zaś oddawania sygnałów dla subwoofera, stereofonicznego i USB. Natomiast od strony codziennego użytkowania bardzo przydatnym może okazać się możliwość sterowania wzmocnienia sygnału audio przez współpracujące z HUB-em źródło dźwięku, gałką samego HUB-a, ale też umieszczonych przy na górnej płaszczyźnie obudowy kolumn przy krawędzi frontu sensorom z zadaniem stanu STANDBY włącznie, a realizację wspomnianych czynności oprócz wyświetlacza w gałce samej centralki widzimy również na wskaźniku diodowym tuż pod maskownicami głośników na awersie zespołów głośnikowych. I to nazywa się pójście z duchem czasu, czyli wszystkim i wszędzie możemy sterować. Brawo.

Kolejnym punktem spotkania okazały się być wielodrożne głośniki kina domowego do zabudowy w ścianach i suficie Dali Phantom S. Temat niby z naszego, typowo audiofilskiego punktu widzenia niezbyt ciekawy, ale o dziwo, konstruktorzy Dali w swej ofercie nie ograniczyli się do znanych nam z innych marek prostokątnych lub okrągłych maluchów, tylko do pokazanych na jednej z fotografii wielkich, kilku-drożnych, wielo-głośnikowych paneli. Dlaczego o tym wspominam? Otóż te wykorzystujące kilka przetworników monstra podczas prezentacji bardzo dobrze radziły sobie w trybie stereo. Naturalnie było to obciążone nieco innym, niż robią to normalnie stojące kolumny, budowaniem wirtualnej sceny muzycznej, ale za to pozwalało na w pełni komfortowy odbiór muzyki przez rzeszę siedzących obok siebie słuchaczy. Ale to było jedynie preludium do pokazania ich prawdziwego ja. Jak obejrzycie fotografie, zobaczycie, że cała sala, oprócz baterii przednich kolumn, została uzbrojona w kilkanaście głośników w suficie i nieco mniejsze niż frontowe, ale również spore na tylnych ścianach, co w prezentacyjnej konfiguracji systemu pozwalało zaproponować nam kilka fajerwerków dźwiękowo-wizualnych w standardzie Dolby Atmos i układzie 5.2.4. Szczerze? Spektakl dźwiękowy okazał się być fantastycznym. I nie opieram tego jedynie na swoich doświadczeniach z kitami dla zwykłego Kowalskiego typu 5.1 w jednym kartonie, tylko dobrze rozbudowanego zestawu w wielodrożne konstrukcje wolnostojące, kilka pokazowych prezentacji w typowych salonach handlujących kinem domowym dla wymagających kinomaniaków, a także wizycie w monachijskim studiu udźwiękowiania filmów właśnie w specyfikacji Dolby Atmos. Przyznam szczerze, że mimo teoretycznego zakończenia swojej przygody z osobistym kinem w domu podczas tego pokazu możliwości kilkukrotnie serce podpowiadało mi: „A może jednak powtórka z rozrywki?”. Niemożliwe? A jednak się przydarzyło.

Powoli zbliżając się ku końcowi relacji z dzisiejszego spotkania prasowego w nowej siedzibie Horn Distribution w pierwszej kolejności chciałbym podziękować Organizatorom za zaproszenie na tę bardzo owocną w pozytywne odczucia imprezę promocyjną marki Dali. Oczywiście pakiet podziękowań za stworzenie miłej atmosfery należy się również gościowi z Danii w osobie Pana Larsa Moellera, który mimo wykładania przecież suchych faktów robił to bardzo ciekawie. Da się? Da. Na koniec puentując dzisiejszą relację po zapoznaniu się z możliwościami omawianych konstrukcji nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was może nie od razu do kupna w ciemno wymienianych produktów, ale na początek chociaż odwiedzenia siedziby warszawskiego Horna, gdzie znajduje się dedykowany dla marki Dali salon tak stereo, jak i kina domowego dla wymagających. Czy przekonacie się do wspominanych propozycji, nie jestem wstanie odpowiedzieć, ale jedno mogę zagwarantować, nie będzie to czas stracony.

Jacek Pazio

  1. Soundrebels.com
  2. >

Magico M3
artykuł opublikowany / article published in Polish

Obecność w jednej konstrukcji takich materiałów jak włókno węglowe, grafen, beryl i diament przywodzi na myśl najbardziej kosztowne dzieła sztuki zegarmistrzowskiej i … jedne z najbardziej zaawansowanych technologicznie kolumn głośnikowych na świecie. Mowa oczywiście o Magico M3, które z niemałym trudem udało się wstawić do naszej audiofilskiej samotni.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Dynaudio Evidence Master

Opinia 1

Ponieważ w tym roku jakoś nic nie wskazywało i nadal nie wskazuje na to, by światło dzienne ujrzała kolejna edycja wrocławskiego Audiofila wszystkie znaki na ziemi i niebie jasno dawały wszystkim zainteresowanym do zrozumienia, iż przynajmniej do połowy maja, czyli do monachijskiego High Endu, weekendy powinniśmy mieć dla siebie. Traf jednak chciał, że niejako w ramach rozgrzewki przed największą imprezą dla audiofilów w tej części kuli ziemskiej już od zeszłego tygodnia nie mogliśmy narzekać na brak zajęć. W zeszły weekend odbyła się bowiem pierwsza edycja Electronics Show 2018 a w minioną sobotę, tym razem w gościnnych wnętrzach znanego wszystkim bywalcom listopadowego Audio Video Show Hotelu Radisson Blu Sobieski, krakowsko-warszawski Nautilus przygotował nie lada gratkę dla wszystkich miłośników ekstremalnego High-Endu.

W sali Wilanów I, w której podczas minionego AVS tak świetnie poradziły sobie wspomagane trzema Basshornami XD topowe Avantgarde Acoustic Trio tym razem stanęły już konwencjonalne, lecz nie mniej imponujące Dynaudio Evidence Master. Z resztą, czego by nie mówić, to cały, zaprezentowany w sobotę tor audio jeśli nie ocierał się o stratosferę możliwości branży audio, to spokojnie operował daleko poza granicami akceptacji większości nieskażonych audiophilią nervosą konsumentów. I wcale nie chodzi tu o jakąkolwiek złośliwość, lecz o realną tak wartość, jak i możliwości soniczne tego niesamowitego systemu marzeń. W roli źródła wystąpiły bowiem dzielony odtwarzacz Accuphase DP-950 / DC-950, oraz uzbrojony we wkładkę My Sonic Lab Hyper Eminent zjawiskowy gramofon Transrotor Tourbillon FMD a dalej było jeszcze ciekawiej. Domenę analogową pod swoje skrzydła wziął phonostage Ayon Spheris w najnowszej – przygotowanej na 2018 r. specyfikacji. Centrum sterowania wszechświatem, czyli przedwzmacniacz stanowił Accuphase C-3850 a rolą wzmocnienia obarczono flagowe A-klasowe monobloki Accuphase A-250. Jeśli w tym momencie myślicie Państwo, że to wszystko, to pragnę poinformować, że prawie macie racją, z tą tylko uwagą, iż zapomnieliście o usilnie deprecjonowanym przez kablosceptyków drobiazgu, jakim właśnie są spinające poszczególne elementy w jedną całość przewody, a jak wiadomo krakowsko-warszawski Nautilus ma czym w tej dziedzinie się pochwalić a miniona sobota była ku temu idealną okazją. Dlatego też dziwić nie powinna obecność topowych interkonektów Siltech Triple Crown i głośnikowych Double Crown a w zasilaniu, oprócz wiadomych holenderskich węży wypatrzeć można było burgundowe Acrolinki 7N-PC9700.
Świadectwem troski o każdy, najmniejszy detal była, przeprowadzona na potrzeby weekendowej prezentacji, adaptacja akustyczna hotelowej sali z użyciem rodzimych dyfuzorów acoustic manufacture. Warto też wspomnieć, iż o pozytywną energię zadbała para od generatorów ultra-niskich częstotliwości (fal Schumanna) Acoustic Revive.

No dobrze, spis inwentarza mamy z głowy, więc spokojnie możemy pokusić się o kilka niezobowiązujących zdań poświęconych brzmieniu powyższego zestawu. W tym momencie uczciwie przyznam, iż nie mam bladego pojęcia, czy to ze względu niezwykle korzystny biomet, obecność wspomnianych ustrojstw Acoustic Revive, czy też serwowanych podczas odsłuchu płynnych „popepszaczy percepcji”, ale skonfigurowany przez krakowsko-warszawski team Nautilusa set zagrał po prostu genialnie i to abstrahując od hotelowych warunków. Nie dość bowiem, że możliwości dynamiczne Dynaudio napędzanych monosami Accu aż się prosiły o wielką symfonikę, to i precyzja ogniskowania źródeł pozornych, czy gradacja planów muzycznych nie pozostawiała nawet cienia złudzeń, że jakakolwiek krytyka wynikać może wyłącznie z czystej złośliwości. Jeśli bowiem niezależnie od tego, czy na lewitującym, masywnym talerzu Transrotora lądowała jedna z fenomenalnych, tak pod względem muzycznym, jak i realizatorskim płyt przyniesionych przez Pana Mieczysława Stocha z Art Reco, czy w dostojnie wysuwającej się szufladzie Accuphase’a gościł daleki od audiofilskości Kraftwerk liczyła się przede wszystkim muzyka i tylko muzyka. Jeśli dodamy do tego całkowitą dowolność prezentowanego przez prowadzących repertuaru, gdzie oprócz właśnie audiofilskich około-samplerowych rejestracji do ostatniej sekundy wybrzmiewały znane i lubiane „przeboje” w stylu „The Road to Hell” Chrisa Rea a i prośby o odtworzenie krążków przyniesionych przez odwiedzających prezentację gości realizowane były praktycznie na bieżąco trudno byłoby mówić o jakimkolwiek drukowaniu meczu. Był to bowiem ewidentny przykład na to, że przemyślany i fachowo skonfigurowany zestaw powinien zagrać dowolną muzykę a mit o tym, że im lepszej set zestawimy, tym mniej płyt da się na nim słuchać z przyjemnością można odłożyć na półkę z bajkami dla naiwnych audiofilów.

I już niejako na zakończenie i poza konkursem – jeśli ktoś do tej pory przymierzał się do nieco skromniejszego modelu Dynaudio Evidence Platinum , to … pod żadnym pozorem nie powinien nawet zbliżać się do Evidence Master. Powód powyższego ostrzeżenia jest niestety dość oczywisty i wynikający z ewidentnej różnicy klas obu konstrukcji. Oczywiście Evidence Platinum nadal grają obłędnie i tylko pozazdrościć tym, którzy są ich szczęśliwymi użytkownikami, lecz Evidence Platinum to zupełnie inna liga. Podobne różnice zaobserwować można pomiędzy „starymi” A-200 Accuphase’a a nowymi A-250-kami, które bezlitośnie prezentują zalety najnowszej generacji japońskiej elektroniki sygnowanej szafirowym logotypem. Ale co ja będe Państwu plótł trzy po trzy – lepiej umówcie się na odsłuch i  sami oceńcie. Inaczej przecież w tym hobby się nie da.

Serdecznie dziękując Organizatorom za zaproszenie i szalenie miłą atmosferę podczas sobotniej prezentacji mamy cichą nadzieję, że tego typu eventy na stałe zagoszczą w kulturalnym kalendarzu stolicy.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Chylący się ku końcowi wiosenny weekend dla mocno zaangażowanej w wykorzystywanie każdej nadarzającej się okazji do posłuchania czegoś ciekawego grupy audiofilów i melomanów oprócz wspaniałej, a rzekłbym nawet iście letniej pogody, w swej obfitości wiązanych z nią propozycji oferował również nietuzinkowe, bo prezentujące szczyty osiągnięć technicznych kilku dystrybuowanych przez warszawsko-krakowskiego Nautilusa marek audio. Nie wiedzieliście, że taka impreza będzie miała miejsce? Cóż, od kilkunastu dni owo wydarzenie rozgrzewało internet, a w szczególności wszechobecnego „fejsa” do czerwoności, dlatego też wszelkie argumenty na obronę swoich racji z mojej strony będą obciążone lekkim powątpiewaniem. Dlatego też mogę powiedzieć tylko jedno, kto nie był, ten stracił, gdyż było na czym kolokwialnie mówiąc zawiesić oko i co z punktu widzenia naszego hobby najważniejsze również ucho. A na czym konkretnie? Otóż zaczynem do zorganizowanego przez wspomnianego dystrybutora w warszawskim hotelu Radison Blu Sobieski w dniu 21.04.2018 r. przedsięwzięcia odsłuchowego były topowe duńskie kolumny Dynaudio Evidence Master. Oczywistą sprawą w takim przypadku jest zapewnienie tak wymagającym konstrukcjom odpowiedniej elektroniki, co w dbałości o najdrobniejszy, wpływający na końcowy efekt soniczny szczegół, przypadło również okupującym pierwsze miejsca w cenniku produktom japońskiego Accuphase (źródło cyfrowe, wzmocnienie pre-power), austriackiego Ayona (phonostage), niemieckiego Transrotora (gramofon), holenderskiego Siltecha (okablowanie) i japońskiego Acoustic Revive (akcesoria). Przyznacie, że oprócz faktu sporej wyliczanki dech w piersiach zapierają tak uwielbiane przez wielu zakręconych na punkcie słuchania muzyki w dobrej jakości światowe brandy. To zaś teoretycznie powinno skłonić mnie do pełnego wyszczególnienia każdego komponentu. Jednak na swoje usprawiedliwienie oznajmię, iż znając drobiazgowość Marcina, a przez to będąc w stu procentach pewnym, że on taką wyliczankę popełnił, oszczędzę Wam kolejnego zmagania się z identycznie brzmiącą listą obecności i skupię się na przekazaniu panującej podczas tego muzycznego spotkania fantastycznej atmosfery.

Jak było? Od pierwszych do ostatnich minut mojej wizyty fantastycznie. I nie chodzi li tylko o zaprezentowanie się szczytowych osiągnięć każdego z brandów, gdyż znając je w zdecydowanej większości z występów u siebie o wynik dźwiękowy byłem spokojny, tylko o atmosferę spotkania wielu wbrew pozorom przyjaciół. Począwszy od rozpoczynającej prezentację krótkiej prelekcji właściciela Nautilusa – Roberta Szklarza, przez wymieniane przez cały czas spostrzeżenia na temat odtwarzanej muzyki pomiędzy słuchaczami, po niestety zbyt krótką dla wielbicieli działu analogu prezentację kilkunastu czarnych krążków z pełnym pakietem informacji przez właściciela jednej z największych kolekcji czarnych płyt Pana Mieczysława Stocha spędzony we wspomnianym hotelu czas mijał w zatrważająco szybkim tempie. A to oznacza tylko jedno, było zajefajnie. Żadnego szukania dziury w całym, choć będąc zajadłym wrogiem zawsze można by się przyczepić, że sala konferencyjna hotelu momentami zbyt wiele od siebie wnosiła do dźwięku, tylko biorące pod uwagę zastane, w miarę możliwości za sprawą zorganizowanych od naszego rodzimego producenta Acoustic Manufacture paneli akustycznych zoptymalizowane, warunki odsłuchowe wyważone, w większości przypadków bardzo pozytywne opinie. Dlaczego tak mnie to zaskoczyło? Otóż z mojego bogatego portfolio zebranego podczas podobnych przedsięwzięć wiem, że bez względu na wynik dźwiękowy takiej prezentacji spora grupa gości często czepia się niezależnych od organizatora niuansów, co pokazuje nie do końca już startowe pozytywne nastawienie do takiej wizyty. Ale takie mamy czasy i pozostaje cieszyć się, że bywają takie jak to relacjonowane dzisiaj spotkania w gronie z pozoru obcych, ale w konsekwencji osobistego zderzenia bardzo przyjaźnie nastawionych do świata muzyki przedstawicieli homo sapiens. I za to gościom należą się brawa.

Interesuje Was kilka zadań na temat samego dźwięku? Proszę bardzo. Wykorzystana do celów prezentacji sala podczas ostatniej jesiennej wystawy AVS gościła uzbrojony w kilka Basshornów XD system Avangarde, dlatego też zmierzając w kierunku miejsca spotkania byłem bardzo ciekaw, jak co prawda wyposażone w cztery głośniki basowe Duńskie kolumny poradzą sobie z wypełnieniem tak wielkiej kubatury spełniającym wymagania słuchanej muzyki natężeniem niskich rejestrów. Efekt? Oczywiście, monstrualnych modułów Avangarde’a nie udało się prześcignąć, ale o dziwo kilka razy potęga basu bez problemu przerosła goszczącą nas wielką salę. Jak było całościowo? Wydaje mi się, że normalnie, czyli muzyka otulała nas z pełną swobodą i rozmachem przy każdym poziomie głośności i to bez względu na repertuar. Kiedy wymagał tego materiał w stylu Isao Suzuki Quartet „Blow Up”, podczas powolnego ciągnięcia smyka po najniższej strunie otrzymaliśmy istne trzęsienie ziemi, a gdy do głosu dochodziła wokaliza Patricii Barber, muzyka w przyjemnym flow głaskała nasze narządy słuchu. Ale przypominam, to były jednak bardzo przypadkowe warunki lokalowe i to co udało się w nich wycisnąć, w przypadku występów domowych jest co najmniej w 30 procentach do poprawienia. Zatem jeśli ktoś dysponuje odpowiednim zasobem środków płatniczych, powinien zmierzyć się z tym setem u siebie. Tylko lojalnie ostrzegam, może nie być powrotu do starej konfiguracji. Coś więcej? Stali czytelnicy wiedzą, że wgłębianie się w najdrobniejsze szczegóły w obcych warunkach lokalowych nie jest do końca fair i z reguły tego nie robię. Dlatego też na tym zakończę analizę walorów sonicznych, ale z miejsca zachęcam do zaliczenia ewentualnego kolejnego tego typu pokazu, gdyż wbrew pozorom można z takich spotkań można wynieść spory tak ważnych podczas zabawy w konfigurację swojego zestawienia bagaż doświadczeń.

Puentując opisywane wydarzenie chciałbym podziękować organizatorowi i z racji aplikacji w hotelowej sali ponad 300-tu kilogramowych kolumn wespół z ważącą często po 50 kilogramów elektroniką spokojnie można powiedzieć jego sprawnej drużynie za zaproszenie i zapewnienie kilkugodzinnej miłej atmosfery. Na podobnych mitingach bywam dość często, ale nie zawsze gospodarzom udaje się wytworzyć tak sprzyjające do słuchania muzyki warunki. Wierzę, że nie jest to ostatnie słowo, a jeśli tak, nie pozostaje mi napisać nic innego jak frazę: „Oby tak dalej”.

Jacek Pazio

  1. Soundrebels.com
  2. >

Bryston 4B³ English ver.

Opinion 1

When the surrounding world constantly accelerates, despite increasing automatization, shortening of travel times and all kinds of amenities as well as unification and integration, instead of having more leisure time we have less. Due to this we eat, live and love in a hurry, faster and faster, to not wake up at the age of 30 or forty realizing we do not have a stable relationship with our nearest and dearest, if we managed to have them, and many times we have a gratis civilization surplus in the form of a nervous breakdown or even worse, a hear attack. Am I exaggerating? I do not think so. Please look around yourselves and honestly respond to the question, how much time do you spend with your family, and how much on fighting the battle for the next, higher position, bigger office or newer car. When to this, not very optimistic, view we add the lowering quality and durability of the things we like to be surrounded with, and for which we are losing our health and minds, the reality seems to become quite apocalyptic.
Fortunately, there are still places, where beyond the robotized machines, the human being is placed; where quality comes above quantity. Such place is for sure in the city of Peterborough in Ontario, where one of the most recognized, on the audiophile market, Canadian manufacturers is located, with its “factory” – Bryston. You do not believe me? Then tell me, what would you say knowing, that the full cycle of manufacturing (in case of amplifiers and preamplifiers) takes 30-35 hours and is completely handmade, and the control stages are at every production step. The care of perfection takes an obsessive level; the finished device is subdued to hundreds of hours of testing, so that when it reaches the consumer, the unit is burned-in and ready for work. When we add to that prices more typical for the pro market, far away from the audiophile curiosities, and a twenty year warranty, yes, yes, this is not a typo – 20 years of warranty, then the situation should be clear – Bryston does not think about changing the idea, which was there in 1962, when the company was founded, and was clear also to subsequent owners, that the company will offer the music lovers, but also people, who treat those devices as work tools, years and years of enjoyment.
This is the reason, that we enthusiastically received for testing the stereophonic 300 W power amplifier 4B³, belonging to the Cubed series, provided to us by the Warsaw based distributor, MJ Audio Lab.

I hope that you can see on the attached pictures, as it is usual for audiophile standards, the tested amplifier is very elegant and compact at the same time. Of course it has some minimalism and coarseness typical for this Canadian manufacturer, but you should know, that besides the “civilian” 17” version of the 4B³ there is also a 19” version available, with heavy duty handles and the Pro Edition, which can be mounted in a rack. Compared to the 4B SST2 we tested some time ago, the 4B³ is clearly better looking, as the front, which was quite monotone then, now is enriched with a centrally placed, milled logo, model name and two LEDs, indicating the working mode of the unit and the power switch. The conventional side panels made place for tightly finned heat sinks, which are aided by the openwork top cover to dissipate heat. The back of the amplifier also does not shock with originality. It emphasizes on logic and ergonomics instead. Despite my concerns, the single, transparent plastic covered loudspeaker terminals accept even loudspeaker cables with massive, 16 mm spades, while the signal can be supplied using balanced and unbalanced line inputs. The selection is done using a small dip switch, one of three, where the second one allows to choose gain – 23 or 29 dB (the first one is recommended when using XLR cables, the second is for RCA inputs) and the power amplifier mode – stereo or bridged mono (the power after bridging increases from 2×300 W / 8 Ω to 1×900 W / 8 Ω). Interestingly the balanced inputs accept not only XLR plugs, but also used in the studios 6.35 mm TRS jack plugs. There is also a trigger socket allowing for “remote” waking up of the amplifier, as well as a centrally placed IEC power socket and the main power switch.
You might have expected, that as a classy and uncompromised stereo power amplifier, the 4B³ is in fact two monoblocs placed into one chassis. So we have here a dual-mono construction, where the left and right channels are not only separated in the power stage, but the amplifier has two toroidal transformers, each dedicated to one channel, and also responsible to a large extent for the total mass of the amplifier being almost 30 kg.

Well, I went lengths to describe the less corporate, but very consumer-oriented approach to business as well as the construction of the Bryston, so I could now, at least theoretically, start to describe its sonic values. The problem is, that the 4B³ is a very ungrateful, in audiophile terms, review sample; as being a device fulfilling the professional and studio approach to the reproduction of sound, it approaches is in a different way than most Hi-Fi and High-End devices. I mean, that it is not “making” the sound, it only amplifies it. So where is the problem? Well, it is in the fact, that in most civilian gear we can talk about its own character, which impresses on the final sound of the system in smaller (rarely) or bigger (mostly) way. And the Bryston does … not have such character. After plugging in the Canadian amplifier into our system we hear the components that composed it, from the sound source through the cables and ending with the speakers. But we do not hear the power amplifier as an element contributing to the sound. So let us take the bass for example. We should expect the lower frequency to be atomic, with a 500 W amplifier (my Gauder are 4 Ω). Yet with the synthetic soundtracks for the “Swordfish” by Paul Oakenfold and “300: Rise of an Empire” authored by the Danish musician Antonius Tom Holkenborg hiding under the stage name of Junkie XL did not cause any fireworks to go off. Instead of an overwhelming, formless bass-like mass pushing us into our listening seat, we could hear and feel even the smallest nuance of the seemingly homogenous sounds generated on the console. Sounds, that were still a solid foundation for the other parts of the sound spectrum, but at the same time were revealing their very fine structure to the listener. The Bryston was presenting the whole without limiting the our perceptive abilities to the surface, but when we had the need, it allowed us to get down to the level of the DNA, and that without the slightest traces of being overly analytical of aseptic.
Are the climates too technical and not musical enough? In contrary, this is a very professional and thorough approach to music, which returns the native, recorded in the source material, “musicality” to the listener, but stripping it down from artificiality and cheap effects. You do not believe me? Then please listen to the over advertised, pompous and exaggerated up to the extreme cult album from Roger Waters “Amused to Death” . Of course the tricks with the barking dog, chopping wood or the snow sleighs will be there, but they will form only the consciously used means of artistic expression, the ornaments chosen by the author, the background to the much deeper thoughts of Waters, and not a self-standing eye-catcher. Do you understand what I am talking about? About balance and reaching the meaning, and not meaningless and thoughtless sliding on the surface – about listening and not just hearing, about noticing and not just looking with a blind eye.
It was similar with symphonic music. Regardless of the fact which disc was placed in the player – the reference sampler “Bolero!: Orchestral Fireworks” (Minnesota Orchestra) or the much less boosted at the mixing table, but instead striking with authenticity, “Rhapsodies” Stokowski, each time the palpability of the virtual sources, three-dimensionality of the stage or truthfulness to the timbre of the natural instruments were obvious and indisputably conform with reality. And while with big ensembles we needed to agree with a kind of re-scaling, being the result of limitations brought by the size of the listening room or the loudspeakers themselves, with small jazz ensembles the Bryston was immediately capable of placing the reproduced set in our room, what made listening to pearls like “Contra La Indecision” Bobo Stenson Trio, move us from being just a listener to become a part of a certain recording session. And although in my personal ascent I would go even further, as I would never be able to get such a directness and palpability of the cymbals, or the might of the piano of the leader at home, so when I did hear and feel them, it means that the Canadian power amplifier got me an individual journey to Auditorio Stello Molo RSI Studio in Lugano, where the mentioned disc was recorded under supervision of Manfred Eicher. Do you need a better recommendation?

So may we assume, that the Bryston 4B³ is an ideal construction? In terms of neutrality, truthfulness, honesty surely yes, but you need to know, that the consumer market has its own, sometimes not very rational rules, and something really – objectively better does not get the praise and honor it deserves. So please do not be surprised, that the 4B³ might not be regarded as good as more smart, or showy, sounding devices. And when we add to this the fact of it being so truthful, we need to take into account people, who will not be able to swallow the truth about their own systems. But if you ask about my individual and very subjective opinion, then the Bryston 4B3 seems to be the summit not only of my audiophile, but also my reviewers dreams.

Marcin Olszewski

System used in this test:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Digital player: Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Digital source selector: Audio Authority 1177
– Turntable: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Phonostage: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Integrated amplifier: Electrocompaniet ECI5
– Pwer amplifier: Copland CTA 506
– Loudspeakers: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– Digital IC: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– USB cables: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Speaker Cables: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Power Cables: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Power distribution board: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Wall Socket: Furutech FT-SWS(R)
– Antivibration platform: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Ethernet cables: Neyton CAT7+
– Table: Rogoz Audio 4SM3
– Accessories: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinion 2

What is the difference between two devices, theoretically both being in service of music lovers, but coming from the “pro” and consumer markets? Leaving aside the usually much less attractive design, as this is usually the result of the device being designed for the harsh conditions of the recording studios or concerts, for the “pros” the price tag is essential. Of course the cheap/expensive tag quite often is depending on the reference point, or the size of our money bag, but let us not fool ourselves, the consumer market lately got detached from reality. What can we do about that? Well, there are a lot of ways. From avoiding novelties, to the common sensual approach to the range of devices and picking devices from the middle parts of the catalogs. Are those the only possibilities? Of course not, as you can direct your interest to brands, which fare well on both markets, which I confronted in the first sentence. Which brands am I talking about? And this is a fantastic question, which fits ideally to our today’s meeting, as this time I am inviting you to read a few paragraphs about a manufacturer, which besides being successful in its main market, which is the professional one, does not forget about the last link in the chain – the consumers, music lovers and audiophiles. But it would not be anything special, if not for a small thing, the very reasonable approach to pricing of their products, which is a not to the clients. Are you interested? In that case I invite you to meet the Canadian brand Bryston, which is represented by the stereo power amplifier 4B³, and which was supplied for testing by the distributor MJ Audio Lab.

In the very beginning of the general presentation of the Canadian I am putting the guns out of the hands of all people telling, that devices with a studio background must be ugly. Why? Please look at the series of photographs. This is the essence of High End minimalism. The front made from a thick slab of aluminum, with milled elements delicately breaking the monotony of the plane, the slanted edges, the centrally placed power switch with two LED indicators and the company logo and model number above. Let us continue. Going to the back we move along the top cover, with a series of openings and the side walls, equipped with massive heat sinks. And when we look at the back plate of the model 4B³, then we see the following: single, typical studio sockets for balanced line inputs XLR/TRS, single RCA line inputs, three switches setting the operating mode (gain, Bridged and the selection of the used input), a single set of loudspeaker terminals. Then we have the main power switch and a power socket. You must admit, that this is in contrast to studio gear, usually having millions of settings and allowing unlimited cross connections. The tested power amplifier is fortunately very ascetic in terms of functions offered to the average consumer, what combined with the looks, allows to classify it as very music lover and audiophile friendly, and it can be easily positioned in the High End. Am I right? If the response is positive, then there is nothing else left besides reading the reminder of the text, where we will look how the confrontation of the not so ordinary looks and features combines with the sound of the amplifier.

If I would need to shortly characterize the way of presentation of the musical world by our tested hero, the Canadian power amplifier, proudly displaying itself in front of my Japanese set, I would say, after placing it in the sound path, that it orients itself around neutrality. The Bryston proposes a very energetic presentation in the lower registers and very fresh in the upper frequencies. However a very important aspect is, that for once – this treble is not falling into inappropriate exaltation by shining out of proportion, and secondly – the midrange, despite the fact, that the Canadian constructors avoided unnecessary coloration, is very pleasant. Why did I write “pleasant” and not fantastic? Well, its perception will depend on the system working together with the Canadian, and in my case, when it turned out to be a bit colder than I expected, I could counteract this with appropriate cabling, but in other comparison outside of my listening room, when I was listening to ancient music, I could not change it, and then I sometimes lacked the tad of musicality I deem required to this repertoire. This was not a failure, but a statement that came to mind: “It is a shame, that it is so technically correct”. Do you think I am writing nonsense? Absolutely not, as against appearances that what we should achieve, is not possible at home, and in my opinion it is better to bend the reality a bit to fit our preferences, than to suffer with a result far from truth and far from our internal spirit. But as it happens in life, there are a lot of martyrs, and I am not entitled to decide, with which group we should be related to. And how did this translate into the individual silver discs? In the beginning I will mention material, which is the best fit for the tested construction, electronic music from Massive Attack “Protection”. The effect? Unrestricted in terms of control and reproduction of artificial bass power lower octaves. But not only that. The treble was also helping this presentation, as its openness did not leave anything hidden, what the musician composing those notes wanted to show. This was an attack of expressiveness of each and every note, and it was presented as such by the tested amplifier. No shortcuts, but the realization of the ideas of the constructors of the amplifier and the music recorded on the disc. And how was it with other musical genres? This time I will recall the impressions noted during listening to the compilation of Adam Bałdych with Helge Lien Trio “Brothers”. Easy. But with a small “but”, but everything was all right. Starting with the work of the contrabass and the percussion and drums, through the piano and violin the sound was offered on a level needed to live music on an exceptional tier. The instruments working in the lower frequencies never escaped to any side, called lack of control, and the majestic piano and the violin, which often introduced a note of melancholy, were subject to spectacular decay. So what do I mean with the “but”? This production was the first one, which confirmed my theory, about a tad of musicality being absolutely necessary even in a very neutral sounding reproduction. Everything was seemingly OK, but in my spirit, I felt the effect of lack of magic, which is a result of smoothness and juiciness of the sound of the last two instruments (piano and violin). I always confess that I am a romantic, of the never improving kind, and I like this state of adding spirit to music, but I have to note, that in my life I have encountered devices, which combined the world of magic with neutrality. And having this result in memory, I expect it from the tested components. But to justify our tested hero, I will immediately add, that this art of combining those realities was presented by devices, which were very expensive, and today we are talking about a component, priced in a range available for the everyman, and for that the manufacturer should be praised.

The presented in this test power amplifier Bryston 4B³ I am able to describe as a brilliant occasion to learn a sound, which is very close to neutrality, by any high quality music lover. And I will not be bending facts doing that. Music lovers, who are orthodox tube lovers, will not find the erotica they do so love, but it must be said clearly, that from the point of view of the general model sound, the Bryston is topping every tube amplifier. But I will remind, that the world is very diverse, and each and every homo sapiens has its own sound master inside, and being tolerant, and at the same time deviating from the neutrality myself, I am not negating the point of view of the people loving tubes, I am just showing their point of view as a reference for the described Canadian. So finishing this tale I cannot write anything else, in terms of recommendation, as the mandatory aspect of testing it in your own system. I am not able to predict the final effect of the clash of the 4B³ with your system, but for the money, it will be very difficult, if not impossible, to find something similarly interesting.

Jacek Pazio

Distributor: MJ Audio Lab
Price: 7220 CAD Net

Technical details:
Power Output: 2 x 300W / 8 Ω, 2 x 500W / 4 Ω, 1 x 900W / 8 Ω
(Bridged Mono)
Inputs: RCA, XLR
Gain: 23 or29 dB
THD+N: <0,005% od 20Hz – 20kHz @ 300W
Noise: 110dB (asymetrical), -113dB (symetrical)
Slew Rate: <60V/μS
Frequency Response: 0,5 Hz -> 100kHz
Damping:> 500 @ 20 Hz (8Ω)
Power Consumption:
Standby:<0.5 W
Idle:≤80 W
300W 8Ω:1000 W
Bridged: 900W 8Ω: 1700 W
Dimensions (W x H x D): 432 x 160 x 411 mm
Weight: 28.5 kg

System used in this test:
– CD: CEC TL 0 3.0 + Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– Preamplifier: Robert Koda Takumi K-15
– Power amplifier: Reimyo KAP – 777
– Loudspeakers: Trenner & Friedl “ISIS”
– Speaker Cables: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
Digital IC: Harmonix HS 102
Power cables: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Table: SOLID BASE VI
– Accessories: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”; antivibration platform by SOLID TECH; Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V; Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i; Artnovion acoustic panels
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END
Analog stage:
– Turntable:
Drive: SME 30/2
Arm: SME V
Cartridge: MIYAJIMA MADAKE
Phonostage: RCM THERIAA

  1. Soundrebels.com
  2. >

Thrax Enyo
artykuł opublikowany / article published in Polish

Bułgarskiego Thraxa naszym wiernym Czytelnikom przedstawiać nie trzeba, jednak o ile do „dzielonek” sygnowanych przez Rumena Atrarskiego zdążyliście się już z pewnością Państwo przyzwyczaić, to teraz przyszła pora na coś nieco bardziej kompaktowego – lampowy wzmacniacz integrowany Enyo .

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Audionet SAM 20 SE

Link do zapowiedzi: Audionet SAM 20 SE

Opinia 1

W ramach niezobowiązującego wstępu pragnąłbym podzielić się z Państwem pewnymi, oczywiście mającymi drugie dno i perfidnie ukryta myśl przewodnią, przemyśleniami dotyczącymi egzystującymi w publicznej świadomości, zaczerpniętymi z przepastnych zasobów kinematografii, skojarzeniami. Ograniczając się li tylko do naszej krajowej twórczości wystarczy przecież wspomnieć „Albercik, wychodzimy!”, czy „Nie chce mi się z tobą gadać” i 99,9% interlokutorów od razu wie o co chodzi. Krótko mówiąc pozornie niewinny zlepek słów od razu uwalnia zapisane w naszej świadomości obrazy i „robi klimat”. Podobnie jest z obiektem niniejszego testu, któremu przypisano jeden z najsławniejszych cytatów w historii celuloidu, czyli …, nie, nie chodzi o „I’ll be back”, lub „Yippee Ki Yay M********r”, lecz o zdecydowanie bardziej nostalgiczne „Play it again, Sam” – „Zagraj to jeszcze raz, Sam”, które z jednej strony nieodłącznie kojarzy się z sentencją wypowiedzianej przez Ricka Blaine’a (granego przez Humphrey’a Bogarta) do Sama (Dooley’a Wilsona) w kultowej „Casablance” a z drugiej jest tytułem komedii z 1972 w reżyserii Herberta Rossa, z Woody Allenem i Diane Keaton w rolach głównych. Co ciekawe ów legendarny zwrot świadomie wykorzystuje team od samego początku istnienia marki jasno dający do zrozumienia, że zamiast bujania w obłokach i zaklinania rzeczywistości twardo stąpa po ziemi i jeśli już w coś wierzy, to wyłącznie w udokumentowane obliczenia i solidną, inżynierską wiedzę. Mowa oczywiście o niemieckim Audionecie, który w Polsce reprezentowany jest przez łódzki CORE trends, a jeśli chodzi o będące przedmiotem niniejszego testu urządzenie to nie przedłużając wstępniaka pragnąłbym Państwu przedstawić wzmacniacz zintegrowany SAM 20 SE.

Świętując dwudziestolecie produkcji wzmacniaczy zintegrowanych Audionet na rynek wprowadził jubileuszową i zarazem limitowaną wersję modelu SAM G2 i ochrzcił ją symbolem SAM 20 SE, która w założeniu ma być najdoskonalszym wcieleniem SAM-ów, jaki dotychczas opuścił berlińską fabrykę. Patrząc na minimalistyczny, utrzymany w nieco surowej – firmowej, stylistyce front trudno zauważyć jakiekolwiek zmiany wzornictwa w stosunku do poprzednich wersji. Ot, w informującym o modelu napisie zamiast G2 pojawiło się 20 SE i tyle. Centralnie umieszczony błękitny (do wyboru jest również czerwony) kilkuwierszowy wyświetlacz, wspomniana nazwa modelu i logotyp marki uzupełnia biegnąca w poprzek bruzda, w którą wkomponowano cztery miniaturowe przyciski funkcyjne (power, set, down, up) i czujnik IR. Jak sami Państwo widzą trudno zarzucić Audionetowi iście bizantyjskie rozpasanie. W dodatku warto pamiętać, iż mając do dyspozycji jedynie umiejscowione po prawej stronie przyciski down/up z ich pomocą regulujemy zarówno siłę głosu, jak i zmieniamy źródło. O ile jednak głośność odbywa się zupełnie intuicyjnie, to już aby wybrać odpowiednie wejście należy w pierwszej kolejności wcisnąć na przynajmniej 2 sekundy przycisk set a następnie down/up. Od strony ergonomii powyższe rozwiązanie należy uznać za całkiem akceptowalne a na tle jednogałkowych urządzeń Thule (marka niestety już nie istnieje) wydaje się wręcz szczytem intuicyjności. Pozytywnie należy również ocenić przejrzystość menu, gdzie oprócz wspomnianego wyboru wejścia udostępniono regulację intensywności iluminacji wyświetlacza, aktywację wyjścia słuchawkowego, wyjścia bezpośrednio z sekcji przedwzmacniacza, ustawienie dowolnego wejścia w tryb by-pass, czy też nazwanie każdego z wejść według własnego, mieszczącego się w granicach 14 znaków, widzimisię. Oczywiście, zapobiegliwie, gdy zbytnio się zagalopujemy w dokonywanych zmianach zawsze można przywrócić wzmacniacz do ustawień fabrycznych. W wyposażeniu nie zabrakło eleganckiego, aluminiowego pilota. Również praktycznie cały korpus integry, z wyjątkiem stalowej podstawy i ściany tylnej, wykonano z grubych profili ze szczotkowanego aluminium, które w dostarczonym na testy egzemplarzu były anodowane na czarno, lecz nic nie stoi na przeszkodzie, by przy zakupie wybrać wersję srebrną.
Zdecydowanie więcej dzieje się na ściance tylnej, gdzie, patrząc od lewej mamy parę wejść w standardzie XLR, pięć par wejść liniowych RCA wzbogaconych o takie same gniazda, lecz tym razem dedykowane gramofonom (MM/MC), parę wyjść liniowych z przedwzmacniacza i wyjście na zewnętrzny rejestrator. Warto zwrócić uwagę, że standardowy przy phonostage’ach zacisk uziemienia ulokowano nie w bezpośrednim sąsiedztwie, lecz dopiero za pojedynczymi, iście biżuteryjnymi terminalami głośnikowymi Furutecha i … gniazdem słuchawkowym. W celu dokonania stosownych nastaw trzeba niestety sięgnąć po wkrętak i dostać się do trzewi wzmacniacza, by przestawić odpowiednie zworki, co większość z użytkowników wykona raz-góra dwa a dla recenzenta może okazać się dość irytującym urozmaiceniem procedur testowych. Prawą flankę okupuje gniazdo zasilające ( z zaznaczoną właściwą polaryzacją) i włącznik główny.
Znaczny wkład w wagę 20-ki ma pokaźnych rozmiarów 700VA toroidalny transformator, który wraz z imponującą baterią 15 000 μF kondensatorów (łączna pojemność filtrująca wynosi 120,000 μF). W stopniu wyjściowym zastosowano nowego typu – bardziej wyrafinowane tranzystory MOSFET, które do tej pory można było znaleźć np. we flagowej integrze WATT).

Przechodząc od walorów natury użytkowo – estetycznej do brzmienia, pierwszą, przykuwającą cechą niemieckiej, jubileuszowej integry jest wzorcowy, iście matematyczny porządek i precyzja wszechobecne w generowanej przez nią obszernej i głębokiej scenie muzycznej. Można wręcz odnieść wrażenie, że pozycjonowanie źródeł pozornych przeprowadzono z udziałem laserowej marki a nawet najmniejsze odstępstwo od odgórnie wytyczonego wzorca na etapie prób karane było co najmniej chłostą. Nie chodzi bynajmniej o przysłowiowe „wykrochmalenie” muzyków, wbicie ich w przyciasne smokingi i zastraszenie, bo „Hydrograd” Stone Sour daleki był od anemicznego skostnienia, czy odbębniania pańszczyzny, tylko wręcz kipiał od emocji i buzującej dynamiki, ale czuć było totalną kontrolę wzmacniacza nad każdym, nawet najmniejszym i pozornie nieistotnym elementem prezentacji. Nie było mowy o poluzowaniu najniższych składowych, czy niefrasobliwości któregokolwiek z muzyków. Pełne skupienie i profesjonalizm. Dodając do tego kreślone pewną, profesorską ręką kontury już po kilkuminutowym odsłuchu jasnym staje się, że z użyciem SAM-a możemy śmiało wypowiadać się o realizacji praktycznie każdego nagrania jakbyśmy mieli możliwość pracy, czy chociażby okazjonalny dostęp do sprzętu z segmentu pro-audio. Audionet bowiem nie „robi”, bądź interpretuje reprodukowanej muzyki a właśnie ją reprodukuje. Nie ingeruje w jej składowe, nie podejmuje samodzielnie (samowolnie) decyzji o tym co i jak powinno brzmieć, gdyż o to zatroszczyli się zarówno sami muzycy, jak i ekipa od post-procesu. W swym dążeniu do transparentności i wierności 20-ka dość wyraźnie przypomina niedawno testowanego na naszych łamach Brystona 4B³, choć w porównaniu do kanadyjskiej końcówki ma nieco mniejsze możliwości w zakresie penetracji iście infradźwiękowych pomruków. Mając jednak na uwadze dość drastyczne różnice w mocy obu konstrukcji trudno mieć o to do dzisiejszego bohatera choćby cień pretensji. Tym bardziej, iż nie mając możliwości bezpośredniego porównania odsłuch szalenie wymagającego właśnie pod względem prawidłowego oddania impetu i potęgi najniższych składowych odsłuch „Khmer” Nilsa Pettera Molværa wypadł wielce satysfakcjonująco, więc spokojnie możemy uznać, iż w 99,9% przypadków w jakich SAM 20 SE będzie musiał zmierzyć się z podobnym wyzwaniem będzie równie wysoko oceniany.
Z niejakim zdziwieniem odkryłem, że Audionet nie miał również problemów z naturalnym, typowo klasycznym instrumentarium. Fenomenalne oddanie aury pogłosowej, idealna gradacja poszczególnych planów i brak majstrowania w równowadze tonalnej mogły się podobać, choć zdaję sobie sprawę, iż osoby zakochane w wypchniętej i dosaturowanej średnicy mogą czuć lekki niedosyt związany z brakiem ociekającej miodem i karmelową słodyczą średnicy. Warto mieć jednak na uwadze, iż wszystko zależy od indywidualnych i ściśle spersonalizowanych przyzwyczajeń, oraz upodobań konkretnego odbiorcy o samych nagraniach nawet nie wspominając. Wystarczy przecież zestawić ze sobą miłośników niezaprzeczalnie referencyjnych a jednocześnie zupełnie inaczej brzmiących albumów, czyli „Paganini: Diabolus in Musica” Salvatore Accardo i „Vivaldi: The Four Seasons” Giuliano Carmignola / Venice Baroque Orchestra by stać się świadkiem gorącej polemiki i wzajemnego udowadniania wyższości świąt Wielkiej Nocy nad Bożego Narodzenia. Zamiast się jednak niepotrzebnie zacietrzewiać lepiej usiąść z Audionetem na weekend, albo dłużej i nieśpiesznie serwując mu swoje ulubione albumy gdzieś na boku tworzyć własną listę plusów i minusów pozwalających w dość prosty sposób zdefiniować, czy z tego typu neutralnością jest nam po drodze i czy posiadanej przez nas płytotece taka prawdomówność służy.

Proszę się jednak przed osobistym odsłuchem nie uprzedzać i nie mieć obaw, że coś pójdzie nie tak, bądź Audionet przejedzie się po naszych muzycznych zbiorach jak Unia Europejska po bezczelnie dewastacyjno-rabunkowej polityce wyrębu drzewostanu Puszczy Białowieskiej, lansowanej przez, całe szczęście już byłego, ministra jaśnie nam panującego rządu. Tu raczej chodzi o brak ponadnormatywnych ozdobników, brak dorzucania od siebie przysłowiowych trzech groszy, czy też serwowania „podrasowanej” wersji otaczającej nas rzeczywistości, czyli o prawdę. Prawdę muzyki, nagrania i chwili w jakiej zostało one dokonane i tylko od nas zależeć będzie, czy zechcemy przyjąć ją do wiadomości i czerpać z niej radość, czy jednak bogatsi o nowe doświadczenia, ruszymy dalej w poszukiwaniu czegoś, co ponad nią stawiać będzie inne „atrakcje” i walory brzmieniowe lepiej wpisujące się w nasze gusta.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Accuphase E-650
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Z czym jak z czym, ale stali czytelnicy naszego portalu z tytułową marką, z racji kilkukrotnego jej pojawienia się na naszych łamach z pewnością zdążyli się już zaprzyjaźnić. Co ciekawe, analizując przekrój dotychczasowych publikacji, gołym okiem widać, iż dotychczas mieliśmy okazję przyjrzeć się dość szerokiemu, aczkolwiek mało absorbującemu gabarytowo spektrum oferty tego brandu. To zaś mogłoby sugerować, że tym razem przyszedł czas na rasowy Olimp niemieckiej myśli technicznej. Niestety za sprawą chadzającego swoimi drogami losu temat ma się zgoła inaczej, gdyż i w tym podejściu nie sięgniemy ekstremów sygnowanych przez Audioneta, tylko po raz kolejny zajmiemy się co prawda najnowszym, ale nadal dedykowanym dla zwykłego Kowalskiego projektem, którym za sprawą łódzkiego dystrybutora CORE trends będzie stereofoniczny wzmacniacz zintegrowany SAM 20 SE.

W przypadku decyzji obcowania z naszym bohaterem na co dzień jedno jest pewne, to jest bardzo dobrze designersko zaprojektowany komponent. Niby prosta bryła, ale bardzo kompaktowy rozmiar i wykończenie frontu w technice szczotkowanego aluminium wespół z unikającą przeładowania awersu minimalną ilością dodatków funkcyjnych powodują, że z czystym sumieniem jestem w stanie postawić tezę wpisania się wyglądu tego produktu w nawet najbardziej wymagające warunki lokalowe od estetyki stylu prostych linii „à la IKEA”, po te hołubiące iście barokowemu przepychowi. Zbyt śmiała teoria? Naturalnie na podstawie samych fotografii ktoś bez problemu może ją negować, ale zanim przystąpi do zajadłej polemiki, powinien zapoznać się z tematem osobiście, gdyż podczas obcowania na żywo z interesującą nas materią sprawy nabierają nieco innego i co ważne bardzo pozytywnego wydźwięku. Przybliżając wygląd awersu jestem zobligowany nadmienić, iż z uwagi na jego ascetyczne wyposażenie jest w stanie zaoferować nam jedynie zlokalizowany w jego centrum bardzo czytelny, nawet z dalszej odległości, mieniący się błękitem, wielofunkcyjny wyświetlacz, a tuż pod nim symetrycznie rozrzucone, w celach spójności projektu wizualnego połączone cienkim podfrezowaniem, cztery okrągłe przyciski i oczko czujnika IR. Jest często próżno poszukiwany przez wielu miłośników audio minimalizm? Jest. Zatem nie mam więcej pytań. Kontynuując opis obudowy i krocząc ku jej tylnemu panelowi przyłączeniowemu w celach chłodzenia grawitacyjnego napotykamy gęsto naszpikowaną blokami poprzecznych nacięć jej górną płaszczyznę. Sam wzmacniacz nie nagrzewa się do jakiś niebotycznych temperatur, ale dobrze jest mieć podczas użytkowania poczucie poprawnego chłodzenia stacjonujących w środku urządzenia układów elektrycznych. Wieńcząc ten akapit pakietem danych na temat pleców SAM-a mam przyjemność poinformować, że w trosce o kompatybilność z resztą zastanego systemu konstruktorzy patrząc od lewej strony zaproponowali nam: jedno wejście XLR, pięć wejść liniowych RCA ( w tym jedno phono), dwa wyjścia RCA (PRE OUT, REC OUT), niestety dość wąsko rozstawione pojedyncze terminale kolumnowe, tuż pod nimi gniazdo słuchawkowe i na prawej flance zintegrowane z włącznikiem głównym gniazdo zasilania. Ostatnim, a z racji codziennego użytkowania tegoż akcesorium tytułowego Audioneta jest bardzo dobrze leżący w ręku, wydawałoby się dość skromnie wyposażony, ale w pełni zaspokajający potrzeby nawigacji pilot zdalnego sterowania.

Co spotka nas po wpięciu wzmacniacza w posiadany tor audio? Z przyjemnością informuję, że oczywiście w typowej dla tego segmentu produktów estetyce same dobre rzeczy. O co chodzi? Proszę bardzo. Świat malowany pędzlem Audioneta oferuje nam mocno osadzoną w niskich rejestrach, może nie z kipiącą barwą, ale ciekawie pokolorowaną w środku pasma i co ważne swobodnie wybrzmiewająca muzykę. Taka lista zalet zaś oznacza, że każdy rodzaj muzyki w pakiecie startowym otrzymuje zaskakującą szybkość narastania dźwięku, mocne uderzenie w zakresie basu i napowietrzone górne rejestry. A to gwarantuje zagranie wszystkiego na co najmniej dobrym poziomie. Oczywiście po głębszym przyjrzeniu się konkretnym nurtom muzycznym zawsze coś da się zrobić lepiej, ale jeszcze nikt nie wymyślił urządzenia, które spełni oczekiwania pełnego spektrum potencjalnych użytkowników. I właśnie aby nieco nakreślić obóz potencjalnych zainteresowanych konstrukcją zza naszej zachodniej granicy, postaram się w miarę przejrzyście wyłożyć ofertę soniczną tytułowej integry. Swój miting po muzyce rozpocznę od stylu, w którym SAM 20 SE czuje się jak ryba w wodzie, czyli free jazz Kena Vandermarka. Taka twórczość w pierwszej kolejności stawia na bezkompromisową szybkość każdej nuty, co w oparciu o dobrą podstawę basową i swobodę górnych rejestrów Audionet zaspokajał bez najmniejszych problemów. Był drive, energia i gdy wymagał tego materiał muzyczny natychmiastowe uderzenie pełnego składu, a jedyną rzeczą, która odstawała od moich standardów, było zbyt lekkie wysycenie środka pasma, co skutkowało minimalnym osłabieniem energii wydobywającego się z saksofonów szaleńczych przedmuchów i utratą lubianej przeze mnie estetyki wibrującego drewna stroika. Jednak jak wspominałem w rozbiegówce, to jest oferta dla szerokiej grupy melomanów i uruchomione takim postawieniem sprawy konstrukcyjne kompromisy powodują, że gdzieś coś za coś musimy oddać. Ważne jednak, aby efekt końcowy nie był bolesny, czego z powodzeniem niemieckim konstruktorom udało się uniknąć. Idąc dalej tropem niesionych przez integrę atrakcji dźwiękowych chyba nie odkryję tajemnicy informując o bardzo podobnym do wściekłego jazzu odbiorze wszystkich stawiających na mocne wrażenia stylów muzycznych wyłączając w to również elektronikę. Tak tak, mamy do czynienia z pogromcą folk metalu, Hard Rocka i sztucznej muzy w stylu Massive Attack. To co, przesłuchawszy kilkadziesiąt płyt wynotowałem jedynie same ochy i achy? Naturalnie, że nie, ale też nie żebym miał jakieś wielkie żale w bardzo wymagających pozycjach płytowych. O co chodzi? Naturalnie o twórczość obracającą się w domenie cyzelowania każdego tonu. Gdy przyjrzymy się najnowszym inkarnacjom dorobku Monteverdiego, czy nawet wirtuozerskiego, stawiającego na pojedyncze instrumenty w wypełniającej nasz pokój ciszy jazzu ze stajni ECM, bardzo łatwo przekonujemy się, że szybkość i drive nie jest lekiem na wszytko. Czasem lepiej oddać nieco konturu na rzecz wzmocnienia soczystości struny gitary barokowej i w konsekwencji jej dłuższego wybrzmienia, gdyż stricte matematyczne podejście do uduchowionej muzy nie ma szans na przeniesienie nas w zanotowane na pięcioliniach dawnych rękopisów czasy. I gdybym miał zdecydowanie mocniej do czegoś się przyczepić, to właśnie do zbyt dosłownego rysowania w domenie krawędzi wzmacnianej przez niemiecki piec muzyki. To nie wojsko, żeby chodzić według ściśle spisanego konspektu. Czasem, aby oddać zawartego w sobie ducha powinna się wyluzować. Oczywiście bez przesady, gdyż nadal musi obracać się w takich samych regułach taktowania i strojenia dźwięku, ale z odpowiednią dla siebie interpretacją. Audionet raczej stał na straży poprawności fonii dla bardziej popularnej muzy, dlatego też tylko osobista weryfikacja pokaże, jak owa oferta wzmacniania sygnału audio jest daleka od naszych ideałów. Na koniec części merytorycznej dodam jeszcze garść z łatwością wyłapanych na wymagającej twórczości ważnych informacji, jakimi są budowanie szerokiej i zaskakująco głębokiej sceny z ciekawym oddaniem gradacji stworzonych przez realizatorów płyt planów. Przez cały czas miałem łatwy w realizacji wybór, czy skupić się na meritum sprawy, czyli samej muzie, czy na analizie poszczególnych źródeł dźwięku. A chyba o taką łatwość w prezentacji obydwu ważnych dla audiofila aspektów chyba w naszej zabawie chodzi. Przynajmniej ja tak to widzę i co po analizie zapisanych spostrzeżeń oferuje nam tytułowy Audionet SAM 20 SE.

Kolejny wzmacniacz naszych sąsiadów bez najmniejszych problemów pokazał, jak obracając się na przyzwoitych poziomach cenowych zaproponować przyjazny dla większości populacji miłośników muzyki dźwięk. Wyartykułowane w tekście niezbyt idealnie wpadające w moje wzorce brzmieniowe aspekty nie powinny Was niepokoić, gdyż mamy do czynienia z konstrukcją zmagającą się z wyborami coś za coś, a i tak nawet owa bardzo wymagająca muzyka wypadała dobrze. To po co o tym wspominałem? Szukałem sposobu, aby bardziej przybliżyć ogólną estetykę grania Audioneta, a takie dogłębne wskazówki robią to najlepiej. Oczywiście każdy punkt nieco wyostrzałem, dlatego też nie popadajcie w panikę, tylko w przypadku stanu poszukiwania wzmacniacza do swojego systemu spokojnie kierujcie swoje kroki w stronę SAM’a. Każdy set audio rządzi się swoimi potrzebami i oferowana przez niemiecki wzmacniacz świeża krew może okazać się lekiem na Wasze dotychczasowe bolączki. Bez względu na wstępne za lub przeciw niczego nie tracicie, tylko zyskujecie dodatkowe doświadczenie, a to jest nie do przecenienia.

Jacek Pazio

Dystrybucja: CORE trends
Cena: 30 660 PLN

Dane techniczne:
Moc wyjściowa: 2 x 110 W / 8 Ω, 2 x 200 W / 4 Ω
Pojemność filtrująca: 120,000 μF
Współczynnik tłumienia (Damping Factor): > 1,000 @ 100 Hz
Pasmo przenoszenia: 0 – 500,000 Hz (-3 dB)
THD + N: < -100 dB @1kHz, 25 W/4 Ω
SNR: > 103 dB (średnio ważony)
Separacja kanałów: > 93 dB @ 1 kHz
Impedancja wejściowa: 10 kΩ, 150 pF (RCA); 3 kΩ, 170 pF (XLR)
Pobór mocy: < 1 W stand-by, max. 700 W
Wymiary (S x W x G): 430 x 110 x 360 mm
Waga: 15 kg

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

  1. Soundrebels.com
  2. >

Naim ND 555, NDX2 oraz ND5 XS

Rok 2018 to rok przełomowy dla produktów sieciowych w ofercie Naim.
Nasze najnowsze odtwarzacze, zostały skonstruowane z wykorzystaniem całkowicie nowego systemu streamingu. Technologia, opracowywana od trzech lat przez zespół inżynierów firmy Naim, zapewnia najwyższą jakość odtwarzanej muzyki. Połączenie szybkich komponentów cyfrowych z bogatym dźwiękiem analogowym, odtwarzacze sieciowe są łatwe w obsłudze i integracji, jednocześnie zachowując klasyczny styl urządzeń Naim. Najważniejszym produktem jest odtwarzacz sieciowy serii 500 – ND 555. ND 555 jest również pierwszym wprowadzonym na rynek produktem serii 500 od czasu prezentacji odtwarzacza CD555 12 lat temu.

Najnowsze odtwarzacze sieciowe czerpią ze wszystkiego, czego nauczyliśmy się przez ostatnie cztery dekady. Od naszego najnowocześniejszego modułu streamingowego po potężne, naturalnie brzmiące sceny audio – nasze DNA projektowe przechodzi przez każdy model i pomaga nadać mu charakterystyczne brzmienie Naima. Wszystkie modele w tej rodzinie mają znaną, szczotkowaną obudowę zewnętrzną , NDX 2 i ND 555 posiadają również 5-calowy wyświetlacz TFT na przednim panelu wyświetlający wiadomości o źródłach audio, dostępie do usług streamingowych Spotify i Tidal oraz okładek płyt. Wszystkie urządzenia wspułpracują z aplikacją dostępną na iOS oraz Android. Jeśli chodzi o nasz odtwarzacz ND 555, inżynierowie Naim wykorzystali technologię audio, którą do tej pory stosowaliśmy w naszej flagowej gamie Statement. Dzięki tej mieszance technologii audiofilskich i elastyczności naszego systemu streamingu, nasze odtwarzacze sieciowe zapewniają niesamowitą jakość dźwięku.

NDX 2

ND5 XS

Pełną gamę odtwarzaczy zaprezentujemy w trakcie targów HIGH-END 2018 MONACHIUM w dniach od 11 do 13 maja. Zapraszamy.

  1. Soundrebels.com
  2. >

AUDIO RESEARCH REF160M

Plymouth, USA, 12 kwietnia 2018 – Po dwóch latach prac badawczych, firma Audio Research prezentuje najnowszy wzmacniacz mocy – Monoblock Power Reference 160M (REF160M). Wzmacniacz zbudowany jest jak żaden inny, wygląda jak żaden inny i brzmi jak żaden, który kiedykolwiek wcześniej słyszeliście, ale nadal jest to bez wątpienia Audio Research!

W 160M wykorzystaliśmy udoskonaloną topologię. W ścieżce sygnału, w porównaniu do naszych poprzednich wzmacniaczy, zmniejszyliśmy ilość komponentów, staranniej je także dobraliśmy. Zastosowaliśmy przełącznik trybu pracy ultralinear/triode, auto-BIAS oraz układ monitorujący pracę lamp wyjściowych. Wraz z zaawansowanym wskaźnikiem mocy wyjściowej i kilkoma jeszcze innymi ciekawymi nowościami taki zestaw funkcji nigdy wcześniej nie był oferowany we wzmacniaczach Audio Research z tej półki cenowej.

Nasi projektanci chcieli stworzyć coś w nowym stylu, coś co byłoby uzupełnieniem przedwzmacniacza REF6. Nie chcieli rezygnować z możliwości podglądania działających lamp. W 160M, pokaźnych rozmiarów „okienko“ pozwala obserwować piękne, działające lampy. Zastosowano tu także innowacyjne, dwuwarstwowe szkło z wyraźnie zaznaczoną skalą, która tworzy zintegrowany miernik mocy. Wskazania miernika świecą dzięki ukrytym diodom LED, dodatkowo możliwa jest regulacja poziomu jasności podświetlenia.

Livio Cucuzza – odpowiedzialny za nowe wzornictwo Audio Research geniusz kreatywności stwierdził:
„REF160M jest najwyższą formą projektowania w języku firmy Audio Research. To także pierwszy krok, który wprowadza nas w nową erę zupełnie nowych produktów. Nasz transparentny miernik nadaje kształt naszemu słynnemu i charakterystycznemu brzmieniu. Jako miłośnik i klient Audio Research mogę powiedzieć, że REF160M to najfajniejszy wzmacniacz lampowy na świecie!”

Górna część obudowy REF160M to starannie wkomponowany w pokrywę wentylator. Jego zadaniem jest odprowadzanie ciepła z czterech lamp KT150 stopnia wyjściowego i dwóch sterujących 6H30. Półprzewodnikowy zasilacz stabilizowany zapewnia odpowiednią wydajność, stabilność i niezawodność. W zasilaczu wykorzystano nowy rodzaj transformatora High Energy Capacity Transformer, a odpowiednio dobrane kondensatory mają zapewnić w krytycznych momentach odpowiednio duży zapas prądu. Wszystko to wpływa na poprawę dynamiki i pomaga wydobyć prawdziwą głębię basu.

W Audio Research wyznajemy zasadę, że najlepszą ścieżką dla sygnału jest ścieżka najkrótsza. Nasi inżynierowie opracowali zatem nową topologię obwodów audio. To najkrótsza ścieżka dla sygnału z najmniejszą liczbą komponentów. Ale są to nie tylko najlepsze dostępne na rynku podzespoły. Wśród nich jest wiele przygotowanych na zamówienie – specjalnie dla Audio Research. Jednym z nich jest specjalna 4-warstwowa drukowana płytka, dzięki której obniżono poziom szumu do niespotykanego wcześniej poziomu. Dotychczas projekt ten był zarezerwowany dla naszych przedwzmacniaczy. Mamy nadzieję, że od teraz, w dziedzinie muzykalności, będzie to nowy punkt odniesienia.

REF160M wyposażyliśmy także w opracowany przez nas obwód automatycznej regulacji prądów spoczynkowych (BIAS). Dzięki temu wzmacniacz może współpracować z różnymi typami lamp. Oprócz znajdujących się w komplecie KT150, pasują do niego 6550, KT88 i KT120. Rozwiązanie to precyzyjnie reguluje warunki pracy lamp i dostosowuje prąd do stopnia ich zużycia. Likwiduje też konieczność ciągłej kontroli wartości prądu spoczynkowego.

W firmie Audio Research jesteśmy głęboko zakochani w lampie KT150. Jest ona stosowana we wszystkich wzmacniaczach – począwszy od VSi75 na REF750SE kończąc. Jej wydajność jest niezrównana, a szacowana na 3000 godzin pracy żywotność pozwala praktycznie na długie i nieprzerwane słuchanie muzyki. Przed montażem każda z nich jest przez 48 godzin wygrzewana mierzona i klasyfikowana. Korzystamy przy tym z naszej autorskiej procedury: „Certified Matched”.
To czasochłonny i kosztowny proces. Wygrzewanie realizowane jest w krytycznych warunkach, ponieważ nowe lampy znacząco zmieniają swoje parametry przez pierwsze 48 godzin pracy. Kompletny i odpowiednio dobrany zestaw lamp jest następnie z największą starannością montowany w poszczególnych urządzeniach.

Wbudowany licznik godzin pracy lamp pozwala monitorować ich zużycie. Dodatkowo każda z lamp posiada specjalny obwód ochronny. Oddzielne dla każdej lampy, wysokiej jakości bezpieczniki, zamontowano wewnątrz obudowy i jeśli to konieczne, można je w łatwy sposób wymienić. Wskaźnik stanu lampy w REF160M znajdują się na przednim panelu i wskazuje także, który bezpiecznik wymaga wymiany.

Niektórzy miłośnicy audio preferują lub oczekują od wzmacniacza lampowego dużej mocy charakterystycznej dla trybu Ultralinear. Inni zaś – zwykle właściciele wysokowydajnych zestawów głośnikowych, oraz ci, którzy słuchają muzyki znacznie ciszej – preferują konstrukcje oparte o mniej wydajne triody. REF160M jest pierwszym wyprodukowanym przez Audio Research wzmacniaczem, który ma zadowolić wszystkich audiofilów. Znajdujący się na panelu frontowym przełącznik, umożliwia wybór preferowanego trybu pracy. Dla konserwatystów przygotowano 150 W w trybie ultraliniowym, innych ucieszy skromne, „triodowe” 75 W.

Najwyższa jakość dźwięku, wygoda, niezawodność i prosta obsługa to najważniejsze cechy REF160M – pierwszego wzmacniacza serii Reference, który wyposażono w wejścia niesymetryczne (RCA), wejścia symetryczne (XLR), co pozwoli współpracę w dowolnie skonfigurowanym systemie. Wzmacniacz posiada również wejście RS-232 i trigger 12V, pozwalający podłączyć zdalne sterowanie.

Podkreślając wszystkie jego zalety, warto pamiętać, że REF160M skonstruowano, aby rozwijać naszą miłość i zrozumienie odtwarzanej na nim muzyki. Pierwszy odsłuch jest zaskakujący, a jego brzmienie potrafi podnieść ciśnienie. Odpowiedzialny za brzmienie wszystkich wzmacniaczy Audio Research Warren Gehl powiedział o nim:

„Wśród wszystkich wzmacniaczy Audio Research, REF160M jest tym, który tworzy najbardziej realistyczny obraz muzyczny.”

Pod wieloma względami jest on czymś zupełnie nowym. REF 160M to nowe brzmienie, nowe wzornictwo i nowy sposób obsługi. Wzmacniacz będzie dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych: Natural (srebrny) lub Black (Czarny).

DANE TECHNICZNE
• Moc wyjściowa: 140 W (ciągła) 20Hz – 20khz. 1khz THD typowo 1% dla 140 W, poniżej 0.04% przy 1W.
• Zakres częstotliwości pasma: (-3db) 5Hz – 70khz.
• Odpowiedź impulsowa: (-3db@1W) 0.5Hz – 110khz.
• Czułość wejściowa: 2,4 V RMS Balanced (25.5 dB przy 8 Ohm).
• Impedancja wejściowa: 200 kOhm (symetryczna).
• Polaryzacja wyjść: Non-inverting. Balanced input pin 2+ (IEC-268).
• Impedancja wyjściowa: 16/8/4 Ohm
• Regulacja wyjść: w przybliżeniu 0.6 db, 16 Ohm (współczynnik tłumienia – ok.14).
• Wartość sygnału sprzężenia zwrotnego: 14db
• Szybkość narastania: 13 V/ms.
• Pobór mocy: 105-130VAC 60Hz (210-250VAC 50Hz) 700W max.
• Lampy: 2 dobrane pary KT150 (moc wyjściowa V1-4); 2 GH30 (Gain V5 i V6).
• Wymiary (S x W x G): 43,8 x 25,4 x 47 cm
Uchwyty: dodatkowo 4.1 cm
• Waga: 25.5 kg / 33.2 kg (wraz z opakowaniem)

  1. Soundrebels.com
  2. >

Electronics Show 2018

Z przykrością stwierdzam, że tradycja organizacji wiosenno-letnich wystaw/targów obejmujących szeroko rozumianą tematykę elektroniki użytkowej ze szczególnie silnym akcentem na ustrojstwa wydające z siebie dźwięki w Polsce praktycznie nie istnieje. Co prawda lata świetlne temu a dokładnie w dniach 15-16 czerwca 2002 w warszawskim hotelu Marriott odbyła się wystawa o wielce obiecującym tytule Hi-End, lecz niestety był to event jednorazowy a i samego organizatora (wydawcy również nieistniejącego magazynu Hi-End) już na audiofilskim radarze odnaleźć nie sposób. Całe szczęście ktoś wreszcie poszedł po rozum do głowy i postanowił zorganizować coś, w porze, kiedy potencjalni nabywcy nie tylko nie będą musieli zmagać się z przeciwnościami jesienno -zimowej pluchy, ale i absorbować uwagi koniecznością zadbania o adekwatną do panujących na zewnątrz temperatur garderobą. W dodatku aby zainteresować możliwie szerokie spectrum odbiorców zamiast li tylko Hi-Fi postawił oprócz elektroniki użytkowej na wszystko, gdzie znajdziemy choćby pojedynczego chipa a jako patrona strategicznego pozyskał sieć handlowa MediaMarkt. Coś Państwu taki profil targów przypomina? Ano właśnie – skojarzenia z berlińską IFĄ wydają się być jak najbardziej na miejscu. Jednak wbrew pozorom, to nie nasi zachodni sąsiedzi wpadli na pomysł urządzenia swoistego klona, a rodzimy właściciel podwarszawskiego – znajdującego się w Nadarzynie Ptak Warsaw Expo. I tym oto sposobem doszliśmy do clue, czyli do odbywających się w miniony weekend (13-15 kwietnia) Targów Elektroniki Użytkowej Electronics Show 2018.

Jak sama nazwa imprezy wskazywała zakładałem, jak się miało okazać całkiem słusznie, iż aby wyłuskać cokolwiek mającego wspólnego z audio czekało mnie mozolne przekopywanie się przez stoiska z najprzeróżniejszymi „inteligentnymi” pralkami, lodówkami i kuchenkami. Zanim jednak pokonałem powyższy tor przeszkód pewną, w dodatku budzącą delikatną niepewność kwestią była sama logistyka, czyli dotarcie na miejsce. Co prawda organizator na swojej stronie solennie zapewniał o kursowaniu darmowej linii autobusowej, jednak nauczony doświadczeniem nabytym podczas ostatniej edycji Audio Video Show, oraz biorąc pod uwagę znacząco dłuższą trasę aniżeli ze Stadionu Narodowego do Hotelu Sobieski, miałem pewne obawy. Koniec końców uznałem jednak, że jeśli coś już na starcie pójdzie nie tak, to bez większego żalu po prostu wrócę do domu i korzystając z okazji, zamiast włóczyć się po wystawienniczych halach, zgarnę jeszcze smacznie śpiącą rodzinkę na rowerową wyprawę. Traf jednak chciał, iż pierwszy sobotni autobus pojawił się nie tylko o czasie, co nawet kilka minut przed, chwilkę poczekał na chętnych i punkt 9-ta ruszył z centrum. Po półgodzinnej podróży dotarł na teren Ptak Warsaw Expo a ja udałem się do kas/informacji. Maila o przyznanej akredytacji zapobiegliwie miałem przygotowanego w smartfonie, lecz i na tym etapie, w przeciwieństwie do ostatniej edycji AVS, wszystkie formalności zajęły dosłownie półtorej minuty. Weryfikacja listy, podpisanie formularza (miła Pani sama zaproponował uzupełnienie stosownych rubryk na podstawie wizytówki), odebranie identyfikatora i … voilà – droga wolna. Krótko mówiąc pierwsze wrażenie, które jak wiadomo można zrobić tylko raz, wypadło zdecydowanie in plus, tym bardziej, iż dotyczyło zagadnień, których organizator AVS, pomimo ponad dwudziestoletniego doświadczenia, najwidoczniej nie jest w stanie opanować w stopniu chociażby dostatecznym. W tym momencie starając się być do bólu obiektywnym musiałem przyznać, że jak na początkującego gracza Electronics Show 2018 z zadziwiającą łatwością zdążył wkopać dwa piękne gole staremu wyjadaczowi (Audio Video Show) i to w ciągu pierwszych kilkudziesięciu minut naszego spotkania. Jednak jak wiadomo gra toczy się do ostatniego gwizdka, więc nie ma co się zbytnio ekscytować. Dlatego też, mając praktycznie puste alejki (otwarcie bramek dla „cywilnych” zwiedzających miało mieć miejsce za blisko dwa kwadranse) i niespiesznie się nimi przechadzając natrafiłem na … centrum prasowe z kawą, napojami, miejscem na chwilę odpoczynku, stolikami do pracy, czyli wszystkim tym, czego mediom na AVS szalenie brakuje a do czego zdążyliśmy się np. podczas corocznych spotkań na monachijskim High Endzie przyzwyczaić.

Zanim jednak rzucę nieco światła na daleki od naszych głównych zainteresowań prezentowany na większości stoisk asortyment skupię się na głównych sprawcach mojej obecności na tytułowej imprezie, czyli nad wyraz licznej ekipie Polskiego Klastra Audio, którą reprezentowały (w porządku alfabetycznym) marki Audiomica Laboratory, AVCON, Ciarry, Egg-Shell Audio, Prime Acoustics, Shape of Sound, VAP i ZETA ZERO. W dodatku i wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom zamiast openspejsowej ekspozycji powyższy skład postanowił dać odwiedzającym namiastkę możliwości drzemiących w swoich wyrobach i w symbolicznie odizolowanych od siebie „lożach” prezentował trzy kompletne systemy.

W pierwszym 33 metrowym pokoju rozgościły się Zeta Zero i Prime Acoustics, a kompletny system Zety został okablowany przewodami Audiomica Laboratory z seri Consequence. Dość charakterystyczne, zdecydowanie bardziej przypominające jakieś futurystyczne rakiety balistyczne średniego zasięgu, bądź tajemnicze katafalki obcych, aniżeli konwencjonalne kolumny Orbitale 360 Slim, jak sama nazwa skazuje były najmniejszymi („zaledwie” 136 cm wysokości i raptem 1000 Watt RMS mocy każda) modelami omnipolarnymi tego producenta. Konwencja prezentacji w niczym z to nie odbiegała od tego, do czego Tomasz Rogula zdążył przyzwyczaić bywalców AVS i Targów Dom Inteligentny – niemalże koncertowe poziomy głośności i dobijający się samych bram piekieł bas.

Po sąsiedzku można było zapoznać się z diametralnie inną estetyką tak wizualną, jak i soniczną, gdyż zamiast futurystycznych silosów i tysięcy Watów za amplifikację służyły eteryczne lampowce Egg-Shell Audio a w roli oczywistego zakończenia okablowanego Audiomicą (kombinacja przewodów Ultra reference, Excellence i Gray series) toru wykorzystano recenzowane jakiś czas temu na naszych łamach Avcon Avalanche Reference Monitor . Nie zabrakło również idealnie dopasowanego pod względem wzorniczym rodzimego, dwuramiennego gramofonu Shape of Sound a całość stanęła na stoliku VAP PR-X4.
Wracając na chwilę do Egg-Shell Audio warto było wrócić uwagę na nad wyraz intrygującą nowość – 15W SET (Single Ended Triode) Classic 15WL. Niezaprzeczalnie atrakcyjne wzornictwo, w większości przypadków w zupełności wystarczająca moc, pilot zdalnego sterowania i popularne, a więc zarazem niedrogie lampy (4 x EL34, 2 x EF86, 2 x ECC83) całkiem nieźle wróżą tej ciekawej konstrukcji na przyszłość.
W pokoju tym miała miejsce również światowa premiera trzech najnowszych modeli przewodów … Ethernet Audiomica Laboratory, które dosłownie za kilka-kilkanaście dni oficjalnie pojawią się w katalogu ww. marki a były to ANORT Consequence, ARTOC Ultra Reference i ARAGO Exellence. Oprócz nich można było podziwiać wyposażony w topowy filtr  Double TFCT – Two Filters Current Tension, zamknięty w budowie „Smart Couplers marki Acoustic points” (z opatentowanego materiału usuwającego ładunki powierzchniowe, elektrostatyczne z powierzchni przewodnika) przewód zasilający Allbit Consequence.
Na kilka słów zasługują również standy i kolce (o stoliku już wspomniałem) VAP-a, wśród których warto było zwrócić uwagę na wykonany ze stali szlachetnej kwasoodpornej CrNi, wyposażony w „strunę” model KT-PS. Otóż w przypadku tych podstawek możliwa jest, za pomocą łącznika z gwintowanego mosiądzu, regulacja naprężenia owej struny a tym samym zmiana właściwości rezonansowych i zarazem charakterystyki brzmienia układu jaki tworzą podstawki z kolumnami.

W trzecim pomieszczeniu oprócz swoistej powtórki z rozrywki, czyli lampowego wzmocnienia Egg-Shell Audio, okablowania Audiomica Laboratory (kombinacja przewodów Ultra reference i Gray Series) i stolika VAP czekała na zwiedzających kolejna intrygująca nowość w postaci kolumn Ciarry KG-5040, których możliwości w dość ekstremalnych (biorąc pod uwagę wystawowe realia) warunkach prezentował i konstruktor – Jacek Barejka. Jak (mam nadzieję) widać na załączonych zdjęciach to całkiem kompaktowe (jak na odgrody) pięciogłośnikowe, czterodrożne konstrukcje, które bez problemu powinny sprawdzić się nawet w 20-25 metrowych pomieszczeniach. Jeśli chodzi o listę użytych przetworników, to za bas odpowiedzialne są dwa 15” woofery, wyższy bas i średnicę we władanie oddano 10” mid-wooferowi a górą ( tak po prawdzie zahaczającą również o wyższą średnicę – od 1 kHz) pasma podzieliły się między sobą umieszczone poziomo konwencjonalna 2” kopułka i rozpoczynająca pracę przy 10 kHz wstęga. Efekt? Swoboda, rozmach i niepodrabialny brak kompresji, gdzie wolumen generowanego dźwięku sprawia, że to nie orkiestra wciska się do naszego locum, lecz my udajemy się do koncertowej sali. Coś czuję w kościach, że prędzej czy później trzeba będzie porównać Ciarry z redakcyjnymi Trennerami, bo wygląda na to, że obie konstrukcje mogą mieć ze sobą zaskakująco dużo wspólnego, przynajmniej jeśli chodzi o przyjemność odbioru. I jeszcze ciekawostka natury może nie tyle przyrodniczej, co cybernetycznej, czyli sąsiedzka wizyta obsypanego nagrodami wszędobylskiego marsjańskiego łazika Legendary Rover, którą szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało mi się uwiecznić w kilku kadrach.

Tuż obok, vis a vis trzech lóż Klastra, godną jeśli nie monachijskiego High Endu, to z pewnością AVS ekspozycję przygotował rodzimy dystrybutor AVM-a niemiecką elektronikę łącząc z recenzowanymi na naszych łamach raptem trzy tygodnie temu Davisami. Jednak uważne oko było w stanie wychwycić jeszcze jednego ciekawego „rodzynka” – polską lampową 30W integrę AVATAR LA 800.

Jeśli myślicie Państwo, że to koniec mogących zainteresować rasowego audiofila atrakcji, to … jesteście w błędzie, gdyż okazji do zaprezentowania swojej oferty nie zmarnował również warszawski salon Hi-Fi System kusząc zwiedzających zarówno futurystycznymi Blade’ami KEFa, wykwintnymi Sonus faberami, jak i łapiącym oko wściekle pomarańczowym setem Micromegi M-One z Focalami Sopra N°2.

Niejako na wejściu do strefy rozrywek wszelakich co nieco ze swojego przepastnego portfolio zaprezentował stołeczny Horn, którego można uznać za sprawcę pojawienia się w Ptak Warsaw Expo monumentalnych Piegami Master Line Source 2 , które jednak zamiast wśród budżetówki zdecydowanie lepiej prezentowały się wśród zdecydowanie wyższych lotów towarzystwa sprowadzonego, przez wymieniony przed chwilą salon Hi-Fi System.

Skoro jednak wspomniałem o rozrywkach, to najwyższy czas na strefę w której widok ganiającej z obłędem w oczach młodszej i starszej dzieciarni nie był niczym niezwykłym a i scenki, w których nobliwy rodzic oczywiście w trosce o dobro swojej małoletniej latorośli uparcie nie chciał oddać jej pada, bo jeszcze jedno okrążenie musi wykręcić wcale nie należały do rzadkości.

Płaskich, cienkich i wklęsłych ekranów zdolnych obsłużyć sygnały o rozdzielczości już nie tylko 4, ale i 8K też było bez liku.

Dla milusińskich przygotowano sekcję z eksponatami rodem z Gwiezdnych Wojen.

Za to nieco starsi mogli przymierzyć się do napędzanych siłą mięśni, bądź silnikami elektrycznymi jedno i dwu – śladów, które to (dwuślady) podzielić można było na wielce pożądane – vide Tesle i takie, którymi poruszać się lepiej po zapadnięciu egipskich ciemności z kominiarką szczelnie naciągniętą na głowę – czyli „ładne inaczej” Romety. Nie chcę być w tym momencie złośliwy, ale patrząc na ich lapidarne linie nadwozia i siermiężność wykonania pół żartem, pół serio można byłoby je uznać za larwy, z których na drodze ewolucji za kilka (- dziesiąt) lat wyklują się dorosłe, zbliżone urodą do Fiata Multipla dorosłe osobniki. A już zupełnie na poważnie mając wybór, bez chwili wahania wybrałbym kolarkę Rometa, która nie tylko prezentowała się zdecydowanie lepiej, co budziła o wiele większe zaufanie.

Na brak atrakcji nie miały zbytnio podstaw narzekać również przedstawicielki płci pięknej, gdyż to właśnie dla nich dwoili się i troili producenci wszelakiej maści akcesoriów do „wizualnego tuningu” …

… oraz mistrzowie patelni.

Oczywiście nie zabrakło też najprzeróżniejszych drobiazgów od smartfonów, smart-watchy począwszy, poprzez najprzeróżniejsze słuchawki i głośniki bezprzewodowe na aparatach fotograficznych i kuriozalnych profanacjach gramofonów skończywszy.

Jak mam nadzieję udało mi się pokazać, pomimo nad wyraz eklektycznej oferty ukierunkowanej głównie na „standardowego” klienta wielkopowierzchniowych marketów AGD-RTV podczas Electronics Show 2018 dało się zauważyć spory potencjał, który przy odrobinie dobrej woli organizator ma szansę wykorzystać.
Patrząc wyłącznie na segment Hi-Fi / High-End przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by w przeogromnych halach wystawienniczych Ptak Warsaw Expo wzorem monachijskiego High Endu postawić gips-kartonowe budki pozwalające na jako-taką izolację akustyczną prezentowanych systemów. Uwagi o tym że to profanacja i niczego sensownego w takich warunkach i tak i tak nie da się posłuchać proponuję sobie darować, gdyż skoro Japończycy prezentując w Niemczech topowy set Kondo dziwnym zbiegiem okoliczności takich warunków nie uznali za uwłaczających ich godności, to i reszcie branży nie powinno to przeszkadzać.
Najwidoczniej z podobnego założenia wyszli obecni na Electronics Show 2018 wystawcy, którzy na razie dopiero co zakończoną imprezę potraktowali bardziej w kategoriach ciekawostki i swoistego eksperymentu weryfikującego tak potencjał targów, jak i możliwości samego organizatora. Jednak, jak wspomniałem przed chwilą potencjał jest, tylko trzeba dla branży audio odpowiednio zaaranżować odrębną część, bądź nawet całą – dedykowana halę, imprezę z odpowiednim wyprzedzeniem nagłośnić w mediach a na brak frekwencji nikt nie powinien narzekać.

Marcin Olszewski