Monthly Archives: luty 2023


  1. Soundrebels.com
  2. >

Lindenmann Musicbook Source II CD

Link do zapowiedzi: Lindenmann Musicbook Source II

Opinia 1

Zastanawiając się nad wyborem możliwie uniwersalnego źródła cyfrowego zazwyczaj wzrok kierujemy ku takim markom jak Auralic, Aurender, bądź Lumin a ostatnimi czasy również Rose. Czyli generalnie, abstrahując od działalności lokalnych dystrybucji, szukamy za „wielką wodą”. Oczywiście to dość poważne uproszczenie, bo nieco trywializując aktualną sytuację śmiało można byłoby sparafrazować cytatem z filmu „Armagedon”, że niezależnie od naklejki informującej o pochodzeniu danego „wytworu” i tak wszystko robione jest w Chinach. Ot uroki globalizacji i optymalizacji kosztów własnych. Jak się jednak okazuje czasem wcale nie trzeba patrzeć hen, za horyzont a może nie tyle pod nogi, co za miedzę, gdyż również i po sąsiedzku powstają urządzenia śmiało mogące konkurować z ww. graczami. O kim mowa? O dystrybuowanej nad Wisłą przez stołeczny MiP niemieckiej marce Lindenmann a dokładnie o dostarczonym do naszej redakcji na testy multimedialnym, wszystkomającym kombajnie Musicbook Source II CD.

Choć sama nazwa naszego dzisiejszego gościa sporo zdradza, śmiem twierdzić, że jest to jedynie wystający ponad taflę oceanu wierzchołek góry lodowej jego umiejętności. Okazuje się bowiem, iż Musicbook Source II CD oprócz tego, że jest pełnoprawnym odtwarzaczem CD oferuje również funkcję streamera, DAC-a, przedwzmacniacza (w tym gramofonowego), oraz wzmacniacza słuchawkowego. Patrząc en face na uśpiony LMSIICD (Lindenmann Musicbook Source II CD) można zauważyć pewne podobieństwo np. do Rose RS250 https://soundrebels.com/rose-rs250-2/ . A to za sprawą zajmującej lwią połać frontu czernionej szyby. Wystarczy jednak go włączyć aby okazało się, że tak naprawdę ekran jest jedynie w centrum i zamiast 8,8” hi-resa otrzymujemy zdecydowanie skromniejszy bursztynowy OLED. Przy uważniejszej obserwacji na światło wychodzą kolejne niuanse, jak np. szczelina napędu CD. Na froncie znajdziemy również gniazdo słuchawkowe 6,35mm. Jeśli chodzi o wszelakiej maści manipulatory to Lindenmann sprawę załatwił koncertowo – umieszczonym tuż przy lewym narożniku górnej płyty włącznikiem i zlokalizowaną po przeciwległej stronie wielofunkcyjną, obrotową tarczą. Oczywiście wszelkich stosownych nastaw i nawigacji po menu dokonamy z pomocą pilota, bądź dedykowanej, swoją droga świetnej tak pod względem szybkości działania, jak i ergonomii, aplikacji dostępnej zarówno na Androida, jak i iOSa. Rzut oka na ścianę tylną wywołuje szczery uśmiech. Okazuje się bowiem, że producent zadbał dosłownie o wszystko. Patrząc od lewej mamy zatem sekcję wejść analogowych obejmująca phonostage’a (MM) z zaciskiem uziemienia i dwa wejścia liniowe (wszystkie w postaci RCA), dalej sekcję wyjściową z parą RCA i XLR, które można używać równolegle, następnie reprezentujące domenę cyfrową wejścia optyczne i koaksjalne, oraz port USB typu A do obsługi pamięci masowych i np. CD/DVD-ROM, gdyby wbudowana jednostka okazała się niewystarczająca. Nie zabrakło portu Ethernet a skoro jesteśmy przy komunikacji to warto wspomnieć o dwóch trzpieniach anten Wi-Fi/Bluetooth. Wyliczankę zamyka zintegrowane z włącznikiem głównym trójbolcowe gniazdo IEC.
Od strony technicznej warto wspomnieć, iż sekcja przedwzmacniacza gramofonowego to kompletny przeszczep z firmowego Limetree PHONO (dostępny „luzem” za ok. 3kPLN) a w sekcji cyfrowej (gotowy moduł StreamUnlimited Stream810) pracują w trybie różnicowym dwa przetworniki AK4493 (po jednym na kanał)a dzięki obecności resamplera AK4137 urządzenie umożliwia upsampling/konwersję wszystkich sygnałów cyfrowych do postaci DSD256. Nad parametrami uzdatnianych sygnałów czuwa Femto-clock MEMS. Nie mniej pozytywną informacją jest ta, że układ wzmacniacza słuchawkowego pracuje w klasie A i zapewnia obsługę słuchawek o impedancji mieszczącej się w zakresie 16 – 200Ω. Z racji dość muszej wagi (2.6 kg), za którą w znacznym stopniu i tak odpowiada aluminiowy korpus zasilanie oparto na układzie impulsowym.

Skupiając się na walorach sonicznych naszego gościa już po kilku taktach znanego sobie repertuaru jasnym jest, iż operuje on po cieplejszej i bardziej muzykalnej stronie mocy, czym nader udanie nawiązuje do starszych i zintegrowanych konstrukcji Lumina. Akcent postawiony jest na spójności i ciągłości prezentacji z podkreśleniem jej aspektów emocjonalnych i barwowych, kwestie techniczno – realizacyjne traktując może nie jako pomijalne, lecz raczej drugoplanowe. Przy bezpośrednim sparringu z Luminem U2 Mini, jak i sporo droższym Auraliciem Altair G2.1 można było zauważyć nieco mniej sugestywne oddanie akustyki nagrań i pewną tonizację zbyt gwałtownych skoków dynamiki. Przykładowo „May Our Chambers Be Full” Emmy Ruth Rundle & Thou nie tracąc niż z mocy stał się jeszcze bardziej klaustrofobiczny i depresyjny a „Point of No Return” Those Damn Crows „stracił” sporo ze swojej „cyfrowości”. Tzn. owa – wzięta w cudzysłów „utrata” pojawiła się tu nieprzypadkowo i w dodatku w pozytywnym znaczeniu, gdyż zazwyczaj psujące zabawę, obecne na tym albumie zaburzenie równowagi tonalnej poprzez zbyt ekspansywną a zarazem nieco „plastikową” – szeleszcząca górę, zostało z korzyścią dla naszych uszu ucywilizowane, dosaturowane i przekonwertowane do stereotypowo analogowej, koherentnej postaci. Proszę jednak nie kręcić w tym momencie nosem, gdyż właśnie taki a nie inny sposób prezentacji pozwala cieszyć się nagraniami, które na bardziej przejrzystych i bezpardonowych źródłach/preampach może i oszałamiają prawdomównością w ciągu pierwszych minut, by po kilku kolejnych wywołać jeśli nie stany lękowe, co ciężką migrenę. I taki właśnie jest wspomniany „Point of No Return”, którego wysłuchanie od deski do deski wymagało sporego samozaparcia i dbałości o niezbyt absorbujące poziomy głośności a z Lindenmannem w torze bez większych obiekcji mogłem nie tylko pojechać od A do Z, to jeszcze niefrasobliwie połomotać ku uciesze/utrapieniu sąsiadów.
Co ciekawe owa „analogowość” niespecjalnie uwierała, bo czemu niby by miała to robić, na dobrze zrealizowanych nagraniach. „Short Farewell: The Lost Session” projektu Andrzej Przybielski & Oleś Brothers zabrzmiało intymnie acz daleko od taniej cukierkowości. Trudno się temu dziwić, bo z jednej strony warto wziąć pod uwagę bezkompromisowość improwizacji Przybielskiego a z drugiej niezwykłą kompaktowość ww. niespełna półgodzinnego albumu, na którym znalazło się aż … 11 (!) kompozycji, w tym trwająca ponad dwanaście minut „12 Vitamins”. Ot taki jazzowy odpowiednik „Skating to Some F#*ked up S@!t” D.R.I.. To oczywiście niewinny żart, ale już całkiem na serio coś jest na rzeczy, bo wielką sztuką jest zawrzeć jakąś muzyczną treść, jakiś niebanalny przekaz i emocje w zaledwie kilkudziesięciu sekundach. A sztuka ta ekipie rodzimych jazzmanów operujących w estetyce bynajmniej nie najłatwiejszego dla przypadkowego słuchacza free się udała. W dodatku trąbka Przybielskiego nie jest podawana uśrednieniu, nie brzmi cały czas tak samo. LMSIICD nie ujednolica, nie wypłaszcza jej pozwalając grać raz niezwykle ekspresyjnie, by po chwili pokazać jej zdecydowanie łagodniejsze, bardziej liryczne oblicze. Z kolei kontrabas Marcina Olesia „gra” bardziej pudłem aniżeli strunami, choć uczciwie trzeba przyznać, że nie zlewa się w bezkształtną masę zachowując właściwe sobie kontury i gabaryt. Ot prowadzenie kreski definiującej instrument nieco grubiej aniżeli mam na co dzień zmieniło optykę odbioru, co jasno daje do zrozumienia, że zmiany te należy rozpatrywać w kategorii inności a nie wartościowania. Daje to też cenną wskazówkę wszystkim tym, którzy w dążeniu do bezkompromisowej prawdy i hiper-rozdzielczości własnych systemów poszli o krok, bądź nawet dwa za daleko i teraz rozglądają się za elementem zdolnym przywrócić im zgubione gdzieś po drodze muzykalność i przyjemność odbioru możliwie szerokiego spectrum muzycznych dokonań przedstawicieli populacji homo sapiens.

W ramach podsumowania pozwolę sobie na małe porównanie do ostatnio goszczących w naszych skromnych progach dwóch odsłon Altairów (G1.1 i G2.1). Otóż krótko mówiąc z racji zauważalnie innej estetyki brzmienia, trudno uznać Lindenmanna Musicbook Source II CD za bezpośrednią konkurencję dla obecnych w dystrybucyjnym portfolio MIP-a bliźniaczych, no może poza wbudowanym CD, który w Musicbook Source II też jest li tylko opcją (wersja bez napędu jest 1,5 kPLN tańsza) ww. urządzeń Auralica. Nie zachodzi więc obawa wewnątrzofertowej kanibalizacji, co bynajmniej nie jest przypadkiem a jedynie potwierdzeniem przemyślanej polityki stołecznego dystrybutora. Jeśli ktoś szuka rozdzielczości, to raczej skieruje swoja uwagę ku azjatyckiemu producentowi a jeśli muzykalności i przyjemnego wypełnienia, to wybór Lindenmanna Musicbook Source II CD wydaje się całkiem logiczny.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak po obecnym trendzie na rynku audio widać, wszelkiej maści źródła odtwarzające muzykę z plików dla znakomitej większości melomanów są przysłowiowym „must have”. A jeśli tak, wręcz naturalną koleją rzeczy jest wysyp oferty tego typu ustrojstw. Lepszych, czy gorszych to nieistotne, bowiem w końcowym rozrachunku dla potencjalnego nabywcy bardzo ważne jest co innego. Co takiego? Otóż bogata oferta z automatu powoduje poprawiającą jakość urządzeń między-producencką walkę. Walkę, w której nieprzemyślane oszczędności danego wytwórcy są przysłowiowym być albo nie być. To zaś sprawia, że coraz rzadziej spotyka się tak zwane buble. Jednak jak wiadomo, każdy kij ma dwa końce i gdy przychodzi moment wyboru konkretnego produktu z tej mającej nas uszczęśliwić nieskończoności, dla zwykłego zjadacza chleba zaczynają się schody. Na szczęście wówczas do gry wchodzimy my, różnego rodzaju periodyki branżowe i na ile pozwala czas oraz chęci dystrybutorów, po ustaleniu z tymi ostatnimi testujemy urządzenia wstępnie zakwalifikowane jako ciekawe. Takim to sposobem dzięki warszawskiemu dystrybutorowi MIP podczas dzisiejszego spotkania przyjrzymy się samowystarczalnemu, bo wyposażonemu w wewnętrzny przetwornik D/A, phonostage oraz regulowane wyjście sygnału, odtwarzaczowi plików oraz płyt CD Lindenmann Musicbook Source II CD.

Analizując serię fotografii gołym okiem widać, iż nasz bohater to niezbyt absorbujący gabarytowo produkt. Jednak niech nikogo nie zmyli aparycja, bowiem jak wynika ze wstępniaka, to wielki duchem wielozadaniowiec. Jego obudowę wykonano z aluminiowego monolitu z przyjemnymi dla oka krągłościami wszelkich krawędzi. Front jest wyposażoną w bursztynowy wyświetlacz, przełamującą srebrną monotonność kolorystyczną aluminium czarną akrylową wstawką ze szczeliną napędu CD. Pakiet manipulatorów – włącznik i wybór funkcji – realizują zorientowane na górnej płaszczyźnie tuż przy awersie z lewej strony okrągły niewielki przycisk, zaś z prawej mogąca pochwalić się znacznie większą średnicą, płaska okrągła gałka. Natomiast wspominaną wielozadaniowość udowadniają umieszczone na tylnym panelu pakiety terminali obsługujących wszelkie dostępne formaty audio od analogu po cyfrę. W ich skład wchodzą: 3 analogowe wejścia RCA, po jednym wyjściu RCA/XLR, także po jednym cyfrowe typu USB, OPTICAL, SPDiF, LAN oraz dwa umożliwiające sterowanie urządzeniem gniazda do przykręcenia stosownych anten. Wyposażenie pleców wieńczy zintegrowane z bezpiecznikiem i głównym włącznikiem gniazdo zasilania.

Czym zapadł mi w pamięć rzeczony maluch? Szczerze powiedziawszy, z uwagi na dobranie końcowego okablowania miał dwie odsłony. To źle? Bynajmniej, gdyż to świadczy o łatwości dostrojenia jego brzmienia do preferowanej estetyki, co przecież jest solą naszej zabawy w audio. Co takiego się wydarzyło? W pierwszym występie muzykę odznaczała co prawda nieźle oddająca szybkość i zebranie się dźwięku i narastanie sygnału, jednak w końcowym rozrachunku w moim odczuciu cechował ją zbytni chłód i lekkość. I nie chodzi o szukanie osobistego idealnego wzorca, tylko ogólne postrzeganie zastanej estetyki. Jednak jak się po chwili okazało, drobna roszada okablowania sieciowego oraz sygnałowego ustawiła dźwięk na solidnej podstawie masy i dzięki temu energii. Przekaz ewaluował w stronę większej intensywności barw i esencjonalności stając się zarazem znacznie bardziej ludzki, a przez to namacalny. Co na tym zyskałem? Wiele, gdyż w przeciwieństwie do lepszego brylowania elektroniki w pierwszej odsłonie sesji testowej, po zmianach kablowych okazało się, że wspomniana utrata drapieżności, dla reszty muzyki od jazzu, przez wokalistykę, po rock zaowocowała odpowiednimi proporcjami przekazu muzycznego.
Dobrym przykładem na potwierdzenie masywniejszego i dzięki temu nieco ciemniejszego grania Lindenmanna był projekt Adama Bałdycha „Sacrum Profanum”. To jest bardzo nastrojowa, naładowana bogatym pakietem emocji sesja muzyczna, która bez odpowiedniego poziomu krągłości nie jest w stanie spełnić swoich zadań. Owszem, według obiegowej opinii skrzypce jak sama nazwa wskazuje, muszą skrzypieć, jednak nawet one w pewnych partiach muszą mieć odpowiednią masę i barwę. Bez tego nie będą w stanie pokazać swoich możliwości w oddaniu zamierzeń artysty jak zaduma lub wściekłość. Na szczęście uzyskany przeze mnie poziom osadzonej w dobrej barwnej równowagi tonalnej pozwolił zrozumieć raz sentymentalność, a innym razem zwyczajną emocjonalność w ukrytych przez Adama Bałdycha utworach. Było krągło i fajnie ciemnawo, ale cały czas czytelnie podane, dlatego przyjemnie w odbiorze.
Co chyba jest zrozumiałe, w identycznym tonie wypadała reszta rodzajów muzyki z rockowymi włącznie, z ostatnio mocno celebrowanym przeze mnie Ozzym Osbournem w materiale „Patient Number 9” na czele. To niestety jest słabo zrealizowany krążek, a mimo to często go słucham. Dlatego byłem rad, gdy po wybraniu go z playlisty nabrał odpowiedniego body. To ku mojej uciesze automatycznie nie tylko zmniejszyło uczucie kompresji głosu Ozzy’ego, ale przy okazji mocniejszym akcentem masy pozwoliło reszcie kapeli znacznie bardziej zaznaczyć swoją obecność. Panowie wreszcie zagrali z odpowiednim drivem i energią, bez czego tego typu muza oprócz tego, że staje się nudna, to nawet dla zatwardziałego wielbiciela na dłuższą metę męcząca. Czyli reasumując sposób projekcji Lindenmanna zwyczajnie nadał jej ludzką twarz. Nadal rockową, ale z dobrymi proporcjami wagi i ważności każdego. ze źródeł pozornych.

Gdy dotarliśmy do finału spotkania z przyjemnością mogę powiedzieć jedno. Z tytułowym Lindenmannem na pewno nie ma szans na nudę. To zawsze będzie co najmniej przyjemne barwowo spotkanie z muzyką. Czy każdemu będzie z nim po drodze, to już kwestia idealnego wpisania się w docelowy zestaw. Jednak na bazie popełnionego testu jestem w stanie stwierdzić, że obóz nadający na innych falach niż niemiecki streamer jest naprawdę marginalny. Na tyle skromny, że opiewający na składanki nazbyt przysadziste lub kolokwialnie mówiąc zwyczajnie zamulone. A, że ich ilość to ułamek naszego świata, sądzę, iż każdy poszukujący nowego źródła plikowego jest potencjalnym beneficjentem niemieckiego pomysłu na muzykę. Tym bardziej, że pisząc z lekkim przekąsem oprócz prania i gotowania w kwestii zagadnień audio robi praktycznie wszytko.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: MiP
Producent: Lindenmann
Cena: 19 490 PLN

Dane techniczne
Wejścia: 2 pary RCA
Impedancja wejściowa: 50 kΩ (RCA); MM: 47 kΩ / 150 pF
Wyjścia: Para RCA, para XLR, słuchawkowe jack 6.35 mm
Impedancja wyjściowa: 100 Ω
Maksymalne napięcie wyjściowe: 3 V (RCA), 6 V (XLR)
Wzmocnienie wyjścia słuchawkowego: przełączalne 0 dB / 12 dB
Rekomendowana impedancja słuchawek: 16 – 200Ω
Współczynnik tłumienia dla wyjścia słuchawkowego: >100
Zakres sterowania głośnością: 0 do 80 dB w krokach o 1 dB
Sterowanie balansem: +/- 6 dB w krokach o 1 dB
Pasmo przenoszenia: 2 – 200 kHz (-3 dB)
Zniekształcenia THD i szum: < 0.001 % @ 3 V na wyjściu
Obsługiwana częstotliwość próbkowania/rozdzielczość: 768 kHz/32 bit (po WLAN do 192 kHz); DSD 512 (po WLAN do DSD 128)
Zakres dynamiki: >125 dB
Stosunek sygnału do szumu: <0.001 % (@ 0 dB FS)
Zegar główny: Ultra low jitter MEMS Femto Clock
DAC: dwa układy AK4493 DAC w trybie różnicowym, po jednym na kanał, układ resamplera AK4137
Napięcie wyjściowe: 3 V @ 0 dBFS RCA, 6 V @ 0 dBFS XLR
Łączność: Ethernet 100 Mbit/s; Wi-Fi Dual-band 802.11a/b/g/n/ac, wsparcie dla WPS; Bluetooth 4.2, A2DP; USB
Wspierane kodeki: WAV, FLAC, AIFF, ALAC, MP3, AAC, Ogg Vorbis, WMA, DSD
Wspierane serwisy streamingowe: TIDAL Connect, Qobuz, Deezer, HighResAudio, Spotify Connect
Pobór mocy: 0.2 W w trybie stand-by, 8 W podczas pracy, 18 W max.
Wymiary (S x W x G): 280 x 220 x 63 mm
Waga: 2.6 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >

Perlisten S7t
artykuł opublikowany / article published in Polish

Już na ostatnim Audio Video Show zwróciły naszą uwagę, jednak na ich spokojne posłuchanie we własnych czterech (ośmiu ;-) ) kątach musieliśmy chwile poczekać. Panie i Panowie oto Perlisten S7t.

cdn …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Audio Research Ref 160S

Link do zapowiedzi: Audio Research Reference 160S

Opinia 1

Będąc w stosunku do Was fair muszę się przyznać, iż tak skromnym udziałem w procesach testowych na naszym portalu tytułowego producenta jestem mocno zdziwiony. Gdy spojrzymy w wyszukiwarce na historię naszych potyczek, znajdziemy kilka news-ów i tylko jeden skromny test przetwornika D/A . A przecież to rasowy amerykański wyjadacz na naszym rynku, co z automatu powinno kierować nasze myśli ku dogłębnej penetracji tak znakomitego portfolio. Cóż, co prawda mleko się wylało, jednak będąc konsekwentnym w swoim działaniu przybliżania Wam ciekawych konstrukcji, po rozmowie z łódzkim Audiofastem pojawiła się u nas bardzo ciekawa nie tylko z racji posiłkowania się w trzewiach lampami elektronowymi, ale również niebanalnego designu, stereofoniczna końcówka mocy Audio Research Reference 160S.

Gdy spojrzycie na aparycję tytułowego lampowego piecyka, okaże się, że mimo wykorzystania przez producenta prostego pomysłu na obudowę w postaci typowej platformy nośnej dla szklanych baniek i transformatorów, wbrew pozorom temat wygląda zgoła inaczej. Owszem, układ jest dość często powielany przez tego typu konstrukcje, jednak w tym przypadku mamy do czynienia ze świetnie prezentującym się, bo nie dość, że wyposażonym we wskaźniki wychyłowe, to do tego z przezroczystym frontem, przez który nawet siedząc na wprost urządzenia cały czas napawamy się poświatą lamp elektronowych. Banał? Bynajmniej, gdyż nawet ja, na co dzień obcujący ze wzmocnieniem tranzystorowym z łatwości doceniłem ów zabieg. To jest sól zabawy w wzmocnienie lampowe, czego na szczęście Amerykanie nas nie pozbawili. Idąc dalej tropem pomysłowego awersu znajdziemy na nim rozpoznawalne w znaczącej większości produktów AR dwa zorientowane pionowo uchwyty ułatwiające logistykę urządzenia oraz tuż pod wskaźnikami cztery przyciski obsługi dostępnych funkcji – lewy Power, obok niego moc podświetlania wskaźników, kolejny to monitorowanie lamp mocy, zaś całkiem na prawo wybór pracy po między triodą a pentodą. Kierując się w stronę tylnego panelu na górnej połaci obudowy znajdziemy dwa rzędy lamp mocy KT 150 ( pozwalające oddać moc na poziomie 140W po 4 sztuki ma kanał ), za nimi 4 sterujące, a na końcu prostopadłościenna, na górnej płaszczyźnie wentylowana motywem wielootworowego ażuru pokrywa transformatorów wyjściowych. Po dotarciu do rewersu okazuje się, że w swej ofercie przyłączeniowej 160S proponuje nam wejścia liniowe RCA/XLR, zaciski kolumnowe dla trzech rodzajów obciążenia, przełączniki wyboru wejścia liniowego, pracy trioda/ pentoda, automatyczne wyłączanie podczas dłuższych postojów w odsłuchach, kilka terminali serwisowych oraz bezpiecznik i gniazdo zasilania. Całość tylnego panelu wieńczą podobne do zastosowanych na froncie, tylko teraz czarne i umocowane na osłonie transformatorów rączki transportowe.

Co zapadło mi w pamięć po kilkunastu wieczorach spędzonych z lampką Audio Research w tle? Otóż najważniejszym było stwierdzenie, że Amerykanin pokazał się od strony kontynuacji swojego, przez lata pielęgnowanego sznytu brzmieniowego. Nie szukał siłowego pompowania – czytaj pogrubiania – wydarzeń muzycznych, tylko nadając im posmaku szklanych baniek dbał o oddanie transparentności i szybkości podczas ich wirtualnego kreowania. Naturalnie ów aspekt można było nieco prze-aranżować w domenie soczystości podania trioda/pentoda, jednak nadal w bardziej kolorowym trybie nie był to pozornie fajny, bo pełen lubianej przez wielu nadmiernej esencji, ale w wartościach bezwzględnych ulepek muzyczny, tylko minimalnie bardziej posłodzone, a przez to nieodchodzące zbytnio od sposobu na muzykę według AR odtworzenie wykorzystanego do testu materiału. Szkoda? Bynajmniej, bowiem dzięki temu końcówka mocy nie determinowała słuchania jedynie słusznych, przy zbytnim dociążeniu przekazu zwanych przez niektórych plumkaniem, spokojnych kawałków, ale pozwalała na spokojne włożenie do napędu szerokiego spektrum artystycznych odezw do słuchacza. Czy to charyzmatyczny Rammstein z najnowszym materiałem „Zeit”, boska Norach Jones w wykonaniu „Feels Like Home”, czy szaleństwo według Johna Coltrane’a z krążka „Meditations”, system za każdym razem dobrze pokazywał nie tylko specyfikę prezentacji i nagrania każdej przytoczonej płyty, ale również niesioną przez nie całkowicie inną i inaczej dawkowaną pulę emocji.
Dla przykładu Rammstein to wyrazisty, powiedziałbym nawet kanciasty, bo mocny w krawędzi dźwięku i samej wokalizy krzyk buntownika. Co prawda bez poszukiwania szaleńczej szybkości zmian tempa, ale za to wszystko podane w układzie zerojedynkowym, czyli konkretnie w detalu i ostro zaznaczanym rytmie. Dlatego. też aby sprostać temu zadaniu, powinno się go podać w odpowiednio szorstki sposób. Zbytnia ingerencja w ostrość rysunku przekazu muzycznego w postaci nadmiernego ugładzania i nachalnego nasycenia potrafią zrobić z tego szaleństwa nudny miting opasłego Niemca. Na szczęście tytułowy piecyk nadając całości jedynie lekki sznyt lampowej plastyki nie pozbawił muzyki pierwiastka drapieżności. Frontmen nadal był brutalny w przekazywaniu swoich poglądów, a muzyka kipiała energią, dzięki czemu kolejny raz, co prawda inaczej niż dotychczas – nieco plastyczniej, dlatego być może z takim zaciekawieniem, bo nadal z dobrym timingiem przesłuchałem całą płytę do ostatniego utworu.
Z podobnej, czyli dobrej strony pokazała się Norah Jones. W tym przypadku nie miałem najmniejszych obaw o problemy systemu z pokazaniem zamierzeń artystki. Jej głos to kwintesencja plastyki i pewnego rodzaju nosowości, co dodatkowo wsparte specyfiką grania lampowej amplifikacji nie mogło wypaść inaczej, niż ucieleśnieniem znakomitej koherencji pomiędzy śpiewaczką, a wspomagającym ją w działaniu zestawem audio. W efekcie kolaboracji amerykańskiego. wzmacniacza z niemieckimi kolumnami atrakcyjna pani wspomagana fajnie dozowaną gładkością na tyle ładnie śpiewała, że bezwiednie zatopiony w jej opowieści nie zauważyłem, gdy laser brutalnie wrócił do stanu zero.
Na koniec został nam maestro od szaleństwa zmian rytmu, zatrudniania do pracy ze sobą wielu artystów na raz i grania z tak zwanego przypadku, czyli mistrz free-jazzu John Coltrane. I niech nie zwiedzie Was tytuł przywołanej przeze mnie płyty „Medytacje”, gdyż już pierwszy kawałek daje jasno do zrozumienia, iż będzie jazda bez trzymanki. I dzięki przywołanemu na początku hołubieniu przez testowaną końcówkę za wszelką cenę utrzymania rytmu i szybkości grania systemu taka była. Pełna ekspresji, natychmiastowych zmian tempa i z pozoru przekrzykujących się, jednak dla znawców znakomicie rozmawiających ze sobą dęciaków i jako bonus dzięki lampowemu sznytowi sekcji wzmacniającej, oddana fajnej w estetyce czasów jej powstawania. Ogień w najczystszej postaci. Jednak co najciekawsze, mimo pozornego braku czasu na odpoczynek – to jest materiał raczej na obudzenie się z letargu, a nie lulanie do snu, nawet po kilku-płytowej serii płyt tego muzyka nie czułem efektu zmęczenia. Jak to możliwe? Słowo klucz to nienachalna, acz odczuwalna „plastyka” prezentacji tej kakofonii. Z jednej strony znajdowałem się w epicentrum „wyżywającego” się na instrumentach wieloosobowego zespołu, a z drugiej dzięki czytelnemu podaniu całości raz mogłem napawać się linią prowadzenia każdego motywu muzycznego z osobna, by za moment spojrzeć na ten team z perspektywy całego składu. Nie umiem tego określić inaczej, niż znakomity popis umiejętności nie tylko samych muzyków, ale również skonfigurowanego testowo systemu.

Komu dedykowałbym tytułową końcówkę mocy Audio Research Reference 160S? To pewnie zabrzmi zaskakująco, ale jedynymi, którzy z szerokiej rzeszy audio-freaków mogą ponarzekać na naszego bohatera, to lubiący zbyt mocny nalot soczystości w projekcji słuchanej muzyki lampiarze. Amerykański piec znakomicie od tego stroni. Dlaczego znakomicie? Otóż wbrew pozorom jego tylko symboliczne działanie w domenie gładkości i unikanie zbytniego zagęszczania przekazu ma konkretny, jakże istotny dla pokazania prawdziwego „ja” słuchanego materiału cel. Jak najmniej szkodliwe osłabiać zawarte w muzyce cechy typu mocny atak, szybkość narastania sygnału i gdy wymaga tego chwila, jej drapieżność. Żadnego nadmiernego upiększania świata, tylko nadanie mu bardziej ludzkiego wymiaru. Lampowego, ale z umiarem. Inaczej dla sztabu inżynierskiego AR jest to karykatura dźwięku.

Jacek Pazio

Opinia 2

Jakiś czas temu, podczas dość niezobowiązującej wymiany obserwacji dotyczących naszej branży z zaprzyjaźnionym dystrybutorem wspólnie doszliśmy do wniosków, że choć obecnie, nawet na stricte high-endowym pułapie, zakup integry nie stanowi powodu do infamii w ortodoksyjnym, audiofilskim środowisku, bo czy to Gryphonowi Diablo, Audionetowi HUMBOLDT, czy Accuphase’owi E-800 trudno cokolwiek zarzucić, to tak naprawdę prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero przy zestawach dzielonych. Nie dość bowiem, że mnogość kombinacji wzrasta wprost niewyobrażalnie, bo oprócz dedykowanych przedwzmacniaczy do gry dołączają źródła z regulowanymi stopniami wyjściowymi a tym samym można znacząco uprościć cały tor, co też od lat z powodzeniem praktykujemy z Jackiem w naszych dyżurnych systemach. Najdelikatniej rzecz ujmując w takim przypadku preamp staje się li tylko opcją a nie musem i lwią część uwagi a tym samym środków można poświęcić … końcówce mocy. Tym oto sposobem dotarliśmy do sedna, a dokładnie bohatera niniejszego spotkania, czyli stereofonicznego wzmacniacza mocy Audio Research Ref 160S.

Jak widać na załączonych zdjęciach 160-ka nader udanie łączy lampową, wpisującą się w ortodoksyjne kanony, klasykę z nowoczesnością. Z jednej strony mamy bowiem nader zwartą bryłę, szczególnie z założoną osłoną lamp (której dosłownie za moment poświęcę kilka zdań) a z drugiej, pomimo dość absorbujących gabarytów nie sposób doszukać się w niej ciężkości. To wszystko za sprawą uzbrojonego w ułatwiające przenoszenie i nadające całości „profesjonalnego” wyglądu uchwytom, wykonanego z solidnej płyty ze szczotkowanego aluminium frontu, którego lwią część zajmuje panoramiczne okno, przez które mamy nie tylko pełen wgląd do „szklarni” z pyszniącymi się w pierwszych dwóch grządkach „pisankami”, za którymi dyskretnie przycupnął czerniony profil chroniący trafa. Lecz i firmowe „wycieraczki”.. Wizualną lekkość dodatkowo intensyfikuje pozbycie się ww. perforowanej klatki ochronnej na lampy, do czego nomen omen gorąco zachęcam, bo nie dość, że widok ośmiu „gołych” KT150 jest iście zjawiskowy, to dodatkowo otrzymujemy bonus w postaci możliwości spowolnienia umiejscowionych w podstawie wentylatorów, co nawet nie tyle znacząco co wręcz szalenie poprawia komfort odsłuchu. Oczywiście przy niemalże koncertowych poziomach głośności na ich pracę nikt raczej nie zwróci uwagi, lecz podczas wieczornych odsłuchów prowadzonych ze zdecydowanie bardziej cywilizowanymi dawkami decybeli i tzw. grą ciszą warto o tym udogodnieniu pamiętać. Jak jednak widać na załączonym materiale zdjęciowym dostarczony przez Audiofast egzemplarz takowej osłony był pozbawiony, więc poniekąd mieliśmy z górki. I skoro poruszyliśmy kwestię wentylacji warto mieć na uwadze zalecenia producenta aby nie używać 160-ki przy temperaturze otoczenia przekraczającej 30⁰C, więc warto zastanowić się nad zasadnością inwestycji w … klimatyzację.
Wracając jeszcze na moment do owej szyby, to oprócz oczywistej możliwości obserwacji przez nią bursztynowo żarzących się lamp pełni ona jeszcze jedną, również wymieniona funkcję funkcję. Otóż zamontowano w niej podświetlane LED-owo wskaźniki wychyłowe „Ghost Meter” wyposażone w podwójne podziałki – dolne dedykowane trybowi triodowemu i górne ultralinearnemu. W dolną, łukowatą krawędź czernionej części bulaja wkomponowano cztery przyciski odpowiedzialne za uruchomienie/wyłączenie (procedura startowa/usypiania zajmuje około 2 minut) wzmacniacza, iluminację wskaźników, monitorowanie lamp i wybór trybu pracy (triodowy/ultralinearny). Boczne flanki zajmują niewielkie diody informujące o statusie/kondycji lamp mocy, które są na bieżąco monitorowane.
Rzut oka na ścianę tylną może nieobeznanych z tematem wprawić z lekką konsternację gdyż oprócz właściwego końcówkom mocy zestawu obowiązkowego – wejść sygnałowych, terminali głośnikowych i ewentualnie włącznika w pobliżu gniazda zasilającego napotkamy istny bezlik dodatków. Przykładowo Reference 160S ma trzy zestawy odczepów wyjściowych dla kolumn o impedancji 4, 8 i … 16 Ω, przy czym te ostatnie, o ile mnie pamięć nie myli, znajdą zastosowanie przy bodajże 15Ω LS 3/5A – Spendorach, Rogersach, Chartwellach i ewentualnie 11Ω, jubileuszowych (na 35-lecie) limitacjach KEF-a tegoż samego modelu, więc tak na dobrą sprawę możemy uznać, że to tylko egzotyczny dodatek. Nad okupującymi flanki ściany tylnej terminalami głośnikowymi umieszczono wejścia w standardzie XLR i RCA, w centrum rozgościło gniazdo zasilające, i tu kolejna niespodzianka, gdyż zamiast spodziewanego – standardowego IEC C14 mamy 20A prostokątne C20, więc jeśli do tej pory nie posiadaliśmy odpowiednio zakonfekcjonowanego przewodu, to albo jesteśmy zdani na znajdującą się na wyposażeniu „komputerową” sznurówkę, bądź należy spodziewać się kolejnych wydatków. W ramach niezobowiązującej dygresji tylko wspomnę, że w trakcie testów posiłkowaliśmy się przewodem Shunyata Research Venom HC.
Wzdłuż górnej krawędzi umieszczono trzy hebelkowe przełączniki umożliwiające aktywację/dezaktywację trybu ekologicznego (wyłączającego wzmacniacz przy dłuższej – 2h bezczynności), wybór prędkości pracy wentylatorów i selektor wejść pod którymi przycupnął jednowierszowy wyświetlacz informujący o przebiegu lamp (orientacyjna żywotność KT150 to 3000h a 6H30 4000h). Jak przystało na urządzenie zza wielkiej wody nie zabrakło portu sterowania RS-232 i przelotki 12V triggera.
Dzięki czterem KT150 w stopniu wyjściowym i parze przyodzianych w gumowe pierścienie antywibracyjne podwójnym triodom 6H30 na kanał mamy do czynienia z układem w pełni zbalansowanym o mocy 140 W na kanał, więc zastosowanie XLR-ów jest jak najbardziej wskazane a jednocześnie praktycznie odpada nam problem kompatybilności 160-ki z większością dostępnych na rynku kolumn.

Przechodząc do części poświęconej brzmieniu niezwykle kuszące wydawało mi się otwarcie odezwy do wszelakiej maści lampolubów pewnym, wielce znaczącym cytatem. Którym? A widniejącym nad bramą … piekielną – „Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate” („Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”) z „Boskiej Komedii” Dantego. Już bowiem od pierwszych dobiegających z głośników taktów „Nærmere” Ane Brun słychać, że pomimo niezaprzeczalnej – w pełni namacalnej (rączki sugerowałbym jednak trzymać z dala od rozżarzonych baniek) lampowości 160-ki nie sposób przypisać jej większości związanych z zastosowaną, wykorzystywaną technologią stereotypów. Dźwięk oferowany przez tytułową końcówkę jest niezwykle naturalny, oszałamiająco poukładany – kompletny i rozdzielczy. Ze świecą szukać tu oznak ocieplenia, przesaturowania i lepkiej słodyczy. Co prawda góra lśni lekko ozłoconym blaskiem a średnica kusi komunikatywnością, lecz idąc tym tropem zdecydowanie cieplej i gęściej od Audio Researcha na tym polu pozwalają sobie poczynać takie tranzystorowe tuzy jak nasz redakcyjny Apex, Luxman M-900U, czy Accuphase P-7500. Jedynie najniższe składowe charakteryzuje pewien niezwykle uroczy i zarazem uzależniający flow sprawiający, że zamiast chrupkości i laserowej precyzji kreślenia ich konturów dostajemy zdecydowanie milsze uszom niewymuszenie i naturalną płynność będące wspólnym mianownikiem z ww. konstrukcjami. Można zatem dojść do dość oczywistej, przynajmniej na tym pułapie jakościowym i co nieco mniej cieszy cenowym, konkluzji, iż po raz kolejny zastosowane układy – w tym wypadku lampy elektronowe, nie są celem samym w sobie i czynnikiem mającym w swym założeniu stygmatyzować, czy też odciskać możliwie silne piętno na finalnym brzmieniu a jedynie robić to, do czego zostały stworzone i w jakim celu zaimplementowane. Znaczy się wzmacniać dostarczone czy to bezpośrednio ze źródła, czy też uzdatnione przez przedwzmacniacz sygnały na zasadzie przysłowiowego drutu ze wzmocnieniem i śmiem twierdzić, że Ref 160S jest tej idei niebezpiecznie bliski. Jego udział „soniczny”, czyli wspomniana sygnatura, czy też piętno, jest zaskakująco niewielkie, jeśli wręcz nie pomijalne. Jeśli ma być brudno, chropawo i garażowo, to AR właśnie tak zagra. Zarówno thrashmetalowy, czyli już w swym założeniu piekielnie ciężki i szybki „Titans of Creation” Testamentu, jak i zakręcony niczym domek ślimaka „And Then There Were None…” japońskiej doom metalowo – psychodeliczno – rockowej formacji Church Of Misery zabrzmiały z właściwą sobie potęgą i dynamiką bezlitośnie smagając nasze zmysły gitarowymi riffami i dalekimi od operowych arii pełnymi groźnych porykiwań partiami wokalnymi. Jeśli jednak miało być gęsto i niemalże „tłusto” od elektronicznych beatów, to też nie było najmniejszych problemów, bo i z „Ray of Light” Madonny 160-ka nie miała najmniejszych problemów bardzo wyraźnie pokazując gdzie i co było majstrowane np. z wokalem, który im mniej modyfikowany, tym brzmiał lepiej, a im bardziej, tym intensywniej na wierzch wychodziła jego dwuwymiarowość i kompresja. Jeśli więc chodzi o różnicowanie samych nagrań i zdolność analitycznej oceny ich struktury, to nie sposób było mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Tym bardziej, iż owej chłodnej analizy dokonywać można było niejako przy okazji normalnych, znaczy się noszących znamiona przyjemności, odsłuchów a nie mozolnego ślęczenia nad materiałem źródłowym i dzielenia przysłowiowego włosa na czworo.
Przestawienie trybu pracy wzmacniacza w oferujący „jedynie” ok 70W na kanał tryb triodowy może i zaakcentowało eteryczność i finezyjność przekazu, dzięki czemu Ane Brun na wspomnianej na początku „Nærmere” zabrzmiała jeszcze bardziej anemicznie, jednak przynajmniej z podpiętymi Gauderami całość, przynajmniej w moim mniemaniu, na dłuższą metę okazała się zbyt zwiewna, z lekko zaburzoną równowagą tonalną. Dół pasma stawał się składową jedynie sygnalizowaną a nie rzeczywistą, przez co nawet fortepian nie oferował pełnej skali dźwięku. Choć uczciwie trzeba przyznać, że otwartość i krystaliczna czystość najwyższych składowych zachwycały a same partie wokalne wprowadzały w iście metafizyczny nastrój, który dodatkowo podkreślały niesamowite chórki (vide „Vi Møttes I En Soloppgang”). Oczywiście powyższy akapit nie jest mniej, bądź bardziej zawoalowanym zarzutem w kierunku tytułowego bohatera a jedynie stwierdzeniem faktu dowodzącego, że Berliny wymagają nieco więcej aniżeli standardowe kolumny mocy. Dlatego też, jeśli są Państwo posiadaczami łatwiejszych do wysterowania zespołów głośnikowych a jednocześnie nie przepadacie za koncertowymi poziomami głośności gorąco zachęcam do weryfikacji nieco bardziej „romantycznego” oblicza Audio Researcha we własnych czterech kątach.

Audio Research Ref 160S to końcówka mocy, która nie tylko wymyka się łatwemu zaszufladkowaniu ze względu na obecne w jej trzewiach lampy, lecz jest po prostu nad wyraz uniwersalną i stricte high-endową amplifikacją zdolną usatysfakcjonować miłośników zarówno lamp, jak i tranzystorów. Oferuje bowiem wysoką moc, jest praktycznie bezobsługowa – sama pilnuje kondycji wykorzystywanej szklarni i wygląda jak przysłowiowy milion dolarów. Nawet z założoną klatką (co przy zwierzakach i małoletniej progeniturze jest zazwyczaj konieczne) nie ogranicza widoku rozświetlonej szklarni a jednocześnie zalotnie puszcza oko do miłośników „wycieraczek”. Czy trzeba o lepszą rekomendację?

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Audiofast
Producent: Audio Research
Cena: 141 700 PLN

Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 140 W
Szerokość pasma mocy: (-3dB) 5Hz do 70kHz.
Pasmo przenoszenia: 0.5Hz do 110 kHz (-3dB przy 1 W)
Czułość wejściowa: 2.4V RMS (XLR)
Impedancja wejściowa: 300kΩ (XLR), 150kΩ (RCA)
Polaryzacja wyjścia: Nieodwracalna. Zbalansowany pin wejściowy 2+ (IEC-268).
Terminale wyjściowe: 16 Ω, 8 Ω, 4 Ω.
Całkowite ujemne sprzężenie zwrotne: 14dB.
Współczynnik narastania sygnału wyjściowego: 13 V/μs
Czas narastania: 2.0 μs.
Pobór mocy: 875W przy mocy znamionowej, 700W w trybie triodowym, 500W w stanie spoczynku, 1 W przy wyłączonym.
Lampy: 4 dobierane pary KT150 (Lampy mocy V1-4); 4 x sterujące lampy wzmocnienia napięciowego 6H30 (V6 i V6)
Wymiary (S x W x G): 48 x 26 x 55 cm.(Uchwyty wystają ok 5 cm poza przedni panel.)
Waga: ≈ 45 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >

Estelon – designerskie oblicze głośnikowego high-endu

Estelon to estoński producent głośników, który zadebiutował na rynku topowego audio w roku 2010. Przy okazji bardzo udanych prezentacji podczas ubiegłorocznego Audio Show firma tryumfalnie powraca do nas w postaci kompletnej oferty, z której większość można już posłuchać w wybranych polskich salonach. Historia firmy sięga połowy lat 80. – to właśnie w tamtym okresie założyciel i główny konstruktor, Alfred Wasilkow, rozpoczął swoją przygodę z modyfikacjami audio-elektroniki i budową kolumn, co po 25 latach doprowadziło go do finalizacji ambitnego marzenia dotyczącego autorskiej koncepcji najlepszej konstrukcji głośnikowej na świecie. Estelon to rodzinna firma, którą głównodowodzący założył z dwiema córkami, skupiając się na wytwarzaniu high-endowych zestawów o bardzo wyjątkowej stylistyce. Rzut oka do katalogu ujawnia pięć modeli wolnostojących, które przyjmują formę monumentalnych, smukłych monolitów o niepowtarzalnych krzywiznach obudów wykonanych z bardzo nietypowych materiałów, takich jak kompozyt z domieszkami kruszonego marmuru. Rozwiązania takie zapewniają bardzo wysoką sztywność konstrukcji i odporność na rezonanse. Modele podłogowe uzupełnia jeden podstawkowy i jeden centralny o bardzo podobnej stylistyce. Co ciekawe, jako jeden z nielicznych producentów tego typu sprzętu Estelon zrezygnował z luksusowych wykończeń w drewnie, proponując futurystyczną kolorystykę w odcieniach niebieskich, czerwonych, stalowo-srebrnych, matowego aluminium, klasycznej czerni i bieli, a także szampańskiego złota. Jeśli dodamy do tego niespotykane wzornictwo, ręczne techniki produkcji i wykończeń, technologie lakierowania znane z manufaktur samochodowych oraz zastosowanie głośników z najlepszych serii renomowanych światowych producentów, takich jak Accuton, Scan-Speak i Seas, staje się jasne że Estelon urasta do rangi firmy wyjątkowej nawet w świecie ekstremalnie wyrafinowanego sprzętu audio.

Prawie wszystkie produkty Estelona doczekały się edycji Mk II, dostępnej także w postaci upgradowanej wersji Diamond z tweeterami o diamentowej membranie, odpowiednio ulepszonych zwrotnicach o okablowaniu wewnętrznym z jeszcze wyższej półki. Ceny rozpoczynają się od 23 200 euro za parę podłogowych YB i 28 900 euro za monitory XC z symetrycznym układem głośników, a ofertę wieńczą dostępne na zamówienie, limitowane Extreme Mk II, które kosztują 212 000 euro.

  1. Soundrebels.com
  2. >

Extraudio XP5 & XP-A1500 English ver.

Link do zapowiedzi (en): Extraudio XP5 & XP-A1500

Opinion 1

Although the current year (for the record – it is 2023) did not come to full speed yet, all signs on heaven and earth show, that we will not be bored and we will not be able to complain, that we are doing the same thing over and over. Why do I have such precognition? Well, we have just hosted the duo from Tone Winner, and (im)patiently waiting for their turn are the 15 from Final, an all having combo from Lindenmann and … a lot more of intriguing products, I will not share with you yet. In general, besides the well know players on the market, we will have some newcomers, who want to get a piece of the audiophile cake for themselves, and are hungry for success. This is how we arrived at the heroes of our today’s test, the line preamplifier XP5 and the power amplifier XP-A1500, manufactured by a company that is debuting on our market, the Dutch Extraudio, represented in Poland by the Chełmża based Quality Audio, a distributor we know already from the Peak Consult El Diablo review.

As a kind of short introduction, I will only mention, that both orange elements (we will concentrate on the color in just a moment), manufactured by the company, which, completely consciously, calls itself a “boutique” brand, are coming from the top Origin series, below which there is also the Discovery series. Both are not very large, and encompass one DAC, one integrated amplifier, a preamplifier and a stereo power amp. In the Dutch portfolio we can also find proprietary cabling, together with minimalistic stands and an optional MM/MC phonostage module, that can be fitted inside the preamplifiers and the integrateds.
As you can see in the pictures, conform with the declaration of being boutique, due to the generosity and efficiency of Quality Audio we received devices in a very attractive color, and not the usual black, grey or white ones. Interestingly, besides the energetic orange, there is a version with varnished and epoxy protected copper available on special order. While the densely perforated chasses catch our eyes, the massive, made from aviation grade aluminum slabs are like the oasis of commonsensical minimalism and quietness. Following current standards, the power amp has its manipulators reduced to only the biscuit shaped power button, with a blue halo around it, but sometimes, the preamplifiers do have some knobs and buttons to turn and press, while the XP5 has only the necessary ones. On the left we have the chromed input selector, on the right an identical twin knob is used for volume control. Between them we have six LEDs indicating the active input with a power button identical to the one found on the XP-A1500 below them. Looking at the back plates also does not cause any controversies. The preamplifier has four line inputs in RCA standard, and a single pair of XLRs. There is also a set of RCAs and XLRs for an external processor (bypass) and a grounding clamp. The output is present in both standards, which are mirrored as inputs on the power amp. The latter also has single, but very good loudspeaker terminals from WBT NextGen™ series, and a trigger port. A nice add-on to the preamplifier, is a chrome plated remote control, which can be charged using an USB cable and has a range of … eighty meters.
Looking at the construction, we have here a very interesting example, that used technologies are not the goal in themselves, but only the means to achieve the those goals. This is why the preamplifier, working in class A, is based around a power stage that uses … a pair of double triodes 6922. Additionally, in the input we have an interference damping circuit, a buffer protection circuit and an AC filter, designed to block EMI and RFI noise. The power supply is also treated with appropriate attention; it uses a proprietary high voltage PSU, heavily filtered, stabilized and regulated, while the analog section is powered by a sanded, medical grade transformer, without oscillations. On the other hand, the power amp works in … AD class. This means, that the input buffer works in class A, using bipolar transistors (BJT), and the output stage is composed of 1500W class D EPAM modules, with a maximum current of 90A. Due to the very acceptable size and weight, the power supply for the amp is not based on classic transformers, but it is a switching one, with 1500W impulse power.

Moving on to the part regarding sound, you might be wondering, why would you need 1.5kW per channel at home, when we are using speakers for listening, and not a … billiard table, or a stadium PA system. The first, and probably most obvious response is probably “because we can”, but in case of audio, the chase for bells and whistles makes maybe an impression in the lower tiers, in High End there is no associated emotion. It turns out, that parameters are one thing, and reality another, so until the impedance of our speakers is “acceptable”, as Dr. Roland Gauder likes to say, and their efficiency “sufficient”, only the synergy of the individual components, regardless of their provenience, color or technology matters. Those are only elements, that combine into a whole and coherent project, and not the determinants, telling about their very narrow specialty, to which we would need to abide, like an orthodox acolyte needs to the truth he is being told. I would even claim, that all kinds of technicalities are only important in a situation, where our components are not willing to talk to each other well, or, what in our case happens much more often, we need to populate the table below our texts, next to the address of the manufacturer/distributor and price.
Why am I mentioning all that? For a very prosaic reason. Listening to the tested duo we are completely indifferent to what sits inside their chasses, because you can listen to it with true pleasure, and everything sounds as it should. I would also like to mention from the start, that people expecting the part of the body, where they sit on, being blown away with even the slightest turn of the volume know, will be disappointed, because you cannot feel the power declared by the manufacturer. Just like that. As if there would not be 1500W inside the XP-A1500 but 15, like in a Leben CS-300f. The reproduced music is presented in an unexpectedly smooth, calm and dense way – without any signs of even subcutaneous nervousness, or any tendency to flex muscles and Hollywood-like spectacularism, where the artists decided to play … with silence. Please do not misunderstand me – power is there all the time – within reach, on every request, immediately, but only when needed. For example on “Jacob’s Ladder” by Brad Mehldau, you could think, that after the opening piece of the album, the cover of Rush “Maybe as his Skies Are Wide” things will still be nice, etheric and nice, and in some way it is (like in another interpretation of the classic – the suite “Heaven”, taken from Yes), but the jazzy look at the fascinations of the leader with progressive rock results in very neck breaking musical forms, and instead of the expected chamber ensemble, it turns out, that on the stage we have sixteen musicians. Of course, the solo parties of the piano are placed in complete darkness – the separated amp delights with nobleness of its operation and absolute silence in the speakers even, when the volume knob is turned up boldly. The king of instruments itself, can proudly present its potential and notable size, which, despite being underlined, is not exaggerated, so it leaves enough space on the stage for the other instrumentalists. Interestingly, the clicks and pops appearing on “(Entr’acte) Glam Perfume” were reproduced by the Extraudio with such fidelity, that I looked at my system to check, if instead of the Lumin I have maybe my Kuzma on, and that without cleaning the vinyl record with the antistatic brush. That you call realism. Also on “Death, Where is Your Sting” by Avatarium the beginning is innocently light and concentrated on the vocal parties of the incredible Jennie-Ann Smith, here also micro-dynamics is sufficient, but when guitars enter and the arrangement gets denser, the power reserve comes in handy, creating a very convincing wall of sound. Maybe this is not the same weight as that, what Leif Edling is doing in Candlemass (for example on “Sweet Evil Sun”), but even such rock sounds, colored with doom esthetics, allows to notice the potential hidden in the Dutch oranges. Well, I did mention the last disc from Candlemass, but not, that during listening to it, it is worth to get a bit crazy with volume and allow their gods (“Scandinavian Gods”) to pull us into the Scandinavian abyss, full of darkness, moans of the damned and all-encompassing desperation. At an adequate level of decibels, the effect is comparable to a trip with a fiery dragster through the darkest alleys of hell. Wildly stinging guitar riffs, bass bashing your innards, and the rugged, structural vocals add to the picture of destruction. Interestingly, despite the mentioned stoic calmness, the drums and percussion were not thickened, so the snare had appropriate fragility, and only the base drum could sound with proper weight and power.
But the longer I hosted the Extraudio at home, the more I became convinced, that regardless of the musical dish served to them, I always hear their company sound signature, which models the final sound a bit. And while it is hard to see this characteristic as playing everything the same way, yet some rounding off the edges and the slightly stereotypical “class D analog sound”, but without any negative influence on the depth of the stage and its airiness, seemed to be written into their DNA. But as it turned out, it was enough to separate the orange brethren, and the XP-A1500 was mostly responsible for the thicker lines, while the XP5 seemed completely and crystally transparent, which, in the sound path, only has the role of a functional interface, transferring the full package of information from before it, and accommodating the electrical needs of the power amplifier being optimally driven.
But let us return to music, because it is now high time for the crazy, and incredibly difficult to quantize, material, which without any doubt is “Hellfire” by Black Midi, where the majority, even strictly high-end systems, throw the towel into the ring, and leaves for the dressing room with the head bowed. This stops being surprising, when we discover, that on a space of only 39 minutes, we are stunned with an unforeseeable conglomerate of psychedelic jazz, metal, noise, art-rock, contemporary classical, punk and … flamenco. It is like that, what was started by Frank Zappa, would be minced over, enriched with psychoactive substances and put back together. Pure musical madness in the purest, and at the same time extreme form, where you are unable to follow the broken melodic lines, where each piece resembles narcotic visions during a rollercoaster ride, and the wealth of information served by the speakers was sufficient not for one, but three albums. And do you know what? While usually after using this medicine I need to relax for a while, the tested duo made this rest period unnecessary. The whole was civilized and structured in such a way, that maybe it lost a little from its ruthless aggressiveness, but finally it was an advantage for it, as well as for the listener’s senses. Of course exchanging the XP-A1500 with my Bryston, equally transparent to the XP5, and ruthless at the same time, gave the true picture of the situation, but three quarters with such truth only the biggest lovers of extreme sonic experiences and … the recording studio team can master, as the 4B³ was designed to be used also in studios, and whatever you say about the Extraudio power amplifier, it is a full blooded salon lion, and a nicely purring couch surfer.

The Extraudio XP5 & XP-A1500 is a truly high-end set, but far away from the laboratory analyticity, and in terms of aesthetic, boldly winks at designer lifestyle. It offers an almost unrestricted power, great ergonomics and a sound nice to the ears, going against stereotypes telling, that the higher level of gear we own, the less discs you can listen to using it.

Marcin Olszewski

System used in this test:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Network player: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Digital source selector: Audio Authority 1177
– Turntable: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Phonostage: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Power amplifier: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Loudspeakers: Dynaudio Contour 30 + Brass Spike Receptacle Acoustic Revive SPU-8 + Base Audio Quartz platforms
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– Digital IC: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– USB cables: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference
– Speaker cables: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Power cables: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Power distribution board: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Wall power socket: Furutech FT-SWS(R)
– Anti-vibration platform: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + Silent Angel S28 + Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Ethernet cables: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Table: Solid Tech Radius Duo 3
– Acoustic panels: Vicoustic Flat Panels VMT

Opinion 2

We all know, how the segment of solid state audio amplification is currently divided. We have an uncompromised domination of AB class amplifiers, then, with much smaller numbers, but still holding up the A class, and finally the D class, which aspires to the pantheon. Of course each of them means a different approach to reproducing music. But interestingly, the two first classes, maybe due to the years spent on their development, do have their fierce fans, while the youngest of them all, you may call it even avantgarde, way of amplification (class D) is still fighting for numbers at least similar to the class A amps, perceived as the royal way of amplifying, not even thinking of becoming a cult item. Fortunately this fight more and more often results in an interesting sonic outcome, a good example being the duo tested today. This very intriguing, in terms of construction, pre-power combo, distributed in Poland by Quality Audio, comes from the portfolio of the Dutch company Extraudio. We got the class A XP5 line preamplifier, utilizing electron tubes in its circuitry, and a class D, but with the input stage working in class A, the monstrously powerful power amplifier XP-A1500 (1500W/8ohm).

Probably this is obvious not only for me, but also for many of you, that the set that we are currently hosting, did break the bank in terms of looks. I could even confess, that I think, putting political correctness aside, that in this aspect, it left behind most of the competition. In just a few words, those a very well looking, midsized, for an audio gear, rounded on the edges, rectangular boxes, unified for both products and seemingly modest, but how exciting. Their fronts and back panels were made from very hard, and thus dampening any deteriorating resonances, thick slabs of aviation grade aluminum, while the side and top panels, heavily perforated in the shape of the company logo – a horizontally aligned biscuit shape, to allow for ample airflow for cooling. Those plates are also varnished in a juicy, orange color, something that looks simply phenomenal. This looks so good, and is so diabolically explicit, that although I have seen it with my own eyes, I am not sure if it can be surpassed by the polished copper version, available on order. Regarding the line preamplifier, in the front you have a visually satisfying placement of two chrome plated knobs of the sides of the fascia, from which the left one selects the active input, while the right one controls volume. In the axis between those knobs there is a line of LEDs, indicating the input, and below them, the biscuit shaped power button, edge lit blue. The company name is etched into the button. Looking at the back, the XP5 offers the user four line RCA inputs, with an optional phonostage, a ground clamp, one XLR input, a XLR and RCA output, same set of terminals for the processor and a power socket. Moving to the fully symmetrical power amplifier, the XP-A1500, we do not have too many manipulators, but this is understandable due its function. So on the front we just have a sibling of the power button with the company name on it, and on the back RCA and XLR inputs and WBT loudspeaker terminals. The whole is amended by an IEC power socket. To complete the picture, we have a metal, very convenient in usage, remote control, that operates 4 main functions of the preamplifier and comes with the latter as standard.

Not in every case, but when something brings interesting things to the table, I try to check, what each of the components of the tested set does. Besides enhanced knowledge about the tested combination, this also allows me to draw final conclusions regarding the target group, when I am summarizing the impressions for the test session. This is why in the very beginning of the description of the sound, and with a lot of satisfaction, I will tell you, that the tested devices are complementing each other brilliantly. The power amplifier, using its enormous power, not only kept my big, German speakers in check, but in addition, added a splendid, well controlled, nicely pulsating energy and a taste of great plasticity. This of course resulted in a slight, but far from averaged, rounding off the edges of the virtual sources created on the wide and deep sound stage, but was fully compensated by the reproduction of the amount of impulse in the music. And when we thought, that we would need to endure some small, but still compromises, the preamplifier came to the rescue. Sparky, vital, with a lot of swing in the presentation, and in addition having phenomenal palpability, due to working in class A, together they created something, that no audio system would be ashamed of, even highest priced one. So what was it? A combination of power, and through that handling the loudspeakers brilliantly, reproducing the characteristics of all genres of music, from aggression to some kind of nostalgia, adequately.
I will begin my description from proving you, that it showed the aggression of reproduced music well, using the last disc from Ozzy Osbourne “Patient Number 9”. This is not a very well recorded material, and in theory, already the things brought by the power amplifier, plasticity and saturation, helped it sound more friendly, yet in the combined package with the preamplifier adding a breeze of freshness and transparency resulted in the music gaining volatility and openness, and showing how the material was massacred by compression. On one hand, the sound gained nobleness, but on the other, it was still characterized by showing its true self, so translating into lay language, it still remained audible and did not become a boring mud. Ozzy and his friends fared much better due to the added dose of saturation, with their now denser and better timbred show offs, and in addition, they now showed the expressiveness of each and every note hidden in that madness.
In a maybe not identical example, as the next disc is well recorded, but still interestingly showing the assets of the Extraudio duo, was the show of the Oleś brothers with Christopher Dell “Górecki Ahead”. And it is not only about the better reproduction of the balance between the amount of sound of the body of the contrabass and the sharpness of its plucked strings, or the essence and energy of the base drum played by the mentioned brethren, but also the splendid decay of the juicy, round and incredibly vivid vibraphone, hung in the ether. Its multicolor and range were on a brilliant level, just like I like it, something that was not really obvious after listening just to the power amplifier or the preamplifier alone. The power amp would not be able to show this freshness, and the preamplifier the saturation of this instrument, and this is exactly the reason, that I mention in the beginning, that this duo is meant for each other. This is a combination of fluidness and reasonable sharpness into one, and for this, the manufacturer deserves a big round of applause.

Coming to the end of today’s meeting, I need to tell you the assets and eventual shortcomings of the constructions from the Netherlands, as well as the target group. In terms of the assets, those encompass absolute freedom in managing even the most difficult loudspeakers in the esthetics of well balanced weight, a good impulse and freedom in placing of palpable sources on the virtual stage. However I will have some difficulty to talk about any shortcomings, as those – if we regard the movement of the sound of the system into a certain direction, at the expense of another, when the elements are used separately, something usually done also by the competition, can be regarded as a shortcoming – in my opinion there are no significant drawbacks. Based on this, where would I see the Extraudio pre-power combo? Frankly speaking everywhere, regardless of the potential system. This is such an universal sound, that it should handle even the most mannered setups. Of course, when someone crosses the line of good taste significantly, things can get different. But even in such occasions, if not the power offered by the power amp, then maybe the openness of sound presented by the preamplifier will result in showing that person, who made the mistake, where it is, and even if not the whole set, maybe one of the elements will be a keeper. Utopia? Absolutely not. This is really very probable.

Jacek Pazio

System used in this test:
Source:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– DAC: dCS Vivaldi DAC 2.0
– Master clock: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker Cables: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
– Table: BASE AUDIO 2
– Accessories: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI, antivibration platform by SOLID TECH, Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V, Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
Drive: Clearaudio Concept
Cartridge: Essence MC
Phonostage: Sensor 2 mk II

Polish distributor: Quality Audio
Manufacturer: Extraudio
Prices
Extraudio XP5: 117 000 PLN
Extraudio XP-A1500: 105 000 PLN

Specifications
Extraudio XP5
Imputs: 4 pairs RCA, pair XLR, pair RCA & XLR Processor
Outputs: pair RCA; pair XLR
Valves: 2 x 6922
Frequency Response: 10Hz – >250kHz +0dB;1Hz +0db – 1MHz -1dB
Maximun Volts input: 20V rms (XLR)/ 10V rms (RCA)
Maximun Volts Out:16V rms (XLR)/ 8V rms(RCA)
Total Harmonic Distortion:0.0027%
Signal To Noise Ratio:> -102dB
Dynamic range:> -102dB
Gain: 16db (XLR)/ 8db (RCA)
Input Impedance: 120kΩ (XLR)/ 60kΩ (RCA)
Power consuption: 20W; 0,5W standby
Dimensions (W x H x D): 44 x 12 x 40 cm
Weight: 18 kg

Extraudio XP-A1500
Inputs: pair RCA, pair XLR
Frequency response: 2Hz – 110kHz +0dB
Noise Floor: -160dB
Dynamic range: > 120dBA
THD+N (1kHz @ 1W): 0.003 %
Peak output current: 2 x 90A
Voltage Gain: 28dB
Damping Factor: >1000 (8 Ω, 1 kHz)
Ultra Output Power: 2 x 2400W @ 4Ω / 2 x 1500W @ 8Ω
Impedancja wejściowa: 7k2 Ω (XLR) / RCA SE 3K6 Ω (RCA)
Power consuption: 19W idle; 0.5W standby
Dimensions (W x H x D): 44 x 12 x 40 cm
Weight: 18 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >

Acrolink 8N-A2080 Performante

Opinia 1

Pół żartem pół serio i zarazem bez cienia złośliwości śmiem twierdzić, że patrząc nie tylko na aktualne portfolio Acrolinka, lecz również na ewolucję poszczególnych – obecnych w nim modeli, można sparafrazować Forresta Gumpa dochodząc do wniosku, iż przypomina ono „pudełko czekoladek – nigdy nie wiadomo, co ci się trafi”. Jest to oczywiście dość poważny skrót myślowy i mam cichą nadzieję czytelna dla wszystkich hiperbola, jednak nie da się ukryć, iż tytułowy producent zachowując dość sztywną nomenklaturę w ramach kolejnych generacji i ich wersji specjalnych / limitowanych pozwala sobie na pewne, zapewne badające grunt, panującą na rynku koniunkturę i zarazem chcąc trafić w punkt oczekiwań / gustów odbiorców „wariacje” nt. reprezentowanej przez siebie szkoły brzmienia. Raz pojawia się więcej energii, innym więcej blasku a po jakimś czasie ktoś w R&D uzna, że może warto byłoby przypomnieć o wysyceniu. Krótko mówiąc nawet znając wcześniejsze „wypusty” sięgając po nowe można czuć lekkie mrowienie w palcach i ekscytację przed nieznanym. Tak też było i tym razem, gdy ze strony Nautilusa otrzymaliśmy propozycję przyjrzenia się i niezobowiązującego rzucenia uchem na niby od lat znane i mające wierne grono fanów interkonekty Acrolink 8N-A2080, tym razem w odsłonie Performante, która w tzw. międzyczasie, przynajmniej na stronie producenta, zyskała status „wyprzedana”, co dodatkowo wzmogło nasze zainteresowanie a zarazem potwierdziło czujność rodzimej dystrybucji, która z kilkuset wypuszczonych na rynek zestawów zapobiegliwie zdążyła zabezpieczyć kilka kompletów.

Co prawda rozglądając się za stosownym wzorcem można byłoby sięgnąć po archiwalia i z odmętów audiofilskich wspomnień odkurzyć np. 8N-A2080III Evo, jednak skoro jesteśmy przy ostatnich limitowanych / specjalnych wypustach logicznym wydaje szukanie zdecydowanie świeższych analogii jak np. 7N-A2080 Leggenda … I rzeczywiście coś jest na rzeczy, gdyż na pierwszy rzut oka oba modele wydają się bliźniaczo podobne. Takie samo rubinowo-czarne umaszczenie, identyczna konfekcja a zaglądając do trzewi … taka sama ilość (25) i średnica (ø0.24) przewodników, oraz zaskakująco zbieżna geometria z układem poszczególnych warstw, gdzie praktycznie jedyną różnicą jest to, że w Leggenda jeden z ekranów wykonano ze wstęgi mylarowej pokrytej miedzią a w Performante jest to plecionka z miedzi 7N. Jak się jednak okazuje kluczowy jest sam przewodnik, gdyż zamiast miedzi D.U.C.C. Stressfree 7N tym razem Japończycy zdecydowali się na emaliowane druciki z miedzi Stressfree Liz o czystości 8N (99.999999%). Zanim jednak rozpoczniemy dywagacje czy, a jeśli tak, to co tak naprawdę daje oczko wyższa czystość pozwolę sobie jeszcze na chwilę wrócić do detali i dokonać czysto umownej wiwisekcji odzierając bohatera niniejszego spotkania, niczym cebulę, warstwa po warstwie. I tak, przyozdobiony nadrukami z oznaczeniem modelu, zastosowanych przewodników oraz kierunkowości płaszcz zewnętrzny wykonano z odpornego na promieniowanie UV poliuretanu pod którym natrafimy na pierwszy z ekranów w postaci plecionki z emaliowanych drutów UEW (Urethane Enameled Wire). Kolejną warstwą jest redukująca zakłócenia EMI powstała w laboratoriach NTT specjalna taśma a następnie drugi ekran z plecionki miedzianej o czystości 7N sąsiadujący z ekranem nr.3, czyli miedzianą taśmą. I dopiero pod tak zaawansowanym kokonem natrafimy na „tkankę miękką”, czyli wewnętrzną koszulkę z mieszanki poliolefiny monomerycznej, wolframu, struktury amorficznej i proszku węglowego. Wzdłuż przewodów sygnałowych poprowadzono dreny – wiązki absorbujące fale elektromagnetyczne, oraz jedwabne nici działające antywibracyjnie. W roli izolatora każdej z żył, zgodnie z tradycją, użyto wysoko – cząsteczkowej żywicy poliolefinowej a co do samych żył, jak już z resztą zdążyłem wspomnieć, to na każdy przebieg składa się po 25 przewodów z miedzi Stressfree Liz o czystości 8N i ø0.24. I jeszcze tylko drobna formalności natury użytkowej, czyli przypomnienie, iż jak to Acrolinki mają w zwyczaju, tak i 8N-A2080 Performante jest pozornie dość wiotkim i wdzięcznym do układania przewodem, lecz niespecjalnie lubi skręcanie względem własnej osi, więc przy aplikacji warto na spokojnie przemyśleć jego ułożenie i mieć przy tym na uwadze, że standardowe długości 2080-ek to metr i półtora a chęć nabycia dłuższych wiąże się z koniecznością indywidualnych zamówień u producenta.

Nieco przewrotnie a zarazem z pełną świadomością jako punkt odniesienia dla dzisiejszych gości postanowiłem użyć swoich dyżurnych i pochodzących z tej samej stajni łączówek 7N-A2070 Leggenda. Powód? Dość oczywisty i zgodny ze wstępniakiem, albowiem dający pewne wyobrażenie o wspomnianych estetycznych eksploracjach japońskiego producenta. O ile bowiem 2070 wydawał się zwiastować nowe – być forpocztą kolejnej generacji zmierzającej w kierunku zaraźliwej i zarazem odświeżającej spontaniczności oraz żywiołowości, o tyle bohaterowie dzisiejszego spotkania okazali się nader oczywistym powrotem do korzeni a tym samym orędownikami zdecydowanie bardziej może nie tyle enigmatycznego, co wyważonego okazywania emocji. Tym razem zamiast akcentować aspekt dynamiczny i właśnie podkręcać warstwę emocjonalną Acrolink skupił się na sile … spokoju i dostojnym wyrafinowaniu.
Niewątpliwym beneficjentem tego typu prezentacji okazał się, i tu małe zaskoczenie, repertuar dalece odbiegający od miana cywilizowanego. Przykładowo drąca się niczym Blumenhofery na PGE Narodowym w trakcie ostatniego Audio Video Show Rachel Aspe („Ankaa” formacji Eths) pomimo growlu i screamu potrafiła uderzyć w bardziej liryczne nuty a dodatkowa porcja ciepła i intymności przy delikatnym przygaszeniu górnych i co tu dużo mówić szorstkich jak tynkowy „baranek” rejestrów działały zaskakująco tonizująco. I choć materiał stracił co nieco z porażającej brutalności, to równolegle zyskał na komunikatywności a co najważniejsze jego odsłuch od pierwszej do ostatniej nuty przestawał urastać do rangi iście ekstremalnego wyzwania zarezerwowanego wyłącznie dla wąskiego grona siarkolubów. Zamiast wściekle kąsać ognistą górą i smagać basem całość uległa wyrównaniu i pewnemu może nie tyle ucywilizowaniu, co już nie sprawiała wrażenia aż tak zdehumanizowanej i industrialnie lodowatej.
Z kolei kipiąca soulem i funky twórczość Zbigniewa Wodeckiego w autorskich interpretacjach współczesnych jazzmanów „Wodecki jazz ’70 – dialogi” nic a nic nie straciła z natywnej świeżości. Nóżka dalej sama chodziła, swobodny klimat został zachowany a jedynie skupieniu, delikatnej kondensacji poddano aspekt przestrzenny nie tyle obniżając sufit, co ogniskując uwagę słuchaczy na dźwiękach bezpośrednich pozwalając leniwie wygasać ich aurze, acz niespecjalnie starając się ją podtrzymywać. Zrobiło się bardziej intymnie, gęściej i bardziej … klubowo, czy wręcz gabinetowo. Mam nadzieję, że są Państwo w stanie zwizualizować sobie tę estetykę – kinowa barwa, stare – ciemne od tytoniowego dymu drewno stolików, posiadające równie bogatą historię skórzane kanapy i fotele w stylu Chesterfield, przyciszone rozmowy, świetnie zaopatrzony i dyskretnie podświetlony bar, a co najważniejsze czas, który może się nie zatrzymał, co zaczął płynąć w zdecydowanie wolniejszym tempie. Pierwszoplanowymi stają się flow i vibe, gęsta trzymana w pociągniętych grubszą kreską ryzach soczysta tkanka i nieodparte wrażenie, że nie są to współczesne dogrywki do materiału na wskroś archiwalnego a rasowa kooperacja egzystujących jednocześnie – na tej samej scenie, ze sobą artystów. Blachy skrzą się złociście, fortepian pod palcami Możdżera czaruje powagą i dociążeniem a skrzypce i wokal Wodeckiego brzmią tak, jakby zostały „zdjęte” jeśli nie wczoraj, to nie dawniej aniżeli rok, czy dwa temu. I jeszcze jedno – proszę się nie bać, że 8N-A2080 Performante zbytnio ścieśni i „ustudyjni” materiał wymagający odpowiedniej skali i przestrzeni, bo tak się nie stanie. On, czyli Acrolink, jedynie nie będzie dążył do permanentnego napowietrzania i spektakularności tam, gdzie w partyturze ich nie ma. Jeśli jednak takowe składowe się znajdą (vide zjawiskowe i porywające „Wariacje na temat tańców rumuńskich”), to proszę mi wierzyć, że wszystko, co potrzeba usłyszycie we właściwej skali i z właściwym rozmachem.

Nie da się ukryć, że Acrolinki 8N-A2080 Performante są diametralnie innymi aniżeli o połowę tańsze 7N-A2070 Leggenda. Z premedytacją nie używam w tym momencie określeń wartościujących oba modele, gdyż kluczowa jest właśnie ich inność niejako wykluczająca wzajemne relacje na zasadzie lepiej/gorzej, gdyż miałyby one podobny (bez)sens, co zestawianie ze sobą Lexusów RC F z LS Omotenashi, gdzie niby operujemy w obrębie jednej marki a jednocześnie domyślnym odbiorcą są osoby o diametralnie innych oczekiwaniach i potrzebach. I tak też jest w powyższym przypadku, gdyż zamiast żywiołowości i adrenaliny otrzymujemy elegancję i dystyngowaną nastrojowość. Jeśli zatem tego typu specjałów jesteście Państwo amatorami, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko nieśmiało zasugerować, że z tego co mi wiadomo Acrolink „dodruków” nie przewiduje.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Być może kogoś zaskoczę, ale jestem niemalże w stu procentach pewien, iż każdy, powtarzam, każdy z Was nawet nie tylko zna, ale przynajmniej raz miał, bądź przynajmniej mieć powinien, okazję zderzyć się w swoim systemie z jakimś produktem tytułowej marki. To jest tak rozpoznawalny brand, że aby uchować się bez kontaktu z nim, trzeba naprawdę być mistrzem w slalomie gigancie. A że nasza nacja choć coś w tym temacie próbuje zrobić, niestety jest pewnego rodzaju tłem dla najlepszych, dlatego nawet jeśli potwierdzając regułę ktoś taki się znajdzie, można przyjąć, iż japoński Acrolink jest tak zwaną solą naszej zabawy w audio. A jeśli tak, to raczej nie będzie zaskoczeniem fakt konsekwentnego rozwijania swojej oferty przez potomków samurajów, z szerokiego wachlarza której krakowski dystrybutor Nautilus na dzisiejszy sparing wytypował zbalansowany przewód sygnałowy Acrolink 8N-A2080 Performante XLR.

Rzeczony kabel teoretycznie okupuje mniej więcej środek oferty, a mimo to jego budowa nie opiera się na ubieraniu w piękne szaty i przyozdabianie swoim logo półproduktów konkurencji, tylko wykonywaniu każdego projektu według własnej specyfikacji. A ta, jak na przyzwoity pułap cenowy jest dość skomplikowana. To pokrótce kabel z przewodnikiem na bazie miedzi 8N, w którym każda z żył wykonana została z 25 drucików Litz o grubości 0.24 mm, izolowana poliolefiną o wysokiej masie cząsteczkowej, ekranowana taśmą i drutem miedzianym 7N, by na koniec zostać ubraną w odporną na promienie UV, cechującą się motywem bordowo-czarnej, ząbkowanej plecionki, finalnie ustalającą średnicę całości konstrukcji na poziomie 11mm poliuretanową otulinę. Jeśli chodzi o wtyki XLR, ich korpusy są połączeniem mosiądzu i włókna węglowego, styki w zależności „płci” – męskie/żeńskie – to rodowana miedź berylowa i telluryczna. Tak prezentujące się kable pakowane są w wyściełane gąbką schludne kartonowe pudełka.

Jeśli idąc za teorią ze wstępniaka znacie okablowanie tego producenta, prawdopodobnie wiecie, że co prawda z małymi wyjątkami – choćby testowana przez nas sieciówka z tej linii 8N-PC8100 Performante, główną myślą przewodnią kreowania świata muzyki przez jego wyroby jest nadawanie jej posmaku przyjemnej barwy i gładkości. To jest ich mantra, której poziom zaawansowania w domenie wyrafinowania zależy od pozycji w cenniku. Jak zatem na tym tle wypada tytułowy 8N-A2080? W moim odczuciu mamy do czynienia z dobrym wyważeniem pomiędzy wagą, nasyceniem i oddaniem swobody prezentacji. Bez szukania nadmiernego rozdrabniania włosa na czworo, tylko w służbie umilania nam życia podczas obcowania z naszym hobby. Co to konkretnie oznacza? Jeśli chodzi od dolny zakres, jest mocny, jednak unikając przesadnej twardości przyjemnie mięsisty i przy tym nie tylko akceptowalnie, ale nawet czasem pożądanie lekko krągły. Średnica zaś, to ostoja nasycenia, energii a przy tym dobrze ukazująca zawarte w tym paśmie informacje. Wieńcząc to małe częstotliwościowe resume najwyższymi rejestrami trzeba powiedzieć jedno, mimo z pozoru ogólnego spokoju na tle konkurencji są pełne witalności, czyli oferując dobry wgląd w nagranie nie wyskakują nieprzyjemnie przed szereg. Japończycy wiedzą, że wyskakujący z przysłowiowego kapelusza górny zakres w utrzymaniu spójności brzmienia systemu jest swoistym gwoździem do trumny, dlatego ożywili w tym kablu na tyle mocno, aby tylko odpowiednio napowietrzał przekaz, a nie cechowała go nadpobudliwość. Co na to muzyka?
Weźmy pierwszy z brzegu przykład skandynawskiego jazzu spod znaku Bobo Stenson Trio „Indicum”. To bardzo nastrojowe granie, które podane nazbyt wyczynowo w górnym zakresie lub ospale na dole po prostu emocjonalnie umiera. Tymczasem według pomysłu tytułowego Acrolinka atrybut frontmena w postaci fortepianu mimo wspominanych zawoalowań w kresce rysującej źródła pozorne tętnił pełnią życia. Był mocny w najniższych klawiszach, a przy tym melodyjny, bo zjawiskowo dźwięczny w środku i pełen nienachalnej iskry w górze. A gdy do tego doszło wtórowanie mu przez z jednej strony soczysty, a z drugiej energetyczny w solowych popisach i ciekawie pokazujący pracę palca na strunie kontrabas, oraz nadający rytm, podstawę i blaszane kontrapunkty zestaw perkusyjny, mimo osadzenia całości w ciemnawej otoczce dostałem znakomicie oddający zamierzenia artystów, z odpowiednim pakietem sonicznych smaczków jazzowy spektakl.
Z innej beczki, jednak również pokazującym zalety testowanego kabla przykładem jest grupa Nirvana z koncertowego krążka „Unplugged In New York”. To zespół typowo grunge’owy, co z automatu pokazuje jego zapisaną w kodzie DNA, jakże pożądaną przez wielu z nas emocjonalną nadpobudliwość. Niestety nie zawsze odbieraną jako dobro, przez co często szkodliwe temperowaną złym dobraniem toru audio. I powiem szczerze, że jestem w stanie to nawet zrozumieć. Tylko należy zrobić to z umiarem w stylu przykładowego, testowo wpiętego w mój tor kabla 2080. Co oznaczał umiar w tym przypadku? Otóż nie zabijał drapieżności grania tej formacji, tylko delikatnie niwecząc szorstkość wspierał puls, a przez to rytm o wagę poszczególnych wirtualnych źródeł. Zyskiwał na tym nadal mocny, teraz wsparty pakietem masy, jednak nadal jakże ekspresyjny wokal, no i oczywiście będące znakiem rozpoznawczym całej zbieraniny rockmanów, pełne energii podczas szaleńczych riffów wszechobecne gitary. W teorii materiał jakby się ukulturalnił, na szczęście finalnie brzmieniowo nadal był dopiero co pobudzonym do życia wulkanem. Na tyle wymownie i fajnie podanym, że jak rzadko kiedy, nie odmówiłem sobie znacznie mocniejszego odkręcenia gałki wzmocnienia. Ale zapewniam, nie z powodu utraty przez formację odpowiedniego pazura, tylko nadania jej brzmieniu niezbędnego pierwiastka barwowej i esencjonalnej namacalności.

Czy naszego bohatera widziałbym w każdym zestawie audio? Cóż, jeśli macie nawet soczyście grający set, jednak podczas jego konfiguracji nie przekroczyliście zbyt mocno dobrego smaku w domenie masy i stonowania przekazu, spokojnie możecie podejmować próbę ożenku z nim. Być może nic z tego nie wyjdzie, jednak spędzony z nim czas będzie ciekawą przygodą. Natomiast jeśli Wasze wieloletnie kształtowanie brzmienia systemu jest wolne od wspomnianego przed momentem „problemu”, macie w pełni uzasadnione zielone światło. Światło, które tchnie w zestaw odrobinę soczystości i gładkości, jednak nie zabije drzemiącej w muzyce radości. A chyba na odkrywaniu jej radości zależ nam najbardziej.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Nautilus
Producent: Acrolink
Cena: 9900 PLN / 2 x 1 m (zarówno wersja RCA, jak i XLR)

Dane techniczne
Przewodniki: Stressfree 8N Cu Liz 0.24ø x 25 żył
Izolacja: wysoko-cząsteczkowa żywica poliolefinowa
Wewnętrzna koszulka: mieszanka poliolefiny monomerycznej, wolframu, struktury amorficznej i proszku węglowego
Ekranowanie: taśma miedziana + miedziana plecionka 7N + taśma wyciszająca zakłócenia EMI + plecionka UEW (drut emaliowany)
Płaszcz zewnętrzny: poliuretan odporny na UV
Rezystancja przewodu: 19 mΩ/m
Pojemność elektrostatyczna: 57 pF/m
Impedancja: 110 Ω (XLR&AES/EBU)
Średnica przewodu: 11.0mm
Wtyki
Styki: Miedź tellurowa (żeńskie); miedź berylowa (męskie)
Platerowanie: Rod
Korpus zewnętrzny: Mosiądz + włókno węglowe
Standardowe długości: 1.0m; 1.5m

  1. Soundrebels.com
  2. >

Signal Projects Poseidon & UltraViolet Power English ver.

Opinion 1

Usually when I sit down to put the observations done during a listening session onto the metaphorical paper, or better said, put my hands on the keyboard, I have already a picture of the whole text in the back of my head, or at least a leading thought, around which I am constructing my subjective narration word after word, step by step, layer by layer. And having such virtual, even etheric, skeleton for what I am writing, I have a certain psychic comfort coming from the fact, that based on experience, I know, that will have the final text ready for “printing” within a single evening, or night, session. Because this is usually the time it takes for me to produce such a text, based on my notes and having the used musical material at hand, even when I am hundreds, or thousands kilometers away from the place, where I did the listening session. But regardless, how long it really takes, two, four or six hours, I always observe a certain phenomenon, fortunately already well defined. What phenomenon? One regarding time, or more precisely, relativity of time. Do you know the statement of Albert Einstein describing this relativity very graphically? If not – then please allow me to quote: “sit with a pretty girl for an hour and it feels like a minute; sit on a hot stove for a minute and it feels like many hours. That’s relativity.” This also happens with writing – from the moment of the first click to the placement of the last dot time, at least for me, maybe does stop completely, but flows completely different, than in the reality surrounding myself. And it is not about it flowing faster or slower, it might even be parallel to the generally reigning one, but it flows … different, in it’s own way. Interestingly, a similar thing happens to the way we obtain the devices for testing, sometimes only a few days pass since we utter our interest until we can put a given device in our listening room, and on other occasions, exchanging correspondence and talks take … years. And what is so unusual about that? Well, each of those discussions should be treated on equal level with writing, and this is how I treat them, as it does not matter, if we get something in ASAP mode, or we need to wait for the unit like for the first blossoming of the Amorphophallus titanium. But why am I sharing such thoughts with you, my readers? Because it took almost as long, almost ten years to be precise, from the moment we tested the loudspeaker cables Hydra, from the British manufacture Signal Project, which then debuted in Poland. In the meantime I corresponded with Nick Korakakis – the owner and main designer of Signal, as well as with Audio Anatomy / High End Alliance – the Polish distributor of his products, about possible further reviews. We have also met on a yearly basis, outside of the lockdown phase of course, during the Munich High End show, where we always got assured, that in just a moment, in a short while we will get something improved, upgraded, or new in the portfolio to have a listen. So we kept in contact, and while it almost took a decade, from our point of view, all seemed much shorter. But finally we got something for testing, a very imposing power cable UltraViolet Power, and a similarly impressive looking power strip Poseidon.

So now, before we move on to the description of the looks of the British-Greek specialties, I will give you a short introduction, about how things are, as in Poland, despite the very enthusiastic reception on the hermetic markets like the American or Japanese ones, Signal Project is in a kind of niche, and only a few of the enlightened ones know about it’s existence. Additionally, the manufacturer has a very rich portfolio, and at least in my humble opinion, it is worth to have some kind of discernment in it. So the cables are divided into four main series. Moving from the bottom of the range up, we have the Studio, Reference, Signature and Statement. Each of those series has dedicated lines with signal, loudspeaker, power and digital cables. In the Studio series we have the Moonstone, Alpha and Monitor, in the Reference – Lynx, Silverquest and Hydra, in the Signature – UltraViolet, Apollon and Atlantis and finally in the Reference – Andromeda, Golden Sequence and Avaton. If this would not be enough, there is a quite substantial division of power conditioning and distributing accessories, encompassing not only conditioners and power strips, but also isolators, grounding accessories, stabilizers and DC blockers. So there is really a lot to choose from, and everyone should find something to his or her liking.
We started our journey with SP (Signal Projects) with the Hydra, closing of the Reference series, so now we are looking at something from one shelf higher, opening the Signature series and debuting during the last High End Show UltraViolet line, and the power strip accompanying it. As you can see for yourself, the UV does not differ from the recently tested ultra high-end competition, like the recently reviewed Stealth Audio Dream 20-20, in terms of size or exterior design. The only difference is regarding the used color palette, the American cable could be associated with the Palm Sunday opening the Passion Week, while the violet proposed with SP is more associated with advent and … (what a coincidence) Lent. But it is not about finding absurd analogies, although some outsiders seem to perceive audiophiles as a kind of orthodox church, but about being in the same kind of esthetics, where the universal black color is broken with a contrasting accent, albeit far from being flashy. Fortunately, despite having a similar perceived value, the UltraViolet is surprisingly reasonably priced, as a 2m long cable will make us only 8550 PLN lighter at the till, a sum similar to the power cable Acoustic Zen Gargantua II, and you must confess, that the UV presents itself much more classy and uncompromising, regardless of its sound. Its run, covered with a black-violet, shiny sheath, has a diameter similar to the plugs terminating it and has double heat shrinks near the ends – the internal ones are black with the company logo and model description written on them, while the external one is transparent, protecting the writing and the sheath from moving or unwinding. Regarding the internal construction, the manufacturer only quotes some laboratory values, remaining quite vague about any other details. This should not be surprising these days, when everything gets copied, but on the other side, leaves a lot open for the sensation chasers. However it is known, maybe not widely, as some of this information was provided by Nick after long hours of pestering, that the cable is made from a copper braid (multi-strand) with 6N (99.99997%) purity, the L and N wires have a cross-section of 5.42 mm², and the PE 5,90 mm². Each is composed of 48 strands. Those are braided around air tubes, which stabilize their geometry regardless of how the cable is placed. The used plugs are made to order, to be able to accept such thick conductors, and their carcasses are shielded, to further increase the signal to noise ration. The braid of the cables is not random, but the amount of turns per meter was selected to maximize protection against RFI. The cable is triple isolated, allowing for thermal protection up to 250°C (450°C for 3 minutes).
The Poseidon is an eight socket power strip, made from a solid, and what is important dull, slab of aviation grade aluminum, with a bottom plate bolted to it, with turned spikes supporting the whole. And here a remark about handling of the strip – the manufacturer does not supply any protective pads for the spikes on purpose, as he thinks, that the client will find something suitable for him or herself. Because every listening room is different, and there is logic and sense in such an approach. The strip placed on glass will sound different that placed on a carpet, wooden floor or vinyl panels. And initially you can invest just a few cents, placing coins under the spikes, and then decide which way you want or need to move. You can play around with a plethora of different accessories, like brass pads (SPU8), or quartz ones (RIQ-5010 and RIQ-5010W) Acoustic Revive, or the Polish Graphite Audio ISSB-40. You could also remain patient and wait for the Signal Project catalog to be enriched with this accessory, as there are rumors, that something should appear soon (and please take into account the relativity of time we discussed in the beginning). Regarding the recommended way of connecting, then looking from the power button and main input power socket, we have the first four filtered sockets dedicated to digital sources, phonostages, D-class amplifiers and turntables. Next pair is dedicated to line preamplifiers and … mixing tables, while the last two are destined for power amplifiers and other power hungry devices. As you can see on the photos, all the output sockets have protective covers and polarization markings, something, that makes life a lot easier.
You could also see in our unboxing sessions, that the Poseidon we received in the wooden box, is cabled with 7N copper conductors and has a rated capacity of 30A, while there are two more in the catalog – a 20A and a 40A. The latter is also cabled with much more “jeweled” conductors – made from a copper-silver-gold alloy.

Well, the looks being looks and the solidity of construction as well as the amount of output sockets are positives, but cables and strips are not taken home for those assets, but most of all, to feast our ears. So now is the time to write a few sentences about the sonic abilities of the tested devices, or more precisely, about their influence on the sound of my system. I will note, that during the tests the Poseidon replaced my Furutech e-TP60ER, and the UltraViolet’s influence was observed when it powered the power strip, as well as plugged between it and a given power receiver. It replaced the Furutech FP-3TS762 equipped with the top plugs Fi-50 NCF(R) and FI-50M NCF(R) I use normally. And going against the “truths” told by cable sceptics, who claim, that when a device is connected to the wall, or supermarket strip, using a computer type cable and receives power, everything is fine, I claim, that the quality of the medium used for transporting the volts and amperes (un)fortunately does have an impact, and their influence is easily heard. And that was also the case this time.
During the first test, when the UltraViolet was placed between the wall socket terminating the dedicated power line (3x4mm), the Furutech FT-SWS-D (R) NCF and the Poseidon, the sound of my test system evolved in the direction of delicate increase of weight of the sound, a deeper – lower reaching bass, and a certain monumentality, but importantly, without detrimental slowing down or thickening of the contours. Instead of the, simple to achieve, drawing everything with a thicker line, dulling off and rounding off the treble, and emphasizing of the upper bass, what could be perceived as improvement of dynamics by some listeners, the tested duo concentrated on the energy and timbre aspect. First of all, it allowed to keep full load of energy down to the lowest low, not only within the audible spectrum, but also in the one we can only feel with our body, and secondly, it made sure, the whole audible spectrum is attractively saturated. This does not mean, that there was a certain sweetening and a kind of postcard oversaturation of colors, similar to the demo mode of modern LCD TV sets, when the grass is extra green, the red fries our synapses and white makes us blind, but rather an introduction of a proprietary, a bit stereotypically “tubey” element, which makes all timbres more natural and nicer – like less eye tiring shades of colors. As a result of that, even the very spacious “Le Grand Voyage” Klone did not lose anything from its acres of stage and openness of treble. Only the sibilants, richly provided by Yann Ligner, were a bit civilized, and the guitar riffs got an extra shot of energy and palpability. Interestingly, the strings were practically untouched, however they sounded from a slightly larger distance, that I am used to from my setup. I am mentioning that on purpose, as I plugged the Ayon CD-35 (Preamp + Signature), which is having a triple role of a CD player, DAC and line preamplifier, into the preamplifier dedicated sockets, as well as in the filtered digital sockets, next to the Lumin U2 Mini and a set of Silent Angel gear. It happens, that presence of filters and DC blockers can not only provide mental comfort to the listener, but also temper emotions as well as special effects, removing some of the air around the musicians together with the parasitic moire and other detrimental artifacts. I have not observed that with the Signal Projects devices. It was similar with the elegant and full of beautiful melodies, as well as some more broken rhythms “Freedom Book / Echoes of Heyday” by Wlodzimerz Nahorny, where any interference with the minimalistic and intimately recorded event, would result in an evident shortage of breath, or even a claustrophobia. And yet the piano of the leader, as well as the trumpet of Piotr Schmidt, who supported the usual lineup – Piotr Biskupski behind the drums and percussions and Mariusz Bogdanowicz on the double bass – could decay to the last note, having the space and ability to do so.
A small change of configuration and the UltraViolet went behind the Poseidon, powering either the mentioned Ayon and replacing the Furutech NanoFlux-NCF, or the 300W power amplifier Bryston 4B³, where it fills in for the mentioned Gargantua. And here things were different, as the sound signature of the UV gained in intensity, showing, that it was responsible for the saturation and monumentalism of the sound, when connected between the wall and the strip, and the distributor itself had nothing, or almost nothing, to do with that, being surprisingly transparent. Interestingly, the characteristics of the UV turned out to be similar to those presented just a moment ago by the much more expensive Stealth Audio Dream 20-20. Putting both those cables head to head (I did not manage to gather enough strength to return the Stealth back to the distributor immediately after testing) it could be heard, that the tested power cord sounded more dense than the American one, and while it depicted the depth of the stage similarly, it emphasizes on a certain condensation of the tissue of the virtual sources, instead of being etheric. Due to that, the tested cable came closer to the Gargantua, which boldly romanticizes with being spectacular, a cable, that being the cheapest from the bunch, absolutely did not have any complexes and presented its muscular body, upping the drive. Although in terms of making the sound more attractive and releasing the energy hidden in the reproduced music, the UV did not lag behind its competition, it was not eager to serve a kind of “vitamin cure” with generosity of the Acoustic Zen. This made it more true, more mature (?) and less “entertaining” or youthfully playful, what was especially good for classical music. For example “Abbado: Beethoven”, where the Berliner Philharmoniker under Claudio Abbado were easily able to generate a pressure similar to a Jumbo-Jet taking during the tutti, something only a big orchestra is able to do, moving just a second later to playing with the quietness of a mountain stream. And that was accompanied with the splendid juiciness of timbres, underlining the structure of each of the instruments.

Now because the tests happened in two stages, I feel in my bones, that I should present my conclusions in a similar way. Finally I even came to the conclusion, that the resume should be threefold, because … first of all – the Poseidon sounds, and will sound, in a way that is provided by the current coming out of the wall, as it does not take anything away or add anything to the sound, being a true example and a master of transparency. So it does not mud anything, neither makes anything thinner. Secondly – the UltraViolet is audible in the sound path, you can not only see it, but also hear it, and the weight and saturation provided by it should be eagerly welcomed by all of those, who moved the threshold neutrality and analyticity beyond pleasure of listening. Of course the users of properly configured systems may also have a closer look at it, as it cannot be disliked for how it makes the sound more attractive. And finally thirdly – together, the Signal Projects Poseidon and UltraViolet Power create a dream team and a true spécialité de la maison of Nick Korakikis, not limiting dynamics and resolution, but only discretely putting a bit of extra weight – adding some energy to the lower registers. Just plainly superb.

Marcin Olszewski

System used in this test:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Network player: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Digital source selector: Audio Authority 1177
– Turntable: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Phonostage: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Power amplifier: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Loudspeakers: Dynaudio Contour 30 + Brass Spike Receptacle Acoustic Revive SPU-8 + Base Audio Quartz platforms
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– Digital IC: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– USB cables: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference
– Speaker cables: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Power cables: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Stealth Audio Dream 20-20
– Power distribution board: urutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Wall power socket: Furutech FT-SWS(R)
– Anti-vibration platform: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + Silent Angel S28 + Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Ethernet cables: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Table: Solid Tech Radius Duo 3
– Acoustic panels: Vicoustic Flat Panels VMT

Opinion 2

Maybe not many of you know, but the tested brand is present on the Polish market for almost a decade. A proof of that can be the test of the loudspeaker cable Signal Projects Hydra, that we published almost ten years ago. Then it was just an episodic test, something we arranged ourselves, but the company has a distributor in Poland, for a few years now, the Krakow based Audio Anatomy. The brand, and its products, have such a great renown here, that we could not get any of the products for testing because those products are being sold on the spot. We tried to get hold of any of those since the last year’s High End show in Munich. But we managed, and the result of that is today’s test of the Signal Projects UltraViolet power cable and the Signal Projects Poseidon power strip.

Looking at the manufacturers web page we can learn, that the chassis is a rigid, rectangular, 9.5 kilogram block of aviation grade aluminum, milled using CNC machines. Cabling is based on copper wires with 7N purity, similar to the conductor used in the Atlantis series of cables. A part of the 8 available power sockets is filtered, depending on the client’s needs. Those output sockets are located on the top of the chassis and are modified by the company to allow for the best power transfer to the connected devices. The whole is supplemented by a sidewall mounter power input socket and a power switch with integrated fuse.
The amount of information available about the power cable is even more sparse, as besides the visual ques of the size and color, being a nicely woven violet braid, the manufacturer tells only, that we are dealing with a multi-strand construction, using 99.999997% pure copper as conductor, where the L and N wires have 5.42 mm² and the PE one 5.90 mm².

Coming to the most important aspect of the test, the question of the sound of the products in question, I have a very interesting information for you. And by that I mean the fact, that those products in some way supplement each other. But what is this more exactly? Let me explain.
The first part of the test, with only the UltraViolet power cable, showed its influence on my system in the esthetic of nicely perceived, darker sound. Full of energy, mass, but also coherent, with the kind of hardness that I like. Not anything in the form of edginess or soullessness, but the individual attacks of the sounds pulling together. That was something in the form of reproducing a good impulse, brining with it lots of energy, and mass with well defined edges. Yes, it was on the darker side of musical projection, but without crossing the threshold, that would make the sound stage become unlit. The stage did become more focused on the first plane, this is a result of such approach to sound, so it favored studio recorded music, but I must add to that, that this was by any means not forcefully diminishing the breath of the musical events, but only a perception of higher intimacy during multiple hours of listening, but dimming the stage lights.
The Poseidon power strip showed itself a bit different, if not to say from a completely different angle. In the solo experience, the sound was much clearer and lighter, and with this, much more transparent. And interestingly, it did not matter if I used the filtered or unfiltered socket, the result was exactly the same. And this is not the only curiosity, as this approach did not result in the music being too light, or having the impression of not enough weight, as the mass aspect, and the counterpoints important for the music were on a very good level, it just allowed music to reach a brilliant, yet not tiring breath, and clear, but without any overinterpretation, artefacts in the upper registers. As a whole, I perceived it as enchanting me with music full of shine and vigor, necessary to properly reproduce the interpretations of each and every note. The system sounded lighter, than with the power cable, but this was only a different, but not worse, way of looking at the same aspect of the sound.
As you can conclude from the two descriptions above, the best performance from the whole testing session, was when the two components were combined. But surprisingly with the power cable powering the power strip, and not behind it. Why? With the cable behind the strip I was not able to achieve proper balance between the characteristics of both products, what resulted in conducting the remaining part of the listening session with the wall-cable-power strip setup. This turned out to be the ideal consensus between energy, mass, still some kind of intimacy in the sound, and its informativeness, attack speed and swing. And with that it should not come as a surprise, that this combination brilliantly managed all kinds of music, from the smooth, loving the kind of darkened lighting on stage, through electronics, demanding utmost transparency, to rock music, requiring immediacy in the reactions of the system to any kind of musical madness. Of course I will not claim, that this is the only valid combination of the tested devices, as every system may react differently, but if I would be describing the best configuration of the tested Signal Projects, I would choose the one with the power cable before the strip, without any afterthought.

How would I define the target group for our heroes? This would be the result of the remarks you can find in the text above. When choosing the cable, users of overly dark systems should maybe be wary, when looking at the power strip, then the group of people putting transparency of the sound above anything else, should be cautious. This is the natural alphabet of our game, and this should surprise no-one. But to put some warmth in the hearts of the whole population of audio maniacs, being fully aware of what I am doing, I will tell, that for a well configured duo of the tested products (cable and strip or strip and cable), I do not see any counterindications. We get such an interesting combination of weight and temperature of sound, with ease of its projection, that you would have absolutely no idea on how to put a balanced audio system together, for it not fit into that puzzle. I am not telling you, that this might never happen, as I have seen and heard my share of curious things in my life. But even if, it will be a negligible amount of setups, a typical exception, that proves the rule. And the rule in this case is a certain universality of the combination of two products coming from Signal Projects.

Jacek Pazio

System used in this test:
Source:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– DAC: dCS Vivaldi DAC 2.0
– Master clock: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker Cables: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
– Table: BASE AUDIO 2
– Accessories: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI, antivibration platform by SOLID TECH, Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V, Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
Drive: Clearaudio Concept
Cartridge: Essence MC
Phonostage: Sensor 2 mk II

Polish distributor: Audio Anatomy/High End Alliance
Manufacturer: Signal Projects
Prices
Signal Projects UltraViolet Power: 8 550 PLN / 2m
Signal Projects Poseidon: 17 575 PLN

Signal Projects UltraViolet Power
Type: Multi-core
Cross Sectional Area:: 5,42 mm²
Metals: Copper 99,99997%
Capacitance: 9,83 pF/ft
Resistance: 1,58 mΩ/ft
Inductance: 0,48 μH/ft

Signal Projects Poseidon
Operating current: 20A, 30A, 40 A
Max. leakage: 0,70mA @ 250V/50Hz
Capacitance (line/ground): 0,015 μF (0,5MHz/0,5VAC)
Capacitance (line/line): 0,097 μF (0,5MHz/0,5VAC)
Inductance: 0,47 mH
Chassis: solid billet aircraft grade aluminum
Dimensions (W x D x H): 47 x 15,8 x 8 cm (without spikes)
Weight: 6,55 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >

Extraudio XP5 & XP-A1500

Link do zapowiedzi: Extraudio XP5 & XP-A1500

Opinia 1

Choć bieżący rok (dla potomnych mowa o 2023) jeszcze na dobre się nie rozkręcił, to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że na co jak na co, ale na nudę i marudzenie o tym, że znowu to samo nie ma co liczyć. Skąd takie przypuszczenia? A stąd, iż dopiero co gościliśmy duet Tone Winner a (nie)cierpliwie na swoją kolej czekają 15-ki Finala, wszystkomający kombajn Lindenmanna i … jeszcze sporo równie intrygujących ciekawostek, których na razie nie zdradzimy. Generalnie obok starych wyjadaczy pojawiają się na naszym rynku nowi gracze, więc oprócz znanych i nie ma co się oszukiwać opatrzonych twarzy do gry o własny kawałek audiofilskiego tortu dołączają nowi i głodni sukcesu. Tym oto sposobem dotarliśmy do bohaterów niniejszego spotkania, czyli reprezentowaną przez przedwzmacniacz liniowy XP5 i końcówkę mocy XP-A1500, debiutującą na naszym rynku niderlandzką markę Extraudio, nad którą dystrybucyjną opiekę na rodzimym rynku roztoczyła znana już z recenzji Peak Consult El Diablo chełmżyńska Quality Audio.

W ramach niezobowiązującego wprowadzenia pozwolę sobie tylko wspomnieć, iż obie, sygnowane przez dumnie i świadomie określającą się mianem butikowej markę „pomarańczki” (na kolorystyce skupimy się dosłownie za chwilę) należą do topowej serii Origin, poniżej której jest jeszcze Discovery. Obie serie nie są zbyt rozbudowane i zawierają po jednym DAC-u, integrze, przedwzmacniaczu i stereofonicznej końcówce mocy. W niderlandzkim portfolio znajdziemy również firmowe okablowanie, wraz z minimalistycznymi podstawkami i dedykowany preampom oraz integrom opcjonalny moduł phono MM/MC.
Jak zatem, zgodnie z butikową deklaracją, widać na powyższych zdjęciach, dzięki uprzejmości i operatywności Quality Audio dotarły do nas egzemplarze w dalece bardziej atrakcyjnym umaszczeniu aniżeli standardowa czerń, szarość i biel. Co ciekawe oprócz energetycznej pomarańczy dostępne są, oczywiście na zamówienie, nie mniej miłe oczom m.in. wykończenia z lakierowanej i zabezpieczonej przed rysowaniem utwardzaną powłoką epoksydową miedzi. O ile jednak gęsto perforowane korpusy łapią za oko, to już masywne, wykonane z grubych płatów lotniczego aluminium fronty jawią się jako oaza spokoju i zdroworozsądkowego minimalizmu. Zgodnie z obowiązującymi standardami w końcówce ograniczenie wszelakiej maści manipulatorów sprowadzono do li tylko samotnego otoczonego błękitną aureolą biszkoptopodobnego włącznika głównego, za to o ile w przedwzmacniaczach czasem jest za co złapać, co wcisnąć i czym pokręcić a tymczasem XP5 ma tylko to, co niezbędne. Lewą flankę zajmuje chromowana gałka selektora wejść, prawą jej bliźniaczka odpowiedzialna za regulację głośności a pomiędzy nimi umiejscowiono sześć diod wskazujących aktywność któregoś z wejść, poniżej których przycupnął identyczny jak w XP-A1500 włącznik. Rzut oka na ściany tylne również nie wywołuje żadnych kontrowersji. Przedwzmacniacz może pochwalić się czterema wejściami liniowymi w standardzie RCA i pojedynczą parą XLR-ów wzbogaconymi kompletem RCA i XLR dla zewnętrznego procesora (bypass), oraz zaciskiem uziemienia. Wyjścia również obejmują oba standardy, co znajduje z kolei odzwierciedlenie w interfejsach wejściowych końcówki mocy, która może się jeszcze pochwalić pojedynczymi, acz wielce porządnymi terminalami głośnikowymi WBT z serii NextGen™ i przelotką triggera. Miłym dodatkiem do przedwzmacniacza jest zasilany akumulatorowo i ładowany poprzez port USB chromowany pilot zdalnego sterowania o zasięgu … osiemdziesięciu metrów.
Od strony konstrukcyjnej mamy do czynienia z nader ciekawym przykładem, iż wykorzystane technologie się są celem samym w sobie a jedynie sposobem do osiągnięcia założonego celu. Dlatego też pracujący w klasie A przedwzmacniacz oparto na stopniu wzmocnienia wykorzystującym … parę podwójnych triod 6922. Dodatkowo na wejściu zaimplementowano obwód tłumienia zakłóceń, obwód ochrony bufora oraz filtr wejściowy AC do blokowania zakłóceń EMI i RFI. Z nie mniejszym pietyzmem potraktowano zasilanie wykorzystujące autorski, mocno filtrowany , stabilizowany i regulowany zasilacz wysokiego napięcia, a sekcja analogowa jest zasilana z transformatora piaskowego klasy medycznej bez oscylacji. Z kolei końcówka jest konstrukcją pracującą w klasie … AD. Oznacza to, że bufor wejściowy oparto na pracujących w klasie A tranzystorach bipolarnych (BJT) a w stopniu wyjściowym znajdziemy 1500W D-klasowe moduły EPAM o maksymalnym prądzie 90A. Z racji nad wyraz akceptowalnych tak wagi, jak i gabarytów zasilanie zamiast na klasycznych trafach oparto o zasilacz impulsowy o mocy chwilowej 1500W.

Przechodząc do części poświęconej brzmieniu z pewnością część z Państwa zachodzi w głowę po co w warunkach domowych 1,5kW mocy na kanał, skoro do odsłuchu wykorzystuje się bądź co bądź konwencjonalne zespoły głośnikowe a nie dajmy na to … stół bilardowy, lub stadionowe systemy PA. Pierwszą i chyba najbardziej oczywistą odpowiedzią jest „bo można”, jednak o ile na niższych pułapach wyścig na ilość wodotrysków i właśnie moc może robić na nieobeznanych z tematem nuworyszach jeszcze jakieś wrażenie, to już w High Endzie o jakiekolwiek związane z tym emocje będzie niezwykle trudno. Okazuje się bowiem, że parametry sobie a rzeczywistość sobie, więc jeśli tylko impedancja naszych kolumn jest, jak to zwykł mawiać dr. Roland Gauder, „akceptowalna” a skuteczność „wystarczająca”, to tak naprawdę liczy się wzajemna synergia poszczególnych komponentów i to niezależnie od ich proweniencji, koloru, czy technologii z jakiej przyszło im korzystać. Są to bowiem jedynie elementy składające się na całość i spójność projektu a nie determinanty świadczące o ich niezwykle wąskiej specjalizacji, których należy się trzymać niczym ortodoksyjny akolita głoszonych mu prawd objawionych. Ba, śmiem wręcz twierdzić, że wszelakiej maści technikaliami warto zaprzątać sobie głowę bądź to w sytuacji, gdy poszczególne komponenty niespecjalnie chcą się ze sobą dogadać, bądź, co przynajmniej w naszym przypadku zdarza się zdecydowanie częściej, trzeba … coś wpisać w tabelkę pod naszą radosną twórczością, namiarami na wytwórcę/dystrybutora i ceną.
Czemu o tym wspominam? Z nader prozaicznego powodu. Otóż słuchając tytułowego duetu zupełnie obojętnym staje się to, co siedzi w jego trzewiach skoro słucha się go z niekłamaną przyjemnością i wszystko gra jak należy. Od razu uprzedzę, iż jednostki spodziewające się każdorazowego urywania tej części ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, przy nawet najdelikatniejszym muśnięciu pokrętła głośności mogą początkowo poczuć się srodze zawiedzione, gdyż deklarowanej przez producenta oszałamiającej mocy najzwyczajniej w świecie nie czuć. Ot tak – po prostu. Jakby pod maską XP-A1500 nie siedziało 1500 a 15 Watów, jak np. w Lebenie CS-300f. Reprodukowany materiał prezentowany jest bowiem nadspodziewanie gładko, spokojnie i gęsto – bez jakichkolwiek oznak nawet podskórnej nerwowości, czy też tendencji do zupełnie niepotrzebnego prężenia muskułów i iście hollywoodzkiej spektakularności tam, gdzie akurat artści postanowili zagrać … ciszą. Proszę mnie tyko źle nie zrozumieć – moc cały czas jest – na wyciągnięcie ręki, na żądanie, na już, ale tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Przykładowo na „Jacob’s Ladder”  Brada Mehldau wydawać by się mogło, że po otwierającym album coverze Rush „Maybe As His Skies Are Wide” dalej będzie równie miło zwiewnie i przyjemnie, i poniekąd jest (vide kolejna interpretacja klasyk – suita „Heaven”, tym razem formacji Yes) jednak jazzowe spojrzenie na fascynacje lidera rockiem progresywnym pociągają za sobą nad wyraz karkołomne formy muzyczne i zamiast spodziewanego kameralnego składu nagle okazuje się, że na scenie pojawia się nagle szesnastu wykonawców. Oczywiście solowe partie fortepianu zawieszone są w absolutnej czerni – dzielonka zachwyca kulturą pracy i absolutną ciszą w głośnikach nawet przy odważnym ustawieniu poziomu głośności, a sam król instrumentów może dumnie prezentować swój potencjał i trudny do przeoczenia gabaryt, który pomimo podkreślenia całe szczęście nie jest przesadzony, więc zostawia na senie wystarczającą ilość miejsca, by nie przeszkadzać pozostałym instrumentalistom. Co ciekawe pojawiające się na „(Entr’acte) Glam Perfume” trzaski Extraudio oddały z taką wiernością, że w pierwszym momencie odruchowo zerknąłem w kierunku systemu, czy przypadkiem, bądź odruchowo zamiast Lumina nie uruchomiłem swojej Kuzmy zapominając przy tym przejechać winyla szczoteczką. To się nazywa realizm. Również na „Death, Where Is Your Sting” Avatarium początek jest niewinnie lekki i skupiony na partiach wokalnych niesamowitej Jennie-Ann Smith i tutaj wystarczy dynamika w skali mikro, jednak gdy do głosu dochodzą gitary a aranżacja gęstnieje trzymany na podorędziu zapas mocy okazuje się jak znalazł tworząc wielce przekonującą ścianę dźwięków. Może nie jest to ten sam ciężar gatunkowy co to, co Leif Edling wyczynia w Candlemass (np. na świetnym „Sweet Evil Sun”), ale nawet już takie zabarwione doomową estetyką rockowe granie pozwala zauważyć drzemiący w niderlandzkich pomarańczkach potencjał. A właśnie, skoro wspomniałem o ostatnim krążku Candlemass to warto podczas jego odsłuchu nieco zaszaleć z głośnością i dać się wciągnąć ichniejszym bogom („Scandinavian Gods”) w głąb skandynawskiej otchłani pełnej mroku, jęków potępionych i wszechobecnej rozpaczy. Przy odpowiednim poziomie decybeli efekt wydaje się porównywalny do jazdy ognistym dragsterem przez najmroczniejsze zaułki piekieł. Wściekle kąsające gitarowe riffy, bezlitośnie bijący po trzewiach bas i chropowaty jak tym strukturalny wokal dopełniają obrazu zniszczenia. Co ciekawe, pomimo wspomnianego, iście stoickiego spokoju perkusja nie została pogrubiona, więc werbel miał właściwą sobie kruchość i dopiero stopa potrafiła zabrzmieć z właściwym sobie dociążeniem i mocą.
Jednak im dłużej Extraudio u mnie gościły, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że niezależnie od muzycznej strawy jaką im zaserwuję każdorazowo słyszę ich firmową sygnaturę, która co nieco finalne brzmienie modeluje. O ile jednak trudno było uznać ową cechę za przysłowiowe granie wszystkiego na jedno kopyto, to pewne zaokrąglenie konturów i nieco stereotypowa „D-klasowa analogowość”, lecz bez uszczerbku na głębi sceny i jej napowietrzeniu, wydawały się na stałe wpisane w ich DNA. Jak się jednak miało okazać wystarczyło odseparować cytrusowe rodzeństwo i wyszło szydło z worka, bowiem za ową grubszą kreskę w lwiej części odpowiadał XP-A1500 a XP5 jawił się jako praktycznie całkowicie transparentny i krystalicznie przejrzysty komponent, który w torze pełni rolę li tylko funkcjonalnego interfejsu przekazując pełen pakiet informacji o tym co przed nim i akomodując to pod względem elektrycznym na potrzeby optymalnego wysterowania końcówki mocy.
Wróćmy jednak do muzyki, bowiem najwyższa pora na szalony i niezwykle trudny do jakiegokolwiek zaszufladkowania materiał jakim bez wątpienia jest „Hellfire” Black Midi, na którym większość, nawet stricte high-endowych systemów najdelikatniej rzecz ujmując rzuca ręcznik na ring i ze spuszczoną głową podąża w kierunku szatni. Fakt ten przestaje dziwić w momencie, gdy odkrywamy, że na przestrzeni raptem niespełna 39 minut zostajemy porażeni nieprzewidywalnym zlepkiem psychodelicznego jazzu, metalu, noise’u, art-rocka, współczechy, punka i … flamenco. To tak jakby to, co zapoczątkował Frank Zappa zostało przemielone, suto doprawione substancjami psychoaktywnymi i ulepione na nowo. Ot muzyczne szaleństwo w najczystszej a zarazem ekstremalnej formie, gdzie za połamanymi liniami melodycznymi nie sposób nadążyć, każdy utwór przypomina narkotyczne wizje podczas jazdy na rollercoasterze a ogromem serwowanych przez głośniki informacji spokojnie można by obdzielić nie jeden a ze trzy albumy. I wiecie Państwo co? O ile zazwyczaj po takiej kuracji muszę chwilę odzipnąć, to tytułowy duet sprawił, że żadna przerwa regeneracyjna nie była tym razem konieczna, gdyż całość została na tyle ucywilizowana i uporządkowana, że może straciła odrobinę ze swojej bezpardonowej zaczepności, lecz finalnie było to z korzyścią zarówno dla niej, jak i zmysłów słuchaczy. Oczywiście zastąpienie XO-A1500 moim równie transparentnym co XP5 i zarazem bezlitosnym Brystonem dało bardziej prawdziwy obraz sytuacji, to blisko trzy kwadranse z taką prawdą są wstanie znieść jedynie najwięksi miłośnicy ekstremalnych doznań nausznych i … ekipa w studiu nagraniowym, bo właśnie 4B³ między innymi do tego ma właśnie służyć a czego by o końcówce Extraudio nie mówić, to pełnokrwisty lew salonowy i mile mruczący kanapowiec.

Extraudio XP5 & XP-A1500 to zestaw ze wszech miar high-endowy, lecz zarazem daleki brzmieniowo od laboratoryjnej analityczności a pod względem estetycznym nader śmiało puszczający oko w kierunku designerskiego lifestyle’u. Oferuje bowiem niemalże nieograniczoną moc, świetną ergonomię i miły uchu dźwięk poniekąd przeczący stereotypom mówiącym, o tym, że im wyższej klasy system posiadamy, tym mniej płyt daje się na nim słuchać.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak w obecnych czasach podzielony jest segment tranzystorowego wzmacniania sygnału audio, wszyscy dobrze wiemy. To bezwarunkowa dominacja klasy AB, niestety ilościowo pozostająca sporo w tyle, za to konsekwentnie trzymająca liczbowy fason klasa A oraz ostatnimi czasy mocno dobijająca się do miana zasłużonego członka panteonu klasa D. Oczywiście każda z nich to inny sposób na prezentację muzyki. Jednak co ciekawe, gdy dwie pierwsze z racji wieloletniego rozwoju swoich możliwości bezproblemowo znajdują swoich zagorzałych fanów, najmłodszy, można by rzec awangardowy sposób amplifikacji (klasa D) nadal konsekwentnie walczy o choćby podobny ilościowo, nie wspominając nawet o pewnego rodzaju postrzeganiu jako kultu, status do choćby uważanego za królewskie wzmocnienia A. Na szczęście owa walka coraz częściej ma swój ciekawy finał soniczny, czego bardzo dobrym przykładem jest dystrybuowany przez chełmżyńskiego dystrybutora Quality Audio intrygujący konstrukcyjnie zestaw pre-power holenderskiej marki Extraudio, z portfolio której udało nam się pozyskać wykorzystujący w trzewiach lampy elektronowe, pracujący w klasie A przedwzmacniacz liniowy XP5 oraz mogącą pochwalić się stopniem wejściowym w klasie A, finalnie pracującą w klasie D, monstrualną mocowo (1500W/8 Ohm) końcówkę mocy XP-A1500.

Pewnie nie tylko dla mnie, ale również dla wielu z Was jest jasne, iż to co odwiedziło nasze progi, w kwestii wyglądu rozbiło przysłowiowy bank. Powiem więcej, bez oglądania się na poprawność polityczną jestem w stanie wygłosić tezę, że we wspomnianym aspekcie pozostawiało w tyle większość konkurencji. To w kilku żołnierskich słowach są znakomicie prezentujące się, średnie rozmiarowo dla elektroniki audio, zaoblone na narożnikach, zunifikowane dla obydwu produktów, z pozoru skromne, ale jakże wymowne w wyglądzie prostopadłościenne skrzynki. Ich fronty i tylne panele wykonano z bardzo twardych, dzięki temu tłumiących szkodliwe rezonanse, grubych płatów lotniczego aluminium, zaś boczne ścianki oraz górne w celach wietrzenia układów elektrycznych mocno wentylowane otworami w kształcie logotypu marki – coś na kształt poziomo zorientowanego biszkopta, górne płaszczyzny pomalowano na fenomenalnie odbieraną wizualnie soczystą pomarańczę. To jest w dobrym tego słowna znaczeniu tak diabolicznie wyraziste, że choć widziałem na własne oczy, nie wiem, czy jest w stanie zostać przebite nawet przez wykończenie w wykonywanej za dopłatą polerowanej miedzi. Przywołując kilka informacji na temat pre liniowego w temacie awersu nie mogę przemilczeć znakomitego wizualnie rozlokowania na zewnętrznych rubieżach dwóch chromowanych gałek funkcyjnych – lewa wybór wejść, prawa wzmocnienie sygnału, a w osi pomiędzy nimi diody sygnalizujące wybór jednego z nich i tuż pod nimi obrysowo podświetlany „biszkoptowy” włącznik z nadrukowaną nazwą marki. Jeśli chodzi o rewers, ten w XP5 oferuje użytkownikowi cztery wejścia liniowe RCA z opcjonalnym phonostagem włącznie, zacisk uziemienia, jedno wejście XLR, po jednym wyjściu RCA/XLR, taki sam zestaw terminali wejścia na procesor oraz gniazdo zasilania. Gdy przyszedł czas na w pełni symetryczny piec XP-A1500, w kwestii wyposażenia w manipulatory z naturalnych przyczyn wykonywania prostego zadania wzmacniania sygnału audio nie ma miejsca na zbędne fanaberie, dlatego na przednim panelu mamy do dyspozycji jedynie z bliźniaczy do pre włącznik z nazwa brandu, natomiast na tylnym symboliczne wejścia sygnału w wersji RCA/XLR, zaciski kolumnowe WBT oraz gniazdo IEC. Całość opisanego zestawu wieńczy metalowy, zgrabny w użytkowaniu, wyposażony jedynie w 4 najważniejsze funkcje, dodawany do przedwzmacniacza pilot zdalnego sterowania.

Co prawda nie zawsze, ale jeśli coś niesie ze sobą ciekawe wnioski, staram się sprawdzić, co w tego typu testowych zestawach wnosi każdy z komponentów. To oprócz wiedzy w odniesieniu do całości testowanego konglomeratu pozwala mi wysnuć ostateczne wnioski co do grupy docelowej podczas puentowania danego wydarzenia odsłuchowego. Dlatego rozpoczynając opisywanie usłyszanych wyników z niekłamanym zadowoleniem informuję, iż nasi bohaterowie znakomicie się uzupełniają. Mianowicie chodzi o to, że końcówka ze swoją niebagatelną mocą nie tylko utrzymywała w ryzach moje znaczne rozmiarowo niemieckie kolumny, ale przy okazji finalnemu brzmieniu nadawała znakomitej, bo kontrolowanej, zjawiskowo pulsującej energii oraz posmaku fajnej plastyki. To naturalnie skutkowało lekkim, lecz dalekim od uśredniania zaokrągleniem krawędzi kreowanych na szerokiej i głębokiej wirtualnej scenie źródeł pozornych, jednak było całkowicie zrekompensowane oddaniem nieprzewidywalnością muzyki w domenie natężenia impulsu jej wybrzmiewania. I gdy po takim obrocie sprawy wydawałoby się, że musimy iść na co prawda nieduże, ale jednak kompromisy, z odsieczą przyszedł przedwzmacniacz liniowy. Pełen iskry, witalności, rozmachu w prezentacji, a przy okazji dzięki pracy w klasie A zjawiskowej namacalności, dzięki czemu razem stworzyli coś, czego nie powstydziłby się żaden, nawet najdroższy zestaw audio. Czego dokładnie? Połączenia mocy, a dzięki temu panowania nad kolumnami z dobrym odpowiednim oddaniem cech każdego nurtu muzycznego od agresji, po pewnego rodzaju nostalgię.
Rozpoczynając opis od udowadniania dobrego pokazania agresji słuchanej muzyki przytoczę ostatnią produkcję Ozzy’ego Osbourne’a „Patient Number 9”. To niezbyt dobrze zrealizowany materiał i gdy teoretycznie już samo dobro wnoszone przez końcówkę mocy w postaci plastyki i nasycania przekazu bardzo mu pomogło przyjaźniej wybrzmieć, to w pakiecie oferta przedwzmacniacza jawiąca się jako powiew świeżości i transparentności nadając muzyce lotności i otwartości dobitnie pomagała przekonać się, z jak zmasakrowanym, bo skompresowanym materiałem miałem do czynienia. Z jednej strony przekaz nabrał kultury, a z drugiej nadal był nacechowany delikatnym pokazaniem jego prawdziwego ja, czyli tłumacząc na nasze dał się słuchać i zarazem nie stał się nudnym ulepkiem. Ozzy i jego kompania dzięki dawce nasycenia znacznie lepiej wypadli w swoich teraz gęstszych i lepszych barwowo popisach, a przy okazji pokazywali zawartą w tym szaleństwie wyrazistość każdej nuty.
W może nie w identycznym, bo kolejnym przykładem płytowym będzie znakomicie nagrany materiał, ale równie ciekawie pokazującym zalety zestawu Extraudio tonie będzie występ braci Oleś z Christopherem Dellem „Górecki Ahead”. I nie chodzi jedynie o lepsze oddanie równowagi pomiędzy ilością w dźwięku pudła kontrabasu i ostrości szarpanych strun, czy esencją i energią stopy perkusji wspomnianego rodzeństwa, ale również znakomite wybrzmiewanie soczystego, krągłego i rewelacyjnie dźwięcznie zawieszonego w eterze wibrafonu. Jego wielobarwność i nośność były na znakomitym, taki jak lubię poziomie, co po początkowym przesłuchaniu samej końcówki mocy lub pojedynczego występu pre nie było takie oczywiste. Końcówka nie pokazałaby tej świeżości, a przedwzmacniacz nasycenia tego instrumentu, dlatego na wstępie zaznaczyłem, że opisywany tandem jest dla siebie wręcz stworzony. To połączenie płynności i rozsądnej ostrości w jednym, za co należą się konstruktorom brawa.

Doszedłszy do finału dzisiejszego spotkania, jestem Wam winien sprecyzowanie zalet i ewentualnych wad oraz grupę docelową dla przybyłych z Niderlandów konstrukcji. Jeśli chodzi o zalety, te opiewają na swobodę prowadzenia nawet najbardziej wymagających kolumn w estetyce odpowiednio zbilansowanej wagi, dobrego impulsu i swobody zawieszania namacalnych bytów na wirtualnej scenie. Niestety z wyartykułowaniem potencjalnych wad będę miał problem, gdyż takowe – jeśli przesuwanie brzmienia systemu w jedną ze stron kosztem innej jak zwyczajowo robi to znacząca większość konkurencji, podczas solowych występów obydwu urządzeń można zakwalifikować jako wadę, w moim odczuciu w dosłownym tego słowa znaczeniu nie występują. Gdzie zatem bazując na tym wywodzie widziałbym tandem pre-power Extraudio? Szczerze powiedziawszy wszędzie bez względu na potencjalny docelowy zestaw. To jest na tyle uniwersalne granie, że powinno poradzić sobie nawet z nieco zmanierowanymi układankami. Naturalnie jeśli ktoś mocno przekroczy linię dobrego smaku, może być różnie. Jednak i w takich przypadkach jeśli nie oferowana przez końcówkę moc, to być może otwartość prezentacji przedwzmacniacza sprawią, że mogący pochwalić się taką wtopą osobnik zrozumie, gdzie popełnił błąd i nawet jeśli nie komplet, to zostawi sobie jeden z prezentowanej dwójki. Utopia? Bynajmniej. To naprawdę jest bardzo możliwe.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Extraudio
Ceny
Extraudio XP5: 117 000 PLN
Extraudio XP-A1500: 105 000 PLN

Dane techniczne
Extraudio XP5
Wejścia: 4 pary RCA, para XLR, para RCA i XLR Processor
Wyjścia: para RCA; para XLR
Zastosowane lampy: 2 x 6922
Pasmo przenoszenia: 10Hz – >250kHz +0dB;1Hz +0db – 1MHz -1dB
Max. napięcie wejściowe: 20V rms (XLR)/ 10V rms (RCA)
Max. napięcie wyjściowe:16V rms (XLR)/ 8V rms(RCA)
Zniekształcenia THD:0.0027%
Odstęp sygnał/szum:> -102dB
Dynamika:> -102dB
Wzmocnienie: 16db (XLR)/ 8db (RCA)
Impedancja wejściowa: 120kΩ (XLR)/ 60kΩ (RCA)
Pobór mocy: 20W; 0,5W standby
Wymiary (S x W x G): 44 x 12 x 40 cm
Waga: 18 kg

Extraudio XP-A1500
Wejścia: Para RCA, para XLR
Pasmo przenoszenia: 2Hz – 110kHz +0dB
Szum własny: -160dB
Dynamika: > 120dBA
THD+N (1kHz @ 1W): 0.003 %
Prąd chwilowy: 2 x 90A
Wzmocnienie: 28dB
Współczynnik tłumienia: >1000 (8 Ω, 1 kHz)
Moc wyjściowa: 2 x 2400W @ 4Ω / 2 x 1500W @ 8Ω
Impedancja wejściowa: 7k2 Ω (XLR) / RCA SE 3K6 Ω (RCA)
Pobór mocy: 19W bez sygnału; 0.5W standby
Wymiary (S x W x G): 44 x 12 x 40 cm
Waga: 18 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >

Signal Projects Poseidon & UltraViolet Power

Opinia 1

Zazwyczaj zasiadając do przelewania na metaforyczny papier, czyli de facto kładąc ręce na komputerowej klawiaturze, poczynionych w ramach odsłuchów obserwacji mam z tyłu głowy jeśli nie zarys całości, to chociaż myśl przewodnią wokół której, krok po kroku, słowo po słowie, mozolnie buduję narrację snując swoją, czysto subiektywną opowieść. I mając na podorędziu taki czysto wirtualny, nawet dość eteryczny szkic zyskuję swoisty komfort psychiczny wynikający z wypływającego z kolei z doświadczenia faktu, że tekst „do druku” będzie gotowy w ciągu danej – popołudniowej, bądź wieczorno-nocnej sesji. Bo mniej więcej tyle, dysponując poczynionymi w trakcie odsłuchów notatkami i mając na wyciągnięcie ręki, nawet siedząc setki, jeśli nie tysiące kilometrów od miejsca, gdzie danych doznań dane mi było doświadczyć, wykorzystany materiał muzyczny, owa radosna i poniekąd grafomańska twórczość mi zajmuje. Niezależnie jednak, czy kolejna epistoła rodzi się w dwie, cztery, czy sześć godzin każdorazowo obserwuję pewne, całe szczęście już zdefiniowane zjawisko. Jakie? Dotyczące względności a dokładnie względności czasu. Znacie Państwo to stwierdzenie Alberta Einsteina nader obrazowo wyjaśniające czymże jest owa względność? Jeśli nie, to pozwolę sobie je zacytować. „Gdy człowiek siedzi obok ładnej dziewczyny przez godzinę, to ta godzina wydaje się minutą. Ale każ mu usiąść na minutę na gorącym piecyku, a wyda mu się dłuższa niż godzina. To jest względność.” I tak też jest z pisaniem – od momentu pierwszego kliknięcia aż do postawienia ostatniej kropki czas, przynajmniej dla mnie nie tyle się zatrzymuje, co płynie zupełnie inaczej aniżeli w otaczającej mnie rzeczywistości. I nie chodzi o to, czy szybciej, czy wolniej, lecz o to że może i równolegle do tego ogólnie obowiązującego – mierzonego, lecz właśnie … inaczej – po swojemu. Co ciekawe, podobnie sprawy się mają z pozyskiwaniem tzw. materiału badawczego, kiedy to od wyrażenia przez nas zainteresowania i gotowości zaopiniowania do dostawy i wpięcia w nasze systemy będącego punktem zapalnym cudu techniki mija zaledwie kilka-kilkanaście dni, a kiedy indziej wymiana korespondencji i rozmowy trwają … latami. I co w tym takiego niezwykłego? Ano to, że właśnie każdą z owych rozmów również wypadałoby traktować na równi z aktywnością piśmienniczą i tak też je traktuję, gdyż nieważne, czy coś trafia do nas w trybie ASAP, czy na przesyłkę musimy czekać niczym na pierwsze kwitnienie Dziwidła olbrzymiego (Amorphophallus titanum). Po co się z Państwem dzielę takimi przemyśleniami? Bo właśnie mniej więcej tyle, czyli niemalże dekada mija odkąd na naszych łamach pojawiły się przewody głośnikowe Hydra debiutującej wtenczas nad Wisłą angielskiej manufaktury Signal Projects. I tak sobie w tzw. międzyczasie prowadziłem z Nickiem Korakakisem – właścicielem i głównym projektantem Signala a potem również z Audio Anatomy / High End Alliance – rodzimym dystrybutorem raz bardziej, raz mniej ożywioną korespondencję w sprawie kolejnych testów, by spotykając się co roku, pomijając lockdownową posuchę, w Monachium gremialnie uznawać, że już za moment, za dwa coś właśnie poprawionego, odświeżonego, bądź po prostu dopiero co dodanego do portfolio, do nas dotrze. Była więc zachowana ciągłość kontaktów i choć nie wiedzieć kiedy „dyszka pękła” to z naszego punktu widzenia, wydawało nam się, że wszystko trwało zdecydowanie szybciej. Grunt, że koniec końców niekoniecznie małe co nieco dotarło a owym czymś jest wielce imponujący przewód zasilający UltraViolet Power i charakteryzująca się nie mniej poważną posturą listwa zasilająca Poseidon.

A teraz, zanim przejdziemy do omówienia aparycji angielsko-greckich specjałów pozwolę sobie kilka słów wprowadzenia, czyli krótkie info co, z czym, jak i po co, gdyż w Polsce, pomimo zaskakująco entuzjastycznego przyjęcia na tak hermetycznych rynkach jak japoński, czy amerykański, Signal Project nadal należy do swoistej niszy i o jego istnieniu wiedzą jedynie nieliczni wtajemniczeni. Ponadto tytułowy wytwórca ma zaskakująco bogate portfolio i przynajmniej moim skromnym zdaniem warto mieć jako – takie rozeznanie w temacie. I tak, przewody podzielono na cztery główne serie i idąc od dołu cennika mamy Studio, Reference, Signature i Statement. Do każdej z nich przynależą już dedykowane linie zawierające asortyment sygnałowy, głośnikowy, zasilający i cyfrowy. W Studio są to Moonstone, Alpha i Monitor, w Reference – Lynx, Silverquest i Hydra, w Signature – UltraViolet, Apollon, Atlantis a w Statement – Andromeda, Golden Sequence i Avaton. Jakby tego było mało nie mniej rozbudowany jest dział akcesoriów uzdatniających i dystrybuujących energię elektryczną obejmujący nie tylko kondycjonery i listwy zasilające, lecz również izolatory, uziemiacze, stabilizatory i DC blockery. Słowem do wyboru, do koloru i każdemu według jego potrzeb.
Skoro jednak przygodę z SP (Signal Projects) rozpoczęliśmy od zamykającej serię Reference Hydry, to tym razem sprawdzamy co się dzieje oczko wyżej, czyli w otwierającej Signature i zarazem debiutującej podczas ostatniego High Endu linii UltraViolet, oraz towarzyszącej jej w roli przyzwoitki listwie zasilającej. Jak sami Państwo widzą UV-ka niczym, przynajmniej pod względem tak gabarytowym, jak i designu nie ustępuje ultra high-endowej, dopiero co u nas recenzowanej konkurencji, czyli Stealth Audio Dream 20-20 z tą tylko różnicą, że o ile obecną w umaszczeniu Amerykanina czerwień można przypisać m.in. otwierającej Wielki Tydzień Niedzieli Palmowej, to już proponowany przez SP fiolet kojarzony jest z adwentem i … (co za zbieg okoliczności) wielkim postem. Mniejsza jednak o doszukiwanie się dość abstrakcyjnych analogii, choć część postronnych obserwatorów większość audiofilów w kategoriach nader ortodoksyjnego związku wyznaniowego odbiera, lecz o fakt operowania w dość zbliżonych nurtach estetycznych, gdzie uniwersalna czerń przełamywana jest kontrastującym, lecz dalekim od krzykliwości akcentem. Całe szczęście pomimo bardzo zbliżonej wartości postrzeganej obu przewodów UltraViolet jest zaskakująco rozsądnie wyceniony, gdyż przy kasie za 2m egzemplarz zostaniemy poproszeni o wyasygnowanie drobnych 8 550 PLN, czyli mniej więcej tyle, co w przypadku sieciówki Acoustic Zen Gargantua II a sami Państwo przyznacie, że UV-ka, abstrahując na razie od brzmienia, prezentuje się znacznie bardziej „rasowo” i bezkompromisowo. Jej pokryty czarno-fioletowym połyskliwym peszlem przebieg ma średnicę niewiele ustępującą wieńczącym ją solidnym wtykom przyodzianym w podwójne koszulki termokurczliwe – wewnętrzne – czarne z nadrukowanymi firmowymi logotypami i oznaczeniem modeli oraz podstawowymi informacjami i zewnętrzne – transparentne, nie tylko chroniące ww. piktogramy przed starciem, lecz również zabezpieczające oplot przed przesuwaniem i ewentualnym rozplataniem. Jeśli zaś chodzi o budowę wewnętrzną, to poza czysto laboratoryjnymi wartościami elektrycznymi producent jest zaskakująco lakoniczny w swych wynurzeniach. Co w dobie wszechobecnego kopiowania nie dziwi, choć z drugiej strony pozostawia spore pole do popisu wszelkim tropicielom sensacji. Niemniej jednak wiadomo, może nie wszem i wobec, gdyż o część informacji wierciłem Nickowi dziurę w brzuchu czas jakiś, iż przewód wykonano z miedzianej plecionki (multi-strand) o czystości 6N (99,99997%), żyły L i N mają przekrój 5,42 mm² a ochronna 5,90 mm² i na każdą z nich składa się 48 przewodników. Zaplecione są one wokół rurek powietrznych zapewniającym im stabilność geometrii niezależnie od ułożenia przewodu. Dlatego też zastosowane wtyki, aby przyjąć tak grube przewody, wykonywane są na zamówienie a dodatkowo ich korpusy są ekranowane aby zwiększyć odstęp sygnału od szumu. Sam splot przewodników też nie jest przypadkowy, lecz ilość skrętów na metr został dobrany w celu maksymalnej ochrony przed RFI. Przewód posiada potrójną izolację zapewniająca ochronę  termiczną do 250°C ( 450°C przez 3 minuty).
Z kolei Poseidon to ośmiogniazdowa listwa wykonana z solidnego i co istotne „głuchego”, wydrążonego bloku aluminium lotniczego z dokręconą od spodu, uzbrojoną w toczone kolce podstawą. I tu od razu uwaga natury użytkowej, gdyż producent z premedytacją nie dołącza w zestawie chroniących podłoże podkładek, albowiem wychodzi z założenia, iż nabywca dobierze coś optymalnego do posiadanych przez siebie warunków lokalowych już we własnym zakresie. I jest w tym pewien, niezaprzeczalny sens i logika, gdyż zupełnie inaczej „zagra” listwa ustawiona, o zgrozo, na szkle, inaczej na kamieniu a inaczej na dywanie, parkiecie czy panelach, więc na początek można zainwestować oszałamiającą kwotę 8 (słownie ośmiu) groszy podkładając pod ww. stożki dwugroszówki a następnie wiedząc, w którą stronę chcemy iść, zacząć zabawę bezlikiem dostępnych na rynku dedykowanych akcesoriów w stylu mosiężnych (SPU8), lub kwarcowych (RIQ-5010 i RIQ-5010W) Acoustic Revive, czy też rodzimych Graphite Audio ISSB-40. Można też uzbroić się w cierpliwość i poczekać aż katalog Signal Project o takowe się wzbogaci, gdyż wieść gminna niesie, że coś w tej materii ma się niedługo (sugeruję wziąć pod uwagę wstępniakową względność czasu) zadziać. Jeśli chodzi o rekomendowaną logikę połączeń, to patrząc od strony włącznika i głównego gniazda zasilającego pierwsze cztery filtrowane gniazda dedykowane są źródłom cyfrowym, przedwzmacniaczom gramofonowym, D-klasowym wzmacniaczom i gramofonom. kolejną parę przeznaczono dla przedwzmacniaczy liniowych i … stołów mikserskich a ostatnie dwa, to już ostoja potężnych końcówek mocy i generalnie prądożernej amplifikacji. Jak widać na załączonych zdjęciach wszystkie gniazda wyjściowe posiadają ochronne klapki i co szalenie ułatwia życie nie zabrakło również na nich oznaczenia polaryzacji.
Jak już dążyliśmy pokazać w ramach sesji unboxingowej dostarczony w dedykowanej drewnianej skrzyneczce egzemplarz Poseidona był okablowaną miedzią o czystości 7N wersją 30A, ale w katalogu znajdziemy jeszcze jego odmiany 20 i 40A, przy czym ta ostatnia posiada już zdecydowanie bardziej „jubilerskie” – miedziano-srebrno-złote okablowanie wewnętrzne.

No dobrze, wygląd wyglądem, solidność wykonania i mnogość wejść niezaprzeczalnie cieszą, jednak zarówno okablowanie, jak i dystrybutory życiodajnej energii nie lądują w naszym koszyku a finalnie w systemie audio by li tylko wyglądać, lecz by cieszyć oprócz oczu również i uszy. Dlatego też najwyższa pora na kilka słów o walorach sonicznych naszych bohaterów a dokładnie o ich wpływie na brzmienie mojego zestawu. Od razu pozwolę sobie zaznaczyć, iż w trakcie testów Poseidon zastąpił dyżurnego Furutecha e-TP60ER a działalność UltraVioleta obserwowałem zarówno gdy zasilał swoją firmową współpracowniczkę, jak i pojawiał się na jej wyjściu dostarczając prąd do stosownych odbiorników, ustępując tym samym stanowiska łącznika między ścianą a dystrybutorem mojemu dyżurnemu, uzbrojonemu w topowe wtyki Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R) Furutechowi FP-3TS762. I wbrew głoszonym przez kablosceptyków prawdom objawionym jakoby fakt, iż skoro urządzenia podłączone do prądu (w tzw. ścianę, bądź hipermarketową listwę) znajdującymi się wraz z nimi „komputerowymi” przewodami zasilającymi działają załatwiał temat, śmiem twierdzić, co wielokrotnie starałem się na naszych łamach udowodnić, że jednak jakość medium transportującego Volty i Ampery stety/niestety ma znaczenie i co najważniejsze ich wpływ po prostu słychać. I tak też było tym razem.
W pierwszej odsłonie, gdy UltraViolet trafił pomiędzy terminujące dedykowaną linię zasilającą (3x4mm) podwójne gniazdo ścienne Furutech FT-SWS-D (R) NCF a Poseidona dźwięk mojego dyżurnego systemu ewoluował w stronę delikatnego dociążenia przekazu, głębszego – niżej schodzącego basu i swoistej monumentalności, lecz co niezwykle istotne, bez szkodliwego spowolnienia, czy też pogrubienia konturów. Ot, zamiast dość prostego do osiągnięcia pociągnięcia wszystkiego grubszą kreską, przytępienia – zaokrąglenia góry i najlepiej jeszcze podbicia wyższego basu, co część z odbiorców może odebrać, jako poprawę dynamiki, tytułowy duet skupił się głównie na aspekcie energetyczno – barwowym. Po pierwsze pozwolił zachować pełen ładunek energii aż do samego dołu i to nie tylko słyszalnego, ale i odbieranego jedynie ciałem a po drugie zadbał o wielce atrakcyjną saturację całego pasma akustycznego. Nie oznacza to jednak swoistego dosłodzenia i pocztówkowej, czy też znanej z trybów demonstracyjnych współczesnych ciekłokrystalicznych ekranów przejaskrawienia kolorów, kiedy to trawa aż kipi zielenią, czerwień wżera się w synapsy a biel wypala oczy, a wprowadzenie autorskiego, nieco stereotypowego „lampowego” pierwiastka, dzięki któremu wszelkie barwy przybierają bardziej naturalne i milsze – mniej męczące wzrok odcienie. W rezultacie nawet niezwykle przestrzenny „Le Grand Voyage” Klone nic a nic nie stracił ze swoich hektarów sceny i otwartości góry. Jedynie pewnemu ucywilizowaniu uległy sybilanty, których zazwyczaj nie szczędzi nam Yann Ligner a gitarowe riffy dostały dodatkowy zastrzyk energii i namacalności. Co ciekawe praktycznie nietknięte zostały smyczki, które odzywają się z nieco dalszej aniżeli mam na co dzień odległości. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż powyższych obserwacji dokonałem wpinając pełniącego rolę DAC-a, CD i przedwzmacniacza Ayona CD-35 (Preamp + Signature) zarówno w przeznaczone preampom, jak i obok Lumina U2 Mini oraz zgrai Silent Angeli, filtrowane gniazda dedykowane cyfrze. Jest to o tyle istotne, że obecność rozbudowanej filtracji i DC blockerów potrafi, oprócz komfortu psychicznego użytkowników i uzdatnienia prądu co nieco przytemperować tak emocje, jak i efekty przestrzenne usuwając wraz z pasożytniczą morą i innymi szkodliwymi artefaktami również część otaczającego muzyków powietrza. A z Signal Projectsami niczego podobnego nie odnotowałem. Podobnie było na eleganckim i pełnym zarówno przepięknych melodii, jak i nieco bardziej połamanych rytmicznie kompozycji „Freedom Book / Echoes of Heyday” Włodzimierza Nahornego, gdzie jakkolwiek ingerencja w i tak dość minimalistycznie i kameralnie zrealizowane nagranie objawiałaby się ewidentną przyduchą, czy wręcz klaustrofobią. A tymczasem zarówno fortepian lidera, jak i trąbka dokooptowanego do dyżurnego składu – zasiadającego za perkusją Piotra Biskupskiego i kontrabasu Mariusza Bogdanowicza, przedstawiciela młodego pokolenia – Piotra Schmidta miały gdzie i jak wybrzmieć do ostatniej frazy.
Mała roszada, zmiana konfiguracji i UltraViolet wylądował nie przed a za Poseidonem zasilając bądź to wspomnianego Ayona i zarazem zastępując Furutecha NanoFlux-NCF, bądź w zastępstwie wspomnianej już Gargantuy stereofoniczną 300W końcówkę mocy Bryston 4B³. I tu już było zdecydowanie inaczej, gdyż brzmieniowa sygnatura UV-ki zyskała na intensywności zdradzając zarazem, że to właśnie jej obecność w torze – przed Poseidonem odpowiadała za wspomnianą saturację i monumentalność a sama listwa de fato nic, albo prawie nic, nie ma z tym wspólnego będąc zaskakująco transparentnym elementem systemu. Co ciekawe jej, znaczy się UV-ki, cechy okazały się zaskakująco zbliżone do tych, jakimi wielce udanie czarował dosłownie chwilę temu znacznie droższy Stealth Audio Dream 20-20. Zestawiając je 1:1 (jakoś nie znalazłem w sobie tyle siły woli, by zwrócić Stealtha od razu po testach dystrybutorowi) słychać było, że tytułowa sieciówka gra gęściej od amerykańskiej i choć głębię sceny odwzorowuje podobnie, to zamiast na eteryczność stawia na konkret i pewną kondensację tkanki źródeł pozornych. Zbliżała się przez to do nader odważnie romansującej ze spektakularnością Gargantuy, która choć najtańsza w tym wykwintnym towarzystwie ani myślała mieć jakiekolwiek kompleksy wyzywająco prężąc muskularne ciałko i podkręcając drajw. Jednak o ile w kwestii uatrakcyjniania przekazu i swoistego uwalniania drzemiącej w reprodukowanym materiale energii UV-ka w niczym konkurencji nie ustępowała, to już niespecjalnie była skora do serwowania „kuracji witaminowej” z taką, jak Acoustic Zen szczodrością. Była przez to bardziej prawdziwa, dojrzała (?) a mniej „rozrywkowa” i młodzieńczo beztroska, co szczególnie procentowało na klasyce, jak daleko nie szukając „Abbado: Beethoven”, gdzie Berliner Philharmoniker pod Claudio Abbado z łatwością byli w stanie wygenerować w tutti właściwe wielkiemu aparatowi wykonawczemu ciśnienie bliskie startującemu Jumbo-Jet-owi, by dosłownie chwilę potem przejść do poziomu leniwie szemrzącego strumyka. I do tego jeszcze ta wyborna soczystość barw podkreślająca fakturę każdego z instrumentów.

Skoro testy odbywały się dwuetapowo, to coś czuję w kościach, że i wnioski wypadałoby w podobnej formie przedstawić. Ba, finalnie doszedłem do zdania, że resume powinno być potrójne, bo … Primo – Poseidon gra i „zagra” tak, jak mu okoliczności przyrody, czyli głównie przewód prąd ze ściany dostarczający, pozwoli, gdyż sam z siebie niczego ani nie dodaje ani nie zabiera będąc przykładem i wzorem transparentności. Czyli mówiąc wprost ani nie muli ani nie odchudza. Secundo – UltraViolet daje o sobie w torze znać, czyli nie tylko go widać, ale i słychać a dociążenie i wypełnienie jakie daje z otwartymi ramionami powinni przyjąć wszyscy ci, u których dążenie do analityczności i neutralności nieco nadwątliło przyjemność odbioru. Oczywiście posiadaczom poprawnie skonfigurowanych systemów również mogą spojrzeć na niego przychylnym okiem, go trudno go nie lubić za to, jak uatrakcyjnia przekaz. I na koniec, tertio – wespół, zespół Signal Projects Poseidon & UltraViolet Power tworzą firmowy dream team i prawdziwe spécialité de la maison Nika Korakikisa nie ograniczając dynamiki i rozdzielczości a jedynie dyskretnie dociążając – dodając nieco energii najniższym składowym. Po prostu cud miód i orzeszki.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Stealth Audio Dream 20-20
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Być może niewielu z Was wie, ale tytułowa marka jest obecna na naszym rynku niemalże od dekady. Dowodem tego może być opublikowany przed prawie dziesięciu laty na naszych łamach test kabla głośnikowego Signal Projects Hydra. Jednak gdy wówczas był to jedynie epizodyczny, zorganizowany własnym sumptem występ, myślę, iż ważną informacją jest fakt już kilkuletniej oficjalnej opieki przez stacjonującego w Krakowie dystrybutora Audio Anatomy. Co ciekawe na tyle dobrze odbieranego przez rynek, że o propozycję do dzisiejszego testu z racji z banalnego powodu rozchodzenia się produktów niczym świeże bułeczki, staraliśmy się od … zeszłorocznego High Endu. Na szczęście temat udało się szczęśliwie dopiąć na ostatni guzik, czego wynikiem jest dzisiejsze starcie z kablem zasilającym Signal Projects UltraViolet oraz listwą zasilającą Signal Projects Poseidon.

Przybliżając budowę terminala prądowego ze strony producenta dowiadujemy się, iż obudowa jest sztywnym, prostopadłościennym, obrobionym metodą CNC, 9.5 kilogramowym blokiem z lotniczego aluminium. Wewnętrzne okablowanie bazuje na przewodach miedzianych o czystości 7N na bazie przewodnika wykorzystywanego w budowie prądowej serii Atlantis. Część z ośmiu dostępnych gniazd w zależności od potrzeb klienta jest filtrowana. Usytuowane na górnej połaci listwy owe terminale prądowe w celach uzyskania najlepszych właściwości oddawania energii są fabrycznie modyfikowane. Całość konstrukcji zaś wieńczą umieszczone na bocznej ściance gniazdo przyjmujące ze ściany energię elektryczną oraz zintegrowany z bezpiecznikiem włącznik inicjujący pracę Posejdona.
Temat sieciówki w kwestii informacji konstruktorów jest jeszcze bardziej wstrzemięźliwy, bowiem oprócz wizualnego bodźca rozmiarowego i kolorystycznego w postaci pięknie splecionego grubego fioletowego warkocza, z info ze strony producenta wiemy jedynie, iż mamy do czynienia z konstrukcją wielordzeniową, miedzią o czystości 99.99997% w roli przewodnika, gdzie żyły L i N mają po 5,42 mm² a przewód ochronny 5,90 mm².

Po dotarciu do najważniejszej części testu, czyli kwestii brzmienia opiniowanych produktów dla potencjalnych zainteresowanych mam ciekawą informację. Otóż chodzi o fakt pewnego rodzaju uzupełniania się obydwu konstrukcji. O co chodzi? Już zdradzam.
Otóż pierwsza część testowego starcia z samym kablem sieciowym UltraViolet ukazała jego wpływ na mój zestaw w estetyce fajnego w odbiorze ciemnawego grania. Pełnego energii, masy, ale również zwartego, bo odznaczającego się lubianą przeze mnie twardością. Nie czymś na kształt kanciastości i bezduszności, tylko zebrania się w sobie poszczególnych ataków dźwięku. To było coś na kształt odwzorowania dobrego impulsu, który przy okazji niósł ze sobą nieoceniony zapas energii i masy dobrze zdefiniowanej w kwestii krawędzi. Fakt, po ciemniejszej stronie projekcji muzyki, jednak bez niekontrolowanego przekraczania poziomu braku doświetlenia wirtualnej sceny. Ta oczywiście z racji takiego postawienia sprawy delikatnie zaczęła skupiać się na pierwszym planie, przez co faworyzowała muzykę studyjną, jednak na uspokojenie dodam, że nie było to siłowe duszenie rozmachu wydarzeń muzycznych, a jedynie spowodowane przygaszeniem światła uczucie większej intymności podczas wielogodzinnych sesji odsłuchowych.
Nieco inaczej, bo z odwrotnej strony pokazała się listwa Poseidon. To w również singlowym występie był zdecydowanie jaśniejszy i lżejszy, a przez to bardziej transparentny pomysł na muzykę. I co ciekawe, nie było znaczenia, czy wykorzystywałem jej filtrowane, czy niefiltrowane gniazdo, efekt był taki sam. A to nie jedyna ciekawostka, gdyż taki stan nie kierował odbioru muzyki w stronę zbytniej lekkości lub poczucia braku dociążenia, bowiem nadal aspekty masy i ważnych dla muzyki kontrapunktów były na bardzo dobrym poziomie, tylko pozwalał jej uzyskać zjawiskowy, jednak niemęczący oddech i wyraziste, acz bez zapędów nadinterpretacji artefakty w górnych rejestrach. Całościowo odbierałem to jak czarowanie mnie muzyką pełną blasku i niezbędnego do oddania jej piękna wigorem interpretacji każdej nuty. System grał jakby lżej niż z kablem sieciowym, jednak było to jedynie inne, a nie gorsze spojrzenie na ten sam aspekt jego brzmienia.
Jak po dwóch powyższych opisach można wywnioskować, najlepszym występem całej sesji testowej okazało się być połączenie obydwu komponentów. Jednak zaskakująco z kablem sieciowym jako dawcą energii elektrycznej dla listwy, a nie za nią. Powód? Z kablem za listwą nie osiągałem odpowiedniego zrównoważenia cech obydwu produktów, co z automatu spowodowało, że już do końca odsłuchów wykorzystałem ustawienie kabel-listwa. To był idealny konsensus pomiędzy energią, masą, nadal pewnego rodzaju intymną ciemnością dźwięku, a jego informacyjnością, szybkością narastania sygnału i rozmachem. A jeśli tak, to chyba nikogo. nie zdziwi fakt znakomitego radzenia sobie testowo dobranego zestawu z dosłownie każdym rodzajem twórczości od kochającej zaciemnienie na scenie muzyki smooth, przez wymagającą transparentności elektronikę, po wymagające natychmiastowości reakcji systemu na zadany materiał wszelkiej maści szaleństwo rockowe. Oczywiście nie twierdzę, że to jedyne słuszne połączenie obydwu pretendentów do dobrej opinii, gdyż każdy system zareaguje na nie nieco inaczej, ale gdybym ja miał określić najlepszą konfigurację testowanych Signal Projects-ów, bezapelacyjnie potwierdziłbym to z kablem zasilającym przed listwą.

Jak zdefiniowałbym grupę docelową dla naszych bohaterów? To wynika z tekstu. Przy wyborze kabla powinni zastanowić się posiadacze nazbyt przysadzistych systemów. Natomiast podczas poszukiwań listwy podobna czynność czeka piewców transparentności dźwięku ponad wszystko. To naturalnie abecadło naszej zabawy, co mam nadzieję nikogo nie dziwi. Jednak ku pokrzepieniu serc całej populacji audio-maniaków z pełną świadomością swojego czynu informuję, że już dla dobrze skonfigurowanego tandemu obydwu konstrukcji (kabel-listwa lub listwa-kabel) praktycznie nie widzę żadnych przeciwwskazań. Dostajemy na tyle ciekawe połączenie wagi i temperatury grania z jego swobodą projekcji, że naprawdę trzeba nie mieć pojęcia o zestawianiu zrównoważonych konglomeratów audio, aby dzisiejsza propozycja weń się nie wpisała. Nie mówię, że to się nie wydarzy, gdyż w swym życiu widziałem i słyszałem niejedno. Jednak jeśli nawet, będzie to promil zainteresowanych zmianami zbieranin audio, czyli typowy wyjątek potwierdzający regułę, którą w tym przypadku jest swoista uniwersalność połączenia obydwu produktów spod znaku Signal Projects.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Audio Anatomy/High End Alliance
Producent: Signal Projects
Ceny
Signal Projects UltraViolet Power: 8 550 PLN / 2m
Signal Projects Poseidon: 17 575 PLN

Dane techniczne
Signal Projects UltraViolet Power
Konstrukcja: Multi-core
Przekrój przewodników: 5,42 mm²
Materiał przewodników: Miedź 99,99997%
Kapacytancja – opór bierny pojemnościowy: 9,83 pF/ft
Rezystancja: 1,58 mΩ/ft
Induktancja: 0,48 μH/ft

Signal Projects Poseidon
Prąd obciążenia: 20A, 30A, 40 A
Max. prąd upływu: 0,70mA @ 250V/50Hz
Kapacytancja – opór bierny pojemnościowy (line/ground): 0,015 μF (0,5MHz/0,5VAC)
Kapacytancja – opór bierny pojemnościowy (line/line): 0,097 μF (0,5MHz/0,5VAC)
Induktancja: 0,47 mH
Obudowa: aluminium lotnicze
Wymiary (S x G x W): 47 x 15,8 x 8 cm (bez kolców)
Waga: 6,55 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >

Signal Projects UltraViolet Speaker & XLR
artykuł opublikowany / article published in Polish

Do czarno-fioletowego boa dusiciela, czyli przewodu zasilającego Signal Projects UltraViolet Power właśnie dołączyło niewiele mu ustępujące gabarytami rodzeństwo – UltraViolet Speaker & XLR.

cdn. …