Mam cichą nadzieję, że nie przeszkadza Państwu fakt, iż nawet nie tyle nieco, co całkiem wbrew chronologii, za to zgodnie z tradycją i skalą trudności – pracochłonnością, eksplorowany przeze mnie od lat w pierwszej kolejności PGE Narodowy po raz kolejny pojawia się jako finał mojej powystawowej „spowiedzi”. Po prostu zdecydowanie sprawniej przebiega proces relacjonowania dwóch pozostałych i zauważalnie mniejszych hotelowych lokalizacji, więc dokumentacja słowno-zdjęciowa ich dotycząca może ujrzeć światło dzienne zdecydowanie szybciej aniżeli ta ze stadionu. Powiem szczerze, że pomimo obecności na, o ile tylko pamięć mnie nie zawodzi, wszystkich Audio i dopiero od jakiegoś czasu Video Show na tegoroczną edycję wybierałem się z pewnymi obawami. Nie dość bowiem, że co i rusz mych uszu dobiegały opinie, iż dotychczasowa forma się wypaliła, sytuacja tak za naszą wschodnią granicą, jak i w kilku innych zakątkach globu najdelikatniej rzecz ujmując jest nie do pozazdroszczenia, to jeszcze High-End przypiął odrzutowe wrotki o nie tyle odjechał, co zupełnie odleciał z cenami, więc kwestia nie jest czy, lecz kiedy ów pompowany do irracjonalnych rozmiarów balon pęknie. Jeśli dołożymy do tego śladową promocję „na zewnątrz”, czyli poza naszym audiofilskim mikro-światkiem nadal żyjącym w błogim przeświadczeniu, że spęd złotouchych jest „jakoś tak w listopadzie” można było spodziewać się niezbyt imponującego zainteresowania. Całe szczęście pesymistyczne wizje się nie spełniły i pomimo spowijającej stolicę gęstej niczym śmietana 30-ka mgły w piątkowe południe nieprzebrane tłumy spragnionych bezpośredniego kontaktu z systemami, które zazwyczaj można jedynie pooglądać na zdjęciach i posłuchać na … YouTube.
Do takich smakołyków z pewnością można zaliczyć zestaw Sonus faber Suprema, na który ostrzyłem sobie zęby na długo przed jego oficjalną premierą. Pech jednak chciał, że kiedy takowa miała miejsce a włoski dream team zawitał do Monachium zamiast w MOC-u rozgościł się w Hotel Andaz i w dodatku dla prasy wydzielił dwa zupełnie niekompatybilne z naszym grafikiem sloty. No nic, wypadało tylko obejść się smakiem i cierpliwie czekać na okazję taką jak niniejsza. A skoro takowa się przydarzyła, to tym razem nie było zmiłuj. W dodatku dzięki uprzejmości dystrybutora marki do niemalże prywatnych odsłuchów mogłem przystąpić już o godzinie 10-ej w piątek, a więc jeszcze nie tylko przed oficjalnym startem wystawy, co finalnymi porządkami. Czymże jednak jest kilka wiórów na wykładzinie w porównaniu z możliwością doświadczenia absolutu opus magnum włoskich specjalistów od stolarki i elektroniki w audiofilskim wydaniu. W dodatku w wydaniu XXL, gdyż w skład zestawu Suprema wchodzą dwie kolumny główne inspirowane kształtem pierwszych Guarnieri oraz dwa potężne eliptyczne subwoofery nawiązujące do nie mniej sławnych Stradivari. Jednak nie sam ich gabaryt robi wrażenie, gdyż jakość stolarki zapiera dech w piersiach a fakt, iż każda z kolumn może pochwalić się ośmioma przetwornikami na froncie i dwoma skierowanymi ku tyłowi budzi w pełni zrozumiały szacunek. Z kolei suby złowrogo łypią na słuchaczy dwoma 38 cm wooferami (każdy) gotowe zdmuchnąć śmiałków próbujących podejść do nich bez należnego szacunku. Jak łatwo się domyślić do napędzenia takiej wesołej gromadki potrzeba czegoś więcej aniżeli zwykłej integry, co udowodniła ekipa wystawcy wytaczając jedne z najcięższych dział w swym portfolio, czyli cztery monobloki Classé Audio Delta Mono i dedykowany im, pochodzący z tej samej serii przedwzmacniacz. W rezultacie serwowany na PGE dźwięk był potężny, organicznie soczysty i z jednej strony przyjemnie gładki i miękki, lecz jednocześnie daleki od niekontrolowania, czy rozmywającej kontury pluszowej obłości. Co istotne reprezentant Włochów nie stronił od mało wymuskanych utworów serwując słuchaczom zarówno ostry rock, jak i klubową elektronikę udowadniając tym samym, że nie ma również i na ekstremalnym High-Endzie da się słuchać „zwykłych” nagrań i bynajmniej nie musi to być asekuracyjne plumkanie.
Kolejną wielce udaną sesję zafundowały mi poznańskie Dwa Kanały, które chcąc zapanować nad ogólnym i powszechnym na tego typu wystawach chaosem wprowadziły biletowane, półgodzinne zamknięte prezentacje. Pomysł niby nie nowy, jednak jakże skutecznie zapobiegający ciągłemu trzaskaniu drzwiami i zupełnie przypadkowym wizytom „znawców”, którzy jedynie na kilka-kilkanaście sekund wsadziwszy czerep i dłoń dzierżącą smartfon byliby w stanie zrobić zdjęcie i autorytatywnie wydać werdykt jak taki system gra. A tak można było w spokoju usiąść, posłuchać kilku utworów i mieć chociażby jako/takie wyobrażenie co tak naprawdę potrafią ultra zaawansowane Magico M7 w połączeniu z dzielonym wzmocnieniem Pilium OLYMPUS / 2 x Pilium CRONUS. A potrafiły sporo w wielce udany sposób łącząc rozdzielczość z plastycznością i dynamikę z wyrafinowaniem.
Cały czas utrzymując się w ultra high-endowej stratosferze warto było wstąpić również do zajmowanego przez stołeczny SoundClub Studia TV5, gdzie w zależności od dnia grały trzy skierowane do najbardziej wyrafinowanych smakoszy konfiguracje (stosowny grafik na zdjęciu). Jak jednak wspomniałem przemierzając stadionowe korytarze w piątek automatycznie załapałem się na rozwinięcie seta, którego miałem okazję posłuchać w siedzibie dystrybutora – z przywodzącymi na myśl transformersowego Bumblebee kolumnami EgglestonWorks Andra Viginti V2. Na potrzeby AVS końcówkę Bouldera 1160 zastąpiło większe rodzeństwo, czyli 2160, więc było jeszcze lepiej niż w wakacje, tym bardziej, że i same Andry miały okazję w pełni się wygrzać. Z „drobiazgów” wygrzewania niewymagających warto wspomnieć za to o jubileuszowym stoliku 15th Anniversary Alu Master Reference Series Rack i platformach 15th Anniversary Alu Master Reference Series Platforms Franc Audio Accessories a szczęśliwcy, który dotarli na PGE w sobotę, bądź niedzielę mieli okazję również posłuchać odpowiednio Martenów Mingus Septet i GOBELi Divin Comtesse.
75 lat na karku to nie w kij dmuchał, więc jest okazja by odpowiednio to uczcić. A McIntosh ma czym i jak, więc jadąc po przysłowiowej bandzie sam sobie zrobił prezent wypuszczając Monobloki Mc2.1KW. Cóż w tym niezwykłego? A to, że każdy z monosów to de facto … 3 (słownie „trzy”!!!) urządzenia – dwa zasilacze i moduł wzmocnienia w sumie ważące 180 kg. Dokładając do tego również jubileuszowy przedwzmacniacz C12000 Anniversary i CD/SACD MCD12000 Anniversary robi się prawdziwa ściana sprzętu, której to charakterystycznej zielonkawo-niebieskiej poświacie przyszło się pławić nie tylko licznie przybyłym odwiedzającym, co przede wszystkim Rockportom Orion.
Pozwolę sobie na krótką chwilę zejść na ziemię, by wspomnieć o mającej podczas tegorocznego premierze lifestylowego all-in-one’a, czyli wszystkomającego Devialeta Astra Opéra de Paris, którego płytę górną pokrywa się ręcznie płatkami prawdziwego 23-karatowego złota. Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż na tle powyższych propozycji „niespodzianka” przygotowana przez Audio Klan ma wyraźnie mniejszą siłę rażenia, jednak rynek na tego typu rozwiązania jest nad wyraz chłonny, więc i taka forma promocji jak najbardziej ma sens. A że ww. dystrybutor powoli oddaje pola stricte high-endowym graczom to już zupełnie inna kwestia.
Nieco wyżej gardę trzymał stołeczny EIC prezentując strzeliste PMC Fenestria napędzane zestawem Muscial Fidelity z topowej serii Nu-Vista. Jak na High-end, który niewątpliwie reprezentowały tak ceny, jak i gabaryty śmiało można uznać za umiarkowane.
Skoro o nieprzesadzonych gabarytach mowa na uwagę zasługiwał również system Esoterica z topowymi modelami z serii Grandioso napędzającymi charakterystyczne flagowce Fyne Audio.
No dobrze, starczy propozycji dla „normalnych” odbiorców, czas wrócić na okołoziemską orbitę. Koniec końców krakowski Nautilus wreszcie trafił na PGE Narodowy, co patrząc na to, co w tym roku przygotował zupełnie nie dziwi. Potężne Avantgarde Acoustic Trio G3, wspomagane na najniższych tonach przez firmowe Spacehorny zasilały nie mniej działające na audiofilską wyobraźnię Kondo Kagury. I nie będzie w tym ani grama przesady jeśli napiszę, iż była to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza prezentacja Nautilusa co najmniej od czasów, gdy jeszcze najlepszych systemów podczas AVS można było posłuchać w hotelu Bristol.
Nie mniej imponująco prezentował się rezydujący nieopodal system z premierowymi Wilson Audio ALEX Vfx wspomaganych subwooferami Wilson Audio LōKē i napędzanych końcówkami mocy Dan D’Agostino M400 MxV. Co prawda gospodarze nieco niefrasobliwie potraktowali kwestię zaadaptowania tak akustycznego, jak i wizualnego szklanej ściany za systemem która nie dość, że pracowała jako potężna płaszczyzna odbijająca, to znacząco utrudniała dokumentację fotograficzną serwując odwiedzającym bodaj ostatnie promienie jesiennego słońca.
Z kolei Diora, choć z dumą prezentowała swe flagowce w formie niemej ekspozycji, to już grała z adresowanych statystycznym odbiorcom zestawów nieprzekraczających 10 kPLN.
Rezydujące nieopodal białostockie Rafko postanowiło za to odczarować obecność subwooferów w systemach stereofonicznych. Podkreślam subwooferów a nie subwoofera, gdyż w tym roku główny system oparto na bezkompromisowych monitorach Perlisten S5m wspomaganych duetem subwooferów Perlisten D12s. Czy to miało sens? 4 x TAK! Czy było „słychać suby”? 2 x NIE! Po prostu grała muzyka a reakcje odwiedzających wpatrujących się w 12-ki jak szpak w gnat, by po chwili autorytatywnie stwierdzić, że pewnie są wyłączone bo „nic nie dudni” … bezcenne. O planach na przyszłość (gwarantuję, że będzie się działo) z zaraźliwym zaangażowaniem opowiadał sam Lars Johansen jasno dając do zrozumienia, że sukcesy Perlistena nie są przypadkowe, lecz wynikają z potężnej pracy jaką wkłada cały zespół w rozwój wykorzystywanych przez nich technologii. Ponadto warto podkreślić, szczególnie dla osób z ww. marką nieobeznanych, że ww. kolumny dźwięku lapidarnie rzecz ujmując nie robią a reprodukują w możliwie najwierniejszej postaci. Dzięki czemu świetnie nadają się nie tylko do zastosowań cywilnych – Hi-Fi/High-End lecz również profesjonalnych – w studiach nagraniowych i masteringowych, co z resztą coraz częściej ma miejsce.
Tuż za ścianą dyskretnie przygrywały śnieżnobiałe Triangle Magellan 40th Cello napędzane dzielonką słowackiego CANOR-a Hyperion P1 + Virtus S1S.
T+A robi swoje, solidna elektronika, oszczędna forma i szalenie dalekie od efekciarstwa brzmienie. Jak ktoś ceni prawdomówność (prawdogralność?) miał okazję poznać cel do którego warto dążyć.
Polski przystanek na AVS, czyli hORNS / David Laboga / Lucas Audio Lab, czyli głośniki/okablowanie/elektronika wespół/zespół stawiające na eufonię i dźwiękowe pieszczoty aniżeli obsesyjną analityczność i prosektoryjny chłód. Nic tylko wejść, usiąść, posłuchać i odpocząć od codziennego/wystawowego pędu.
Innuos znany jest z tego, że operując w domenie cyfrowej na światło dzienne ekstrahuje taki ogrom w pełni analogowej koherencji i naturalności, że część gramofonów może poczuć się zazdrosna. W tym roku było podobnie.
Nieco nawiązujący do „polskiego przystanku” zestaw Horn Acoustic / Soulnote okablowano rodzimymi WK Audio. Niby nic nie raziło i nie odstręczało, ale Witek (z WK Audio) w Sobieskim potrafił bardziej podkręcać emocje.
No i nasz tegoroczny okładkowiec (rano jeszcze a wieczorem już PGE spowijała szczelnym kożuchem mgła, więc ze standardowego kadru zmuszony byłem zrezygnować) skomletowany przez stołeczne Sound Source. Imponujące perłowo-białe „plemniki”, czyli Vivid Audio GIYA G2 w towarzystwie elektroniki Audioneta (m.in. znane nam z odsłuchów monobloki Heisenberg) prezentowały się nad wyraz elegancko a i przy tym grały zacnie. Co ciekawe brzmienie przez nie oferowane było po cieplejszej i gładszej „stronie mocy”, co nie zawsze w przypadku tego wytwórcy kolumn ma miejsce.
Dziwnym zbiegiem okoliczności w Monachium jakoś nie udało mi się ich posłuchać, więc widok Audiovectorów Trapeze Reimagined bardzo mnie ucieszył. Radość była tym większa, że i dźwiękowo te (czysto umownie) ekshumowane blisko półwieczne modele doskonale dawały sobie radę stawiając na dynamiczny, wręcz żywiołowy przekaz aż kipiący od energii i chęci do grania.
Z cyklu stara miłość nie rdzewieje – czasy się zmieniają a ja lubię sobie od czasu do czasu rzucić tak okiem i uchem na aktualne „wypusty” Electrocompanieta, szczególnie gdy w zasięgu trafi się zacna parka AW-800 wyczyniająca z Rockportami Lynx, co tylko przyjdzie jej do głowy. Dla równowagi nieco bardziej neutralne brzmienie oferował set Karan-a, więc w zależności od preferencji/repertuaru, czy też nastroju było z czego wybrać coś dla siebie.
Potężne kolumny Steinheima, nie mniej imponujące monosy VTL-a i szpulak Sony. Dodając do tego przedwzmacniacz Gryphona mam przepis na … sukces.
Powiem szczerze, że może i aktywne, bezprzewodowe Focale DIVA UTOPIA grają całkiem nieźle. Może i są szalenie ergonomiczną alternatywą dla konwencjonalnych systemów, ale bardzo przepraszam wszystkich ortodoksyjnych akolitów marki, lecz wykończenie szarym filcem zupełnie do mnie nie przemawia. Może i skojarzenia z gumofilcami Jakuba Wędrowycza są nazbyt oczywiste a może jeszcze tak ja, jak i High-End nie jesteśmy jeszcze gotowi na tego typu post- PGR-owski design.
Za to doskonale pamiętane z występów w naszych skromnych progach Cantony Reference GS Edition nijakich kontrowersji nie powodowały. Ba, sprawiały wyłącznie pozytywne wrażenie pokazując, że i najnowsze flagowce Marantza z serii 10 (odtwarzacz SACD, Streamer i integra) nie wypadły sroce spod ogona a ich oscylujące wokół 50 kPLN ceny nie są chorym wymysłem szalonych marketingowców i pazernych księgowych, lecz nad wyraz uczciwie skalkulowanymi kwotami.
Kontynuując „hornową sagę” nie sposób było nie wstąpić i rzucić uchem na napędzane dzielonką Classé Audio Delta Dali EPIKORE 9.
A następnie dać opaść emocjom w towarzystwie Unison Reasearch Unico CD Due i integry S6 Black Edition wespół z podłogowymi kolumnami Opera Quinta v2 grającymi na zmianę z podstawkowymi Opera Prima v2.
Z premedytacją, niejako na deser zostawiłem prawdziwego rodzynka, czyli lożę zajmowaną przez sopockie Premium Sound, które podobnie jak w swojej hotelowej prezentacji pokazało, że nie liczy się ilość a jakość i znajomość posiadanych we własnym portfolio marek. Nie ma zatem co na nowo wynajdywać koła, bądź wyważać już dawno otwartych drzwi, gdyż sprawdzone rozwiązania mają to do siebie, że się … sprawdzają. Dlatego budowanie systemu wokół kolumn AudioSolutions (w tym roku przepięknych Figaro L2 w wykończeniu Midnight Gold) i rodzimego gramofonu BennyAudio Odyssey jak najbardziej ma sens. Jak się miało okazać sens miało również użycie monobloków Van den Hul The Excalibur oraz sygnowanego tym samym logotypem okablowania. Może i basu było nieco zbyt dużo, ale biorąc pod uwagę specyfikę SkyBox-a z powodzeniem można było efekt finalny za wysoce satysfakcjonujący.
Za szalenie miły akcent należało również uznać wielce intrygującą i w pełni dostępną (pod względem konsumpcyjnym) ekspozycję wysokoprocentowych destylatów z destylarni Tessellis. I tu drobna uwaga. Otóż będąc zupełnie niezainteresowanym walorami standardowych „aqua vitae”, które ewidentnie mi nie służą, więc omijam je szerokim łukiem tym razem byłem pod wielkim, w dodatku pozytywnym wrażeniem nie tylko klasycznego Ginu, lecz również (a może nawet przede wszystkim) deserowej Tessellis Dark Chocolate & Orange. Krótko mówiąc idealne zwieńczenie pierwszego dnia Audio Video Show.
Chociaż … chwileczkę. Przecież w ramach AVS od niepamiętnych czasów prężnie działa strefa słuchawkowa, gdzie jedynie zmieniając krzesełka można zapoznać się z bezlikiem rozwiązań tak przewodowych, jak i kabli pozbawionych. Tak też było i w tym roku.
No i już zupełnie na koniec jeszcze tylko migawka płytowa, gdyż miłośnicy czarnych płyt też nie mogli PGE Narodowego opuścić z pustymi rękami.
Do zobaczenia za rok i przekazuję mikrofon Jackowi, więc proszę zbytnio nie oddalać się od radioodbiorników.
Cdn.…
Marcin Olszewski
Po prawdziwej złotej polskiej jesieni przyszła ponura jesienna plucha, którą jest w stanie zrekompensować jedynie solidna porcja wysokokalorycznych antydepresantów, czyli słodyczy. O ile jednak większość odwiedzających dopiero co zakończone Audio video Show zadowalała się krówkami my postanowiliśmy poczęstować się z menu sopockiego Premium Sound nieco większymi, litewskimi „czekoladkami” – 75 kg AudioSolutions Figaro L2 w obłędnym wykończeniu Midnight Gold.
cdn. …
O ile zwiedzanie Golden Tulipa można było uznać za niezobowiązującą przystawkę i niewinną rozgrzewkę, to już Sobieski wymaga kondycji maratończyka i płuc freedivingowego nurka, gdyż w godzinach szczytu całą trasę najlepiej zrobić na … jednym wdechu a z racji panującego w niektórych zazwyczaj lampowych oazach gorąca i kąpielówki nie wydają się zbyt kuriozalną stylówką. Nie dość bowiem, że część wystawców okna swych pokoi dosłownie muruje na głucho i wręcz obsesyjnie pilnuje zamykania drzwi, to i sami odwiedzający na przygotowane przez organizatora szatnie reagują trudną do wytłumaczenia alergią, co w połączeniu z zaskakująco wysokimi jak na koniec października temperaturami zmienia tytułowy przybytek w najdelikatniej rzecz ujmując pieczarkarnię. Niemniej jednak wychodząc z założenia, że co nas nie zabije to nas wzmocni i mając ćwierć wieku doświadczenia w takowych eskapadach można owemu wyzwaniu podołać. Wystarczy tylko przestrzegać kilku zasad do których m.in. należą – kierunek zwiedzania od najwyższego piętra w dół, omijanie przepełnionych i pozbawionych dopływu świeżego powietrza pokoi i regularne nawadnianie. Do powyższej listy z racji prowadzenia dokumentacji fotograficznej dorzucę od siebie wykluczenie ekspozycji ustawionych na tle odsłoniętych okien i tym oto sposobem z blisko setki sal i pokoi daje możliwe do ogarnięcia w sensownym czasie około 20-ki przystanków. W dodatku w tym roku część wystawców doskonale pamiętając coroczne perturbacje z dostępem do wind i standardową walkę z czasem zapobiegliwie przyjechała już w środę.
Do owego elitarnego grona można zaliczyć m.in. chełmżyńskie Quality Audio, które pełną gotowość ogłosiło już w czwartkowe przedpołudnie, dzięki czemu niemalże dobę przed oficjalnym otwarciem Audio Video Show 2024 mogłem w wielce komfortowych warunkach (działająca klimatyzacja plus praktycznie całkowicie wyludnione piętro) nie tylko posłuchać małego co nieco, lecz również uciąć sobie przemiłą pogawędkę z reprezentującym Peak Consult Mikiem Picanza o zmianach i planach marki. Rozmawiało nam się tym lepiej, że powód spotkania i dowód przekazywanych informacji był nie tylko na wyciagnięcie ręki, co jeszcze grający, czyli najnowsza odsłona jakiś czas temu goszczących u nas … El Diablo, które mówiąc wprost „zmieściły się dźwiękowo” w hotelowej klitce, co starym wersjom raczej by się nie udało. A tu proszę bardzo – świetnie kontrolowany i zróżnicowany, nisko schodzący bas, „rasowa”, komunikatywna średnica i otwarte, lśniące wysokie tony. Czyli nieco bardziej rześko niż wcześniej ale nadal z wrodzona elegancją i niezwykłą koherencją. I w tym momencie docieramy do sedna, czyli do wiadomości uzyskanych od Mike’a, który z trudną do ukrycia dumą wspominał, że Peak Consult przechodząc swoistą transformację dokonuje ją na zasadzie ewolucji a nie rewolucji, więc z jednej strony nieco odchodzi od nieco przyciemnionego dźwięku a z drugiej doskonale pamięta o własnym dziedzictwie i wręcz obsesyjnej dbałości o detale. Dlatego też kwestie konstrukcyjne zostają po staremu, czyli wszystko co się da wykonywane jest na miejscu i choć nadal w katalogu króluje wykończenie naturalnym drewnem, to dostępna jest również klasyczna fortepianowa czerń, która podobno cieszy się sporym zainteresowaniem. Co istotne Wilfried Ehrenholz (jeden z dwóch współdowodzących – obok Lennarta Asbjørna) postawił sobie ambitne założenie, by każdy z sygnowancy przez nich modeli powstawał niejako bez jakichkolwiek limitacji ze strony księgowości (oczywiście w swoim segmencie). W dodatku mozolna wędrówka po kolejnych szczeblach wtajemniczenia, czyli przesiadki na coraz to wyższe/większe modele nie wymagają od ich nabywców przemodelowania własnych upodobań, czy też każdorazowych przeprowadzek do coraz to większych lokali, lecz jedynie zadbanie o odpowiednio wydajną amplifikację. No może z jednym wyjątkiem, czyli Dragon Legacy, których raczej do dwudziestokilkumetrowego pokoju raczej wcisnąć się nie da. A jeśli ktoś szuka drogi na skróty, to jedynie podpowiem, że w zupełności wystarczy zainteresować się katalogiem Extraudio, bo niderlandzka elektronika z duńskimi kolumnami dogaduje się świetnie, co z resztą podczas ostatnich dwóch AVS można było zweryfikować nausznie.
Nie mniej ekscytująco przebiegła w zajmowanych przez ekipę High End Alliance dwóch pokojach, gdyż krakowski dystrybutor z trudnym do ukrycia uśmiechem prezentował powracającą pod jego skrzydła elektronikę Pathos Audio, która w tym roku grała z nowym nabytkiem w portfolio, czyli również włoskimi kolumnami Zingali Quantum Array 2.8 Plus. To jednak nie koniec nowości, bowiem Audio Anatomy (spółka matka High End Alliance) postanowiła zaistnieć na audiofilskim rynku jako … producent kolumn z dumą prezentując nad wyraz intrygujące, uzbrojone w … trzy tweetery przeurocze podstawkowe monitory Audio Anatomy AA5 (3000€). Szarża z motyką na słońce, zwykły rebranding azjatyckiego OEM-a? Nic z tych rzeczy, bowiem za projektem stoi nie kto inny, jak znany m.in. z fińskiego Amphiona Antti Louhivaara a obudowy powstają w … Diorze. Jeśli się jednak nieco głębiej pogrzebie i zerknie do katalogu fińskiej marki Aurelia wszystko zaczyna układać się w sensowną całość. Nic Wam ww. nazwa nie mówi? Cóż, jak się okazuje audiofilski świat wcale nie jest tak bezkresny, jakby mógł się wydawać, a w internecie nic nie ginie. Wystarczy bowiem przypomnieć sobie Audio Video Show z 2018 r. i oczywiste inspiracje widać jak na dłoni. A jak potoczą się losy tytułowego projektu czas pokaże, jednak z chęcią rzucę na „rodzime” kolumienki uchem w zdecydowanie bardziej kontrolowanych aniżeli wystawowe warunkach, tym bardziej, że podczas rozmowy z Andrzejem Mackiewiczem – spirytus movens całego zamieszania doszły mnie słuchy, że w ofercie przewidywane są również modele aktywne a jak wiadomo tego typu rozwiązania zaczynają się cieszyć coraz większym zainteresowaniem odbiorców.
Idąc tropem nowości nie sposób było przeoczyć stołeczny byt o enigmatycznej nazwie Homogenix, który wypływając na szersze wody startuje z ofertą czterech … wkładek gramofonowych, których korpusy wykonywane są z Korpus z drewna jodłowego z … 1512 roku. Wkładek można było posłuchać nie tylko w pokoju producenta (z potężnymi tubami), lecz również w tym zajmowanym przez Pełne Brzmienie Studio Hi-End ( z kolumnami Art Loudspeakers i lampową elektroniką Art.Audio).
Również i w tym roku nie zabrakło węgierskich „parawanów”, czyli elektrostatycznych kolumn Popori Acoustics i elektroniki 72Audio, które podczas AVS2022 wywołały nie lada poruszenie. Tym razem jednak Węgrzy postawili na nieco mniejsze gabaryty, co o dziwo niespecjalnie wpłynęło na ich pozytywny odbiór u większości odwiedzających ich pokoje słuchaczy.
Najwyższa pora na kolejny rodzimy akcent, czyli kooperację specjalisty od przetworników MuzgAUDIO i MORE audio, które pojawiło się z tranzystorowym wzmacniaczem Single Ended CS100 a tor „Made in Poland” zamykały kolumny sygnowane przez Audioform. Jeśli tak ma wyglądać i przede wszystkim brzmieć przyszłość polskiego Hi-Fi to jestem na tak.
Może to i dziwnie wygląda, ale co ja poradzę, że gdziebym nie wszedł, posiedział posłuchał i jeszcze by mi się podobało, to finalnie wychodziło na to, że cytując klasyka „nasi tu byli”. Tak też było i tym razem w pokoju zajmowanym przez niespecjalnie okupującą pierwsze strony branżowych periodyków markę Sisound. Niby niderlandzką elektronikę Extraudio rozpoznałem bez trudu, ale już kolumny były niemalże całkowicie anonimowe. Ale grały i to grały tak, że wstawać z krzesła a potem kanapy zupełnie mi się nie chciało. Swoboda, rozmach i rozdzielczość wręcz uzależniały, co niejako z automatu spowodowało uruchomienie kalkulatora wskazującego, że jeśli kosztują nieco ponad 100-ke, to ktoś naprawdę bardzo rozsądnie i uczciwie je wycenił. Jednak kiedy dosiadł się do mnie jeden z dwóch stojących za ww. projektem, czyli modelem Solidus S Rafał Wołczyński okazało się, że wyceniono je na 64 500 PLN. Całkiem miła niespodzianka jak za uzbrojone w dwie wstęgi i 13” Revelatora zamknięte podłogówki, nieprawdaż?
A teraz mała szpila i łyżka dziegciu w wiadrze miodu. Oczywiście pisana z mocnym przymrużeniem oczu, choć patrząc na to co ostatnio się „odjaniepawliło” w OFF Radio Kraków, gdzie prowadzących z krwi i kości zastąpiły wygenerowane przez AI avatary moment, w którym zamiast uroczej hostessy materiały reklamowe prezentował robot odebrałem z mocno mieszanymi uczuciami. Jeszcze chwila a reportaże będą przygotowywane za pomocą dronów a szczęśliwe ludzkie niedobitki co najwyżej będą mogły ograniczyć się do ich sterowania siedząc w domowych pieleszach przed komputerem, bądź ze smartfonem/tabletem trzymanym w wątłych rączkach.
Z dalekich od obowiązujących kanonów piękna rejonów ludzkiej kreatywności warto również wspomnieć o systemie skomponowanym przez krakowskie Bare Baffle, które postawiło na wzmocnienie w postaci lampowca Western Electric 91 E oraz kolumny Schetl Pathway dopieszczone wysokotonowymi przetwornikami Arya Audio Labs AirBlade.
A skoro o podróżach mowa, to nie tyle palcem po mapie, co „z buta” po hotelowych korytarzach można było dotrzeć do pochodzących z … Indii kolumn Rethm Loudspeakers Maarga, które napędzał zestaw pre/power Phasemation.
Wrocławskie Audio Atelier po raz kolejny udowodniło, że forma jest tylko drogą a nie celem samym w sobie, w związku z powyższym oprócz futurystycznych Gradientów R-5 Revolution grało z pozornie klasycznych Mach 2 Estrema Grandinote napędzanych topową integra SOLO. Krótko mówiąc dla każdego coś dobrego.
No i wracamy nad Wisłę a dokładnie do Notte Sound Labs, które w tym roku pochwaliło się nową końcówką mocy NPA-01-R, oraz własnym systemem, w którym źródłami były wiekowa Wadia WT-2000 i kultowy flagowiec DP-S1 Denona. Rezultat? Przechodzący najśmielsze oczekiwania i w pełni zasługujący na miano jeśli nie najlepszego, to z pewnością jednego z najlepszych brzmieniowo zestawów grających w Sobieskim. Bez spinki, wyczynowości za to niezwykle komunikatywny, koherentny i rozdzielczy zarazem na tyle, by w niezwykle namacalny sposób pokazać zarówno piękno kobiecego głosu jak i potęgę kościelnych organów.
Kontynuując Polski wątek nie sposób było pominąć pokoju, w którym pyszniły się zjawiskowe kolumny EpoSound, których obudowy wykonano z naturalnego drewna połączonego z żywicą epoksydową, dzięki czemu uzyskano nie tylko niezwykle atrakcyjną kolorystykę, co i oczekiwane właściwości konstrukcyjne. W sobotnie popołudnie grały podłogowe Deimos Red Millenium Black Oak (27 900 PLN) a tuż obok na swoją kolej grzecznie czekały podstawkowe Skathi Red Millenium Black Oak (16 900 PLN). Na uwagę zasługuje fakt, iż użyte w ww. modelach drewno nie jest za przeproszeniem „zwykłą dechą”, lecz to tzw. „polski heban”, czyli czarny dąb – blisko 1200 letnia dębina pozyskiwana … wykopaliskowo. Jednak nawet pomijając kwestie niemalże archeologiczno – dendrologiczne Deimosy oferowały dźwięk z jednej strony gęsty a z drugiej wysoce rozdzielczy.
Choć może wyglądać to za przejaw kumoterstwa, bądź dziwny zbieg okoliczności nic nie byłem w stanie poradzić na fakt, że i kolejny odwiedzony pokój należał do rodzimego wytwórcy, czyli stołecznej manufaktury BonaWatt, która na tegoroczną wystawę przygotowała premierę – 250 W hybrydowy wzmacniacz zintegrowany Triton wykorzystujący w sekcji przedwzmacniacza lampy 6SL7 zasolane GZ34 i D-klasowy stopień wyjściowy. Z ciekawostek warto wspomnieć, iż. Triton posiada dwa sloty na karty rozszerzeń (DAC, Phono, etsc.) przygotowywane przez MuzgAUDIO. Oczywiście nie zabrakło również poprzedniego modelu, czyli 11,5W Tamesis, który również od czasu do czasu miał okazję „dać głos”.
Powiem szczerze, że choć nie jestem w stanie sobie przypomnieć gdzie i kiedy, to jednak niemalże dałbym głowę, że kolumny Storgaard & Vestskov nie tylko już gdzieś widziałem, to jeszcze miałem okazję ich posłuchać. Mniejsza jednak z tym, bo skoro Duńczycy pojawili się na tegorocznym AVS, to ciężkim grzechem zaniedbania byłoby nie rzucić na ich środkowy model (GRO) tak okiem, jak i uchem. Piękna stolarka (pięciowarstwowy bambus tygrysi o grubości 26mm), nowoczesny wygląd i takież brzmienie. Szybkie, rozdzielcze świetnie sprawdzające się zarówno w spokojnym jazzie, jak i ostrzejszym rocku.
Stołeczna manufaktura Ciarry po raz piąty zawitała AVS i jak to ma w zwyczaju nie pojawiła się z pustymi rękami. Ba ręce miała całkowicie zajęte, gdyż może i proponowane przez nią odgrody nie należą do największych i najbardziej imponujących, to jednak spacerowanie z takimi „drzwiami” do najprostszych nie należy. No dobrze, żarty na bok, bo oprócz znanych nam z redakcyjnych odsłuchów KG5040mk2 w Sobieskim pojawiły się będące ukłonem w kierunku posiadaczy nieco mniejszych pomieszczeń „kompaktowe” Ciarry KG4030mk2. Cudzysłów przy ich kompaktowości nie pojawił się jednak przez przypadek, gdyż tylko nieśmiało chciałbym wspomnieć, iż mamy do czynienia z konstrukcjami wykorzystującymi po parze 12” wooferów, więc jeśli ktoś liczy na jakieś anorektyczne słupki, to nie tym razem, chyba że ustawi 40-ki … bokiem.
WK Audio stawia na sprawdzone rozwiązania, czyli „niedrogi” system audio i własnej produkcji okablowanie mające za zadanie wycisnąć tak z elektroniki, jak i kolumn wszystko co dobre i gęste do ostatniej kropli. Tak też było i tym razem, gdyż znaną i lubianą serię TheRed wzbogaciła cyfrówka DigIt, no i oczywiście pojawiła się nowa linia produktowa, czyli dopiero co przez nas (w pełni zasłużenie) komplementowane TheRay.
Znana z MOC-a ekipa, czyli Linea Audio, MuzgAudio i DearWolf tym razem postawiła na zdecydowanie mniej absorbujące gabarytowo konstrukcje. Szumu jak wokół topowych Longhornów nie było, więc zamiast emocji pierwsze skrzypce grały same kolumny.
Mała powtórka z rozrywki, czyli kolejny system w którym można było posłuchać BonaWatta Tamesis przygotował sopocki Premium Sound dokooptowując designerskie kolumny Audel. Efekt? Wyborny, dynamika, rozdzielczość i muzykalność podane w sposób tak lekkostrawny i naturalny, że podobno zgłosił się jeden chętny do rozkręcenia akurat grającego modelu miłośnik DIY w celu … skopiowania zwrotnicy. Jak widać muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale i nakłania do działań (od)twórczych 😉
Kolejni starzy dobrzy znajomi, czyli konińska ekipa Audio-Mix w tym roku zaserwowała odwiedzającym Sobieskiego nie lada niespodziankę. Ba, nawet dwie niespodzianki, gdyż były to dwa systemy. W pierwszym z elektroniką MBL-a można było posłuchać debiutujących na naszym rynku kolumn kojarzonej do tej pory głównie z okablowaniem francuskiej marki Esprit o wdzięcznej nazwie Amelia. Dość spore podłogówki z AMT na górze i 20cm papierowym mid-wooferem ALNICO zaprezentowały się na tyle intrygująco, że trzeba będzie się im bliżej przyjrzeć i przysłuchać w nieco bardziej kontrolowanych okolicznościach przyrody. Z kolei tuż za ścianą pyszniły się „niemieckie cebule”, czyli śnieżnobiałe MBL 101E MKII napędzane kompletnym setem Accuphase’a, w tym sprawującym kontrolę nad warunkami lokalowymi cyfrowym korektorem akustyki Accuphase DG-68. No i cóż mogę napisać? Chyba tylko to, że „cebulki” nie tylko się w sali Hetman II zmieściły (czego nie można było powiedzieć o chętnych na ich posłuchanie), co zagrały świetnie.
I tym oto sposobem dotarliśmy na hotelowy parter, gdzie reprezentująca duńską „spółdzielnię” Audio Group Denmark ekipa Audio Emotions postanowiła „odczarować” sale Wilanów I i II udowadniając, że jednak da się w nich nie tylko dobrze „zagrać”, co wzajemnie sobie nie przeszkadzać. Można więc było w wielce komfortowych warunkach (wreszcie było czym oddychać a temperatura nie dobijała do trzydziestej kreski) posłuchać zarówno low-costowego zestawu z Axxessem Forté 1 i podłogowymi L3, jak i skierowanego do grających o zdecydowanie wyższe stawki melomanów Aavik-a. Była bowiem okazja poznania topowego all-in-one I188 wraz z premierowym phonostagem R-880 obsługującego nie tylko standardowe wkładki MM/MC, lecz również dolnego poradzić sobie z taką egzotyką, jak optyczne wkładki DS Audio.
Częstochowska Delta-Audio w przeciwieństwie do zeszłorocznych Klipschy Jubilee postawiła na smukłe i wiotkie wiedeńskie „wafelki” Brodmann Acoustics VC 7. Pozostała jednak wierna elektronice Gold Note i Mastersound a o krystaliczną czystość prądu dbał kondycjoner Tsakiridis Devices. Jeśli zaś chodzi o okablowanie, to tu już Piotr z Audiotite pojechał po przysłowiowej bandzie aplikując kompletny set topowych ZenSati #X za jakieś cirka about dwa miliony. Niby pieniądze nie grają, ale po tym co dane mi było usłyszeć we własnym systemie po wpięciu li tylko zasilającego #X-a nieśmiało sugerowałbym zrewidować owa obiegowa opinię. A tak już na poważnie może i warunki lokalowo-odsłuchowe dalekie były od referencyjnych, ale warto było do Galerii I zajrzeć chociażby tylko po to by na własne oczy i uszy przekonać się jak ekstremalne a zarazem diametralnie różne oblicza może przybierać ekstremalny High-End.
No i już zupełnie na sam koniec punkt obowiązkowy na mapie Hotelu Radisson Blu Sobieski, czyli Fezz i Pylon udowadniający, że jednak można wespół/zespół robić coś z sensem i świetnie radzić sobie nie tylko na rynku lokalnym, co z powodzeniem trafiać w zagraniczne gusta.
Cdn. …
Marcin Olszewski
Jak co roku w ostatni weekend października (a wcześniej, przez długie lata drugi weekend listopada) większość oczu i uszu audiofilsko zorientowanych jednostek skierowane są ku trzem wiadomym punktom zbornym. Będącemu od zawsze na liście Hotelowi Radisson Blu Sobieski, nieco świeższemu Golden Tulipowi i oczywiście oferującemu największą przestrzeń tak dla wystawców, jak i gości stadionowi PGE Narodowy. Dla zorientowanych w temacie powód jest oczywisty, a niezorientowanych jedynie wypada uświadomić, iż powodem owego zainteresowania jest coroczne Audio Video Show, które czego by o nim nie mówić w pełni zasłużyło, a tak po prawdzie ciężko i uczciwie zapracowało, na miano drugiej co do wielkości oraz rangi imprezy tego typu w Europie, plasując się tuż za monachijskim (do przyszłego roku) High Endem. Skoro zatem kalendarz dość jednoznacznie wskazał wiadomą datę, to i tym razem nie było innego wyjścia jak tylko ruszyć w morderczym maratonie próbując w dość ograniczonym jak na skalę przedsięwzięcia czasie zobaczyć i choćby rzucić uchem na część z bezliku przygotowanych przez wystawców atrakcji. Zamiast jednak pojedynczego tasiemca, poniekąd zgodnie z redakcyjną tradycją, zebranymi wrażeniami dzielimy się stopniowo – sukcesywnie odgrzebując się z setek popełnionych zdjęć, porządkując notatki, wspomnienia i przypisując napotkanych przyjaciół do konkretnych lokalizacji. Nie przedłużając niepotrzebnie rozbiegówki zapraszam zatem serdecznie na pierwszy odcinek naszych okołowystawowych impresji poświęcony najmniejszemu z ww. obiektów, czyli hotelowi Golden Tulip.
Uprzejmie proszę o wybaczenie wszystkich tych, których obszerność materiału zdjęciowego może nieco onieśmielać, ale nie wzięła się ona z chęci przytłoczenia, czy wręcz zniechęcenia Czytelników do dalszej lektury, lecz jest pochodną co najmniej trzech dość luźno związanych ze sobą zdarzeń. Pierwszym z nich jest (prawie) światowa premiera kolumn Gauder Akustik Elargo 200. Czemu „prawie”? A temu, że choć pokazano je podczas ostatniego High Endu, to o ile pamięć mnie nie myli był to pokaz czysto statyczny, a więc niemy, czyli de facto pierwszy raz można ich było posłuchać właśnie w Warszawie. Za drugie pozwolę sobie uznać tzw. podmiot zbiorowy, czyli kompletne źródło analogowe, gdyż do grona obecnych w sali katowickiego RCM-u „świeżynek” z pewnością należy również zaliczyć powietrzne ramie Air Force 10 marki TechDAS, które finalnie uzbrojono we wkładkę My Sonic Lab Signature Diamond i zamontowano na „kompaktowym” gramofonie TechDAS Air Force 3 Premium. A trzecim były dwa spotkania z Kenem Kesslerem z cyklu „The Reel To Reel Tape Revival”. I tu od razu pozwolę sobie na małą retrospekcyjną dygresję, bowiem wśród prezentowanych przez Kena taśm znalazła się jedna szczególna – „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” The Beatles. Cóż w niej takiego szczególnego? Otóż może poczynania Czwórki z Liverpoolu nie należą do moich ulubionych, ale trudno nie znać ich niemalże na pamięć, a tym samym mieć chociażby mgliste pojęcie jak one brzmią, bądź brzmieć powinny. Jeśli do tego zbioru doświadczeń dołożymy wspomnienia z wieczoru z czarną płytą, bądź z prezentacji szpuli w trakcie AVS 2015r., to tzw. bazę śmiało możemy uznać za w zupełności wystarczającą. O ile jednak w 2015 r. słuchana była kopia przygotowana na potrzeby tłoczeń wykonywanych przez Jugoton z 1967r., to tym razem przywieziona przez Kena miała dorównywać oryginałom z Abbey Road i coś czuję w kościach, że tak właśnie było, gdyż to, co dobiegło naszych uszu było czymś absolutnie wyjątkowym i niepowtarzalnym dalece wyprzedzającym pod względem namacalności, rozdzielczości i dynamiki „demoludową” wersję. Nawet nie próbuję wnikać ile w tym zasługi samego toru, ale uczciwie trzeba stwierdzić, że najnowsze „wypusty” dr.Rolanda Gaudera nie tylko cieszyły oko piękną okleiną (wielce przyjemna zmiana po ostatnich zachowawczych czerniach), co i zaskakującą na gabaryty kolumn potęgą brzmienia. A jeśli na kimś ich rozmiarówką nie robi większego wrażenia, to sugeruję uzbroić się w odrobinę cierpliwości, gdyż z dobrze poinformowanych źródeł doszły mnie słuchy, że właśnie trwają prace nad modelem mającym zdetronizować niepodzielnie królujące od ponad dekady w niemieckim portfolio Berliny RC11 .
A skoro o rozmiarówce XXL mowa, to dosłownie kilka kroków dalej pysznił się zdecydowanie bardziej imponujący system złożony z topowej elektroniki Accuphase (w tym dzielonego źródła DP-1000/DC-1000 i A-klasowych monobloków A-300), oraz strzelistych Estelonów Extreme Mk II SE. O ile jednak wygląd w 100% przynależał do wierchuszki ligi mistrzów, to już pod względem brzmieniowym zauważalne były następstwa pewnej niefrasobliwości odnośnie akustyki hotelowego wnętrza, czyli m.in. nawet przy wielce cywilizowanych poziomach głośności problematyczny – mający tendencję do wzbudzania dół pasma. Całe szczęście odpowiedni dobór repertuaru sprawiał, że obłożenie sali przez ekipę Nautilusa zajmowaną rzadko kiedy pozwalała na swobodne przemieszczanie się pomiędzy rzędami w celu ustalenia idealnego sweet spotu.
Niespodzianek za to nie było w Grobel Audio, gdzie można było pieścić tak oczy jak i uszy wdziękami zestawu Revox PR99, Jadis DA88S i Franco Serblin Accordo Goldberg. Minimalistycznie, ze smakiem i przy odpowiednim repertuarze wręcz urzekająco.
Wrocławska Galeria Audio postawiła za to wszystkie karty na system złożony z elektroniki Goldmunda wspomaganej DAC-iem Aries Cerat Kassandra oraz kolumnami Zellaton Plural Evo i przynajmniej na klasyce, na którą ilekroć tam wstępowałem każdorazowo dziwnym zbiegiem okoliczności trafiałem było wybornie. Ba, śmiem twierdzić, że Galerii udało się osiągnąć coś, czego nie dane mi było ani razu doświadczyć w Monachium, czyli tak skonfigurować system z Zellatonami, żeby chciało się go słuchać dłużej aniżeli wymagałaby tego wystawowa konieczność.
Niejako na deser wypadałoby jeszcze wspomnieć o obowiązkowym punkcie na mapie Tulipa, czyli prezentacji Natural Sound, gdzie oprócz ultrahigh-endowej a zarazem niszowej japońskiej lampowej elektroniki Audio Tekne można było posłuchać tub Western Electric 22A.
Cdn. …
Marcin Olszewski
Opinia 1
Jeszcze wcale nie tak dawno temu, w ogólnej świadomości audiofilsko zorientowanych jednostek funkcjonowały przypisane konkretnym obszarom i nacjom tzw. „szkoły dźwięku”. Mieliśmy zatem szkołę angielską, amerykańską, francuską, japońską i niemiecką, czyli klasyczne słowa – klucze umożliwiające zaszufladkowanie danego wytwórcy zgodnie z jego pochodzeniem, jak i przede wszystkim obowiązującymi stereotypami. Całe szczęście, m.in. na skutek powszechnej globalizacji, czasy te śmiało możemy uznać za słusznie minione, tym bardziej, że pół żartem, pół serio z całkiem sporą dozą prawdopodobieństwa śmiem stwierdzić, iż niezależnie od widniejących na metce danych lwia część interesujących nas dóbr pochodzi z Chin, Malezji, Filipin, etc. Dlatego też zdecydowanie rozsądniej wydaje się oceniać dany produkt bez jakichkolwiek „obciążeń”, w tym niespecjalnie sugerując się nawet samym logiem. Jako przykład posłużę się angielską marką PMC, z której to przepastnego portfolio mieliśmy okazję gościć majestatyczne MB2 XBD SE, jak sama nazwa wskazuje aktywne Active Twenty 5.24i, oraz niezobowiązująco rzucić uchem i okiem na budżetowe Prodigy. Krótko mówiąc od Sasa do Lasa, co raczej nie ułatwia prób zdefiniowania firmowego sznytu, czy to wynikającego z lokalizacji, czy samego profilu marki. Dlatego też, gdy przyszła pora na przedstawicielki głównego nurtu i zarazem najbardziej klasyczne oblicze brytyjskiej myśli technicznej, czyli trójdrożne, nad wyraz kompaktowe konstrukcje podłogowe – PMC twenty5.26i uznaliśmy, że potraktujemy je niczym przysłowiowe debiutantki i weźmiemy na redakcyjny tapet niespecjalnie doszukując się analogii z wcześniejszymi reprezentantkami rodu.
Jak na trójdrożne, trzygłośnikowe konstrukcje podłogowe twenty5.26i są zaskakująco kompaktowe. Oczywiście ich kompaktowość dla wiernych akolitów marki nie jest niczym nowym, gdyż doskonale zdają sobie oni sprawę, iż akurat w tym przypadku bynajmniej nie rozmiar jest kluczowy a zastosowana, niewidoczna gołym okiem technologia. Do powyższej listy uwarunkowań można byłoby jeszcze dopisać warunki lokalowe „Cór i Synów Albionu” a więc rodzimy dla ww. wytwórcy rynek zbytu, ale patrząc na nadwiślańskie realia … lepiej wróćmy do meritum. Chodzi bowiem o autorskie wspomaganie drajwerów niskotonowych nie powszechnie stosowanym bas-refleksem, bądź alternatywnymi membranami biernymi, lecz precyzyjnie wyliczoną linią transmisyjną ATL™, która w przypadku naszych gościń osiąga imponujące 3.3m długości. Zanim jednak dokonamy czysto umownej wiwisekcji skupmy się na tym, co nieuzbrojoną gałką wypatrzeć zdołamy. Ot chociażby delikatne, raptem o 5°, odchylenie korpusów ku tyłowi, poprawiające stabilność dokręcane masywne stalowe sztaby z regulowanymi kolcami, czy też firmowy zestaw przetworników w skład którego wchodzą – 19mm Sonomex™-owa kopułka wysokotonowa, 50mm komorowa miękka kopułka średniotonowa oraz 170mm basowiec z membraną g-weave™. Na komplementy zasługuje również naturalna okleina, która w dostarczonych przez stołeczny EIC https://www.eic.com.pl/ egzemplarzach była dębowa (do wyboru jest również orzech i dwa lakiery – Biały Jedwab i Diamentowa Czerń).
Uwagę zwracają umieszczone tuż przy podstawach charakterystyczne, wieńczące linie transmisyjne ATL™ podwójne „kratki” Laminair™ odpowiedzialne za eliminację turbulencji opuszczającego je powietrza a tym samym irytujący szum. Z kolei na ścianie tylnej, wzorem swojego aktywnego rodzeństwa króluje słusznych rozmiarów płyta ze szczotkowanego aluminium z wygrawerowanymi podstawowymi informacjami i solidnymi, acz pojedynczymi terminalami głośnikowymi. W zestawie znajdziemy również stosowne, magnetyczne maskownice.
Zarówno same skrzynie, jak i ukryte w ich trzewiach linie transmisyjne wykonano z płyt MDF, których grubość w najbardziej kluczowych miejscach dochodzi do 40 mm. Dodatkowo wnętrze jest suto wyściełane wysoce wyspecjalizowanymi piankami akustycznymi pochłaniającymi pasożytnicze rezonanse. Od strony elektrycznej mamy do czynienia z układem trójdrożnym z punktami podziału ustawionymi na 400Hz i 4kHz o niezbyt wysokiej skuteczności 86dB, którą co prawda nieco rekompensuje 8Ω, choć do rekomendacji producenta, co do możności wysterowania ich 15W wzmacniaczem podchodziłbym z dużą dozą sceptycyzmu osobiście sugerując poszukiwania konstrukcji bliższych górnej granicy podanej w tabelce, czyli 300W.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu niejako na wstępie pozwolę sobie na … przyznanie sobie samemu racji odnośnie ostatniego zdania z aparacyjno – technicznego akapitu. Otóż moje przypuszczenia, co do podatności tytułowych kolumn na wdzięki podpinanego pod nie wzmocnienia okazały się ze wszech miar słuszne. Mówiąc wprost PMC twenty5.26i bez przysłowiowej spawarki raczej skrzydeł nie rozwiną, dlatego też chcąc zachować zdrowy „rozsądek budżetowy” pierwsze przymiarki sugerowałbym prowadzić z konstrukcjami w stylu 300W Brystona 4B³ bądź 250W Pass Laboratories INT-250 a z katalogu dystrybutora największych Musicali z serii Nu-Vista. I wcale nie chodzi mi w tym momencie o zdolność tytułowych kolumn do nagłośnienia jakiś ponadwymiarowych kubatur dawkami decybeli zarezerwowanymi zazwyczaj dla stricte halowych i stadionowych eventów, lecz zupełnie akceptowalne poziomy głośności w 20-30 metrowych, „cywilnych” pokojach. Nie jest to jednak ich wada a jedynie wynikające z parametrów następstwo a zarazem cecha natywna dokonująca zrozumiałej selekcji na wejściu. W końcu tak, jak na Passo dello Stelvio nie wjeżdża się litrowym, trzycylindrowym turladełkiem mozolnie ciągnącym dwutonową Alpinę 903 HT, tak i pod 26-ki niezbyt rozsądnym posunięciem byłoby podpinanie kilku-, kilkunastowatowego SET-a.
Wracając jednak do meritum i mając na podorędziu 300W Vitusa nijakich problemów z prawidłowym wysterowaniem wyspiarek się nie spodziewałem i takowych nie odnotowałem. Ba, śmiem wręcz twierdzić, że PMC nawet na tak karkołomnym materiale, jak „Ghosts” 潘PAN chodziły przy nodze Duńczyka niczym szkolone owczarki belgijskie. Bas był zaskakująco krótki, świetnie kontrolowany i szalenie zróżnicowany, więc nie było mowy o jakimkolwiek niekontrolowanym poddudnianiu, czy poluzowaniu najniższych składowych. Podobnie średnica – idealnie zrównoważona pod względem wysycenia, trafiająca w punkt w domenie emocjonalnej i barwowo kurczowo trzymająca się wzornika X-Rite ColorChecker Classic. Niezależnie od tego, czy przed mikrofonem stawały mające tendencję do lekkiego seplenienia Cassandra Wilson („Glamoured”) i Ida Zalewska („As Sung By Billie Holiday”), czy czarujący skalą George Michael („Symphonica”) za każdym razem było słychać dokładnie to, co miało na „taśmę” trafić i trafiło. Pełen pakiet informacji. Ani więcej, ani mniej. Niejako z automatu warto również nadmienić, iż PMC choć góry nie żałują, to wykazują się niezwykłym obiektywizmem i nawet serwując wszelakiej maści sybilanty z pełną siłą emisji ani przez moment nie próbują ich nazbyt eksponować, czy uwypuklać, przez co nawet przy dość faworyzujących ów aspekt nagraniach nie odczuwałem nimi znużenia. Ot, po prostu wyraźnie słyszałem, że ktoś podczas realizacji/post-procesu nieco przesadził, lecz była to informacja czysto techniczna, dotycząca właśnie realizacji a nie reprodukowanego materiału pod względem muzycznym. Było w tym/takim liniowym graniu wiele wspólnych elementów z moją dawną końcówka mocy Brystona 4B³, która w sposób równie neutralny serwowała reprodukowane dźwięki ich ewentualną ocenę i interpretację pozostawiając słuchaczowi. Tutaj jest analogicznie – kolumny stają się elementem natury komunikacyjno-informacyjnej a nie modelująco-interpretatorskiej, więc patrząc na nie z czysto „branżowego” punktu widzenia zdecydowanie bliżej im do rynku pro-audio, aniżeli konsumenckiego (Hi-Fi/High-End). Dlatego też do ich obecności w posiadanym systemie część potencjalnych odbiorców będzie zmuszona, przynajmniej na początku, się przyzwyczaić. Zakładam bowiem, że nieczęsto mieli, mają, bądź mieć będą okazję do tego by usłyszeć dwie prawdy. Jedną – o ulubionym / odtwarzanym mniej bądź bardziej przypadkowo repertuarze i drugą – o posiadanym systemie. Jeśli jednak przełkną tę podana w ramach przystawki, niejednokrotnie gorzką pigułkę, to dalej już pójdzie „z górki”. Oczywiście o ile tylko ktoś ceni sobie relacje budowane na prawdomówności a nie słodkich kłamstewkach, które choć mile łechcą próżność odbiorcy niespecjalnie mają odzwierciedlenie w nieraz szarej rzeczywistości.
PMC twenty5.26i to niezwykle prawdomówne i niezmanierowane tak pod względem designu, gabarytów, jak i przede wszystkim brzmienia kolumny, które z odpowiednio wydajnym wzmocnieniem zdolne są całkowicie zniknąć z toru. Jeśli zatem chcecie Państwo możliwie blisko podejść do ulubionej muzyki i obcować z nią w możliwie nieprzetworzonej formie, to wybór tytułowych podłogówek może okazać się jedną z ostatnich roszad jakie w swoim systemie wykonacie.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable; zasilacz Farad Super6 + Farad DC L2-C cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jestem święcie przekonany, że nie tylko ja, ale wszyscy jak jeden mąż tytułowego producenta bez najmniejszych problemów zaliczamy do tak zwanego kolumnowego mainstreamu. Powody takiego postrzegania marki są oczywiste. Pierwszym jest posiłkowanie się portfolio tej marki przez wiele studiów nagraniowych. Natomiast drugim mnogość zadowolonych klientów, którzy zdecydowali się na ożenek z jego konstrukcjami. Jaki jest cel przypomnienia dokonań tego podmiotu? Oczywiście okazją jest kolejny test jednej z wielu oferowanych konstrukcji. Jednak nie będzie to zwykłe przyjrzenie się dostarczonemu do redakcji modelowi, tylko mimowolne zderzenie wyartykułowanych obserwacji z niedawno opublikowanym testem modelu aktywnego tej stajni. W tym ostatnim przypadku chodzi oczywiście o kolumny PMC Active Twenty 5.24i. Ciekawe od strony brzmieniowej, jednak w przeciwieństwie do bohaterek tego spotkania posiłkujące się swoimi sekcjami wzmacniającymi. Co stanie w szranki z aktywnymi PMC? Otóż dzięki staraniom warszawskiego dystrybutora EIC tym razem w nasze progi trafiły pasywne zespoły głośnikowe brytyjskiej marki PMC twenty5.26i. Jak zagrały i jak wypadł niezobowiązujący sparing z modelem aktywnym? Oczywiście w pewien sposób pozwalający Wam dokonać wstępnych wyborów, czy lepiej jest mieć kolumny aktywne, czy pasywne, w możliwie stawny sposób postaram się wyłożyć w dalszej części tego tekstu.
Tytułowe Brytyjki to średniej wielkości, w celach odpowiedniej propagacji fal dźwiękowych lekko pochylone ku tyłowi, smukłe skrzynki. W wersji testowej zostały wykończone w radosnej, bo bijącej jasnością, naturalnej okleinie dębowej. Ich front spełniając założenia trój-drożności uzbrojono w trzy przetworniki. Na samej górze znajdziemy miękką wysokotonówkę, poniżej będący znakiem szczególnym tego producenta kopułkowy średniak oraz tuż pod nim 17 centymetrowy basowiec. Ale to nie koniec istotnych zabiegów technicznych zastosowanych w tym modelu, bowiem tuż nad podłogą zostały zorientowane również dwa wyloty firmowego pomysłu linii transmisyjnej pozwalającej uzyskać znakomicie kontrolowany i pełen energii dolny zakres. Jeśli chodzi o kwestię przyłączy okablowania, pojedynczy set od WBT-a usadowiono na skrywającej skomplikowaną zwrotnicę, aluminiowej płytce tuż nad podłogą na plecach kolumn. Z uwagi na stosunkową filigranowość w domenie szerokości konstrukcji pomyślano o jej solidnym ustabilizowaniu, co zrealizowano przy pomocy dwóch stalowych poprzeczek z regulowanymi kolcami. Jak wynika z powyższego opisu, kolumny zaprojektowano solidnie, ale bez zbędnych wodotrysków, co na starcie pokazuje, iż konstruktorzy swoje działania skierowali w najważniejszym kierunku, jakim jest ich brzmienia. Jak zatem wypadły?
Muszę powiedzieć, że najważniejszym aspektem było dla mnie granie ww. kolumn PMC z fajną swobodą. Lubię oddech i rozwibrowanie w muzyce, co już na starcie okazało się ich znakiem szczególnym. Oczywiście jak to u Anglików jest w standardzie, całość brzmiała również dobrze od strony wagi dźwięku, jednak z unikającym nadpobudliwości, a nie podkręconym impulsem energii. Ale spokojnie, nie zanotowałem żadnych strat utożsamianych ze stanem po zażyciu Pavulonu. Po prostu nie robiły nic na siłę udając większe niż są, tylko w sposób wyważenie mocny uderzały mnie dolnym zakresem, urzekały ciekawą średnicą i dźwięcznymi wysokimi tonami, co oferowało dobry timing rozgrywających się scenicznych wydarzeń. Na tle zestawu aktywnego były znacznie mniej ofensywne w domenie masy i krągłości prezentacji, co mogłoby sugerować inne podejście konstruktorów do finalnej estetyki prezentacji tego modelu na tle aktywnego, ale zapewniam, ta sytuacja w moim mniemaniu miała całkowicie inne podłoże. Inne w tym przypadku oznaczało zastosowanie odmiennej sekcji wzmocnienia. Nie wbudowanych w kolumny, zrobionych po bożemu i bez niebezpiecznych oszczędności wzmacniaczy jak w modelu 5.24i, tylko ponad dwustukilogramowego duńskiego diabła w postaci końcówki mocy Gryphon Apex Stereo. 200W w klasie A z tranzystora swoje robi, dlatego nie dziwnym było dla mnie nieco inne podejście do zobrazowania muzyki przez kolumny pasywne. Z większą ekspresją napowietrzenia sceny, nieco lżejszej, ale za to bogatszej w ilość odcieni nadal fajnej energii. To zaś jako naturalny feedback pozytywnego odchudzenia dźwięku udowodniło, że marka oferuje dojrzałe jakościowo konstrukcje pokazujące wręcz palcem, w jakim środowisku je umieścimy. A, że dzięki mocnemu, A-klasowemu wzmacniaczowi były nie tylko pod pełną kontrolą, ale również nakarmione dobrze zbilansowanym od strony plastyki i dźwięczności sygnałem, choć nie grały nadmierną masą, bez problemu radziły sobie z ciężką muzyką i znakomicie z tą romantyczną. Materiał w stylu formacji Metallica „72 Seasons” nie był przesadnie podkolorowany, co może w nadmiarze fajnie brzmi, jednakże lekko uśrednia zamierzenia artystów chcących zburzyć obecny porządek świata, dzięki czemu oferował mi znakomitą, bo nieobliczalną zdolność do natychmiastowych zmian tempa i ilości wygenerowanej energii. Efekt był zaskakujący, gdyż pokazywał, inną stronę brzmienia kolumn PMC. Z pozoru lżejszego, jednak w pełni panującego nad zapisaną w muzyce energią, co pozwoliło oczekiwanie jakby ją przyspieszyć. Niby były to te same kawałki, których słuchałem dawniej, jednak z jakże innym punktem ogólnej ekspresji. Owszem, mniejszej od strony nasycenia, jednak nie dla wszystkich błogie granie rocka jest czymś nadrzędnym. Jeśli zyskuje na tym żywiołowość podania, wolą słuchać go w ostrzejszym wydaniu, gdyż to jest bliższe założeniom powstawania tego typu kapel. I taki prymat oferowało zestawienie testowe. Jednak zaznaczam, jako piewca rocka piszę to jako pozytyw, a nie negatyw.
Jak wspominałem, dobrze odbierałem również muzykę kontemplacyjną w stylu Bobo Stensona Trio „Indicum” . Naturalnie z uwagi na przywołane, będące bezpośrednim owocem unikania nadmiernego dociążania rozwibrowanie dźwięku. Każdy niuans nie tylko dzięki zrównoważonemu zapewnieniu energii, ale także cały czas artykułowanej lotności i odpowiednio ważył i odznaczał się długą żywotnością w eterze. To jest muzyka, w której zaburzenie jakiejkolwiek składowej powoduje utratę tak ważnych dla nie informacji. Bez nich nie ma niezbędnego do zatopienia się bez reszty przez słuchacza pierwiastka nieprzewidywalności. Czyli tłumacząc polskiego na nasze, gdy dźwięk jest zbyt ulany, po prostu wieje nudą. Na szczęście 5.26i stronią od takich sytuacji, co sprawiło, że podczas kilkunastodniowej sesji testowej z przyjemnością słuchałem nie tylko agresywnego rocka, ale także jazz, twórczość barokową i trochę klasyki, czyli pełnego spektrum moich preferencji.
Gdzie sytuowałbym tytułowe kolumny? Jak wynika z powyższego opisu, wiele zależeć będzie od docelowego środowiska sprzętowego. Ale na bazie usłyszanych możliwości spokojnie mogę powiedzieć, że opiniowane PMC 5.26i są w dość uniwersalne i w większości sytuacji sobie poradzą. Co oznacza słowo „dość”? Spokojnie, chodzi o zawsze mogące wystąpić wyjątki. Jakie? Naturalnie mam na myśli totalne porażki połączeniowe, jakie zafundują im potencjalni nabywcy. Otóż gdy ożenią z nimi zbyt mocno dociążony lub ziejący ostrością podania set, zwyczajnie zabiją drzemiącą w nich, od samego początku zaznaczaną przeze mnie estetykę radosnego, ale z dobrym wypełnieniam podania ulubionej muzyki. Na szczęście to margines możliwych wydarzeń, dlatego nie ma co kruszyć o to kopii. Zatem reasumując, jeśli szukacie przekazu stroniącego od ekstremów typu nadmierne nasycenie lub rozjaśnienie, rzeczone zespoły głośnikowe powinny być jednymi z pierwszych na liście do prób testowych. Nic nie tracicie, za to bliższe poznanie tej odmiany brytyjskiej szkoły prezentacji muzyki z pewnością będzie cenną wartością dodaną w Waszym hobby.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: EIC
Producent: PMC (Professional Monitor Company Ltd)
Cena: 49 999 PLN
Dane techniczne
Czułość: 86dB / 1W@1m
Impedancja: 8Ω
Pasmo przenoszenia: 27Hz – 25kHz
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 400Hz, 4kHz
Zastosowane przetworniki
– Wysokotonowy: PMC/SEAS®, 19mm seria twenty5i, miękka kopułka z tkaniny SONOMEX™, chłodzona ferrofluidem, z 34mm otokiem i maskownicą dyspersyjną
– Średniotonowy: PMC 50mm komorowa miękka kopułka średniotonowa
– Niskotonowy: PMC 6.5″/170mm membrana g-weave™ o długim skoku z obudową z odlewu stopu.
Efektywna długość ATL™: 3.3m
Zalecana moc wzmacniacza: 15 – 300W
Wymiary (W x S x G): 1040 (+20 mm kolce) x 192 (275mm wraz z prętami cokołu) x 439 mm (+15mm maskownica)
Waga: 25kg
Dostępne wykończenia: Biały Jedwab, Dąb, Diamentowa Czerń, Orzech
Opinion 1
Due to difficult to ignore signals announcing the arrival of, not necessarily golden, autumn and thus due to a drastic decrease in the number of hours of sunshine, from time to time I happen to fall into a slight melancholy and immerse myself in considerations not so much about the very sense of dealing with Hi-Fi and High-End, but about the perception of these areas both by the individuals participating in this „game”, and watching them from a safe distance. I deliberately used the term „game”, because I would shyly like to note that it is only your hobby and ours, so fully voluntary and conscious participation in it should give joy and satisfaction, not frustration and stress. After all, it is said that music soothes senses, although on the other hand, it is hard to find a better topic for a holy war than audio cables. Nevertheless, the laborious completion of your own system is as intimate an activity as it is not particularly suitable for categorization in racing terms. Not only do we put the individual components together to suit our own tastes, but we also usually don not do it racing against time and imposing any specific deadline on ourselves in advance. We do it because we want to, and we take the time as long as we want, so more than once or twice you can get the impression that your struggle resembles the fight of Sisyphus against an unruly stone. For the purposes of this editorial, I will allow myself to compare this area of human activity to gardening, where, having your own piece of „greenery”, the care/repair activities never really come to an end and the state of full satisfaction usually does not last too long. And just like in gardening we have our own favorite suppliers of seedlings, shrubs, etc., in audio we can find similar analogies. And it is from the group of such well-known and liked, and as a bonus, local sources, we managed to obtain for testing an intriguing ivy, that is, still warm and has that “fresh from the factory” smell, although it would be much closer to the truth to call it „manufacture” than a factory, speaker cable. Who and what are we talking about? Well, about the one-man WK Audio manufactory residing in Plichtów near Łódź and its latest release – TheRay Speakers cable.
For readers who do not pay much attention to the photographic coverage usually documenting our revelations, I hasten to inform you that our today’s object of desire was dressed in a blue braid quite similar to The Air, decorated with aluminum muffs known from TheRed XLR and armed with top Furutech CF-201R NCF plugs (you can also choose from CF-202R NCF banana plugs), which TheRed Speakers boasted. It is worth noting, however, that the above specification applies to the top Exclusive version, supplied in a wooden case, so if someone would like to reduce their expenses a bit, they can opt for the Basic option, in which they will find the slightly more modest Furutech FP-201R spades, and they do not come in the above mentioned box.
As Witek (Witold Kamiński – founder and owner of WK Audio) has already accustomed us to, TheRay are made in one hundred percent by hand from high purity copper. The cross-section of the working conductor is 2 mm² and unlike the mentioned TheRed loudspeaker cables, instead of conducting each lead separately, the negative and positive conductors are properly intertwined with each other. A lot of emphasis has been placed on protecting conductors against vibrations harmful to signal transmission. The cable uses several materials that dampen vibrations of different frequencies, and the geometry stabilization, unlike the grommets known from the red XLR, is achieved thanks to a proprietary braid. It is worth mentioning, that one of the items that is nice to the eyes, ears but mostly fingers, is the fact, that the cable is very flexible, not only in the final fragments behind the aluminum splitters, decorated with the model marking and directivity information, but in the entire run of the cable. No less important is the information about finances, because the experience gained while working on the TheRed series allowed the manufacturer to reduce the price of TheRay very noticeably – compared to its predecessors, while maintaining the sonic qualities of its older siblings.
Although, as I have already mentioned, the heroes of this review inherited the color from the power cord The Air, and the aluminum sleeves were borrowed from the recently reviewed TheRed XLR, I dare say that representing the new line in the Plichtow portfolio TheRay Speakers, they do not think of renouncing family traditions, istead extracting what was best in them and creating a completely new quality from it. In addition, the sound quality corresponds more clearly with the above mentioned interconnects rather than with the speaker cables belonging to the red line. Surprised?
While the TheRed Speaker cables focused on freedom and dynamics of articulation as well as above average resolution, not afraid to boldly present the extremes of the sound band, in the XLRs one could notice greater weight and energy of the sound. And TheRay Speakers go a step or two further in this energizing, because it was enough to have „In the Air Tonight” from „Face Value” by Phil Collins to sound from the speakers to feel the possibilities and full potential of your system on your own gut. I dare say that the moment of attaching TheRay to my system was the turning point when my Contour 30 remembered that they have such noble ancestors in their family like the Consequence Ultimate Edition, so some of the actual power of the „upside down” giants should be preserved in their DNA. What’s more, the openness and resolution of the treble as well as the communicativeness of the midrange came dangerously close to those remembered from the modular Evidence Masters. Exaggeration? Well, even if it is, then it is relatively small, and since it concerns only the cabling, it is all the more pleasing and once again gives the lie to the claims that the cables do not influence the sound. It is so, that TheRay sound in such a way that not only your slippers are falling off, but individuals who like oversized outfits have to be careful not to let their underwear blow out through the trouser leg or sleeve, when listening at higher volume levels. Seriously! It is worth emphasizing, however, that these are not special effects straight from Hollywood blockbusters, where the number of explosions, crashes and spectacular destructive actions carried out on a smaller or larger scale – from breaking a chair remembering the times of Louis XIV on the head of an interlocutor, to the annihilation of an entire planet, exceeds not only common sense, but very often the perceptual abilities of most viewers – but only stem from full unblocking of the systemic arteries. That is, finally, ensuring a full and undisturbed flow of information and energy from the amplification to the loudspeakers. I mention this for a reason, because usually the acceleration of the pace and the increase in adrenaline lead to some exaggerations; exaggerations and simplifications at the same time, because quantity is put over quality, and this time nothing like that happens. Even on „9 Sad Symphonies” by Kate Nash, who, to put it mildly, does not spare the listeners from sibilants and the producer did not really try to tone them down, so any procedures emphasizing and exposing these elements are the simplest method of persuading the listener to change the repertoire. Meanwhile, the Polish cables were limited only to a truly holographic materialization of the artist in front of us and providing us with an experience worthy of a private concert with the full power of emission on display, giving the listeners the ability to observe not only every movement, but even facial expressions, but from the perspective appropriate for this type of events, and not to put her (the artist’s, not the perspective) on our laps, as if we were not at the aforementioned concert, but in a nightclub.
Changing the repertoire to the one that I visited much more often, and therefore abounding in riffs reminiscent of the work of an oscillating grinder, bass and drum parts reminiscent of a jackhammer, and truly agonizing screams of vocalists, I discovered with genuine satisfaction that the level of realism could appeal to many an inquisitor inquiring, with the use of those methods and tools, some unfortunate person, who would be accused of necromancy, or other atrocities. The ruthlessness of Mushroomhead’s „Call The Devil” attack was almost intimidating, and the weaker individuals were frightened by the power and speed of the cacophonous sounds reaching their ears. Most importantly, however, in this apparent, Armageddon-like chaos, nothing was lost, but every, even the most delicate (least brutal?) sound had its precisely defined place and time, and the multi-layered and complex compositions seemed to be a very grateful area for lovers of the genre to search for previously unnoticed flavors. It was also an evident example of the fact that even heavy types of rock can be played well, and that “not everything can be played on everything”, is a problem for those who identify being and audiophile and High-End as a whole with elevator music, based on painfully limited instrumentation and devoid of emotions. And here the message was boiling with emotions and kicking harder than „Lewy” for the Blaugrana.
To sum things up, let me say that WK Audio TheRay Speakers belong to an extremely prestigious and at the same time hermetic group of audio devices and accessories, which I used to describe as inseparable. That is, those that, when applied to a given system, can only be removed from it with pain similar to wisdom tooth extraction, or removal of the nail plate without anesthesia. I mean, theoretically it is possible, but for God’s sake, why do you want to do such harm to yourself? Individuals with masochistic tendencies are asked not to speak at this point. Therefore, I loyally warn you that when you decide to rent and listen to this title loudspeaker cable in your own four corners, it is better to be prepared both mentally and financially to leave them in your system for many years. Otherwise, looking for a replacement capable of filling the void left by TheRay Speakers can turn into a truly Sisyphean task, capable of depriving us of the joy of further audio fun for a long time. Not an attractive prospect, isn’t it? Are we dealing with a kind of revelation and a manifestation of the genius of a domestic manufacturer? I do not rule out such a possibility, as well as deviousness on the part of Witek, whom I do not intend to incriminate at this point, but rather suspect that due to his innate defiance, he decided to introduce a truly ultra-high-end cable to his portfolio, but at a price that does not indicate its „blue-bloodedness” at all. Thanks to this, those customers, who are guided primarily by their own hearing, will know what to do, while at the same time those for whom the „price tag” counts above all, or for whom positioning works only through the price, which supposedly does wonders, will not stop chasing the rabbit. However, to be clear, WK Audio does not force you to do anything, but only, like Morpheus in The Matrix, gives you a choice of blue and red pill, and it will only depend on you which one you choose…
Marcin Olszewski
System used in this test:
– CD/DAC: Vitus SCD-025mkII
– Network player: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Turntable: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Phonostage: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Digital source selector: Audio Authority 1177
– Integrated amplifier: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet fuse
– Loudspeakers: Dynaudio Contour 30 + Brass Spike Receptacle Acoustic Revive SPU-8 + Base Audio Quartz platforms
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– Digital IC: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– USB cables: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Speaker cables: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Power cables: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Esprit Audio Alpha
– Power distribution board: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Wall power socket: Furutech FT-SWS(R)
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + Silent Angel S28 + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable; Quantum Science Audio (QSA) Violet & Red + Farad Super6 + Farad DC L2-C cable
– Ethernet cables: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Anti-vibration platform: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Table: Solid Tech Radius Duo 3
– Acoustic panels: Vicoustic Flat Panels VMT
Opinion 2
It must be admitted, of course easily confirming it with the number of tests on our website, that the Plichtow-based manufacturer WK Audio does not rest on its laurels. Of course, I am talking about the frequency of introducing new products to it’s portfolio. From private conversations with the constructor I know that the goal is to offer the customer full range of cabling, depending on the potential needs of the system, but from my side, the most important thing is the fact that each design sounds interesting. Sometimes essential, other times fast and uncompromising, but each time shining in its aesthetics. What did he come up with this time, in his pursuit of meeting the most sophisticated requirements of an often dramatically capricious customer? Currently, in the times where pursuit of maximum revenues at minimum production cost is the norm, this may come as a surprise, but he was not looking for profit above all else, but trying to find a successful correlation between price and quality, which resulted in the preparation of a relatively affordable WK Audio TheRay speaker cable. And now I will try to explain how this cable turned out in the following text.
From the manufacturer’s perfunctory information, we know that the tested cables use 100 percent high-purity copper as conductors. The cross-section of the working conductor in this case reaches 2mm². The conductors themselves, unlike in the recently tested TheRed model, are not separated from each other, but intertwined according to the company’s proprietary weave. When it comes to protective measures, the manufacturer focused very much on isolating the conductors from harmful vibrations, which was achieved by using several layers of damping materials, which are efficient against different frequencies. What is very important, not only for the quality, but also for the repeatability of the production of each piece, all work is done by hand. On the other hand, an important aspect of usability for many of us, is the flexibility that makes placing the cable behind the equipment a pleasure. The cable, like all others in his catalog, is directional, which is indicated by the appropriate arrows on the silver sleeves just before the cable bifurcates into the two „+” and „-” signal wires. Interestingly, the bifurcation itself was carried out in two stages, from the thicker one after the aforementioned sleeve, to the thinner one in the place where the aluminum can in the shape of Tutankhamun’s sarcophagus was used. As for termination, the test version was made on the basis of the flagship spade connectors from the Japanese manufacturer Furutech.
When I plugged the speaker into my system, for natural reasons, confirmed by a much lower price than its predecessor TheRed, I wondered how much worse it would perform compared to it. Will it be more lethargic, directing its steps towards the eulogists of musicality above all else, or maybe sharper, blindly following the trend of slight hyperactivity, which is currently created by many competitors. Literally and figuratively, the cables had a so-called clean slate with me. And that’s good, because it showed himself from a very good side. It did not seek applause by squeezing the last juices from the edges of the sound spectrum, but playing coherently took care of a strong, but controlled blow with the lower bands, a colorful, but legible midrange, and embellished everything with sonorous treble. In addition, there is a special feature, well presented in the domain of quantity, done to achieve the effect of spontaneity of playing – a slight “overclocking” of the drive, which, as I have already mentioned, is currently proposed by many manufacturers. However in this case it is not done in a way that there are no limits to it, but only by drawing a slightly greater attention of the projection of the attack and the energy level that follows it. But please stay calm, in order to achieve this, they acted so skillfully that the length of decay did not suffer. Of course, a minimal quid pro quo could be detected in demanding material, but let us not fool ourselves, taking into account the price of the cable, the matter was almost negligible. Negligible, because our attention was easily drawn to the live yet perfectly placed on stage events. Whether it were the energetic pieces of the undisputed leader of garage music, Nirvana from the album „Nevermind”, or the seemingly calm, but still requiring good energy and drive compilations of Bobo Stenson, such as „Cantando” or „Goodbye”, all kinds of music were served in the aesthetics of the appropriate accentuation of rhythm and collected energy, with the right vitality. Surprisingly, despite the fact that compared to the Furutech wires I owned, I could feel the effect of Polish cables in slightly turning up the emotions all the time, it was not intrusive in the slightest. Just a different, more lively, as I mentioned, currently „trendy” look at music. So safe that the raw guitars and charismatic vocals of the frontman of the rock band, despite the fact that they were boiling with solid aggression, were far from exaggerated, while the aforementioned B. Stenson team profited the fullest from the all the goods TheRay offered, using the clearly visible edge of the virtual entities and the slightly turned up energy perfectly placing them in the space between the loudspeakers. This cable behaved like a chameleon, which easily came out victorious from meetings with any kind of repertoire. And it is not that it embellished every musical material in his own way, it just helped some and did not harm any others. And all that at a reasonable price level, taking into account the above mentioned advantages.
Is the above report from the test process proof that our hero has a chance to be a proposition for the entire population of music lovers? Let me say this. If you expect music full of joy coming from your meticulously configured sets, then by all means yes. WK Audio TheRay breathes a bit of a well-received and, importantly, well controlled kick into them, which, in addition to enjoying the quality of the sound, will allow you to feel the emotions contained in the music and related to timing and pacing more bluntly. Am I exaggerating this? Not at all, as evidenced by my purchase of two-meter high loudspeakers for everyday listening. Without the feeling of a live event we will never understand what the musicians really mean. However, I assure you, you do not have to have such towers at home, because it will be enough to try out the possibilities of Polish cabling. As you can see from the above test, it will turn up things like energy and attack of the sound, but it will still keep common sense. It is a really nice cable.
Jacek Pazio
System used in this test:
Source:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– DAC: dCS Vivaldi DAC 2.0
– Master clock: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker cables: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Ethernet cable: NxLT LAN FLAME
USB cable: ZenSati Silenzio
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
– Table: BASE AUDIO 2
Accessories: Quantum Science Audio Red fuse; Synergistic Research Orange fuse; Harmonix TU 505EX MK II; Stillpoints ULTRA MINI; antivibration platform by SOLID TECH; Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END, Furutech NCF Power Vault-E
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
– Drive: Clearaudio Concept
– Cartridge: Dynavector DV20X2H
– Phonostage: Sensor 2 mk II
– Eccentricity Detection Stabilizer: DS Audio ES-001
– Tape recorder: Studer A80
Polish distributor: Audiopunkt
Manufacturer: WK Audio
Prices (Europe & USA only)
TheRay sc Basic (with FURUTECH FP 201R plugs): 4 900 € / 2 x 2,5m
TheRay sc Exclusive (with FURUTECH CF 201/202R NCF plugs + wooden box): 5 500 € / 2 x 2,5m
Opinia 1
Skoro po raz kolejny naszą uwagę zwróciły dość nieoczywiste, przynajmniej dla osób postronnych oraz analogowych ortodoksów, elementy infrastruktury sieciowej (Lan) to znak, że zaraz się zacznie. Co? A krzyk Lan/Wan-owców, kablosceptyków i wszystkich tych, którym do pełni szczęścia wystarczy fakt zgodności ilości zer i jedynek na wyjściu i wejściu. Pech w tym, że bazowanie jedynie na sumach kontrolnych w muzyce ma tyle z Hi-Fi i High-Endem wspólnego co ocenianie brzmienia takowych urządzeń li tylko na podstawie pomiarów przysłowiowym oscyloskopem i prostymi sygnałami testowymi. Znaczy się niewiele, bądź wręcz nic. Dlatego też zamiast ślęczeć nad ciągami cyfr przypominającymi spływający niczym deszcz po szybie zielony kod z Matrix-a (de facto przepisy na sushi z japońskiej książki kucharskiej) wolimy skupić się na tym, czego nie widać, lecz niezaprzeczalnie słychać, czyli wpływowi na brzmienia naszych systemów dwóch dostarczonych przez Quality Audio switchy – QSA Violet & Red.
Choć zwykło się mawiać, że małe jest piękne a nasi dzisiejsi bohaterowie do największych raczej nie należą, swymi gabarytami wyraźniej nawiązując do kieszonkowego, cywilnego TP-Linka 5p LS105G Metal aniżeli np. Silent Angela Bonn NX, to niestety urodą najdelikatniej rzecz ujmując nie grzeszą, więc na potrzeby niniejszego opisu pozwolę sobie określić ją mianem radiowej. Albo nie, lepiej przemysłowej, gdzie wygląd niespecjalnie ma znaczenie a liczą się solidność wykonania i ergonomia. Chociaż z tą ostatnią – z naszego, audiofilskiego punktu widzenia, też jest po japoński, czyli jako-tako. O ile bowiem gniazda sieciowe umieszczono na jednej, uznajmy że tylnej, ściance, to już terminal zasilający i zacisk uziemienia wylądowały na froncie, na którym z kolei brak jakichkolwiek informacji o pracy poszczególnych portów. Mamy zatem sytuację, kiedy to chcąc mieć na oku status połączeń jesteśmy zdani na widok plątaniny „skrętek” a z kolei ustawiając switche QSA frontem niejako w gratisie dostajemy „pyszniące się” gniazdo zasilające DC. Nie ma jednak co rozpaczać, gdyż jest jeszcze trzeci wariant, który poniekąd wymusiła fizyka, a dokładnie sztywność przewodu zasilającego L2-C Farada stawiający tytułowe Switche do … pionu, czyli na jednym z boków, dzięki czemu górna ścianka stała się … frontem a przód i tył bokami. Jak się łatwo domyślić takie ustawienie znacząco poprawiło ergonomię manipulacji okablowaniem. Przechodząc jednak do konkretów, warto wspomnieć, iż oba switche są praktycznie identyczne i Red od Violeta wyróżnia (pomijając stosowne naklejki) purpurowa dioda na froncie. Oba posiadają solidne metalowe korpusy z giętej blachy, na frontach gniazda zasilające i zaciski uziemienia a na plecach po cztery 2,5 GB porty Ethernet RJ45 oraz dwa gniazda na 10 GB moduły SFP (dostępne są również wersje 9 portowe – z RJ-kami i pojedynczym SFP). Boki w celu wentylacji trzewi gęsto ponacinano a na spodzie znajdziemy uchwyty umożliwiające powieszenie switchy na stosownych zaczepach oraz naklejone, zapewne przez QSA, plasterki, które niestety nie wyglądają zbyt poważnie i specjalnie w niczym, poza zabezpieczeniem przed rysowaniem nie zapobiegają, gdyż switche ślizgają się na nich równie dobrze co bez nich. Od siebie tylko dodam, że jeśli ktoś będzie chciał je ustawiać „normalnie” to lepiej podkleić je ogólnodostępnym silikonowymi stopkami, bądź zainwestować w nóżki Silent Angel S28.
Ciekawostką jest za to brak dołączanego zasilacza, więc o takowy należy zadbać we własnym zakresie i tu od razu miła niespodzianka, gdyż dzisiejsi bohaterowie są nad wyraz mało wybredni i zadowalają się napięciem z zakresu 5-12V, więc z doborem odpowiedniego „napędu” nie powinno być problemu. Osobiście dysponowałem zarówno 5V Faradami (Super3 i Super6), jak i 12V wtyczkowcem dołączonym do chińskiego switcha Motiedot ZX-K081WS, który pozwoliłem sobie ściągnąć w ramach punktu odniesienia i we wszystkich trzech przypadkach tytułowe urządzenia pracowały prawidłowo, stabilnie i nie wykazywał tendencji do przegrzewania.
Jeśli zaś chodzi o trzewia, to pomimo usilnych starań odnośnie zdobycia informacji na czym polega różnica (naklejki litościwie pominę) w porównaniu z ogólnodostępnymi na popularnej platformie sprzedażowej zza Wielkiego Chińskiego Muru oryginalnymi dawcami organów jedyne co uzyskałem, to zapewnienie, iż wszelkie działania QSA nie mają charakteru inwazyjnego, czyli nie dotyczą modyfikacji sprzętowej (zamiana/dodanie własnych komponentów) a jedynie potraktowania urządzeń odpowiednią ilością cykli autorskiej kwantowej technologii audio, czyli wykorzystania wpływu kwantowego na zmianę struktury molekularnej metali oraz odpowiedzialną za eliminację cyfrowości w dźwięku technologią DSRT (Digital Sound Remove Technology).
Jak to w audio – świecie bywa wygląd to sprawa drugo-, bądź nawet trzeciorzędna a i wnętrze nie zawsze się liczy, gdyż najważniejsze jest a przynajmniej być powinno … brzmienie. I to właśnie na nim pozwolę w tym momencie się skupić, gdyż pomimo iście bliźniaczego podobieństwa i bazowania na tych samym dawcach organów tytułowe switche „grają”, czyli wpływają na brzmienie streamowanych treści, nie tylko dobrze i pozytywnie, co wyraźnie … różnie zarówno od siebie, jak i mojego dyżurnego Silent Angela Bonn 8. I tak, na „The Wrong Side of Heaven and The Righteous Side of Hell Volumes 1 & 2” Five Finger Death Punch doskonale było słychać, że na tle ww. 8-ki Violet stawia na atak, dynamikę i energię przekazu a z kolei Red bardziej akcentuje rozdzielczość oraz swobodę, napowietrzenie prezentacji. Mamy zatem nie tyle przykład logicznej ewolucji zachodzącej wraz z wędrówką w górę cennika – w porównaniu z Silentem, lecz w obrębie oferty QSA dwa ewidentnie różne pomysły na muzykę, których nie sposób rozpatrywać w kategoriach lepszy/gorszy, gdyż adresowane są do zupełnie innego odbiorcy. Violet to rasowy, miłujący soczystą i gęstą a zarazem ognistą jazdę bez trzymanki rockman, który przy wyrafinowaniu Red-a może sprawiać wrażenie lekkiego nieokrzesania, choć konia z rzędem temu, kto powstrzyma się przed podrygiwaniem przy co skoczniejszych kawałkach. Tutaj liczy się „fun” i energia, więc sama jakość nagrań schodzi na dalszy plan. Niby różnicowanie wsadu jest obecne, lecz w zaskakująco humanitarnej formie, więc nawet dalekie od ideału, niemalże garażowe produkcje mają szanse wybrzmieć od pierwszej do ostatniej nuty, co przy jednym z najjaskrawszych przypadków tzw. loudness war, czyli „Death Magnetic” Metallici wcale nie jest takie oczywiste. A tym razem się udało, choć nawet Violet nie był w stanie wyczarować odpowiedniej gradacji planów i trójwymiarowości sceny z płaskich jak stolnica nagrań. Szukając sprzętowych analogii i pewnych, egzystujących wśród melomanów słów-kluczy można byłoby uznać QSA Violet za „sieciowy ekwiwalent” znanych i lubianych Kossów Porta Pro.
Z kolei Red z nieco większą rozwagą zarządzając energią i emocjami wprowadza do brzmienia systemu, w którym przyszło mu pracować, wspomniany element wyrafinowania i intrygującej rozdzielczości, które początkowo, szczególnie po przesiadce z niższego modelu i Bonna, można odebrać jako lekką zachowawczość i pewną eteryczność, czy wręcz niewystarczające dociążenie prezentacji. To jednak tylko pozory, gdyż Red po prostu „gra” równiej i lepiej „znika” w torze mniej ingerując w przekaz. Zamiast poprawiać, ratować nagrania pokazuje je takimi jakimi rzeczywiście są, więc to nie od niego a od nas samych – słuchaczy zależeć będzie, czy na taką dawkę prawdomówności będziemy gotowi. Dlatego też tytułowy switch szansę rozwinąć skrzydła, złapać wiatr w żagle ma raczej na repertuarze, gdzie warto cały kunszt wykonawczo-realizatorski pokazać w pełnej krasie. Jednak wcale nie trzeba kurczowo trzymać się wymuskanej klasyki (wydany przez 2L „TARTINI Secondo Natura” tria Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen), czy jazzu („Jazz at the Pawnshop” Arne Domnérusa), gdyż nawet na rocku (vide „Black Market Enlightenment” Antimatter, „Fear Inoculum” TOOL) jego obecność okazuje się ewidentnie i jednoznacznie pożądana. Otrzymujemy bowiem pełne spectrum informacji, uzależniający wgląd w strukturę nagrania i iście holograficzną materializację wykonawców w kreowanym na potrzeby każdej z realizacji swoistym mikrokosmosie, do którego i my otrzymujemy VIP-owski bilet wstępu. Na Red-zie wyraźniej słychać też wpływ, sygnaturę / klasę zastosowanego zasilania, więc niejako z automatu zachęca do głębszego sięgnięcia do kieszeni. O ile bowiem Violet-owi do pełni szczęście wystarczała Super3-ka Farada, to z Red-em lepszą nić porozumienia była w stanie nawiązać Super6 idealnie łącząc własną muzykalność, gładkość i swoiste dostojeństwo ze wspominanymi rozdzielczością i wyrafinowaniem.
Jak mam cichą nadzieję z powyższego tekstu jasno wynika switche QSA Violet & Red są wielce ciekawą propozycją dla wszystkich tych odbiorców, którzy granie z plików traktują z równą atencją i powagą, co z innych źródeł i to niezależnie czy cyfrowych, czy analogowych. W dodatku odbiorów posiadających jasno sprecyzowane oczekiwania i upodobania, gdyż o ile z Violet-em otrzymamy podczas odsłuchów nieco mniej prawdy, za to więcej frajdy, to z Red-em do wspomnianej prawdy zostaniemy dopuszczeni z pełnym dobrodziejstwem inwentarza. Można jednak spróbować połączyć ogień z wodą i wybrać obie drogi. Jak? Decydując się na … oba switche i łącząc je kaskadowo a tym samym modelując finalny efekt poprzez ich odpowiednią kolejność, gdyż ostatnie słowo zawsze będzie miało to urządzenie, które będzie jako drugie. Zdaję sobie jednak doskonale sprawę, iż jest to propozycja dla największych freaków, jednak proszę mi wierzyć na słowo a jeszcze lepiej przekonać się empirycznie, że w tym pozornym szaleństwie jest metoda a progres z takiej konfiguracji płynący okazuje się trudny do zignorowania.
Ps. Już zupełnie na koniec i niejako poza konkursem na prośbę części naszych czytelników jeszcze tylko wspomnę, iż o ile nieuszlachetniony autorskimi działaniami QSA switch Motiedot ZX-K081WS (czyli dawca organów dla Quality Science Audio) jest godną zainteresowania konstrukcją w relacji jakość/cena, to już bezpośredni sparring z tytułowym duetem bardzo szybko sprowadził go na ziemię i pokazał miejsce w szeregu. Jak się bowiem okazało różnice w domenie rozdzielczości i dynamiki były aż nadto oczywiste oraz bolesne. Dlatego też uważam, że śmiało można traktować go jako punkt wyjścia, ewentualnie budżetową alternatywę dla Silent Angela Bonn 8 i jego klonów do poszukiwania ostatecznego rozwiązania, lecz w żadnym wypadku jako finał takowych poszukiwań. A jak wynika z testu powyższe kryterium docelowości oba modele QSA spełniają .
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable; zasilacz Farad Super6 + Farad DC L2-C cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Nie trzeba być absolwentem szkoły policyjnej w Szczytnie, aby zorientować się, że w cennikach znakomitej większości podmiotów zajmujących się tematyką audio mamy do czynienia nie tylko ze zróżnicowaniem cen, co odzwierciedlającym dany fakt odmienną aparycją i różnym skomplikowaniem technicznym każdego z produktów. To wydaje się być standardem i zrozumiałym działaniem, bowiem często lepsze, czyli stabilniejsze, a przez to bardziej odporne na szkodliwe wibracje ubranko oraz nieco zmienione trzewia sąsiadujących ze sobą w cenniku konstrukcji są dodatkowym kosztem. Jednak fraza „wydaje się być” nie oznacza, że tak postępują wszyscy. Do czego piję? A gdyby tak zrezygnować z dwóch ostatnich działań, w zamian proponując innego rodzaju przedsięwzięcia mające na celu poprawienie jakości dźwięku różnie pozycjonowanej cenowo, ale identycznie wyglądających konstrukcji? O kim mowa? Spokojnie, markę znacie. To QSA – Quality Science Audio, z portfolio którego mieliśmy już okazję przetestować trzy pierwsze pozycje bezpieczników (Black, Bule, Yellow) a kilka egzemplarzy , w tym srebrny zostało nawet w naszych systemach. Co takiego owa marka zaproponowała w kontrze do typowego multiplikowania kosztów pięknymi obudowami i drobnymi zmianami w układach elektrycznych? Otóż słowo klucz to kwantyzacja. O co chodzi? Jak zawsze zainteresowanych tematem zapraszam do lektury poniższego tekstu, w którym przyjrzymy się dostarczonym przez stacjonującego w Chełmży dystrybutora Quality Audio, dwóm odznaczającym się różnym brzmieniem switch-om sieciowym QSA Violet & Red.
Jak widać na załączonych obrazkach, nasi bohaterowie to maleństwa. Jeśli chodzi o wygląd, również nie ma szału. Na szczęście w oczyszczaniu ze szkodliwego szumu sieci komputerowych nie liczy się rozmiar i zewnętrzne piękno, tylko skuteczność działania, zatem wspomniane problemy zdają się nie istnieć. Co ciekawego w takim razie mogę o nich powiedzieć? Być może wielu z Was zaskoczę, ale obydwa urządzenia zarówno od strony konstrukcyjnej jak i wizualnej są bliźniacze. To w wersji startowej po prostu taki sam produkt – mocodawcy marki tego nie tylko nie kryją, a nawet nagłaśniają, z tą tylko różnicą, że Red został poddany dłuższemu procesowi wspomnianej we wstępniaku kwantyzacji od Violet-a. Oczywiście oba modele zostały również potraktowane innymi działaniami uszlachetniającymi, jednak owa kwantyzacja jest słowem kluczem finalnego brzmienia każdej z nich. Na dowód opisanego przed momentem działania na tym samym początkowym organizmie – odsyłam do serii zdjęć z unboxingu – gołym okiem widać, iż w obydwu przypadkach mamy do czynienia z takim samym dawcą – DQ-SH1204, a jedyną wizualną różnicą jest przypisana dla danej półki cenowej, tym samym informująca o jakości brzmienia naklejka Violet lub Red. I to w aspekcie budowy byłoby na tyle. I gdy wydawałoby się, że temat opisu naszych bohaterów został wyczerpany, w moim odczuciu istotnym jest wspomnieć, iż fajnym ułatwieniem w procesie użytkowania swtitchy QSA dla potencjalnego nabywcy jest ich działanie z szeroką gamą zasilaczy od 5, przez 9, po 12V. Każdy z nas wie, że zasilanie to podstawa i często ma coś w swoim audio-magazynku, a taka rozpiętość współpracy prądowej zapewniając pełne spectrum dostępnych zasilaczy liniowych z pewnością pozwoli wykorzystać posiadanego (liniowego zamiast wtyczkowego – impulsowego), z różnych powodów nieużywanego dotychczas dawcę energii elektrycznej.
Co w efekcie obróbki kwantowej zaprezentowały obydwa switche? Wprowadzając nieco porządku do opisu odniosę się do punktu wyjścia, którym był najprostszy switch Silent Angel Bonn 8. Fajny pod względem wagi i nasycenia dźwięku, co mimo w pewnym sensie stronienia od codziennego obcowania z plikami okazało się być na tyle ciekawym efektem sonicznym, że po teście w moim systemie został na stałe. Jak zatem na jego tle wypadła tytułowa parka? Naturalnie mając na uwadze poznanie nie tylko ewentualnych zmian brzmienia systemu w zależności od zastosowanego oczyszczacza sieci komputerowej, ale również różnic pomiędzy nimi samymi zabawę rozpocząłem od tańszego, czyli Violet-a. W efekcie muzyka dostała zaskakująco, pozytywnie odbieranego kopniaka. Ewidentnie zwiększyła się ilość masy, jednak dzięki dobrej kontroli przekazu poprawił się jej drive. Wszystko zaczęło silniej pulsować i co było dodatkowym zaskoczeniem, spadła wcześniej niezauważana kotarka. Po prostu dźwięk nabrał oddechu i stał się bardziej rozdzielczy. W efekcie lepszego jakościowo podania słuchanego materiału z takim samym zaangażowaniem można było go słuchać znacznie ciszej. Oczywiście tylko w przypadku takich upodobań, gdyż ja akurat takie sytuacje wykorzystuję do podkręcenia poziomu wolumenu wypełniającej mój pokój muzyki. Mało tego. Gdy efektem testowego wpięcia urządzenia jest podniesienie poziomu dobrze zbilansowanej od strony informacji i szybkości podania energii, zdając sobie sprawę, że w muzyce kontemplacyjnej typu jazz lub muzyka barokowa system w stu procentach skazany jest na sukces, na play-liście w znakomitej większości lądują kawałki rockowe. I nie tylko te dobrze zrealizowane jak Black Sabbath „13”, ale również nierzadko słabiutko brzmiące koncertowe krążki choćby spod znaku AC/DC „If You Want Blood”. Z premedytacją wykorzystuję tę sytuację, bowiem jest możliwa nie tylko za sprawą mocniejszego udziału masy w nagraniu, ale także lepszej czystości prezentacji. Co prawda nie jest to zbyt częsty feedback aplikacji testowanych urządzeń, gdyż zazwyczaj więcej masy powoduje lekką przyduchę wizualizowania tak wymagających zdarzeń scenicznych, ale ku mojemu zaskoczeniu ten niepozorny, wręcz groteskowy wizualnie i gabarytowo switch połączył wodę z ogniem. I to na tyle skutecznie, że w żaden sposób nie zubożyło to również jakości prezentacji materiału wycyzelowanego realizatorsko typu duet Adama Bałdycha z Leszkiem Możdżerem „Passacaglia”. Jak to zrobił? Zabijcie mnie, ale nie wiem. Wiem za to, co było wynikiem wykorzystania modelu Violet. A jak widać, był to pozytywny konkret. Jak zatem na tle modelu startowego tej marki pokazał się o oczko wyżej pozycjonowany brat? Był jeszcze bardziej wyrazisty we wspomnianych aspektach? A może bardziej stonowany, aby być dojrzalszym brzmieniowo?
I tutaj kolejny raz Was zaskoczę, gdyż Red tchnął w przekaz jeszcze więcej witalności. W efekcie dźwięk stał się odczuwalnie lżejszy, ale za to bardziej otwarty, pięknie świecący, jednak nienachalny, ani nadmiernie ostry. Całość cechowała większa rozdzielczość, czyli materiał oferował o niebo więcej informacji podanych z mocniejszym akcentem krawędzi i swobody, a mimo to dzięki fajnej plastyce nie było w nim krzty krzykliwości. Dla mnie to było na tyle duże, zaznaczam, pozytywne w odbiorze zaskoczenie, że na potrzeby odpowiedniego zobrazowania usłyszanego efektu mocno przerysowując sytuację, brzmienie poprzednika odebrałem jako lekkie „zamulone”. Ale zaznaczam, tańszy model w żadnym razie nie mulił, niestety na tle droższego tak to mniej więcej wyglądało – zawsze tak jest, gdy z lepszego przejdziemy na coś mniej wyrafinowanego. A gdy weźmiemy pod uwagę cechy posiadanego przeze mnie, trzeba szczerze przyznać, że o połowę tańszego, dlatego całkowicie usprawiedliwionego Bonna 8, chyba nikogo nie zdziwi fakt mojej wręcz ekscytacji taką zmianą priorytetów. Nagle dostałem to co lubię w postaci ataku, wyraźnej kreski dosadnie pozycjonującej wirtualne byty na scenie pomiędzy kolumnami, odpowiednią, nieprzesadzoną, ale w pełni oddającą żywe źródło dźwięku wagę muzyki. Efekt na początku wydawał się być z gatunku „łał”, jednak finalnie po kilku tygodniach obcowania z QSA Red nie przerodził się w niechciany nadmiar męczących artefaktów, tylko spowodował, że nie widzę innego rozwiązania, jak pozostawienie tej zabawki na stałe w systemie. Sam siebie nie poznaję, bo coraz częściej nabywam komponenty z sekcji grania z plików, ale co ja poradzę, gdy coś mnie aż tak pozytywnie poruszy. Mam słabą wolę i w momencie tego typu odbioru prezentacji muzyki temat w miarę możliwości staram się zamknąć pozytywnie. Tak też było i tym razem. Na tle Violet-a muzyka brzmiała niby lżej, ale jakby prawdziwiej i do tego w lubianej przeze mnie estetyce nienachalnego, jednakże pełnego ekspresji i zaskoczenia podania muzyki, dlatego zaliczony szach mat nie mógł się skończyć inaczej, jak prozaicznym zakupem oznaczonego czerwienią bohatera testu.
Gdy dotarliśmy do finału dzisiejszego spotkania, czas odpowiedzieć na najważniejsze pytania. Czy obydwa testowane komponenty są warte swojej ceny? A jeśli tak, gdzie widziałbym ich stacjonowanie? Otóż z pierwszym pytaniem nie mam żadnych problemów. Tak, obydwa urządzenia są dobrze wycenione, co pokazało mi wewnętrzne starcie z posiadanym, tańszym switchem. I gdy wydawałoby się, że z drugim nie będzie już tak łatwo, zapewniam, również mam prostą odpowiedź. Tańszy jak wspominałem, mimo otwartego grania jest ewidentnie bardziej dociążony. To z jednej strony skutkuje większym spokojem przed przekroczeniem przez system cienkiej linii nadpobudliwości podczas odtwarzania ukochanej muzyki, za to z drugiej powoduje naturalne uśrednienie przekazu. Dlatego jego wybór będzie zależał od potrzeb i preferencji słuchacza. A co z potencjalnie lepszym Red? Przecież brzmi nieco lżej niż Violet. Spokojnie, bez względu na pozycjonowanie swojego zestawu w obozie swobodnie lub ciężko grających wręcz domagam się próby z droższym Red. To teoretycznie nacechowane większą lotnością ale nie rachityczne, tylko bardziej swobodne i przy tym znacznie dojrzalsze oraz fundujące większą paletę barw, informacji i polotu dosłownie każdego, nawet najbardziej wymagającego materiału granie. Co skłania mnie do aż tak mocnego promowania Red-a? Zarobek dystrybutora? Nic z tych rzeczy. Otóż podczas testu wszystkie trzy switche zasilałem wtyczkową impulsówką. A z autopsji wiem, że zmiana tego prądowego szkodnika na zasilacz liniowy skutkuje zastrzykiem dobrze wypadającego wypełnienia, co nawet w najbardziej ekstremalnych konfiguracjach z pewnością pokaże, co bez tego małego pudełeczka tracimy. Oczywiście pokażą to obydwie konstrukcje, jednak Red na tle Violet-a to wyższa liga.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Lieder International Company
Ceny
QSA Violet: 3 250 PLN
QSA Red: 4 600 PLN
Po niezwykle trudnej do zapomnienia łączówce USB przyszła pora na „złote zasilanie”, czyli ZenSati #X Power.
cdn. …
Opinia 1
W związku z trudnymi do zignorowania sygnałami obwieszczającymi nadejście niekoniecznie złotej jesieni a tym samym drastycznym spadkiem ilości słonecznych godzin co jakiś czas zdarza mi się popaść w lekką melancholię i zatopić się w rozważaniach nie tyle nad samym sensem parania się Hi-Fi i High-Endem, co postrzeganiem owych obszarów zarówno przez jednostki w owej „zabawie” uczestniczące, jak i przyglądające się im z bezpiecznej odległości. Z premedytacją użyłem sformułowania „zabawa”, gdyż nieśmiało chciałbym zauważyć, iż to tylko tak Państwa, jak i nasze hobby, więc w pełni dobrowolne i świadome uczestnictwo w nim powinno dawać radość i satysfakcję a nie frustrację i stres. W końcu mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje, choć z drugiej strony trudno o lepszy temat do kolejnej świętej wojny jak audio-kable. Niemniej jednak mozolne kompletowanie własnego systemu jest czynnością tyleż intymną, co niespecjalnie nadającą się do wyścigowej kategoryzacji. Nie dość bowiem, że poszczególne składowe zestawiamy ze sobą nawzajem pod własne gusta, to i zazwyczaj nie robimy tego na wyścigi narzucając sobie z góry konkretny deadline. Robimy to bo chcemy i tak długo jak chcemy, więc i nie raz i nie dwa można odnieść wrażenie, że nasze zmagania z materią przypominają zmagania Syzyfa z niesfornym kamieniem. Na potrzeby niniejszego wstępniaka pozwolę sobie ów obszar ludzkiej aktywności porównać do ogrodnictwa, gdzie dysponując własnym kawałkiem „zieleni” działania pielęgnacyjno/naprawcze tak naprawdę nigdy się nie kończą a stan pełnej satysfakcji nie trwa zbyt długo. I właśnie tak jak w ogrodnictwie mamy własnych ulubionych dostawców sadzonek, krzewów, etc., tak i w audio można doszukać się podobnych analogii. I właśnie z grona takowych znanych i lubianych, w dodatku lokalnych źródeł udało nam się pozyskać na testy intrygujący bluszcz, znaczy się jeszcze ciepłe i „pachnące fabryką”, choć zdecydowanie bliższe prawdzie byłoby określenie „manufakturą” przewody głośnikowe. O kim i o czym mowa? O rezydującej w podłódzkim Plichtowie jednoosobowej manufakturze WK Audio i jej najnowszym wypuście – TheRay Speakers.
Czytelnikom niespecjalnie zwracającym uwagę na zazwyczaj dokumentujący nasze wynurzenia wsad fotograficzny spieszę donieść, iż nasz dzisiejszy mroczny obiekt pożądania przyobleczono w dość podobną do The Air błękitną plecionkę, przyozdobiono znanymi z TheRed XLR aluminiowymi mufami i uzbrojono w topowe wtyki Furutecha CF-201R NCF (do wyboru są również banany CF-202R NCF), jakimi mógł pochwalić się TheRed Speakers. Warto jednak zaznaczyć, iż powyższa specyfikacja dotyczy topowej, dostarczanej w drewnianej skrzynce wersji Exclusive, więc jeśli ktoś chciałby nieco ograniczyć wydatki może zdecydować się na opcję Basic, w której znajdzie nieco skromniejsze widły Furutech FP-201R a i na ww. skrzyneczkę raczej nie ma co liczyć.
Jak to już zdążył nas Witek (Witold Kamiński – założyciel i właściciel WK Audio) przyzwyczaić TheRay wykonane są w stu procentach ręcznie z wysokiej czystości miedzi. Przekrój żyły roboczej to 2 mm² a w odróżnieniu od ww. głośnikowych TheRed zamiast osobnego prowadzenia każdego przebiegu, żyły ujemna i dodatnia są ze sobą w odpowiedni sposób splecione. Bardzo duży nacisk został położony na ochronę przewodników przed szkodliwymi dla przesyłu sygnału wibracjami. W kablu zostało zastosowanych kilka materiałów tłumiących wibracje o różnych częstotliwościach a stabilizację geometrii w przeciwieństwie do znanych z czerwonego XLR-a przelotek uzyskano za sprawą autorskiego zaplotu. Z miłych uszom, oczom a przede wszystkim palcom zainteresowanych drobiazgów warto również wspomnieć o niezwykłej wiotkości tytułowego przewodu i to nie tylko przy końcowych, wychodzących z przyozdobionych oznaczeniem modelu i kierunkowości aluminiowych tulei splitterów fragmentach, lecz również na całości wspólnego przebiegu. Nie mniej istotną informacją jest ta z obszaru finansów, gdyż zdobyte podczas prac nad serią TheRed doświadczenie pozwoliło producentowi nad wyraz zauważalnie – w porównaniu do protoplastów, obniżyć cenę TheRay przy zachowaniu walorów sonicznych starszego rodzeństwa.
Choć jak już zdążyłem nadmienić bohaterowie niniejszej recenzji umaszczenie odziedziczyli po zasilającym The Air a aluminiowe mufy zapożyczyły od niedawno u nas goszczących TheRed XLR to śmiem twierdzić, że reprezentując nową linię w plichtowskim portfolio TheRay Speakers ani myślą odżegnywać się od rodzinnych tradycji wyłuskując to, co w nich było najlepszego i tworząc z owego czegoś zupełnie nową jakość. W dodatku jakość wyraźniej korespondującą z ww. interkonektami aniżeli należącymi do czerwonej braci głośnikowcami. Zaskoczeni?
O ile bowiem już TheRed Speakers stawiały na swobodę i dynamikę artykulacji oraz ponadprzeciętną rozdzielczość, nie bojąc się odważnie prezentować skraje pasma, to w XLR-ach można było zauważyć większe dociążenie i energetyczność przekazu. A TheRay Speakers idą w owym energetyzowaniu o krok, bądź nawet dwa dalej, gdyż wystarczyło by z głośników popłynęło „In the Air Tonight” z „Face Value” Phila Collinsa by na własnych trzewiach poczuć możliwości i pełen potencjał posiadanego systemu. Śmiem twierdzić, że moment wpięcia TheRay w mój set był punktem zwrotnym w którym dyżurne Contoury 30 przypomniały sobie, że mają w rodzinie tak zacnych przodków, jak Consequence Ultimate Edition, więc i co nieco z właściwej potęgi „postawionych na głowie” kolosów w ich DNA powinno się zachować. Mało tego, otwartość i rozdzielczość góry oraz komunikatywność średnicy niebezpiecznie zbliżyły się do tych zapamiętanych z modułowych Evidence Master. Przesada? Cóż, nawet jeśli, to stosunkowo niewielka, a że dotycząca li tylko okablowania tym bardziej ciesząca i zadająca po raz kolejny kłam twierdzeniom jakoby kable nie grały. Tak się bowiem dziwnie składa, że TheRay grają i to grają tak, że nie tylko kapcie spadają, co jednostki gustujące w oversizowych wdziankach muszą bacznie uważać, żeby przy wyższych poziomach głośności bielizny im nie wywiało przez nogawkę bądź rękaw. Serio, serio. Warto jednak podkreślić, że nie są to efekty specjalne rodem z hollywoodzkich blockbusterów, gdzie ilość eksplozji, kraks i widowiskowych działań destrukcyjnych prowadzonych na mniejszą bądź większą skalę – począwszy od połamania na głowie interlokutora pamiętającego czasy Ludwika XIV krzesła, po unicestwienie całej planety, przekracza nie tylko zdrowy rozsądek, co bardzo często zdolności percepcyjne większości widzów a jedynie pełne udrożnienie systemowych arterii. Czyli wreszcie zapewnienie pełnego i niezaburzonego przepływu informacji i energii od wzmocnienia do kolumn. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż zazwyczaj podkręcenie tempa i wzrost adrenaliny prowadzą do pewnych przerysowań i przejaskrawień i zarazem uproszczeń, gdyż ponad jakość stawiana jest ilość, a tym razem nic takowego nie ma miejsca. Nawet na „9 Sad Symphonies” Kate Nash, która najdelikatniej rzecz ujmując sybilantów słuchaczom nie szczędzi a i realizator niespecjalnie próbował je tonizować, więc jakiekolwiek zabiegi owe składowe uwypuklające i eksponujące są najprostszą metodą nakłonienia słuchacza do zmiany repertuaru. Tymczasem rodzime przewody ograniczyły się jedynie do iście holograficznej materializacji artystki przed nami i zapewnienia nam doznań na miarę prywatnego koncertu z pełną siłą emisji, możnością obserwowania nie tylko każdego ruchu, co wręcz mimiki, lecz z właściwej tego typu wydarzeniom perspektywy a nie pakowania nam jej (artystki, nie perspektywy) na kolana, jakbyśmy byli nie na wspomnianym koncercie a w klubie nocnym.
Zmieniając repertuar na ten zdecydowanie częściej u mnie goszczący, a więc obfitujący w przypominające pracę szlifierki oscylacyjnej riffy, przywodzące na myśl młot pneumatyczny partie basu i perkusji, oraz iście agonalne wrzaski wokalistów z niekłamaną satysfakcją odkryłem, że poziom realizmu mógłby przypaść do gustu niejednemu inkwizytorowi indagującemu przy użyciu wiadomych metod i narzędzi jakiegoś nieszczęśnika w związku z zarzutami o nekromancję, bądź inne bezeceństwa. Bezpardonowość ataku „Call The Devil” Mushroomhead wręcz onieśmielała a co słabsze jednostki wprawiała w stany lękowe wynikające z potęgi i szybkości dobiegających ich uszu kakofonicznych dźwięków. Co jednak najważniejsze w tym pozornym, przypominającym Armagedon chaosie nic a nic nie ginęło, lecz każdy, nawet najdelikatniejszy (najmniej brutalny?) dźwięk miał swoje precyzyjnie zdefiniowane miejsce i czas a wieloplanowość i złożoność kompozycji wydawały się dla miłośników gatunku nader wdzięcznym obszarem poszukiwania dotychczas niezauważonych smaczków. Był to też ewidentny przykład na to, że nawet ciężkie odmiany rocka da się zagrać dobrze, a że nie na wszystkim, to już problem tych, którzy audiofilskość i High-End utożsamiają z windzianymi smętami bazującymi na boleśnie ograniczonym instrumentarium i wypraniu z emocji. A tutaj przekaz od emocji aż kipiał i kopał mocniej niż „Lewy” dla Blaugrany.
W ramach podsumowania pozwolę sobie wybitnie subiektywnie stwierdzić, że WK Audio TheRay Speakers należą do niezwykle prestiżowego i zarazem hermetycznego grona urządzeń i akcesoriów audio, które zwykłem określać mianem niewypinalnych. Czyli takich, które zaaplikowane w dany system usunięte z niego mogą być tylko z bólem zarezerwowanym dla ekstrakcji ósemek, czy też usunięciem płytki paznokcia i to bez znieczulenia. Znaczy się, że teoretycznie się da i można, tylko na miły Bóg po cóż sobie taką krzywdę wyrządzać. Jednostki o tendencjach masochistycznych proszone są o niezabieranie w tym momencie głosu. Dlatego też lojalnie Państwa uprzedzam, że decydując się na wypożyczenie i odsłuch we własnych czterech kątach tytułowych głośnikowców lepiej być przygotowanym tak psychicznie, jak i finansowo na pozostawienie ich na długie lata. W przeciwnym wypadku szukanie zdolnego wypełnić pustkę po TheRay Speakers zamiennika może przerodzić się w iście syzyfową pracę zdolną na długo i zarazem całkowicie pozbawić nas radości płynącej z dalszej zabawy w audio. Mało atrakcyjna perspektywa, nieprawdaż? Czyżbyśmy mieli zatem do czynienia ze swoistym objawieniem i przejawem geniuszu rodzimego wytwórcy? Nie wykluczam takiej ewentualności, tak samo z resztą jak i przekory ze strony Witka, któremu nie mam zamiaru w tym momencie kadzić, lecz raczej podejrzewać, iż z racji wrodzonej przekory postanowił wprowadzić do swego portfolio przewód na wskroś ultra high-endowy, lecz zarazem w cenie na jego „błękitnokrwistość” zupełnie niewskazującej. Dzięki czemu Ci odbiorcy, którzy kierują się przede wszystkim własnym słuchem będą wiedzieli co robić a zarazem czego już przez lata robić nie będą musieli, za to Ci, dla których liczy się przede wszystkim znana „metka”, bądź działa pozycjonowanie li tylko poprzez cenę, która podobno czyni cuda, dalej króliczka gonić nie przestaną. Jednak, żeby była jasność, WK Audio do niczego nie zmusza a jedynie, niczym matrixowy Morpheus, daje do wyboru błękitną i czerwoną kapsułkę a tylko od Państwa zależeć będzie którą wybierzecie …
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable; Quantum Science Audio (QSA) Violet & Red + zasilacz Farad Super6 + Farad DC L2-C cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Trzeba przyznać, oczywiście z łatwością potwierdzając to ilością testów na naszym portalu, że plichtowski producent WK Audio nie zasypia gruszek w popiele. Chodzi naturalnie o częstotliwość wprowadzania nowych produktów do swojego portfolio. Z prywatnych rozmów z konstruktorem wiem, iż celem jest zaproponowanie klientowi pełnej oferty okablowania w zależności o potencjalnych potrzeb systemu, jednak z mojej strony najistotniejszy jest fakt ciekawego brzmienia każdej konstrukcji. Raz esencjonalnego, innym razem szybkiego i bezkompromisowego, ale za każdym razem brylującego w swojej estetyce. Co tym razem wykombinował w dążeniu do spełnienia najbardziej wyszukanych wymagań często w swoich oczekiwaniach dramatycznie rozkapryszonego klienta? W dzisiejszych czasach pogoni za maksymalnymi przychodami przy minimalnym koszcie produkcji może kogoś to zdziwić, ale nie szukał zysku ponad wszystko, tylko udanej korelacji pomiędzy ceną i jakością, co zaowocowało przygotowaniem stosunkowo przystępnego cenowo kabla głośnikowego WK Audio TheRay. Jak wypadł, postaram się wyłożyć w poniższym tekście.
Ze zdawkowych informacji od producenta wiemy, że tytułowe kable w 100 procentach jako przewodniki wykorzystują wysokiej czystości miedź. Przekrój żyły roboczej w tym przypadku osiąga 2mm². Same przewodniki w odróżnieniu od niedawno testowanego modelu TheRed nie są od siebie odseparowane, tylko skręcone według firmowego splotu. Jeśli chodzi o działania ochronne, producent bardzo mocno skupił się na odizolowaniu przewodników od szkodliwych wibracji, co zrealizował zastosowaniem kilku warstw materiałów tłumiących o różnej częstotliwości działania. Co bardzo istotne nie tylko dla jakości, ale również powtarzalności produkcji każdej sztuki, wszystkie prace wykonywane są ręcznie. Natomiast ważnym aspektem użytkowym dla wielu z nas jest przyjemna w układaniu kabla za sprzętem elastyczność. Kabel jak zresztą wszystkie z tej stajni jest kierunkowy, co oznajmiają stosowne strzałki na srebrnych tulejach tuż przed rozwidleniem się przewodu na dwa sygnały „+” i „-”. Co ciekawe, samo rozwidlenie zostało zrealizowane w dwóch etapach z grubszego po wspomnianej tulei, na cieńszy w miejscu zastosowania aluminiowej puszki w kształcie sarkofagu Tutenchamona. Jeśli chodzi o terminajcję, w wersji testowej wykonano ją na bazie flagowych wideł japońskiego Furutecha.
Gdy wpinałem rzeczonego głośnikowca w swój tor, z naturalnych przyczyn potwierdzanych znacznie niższą ceną od poprzednika w duchu zastanawiałem się, o ile gorzej wypadnie na tle niedawno opiniowanego TheRed. Czy będzie bardziej ospały kierując swoje kroki w stronę piewców muzykalności ponad wszystko, a może ostrawy, aby bezkrytycznie pójść obecnie kreowanym przez konkurencją trendem lekkiej nadpobudliwości. Dosłownie i w przenośni kable miały u mnie tak zwaną czystą kartę. I dobrze, gdyż pokazał się z bardzo dobrej strony. Nie szukał poklasku wyciskaniem ostatnich soków ze skrajów pasma, tylko grając spójnie zadbał o mocne, acz kontrolowane uderzenie dolnym pasmem, barwną, jednak czytelną średnicę, a wszystko okrasił dźwięcznymi wysokimi tonami. Co więcej, cechą szczególną, ale dobrze podaną w domenie ilości w służbie uzyskania efektu spontaniczności grania, była wspominana przeze mnie, obecnie forsowana przez wielu producentów cecha lekkiego podkręcenia drive’u. Jednak nie w myśl „hulaj dusza, piekła nie ma”, tylko za sprawą nieco większego zwrócenia uwagi projekcji na atak i idący za nim poziom energii. Ale spokojnie, aby to osiągnąć, działano na tyle umiejętnie, że nie cierpiał przy tym temat długości wybrzmień. Naturalnie minimalne coś za coś w wymagającym materiale dało się wychwycić, jednak nie oszukujmy się, biorąc pod uwagę cenę kabla sprawa była wręcz pomijalna. Pomijalna, gdyż z łatwością naszą uwagę przykuwały żywo, ale również dobrze usadowione na wirtualnej scenie wydarzenia sesyjne. Czy to energetyczne kawałki niekwestionowanego lidera garażowego grania zespołu Nirvana z płyty „Nevermind”, czy wydawałoby się, że spokojne, ale jednak wymagające utrzymania dobrej energii i drive’u kompilacje Bobo Stensona typu „Cantando”, czy „Goodbye”, wszelkiej maści muzyka podana była w estetyce odpowiedniego akcentowania rytmu i zebranej w sobie energii, przy odpowiedniej witalności. Co zaskakujące, mimo, że na tle posiadanych przeze mnie drutów Furutecha przez cały czas czuć było zaangażowanie polskich kabli w lekkie podkręcanie emocji, w najmniejszym stopniu nie było to nachalne. Ot, inne , bardziej żywe, jak wspomniałem, obecnie „trendy” spojrzenie na muzykę. Na tyle bezpieczne, że surowe gitary i pełen charyzmy wokal frontmena rockowej kapeli mimo, że kipiały solidną agresją, były dalekie od przerysowania, za to przywołany team B. Stensona wykorzystując dobrą krawędź wirtualnych bytów i lekko podkręcone uderzenie ich energią, dzięki temu idealnie ustawiając ich w międzykolumnowej przestrzeni czerpał z dóbr oferowanych przez TheRay pełnymi garściami. Ten kabel zachowywał się jak kameleon, który bez problemu wychodził z tarczą ze spotkania z każdego rodzaju repertuarem. I nie chodzi oto, że na swoja modłę koloryzował każdy materiał muzyczny, tylko jednemu nie szkodził, a innemu pomagał. I to na niewygórowanym jak na powyższe zalety poziomie cenowym.
Czy powyższa relacja z procesu testowego jest dowodem na to, że nasz bohater ma szansę być propozycją dla całej populacji melomanów? Powiem tak. Jeśli oczekujecie muzyki pełnej radości płynącej z Waszych z pietyzmem konfigurowanych zestawów, jak najbardziej. WK Audio TheRay tchnie w nie nieco dobrze odbieranego i co ważne, kontrolowanego kopniaka, co oprócz napawania się jakością brzmienia, pozwoli dosadniej poczuć zawarte w muzyce emocje związane z timingiem i impulsem. Przesadzam z tym ostatnim? Bynajmniej, czego potwierdzeniem jest moje nabycie dwumetrowych kolumn do codziennego słuchania. Bez uczucia zjawisk koncertowych nigdy nie zrozumiemy, o co muzykom tak naprawdę chodzi. Jednak zapewniam, nie musicie takich wież stawiać u siebie, gdyż wystarczy spróbować możliwości polskiego okablowania. Jak wynika z powyższego testu, podkręci aspekty typu: energia i atak dźwięku, jednak zachowa przy tym zdrowy rozsądek. To naprawdę fajny kabelek.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audiopunkt
Producent: WK Audio
Ceny – wyłącznie dla Europy i USA
TheRay sc Basic (z wtykami FURUTECH FP 201R): 4 900 € / 2 x 2,5m
TheRay sc Exclusive (z wtykami FURUTECH CF 201/202R NCF + wooden box): 5 500 € / 2 x 2,5m
Najnowsze komentarze