Monthly Archives: listopad 2018


  1. Soundrebels.com
  2. >

Muzyczny jubileusz Ennio Morricone w Studiu U22

Po nieco dłuższej, aniżeli ostatnio mieliśmy w zwyczaju, przerwie spowodowanej m.in. nawałem prac związanych z przed- i po- wystawowym szaleństwem, w końcu udało nam się pojawić na muzycznym spotkaniu w warszawskim Studiu U22. Okazja ku temu była bowiem wyborna, gdyż wraz zaproszonymi i licznie przybyłymi gośćmi mieliśmy niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w celebracji 90-ych urodzin Maestro Ennio Morricone, które szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie tylko nad wyraz zgrabnie nawiązywały do wydanego całkiem niedawno, gdyż zaledwie dwa lata temu, albumu „60 Years Of Music” z filmowymi przebojami Mistrza, lecz przede wszystkim stały się zapowiedzią Jego wizyty i koncertu, który poprowadzi już 19 stycznia 2019 roku w TAURON Arenie Kraków. Piotr Welc – w roli gospodarza i JVS Group – organizatorzy całego, przedsięwzięcia nie pozostawiając nic a nic przypadkowi postarali się, by o twórczości i przede wszystkim o samym Maestro w środowy wieczór opowiedział … Tomasz Raczek.

Serwowane zarówno z CD, jak i czarnej płyty kinowe przeboje przeplatały się z ciekawostkami, osobistymi wspomnieniami i faktami świadczącymi o niesamowitym talencie popartym fenomenalnym warsztatem Jubilata. Skoro bowiem po fragmenty jego utworów sięgają tacy wykonawcy jak Metallica („The Ecstasy of Gold” ), czy też nagrywali płyty wyłącznie z Jego kompozycjami (nieco u nas zapomniana Mireille Mathieu) a lista współpracujących artystów zbliża się do setki, to trudno ową sytuację uznać za przypadek. Tomasz Raczek zwracał również uwagę na niezwykle staranne, wielowarstwowe orkiestracje tylko potwierdzające geniusz kompozytora. I w tym miejscu wypadałoby wspomnieć anegdotę dotyczącą stojącego w apartamencie Ennio Morricone fortepianu. Otóż na widok instrumentu Tomasz Raczek raczył był podzielić się z Maestro swoją refleksją, iż to oczywiste, że skoro odwiedza kompozytora, to i fortepian być musi, co z kolei spotkało się ze zdziwieniem szacownego Gospodarza, który z rozbrajającą szczerością stwierdził, że fortepian stoi tam wyłącznie dla przedstawicieli mediów, którzy w większości przypadków zapisy nutowe rozumieją w równym stopniu jak egipskie hieroglify, więc od czasu do czasu trzeba im coś zagrać. Natomiast dla samego Morricone to co najwyżej dość absorbujący gabarytowo mebel, przy pisaniu muzyki całkowicie zbędny, gdyż powstającą „w głowie” muzykę bezpośrednio przelewa na papier nutowy doskonale wiedząc jak powinien on zabrzmieć.

Jak sami Państwo widzicie w „studyjnym” systemie zaszły nawet nie tyle nad wyraz gruntowne zmiany, co przeszedł on, dzięki niewątpliwemu udziałowi krakowsko-warszawskiego Nautilusa, prawdziwą rewolucję. Pierwszoplanowymi rolami źródeł podzieliły się odtwarzacz Accuphase CD/SACD DP-560 i gramofon Transrotor ZET 1 z ramieniem uzbrojonym we wkładkę ZYX Bloom 3, współpracujący z phonostagem Phasemation EA-200, odpowiedzialność za wzmocnienie spadła na integrę Accuphase E-600 a końcówkę toru zapewniły tubowe Avantgarde’y Uno XD. Było więc i coś dla miłośników cyfry, jak i analogowych ortodoksów, przy czym należy skomplementować Piotra, który zapobiegliwie dwukrotnie widoczny na zdjęciach, podwójny album „Morricone 60” dokładnie umył. W efekcie zapowiadanych, jak się okazało mocno asekurancko, trzasków było jak na lekarstwo a całość zagrała wprost wybornie. O samym brzmieniu też złego słowa nie powiem, gdyż po pierwsze moja wydłużona absencja spowodowała, iż za charakterystyczną i bynajmniej wcale nie najłatwiejszą, akustyką zlokalizowanego na 4-ym piętrze zabytkowej kamienicy salonu, nieco się stęskniłem, a po drugie z ulgą mogę obwieścić, iż Piotr ku mojej szczerej radości, zaniechał eksperymentów z wielokanałowym (zauważalnie upośledzonym) dźwiękiem i powrócił do jedynie słusznego (przynajmniej w moim mniemaniu) klasycznego stereo. Dzięki temu misterne orkiestracje Maestro Morricone zabrzmiały tak, jakby zapewne życzyłby sobie ich Twórca, a my mogliśmy delektować się prawidłowo umiejscowionymi na wirtualnej scenie źródłami pozornymi, precyzyjną gradacją planów i czymś, czego podczas wielokanałowych eksperymentów Gospodarza ewidentnie brakowało, czyli homogenicznością a przede wszystkim naturalnością przekazu.

Zmiany dotknęły również „patrona” studyjnego źródełka „popepszaczy percepcji” odmian wszelakich i w zamian wysokoprocentowych, bursztynowych destylatów Goście mogli liczyć na orzeźwiające doznania serwowane przez Martini w odmianie Bianco i Rosso. Niby temperatury na zewnątrz sugerowałyby migrację w kierunku grzanych piw, win i grogów wszelakich, jednak jak to zwykle w U22 bywa temperatura spotkania na tyle szybko osiągnęła co najmniej toskański poziom, że i szczodrze przyozdobione kostkami lodu włoskie aperitif cieszyły się niesłabnącym powodzeniem.

Serdecznie dziękując za zaproszenie nieśmiało nadmienię iż z uwagą będziemy śledzili kalendarz spotkań muzycznych Studia U22 i w miarę naszych skromnych możliwości postaramy się, przynajmniej na części z nich, pojawiać.

Marcin Olszewski

  1. Soundrebels.com
  2. >

Dynaudio Contour 30
artykuł opublikowany / article published in Polish
artykuł opublikowany w wersji anglojęzycznej / article published in English

Po strzelistych, ultra high-endowych Evidence Master i filigranowych, jubileuszowych Special Forty  ekipa Dynaudio przypuściła kolejny atak wystawiając do walki wielce urodziwe podłogówki Contour 30 w najnowszej odsłonie 40th Anniversary. Zamiast standardowych kartonów pojawiły się niespotykane na tym pułapie cenowym solidne skrzynie, standardowe satynowo – srebrne , regulowane imbusem nóżki ewoluowały do postaci eleganckich, czarnych i niewymagających użycia klucza dzielonych i oczywiście nadal regulowanych cokołów a brzmienie … A nie, o tym zaczniemy pisać za czas jakiś, gdy jeszcze pachnące fabryką duńskie piękności się u nas zadomowią i zaczną śpiewać pełną piersią.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

fidata HFU2 & HFLC English ver.

I have to confess that I waited to write this article until we published the review of the ultra-high-end Gauder Berlina RC9. Why? First of all, I wanted to show you the level of resolution we are talking about, and secondly, as a point of reference. But for what reason? To make it absolutely clear, once and for all, that each, and I mean each, element of your audio gear, whether it be a cable, an amplifier, a source or a loudspeaker, does not add anything to the sound, nor does it improve anything, but only degrades and hides information, so it reduces the amount of information going forward. And the whole game of Hi-Fi and High-End is nothing less than a game of minimizing this loss. Putting this in layman’s terms, audiophiles are not trying to achieve the best sound in their systems, but to achieve the least degradation. Madness and heresy, you say? Not really. If we take the non-amplified human voice as the master, or alternatively, the “virgin” live sound of instruments, and then take into account the complication of the recording and post-production processes and finally reproduction in our secluded rooms, then often, if I may use a culinary analogy, from a beautiful piece of Kobe meat the end user only receives a meatloaf or mince of unknown origin. And, at this moment, the question is – what do you want? A steak from the happiest, daily-massaged Wagyu cows, or, to put it more simply, meat-like products? If you are looking for the former, then I will attempt to treat you with something similarly refined, but if you prefer the latter, then I wish you a nice day and, I will confess, you should not waste your time reading further.
Returning for a moment to the Berlinas, it is all about the diamond tweeter and midrange driver used, which are characterized by such resolution and holography, that only after hearing them, do we realize how many details, nuances and reverbs escape our ears on a daily basis. You can hear more and better, and with an intensity that can even surprise a seasoned music lover. But I will immediately warn you that you cannot hear more than is recorded on the carrier, as this is physically impossible. And we are talking about the €100,000 price level here. Fortunately, audio is not an extreme sport, and if you do not feel brave enough to participate in the Scottish Celtman! (one of the most difficult triathlons), you can proceed in small steps, which still leads us to our desired summit. And talking of small steps, then the country which seems unreachable in this aspect is, of course, Japan, the country from which our tested cables came – the USB HFU2 and Ethernet HFLC under the Fidata name – a brand name from I-O Data.

There is one thing I should mention at the beginning – Fidata is not a group of Voodoo followers and shamans, living far away from civilization, mining copper, silver and other raw materials only at the full moon or during an eclipse. They are not reinventing the wheel, they are not announcing that the wood they use is not a conductor (as one cable manufacturer once claimed). Here, we are dealing with a very down-to-earth group of engineers, who are designing peripherals, including items such as external computer drives, where nothing new can be imagined; everything must work as specified in terms of data correctness and reliability. This is the reason why each cable is accompanied not only with a warranty card, but also with a report from its final test, including the exact time and date of the test. This is Swiss, er, pardon me, Japanese precision at its best.
However, this is just a minor point about the product, which presents itself modestly, but still elegant. Minimalist white boxes somewhat resembling boxes of exquisite chocolates, but instead of chocolates, inside we discover the abovementioned cables, resting on a blue velvet cloth. In addition, those cables are so common looking that we might think that they are some kind of demo cables from a pre-production run, which will be fitted into a fancy looking braid coil later on. But this is the pragmatic and clearly engineering point of view of the Japanese at work – a cotton, or any other material for that matter, sheath does not influence the measurable parameters of the cables, so there is no reason to use it. On the other hand, the confectioned plugs, used by Fidata, are true audiophile golden jewelry, and the carcasses of the USB plugs are massive aluminum cylinders, giving protection not only from vibration, but also from all kinds of “noise”, due to a slit in their sides. The Ethernet plugs are the gold plated and shielded MFP8 RJ45 connectors from Telegartner.
When we talk about a deeper vivisection, then the HFU2 is made from four bundles of seven conductors of silver coated OFC copper, where the two bundles designed to transfer data are separately shielded, and the two bundles dedicated to transferring power also has its own shield. And it has a 24 AWG diameter. The HFLC is based on four pairs of shielded conductors made from silver plated OFC copper, the whole is additionally shielded and has a diameter of 26 AWG.

But leaving aside the insides of the Japanese cables, in my experience and from common sense, I must tell you that a much more important aspect, which has an impact on the final effect, is not the usage of a certain component, raw material or circuit, but how it was applied and implemented. So how did the Fidata team handle that?
Before moving on to that part, I should just mention that the listening session was identical to that for a similar set of cables provided by Audiomica Laboratory, the Anort & Pebble Consequence, and again, similar to the Anort from Audiomica, the HFLC in the last part of the tests connected the reference CD/SACD Accuphase DP-950/DC-950 and the Avantgarde Trio supported by Short Basshorns, which were the end element of the audio setup.
Now, both Japanese cables, and regardless of the point of application, were surprisingly unanimous in doing one thing – they ensured that everything was not only audibly better, but there was also more of everything. And, additionally, this effect was absolutely comparable to the one described by me while testing the “diamond” Gauder RC9. So the increase in the amount of information came not from it being magically duplicated, but from the unclogging of an existing bottleneck. The Fidata interconnects not only worked exactly like the German speakers, but also worked like the Japanese power cord Furutech DPS-4, named “pink candy” by us. I mean the incredible proximity of the resolution offered by them to that offered on the carrier – what was really recorded there. Without guessing, interpolation, artificial enhancement and without any attempt to cover possible errors.
Do you understand what I am saying? If not, then please allow me to use a photography analogy by calling upon a technology often used, especially in product photography, called HDR (High Dynamic Range), which means enhanced dynamics, extended tonal balance of a given photo, made from multiple exposures of the same frame. This makes it possible to approximate the spectrum of visibility of the human eye. And, as in photography, this takes time, not mentioning the abilities of the photographer, as both of the Fidata cables bring the information hidden in the shadows and in the light to the fore, immediately. We plug them into the system, we play a recording we think we know by heart, so nothing should surprise us and … we are surprised. It appears that until now, we were just scratching the surface of the vast deep, without any possibility of looking down there. It is like having an opinion of snorkelling and diving based only on the experience gained in the cold and shallow Baltic sea, and then suddenly being able to swim in the much more comfortable, at least in terms of water transparency, coral reefs of the Red Sea. If you have not experienced any such thing, then please believe me if you wish, the effect is similar to experiencing the difference between tasting a black pudding and caviar served on toast.
However, the improvement, or rather we should talk about the quality jump, is not only about the amount of micro-details present in the reproduced recordings and in the precision of their imaging, but also in the attention of how the acoustics are reproduced, the space contained in the different recordings. It is enough to mention that the, beloved by me, Scandinavian reference, the minimalist “Tartini secondo natura” by the trio Sigurd Imsen, Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, the fairytale-like “Kristin Lavransdatter” by Arild Andersen, or, to bring some balance, something much more “sunny”, “Monteverdi: A Trace of Grace” by Michel Godard. We are using a small chapel, an artificially created three dimensional sound stage, changing from piece to piece, and an old Cistercian abbey. All those recordings are completely different, but you cannot clearly decide which one is the best, and the Fidata cables do not judge , they “just” show us all of the information contained there. Now you can enjoy the decays right up to the end … the slow smooth fading of the final notes among the nooks and crannies of the ceiling, the chemistry felt between the musicians and the whole magic aura are present when all of the jigsaw pieces fit together perfectly. At the same time, please do not worry that the tested pair, or just one of those cables, will reveal the eventual masked vocal or technical shortcomings of a less refined repertoire. As I mentioned earlier, those cables absolutely do not evaluate, even less stigmatize , so you should not fear reaching for mainstream items such as “Sweetener” by Ariana Grande, as after listening you can only think philosophically why this fine performer is losing her evident talent for such recordings.

So how do the HFU2 and HFLC Fidata sound? If I respond to this question by saying that they do not – then, on the one hand, I will put you in dismay, and on the other hand, I will not be telling the truth. The truth is that, for sure, they have some kind of character, and they have a company signature, but the case is that these are the least audible wires I have ever come across. Irrespective of whether you think that this is an asset or a liability, I will leave it for you to decide. But if on the way to absolute perfection, you have chosen the way of eliminating unwanted elements that might mask the sound of the source material instead of coloring them, then please listen to the Fidata cables in your system, because I can confidently claim that you will not return them to the distributor.

Marcin Olszewski

System used in this test:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Network player: Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLA; Lumin U1 Mini
– All’in’One: Naim Uniti Nova
– Digital sources selector: Audio Authority 1177
– Turntable: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Phonostage: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Power amplifier: Bryston 4B³
– Loudspeakers: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– Digital IC: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– USB cables: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Speaker cables: Signal Projects Hydra
– Power cables: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Power distribution board: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Wall power socket: Furutech FT-SWS(R)
– Anti-vibration platform: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Ethernet cables: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Table: Rogoz Audio 4SM3
– Accessories: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Distributor: Moje Audio
Prices:
HFU2: 1 499 PLN/1m, 1 649 PLN/2m, 1 799 PLN/3m
HFLC: 3 799 PLN/1,5m, 4 899 PLN/3m , 11 399 PLN/10m

  1. Soundrebels.com
  2. >

TAD Evolution One (TAD-E1TX-K)

Opinia 1

Nawet nie tyle o natłoku, co o ewidentnej klęsce urodzaju wszelakiej maści wrażeń i bodźców docierających do nas podczas minionej edycji Audio Video Show zdążyłem już co nieco napisać, zamieścić kilka…set zdjęć z PGE Narodowego, obu hoteli i nawet odrobinkę odzipnąć. Zanim jednak nagromadzone emocje zupełnie opadły a poszczególne wyrywki i „migawki” wspomnień ułożyły się, wzorem poprzednich, we w miarę logiczną całość, dziwnym zbiegiem okoliczności przypomniała sobie o nas przeszłość. Przeszłość równie miła, co wystawowa, gdyż w nawiązaniu do dość niezobowiązujących, prowadzonych podczas tegorocznego monachijskiego High Endu odezwała się do nas europejska centrala TAD-a (Technical Audio Devices Laboratories, Inc.) z pytaniem, czy nie mielibyśmy przypadkiem ochoty rzucić okiem i uchem na mające w miniony weekend na AVS swoją premierę podłogowe kolumny Evolution One (E1TX-K). Oczywiście mowa była o odsłuchu w zdecydowanie lepszych i bardziej kontrolowanych aniżeli stadionowe warunkach. „Pech” jednak chciał, iż bezpośrednio po ww. wystawie zagościł u nas angielsko-francuski system marzeń (Naim Statement & Focal Stella Utopia EM EVO) i z dość prozaicznych względów, jego praktycznie zerowej mobilności, na co najmniej dwa tygodnie OPOS miał być wyłączony z jakichkolwiek innych testów. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż z pomocą przyszedł katowicki Audio Styl, w którym to ostatni raz gościliśmy … jeszcze przed powołaniem do życia SoundRebels, z okazji jeśli mnie pamięć nie zawodzi prezentacji systemu Hegla z Gradientami Helsinki, czyli co najmniej 6 lat temu. Szmat czasu, więc okazja do wycieczki i małego rekonesansu wyśmienita. Tak też się stało i w sobotni poranek, lekko licząc na kwadrans przed wschodem słońca, wyruszyliśmy z Jackiem do stolicy Górnego Śląska.

W tym momencie chciałbym przekazać najserdeczniejsze podziękowania dla całej ekipy Audio Stylu, która pomimo prawdziwego urwania głowy związanego z szaleństwem „czarnego weekendu” udostępniła nam do celów recenzenckich, a tym samym na caluteńką sobotę wyłączyła z normalnego użytkowania, swoją salę odsłuchowo – demonstracyjną. W dodatku, pomimo wstępnej aranżacji nie było żadnych problemów z realizacją naszych, dla postronnych obserwatorów, zapewne zupełnie niezrozumiałych „zachcianek” dotyczących rekonfiguracji systemu podczas odsłuchów, czy też – już na sam koniec podłączenie czegoś „poza konkursem”. Jednym słowem marzenie recenzenta, który może wygodnie rozsiąść się na kanapie z filiżanką aromatycznego espresso w jednym i kawałkiem wybornego makowca (był obłędny) w drugim ręku i jedynie skupić się na absorbcji wrażeń nausznych, bądź gdy tego wymagała sytuacja, nawet zalec plackiem tuż przed systemem, jak to raczył był zaprezentować Jacek.

Zanim przystąpię do dogłębnej analizy walorów sonicznych sprawczyń naszych weekendowych wojaży pozwolę sobie pokrótce przedstawić kilka niuansów natury technicznej, które np. podczas wizyty na PGE Narodowym mogły Państwu najzwyczajniej w świecie umknąć. Patrząc od góry najnowsze TAD-y wyposażono w ukryte za metalowymi siatkami maskownic 9 cm koaksjalne przetworniki średnio-wysokotonowe CST, w których centrum umieszczono 25 mm kopułki berylowe, a stanowiące ich przedłużenie membrany średniotonowe wykonano z magnezu. Zdublowane 16 cm woofery posiadają natomiast wielowarstwowe kompozytowe membrany aramidowe MACC (Multi-layered Aramid Composite Cone). Same kolumny są dość zgrabnymi, przyobleczonymi w dystyngowaną fortepianową czerń, bryłami z odchyloną o trzy stopnie ku tyłowi ścianą przednią i ściętą ku frontowi płaszczyzną górną. Całe szczęście spójności projektu nie psują ujścia portów bas-refleks, gdyż zamiast konwencjonalnych, ordynarnie zionących swymi wylotami brzydko mówiąc rur zastosowano zaimplementowane na ścianach bocznych „dwustronne” porty ADS ukryte za całkiem estetycznymi „talerzami” zaślepek. Dzięki nim ciśnienie wyprowadzane jest z obudowy idealnie symetrycznie i to nie tylko do przodu i do tyłu, lecz również z obydwu ścian bocznych. Mamy zatem do czynienia zarówno z omnipolarną propagacją najniższych częstotliwości, jak i równomiernym rozłożeniem sił działających na samą obudowę i eliminacją fal stojących tamże lubiących powstawać.
Podwójne, umieszczone tuż nad podłogą, terminale głośnikowe przymocowano do eleganckich szyldów ze szczotkowanego aluminium a kolumny wyposażono w aluminiowe nóżki znacząco poprawiające stabilność.

Część akomodacyjno – rozgrzewkową, mającą na celu może nie tyle oswojenie się, co przypomnienie sobie akustyki katowickiego pomieszczenia, przeprowadziliśmy z użyciem wzmacniacza mocy TAD-M4300, który po kilku kwadransach otrzymał wsparcie ze strony młodszego rodzeństwa, czyli nieco niższego rangą modelu TAD-M1000, któremu to przypadło zadanie zaopiekowania się dołem pasma, odciążając tym samym M4300, mogącego troszczyć się w tym momencie jedynie o zakres średnio – wysokotonowy. Patrząc na parametry obu końcówek można byłoby dojść do wniosku, że każda z nich, bądź co bądź dysponując niebagatelną mocą 500 W/ 4 Ω z przysłowiowym palcem w …, mniejsza z tym gdzie, powinna poradzić sobie z wysterowaniem tytułowych, niewielkich podłogówek i byłoby w tym sporo racji. Skoro jednak ekipa Audio Stylu posiadała na stanie dwa japońskie „piece” i sama z siebie najpierw ustawiła je na rodzimym stoiku Rogoz Audio, w sąsiedztwie odpowiedzianego za dystrybucję zasilania Acoustic Dream AL-4, a potem, bez najmniejszych sprzeciwów, spełniła naszą prośbę i użyła ich w konfiguracji bi-amping, a my z kolei od razu stwierdziliśmy, że tak jest zdecydowanie lepiej, to głupotą byłoby wracać do pierwotnego, pozornie „wystarczającego” zestawienia. Powyższy eksperyment daje też wyobrażenie o tym, jak wymagającym obciążeniem są TAD-E1TX-K, więc mając na nie chrapkę warto brać ów aspekt pod uwagę i mówiąc wprost mierzyć siły na zamiary.
Odsłuchy rozpoczęliśmy od pozycji, którą nie dość, że znają chyba wszyscy audiofile, to w dodatku pozwalającej niejako skalibrowanie nie tyle systemu, co nas samych do zastanych warunków i złapanie jakiegoś punktu odniesienia zarówno do własnych systemów, jak i niezliczonych odsłuchów wystawowo – wyjazdowych. Mowa o … nie o znienawidzonym „No Sanctuary Here” z albumu „Roadhouses & Automobiles” Chrisa Jonesa, lecz samplerze Mangera „Musik, wie von einem anderen Stern”. To całkiem zgrabna kompilacja klasyki i utworów okołojazzowych, z której na pierwszy ogień poszła niezastąpiona „Zima” Vivaldiego z przepięknymi partiami smyczków. W porównaniu do tego, co mieliśmy w pamięci po AVS dźwięk z niezwykle homogenicznego, acz obarczonego podskórną analityczną szklistością ewoluował w stronę niesamowitej organiczności a czasem wręcz słodyczy. To było brzmienie, przy którym nie sposób było pozostawać zdenerwowanym, gdyż koiło ono nery i przynosiło odpoczynek od codziennych trosk. Bas, oczywiście nie na Vivaldim, tylko „Jazz Variants” O-Zone Percussion Group, schodził zaskakująco nisko i pomimo pewnej krągłości nie sposób było odmówić mu rozdzielczości i kontroli. Ot, własna sygnatura dość wyraźnie stawiająca akcent na przyjemność odbioru i wyrafinowanie. Można było nawet poważyć się o stwierdzenie, że zrobiło się niemalże „accuphase’owo” – w takim starym dobrym stylu, do jakiego zdążyły nas np. przyzwyczaić A-klasowe monosy A-200. Co istotne owa wszechobecna gładkość i jedwabistość wcale nie osłabiała czy to motoryki, czy zadziorności rocka, gdyż zarówno ścieżka dźwiękowa „Songs of Anarchy: Music from Sons of Anarchy Seasons 1–4”, jak i prog-rockowy „Hunt” Amaroka nie straciły nic a nic ze swojej natywnej spontaniczności.
Jednak dołożenie kolejnej 500W końcówki, czyli przypominającej nieco jakąś futurystyczną urnę, rodem z „Gwiezdnych Wojen”, TAD-M1000 poskutkowało dość diametralną zmianą charakteru tytułowych kolumn. Co prawda wspominana gładkość i homogeniczność pozostały, lecz do głosu doszły pozostające dotychczas nieco w cieniu aspekty jak może nie tyle głębia sceny, bo takowa była, co wyraźniejsza, bardziej oczywista gradacja planów i tzw. „aura” – powietrze otaczające muzyków. Szczególnie wyraźnie było to słychać na baśniowym „Kristin Lavransdatter” Arilda Andersena i oczywiście samplerze Mangera. Generalnie przekaz osiągnął zdecydowanie wyższy poziom namacalności a same TAD-E1TX-K złapały przysłowiowy wiatr w żagle. Posługując się audiofilskim żargonem, w pełni uzasadnionym byłoby stwierdzenie, że „dźwięk się otworzył”. Separacja pomiędzy poszczególnymi źródłami pozornymi była bardziej oczywista a same źródła zyskały na namacalności. Doskonałym przykładem potwierdzającym powyższe twierdzenia był „Anonymus” otwierający „Hunt” Amaroka, gdzie szczekający pies wydawał się umiejscowiony dalej aniżeli przy pojedynczej amplifikacji, za to słychać było go zdecydowanie wyraźniej i z lepszą precyzją.

Niejako na deser i już „poza konkursem” postanowiliśmy z Jackiem posłuchać zdecydowanie lepiej, od bohaterek niniejszego spotkania, znanych ogółowi melomanów i audiofilów klasycznych monitorów TAD Compact Evolution One. Jak sami Państwo widzicie, o ile monitory kojarzą się większości z nas z dość kompaktowymi gabarytami, to od razu na wstępie warto podkreślić, iż japońskie konstrukcje do najmniejszych bynajmniej nie należą a obecny w ich nazwie „compact” jest jedynie wskazówką, iż mamy do czynienia z konstrukcja podstawkową a nie podłogową. Mamy zatem do czynienia z trójdrożnymi kolumnami o ponad 52 cm wysokości i 44 cm głębokości, w których górę i średnicę reprodukuje 16-cm układ koncentryczny z wysokotonową kopułką berylową a dół 18cm woofer. Krótko mówiąc może na ilość basu znaną z TAD-E1TX-K raczej nie mamy co liczyć, za to pozostała część pasma ma szanse na nieco lepsze osiągi i … z owej szansy bezdyskusyjnie korzysta. Średnica jest bowiem pełniejsza, bardziej wysycona i na swój sposób magiczna. Nie siląc się na zbytni obiektywizm i kierując się jedynie własnymi preferencjami określiłbym ją mianem wysoce uzależniającej, czego z resztą wielokrotnie doświadczyłem na własnej skórze spędzając długie kwadranse podczas „monachijskich sesji” w halach MOC. Niby czas gonił, wystawowy dzień się kończył a ja jakoś każdorazowo nie potrafiłem odnaleźć motywacji by podnieść się z krzesła i ruszyć w dalszą drogę. Tym razem było podobnie. Godzina zamknięcia salonu zbliżała się nieuchronnie a my siedzieliśmy na kanapie delektując się wybornym brzmieniem, które zamiast analizować i rozkładać na części pierwsze woleliśmy przyjmować takim, jakim było. Niby doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z oczywistych ograniczeń owych monitorów, które po prostu najniższego basu nawet nie próbowały reprodukować, bądź operowały w jego wyższych rejonach, jednak jak się okazało zaskakująco łatwo na taki kompromis się godziliśmy skupiając naszą uwagę na wyższych częstotliwościach i niejako podświadomie sięgając po repertuar owego pasma niespecjalnie wymagający.

Jeśli zatem nie poszukujecie Państwo zbyt często infradźwiękowych doznań, dysonujecie co najwyżej dwudziestometrowym pokojem, a „TARTINI secondo natura” tria Sigurd Imsen, Tormod Dalen, Hans Knut Sveen gości u Was zdecydowanie częściej aniżeli „Elephants on Acid” Cypress Hill, to eksplorację kolumnowego portfolio TAD-a polecam rozpocząć od TAD-CE1, za to uwagę wszystkich miłośników pełnopasmowych doznań sugeruję skierować ku TAD-E1TX-K.

Serdecznie dziękując europejskiej centrali TAD-a za propozycję odsłuchu i ekipie Audio Stylu za gościnę, chciałbym również zwrócić uwagę, iż był to jeden z niewielu „testów”, który ze względu na praktycznie całkowite zawłaszczenie na kilkugodzinną sesję sklepowej sali mógł być czymś więcej aniżeli kurtuazyjną relacją z tzw. wycieczki krajoznawczo-towarzyskiej. Oczywiście idealnym rozwiązaniem byłoby pozyskanie TAD-E1TX-K na przynajmniej dwa tygodnie i ich dogłębną analizę w naszym redakcyjnym OPOS-ie, lecz z drugiej – Państwa strony, jest to też szansa na swoistą powtórkę z rozrywki i umówienie się na osobisty odsłuch w dokładnie takich samych warunkach i w takiej samej konfiguracji, w jakich nam przyszło się z TAD-ami zaznajamiać. Dlatego też mam cichą nadzieję, że nawet takie „salonowe” refleksje pozwolą Państwu na rozwianie ewentualnych wątpliwości i o ile tylko tytułowe kolumny zostaną w Polsce na dłużej, popełnienie własnousznej weryfikacji naszych wynurzeń.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Prawdopodobnie większość z Was nie uwierzy, ale czytana relacja swoją inicjację miała jakieś pół roku temu. Mianowicie chodzi o fakt zainteresowania ewentualnym testem na naszych łamach, jakie podczas wystawy w Monachium wyraził przedstawiciel pochodzącej z Japonii marki. Tak tak, proces od zgłoszenia zainteresowania do finalizacji pomysłu trwał dobre kilka miesięcy, ale jak to w życiu bywa, co się odwlecze, to nie uciecze i omawiany producent ze swoimi nowościami pojawił się na zeszłotygodniowej wystawie AVS w Warszawie, a wspomniany przed momentem opiekun marki postawił przysłowiową kropkę nad „i”. Niestety traf chciał, że dzień wcześniej klepnęliśmy inne bardzo ważne dla naszego portfolio dwutygodniowe wydarzenie testowe i całe przedsięwzięcie przyjrzenia się długo oczekiwanej w naszych progach elektronice z powodu światowej nowości jakimi są jeszcze nigdzie na świecie nie oceniane, a przez to rozchwytywane przez recenzentów kolumny, zawisł na włosku. Dlatego też nie mając zamiaru tracić tak ciekawego doświadczenia, z ochotą przystaliśmy na ofertę wyprawy do katowickiego przedstawiciela marki TAD w Polsce, salonu Audio Styl, gdzie do naszej dyspozycji stał skonfigurowany według wystawowej specyfikacji zestaw kultowej marki TAD.

Zanim przejdę do konkretów, przypomnę, iż zazwyczaj podobne wydarzenia według mojej specyfikacji nie stwarzają pełnoprawnych warunków do krytycznego oceniania czegokolwiek. Dlatego też cały poniższy tekst mimo bardzo dużej elastyczności gospodarzy w spełnianiu naszych konfiguracyjnych zachcianek należy traktować jako obciążoną kilkoma niewiadomymi opinię. Jednak mimo powyższego oświadczenia z pełną odpowiedzialnością mogę Was zapewnić, że wszystko co w miarę strawnie uda mi się przelać na klawiaturę, jest efektem wnikliwych, jak na wyjazdowy epizod, kilkugodzinnych odsłuchów. Dlaczego aż tak nam na tym zależało? Wszystko wyjaśnia wstępniak, czyli udostępnienie światowej nowości w postaci kolumn podłogowych TAD Evolution One TAD-E1TX-K.
Początek opiniotwórczego spotkania, z niewielkimi wyjątkami okablowania, był odzwierciedleniem pokazu wystawowego, czyli mającej już swoje lata, ale nadal wyznaczającej jakość dla konkurencji elektroniki w postaci przedwzmacniacza liniowego TAD-C2000, i wzmacniacza mocy TAD-M4300, wspomaganej odtwarzaczem SACD/CD Esoteric K-05X, zasilanej przy pomocy rodzimego kondycjonera Acoustic Dream AL-4 z okablowaniem Schunyaty i Cardasa, Efekt? Wszystko na miejscu, czyli bardzo spójny, dobrze poukładany na scenie, a przy tym rozdzielczy przekaz muzyczny. Takie granie na wysokim poziomie, jednak z przewagą nutki stawiania na eufoniczność. Gęsto, ale z pakietem informacji, muzykalnie, ale bez popadania w przegrzanie, czyli coś dla wielbicieli systemów audio obarczonych, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. cechami najlepszych aplikacji lamp elektronowych. Naturalnie to była również bardzo bliska mojej estetyce przyswajania muzyki prezentacja, dlatego też pozostawaliśmy przez pierwszą połowę odsłuchu. Jakiej muzy używaliśmy? Różnej. Od deprecjonowanego przez wielu audiofilów samplera Mangera, przez muzykę buntu z repertuaru Marcina (patrz jego relacja), Amaroka – polski projekt w stylu Pink Floyd, po wokalizę Chrisiny Aguilery u Herbiego Hancocka. Gdy wymagał tego materiał, wspomagane opracowanym przez TAD-a firmowym wcieleniem bas-refleksu najniższe rejestry nienachalnie, ale za to dobitnie wzbudzały stabilizującą nasze opasłe ciała podłogę. Zaś w przypadku oddania zamierzeń wykorzystywanych w teście wokalistów w sukurs dolnemu zakresowi przychodził znany z fantastycznej kreacji świata w optyce „3D”, nadania głosom muzyków odpowiedniego wysycenia i odpowiedniej dawki światła na scenie wyśmienity średnio-wysokotonowy koaksjal. I gdy tak chłonęliśmy wydawałoby się nie posiadające wad wcielenie srebrnych krążków, poprosiliśmy gospodarzy o podłączenie kolumn w bi-ampingu przy wykorzystaniu najnowszej końcówki mocy TAD-M1000. Jak myślicie, co uległo poprawie? Dół, góra, a może środek pasma? Nie będą Was męczył, tylko zdradzę, że wszystko. Nagle odbierany dotychczas jako wyrafinowany w domenie odbioru świat muzyki zaczął pokazywać swoje walory w estetyce nacisku na wyczynowość oddania każdego zakresu. Ale nie odczuliśmy najmniejszego napinania muskułów poszczególnych podzakresów, tylko ich idealne wykończenie do najdłuższego wybrzmienia fortepianu. Bas zyskał na zwarciu szyku, przez co pokazał więcej informacji o pracy nisko schodzących instrumentach, środek mimo większej dawki witalności nie stracił gładkości, a góra z estetyki zachodu słońca przemieniła się w nasycony wieloma cechami świeżości wybrzmień każdej nuty wiosenny poranek. Jednym zdaniem, muzyka nabrała szybkości, rozmachu i energii, ale bez najmniejszych oznak nerwowości. To był zastrzyk na miarę bezwiednego kiwania nóżki zarzuconej jedna na drugiej, a o to chyba w muzyce chodzi.
Na koniec naszej katowickiej przygody z japońską myślą techniczną poprosiliśmy o pokazujące nam miejsce nowych kolumn TAD-E1TX-K w szyku portfolio marki podłączenie znanych z poprzednich wystaw w Monachium przepiękne monitory TAD Compact Evolution TAD-CE1. I tutaj mam również miłą informację. Otóż te wydawałoby się „maluchy”, może nie z takim rozmachem jak podłogówki, ale również potrafiły wykrzesać z siebie odpowiednią na miarę możliwości dawkę niskich rejestrów. Ale nie to jest najważniejsze. Jako monitory budowały fantastyczną przestrzeż międzykolumnową z nieco większą niż poprzedniczki dawka muzykalności. Tak więc interesując się zawartością oferty TAD-a oprócz fenomenalnie wypadającej już na wyjazdowym odsłuchu elektroniki macie pełną paletę odpowiednich dla każdej kubatury pokoju i słuchanego stylu muzycznego kolumny. Czego chcieć więcej?

Jak wspominałem, to jest obwarowana wieloma niewidomymi wyjazdowa opinia, ale mimo tego mogę powiedzieć tylko jedno, jeśli tak dużo dobrego udało mi się osiągnąć w nieznanych warunkach lokalowych i z nie do końca znanym w danej konfiguracji okablowaniem, w momencie wizyty u mnie z pewnością byłbym w stanie wycisnąć z tego zestawu jeszcze kilka ciekawych wniosków. Niestety nie było mi to dane, ale i tak jestem pełen podziwu dla pewnego rodzaju uniwersalności produktów marki TAD, do zapoznania się z którą po tym krótkim mitingu z całą powagą zachęcam.
Puentując to wydarzenie nie mogę zapomnieć o jego gospodarzu, czyli salonie Audio Styl w Katowicach, który mimo weekendowego szaleństwa zakupowego zwanego „Czarnym Piątkiem” utrudniając życie potencjalnym klientom udostępnił nam na cały dzień swój główny salon odsłuchowy. Panowie, wielkie dzięki.

Jacek Pazio

System wykorzystany w teście:
Odtwarzacz SACD/CD: Esoteric K-05X,
Przedwzmacniacz: TAD-C2000
Wzmacniacze mocy: TAD-M4300, TAD-M1000
Kolumny: TAD Evolution One (TAD-E1TX-K), TAD Compact Evolution (TAD-CE1)
Kondycjoner: Acoustic Dream AL-4
Okablowanie:
Głośnikowe – Cardas Clear Cygnus i Clear Reflection
IC – pre- końcówka 4300 – Cardas Clear Reflection XLR 1m
źródło – pre – Cardas Clear Beyond 1m
pre- końcówka m1000 – Cardas Clear Cygnus XLR
Zasilanie:
Estoeric – Shunyata Delta power
Pre – Cardas Clear Cygnus Power 1,5m
M4300 – Shunyata Sigma power 2m
M1000 – Shunyata Alpha power 2m
Do listwy – Cardas Clear Beyond power 1m

Dane techniczne:
Konstrukcja: 3-drożna, bass reflex, podłogowa
Przetworniki niskotonowe: 2 x 16-cm
Przetwornik średnio/wysokotonowy: Koaksjalny 9-cm stożkowy / 2.5-cm kopułka
Pasmo przenoszenia: 29 Hz-60 kHz
Częstotliwość podziału: 420 Hz, 2.5 kHz
Skuteczność: 88 dB (2.83 V-1 m)
Moc max.: 200 W
Impedancja: 4 Ω
Wymiary (S x W x G): 350 x 1215 x 512 mm
Waga: 46 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >

Luna Rouge USB
artykuł opublikowany / article published in Polish

Nie ukrywam, że do kablarskiej egzotyki mam niekłamaną słabość, za to na widok sąsiadujących ze sobą w jednym zdaniu słów „ekologia” i „audio” zapala mi się ostrzegawcza lampka. Okazuje się jednak, iż od powyższych reguł są wyjątki, gdyż na testy dotarł do nas niewątpliwie egzotyczny, pochodzący z niewielkiej kanadyjskiej manufaktury, przewód na wskroś … ekologiczny. Ręczna robota, miedź NOS, naturalna bawełna, jedwab i odrobina gumy (pewnie też odzyskiwanej na drodze recyclingu) jednym słowem „organiczny hardcore”. Cóż z tego skoro należący do serii Rouge przewód USB marki Luna Cables prosto po wyjęciu z … oczywiście ekologicznej torebki zapędza w kozi róg większość wykorzystującej niemalże kosmiczne technologie konkurencji.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Audio Video Show 2018 cz.2

Po istnym maratonie pomiędzy lożami PGE Narodowego przyszła pora na eksploracje obiektów o nieco mniej absorbujących gabarytach, lecz zarazem stawiających przed zwiedzającym zupełnie inne wyzwania i wymagania natury kondycyjnej. O ile bowiem stadionową część spokojnie można byłoby podsumować przemierzonymi kilometrami, to już zarówno Golden Tulip, jak i Radisson Blu Sobieski należało rozpatrywać w kategoriach swoistego polowania na jakąkolwiek lukę w niemalże nieprzerwanie płynącym potoku spragnionych muzycznych doznań audiofilów. Wszystkim tych, którym nie tylko w ostatni weekend, ale i w poprzednich latach nie udało się dotrzeć na warszawską wystawę winny jestem w tym momencie wyjaśnienie, iż panujący na hotelowych korytarzach podczas AVS ścisk jest niepowtarzalny i na swój sposób stanowi swoistą tradycję. Ot, wszystko odbywa się zgodnie z zasadą mówiącą, że jak chce się posłuchać, to trzeba swoje odstać i już. Jest przy tym okazja do kuluarowych ploteczek, sugestii gdzie jeszcze warto zajrzeć a przede wszystkim wymiany „na gorąco” poczynionych obserwacji. Nikogo zatem nie dziwią mniejsze, bądź większe grupki prowadzące ożywione dysputy, czy to na korytarzach, czy też klatce schodowej, która stanowi główny ciąg komunikacyjny, gdyż mało komu chce się czekać na windę. A na koniec jeszcze jedno. Otóż tegoroczna wystawa powinna przejść do historii jako chyba pierwsza edycja AVS podczas której, przynajmniej Sobieskim odwiedzający zrozumieli po co Organizatorzy przygotowują szatnie (liczba mnoga w pełni uzasadniona) i że warto z tychże przechowalni odzieży skorzystać, więc osobników zakutanych w zimowe okrycia można było w ciągu trzydniowej imprezy policzyć na palcach jeśli nie jednej, to na pewno dwóch rąk. Można? Jasne, że można, trzeba tylko chcieć. Oczywiście spora w tym zasługa logicznego rozplanowania i organizacji w samym hotelu, gdzie najpierw wygospodarowano miejsce na szatnie a dopiero za nimi ustawiono boxy kas, ale liczy się efekt końcowy, a ten był zdecydowanie pozytywny.

Podobnie jak w piątek, dzień rozpoczęliśmy może nie tyle pełnowymiarową konferencją, co mającym być w zamyśle Organizatorów – katowickiego RCM-u śniadaniem prasowym połączonym z polską premierą kolumn Borg marki Fink Team. Czemu w poprzednim zdaniu dodałem zwrot „w zamyśle”? Powód jest tyleż prozaiczny, co patrząc na powyższe zdjęcia, oczywisty. Otóż niewielka salka Krokus Hotelu Golden Tulip w tzw. okamgnieniu zaczęła pękać w szwach szczelnie wypełniona przez licznie przybyłych przedstawicieli zarówno polskiej, jak i międzynarodowej prasy. Nie co dzień bowiem można liczyć na cierpliwe i wyczerpujące opisy niuansów konstrukcyjnych debiutującym na naszym rynku kolumn i to z ust samego ich konstruktora, czyli niezwykle poważanego w branży audio a przez znaczną część współpracujących z nim firm uznawanego za wręcz legendarnego Karl-Heinza Finka.
Oprócz wspomnianych Borgów w torze, począwszy od źródła znalazły się dwa gramofony – dwuramienny TECH DAS AirForce 5 z ramieniem ACOUSTICAL SYSTEMS AQUILAR uzbrojonym we wkładkę TOP WING RED SPARROW (SUZAKU) i drugim – SME M2R z wkładką Miyajima SPIRIT – MONO, oraz KUZMA STABI R z ramieniem KUZMA 4Point 9 inch i wkładką DS Audio model DS-W2. Powyższe „szlifierki” współpracowały z .. trzema phonostage’ami – THRAX AUDIO ORPHEUS, DS Audio DS-W2 i RCM SENSOR 2, które to z kolei przesyłały sygnały do przedwzmacniacza liniowego THRAX AUDIO DIONYSOS a ten z kolei do monobloków THRAX AUDIO TERES.
Na razie, czyli opierając się li tylko na hotelowym – mocno niezobowiązującym odsłuchu nie chciałbym dokonywać jakiś radykalnych ocen, ale to, co wydobywało się z Borgów wydawało się wielce obiecujące. Świetny timing, umiejętność stworzenia trójwymiarowej sceny i precyzja zasługiwała na uznanie a góra reprodukowana przez AMT była dokładnie taka jak lubię – rozdzielcza, lecz daleka od napastliwości. Oj coś czuję w kościach, że te „niemieckie trumienki” mogą nieźle na naszym rynku namieszać.

Nieopodal – w przestronnej sali Tulip 1 grały natomiast nad wyraz filigranowe kolumny Boenicke W13 zasilane przepotężnymi monoblokami Accuphase A250 współpracującymi ze streamerem Ayona S10 i może zabrzmi to niewiarygodnie, ale te szwajcarskie maluchy ewidentnie dawały radę. Dynamika, rozmach i swoboda prezentacji wywoływały autentyczne zaskoczenie u wchodzących zwiedzających, którzy po chwili spokojnego odsłuchu zaczynali nerwowo rozglądać się i zaglądać w hotelowe zakamarki w poszukiwaniu ukrytego gdzieś za bannerami subwoofera.

W tym roku RCM postawił na swoisty minimalizm, co w ich wydaniu oznaczało ni mniej ni więcej, tylko … trzy gramofony, w tym jeden dwuramienny, dwa phonostage, dzieloną amplifikację i „niewielkie” – wykonane z aluminium podłogówki. A co to dokładnie było? Już podaję. Jeśli chodzi o źródła analogowe to podczas AVS można było usłyszeć takie cudeńka jak: TECH DAS AirForce 3 Premium z ramionami SAT LM-09 i wkładką MY SONIC Lab Signature Platinium, oraz Schröder CB 9 cali z wkładką Miyajima Infinity – MONO; Döhmann Helix 2 z ramieniem VIV Rigid Float7/Ha i wkładką ETSURO URUSHI COBALT; premierowy THRAX AUDIO YATRUS Direct drive z ramieniem Schröder CB 9 cali i wkładką MY SONIC Lab Eminent Ex. W rolach przedwzmacniaczy gramofonowych wystąpiły firmowe konstrukcje RCM-u, czyli SENSOR 2 i THERIAA, za wzmocnienie odpowiedzialny był duet VITUS AUDIO RL-101 + RS-101 a co do kolumn, to oczy i uszy cieszyły niedawno przez nas recenzowane Gaudery DARC 100. Warto również wspomnieć o rodzimych ustrojach akustycznych Acoustic Manufacture.
Jeśli zaś chodzi o brzmienie, to bez nawet najmniejszego naciągania faktów uczciwie trzeba przyznać, że mówiąc najdelikatniej nie było się do czego przyczepić. Jak potrafią zagrać Darci zdążyliśmy się przekonać już w redakcyjnym OPOSie, ale jak się okazało zdecydowanie większa kubatura hotelowej sali i ultra high-endowe źródło pozwoliły im złapać zdecydowanie więcej wiatru w żagle. Istotną informacją dla malkontentów był fakt, iż wbrew obiegowej opinii owe „bezlitosne” Gaudery bez najmniejszego problemu odtwarzały tak „referencyjny” materiał jak piosenki Młynarskiego, które to z tego co mi wiadomo raczej nie miały swojej „audiofislkiej” reedycji.

Natural Sound również nie zawiódł pokładanych w nim nadziei prezentując przeurocze trójdrożne kolumny Samurai, oraz zdecydowanie bardziej bezkompromisowe SoulSonic Hologramm-X, elektronika to już domena Audio Tekne. Nie mogło też zabraknąć akrylowego gramofonu Vertere SG-1 Standard Groove.

Avatar Audio zaprezentował „lewitujące” na poduszce magnetycznej wykonane z bambusa kolumny Holophony Numer Dwa, których moduły średnio-wysokotonowe również odseparowano od skrzyń basowych za pomocą „poduszki magnetycznej”. Natomiast cała elektronika (streamer LiveBit, amplifikacja Audio-Akustyka) spoczęły na 14-warstwowych platformach antywibracyjnych Avatar Audio Receptori.

Sporym zaskoczeniem okazał się tegoroczny system przygotowany przez Grobel Audio, gdyż zamiast smukłych podłogówek Franco Serblin Ktema, jak w zeszłym roku, bądź filigranowych monitorków Lignea (rok 2016), Pan Sebastian zdecydował się na zdecydowanie potężniejsze tubowe Destination Audio NICA. Za to elektronika już takich emocji nie budziła, gdyż w roli źródła zawitał szpulowy Studer A80 a resztę toru we władanie przejęły Jadisy pod postacią przedwzmacniacza JP80 MC Anniversary i końcówek mocy SE845. Całe szczęście powyższa głośnikowa volta nic a nic nie zmieniła w bezkompromisowym podejściu do muzyki, która jak co roku brzmiała w Hall 3 niemalże jak na żywo a pełnopasmowość Destination Audio pozwoliła jedynie rozszerzyć spektrum prezentowanego materiału.

Sveda Audio wespół z Lampizatorem zafundowali zwiedzającym swoistą powtórkę z rozrywki w nieco zmodyfikowanej wersji. Otóż kanarkowo żółte studyjne Blipo zostały zastąpione wersjami Blipo Home U22 Special Edition, o fundament basowy dbały dwie Chupacabry a za źródło sygnału posłużył Lampizator Superkomputer z Pacific DAC-iem (burgundowa wersja Arka wzbudziła moją autentyczną zazdrość).

Na AVS nie mogło zabraknąć stałego gościa warszawskiej wystawy, czyli Gerharda Hirta, który w tym roku prezentował swój kompletny system w skład którego weszły : gramofon Transrotor La Roccia Reference z wkładką ZYX-a, phonostage Spheris, przedwzmacniacz Conquistador, monobloki Epsilon i wysokoskuteczne (94dB) kolumny Black Crane. Same kolumny posiadały jeszcze jedną, wielce pożądaną cechę, czyli odrębne zwrotnice zoptymalizowane pod kątem amplifikacji tranzystorowej, oraz lampowej. To jednak nie koniec dobrych wiadomości, otóż Gerhard, mając dość walki z wiatrakami, czyli prób dopasowania oferowanych streamerów do nieraz niezwykle „egzotycznych” serwerów NAS stosowanych przez jego Klientelę wprowadził do swojego portfolio, oferowaną wraz z aktualnymi modelami austriackich plikograjów niepozorną, opartą na procesorze i5 „kostkę” intela z preinstalowanym oprogramowaniem JRiver, czyli prawdziwym kombajnem multimedialnym i serwerem UPNP zdolnym obsłużyć praktycznie wszystkie znane ludzkości formaty audio. Prowadząc prezentację Gerhard nie ukrywał, że cała ta gonitwa za coraz gęstszymi formatami już dawno temu straciła sens, gdyż większość z oferowanych hi-resów powstała poprzez zwykły upsampling, co z resztą doskonale robią same źródła Ayona a to, co rzeczywiście jest nagrywane powyżej 24/48 czy max. 24/192 pod względem czysto muzycznym niestety średnio nadaje się do słuchania. Dlatego też ze stoickim spokojem warto eksplorować nieprzebrane zasoby spełniające kryteria „Czerwonej książeczki” Philipsa i Sony’ego.
O dość oczywistych detalach mających niewątpliwie degradujący wpływ na odbierany przez nasze uszy dźwięk wspominał również Robert Szklarz, który nie omieszkał wspomnieć o bezsensowności wstawiania nawet najwyższej klasy urządzeń do niezaadaptowanych akustycznie pomieszczeń, gdyż szanse na usłyszenie drzemiącego w zakupionym systemie potencjału są nader nikłe. Przy okazji zaprezentowano akustycznie transparentny stolik, który bez obaw można postawić pomiędzy słuchaczem a kolumnami bez obaw o to, że jego obecność negatywnie wpłynie na efekt finalny, czego o wszelakiej maści „cywilnych” meblach powiedzieć niestety nie można.

Za niezwykle miłą chwilę odpoczynku i wzbogacenie posiadanej wiedzy można było uznać pasjonującą prelekcję sławnego brytyjskiego recenzenta magazynu HiFi News – Kena Kesslera o wszystko mówiącym tytule „The LP Is Forever”. Przez ponad godzinę Ken z wielką pasją opowiadał i dokumentował konkretnymi przykładami muzycznymi zmiany jakie zachodziły na rynku fonograficznym co i rusz sięgając po fenomenalne krążki wytwórni Mobile Fidelity.

Naładowany pozytywną energią żwawo potruchtałem do Salonu Marantza na ul. Poznańską 24 na spotkanie z kolejną legendą światowego Hi-Fi – samym Kenem Ishiwatą, który dla niewielkiego grona przyjaciół i przedstawicieli prasy był uprzejmy zaprezentować nie tylko możliwości limitowanej serii Marantz KI Ruby, ale i swoją 40-letnią historię współpracy z Marantzem. Opowiadając o początkach swojej kariery, różnicach pomiędzy sposobem myślenia ekip Marantza i Philipsa, które pod koniec 1980 r. stały się niejako jednym organizmem, czy też dyskusjach prowadzonych przy definiowaniu formatu CD Ken Ishiwata nie stronił od technicznych detali różniących topowe 10-ki od KI Ruby.
Kameralna prelekcja prowadzona była m.in. przy pomocy znanych nam z premiery urządzeń Marantz 10 SERIES kolumn Q Acoustics Concept 500, które z odtwarzaczem/DAC-iem i integrą KI Ruby zaoferowały brzmienie na poziomie o jakim większość wystawców z Hotelu Radisson Blu Sobieski mogła co najwyżej pomarzyć. Po prostu było w nim dokładnie to, co być powinno – dynamika, rozdzielczość, świetne ogniskowanie źródeł pozornych, głębia sceny a przede wszystkim muzykalność i to wszystko grając pliki z notebooka. Czyżby dotyk mistrza zdziałał takie cuda?

Idealnym zwieńczeniem tak uroczego popołudnia okazał się zorganizowany w siedzibie House of Wyborowa Pernod Ricard przez dystrybutora marki – Horn Distribution „Wieczór Rubinowy”. Jak sami Państwo widzicie humory dopisywały wszystkim i to nie tylko za sprawą bursztynowych destylatów (niezwykłym zainteresowaniem cieszył się kącik konesera), obecności honorowych gości, lecz i wręczanych dyplomów dla najlepszych sprzedawców znajdujących się w portfolio Horna marek. Nie zabrakło pamiątkowych zdjęć i „tematycznego” tortu a przemowę ku czci Kena Ishiwaty wygłosił sam Ken Kessler.

Eksplorację Hotelu Radisson Blu Sobieski rozpocząłem, zgodnie z opracowaną lata temu metodologią, od ostatniego piętra i pierwsze kroki skierowałem ku dwóm zajmowanym przez Audio Anatomy pokojom. W pierwszym grała włoska elektronika Audia Flight (przedwzmacniacz FLS1 z końcówką mocy FLS4), gramofon Scheu z ramieniem SME 302, oraz kolumny Manger a całość została okablowana przewodami Signal Projects. W drugim, na honorowym miejscu pyszniła się 100W lampowa integra Auris Audio Fortissimo oparta na czterech KT120 i czterech ECC99 a tuż pod nią przycupnął DAC Auris D2D oferujący natywne przetwarzanie sygnałów PCM 32bit/348kHz i DSD. Oczywistym uzupełnieniem systemu były kolumny Auris Poson 8 z 8″ przetwornikami basowymi Beymy, średniotonowcem Founteka i wstęgą na górze. Okablowanie stanowiły „budżetowe” druty ZenSati. Oba zestawy prezentowały się nader atrakcyjnie, choć jeśli miałbym kierować się własnymi – czysto subiektywnymi preferencjami bez chwili wahania wybrałbym ten oparty na gramofonie. Może i jego brzmienie było mniej wyczynowe, ale przyjemność odsłuchu nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości, że mając go pod ręką słuchałbym go nie tylko z recenzenckiego obowiązku.

U Wojtka Szemisa pewne rzeczy są pewne jak podatki. Mowa oczywiście o analogowym źródle – w tym roku był to gramofon Michell Orbe współpracujący ze wzmacniaczem Kondo On-Gaku i wzorowanymi na Snellach Type-A II kolumnami Type-A.

Studio High-End – Art loudspeakers Dram Diamond 15 Silver Signature (15″ basowiec, 8” papirusowy mid-woofer z magnesami Alnico + diamentowy tweeter), gramofon Systemdeck z 12-calowym ramieniem Audio Origami, Aqua Acoustic Quality transport CD La Dua + DAC La Scala., oparte na 300B końcówki Art Audio Harmony Silver ref. A na drugim planie Art. Audio Charlize na pojedynczych lampach 211 + preamp Conductor Silver Reference.

Krakowsko – warszawski Nautilus postawił w tym roku na zestawy typu „spécialité de la maison”, czyli „poproszę do dużego pokoju”. W pierwszej napotkanej odsłonie były to Dynaudio Contour 30 (2 x 18W55 18 cm woofery + 28mm Esotar na górze), CD Accuphase, gramofon Transrotor Crescendo Nero, 130W końcówka mocy Octave Audio RE 320 + preamp Octave Audio HP 700 z zewnętrznym, dodatkowym zasilaniem. Może zdjęcia (robione niestety pod ostre światło) tego nie oddają, ale zarówno efekt wizualny, jak i brzmieniowy był wielce intrygujący, gdyż po pierwsze udowadniał, że współczesne modele Dynek trudno uznać za misiowate a po drugie również Octave ewoluowało od dość charakterystycznej analityczności do niemalże słodyczy.

W Jag Electronics jak zwykle królowały lampy a w momencie, gdy do nich zajrzałem grała integra 200 SE II i kolumny Audio Nirvana.

Ekipa MJ Audio Lab, jak to u zawodowców z rynku pro-audio bywa, nie mogła pozwolić sobie na ekstrawagancję, więc nie eksperymentowała, tylko pokazała to co po prostu gra i grać będzie przez długie lata. Mowa oczywiście o elektronice Brystona (m.in. DAC BDA-3 i streamer BDP-3) i przeuroczych kolumienkach – aktywnych monitorach MyMonitors MY5. Nie muszę chyba wspominać, że o akustykę też zadbano, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę, że w dystrybucji MJ Audio Lab od lat znajduje się Vicoustic.

Skoro jesteśmy przy akustyce, to warto było zajrzeć również do Core Trends, gdzie prezentowne znane z naszego OPOS-a portugalskie ustroje Artnovion stanowiące idealne tło do systemu Audioneta (odtwarzacz PLANCK i integra WATT) i kolumn YG Acoustics Hailey 1.2. Siląc się w tym momencie na możliwie stoicki spokój i bezstronność musze stwierdzić, iż był to jeden z najlepszych, jeśli nie po prostu najlepszy z grających w Sobieskim system. Bezkonkurencyjna rozdzielczość szła w parze z potężnym a zarazem fenomenalnie kontrolowanym basem a generowane, bez nawet najmniejszych zniekształceń, ciśnienie akustyczne zdolne było wcisnąć słuchaczy w hotelową kanapę. Jeśli przyznawalibyśmy nagrody, bądź jakiekolwiek wyróżnienia, to Core Trends tegorocznym systemem z pewnością by na takie uhonorowanie zasłużyli.

Nie sposób było przejść obojętnie obok intrygujących kolumn SoundKaos LIBéRATION zasilanych mikroskopijnym 25W wzmacniaczem Bakoon Amp13, do którego gabarytami zdecydowanie bardziej pasowały podstawkowe Vox 3, które również własnego Bakoona miały do dyspozycji.

Stylistyka gramofonu Tentogra „Oscar” jest na tyle charakterystyczna, że po zeszłorocznej premierze chyba nikomu interesującemu się analogiem nie trzeba jej przedstawiać. Tym razem w pobliżu pojawiło się nieco bardziej industrialne rodzeństwo – model „Gramy”, które swą bryłą zdecydowanie silniej nawiązywało do futurystycznych Cabasse Adriatis II aniżeli oldschoolowej amplifikacji Sky Audio OTL. Uważne oko było też w stanie wypatrzyć przeuroczy phonostage EAR 912. Zupełnie nie wiem, czy to wina źródła, czy też amplifikacji, ale potężne, utrzymane w „arktycznej bieli” Cabasse’y zagrały zjawiskowo zadziwiająco dobrze wpasowując się w kubaturę niewielkiego, hotelowego pokoju.

Aż się łezka w oku kręci – przepiękne i ortodoksyjnie zgodne z pierwszymi egzemplarzami monitorki Falcon BBC Classic 15 Ohm LS3/5a wyposażone w zaprojektowane przez samego Malcolma Jonesa przetworniki – średniotonowy Falcon B110 i wysokotonowy Falcon T27. O towarzyszącą elektronikę zadbał … Primare pod postacią usieciowionego odtwarzacza CD35 Prisma Network CD i integry I35 Prisma. Wbrew pozorom ten swoisty mezalians wcale nie zaowocował jakąś spektakularna porażka, lecz fenomenalnie dynamicznym, barwnym i homogenicznym brzmieniem, którego ze świecą szukać można było u bardziej postawnej konkurencji. Jeden z lepszych „dźwięków” tegorocznej wystawy i zarazem moja szczera rekomendacja.

Nas przyjaciele z Block Audio ostatnio nie próżnowali i o ile w Monachium chwalili się najnowszą opcja kolorystyczną (głęboka czerwień @Mazda) to już w Sobieskim ich kompletnego systemu wzbogaconego o firmowe, posiadające aluminiowe fronty o grubości 4 cm, monitory Shelf Block można było na spokojnie posłuchać. A słuchać było warto bo takiej mieszanki gładkości, wysycenia, rozdzielczości i słodyczy nie spotyka się zbyt często. Nie chcę w tym momencie popadać w przesadny zachwyt, ale ten zestaw, oczywiście z odpowiednio dobranymi kolumnami z powodzeniem mógłby konkurować z najlepszymi konfiguracjami prezentowanymi na PGE Narodowym.
Warto było też zwrócić uwagę na montowane na ścienne gniazda zasilające pierścienie Lock Block zapobiegające przypadkowemu wyciągnięciu przewodu z „kontaktu” oraz minimalizujące siły ścinające działające na sam wtyk.

Moje Audio / Art and Voice – trójdrożne Gradienty 1.4 (w kulistym module średnio-wysokotonowym zaimplementowano przetwornik koaksjalny składający się z 176 mm celulozowo – trzcinowej membrany średniotonowej i 25 mm aluminiowo-magnezowej 25 mm kopułki wysokotonowej. W roli źródła pojawił się obsługujący pliki DSD512 i PCM 768 kHz/32Bit Lumin X1 korzystający z zasobów serwera Fidata HFAS1-XS20U a odpowiedzialność za wzmocnienie spadła na elektronikę Norma Audio – przedwzmacniacz Revo S.C.-2 LN i końcówkę mocy Revo PA150. Całość okablowano debiutującymi na naszym rynku kanadyjskimi przewodami Luna Cables . O akustykę zadbało oczywiście Acoustic Manufacture a efekt finalny nie dawał żadnych podstaw do krytyki.

Audiopunkt zaprezentował dwa dość minimalistyczne systemy. W pierwszym usłyszeć można było klasyczne monitorki BBC LS6 Chartwell by Graham Audio z elektroniką Soul Note a w drugim, tym razem podłogowe Graham Audio LS6F z integrą Opera Consonance Linear-200, przetwornikiem Soul Note SD300 DAC i transportem Lumin U1 Mini. Oba sety spokojnie można określić jako przysłowiowe trafienia w 10-kę i wręcz idealne propozycje dla wszystkich osób niedysponujących zbyt dużymi pokojami i niechcącymi przy okazji konfigurowania wysokiej klasy Hi-Fi wydawać jakiś zawrotnych kwot.

W pokoju 305 AudioTrendt wraz z AudioHungary zdołały wcisnąć dwa systemy – pełnowymiarowy, oparty na KEF-ach R7 napędzane integrą Audio Hungary Qualiton A50i, oraz drugi – typowo desktopowy, z filigranowymi aktywnymi KEF-ami LSX. Porównanie obu zestawów może wydawać się kuriozalne, ale kubatura hotelowego pokoju zbliżona do metraży większości naszych mieszkań pozwalała na własne uszy przekonać się, czy na co dzień potrzebujemy pełnowymiarowego seta, czy też spędzając ponad ¾ czasu przy komputerze rozsądniejszym wyborem nie będą przypadkiem desktopowe maluchy.

Hypostatic, czyli fińska, założona przez Oy Jari Ollonberg – dyrektora generalnego Absolute Dimension marka ma nad wyraz innowacyjne podejście do tematu audio, co doskonale ukazują futurystyczne kolumny Indigenium z zakrzywionymi magnetostatycznymi przetwornikami średnio i wysokotonowymi w kształcie przypominających wydechy amerykańskich MACK-ów (to takie ciągniki siodłowe) chromowanych rur wychodzących z kompozytowych brył sekcji niskotonowych wyposażonych w 11” głośniki niskotonowe wspomagane membrana bierną. Pierwszy wzrokowy kontakt mógł wywołać lekki szok a następnie pobłażliwy uśmiech, jednak im dłużej dane mi było Indigenium słuchać, tym robiło się poważniej. Dźwięk był dynamiczny, piekielnie szybki i wyśmienicie rozdzielczy. Jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę, iż system składał się z dość budżetowej elektroniki Roksana i BlueSounda Node 2, to efekt finalny należy uznać za co najmniej wybitny.

Deeptime – kolejne „dziwadełka”, lub jak kto woli „czeski film”, czyli … czeski zestaw 2+1 Ionic Sound System wydrukowany w technice 3D z … piasku i dostępny w limitowanej liczbie 1618 kompletów. W jego skład wchodzą przeurocze muszelkopodobne monitorki Spirula z szerokopasmowymi bambusowymi drajwerami i subwoofer Thunderstone z 5.75“ basowcem a całość wyceniono na … 3141,59 €, czyli wartość π pomnożoną przez 1000. Konsekwentnie niestandardowo potraktowano również kwestię okablowania łączącego satelitki z jednostką centralna, którego długość wynosi 2 x 1,618 m. O ile sam projekt wydał mi się całkiem interesujący, to delikatne rozczarowanie spotkało mnie przy weryfikacji dostępnych przyłączy, gdyż do dyspozycji mamy jedynie 3.5“ Stereo Jack, Digital 3.5“ Fibre Optic Jack i bezprzewodową łączność Bluetooth (zgodny z aptX i kodekami AAC).

Polski Klaster Audio swoją skumulowana ofertę zaprezentował w dwóch pokojach.W pierwszym grały recenzowane przez nas Ciarry KG-5040 na zmianę z nieco mniejszym modelem KG-4030 i premierowo pokazanym lampowcem EGG-SHELL TANQ ustawionymi na stolikach VAP. W drugim rozgościły się gramofon Shape of Sound, wzmacniacz elinsAudio, kolumny Avcon, okablowanie Adiomica Laboratory a całość ustawiono na stoliku Alpin Line (nomen omen jednego z najczęściej widzianych w tym roku dostarczycieli mebli audio).

Q21 – przepięknie wykonane i wcale nie gorzej grające kolumny Adam Vox, można też było, w umownym spokoju, posłuchać gramofonu z lewitującym na poduszce magnetycznej talerzem Mag-Lev, odtwarzacza strumieniowego Moon 390 i zapewne w roli ciekawostki droższego od całej pozostałej elektroniki razem wziętej wzmacniacza zintegrowanego Ypsilona Phaethon a całość okablowano przewodami Tellurium Q. Nie wnikając w szczegóły był to chyba jedyny przypadek na tegorocznej wystawie, gdzie tor cyfrowy wypadał lepiej niż analogowy, ale z tego co widziałem akurat brzmienie w konfrontacji z „lewitacją” okazało się zupełnie nieistotne, choć widok krzywej, przypominającej fale Dunaju, płyty bujającej się na talerzu Mag-Leva będzie mnie jeszcze długo prześladował.

Unicorn Audio wraz z weteranem techniki lampowej – Phast zaprezentowały modele push-pull Soul oparty na lampie 6c41c, single ended Phast 6c41c i integrę z „kultową” GM70 w układzie SE.

Kolejną propozycją Nautilusa był niezwykle spójny wzorniczo system z Ayonem CD-35, rodzima integrą Audio Reveal first i przepięknymi włoskimi kolumnami Chario Academy Sovran. Niby można zauważyć pewne podobieństwa do wcześniej opisywanego seta z Octave i Dynaudio, ale i różnic było też sporo. W tym przypadku nacisk został położony na muzykalność i spokój, przez co wizyta w tym pokoju była prawdziwa przyjemnością.

Po kilkuletniej przerwie niezwykle polaryzujący opinię publiczną Struss wraca do gry i to od razu z trzema konstrukcjami. W Galerii I zaprezentowano bowiem integrę DM 250, końcówki mocy MPA 400 i A-klasowe Class-A, grające z włoskimi kolumnami Opera Grand Callas.

Trudno wyobrazić sobie Audio Show bez tub Avantgarde, więc i w tym roku tradycji musiało stać się za dość i w Sali Wilanów 2 królowały kremowo – beżowe (proszę się spytać swoich Piękniejszych Połówek jak taki kolor nazwać, bo ja się tego zadania nie podejmuję) Duo Mezzo XD napędzane firmową, dzieloną amplifikacją (pre/power z serii XA) a w roli źródła pojawił się Transrotor Massimo i 950-ki Accuphase’a. Powyższego systemu podczas AVS 2018 dane mi było słuchać kilkukrotnie, lecz dopiero w niedzielny poranek, tuż przed oficjalnym otwarciem udało mi się w praktycznie pustej sali wykonać kilka satysfakcjonujących kadrów i na spokojnie, bez kłębiącego się tłumu podelektować się płynącą z niego muzyką.

W Galerii III od ilości prezentowanych marek można było dostać prawdziwego zawrotu głowy, gdyż na stolikach, standach a czasem i bezpośrednio na podłodze prezentowano produkty Acoustique Quality (kolumny Passion, Passion 25, Teen i Orca) / elinsAudio (pre+power Mille/Mezzo, integra Concerto) / KR Audio (integry Va880 i Va830, monobloki Va200)/ Gold Note (gramofony Giglio z wkładką Donatello Gold i Valore 425, phonostage PH-10 z zewnętrznym zasilaczem PSU-10, odtwarzacz CD-1000)/ Lindemann Audio (musicbook:55 poweramp, musicbook 20 streaming DAC, Limetree Phono) / Black Rhodium (zasilające Kinght DCT ++, Titan, Cratos; głośnikowe Duet DCT ++ BW; interkonekty Aria, Sonata, Symphony).

Gigawatt/Marton – po oficjalnym przyjęciu Martona pod skrzydła P.A.LABS światło dzienne ujrzała intrygująca nowość – bezkompromisowa niemalże 100 kg. superintegra dual mono Opusculum Reference mająca na swoim pokładzie blisko 500 000 μF pojemności filtrujących i trafa o mocy przekraczającej 2,5 kW. Najnowszy Opusculum może pochwalić się mocą 2 x 400 W / 8 z czego pierwszych 50 oddawanych jest w czystej klasie A. Sam GigaWatt przygotował premierę najnowszego filtra sieciowego Powerprime a system z Martonem zasilał flagowy kondycjoner PC-4 EVO+. W tym pokoju też udało nam się zaaranżować „zamknięty odsłuch” i bez zwyczajowej bieganiny, oczywiście dość pobieżnie, poznać jego możliwości tak z udziałem źródła cyfrowego (nad wyraz zacny DCS), jak i analogowego (gramofon J.Sikora z ramieniem i wkładką Kuzma CAR-40). Jak na nieco ponad 20-minutową nasiadówkę było 1:0 dla winyla.

A na zakończenie kolejny rodzimy nie tyle duet, co tercet egzotyczny, czyli Fezz, Pylon i Muarah. Jeśli zaś chodzi o szczegóły to prezentowane towarzystwo było mocno premierowe – kolumny Pylon Diamond 30, wzmacniacz zintegrowany Fezz Magnetar na czterech KT150 i gramofon Muarach. Efektem był dźwięk niezwykle gęsty, nieco przyciemniony, ale o satysfakcjonującej czytelności i motoryce.

Z mojej strony to już wszystko, ale proszę nie oddalać się od komputerów, bo już za kilka dni swoją relację przedstawi Jacek. Serdecznie dziękuję za uwagę i do zobaczenia w przyszłym roku.

Marcin Olszewski

  1. Soundrebels.com
  2. >

Audio Video Show 2018 cz.1

Zmęczeni, ale jak zwykle naładowani pozytywną energią, z niekłamaną ulgą w głosie, parafrazując klasyka , możemy powiedzieć „wystawa, wystawa i po wystawie”, czyli po Audio Video Show 2018. Wystawie na swój sposób wyjątkowej, m.in. ze względu na to, że „naszej” – rodzimej, to w dodatku o na tyle ugruntowanej pozycji w audiofilskim kalendarzu, że nawet iście mordercza konkurencja przypadających na ostatni weekend imprez (m.in. Tokyo International Audio Show (TIAS), Hi-Files Show Serbia, paryski SALON HAUTE FIDELITE) niespecjalnie była w stanie zagrozić niezwykle licznie przybyłym zagranicznym gościom. Oczywiście stan obecny jest pochodną ciężkiej pracy i uporu organizatora – Adama Mokrzyckiego, który mając jasno obrany cel konsekwentnie, od ponad dwudziestu lat, do niego dąży, ale nie da się ukryć, że niebagatelną rolę odgrywa też frekwencja, czyli mówiąc otwarcie Państwa obecność, bez której Audio Video Show nie byłoby tym i w tym miejscu, czym i gdzie jest obecnie. I wcale nie chodzi o to, że w ramach wstępniaka do pierwszej części relacji z tegorocznego AVS próbuję komukolwiek słodzić i kadzić, bo powyższe obserwacje nie są li tylko moimi, lecz podczas minionego weekendu wielokrotnie padały z ust takich tuzów jak Paul Miller, Ken Kessler, czy Ken Ishiwata i śmiem twierdzić, że nie były to jedynie zwroty nazwijmy to oględnie grzecznościowe. Jeśli dodamy do tego fakt, iż gośćmi specjalnymi byli Anna Maria Jopek i … Jean-Michel Jarre, to trudno się dziwić, że stołeczna, listopadowa wystawa mocno okopała się na drugiej, tuż za monachijskim High Endem, lokacie najważniejszych wydarzeń w skali nie tylko europejskiej, ale i światowej. Nie ukrywam, że porównania do Monachium są całkowicie uzasadnione, gdyż w tym roku do niezwykle bogatego kalendarza konferencji, pokazów, spotkań i warsztatów doszedł iście niemiecki porządek w zakresie zapewnianej przez Organizatora komunikacji pomiędzy trzema wystawowymi lokalizacjami.

Jeśli zaś chodzi o samą skalę, to jak sam Adam, oficjalnie – na inauguracyjnej konferencji prasowej, raczył był stwierdzić punkt krytyczny został osiągnięty i AVS już większe być nie powinno. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż jak ktoś zdążył już policzyć, aby w ciągu trzech dni wystawy zobaczyć wszystko i być wszędzie na każdy z pokoi/systemów należało przeznaczyć maksymalnie 5, słownie „pięć” minut. Dlatego też nawet nie mieliśmy ambicji próbować powyższy cel zrealizować a tym samym mogliśmy spokojnie skupić się na prezentacjach i prelekcjach, które przynajmniej w naszych oczach i uszach, a więc wybitnie subiektywnie, na takową uwagę zasługiwały.
Na koniec jeszcze jedna sugestia może nie tyle do Organizatorów, co samych wystawców. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że staraliście się zapewnić jak najwięcej miejsc siedzących w zajmowanych przez siebie pomieszczeniach, lecz w części przypadków ilość wcale nie szła z jakością, gdyż ustawianie pierwszych rzędów w odległości około półtora metra od prezentowanych systemów nikomu i niczemu nie służyła, tym bardziej, iż miejsca te z lubością były zajmowane przez jegomości cierpiących na chroniczne zapalenie kolan objawiające się niemożnością zginania kończyn dolnych. Nie ma co się jednak zżymać, na coś, czego bez kija golfowego (spokojnie powinien wystarczyć lekki tytanowy Wooods) i kilku ostrzegawczych cisów po piszczelach ukrócić się nie da. Przejdźmy zatem do części właściwej niniejszej relacji, w której kolejność opisywanych systemów oparłem w głównej mierze na chronologii dodatkowo kumulując w poszczególnych galeriach zdjęcia z kilku pokoi o ile takowe dany dystrybutor zajmował.

SoundClub w głównym systemie postawił na mocne 70 W lampowe, zbalansowane (m.in. oddzielne zasilacze dla stopni wejściowych i wyjściowych) końcówki mocy Engström Eric współpracujące z firmowym przedwzmacniaczem Monica, kolumnami Marten Coltrane 3, oraz gramofonem Brinkmann Balance z limitowanej serii Anniversary via combo Air Tighta pod postacią ATH-3 i ATE-3011. Dla równowagi domenę cyfrowa reprezentował serwer Roon Nucleus i przetwornik cyfrowo-analogowy Brinkmann Audio Nyquist.
Również w pokoju 206 zaprezentowany został tradycyjny, lampowy zestaw Airtight (ATH-3, ATE-3011, ATC-5, ATM-300 Anniversary, czyli starzy dobrzy znajomi z listopadowego spotkania z Panem Yutaka Miura) z gramofonem Brinkmann Audio Oasis Anniversary Final Edition i kolumnami DeVore Fidelity Orangutan O/96. Nie zabrakło też oferty skierowanej do wchodzącego w świat audio odbiorcy, czyli nad wyraz rozsądnie wycenionego, lecz zarazem charakteryzującego się zadziwiająca spontanicznością i dynamika systemu Emotivy.
Oczywistym wydaje się zatem fakt, iż najwięcej czasu spędziłem delektując się brzmieniem systemu głównego i to nie tylko ze względu na wielce urodziwe towarzystwo, lecz przede wszystkim na brak jakichkolwiek oznak nerwowości, czy też wyczynowości. Ten dźwięk po prostu koił i pozytywnie nastrajał do życia, co biorąc pod uwagę czekający nas maraton i wystawową gonitwę było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Warszawski Hi-Fi Club po raz kolejny udowodnił, że zaliczanie się do krajowej czołówki dystrybutorów wcale nie musi wiązać się z posiadaniem oszałamiającego salonu w którejś z najdroższych / najmodniejszych lokalizacji. Przecież i tak i tak potencjalny klient przed zakupem high-endowego urządzenia, bądź całego systemu będzie chciał odsłuchać go we własnych przysłowiowych czterech kątach, więc zamiast generować koszty własne (czynsze w W-wie mogą wywołać stany lękowe) ekipa z Kopernika woli przeznaczyć je na zdecydowanie bardziej interpersonalne relacje ze swoja klientelą. Kiedy jednak przychodzi listopad żarty się kończą i zaczyna prawdziwa jazda bez trzymanki. Nie inaczej było i w tym roku. Trzy potężne systemy, równie imponująca ekspozycja McIntosha (co najmniej na skalę Monachium) i jasny przekaz, że High-End nie tylko musi grać, ale i wyglądać, najlepiej jak milion Dolarów,
Powyższe kryteria, spełniał set oparty na kolumnach McIntosh XRT2.1K czyli wyposażonych w bagatela 81 przetworników każda (sześć 8-calowych głośników niskotonowych, dwa 6,5-calowe głośniki odtwarzające niższe tony średnie, 28 głośników 2-calowych dla pasma reprodukującego górną część tonów średnich, oraz 45 tweeterów 3/4 cala odpowiedzialnych za optymalne brzmienie tonów wysokich) obeliskach. Jakby tego było mało fundamenty systemu stanowiły cztery(!!) monobloki MC 1.25 KW, przedwzmacniacz C1100 i gramofon MT10 z ramieniem uzbrojonym we wkładkę Lyra Etna. Kilkukrotnie krążąc wokół tego systemu jasnym stało się dla mnie, że co jak co, ale opinii i to zaskakująco sobie przeciwnych zbierze on pewnie bez liku. Owa polaryzacja brać się bowiem będzie z faktu, iż tak naprawdę optymalnym miejscem do jego odsłuchu okazały się jedynie końcowe rzędy, gdyż ze względu na zarówno szerokie rozstawienie samych kolumn, jak i ich ponadnormatywną ilość przetworników w pierwszych trzech-czterech rzędach krzesełek można było zauważyć lekkie braki w homogeniczności i selektywności, rozdzielczości przekazu, jednak im dystans pomiędzy systemem a słuchaczem się zwiększał, tym było lepiej.
Nie mniej imponująco zaprezentował się kolejny zamorski set, czyli monobloki VTL Siegfried seria II z referencyjnym przedwzmacniaczem TL-7.5 seria III, phono stagem TP-6.5, gramofonem VPI Avenger Reference z wkładką Lyra Etna, oraz kolumnami Rockport Lyra. Było o krok, bądź nawet dwa dalej w kierunku analityczności, ale już przy zajmowaniu miejsc nie trzeba było wykazywać aż takiej ostrożności, jak przy McIntoshach.
Z kolei honoru starego kontynentu broniły monofoniczne końcówki Nemo norweskiego Electrocompanieta, które wespół z preampem EC 4.8 i odtwarzaczem EMC 1 MKIV bez najmniejszego trudu radziły sobie z angielskimi podłogówkami Wilson Benesch A.C.T One Evolution. Patrzą na zdjęcia pół żartem pół serio można byłoby stwierdzić, że norweska elektronika chcąc przerosnąć amerykańska konkurencję specjalnie okręciła swe fronty folią, bo jak wiadomo „pod folią lepiej rośnie”.

Nie mniej miło zabrzmiał topowy system MBL z głośnikami Radialstrahler mbl 101 X-treme i firmową elektroniką z serii Reference: 4 monofonicznymi wzmacniaczami mocy mbl 9011, przedwzmacniaczem mbl 6010D, oraz dzielonym odtwarzaczem mbl 1611F/1621. Co ciekawe początkowo daleki byłem od zachwytów, gdyż prezentowany przez wystawcę materiał brzmiał zadziwiająco mało rozdzielczo a czasem wręcz szarawo, jakby „niemieckie cebule” otaczała delikatna mgiełka (warszawski smog?) a moduły basowe otulono polarowymi kocami. Sytuacja uległa jednak diametralnej poprawie, gdy zamiast Roona w roli źródła odezwała się poczciwa płyta CD i wszystko wróciło do nomy, czyli do niezwykle wyrafinowanej jakości dźwięku, jaki zazwyczaj prezentuje MBL w Monachium. Rozmach, przestrzeń, niepodrabialna omnipolarność i zarazem homogeniczność niemieckiego systemu nie pozwalały na obojętność. Jeden z najlepszych dźwięków nie tylko na PGE, ale i całym AVS.

Największy wycinek stadionowej powierzchni przypadł niewątpliwie Sieci Salonów Top HiFi & Video Design, która oprócz kilku lóż skrupulatnie zagospodarowała znaczną część „tarasów widokowych”, choć patrząc na nad wyraz bogate portfolio nie powinno specjalnie nikogo dziwić. Zanim jednak spróbuję choćby pokrótce wymienić co i gdzie grało pozwolę sobie w pierwszej kolejności skupić się na swoistym 3w1, czyli trzech systemach w jednej sali.
A co grało? Powiem szczerze, że było tego całkiem sporo, gdyż tuż przy lewej ścianie zainstalowano Devialeta Expert 440 Pro z Vienna Acoustics Liszt, na wprost od wejścia set AVMa (Ovation SA8.2 + Ovation PA8.2) z gramofonem ClearAudio Innovation i kolumnami Magico A3, a na prawo połyskujący fortepianową czernią zestaw Yamahy – gramofon GT-5000, przedwzmacniacz C-5000, końcówka mocy M-5000 i kolumny NS-5000. Miłym akcentem był widok rodzimych solików Audio Philar, na których ustawiono powyższe systemy.
Pomimo braku szumnych zapowiedzi i oficjalnej agendy w Studio TV1 działy się nie tyle cuda, co dzięki obecności prowadzącego prezentacje Marcina Majewskiego – kierownika kieleckiego salonu, można było zaczerpnąć wiedzy, co tak naprawdę w danych nagraniach słychać, bądź co usłyszeć powinniśmy, gdyż część prezentowanego repertuaru nagrywana i realizowana była właśnie z udziałem ww. Począwszy od rozlokowania mikrofonów, poprzez technikę wykonawczą, aż na post-procesie skończywszy, kolejne utwory rozkładane były na czynniki pierwsze a następnie odtwarzane na jednym z trzech, bądź czasem na wszystkich po kolei, dostępnych systemach. Dzięki temu całkiem pokaźna grupa słuchaczy mogła świadomie doświadczyć tego, co osoba stojąca za daną realizacją chciała swoim odbiorcom przekazać. Efekt? Pełne obłożenie sali, dociekliwe pytania i wyczerpujące odpowiedzi. Krótko mówiąc pełen profesjonalizm.
Lecz dobrze grało nie tylko w TV1, gdyż bardzo miłym zaskoczeniem okazał się system Elaca (kolumny Vela FS407 + gramofon Miracord 90) zestawiony z włoską integrą Pathosa. Rozmach, dynamika i rozdzielczość zasługiwały na duże brawa, a biorąc pod uwagę, że zamiast smętnych samplerów usłyszeć można tam było m.in. ostatni album Riverside trudno się dziwić prawdziwym tłumom szczelnie wypełniającym niewielką lożę.

FNCE, czyli rodzimy dystrybutor takich marek jak Focal, Naim, Micromega, czy Atlas Cables na tegoroczne AVS przygotował m.in. premierę kolumn Focal Kanta 3 i 1, oraz flagowego streamera Naim ND555. O ile jednak Kanty można było pooglądać, to w głównym systemie gościło nagłośnienie zdecydowanie cięższego kalibru, gdyż były to śnieżnobiałe, 170 kilogramowe Focale Stella Utopia EM EVO napędzane równie imponującym, bo 300 kg topowym Naimem Statement. O ile jednak podczas ogólnodostępnych prezentacji dopchać się, o zajęciu w miarę komfortowego miejsca nawet nie wspominając, było nie sposób, to już podczas zamkniętej konferencji prasowej i krótkiej demonstracji możliwości ww. systemu takowych trudności nie mieliśmy. Ponadto zasłyszane walory brzmieniowe okazały się dla naszych uszu na tyle intrygujące, że koniec końców całość dzień po wystawie … wylądowała, dzięki niezwykłemu zaangażowaniu ekipy dystrybutora w naszym redakcyjnym OPOS-ie.

Kolejnym przedstawicielem extraklasy, którego loże odwiedziłem był EIC, który tegoroczną wystawę postanowił uświetnić premierą strzelistych kolumn PMC Fact Fenestria współpracujących z elektroniką Esoteric: parą potężnych końcówek mocy Esoteric Grandioso M1 (300W/8Ω; 600W/4Ω; 1200W/2Ω), dzielonym odtwarzaczem CD/SACD P-05/D-05 oraz przedwzmacniaczem C-1 i phonostagem K-03. Sygnał analogowy najwyższej klasy popłynie z gramofonu Oracle Delphi mkVI. Oracle Delphi mkVI to szósta wersja obecnej od 1980 roku konstrukcji z ramieniem SME 345, wkładkę Micro BENZ, granitową podstawą i zewnętrznym zasilaczem Turbo Power Supply MkII.
Długo przyszło nam czekać na kolejną polską premierę, czyli przepiękne, wyposażone w 10″ przetworniki koncentryczne IsoFlare flagowe FYNE Audio F1-10, które tym razem (podczas monachijskiego hifideluxe grały z topowymi Regami) zasilała lampowa integra Synthesis Action 100 Taurus, a rolę źródła pełnił odtwarzacz Esoteric K-03.

Najwyższa pora na jeden z najobszerniej promowaną gwiazdę tegorocznej wystawy, czyli przygotowane przez łódzki Audiofast w sali TV3 high-endowe i zarazem najdroższe na wystawie ekstremum w najczystszej postaci – oszałamiające swym przepychem monobloki Dan D’Agostino Relentless (drobne 250 kg sztuka) zasilające nie mniej intrygujące kolumny Wilson Audio ALEXX. Resztę toru stanowiły kolejne biżuteryjne wyroby Dana – przedwzmacniacz Progression, Momentum Phonostage a w roli źródeł wystąpiły czteroelementowy dCS (Vivaldi DAC, Upsampler Plus, Clock, CD/SACD Transport) i gramofon Acoustic Signature Thunder.
W sali 219 ustawiono niewątpliwie mniej absorbujące gabarytowo Wilson Audio Sasha DAW (europejska premiera), które zagrały razem ze wzmacniaczem Gryphon Antileon Evo, przedwamacniczem Gryphon Zena, oraz referencyjnym przetwornikiem dCS Vivaldi + ROON Nucleus.
Tuż za ścianą (sala 220) po raz kolejny można było posłuchać Gryphona, lecz w nieco bardziej przystępnej tak cenowo, jak i gabarytowo formie, czyli integrę Diablo 300 w topowej specyfikacji (z modułami DAC i phono na pokładzie) z firmowymi głośnikami MOJO-S. W roli źródeł wystąpiły gramofon Acoustic Signature Double-X i CD Gryphon Scorpio. Efekt? Śmiem twierdzić, że ciekawszy niż w Monachium, gdzie zazwyczaj załapanie się na grający system Gryphona graniczy z cudem. A w Warszawie do wyboru, do koloru i o dziwo bez zbytniego oblężenia, które z kolei permanentnie dotyczyło topowego seta. Całe szczęście przyjęta przeze mnie strategia odpuszczenie prezentacji Anny Marii Jopek okazała się słuszna i tuż po przewaleniu się przez TV3 dzikiego tłumu mogłem względnie spokojnie posiedzieć i posłuchać. A było czego, bo Relentlessy najwidoczniej bardzo ALEXX-om przypadły do gustu, co zaowocowało dynamicznym a zrazem świetnie kontrolowanym dźwiękiem utrzymanym lekko-złotej tonacji.

J.Sikora z hORNS postawili wszystko na jedną kartę, czyli innowacyjne – pierwsze na świecie ramię wyprodukowane z Kevlaru i pianki Rohacell. Ww. ramię zamontowano na gramofonie Reference a w roli kolumn wystąpiły hORNS Symphony. Niestety pomimo lamp w torze i analogowego źródła dźwięk był nad wyraz analityczny i momentami wręcz chłodny. Czyżby fascynacja starymi konstrukcjami Octave? Możliwe, że nie miałem szczęścia, ale przynajmniej na PGE większość systemów opartych o cyfrowe źródła potrafiło zagrać z większym nasyceniem barw i słodyczą.

Z resztą nie trzeba było daleko szukać, gdyż nieopodal stacjonowała Intrada z elektroniką Nagry i kolumnami Stenheim Alumine FIVE o skuteczności 94dB. Muzykalność przez duże „M” i to pomimo faktu, że podczas mojej wizyty gramofon akurat miał wolne. Za to u współpracującej z Intradą Esy, czyli u Pana Andrzeja Zawady królowała czarna płyta a z elektroniką Avida grały popielate kolumny Credo 3 Illuminator.

Hi-Ton Home of Perfection z dumą prezentował jubileuszowe T+A M40HV Anniversary Edition, które wraz z firmowym systemem okablowano drutami Tellurium Q.

A teraz system, na spotkanie z którym od dłuższego czasu ostrzyliśmy sobie zęby, czyli japoński TAD Labs w najnowszej i to premierowej odsłonie. Katowickiemu Audio stylowi udało się bowiem na AVS zdobyć podłogowe TAD Evolution One 1 TX (E1TX), końcówkę mocy TAD-M1000. Powyższe nowalijki uzupełnił preamp TAD-C2000 i odtwarzacz TAD D1000. Czy zazdrość konkurencyjnych (zagranicznych) dystrybutorów była zasadna tego osobom, które nie były na zeszło-weekendowej wystawie jeszcze nie zdradzę, lecz w ramach niezobowiązującej podpowiedzi nieśmiało tylko napomnknę, że jest cień szansy, aby nad powyższym zestawem pochylić się nieco dokładniej i w nieco bardziej komfortowych warunkach. Niemniej jednak śmiało można stwierdzić, że Japończycy do perfekcji opanowali dostosowywanie swoich wybitnie high-endowych wyrobów do nawet niezbyt dużych pomieszczeń.

W ramach działań kooperacyjnych oferta cieszyńskiego Voice’a w tym roku dość mocno przeplatała się w dystrybuowanymi przez Audio Center Poland markami, co wyszło ogółowi tylko na dobre. Trudno bowiem inaczej, aniżeli pozytywnie oceniać zestawy elektroniki Primare’a lub Moona z kolumnami Audiovectora.  A odsłuch Rage Against the Machine na Audiovectorach R8 Arreté uznaję za jeden z przyjemniejszych momentów tegorocznej wystawy.

Nie mniej udanie wypadł proponowany przez Rafko mariaż Triangli z elektroniką Musical Fidelity.

Tuż nieopodal napotkać można było wielce intrygującą mieszankę (niekoniecznie krakowską) w skład której wszedł multiformatowy odtwarzacz Metronome AQWO otoczony istną zgrają maluchów SOtm (streamer sMS-200 ultra Neo, master clock sCLK-OCX10, izolatorem i reclockerem tX-USB Ultra i zasilaczem sPS-500. Całości dopełniały rodzime, lampowe monobloki CUBE i tubowe kolumny Blumenhofer Genuin FS 2 a brzmienie nad wyraz dalekie było od przypadkowego.

O Wrocławskiej Galerii Audio może zbyt często i głośno nie słychać, ale proszę mi wierzyć, że pracujący tam ludzie doskonale znają się na swoim fachu. Tym razem było podobnie a biorąc pod uwagę, że prezentowanych w Skybox 202 marek próżno szukać w większości sklepów tym bardziej było zatrzymać się tam na dłuższa chwilę. Chwilę, którą umilał system złożony z dość charakterystycznych kolumn Davone Grande, debiutujących w Polsce monobloków SPEC RPA MG-1000 z firmowym przedwzmacniaczem a w roli źródeł wystąpiły SPEC M3 EX, oraz gramofon Bauer Audio dps3 wspomagany phonostagem Steelhead Manley Labs.

Odkąd pamiętam zarówno w Monachium, jak i podczas AVS Skandynawowie z Gato Audio stawiają na prostotę, minimalizm i dźwięk, którego chce się słuchać. Nie inaczej było i tym razem , gdzie niepozorne podstawkowe monitorki FM-8 napędzane integrą (m.in. Roon Ready) DIA-400S z powodzeniem nagłaśniały Skybox 102. Dźwięk był na tyle dynamiczny i dobrze osadzony w dole pasma, że część słuchaczy uparcie szukała ukrytego subwoofera.

Stołeczny MiP nieodłącznie kojarzy się z systemami słuchawkowymi i desktopowymi a tymczasem w tym roku źródła i przetworniki Auralica pojawiły się wespół z dzieloną amplifikacją Audio Analogue (przedwzmacniacz Bellini Anniversary + końcówka mocy Donizetti Anniversary) i kolumnami Audiovector SR3 Avantgarde Arreté.

Najwyższa pora na analogowe czary mary, czyli gramofon Mag-Lev z jak sama nazwa wskazuje lewitującym talerzem. Ot ciekawostka.

Horn w tym roku postawił przede wszystkim na tzw. ofertę dla ludzi, czyli porządne, markowe i co ważne rozsądnie, nawet jak na polskie realia, wycenione propozycje. Nie zabrakło zatem brytyjskich kolumn Q Acoustics często i gęsto komplementowanych przez samego Kena Ishiwatę, niemieckiego Cantona, elektroniki Denona, nieśmiertelnych kolumn Dali a dla miłośników specjałów z nieco wyższej półki Sonus faberów Sonetto 7 zasilanych elektroniką Audio Researcha (LS28, VT80 SE, DAC9 i CD6).

Miłośnicy sprzętu vintage też mieli swój kameralny kącik, o wystrój którego zadbał niezastąpiony Nomos.

A niejako na deser prawdziwy słuchawkowy zawrót głowy, czyli ekstremalny koktajl na i do-usznych generatorów dźwięków wśród których warto było zwrócić uwagę na debiutujące na naszym rynku zamknięte konstrukcje Focal Elegia.

Cdn …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Naim Statement & Focal Stella Utopia EM EVO
artykuł opublikowany / article published in Polish
artykuł opublikowany w wersji anglojęzycznej / article published in English

Jeszcze nie zdążyliśmy dojśc do pełni sił po trzydniowym maratonie a już możemy cieszyć oczy (uszy od jutra – jak tylko elekytonika osiągnie pokojową temperaturę) jednym z topowych – prezentowanych na PGE systemów. Dzięki uprzejmości i niezwykłemu zaangażowaniu ekipy FNCE – właśnie wjechały, i to dosłownie, do nas śnieżnobiałe Focale Stella Utopia EM EVO w równie ekstremalnym towarzystwie Naima – topowego Statement-a i jeszcze kilku, całe szczęście nieco mniej absorbujących gabarytowo „drobiazgów”.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Tellurium Q Statement RCA/Speaker/Jumper/Power

Link do zapowiedzi: Tellurium Q Statement

Opinia 1

Kiedy tuż przed zeszłorocznym Audio Video Show – w czwartkowy wieczór, gdy większość wystawców z obłędem w oczach biegała po hotelowych korytarzach próbując, zazwyczaj bezskutecznie, zlokalizować swoich współpracowników, bądź własny sprzęt, ucięliśmy sobie niezobowiązującą pogawędkę z Geoffem Merriganem, przybyły z UK gość ni stąd ni zowąd, z wręcz konspiracyjną miną z przewieszonej przez ramię torby wyciągnął próbki przewodów mających mieć swoją oficjalną premierę dopiero za jakiś czas. Oczywiście z zainteresowaniem pomacaliśmy prototypowe kabelki i korzystając z okazji od razu spróbowaliśmy ustalić cóż to takiego, tym bardziej, iż mając na co dzień kontakt z Silver Diamondami wiedzieliśmy, że akurat na audiofilskiej metalurgii Geoff zna się jak mało kto. Odpowiedź jaką usłyszeliśmy była tyleż lakoniczna, co intrygująca, gdyż były to „sample” najnowszej, dopiero powoływanej do życia, serii Statement mającej dość poważnie zredefiniować pojęcie kablowej referencji. Dla osób postronnych taka deklaracja mogłaby zabrzmieć nieco buńczucznie, ale tak jak wspomniałem dosłownie przed chwilą, nasze dotychczasowe doświadczenia z przewodami Tellurium Q dawały ku temu naszemu rozmówcy pełne prawo. Zanim jednak cytując klasyka, słowo ciałem się stało, i tytułowe przewody dotarły do naszej redakcji sporo wody musiało w Wiśle upłynąć. Jednak niespecjalnie się tym faktem przejmowaliśmy, gdyż doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, iż akurat w przypadku Telluriumów pośpiech (oczywisty, czy wręcz wymuszony, gdy dowolna nowość trafia do sprzedaży a za tobą ustawia się długa kolejka zniecierpliwionych chętnych) jest najgorszym z możliwych doradców a odsłuch niewygrzanych drutów czyni więcej szkód aniżeli pożytku. Dlatego też wespół z Bartkiem z Szymański Audio – dystrybutorem marki, jednogłośnie uznaliśmy, iż jeśli ktoś chce wykonać za nas niewdzięczny obowiązek wygrzania recenzenckiego zestawu okablowania, to będziemy mu szalenie wdzięczni. Pech jednak chciał, że ze względu na bliżej nieokreślone okoliczności przyrody w połowie września dotarł do nas … fabrycznie nowy set Tellurium Q Statement w składzie interkonekt RCA, przewód głośnikowy i zasilający, a po dłuższej chwili również firmowe zworki. Suma summarum ze Statementami mieliśmy okazję przez ostatnie trzy miesiące oswoić się na tyle, że nie dość, że spokojnie możemy pominąć kwestię początkowej ekscytacji to i ilość konfiguracji w jakich przyszło im występować wyklucza jakąkolwiek przypadkowość. Krótko mówiąc zdążyliśmy poznać je na tyle dobrze, by ze spokojnym sumieniem móc się z Państwem podzielić własnymi obserwacjami, co też niniejszym czynimy.

Jak sami Państwo widzicie Statementy, pomimo całej swoje topowości, prezentują się nad wyraz normalnie – z wrodzoną, skromną elegancją. Nie da się też ukryć, że wzornicze analogie i podobieństwa do Silver Diamondów są nad wyraz oczywiste. Nadal mamy do czynienia z ponadczasową czernią i solidną, acz nieprzesadzoną pod względem biżuteryjności konfekcją, choć warto nadmienić, iż w przypadku przewodu zasilającego, do głosu doszła również burgundowa dominanta przebijająca spod opalizującego, czarnego peszelka. Skoro poruszyłem kwestię sieciówki, to z pewnym zdziwieniem odnotowałem fakt, iż użyto w niej podstawowych, rodowanych Furutechów z serii 11, co przy jakby nie patrzeć flagowcu wygląda cokolwiek dziwnie. Niby to i tak lepiej niż jakieś wynalazki w stylu SonarQuestów, bądź FirstTechów, ale przy przewodzie za 22 kPLN spodziewałbym się raczej 50-ek NCF, lub topowych Oyaide. W przypadku łączówki i głośnikowca takich uwag już nie miałem, gdyż srebrzone wtyki prezentowały się całkiem zacnie i nie wywoływały poczucia niedosytu. Jeśli zaś chodzi o ich aparycję, to jest ona bliźniaczo podobna do Silver Diamondów, z tą tylko różnicą, że interkonekt ma nieco większą średnicę a w głośnikowcu przebija czerwień wewnętrznej izolacji a przy tym oba wydają się nieco sztywniejsze od swojego starszego, oczko niżej usytuowanego w firmowej hierarchii rodzeństwa. Oczywiście, podobnie jak w pozostałych seriach, zadbano o możliwie skuteczną likwidację zniekształceń fazowych, co jest jednoznaczne z redukcją ich pojemności. Przewody sygnałowe są kierunkowe, o czym informują stosowne piktogramy na termokurczliwych koszulkach je zdobiących.

Przechodząc do części poświęconej brzmieniu mam dla Państwa dość niejednoznaczną informację, a czy odbierzecie ją jako pozytywną, czy też nie, zależeć będzie wyłącznie od Was i Waszych systemów. Chodzi mianowicie o to, że okablowanie Tellurium Q Statement jest jednym z najbardziej high-endowych z jakim przyszło mi mieć w dotychczasowej „karierze” do czynienia. Oznacza to między innymi to, że jeśli za punkt wyjścia uznamy pojęcie „high fidelity”, czyli wysoką wierność, to Statementy w owym dążeniu do prawdy są po wielokroć bardziej bezkompromisowe, a czasem wręcz bezwzględne. W dodatku, aby pokazać co tak naprawdę potrafią należy je stosować w komplecie, dlatego też z publikacją testu czekaliśmy aż do Jacka dotrą stosowne zworki, by móc powiedzieć, że nie przegapiliśmy żadnego elementu tej misternej układanki. Piszę o tym na samym wstępie, gdyż dopiero „rodzinnie” Telluriumy oferują przekaz … kompletny i skończony – zgodny z założeniami ich twórcy. Co prawda solo też wypadają świetnie, ale z perspektywy czasu uważam, że akurat w ich przypadku największy potencjał drzemie w ich „wspólnocie”. O ile bowiem interkonekt stawia na bezkompromisową rozdzielczość i laserową wręcz precyzję ogniskowania źródeł pozornych, to już głośnikowy uzupełnia go potęgą świetnie kontrolowanego, najniższego basu a całość w ramach firmowej homogeniczności zamyka przewód zasilający. Wróćmy jednak do przewodów niejako bezpośrednio pracujących z sygnałami audio. Łączówka RCA, pomimo swojego analitycznego podejścia do tematu wcale nie jest bezduszna, czy też osuszona, lecz po prostu niczego nie koloryzuje i nie podbarwia. Nie czaruje zatem i nie próbuje zachwycić od pierwszych dźwięków, lecz jedynie przekazuje nam prawdę nie tylko o nagraniach, ale i o systemie w jaki została wpięta, więc o ile z pierwszą z prawd niewiele jesteśmy w stanie zrobić, to już druga zależy wyłącznie od naszych umiejętności i poniekąd … zasobności portfela. I właśnie w tym momencie objawia się wspomniany high-endowy charakter, czyli bezkompromisowość w dążeniu do jasno określonego celu. Skoro zatem sam przewód ową bezkompromisowość wyznaje, to i tego samego oczekuje od urządzeń pomiędzy które zostaje wpięty, a jeśli decydując się na nie, na jakieś kompromisy brzmieniowe poszliście, to możecie być Państwo pewni, że topowa łączówka Tellurium Q nie omieszka Wam o tym przypomnieć. W ramach weryfikacji gorąco polecam uważny odsłuch albumu „Same Girl” Youn Sun Nah, na którym to ww. wokalistka nad wyraz płynnie przechodzi od zmysłowego szeptu do niemalże zwierzęcego ryku a dynamikę i natychmiastowość owej metamorfozy Statementy oddają z pełnym, niczym nieograniczonym realizmem.
Podobne podejście do tematu reprezentują przewody głośnikowe, z tą tylko różnicą, że zamiast pewne niuanse wypunktowywać, one część swoich umiejętności zachowują dla siebie – reglamentując je i ze stoickim spokojem czekając na lepsze czasy. Stąd też można natrafić na obecne w obiegu dość sprzeczne o nich opinie twierdzące, że są dość „szczupłe na basie”, bądź też mówiące o „niezwykłej obfitości” najniższych składowych. Tymczasem prawda, jak to zwykle bywa, leży mniej więcej po środku, co znaczy mniej więcej tyle, że Statementy grają dokładnie tak, jak amplifikacja i kolumny nimi spięte na to pozwalają. Nie oznacza to bynajmniej, że poniżej Dynaudio Evidence Master, bądź Gauderów Berlina RC9 nie ma co po brytyjskie topowe przewody sięgać, bo jak najbardziej warto, lecz warunkiem koniecznym do uwolnienia drzemiącego w nich potencjału jest bezdyskusyjna pełnopasmowość, który to warunek spełniały np. ostatnio przez nas recenzowane Triangle Magellan Quatuor i odpowiednio wydajny a zarazem wyrafinowany wzmacniacz. Dopiero wtedy usłyszycie Państwo całe bogactwo niuansów drzemiących w najniższych oktawach i to bez nawet najmniejszego podbijania przełomu średnicy z wyższym basem, czy też samego wyższego basu, co z reguły owocuje czymś co można nazwać „pseudo spektakularnością”, czyli sprawianiem, że dane konstrukcje pozornie udają większe i bardziej dynamiczne aniżeli są w rzeczywistości. Statementy na takie zagrywki sobie nie pozwalają i nie zniżając się do tego poziomu, dają słuchaczom nad wyraz jasno do zrozumienia, że jak chcą doświadczyć najniższego basu, to niech lepiej nie kombinują, tylko poszukają kolumn owe częstotliwości reprodukujących. Co istotne, próżno doszukiwać się w nich maniery czajenia się, wyczekiwania na moment, gdy będą mogły wreszcie w pełni zaprezentować swoją niszczycielską siłę. O nie, gdy na materiale muzycznym niskiego basu nie ma (vide „Vivaldi: Nisi Dominus, Stabat Mater”), to i Telluriumy nawet nie będą próbowały go sygnalizować. Wystarczy jednak nieopatrznie włączyć „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, lub „BBNG2” formacji BadBadNotGood, by zamiast grzecznie zastukać do bram niebios zasadzić z kopniaka we wrota samego Belzebuba.
Jeśli zaś chodzi o przewód zasilający, to … może Państwa w tym momencie zaskoczę, ale nie jest on tak rozdzielczo – holograficzny, jak Furutech NanoFlux-NCF i nie generuje aż tak nieprzeniknionego tła, jak dopiero co przez nas testowane AudioQuesty Hurricane High-Current, lecz nie sposób odmówić mu wyrafinowania i prawdomówności występującego wespół z nim rodzeństwa. Jego obecność rozpatrywać bowiem należy, przynajmniej moim zdaniem, w ramach dopełnienia, postawienia symbolicznej kropki nad „i”, jeśli po wpięciu głośnikowców i interkonektów chcielibyśmy pójść jeszcze krok, dwa dalej w kierunku przez nie wyznaczanym.

Jak sami Państwo widzicie High End to nie rurki z kremem i jeśli do tej pory sądziliście, że na pewnym pułapie cenowym prawdopodobieństwo kolokwialnie mówiąc „wtopy” jest nad wyraz znikome, bądź z pomocą kabli będziecie w stanie wywindować Wasz system na niespodziewanie wysoką półkę, to muszę Was zmartwić. Tzn. szczerze Wam kibicuję, ale w ramach wielce orzeźwiającego eksperymentu polecam odsłuch tytułowego okablowania Tellurium Q Statement. Z jego pomocą bowiem powinniście usłyszeć zdecydowanie więcej, jeśli nawet początkowo wydawać Wam się będzie, że słyszycie mniej. Usłyszycie bowiem jak gra Wasz system – ze wszystkimi jego zaletami i wadami, bez upiększeń, bez ściemniania, bez zaklinania rzeczywistości a co z tym faktem zrobicie, to już zupełnie inna para kaloszy. Jedno jest pewne – z pomocą Statementów przyszłe upgrade’y powinny być czystą przyjemnością, gdyż bez cienia wątpliwości będziecie w stanie ocenić, czy dana zmiana przybliża Was do upragnionego absolutu, czy też jedynie stara się sprowadzić na manowce.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Lumin U1 Mini
– Przedwzmacniacz/DAC/Streamer: Auralic Vega G1
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; AudioQuest Hurricane High-Current
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Mam nieodparte wrażenie, że zdecydowana większość z Was znakomicie pamięta zakończony bardzo dobrymi wynikami test topowego okablowania angielskiej marki Tellurium Q czyli modeli Silver Diamond. Był to brzemienny w skutkach opiniotwórczy epizod, gdyż po jego zakończeniu zapadła decyzja uzbrojenia systemu odniesienia w owe druty w zakresie kabli sygnałowych i kolumnowych. I gdy wydawało się, że będące wówczas szczytem portfolio konstrukcje, za sprawą swojego świetnego brzmienia nie tylko u mnie, ale również u innych melomanów są nie do pobicia, nagle w brutalny sposób zostały zdetronizowana. Przez co? Otóż po kilku latach badań nad różnymi splotami i izolatorami producent – Pan Geoff Merrigan wypracował na tyle fantastycznie brzmiącą, oczywiście według niego, nową linię produktową, że bez najmniejszych obaw o dobry odbiór rynku postanowił ustanowić ją jako nowy flagowiec swojej oferty. O czym mowa? Otóż dzięki stacjonującemu w Łodzi dystrybutorowi Szymański Audio do naszej redakcji dotarł komplet okablowania TQ Statement, w skład którego wchodziły: jeden sygnałowy RCA, głośnikowy, komplet zworek kolumnowych i jedna sieciówka. Zainteresowani, co wydarzyło się po zmianie warty na szczytach władzy? Jeśli tak, w takim razie z przyjemnością zapraszam do lektury poniższego tekstu.

Najnowsze dziecko angielskiego producenta w kontakcie organoleptycznym jest trochę podobne do modelu Silver Diamond. Kabel kolumnowy, idąc drogą poprzednika, przypomina coś na kształt szerokiej taśmy. Ale w obydwu przypadkach to tylko złudzenie, gdyż mamy do czynienia z dwoma żyłami, które dla utrzymania zawsze stałej ich odległości od siebie połączono szerokim separatorem. Niestety wspomniane podobieństwa na tym się kończą, gdyż nowe kable są zdecydowanie sztywniejsze i dla łatwiejszego odróżnienia z czym mamy do czynienia ubrane w mieniącą się kompilacją kolorów czerni i bugrunda, opalizującą plecionkę. Przybliżając aparycję reszty przewodów (sieć, sygnał) nie będę zbyt wylewny, gdyż również są zdecydowanie sztywniejsze od wersji SD, a ich umaszczenie w przypadku sieciowego powiela nową barwę głośnikówek czerni z burgundem i proponuje kruczą czerń dla łączówki. Jeśli chodzi o zastosowaną biżuterię, czyli wtyki RCA, widły i banany, producent wykorzystuje własne projekty, a jedyne zapożyczone od konkurencji elementy dostarczonego do testu zestawu to pochodzące do japońskiego Furutech’a wtyki kabli sieciowych. Jak to jest w zwyczaju, każdy produkt Tellurium Q trafia do klienta w zgrabnym, wyściełanym czarnym pergaminem pudełku, które w pakiecie startowym zawsze wyposażone jest w przygotowaną przez producenta płytę ułatwiającą wygrzanie zakupionego drutu i stosowny certyfikat jego oryginalności.

Jak zdradzają załączone fotografie, zabawa z tytułowym konglomeratem kablowym miała kilka odsłon. Mianowicie chodzi o opiniowanie z różnymi zespołami głośnikowymi, w skład których wchodzą jubileuszowe monitory Dynaudio i pełno-pasmowe Triangle Magellan Quatuor. Jednak żeby delikatnie podgrzać atmosferę dodam, iż kilka płyt udało mi się posłuchać podczas końcowej fazy testu flagowych Dynaudio Master Evidence . Czy ostatnia pozycja coś zmienia? Naturalnie, gdyż dzięki tym, przesłuchanym w towarzystwie duńskiego absolutu krążkom, już na wstępie jestem wręcz zmuszony postawić tezę, że aby usłyszeć, co naprawdę ma do powiedzenia konstruktor Statementów, trzeba dysponować bardzo dobrym zestawem audio od źródła przez wzmocnienie, aż po kolumny. Dlaczego? Otóż obecny top oferty TQ bardzo ingeruje w parafrazując klasyka „ilość dźwięku w dźwięku”. I nie chodzi mi w tym momencie o wytwarzanie bliżej nieokreślonej ściany muzycznej, tylko pierwsze co po wpięciu kompletu kabli daje się odczuć, to zdecydowanie większa energia przekazu, bogatszy pakiet danych i uczucie wyższego poziomu głośności. Dlatego też, jeśli nie zaoferujecie Anglikom rozdzielczego seta, końcowy efekt wspomnianych składowych okaże się męczącą pulpą, a nie pełnym napięcia oczekiwaniem na każdą następną nutę. Tylko od razu zaznaczam, rozdzielczość to nie to samo co rozjaśnienie. To ma być bezkres informacji na każdym pułapie pasma akustycznego, co wyśmienicie prezentowały z pozoru bardzo różniące się od siebie nie tylko gabarytami, ale również sposobem podziału pasma akustycznego przywołane zespoły głośnikowe. Gdybym miał w miarę punktowo pokazać, gdzie tytułowy zestaw wnosi najwięcej, powiedziałbym, że fantastycznie energetyzuje zakres basu i wysyca jego przełom ze środkiem nie zapominając przy tym o zapewnieniu świeżości, a przez to fantastycznej dźwięczności górnego zakresu. Tak jak napisałem, dostajemy dodatkowy zastrzyk energii w pełnym pasmie z mieniącymi się milionem informacji wysokimi tonami. Dlatego też każda włożona do transportu płyta wzbogacona wspomnianymi akcentami sonicznymi była słuchana od deski do deski bez jakichkolwiek przerw. Czy to plumkający jazz spod znaku naszego niestety już świętej pamięci mistrza Tomasza Stańki „Lontano” , gdzie na tle bezkresnej ciszy zarejestrowani na płycie artyści wzmocnieni ofertą większej energii i długości wybrzmiewania swoich instrumentów nieco inaczej niż dotychczas, ale zaskakująco zjawiskowo snuli swoje opowieści. Czy pełen szaleństwa folk-metal zespołu Percival Schuttenbach z urozmaiconym damsko-męską wokalizą pełnym nienawiści mocnym w moim odczuciu ciekawym, ale jednak łomotem bezkompromisowo masakrował moje biedne szare komórki. Czy na koniec wygenerowane przez maszyny (czytaj syntezatory) najniższe i najwyższe sztuczne dźwięki zespołu Acid z płyty „Liminal”. Wszystko pokazane było z nieco innej, w tej wersji sprawiającej wrażenie bardziej witalnej, strony. Ale co wydaje się być ciekawe, mimo uczucia większego oddechu dobiegającej do moich organów słuchu muzyki, przekaz wydawał się być nieco ciemniejszy. Wiem, że teoretycznie jedno przeczy drugiemu, ale tak to odbierałem. Soczyście, ale rozdzielczo. Lekko, ale ciemnawo. Nie wiem, jak udało się połączyć tak przeciwstawne sobie światy, ale bez mrugnięcia okiem chylę czoła konstruktorowi. Jakieś choćby minimalne minusy? Nie wiem, czy można nazwać to minusem, ale raz i tylko raz miałem dziwne uczucie delikatnego uprzywilejowania wyższego basu i jego przełomu ze średnicą nad jego najniższymi składowymi. Taki efekt zanotowałem wówczas, gdy na końcu układanki audio znalazły się topowe Dynki Master Evidence. Dlaczego? Chcąc to wyjaśnić musicie wiedzieć, że tak nisko schodzących konstrukcji nie miałem u siebie nigdy. No może przesadzam, bo sądząc po informacjach producentów jednak miałem, ale żadne tak dobrze jak wspomniane Dunki nie wpisały się w mój zestaw i pewnie dlatego dopiero z nimi tak łatwo było mi wyłapać wszelkie najdrobniejsze niuanse opiniowanych kabli nawet w ocierającym się o subsoniczne konotacje zakresie basowym. Ale zaznaczam, to nie jest wytknięcie problemu jako takiego. Dlaczego? Sporo czasu analizowałem zaistniałą sytuację i myślę, iż taki efekt mógł być pokłosiem zastrzyku energii w zakresie wyższego basu, a ten zwiększając krągłość swoich górnych partii spowodował uczucie mniejszej wyrazistości jego najniższego podzakresu. Ale fakt jest faktem, w tym aspekcie przy użyciu bezkompromisowych zespołów głośnikowych zostałem zmuszony do próby oceny co jest lepsze a co może nie gorsze, ale już nie idealne. Jednak przypominam, podobny występek zaliczyłem tylko raz i doda, iż w momencie położenia głowy na pieńku zastanawiałbym się, czy w ogóle określić to jako jakikolwiek problem, czy naturalną kolej rzeczy po całościowym wysyceniu przekazu. Nie wiem, czy zauważyliście, ale w powyższym monologu ani razu nie wspominałem o takich aspektach brzmienia jak rozmach wirtualnej sceny muzycznej, czy jej prezentację w trójwymiarze. Dlaczego? Litości. O takich sprawach można rozprawiać o drutach z poziomu budżetowego, a nie na poziomie High Endu, jednak aby dopełnić formalności dodam, iż dzięki znakomitej rozdzielczości i muzykalności wspomaganego tytułowym zestawem kabli przekazu, realia sceniczne nie tylko w kwestii wymiarów, ale również umiejętności wciągania w wir wydarzeń były na zarezerwowanym dla najlepszych konstrukcji poziomie.

Gdy padła propozycja zmierzenia się z najnowszą odsłoną topowych kabli marki Tellurium Q, czyli serią Statement, po już dwuletnim okresie użytkowania Silver Diamondów w głębi ducha zastanawiałem się, co nowe druty wprowadzą do już przecież bardzo satysfakcjonującego mnie dźwięku. I gdy na początku odsłuchów obawiałem się delikatnego przegrzania przekazu, po elektrycznym ustabilizowaniu się testowej konfiguracji zasłyszane mówiąc kolokwialnie dopalenie fonii okazało się być bardzo przyjemne w odbiorze. Oczywiście w tym przypadku fraza „przyjemne w odbiorze” nie jest oceną typu „kable mają potencjał”, tylko niesie za sobą takie artefakty jak: rzadko spotykana muzykalność, energia i co najważniejsze znakomity oddech generowanych zapisów nutowych. Czy okablowanie Statement jest uniwersalne? Dla zdecydowanej większości populacji audiofilów tak. Jednak jak wspominałem, pełnię jego możliwości pokaże jedynie oferujący dobrą rozdzielczość zestaw docelowy. Ale proszę o spokój. Jeśli nawet z jakiś powodów nie wszystkie wypisane przeze mnie zalety uda się Wam z nich wycisnąć, z pewnością angielskie węże w żadnym wypadku nikomu nie zaszkodzą, gdyż przy całym dobrodziejstwie umuzykalniania wydarzeń na scenie robią to bardzo wyrafinowanie. Nie ma siłowego pompowania wszystkiego co się da pod płaszczykiem szukania większej eufonii, tylko stosując punktowe piki energii otrzymujemy owszem zjawiskowo nasycony, ale również pełen werwy dźwięk. A to to w tej zabawie chyba chodzi.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: Szymański Audio
Ceny:
Statement RCA: 19 999 PLN / 1 m (stereo)
Statement speaker cable: 7 999 PLN / m (mono)
Statement jumper: 4 999 PLN (30 cm)
Statement Power cable: 21 999 PLN / 1,5 m

  1. Soundrebels.com
  2. >

VTL Siegfried Series II

Począwszy od swojego debiutu w 2003 roku, monobloki VTL Siegfried Reference były uznawane za lidera w świecie referencyjnych wzmacniaczy dużej mocy, zarówno ze względu na łatwość użytkowania jak i muzykalność. Znane były też jako pierwsze wzmacniacze lampowe z prawdziwą automatyczną polaryzacją (Auto Bias) i wykrywaniem usterek (Fault Sensing), a także z technologią precyzyjnej stabilizacji zasilania. Dzięki temu Siegfried zaskarbił sobie lojalność i uznanie wśród poważnych miłośników muzyki na całym świecie.

W nowej wersji Siegfrieda Series II całkowicie przebudowano całą ścieżkę sygnału. Udoskonalenia obejmują w pełni zbalansowany, różnicowy stopień wejściowy, sterujący różnicowym rozdzielaczem fazy i przeciwsobnym stopniem wyjściowym o obniżonej impedancji. Transformator wyjściowy został znacznie poprawiony, ma on w pełni zrównoważoną konstrukcję z sekcjonowanymi uzwojeniami. Inżynierskie kompetencje VTL podnoszą znaną jakość dźwięku innowacyjnego Siegfrieda Reference na jeszcze wyższy poziom.

Nowe monobloki Siegfried Reference zyskują też brzmieniowo na krótszej, szybszej i w pełni zrównoważonej pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego, ale bez stosowania sprzężenia globalnego. Pętla ujemnego sprzężenia zwrotnego całkowicie eliminuje dzwonienie i nie wymaga kompensacji pojemnościowej dla zachowania krytycznej integralności fazy oraz informacji. W rezultacie wzmacniacz pozostaje stabilny nawet przy najbardziej wymagających obciążeniach.

Regulowane i precyzyjnie stabilizowane układy zasilania anody, siatki i polaryzacji utrzymują stały punkt pracy lampy wyjściowej nawet przy zmiennym napięciu zasilania, a stabilność krytycznych układów zasilania owocuje stabilnością tonalną i spójnością brzmieniową, zwłaszcza przy odtwarzaniu dynamicznych, kompleksowych sygnałów.

Nową funkcją jest dostępna dla użytkownika zmiana współczynnika tłumienia (Damping Factor). Pozwala ona na regulację impedancji wyjściowej wzmacniacza poprzez zmianę wielkości ujemnego sprzężenia zwrotnego. Impedancja może być dokładnie dopasowana do gustu słuchacza, a także w celu poprawy kontroli podłączonych głośników, tak aby uzyskać najlepsze osiągi. Dostępne są następujące 4 nastawy:

1. LOW – Najmniejszy współczynnik tłumienia, dobra kontrola głośników, najbardziej naturalny dźwięk
2. MED – Lepsza kontrola głośników, z pewnym wpływem na jakość dźwięku
3. HI – Najlepsza kontrola głośników, z nieco większym wpływem na jakość dźwięku, ale dla głośników, które potrzebują takiej kontroli poprawa brzmieniowa jest jednoznaczna
4. MAX – Maksymalny współczynnik tłumienia, ale wpływ na brzmienie jest zauważalny

Oprócz tego wzmacniacz został dostrojony przy pomocy wysokojakościowych kondensatorów Mundorf silver oil, co dało słodsze, bardziej rozciągnięte wysokie tony oraz charakter tonalny średnich tonów o bardziej relaksującym charakterze, z lepszą spójnością i płynnością. Kondensatory stopnia wejściowego także są zbocznikowane.

Nawet krótka sesja odsłuchowa nowych monobloków Siegfried Series II pokazuje udaną implementację nowej technologii. Średni bas ma większą potęgę i kontrolę, a krytyczny zakres średnich tonów z większą łatwością odzwierciedla naturalny koloryt instrumentów i tembr. Zwiększone poczucie kontroli w krytycznych zakresach średniego basu i średnich tonów pozwala też na uzyskanie całkowicie naturalnego i swobodnego brzmienia wysokich tonów.

Ze swoją potężną mocą Siegfried zawsze wyróżniał się osiąganą bez trudu szybkością, dynamiką i prawdziwą kontrolą dolnego zakresu, z niemal organiczną jakością basu. Wraz z nową wersją nawet na niskich poziomach głośności można cieszyć się niuansami i mikrodynamiką muzyki. Siegfried Series II z łatwością przechodzi od odtwarzania najdelikatniejszych, intymnych utworów do największych orkiestrowych fanfar. Wzmacniacz osiągnął idealną równowagę pomiędzy nieskrępowaną potęgą i niewymuszoną finezją.

Lista najważniejszych cech:

1. W pełni zbalansowany układ różnicowy – sygnał niesymetryczny daje sygnał zbalansowany na wyjściu.

2. Przeprojektowane, w pełni zrównoważone stopnie wejściowy i sterujący, obsługujące sygnały o większej rozpiętości, charakteryzujące się szerszym pasmem i lepszą stabilnością.

3. Brak globalnego sprzężenia zwrotnego.

4. Krótsza, szybsza pętla sprzężenia zwrotnego dla lepszej kontroli charakteru tonalnego bez przesunięć fazowych.

5. Lepsza obsługa różnych obciążeń z większą stabilnością sygnału.

6. Wzmacniacz jest bezwarunkowo stabilny, bez potrzeby kompensacji pojemnościowej.

7. Nowe źródło prądowe dla zmniejszenia uszczerbku w trybie single-ended.

8. Stopień wyjściowy o obniżonej impedancji dla lepszej kontroli głośników.

9. Znacznie zwiększone sekcjonowanie i sprzężenie w zrównoważonym, firmowym transformatorze VTL, dla szerszego pasma i eliminacji dzwonienia.

10. Dostępne dla użytkownika ustawienie współczynnika tłumienia (damping factor) aby optymalnie dopasować impedancję wyjściową do głośnika.

11. Funkcjonalności sterowane mikroprocesorowo
– Przełączanie trybów tetroda/trioda
– Automatyczna polaryzacja (Auto Bias), detekcja usterek (Fault Sensing)
– Ograniczanie prądu rozruchowego
– Funkcja gotowości; ze zredukowanym prądem lamp dla przedłużenia ich żywotności
– W pełni dwukierunkowe sterowania RS-232

12. 650 watów na kanał w trybie tetrodowym; 330 watów na kanał w trybie triodowym

13. Wykorzystuje 12 lamp 6550 lub KT-88 na monoblok.

14. Regulowane, precyzyjnie stabilizowane zasilanie anody i siatki dla zapewnienia stałego punktu pracy; dyskretne i stabilizowane zasilanie dla stopni wejściowego i sterującego dla większej rozdzielczości i lepszych barw.

15. Regulowane i precyzyjnie stabilizowane zasilanie polaryzacji dla lepszej rozdzielczości sygnału i tłumienia szumów oraz większej izolacji od zmian zasilania sieciowego; punkt pracy stopnia wyjściowego nie zmienia się przy flutuacjach zasilania sieciowego.

16. Poprawiona autoregulacja polaryzacji i wykrywanie usterek przystosowane do pracy w trybie zrównoważonym różnicowym; wzmacniacz jest w pełni zabezpieczony przed awarią lampy wyjściowej; nie ma potrzeby precyzyjnego doboru lamp wyjściowych.

17. Wszystkie kondensatory w ścieżce sygnału typu Mundorf silver oil. Jak sama nazwa wskazuje, do produkcji zostało użyte wysokiej czystości srebro, a zwoje są nasycone specjalnym olejem, opracowanym dzięki wielokrotnym eksperymentom i testom odsłuchowym.

18. Bocznikowanie kondensatorów zasilacza kondensatorami foliowymi dla lepszej rozdzielczości wysokich częstotliwości.

19. Panel frontowy z ekstrudowanego aluminium z luksusowym, nowoczesnym wyglądem – dostępne wersje czarna i srebrna.

20. Precyzyjnie stabilizowane zasilanie B+ oraz siatki.

21. Sztywna konstrukcja i poprawiona wentylacja dla niższej temperatury pracy.

22. Możliwość fabrycznej aktualizacji poprzedniej wersji Series I do wersji Series II.

Specyfikacja wzmacniacza mocy Siegfried Series II Reference Monoblock
• Zestaw lamp: 12 x 6550 lub KT-88, 1 x 12AT7, 2 x 12BH7
• Moc wyjściowa: tetrodowa 650W, triodowa 330W
• Gniazda RCA i XLR
• 20Hz – 20kHz <3.5% THD na 5 omach
• Czułość wejścia: zmienna w zakresie 1-2V, zależnie od ustawienia współczynnika tłumienia
• Impedancja wejściowa: 45 komów
• Ustawienie obciążenia: 5 omów
• Optymalny zakres obciążenia: 4 – 8 omów
• Odstęp sygnał/szum: -110dB, 120 Hz
• Wymiary SxGxW: 29 x 61 x 61 cm
• Masa: 90kg/szt. (monoblok bez opakowania, 147kg z opakowaniem)

Cena: 299 000 zl/para