Opinia 1
Po teście uroczego bułgarskiego trio w postaci przedwzmacniacza Dionysos i hybrydowych monobloków Heros przyszła pora na kolejny element toru audio sygnowany logiem Thraxa, czyli kolumny. Fakt pojawienia się ich w ofercie nikogo nie powinien dziwić, bo właściciel marki – pan Rumen Artarski nie jest anie pierwszą, ani tym bardziej ostatnią osobą, która działając na rynku audio chciałaby mieć wszystkie komponenty odtwarzające dźwięki z jednej, oczywiście swojej stajni. Powód jest prozaiczny – mniej zmiennych, całkowita, bądź prawie całkowita kontrola nad torem pozwala tak konstruować swoje urządzenia by mieć 100% pewność obecnej między nimi synergii. I tak z reguły się dzieje, co doceniają klienci nie musząc szukać i jeździć po różnych dealerach próbując złożyć mniej lub bardziej udany system. Jednak w przypadku Thraxa konstruktor poszedł o krok dalej, gdyż abstrahując na razie od aspektów czysto brzmieniowych, którymi zajmiemy się w dalszej części, postanowił również obudowy kolumn wykonać z tego samego materiału co elektronikę, czyli z … aluminium. O tym, czy w tym szaleństwie jest metoda przekonają się Państwo już za chwilę. Zapraszam do lektury recenzji kolumn Thrax Lyra.
Zanim jednak skupimy się na walorach sonicznych warto przyjrzeć się uważnie kilku detalom konstrukcyjnym. Tak, jak wspomniałem w poprzednim akapicie Lyry wykonane zostały z aluminium, lecz nie w sposób typowy. Zamiast starać się stworzyć jak najbardziej monolityczny profil, nawet w formie finezyjnie obrabianego odlewu i do niezbędnego minimum ograniczyć ilość łączeń zdecydowano się na użycie grubych aluminiowych płatów. Na pierwszy rzut oka Lyry wyglądają na typowy układ D’Appolito. Centralnie umieszczona kopułka otoczona z góry i z dołu bliźniaczymi przetwornikami nisko – średniotonowymi. Jednak tym razem pozory mylą. Oczywiście nadal mamy do czynienia z dwudrożną konstrukcją trzygłośnikową, jednak zwrotnica jest pierwszego rzędu a przetworniki nisko-średniotonowe kończą pracę poniżej 1,5 kHz. W roli tweetera wykorzystano pracujący w tubie pierścieniowy przetwornik BMS a 16,5 cm mid-woofery (Seas Excel?) o magnezowych membranach i miedzianych stożkach fazowych zamontowano tak, aby ich centra znajdowały się w jednej linii z głośnikiem wysokotonowym. Układ ten zoptymalizowano do odsłuchu z odległości 3,5m. Do wytłumienia i tak praktycznie martwej akustycznie obudowy posłużyła wełna mineralna a na ścianie tylnej znalazło się miejsce dla wylotu bas refleks o znacznym przekroju. Równie solidne są pojedyncze, biżuteryjne gniazda Furutecha – model FT-816.
Jeśli podejdziemy dość stereotypowo do tematu dźwięku, jako pochodnej materiałów wykorzystanych do produkcji kolumn i to zarówno obudów, jak i przetworników powinniśmy oczekiwać brzmienia do szpiku kości technicznego i suchego niczym Gobi w środku lata. Aby udowodnić powyższą tezę wystarczy dysponować odpowiednio dobranym repertuarem. Ja posłużyłem się możliwie najbardziej audiofilskim wydaniem MFSL „Countdown to Extinction” Megadeth i już rozpoczynający album „Skin o’ My Teeth” wypadł płasko i beznamiętnie a cykająca góra, oraz brak dynamiki rozczarowywały będąc kolejnym gwoździem do trumny. Czyli mamy sensację i spokojnie możemy ogłosić triumf wyznawców obudów z drewna i przetworników z papieru? Niekoniecznie, gdyż już kolejny utwór, czyli „Symphony of Destruction” pokazał nader dobitnie, że diabeł tkwi w szczegółach. Wokal Mustaine’a i stopa perkusji zostały oddane bardzo naturalnie i sugestywnie. Niestety reszta dźwięków wydobywających się z kolumn dość boleśnie od nich odstawała jakością. Powód był oczywisty – tam gdzie realizator/masteringowiec się przyłożył było dobrze, bądź bardzo dobrze, lecz tam, gdzie komuś czegoś się nie chciało zrobić i uznano, że „jakość” spokojnie zastąpi „jakoś” Thraxy nie miały litości i bezpardonowo piętnowały niedoróbki. Dla tego zamiast kombinować i samookaleczać zdecydowanie bardziej wolałem postawić na pewniaki – dobrze zrealizowane albumy w stylu „Lateralus” Tool, „S&M” Metallicy, czy „Dark Passion Play” Nightwish, choć akurat w ostatnim przypadku zdecydowanie przyjemniejsza w odbiorze okazała się warstwa muzyczna, gdyż Anette Olzon „trochę” brakowało nazwijmy to delikatnie … pojemności płuc ( z obecną wokalistką – Floor Jansen podobnych zarzutów być już nie powinno). Potężna ściana heavy metalowego dźwięku wspomagana równie monumentalną orkiestracją nie sprawiły bułgarskim kolumnom nawet najmniejszych problemów, a biorąc pod uwagę, że graliśmy nimi w 35 metrowym pomieszczeniu spokojnie można uznać, że w bardziej konwencjonalnych warunkach lokalowych trudno będzie znaleźć repertuar, w którym powiedzą pas. Pomimo niesamowicie kremowej i homogenicznej konsystencji nie czuć efektu zgaszenia, czy też skondensowania, ściśnięcia sceny. Jeśli tylko nagranie zostało zrealizowane z rozmachem, to szeroka scena i przysłowiowe hektary przestrzeni będą stały przed słuchaczem otworem sięgając hen, hen za horyzont. Trudno również mieć nawet najmniejsze zastrzeżenia do precyzji w pozycjonowaniu źródeł pozornych i selektywności/detaliczności niezależnie od reprodukowanych poziomów głośności. Zarówno przy niemalże stadionowym ryku, jak i podczas najcichszych pasaży każdy instrument miał swoje jasno określone i nienaruszalne miejsce.
Wydana na złocie demonstracyjna płyta Ushera „Be there” to mistrzowskie połączenie azjatyckiego zamiłowania do typowej samplerowej nadrozdzielczości z bardzo udanie dobranym materiałem muzycznym. Realizm „Night in Moscow Suburbs” w wykonaniu Xue Li po prostu porażał – namacalność wokalu, niemalże bijąca po oczach stabilność sceny i lokalizacja źródeł pozornych na Thraxach zachwycały. Nawet śpiewane w lokalnym narzeczu partie wokalne wypadły gładko, ciepło a sybilanty pomimo braku złagodzenia i zaokrąglenia najwyższych składowych nie irytowały. Nie było tzw. efektu kury uderzanej po łbie tamburynem lub jak kto woli kakofonii towarzyszącej workowi sztućców zrzuconemu z betonowych schodów. A Kodo („Soul of the Great”)? Nawet w naszych 35 metrach nie czuć było braku najniższych tonów, osłabienia ataku, czy też tego, że kolumny dostają zadyszki. Bas był zwarty, zróżnicowany i schodził naprawdę nisko. Oczywiście czuć było, że w najniższych rejestrach dźwięk jest „zrobiony” i kolumny nader sugestywnie udają, że sa większe niż w rzeczywistości, ale akurat na tego typu podkolorowaniem realiów jesteśmy w stanie przejść do porządku dziennego i trudno wyobrazić sobie sytuację, gdy ktoś mógłby stwierdzić, ze taki sposób prezentacji mu się nie podoba. Powyższe obserwacje potwierdziły utwory symfoniczne, w których Tutti orkiestry atakowało z wściekłością 80kg. Rottweilera i tylko odosobnionemu miejscu odsłuchowemu zawdzięczamy brak interwencji służb mundurowych z powodu zakłócania spokoju.
Przestrzeń z jednej strony, jak to zwykle przy monitorach bywa jest świetna. Scena budowana jest w głąb, lecz jednocześnie nie ma najmniejszych problemów, by solista wyszedł przed linię wyznaczoną przez kolumny i zaśpiewał praktycznie tylko dla nas, zbliżając usta do mikrofonu i szepcząc tak, byśmy słyszeli każdy oddech, każdy, nawet najmniejszy detal artykulacji. Wystarczy wygodnie usiąść w fotelu i posłuchać „My Heart and I” w wykonaniu Charlotte Rampling – gęsia skórka gwarantowana.
W materiale testowym nie mogło oczywiście mojego dyżurnego „papierka lakmusowego” weryfikującego zdolności przestrzenne testowanych urządzeń, czyli nieodżałowanej Mercedes Sosy w „Misa Criolla” Ramireza – oddech, przestrzeń i świetne oddanie barwy, emocjonalności wokali a przede wszystkim wspominana już wcześniej doprowadzona do perfekcji umiejętność wyprowadzenia solisty przed szereg przy jednoczesnym zachowaniu naturalnej więzi i interakcji z chórzystami stojącymi na dalszym planie. Dzięki temu przed słuchaczem roztacza się niesamowicie głęboka przestrzeń z wyraźnie pokazanymi bardziej odległymi planami a do wymiarów „poziomych” dołączył pełnoprawny pionowy – wysokość, dający wyobrażenie o akustyce pomieszczenia, w którym dokonano nagrania.
Na deser zostawiłem dwa albumy – Arilda Andersena, który ze swoją bajkową „Kristin Lavransdatter” idealnie wpisał się w estetykę bułgarskich podstawkowców oferując pasjonujący spektakl nie pozwalający spokojnie usiedzieć w miejscu i choć przez chwilę wrócić do lat dziecięcych, gdy szkrabem będąc przyklejałem ucho do radioodbiornika chłonąc nadawane wtenczas fenomenalne słuchowiska. Tak jak wtedy największe sławy teatralnych scen przybliżały klasykę baśni, tak teraz Andersen snuł skandynawską opowieść. Drugim, zamykającym krytyczną sesję odsłuchową wydawnictwem był „Gili Garabdi” Fanfare Ciocarlia. Jeśli jeszcze w tym momencie ktokolwiek miałby zastrzeżenia do zbytniej ofensywności, bądź niedostatecznej selektywności i czystości emisji zamontowanego w dość pokaźnej tubce przetwornika wysokotonowego Thraxów to musi koniecznie tego albumu posłuchać. Zerowa natarczywość przy niespotykanej komunikatywności i ilości oferowanych informacji sprawiała, że zaangażowanie w rozgrywający się przed nami szalony spektakl mogło być wyłącznie pełne – 100%. Tutaj już nie było miejsca na chłodna kalkulację, tutaj najważniejsze były emocje a te Lyry oddawały z pełną intensywnością.
Zgodnie z ortodoksyjnymi, skostniałymi założeniami kolumny Thrax Lyra nie miały prawa zagrać może nie tyle dobrze, co muzykalnie. Jednak są one najlepszym przykładem, że teoria sobie a życie sobie i jeśli czegoś z założenia nie da się zrobić, to trzeba poprosić kogoś, kto o owej niemożności nie wie i po prostu to zrobi. Takim kimś tym razem okazał się pan Rumen Artarski, który wykorzystując materiały, z którymi od lat miał do czynienia przy projektowaniu własnej elektroniki stworzył kolumny inne niż większość konstrukcji dostępnych na rynku. Kolumny, które pozbawione praktycznie własnego charakteru, podbarwień wynikających z budulca zarówno obudów, jak i przetworników najprościej rzecz ujmując uwolniły muzykę. Pozwoliły jej zabrzmieć w sposób nieskrępowany i niesamowicie czysty – żywy. Mocna rzecz.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: RCM
Cena: 16 200 €
Dane techniczne:
Pasmo przenoszenia: 34-20 000 Hz
Impedancja nominalna: 4 Ω
Moc maksymalna: 250 W
Wymiary: 210W x 385D x 520H mm
Waga: 35 kg/szt.
Wykończenie: czarne lub srebrne, anodowane aluminium
Skuteczność: 90 dB
System wykorzystany podczas testu:
– Tranaport CD: Reimyo CDT – 777
– DAC: Reimyo DAP – 999 EX
– Przedwzmacniacz liniowy: Reimyo CAT – 777 MK II
– Wzmacniacz mocy: ABYSSOUND ASX-1000
– Kolumny: Gauder Akustik Cassiano
– Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ
– IC RCA: Harmonix HS 101-GP
– IC cyfrowy: Harmonix HS 102
– Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
– Stolik: SOLID BASE VI
– Listwa zasilająca: POWER BASE HIGH END + Acrolink 9500
Opinia 2
Stosunkowo młoda manufaktura THRAX AUDIO zdążyła się już w naszym kraju zaprezentować z dobrej strony i to nie tylko podczas występów testowych, ale również jakże ważnych wypadów do potencjalnych klientów, czego echa można doświadczyć, śledząc różne fora internetowe. Nasza redakcja miała już przyjemność spotkania z produktami z Bułgarii – monobloki Dionisos w cyklu „System marzeń” i jak to ostatnimi czasy często bywa, owe kontakty po raz kolejny potwierdzały drobiazgowe przygotowanie firmy dawnego bloku wschodniego do bytu w High End-owej ekstraklasie tak pod względem wyrafinowania generowanego dźwięku, jak i jakości wykonania komponentów. Co więcej, z przecieków wiadomo, że spora grupa producentów z zachodnich landów tego segmentu audio zamawia u nich niektóre półprodukty, potwierdzając tym faktem moją tezę pełnej akceptacji recenzowanej dzisiaj marki pośród mającej dużą renomę konkurencji. Dzisiejszy test jest te z dowodem na reakcją dystrybutora – katowickiego RCM-u – na pojawienie się uzupełniających ofertę monitorów Lyra, które będąc prototypową, ale ostateczną i przeznaczoną do produkcji wersją , dumnie prężą numer „0” na tabliczce znamionowej, będąc czymś w rodzaju przedprodukcyjnego białego kruka.
Dostarczone do testu kolumny podstawkowe, mimo że nie przytłaczają zbytnio doznaniami optycznymi, za nic mają również swoje gabaryty i poprzez fakt wykonania obudów w całości z aluminium, są monstrualnie ciężkie, osiągając ok. 38 kg sztuka. Przednia ścianka czaruje nas dwoma magnezowymi głośnikami średnio-niskotonowymi i umieszczoną między nimi, zagłębioną w poziomo wyfrezowanej eliptycznej tubie wysokotonówką. Skrajne głośniki podobnie jak przetwornik górnych rejestrów zostały nieco głębiej osadzone względem płaszczyzny frontowej, czyniąc tym sposobem również coś na kształt śladowego rozpraszacza tubowego. I gdy taka budowa z reguły ogranicza propagację fal względem słuchacza, przyczyniając się do bardzo wąskiego sweet spotu, to w tym przypadku prawie tego nie odczuwamy. A to pokazuje nam umiejętności pomysłodawców w znalezieniu konsensusu pomiędzy założeniami konstrukcyjnymi i końcowymi efektami dźwiękowymi. Tył kolumn z racji bycia zaślepką składanej na zakładkę konstrukcji ścianek bocznych jest ostoją śrub montażowych, centralnie umieszczonego portu bass-refleksu i w swej dolnej części terminalu przyłączeniowego kabli głośnikowych. Nad terminalami znajdziemy jeszcze wspomnianą numerację produktową i logo producenta. Całość obudowy przyciąga nasze oczy satynową czernią, którą dla uatrakcyjnienia projektu przełamują jedynie srebrne membrany głośników i ich miedziane korektory fazy. Ot wizualny spokój okraszony delikatnymi, podnoszącymi wartości estetyczne akcentami.
Testowany zestaw głośnikowy na chwilę obecną nie posiada dedykowanych stendów, ale jak to w prężnie działającym teamie recenzenckim być powinno, bez najmniejszych problemów zorganizowaliśmy stosowne, spełniające wymogi wysokościowe i obciążeniowe podstawki rodzimej manufaktury Rogoz Audio. Jeśli ktoś na podstawie fotografii poddawałby w wątpliwość me zapewnienia o ich solidności, spieszę donieść, iż te zwiewnie wyglądające czworonożne „taborety” wagowo niewiele ustępują prezentowanym na nich konstrukcjom głośnikowym, dodatkowo oferując potencjalnemu nabywcy, możliwość zasypania piaskiem lub innym wsadem balastowym. Jak widać czasem pozory mogą mylić. Ale wracajmy do naszych kolumn. Z uwagi na chwilowe występy mojej końcówki mocy Reimyo u znajomego audiofila i wiedzy o wyrafinowaniu stacjonującego u mnie pieca rodzimej marki Abyssound model ASX-1000, bez najmniejszych obaw postanowiłem zacząć odsłuchy w takiej właśnie konfiguracji. Nieco bardziej osadzone w barwie wzmocnienie Abyssound’a wręcz idealnie wpisało się w wypadkową tego podejścia testowego, dając tym sposobem nad wyraz spokojny jak na konstrukcje tubowe przekaz muzyczny. Kolumny nawet w najmniejszym stopniu nie zdradzały oznak natarczywości, co potomkom megafonów niemal ze startu jest stereotypowo przypisywane. Co więcej, wytwarzana dawka masy, gdy wymagał tego materiał muzyczny, jak na podstawkowce fundowała zadziwiająco solidne podwaliny pod masywne pomruki najniższych rejestrów, bez tremy wypełniając nimi teoretycznie nieco za duże pomieszczenie, jak również rozwiewając wątpliwości co do sztucznego pompowania basu. Nieczęste, ale bardzo ciekawe doznanie. W wysnuciu takich wniosków pomógł mi krążek Chada Wackermana zatytułowany „Dreams Nightmares and Improvisations”, gdzie elektro-jazzowy materiał swymi energetycznymi frazami bez najmniejszych ograniczeń brylował w dolnym paśmie. Oczywiście nie oszukujmy się, że to jest referencja w tej materii, jednak taka energia z tak niewielkich obudów jest faktem godnym zaznaczenia. Dodatkowo biorąc pod uwagę fakt kubatury pomieszczenia testowego i dobre występy w tych niezbyt sprzyjających warunkach, potencjalny mający do dyspozycji zdecydowanie mniejszy pokój nabywca powinien patrzeć na Lyry z dużym optymizmem. Po kilku tygodniach obcowania z kolumnami Thrax jestem dziwnie spokojny o pozytywny wynik w takim starciu. Próbując określić wpływ tubowego osadzenia wszystkich przetworników na froncie, przyznaję, że lekkie namaszczenie takim rozwiązaniem słychać, ale jeśli ja bardzo uczulony na podobne artefakty nie odbierałem tego w wartościach szkodliwych, a rzekłbym nawet bardzo dobrze wypadających, to dla zwykłego Kowalskiego będą one raczej dodatkowym rozświetleniem przestrzeni międzykolumnowej niż skazą. Taka konstrukcja, przy spójnym zestrojeniu całości pasma dostarczy nam nieprzebranych zasobów rozdzielczości, a co za tym idzie tak oczekiwanych przez wielu miłośników dźwięczności górnych rejestrów, bez popadania w szklistość. I właśnie z takim modelem widma akustycznego mamy do czynienia w tym przypadku. Innym pozytywnym aspektem obcowania z tytułowymi monitorami jest umiejętność znikania ich z wirtualnej sceny muzycznej, bez najmniejszych zaburzeń prezentując słuchaczowi dokładne pozycjonowanie źródeł pozornych, niezależnie od miejsca usytuowania w zakresie szerokości i głębokości. Taki przekaz uzyskałem przy pomocy repertuaru muzyki dawnej, a konkretnie mówiąc twórczości Jordi Savalla i Michela Godarta. Czy to chóralne „Pieśni do Sybilli”, czy też dość współczesna interpretacja zapisów nutowych Monteverdiego, dzięki wręcz perfekcyjnemu podejściu obu przytoczonych panów do procesu nagrywania i masteringu mogłem spędzić kilka wieczorów w oderwanej od codziennego życia kontemplacji, z przyjemnością smakując te wiekowe konstrukcje muzyczne. Przy zerowym szumie tła grubo po północy, oczami wyobraźni każdy ośrodek dźwięku bez najmniejszych problemów mogłem wyciąć z realizującej się przede mną sceny. Sądzę, że to właśnie ta uczulająca mnie namiastka tuby była odpowiedzialna za owe doznania. Może się starzeję i potrzebuję takich dodatków? Nie wiem i na razie nie będę tego roztrząsał. Ale idąc tropem przeglądu poszczególnych zakresów częstotliwościowych, nadmienię fakt bardzo kulturalnego występu wysokich tonów, które mimo braku oznak szaleństwa były rozdzielcze, a kiedy trzeba bardzo iskrzące. Środek pasma również oscylował w ulubionej przeze mnie estetyce nasycenia – mimo metalowych membran, a wcześniej opisane najniższe składowe z powodzeniem nadążały za wymogami stawianym przez różnorodny repertuar płytowy, z zaznaczeniem nierównej walki z kubaturą pomieszczenia. Wszystko to pokazało pełną synergię w zakresie spójności i barwy grania, co jak na takie konstrukcje – monitory z elementami tubo pochodnymi – wypadło nad wyraz dobrze.
Tak się złożyło, że przed zakończeniem testu w moje progi powrócił stacjonujący na co dzień japoński piec i nie omieszkałem sprawdzić, jak nieco bardziej rozdzielcza i grająca w estetyce neutralności końcówka, wpłynie na dotąd pozytywny odbiór bułgarskich kolumn. Przyznam się szczerze, że obawiałem się zbytniej nadpobudliwości drivera wysokotonowego i ogólnego osuszenia przekazu muzycznego. Jednak moje wątpliwości idąc trochę oczekiwanym tropem, nie degradowały uzyskanych wcześniej pozytywnych odczuć. Było nieco więcej informacji, które przy wyrafinowaniu końcówki dawały jeszcze większy wgląd w pracę talerzy w materiale jazzowym, lekkie przesunięcie tonacji ku górze wzbogaciło pakiet informacji o pracy pudła kontrabasu, a niskie tony przy delikatnej utracie masy stały się szybsze, jednak nadal spójne z resztą pasma, co jak wcześniej zaznaczałem, przy zbyt dużym pomieszczeniu nie powinno niepokoić. Dobrze się stało, że na koniec udało mi się sprawdzić taką konfigurację, gdyż znając swój set od podszewki, mogłem potwierdzić wysoki poziom generowania dźwięku bułgarskiego zestawu, bez względu na wyrafinowanie współpracujących z nim urządzeń.
To było bardzo owocne w pozytywne doznania kilkutygodniowe spotkanie z produktami z Bułgarii. Ich aspiracje do światowej czołówki według mnie potwierdziły się znakomicie i to bez względu na skonfigurowany w danym momencie set audio. Dwie odsłony i dwa pozytywne występy. Jednym zdaniem, dostarczone do testu kolumny marki Thrax są godnymi uwagi konstrukcjami, które bez względu na estetykę ciężkości grania reszty systemu różnicowały efekt końcowy brzmienia, nie popadając przy tym w mogącą zachwiać ich dobry odbiór nadpobudliwość. Testowany zestaw po raz kolejny pokazał nam, że konstruktorzy nauczyli się już trzymać na wodzy ochotę do krzyku rozwiązań tubowych, nie determinując tym sposobem ich zbytniego ugładzenia i utraty oddechu generowanych dźwięków. Jeszcze trochę i moje startowe uprzedzenie do podobnych rozwiązań stanie się wstydliwym bagażem dawnych doświadczeń recenzenckich.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy KAP – 777
– druga końcówka mocy ABYSSOUND ASX-1000
Kolumny: Gauder Akustik CASSIANO
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa zasilająca POWER BASE HIGH END plus kabel sieciowy Acrolink 9500
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Zwieńczenie prac nad odtwarzaczem sieciowym obsługującym format DSD
Astell & Kern zrewolucjonizował mobilne słuchanie muzyki wprowadzając na rynek serię
przenośnych odtwarzaczy hi-res. Teraz producent chce podbić rynek sprzętu stacjonarnego. To wszystko za sprawą nagrodzonego podczas CES 2015 audiofilskiego serwera muzycznego AK500N obsługującego format DSD.
AK500N jest pierwszym stacjonarnym odtwarzaczem sieciowym w ofercie marki Astell&Kern, który w pełni wykorzystuje zaawansowane systemy cyfrowe, zapewniając przy tym cenione analogowe brzmienie. Urządzenie zostało stworzone w oparciu o wieloletnie doświadczenie firmy oraz rozwiązania technologiczne i nowinki, których część została zawarta w serii AK – w tym również w modelu Astell&Kern AK240.
Wygodna obsługa umożliwia ripowanie pływ CD za pomocą jednego przycisku, a jakość odtwarzanych nagrań ucieszy nie jedną osobę, za sprawą wbudowanej baterii, która izoluje urządzenie od zewnętrznych zakłóceń. Konwersja PCM do DSD, kompatybilność z wieloma urządzeniami, łączność DLNA oraz obsługa nośników SSD to jedne z wielu rozwiązań, które mają na celu zaspokojenie wszelkich potrzeb użytkownika. Podczas projektowania AK500N nie został pominięty nawet najmniejszy szczegół, co zaowocowało bezkonkurencyjnymi możliwościami i jakością dźwięku, jakie oferuje to urządzenie.
Dodatkowo urządzenie oprócz standardowej formy sterowania za pomocą wbudowanego 7” wyświetlacza oraz firmowego oprogramowania umożliwia funkcję sterowania bezprzewodowego z poziomu np. IPada.
Poza przemyślaną konstrukcją, producent nie zapomniał o nowoczesnym designie. Końcowy wygląd jest wynikiem nawiązania do dwóch rzeczy – gry światła i cienia oraz potęgi i piękna drzemiącego w naturze. Astell&Kern AK500N pokazuje piękno i potęgę natury poprzez symbolikę szczytu Matterhorn, który zmienia się w zależności od czasu i ilości światła.
Wydobywa nie tylko najwyższą jakość dźwięku
Jak bardzo jesteś zadowolony z odsłuchu swojej cennej kolekcji płyt CD? Jeśli wciąż odsłuchujesz pojedynczych płyt CD, to AK500N został stworzony dla Ciebie. Urządzenie umożliwia zgranie całej kolekcji płyt CD za pomocą jednego przycisku. Wygoda obsługi to nie jedyne, co może zaskoczyć. Producent wykorzystał wysoce zoptymalizowany silnik ripowania, korekcję błędów i jitteru. Przełożyło się to na doskonałe parametry zgranych plików, a tym samym najwyższą i niedoścignioną jakość dźwięku.
Użytkownik ma do wyboru dwie prędkości zgrywania – normalna/szybka – oraz dwa formaty zapisywanych plików – WAV lub FLAC. Okładka albumu i dodatkowe pliki są automatycznie pobierane z najbardziej uznanej bazy danych audio na świecie – Gracenote. W razie potrzeby użytkownik ma możliwość pełnej modyfikacji informacji o płycie – tytuł, artysta, gatunek, rok wydania.
Nieskazitelna jakość dźwięku
Większość urządzeń zasilana jest z sieci AC, co jest głównym powodem przedostawania się do tychże sprzętów niepożądanych zakłóceń. To z kolei przekłada się na degradację dźwięku.
AK500N nie pozwala na przedostanie się nawet 1% zewnętrznych zakłóceń. Pomimo iż jest to urządzenie stacjonarne, zostało zaprojektowane do korzystania z wbudowanej baterii w celu eliminacji zakłóceń. Muzyka odtwarzana na AK500N jest osiągana bazując wyłącznie na zasilaniu bateryjnym, co pozwala osiągnąć czysty dźwięk o najwyższej jakości.
o Wbudowana bateria 10,400mAh 7.4 Li-Ion
o Bateria jest wymienialna
o Około 7 godzin odtwarzania przy w pełni naładowanej baterii
o Automatyczne ładowanie, kiedy pojemność spadnie poniżej 4% lub muzyka nie jest odtwarzana
Dźwięk jest neutralny, niezwykle dynamiczny zachowując przy tym najwyższą rozdzielczość i wywołując spore emocje.
Konwersja PCM do DSD
AK500N posiada dedykowany układ z natywną obsługą DSD i konwertuje pliki PCM do formatu DSD64 za pomocą wbudowanego silnika audio stworzonego przez Astell&Kern. Urządzenie potrafi skonwertować wysokiej jakości pliki – 32bit/384kHz WAV PCM oraz 24bit/352kHz FLAC PCM – do formatu DSD64 bez downsamplingu. Dodatkowo istnieje możliwość odsłuchu z konwersją do formatu DSD w czasie rzeczywistym. Postaw krok w kierunku uzyskania oryginalnej jakości dźwięku za pomocą funkcji konwersji bez jakichkolwiek zniekształceń.
Porównanie PCM i DSD
PCM (Pulse-CodeModulation) to najbardziej rozpowszechniona metoda zapisu cyfrowego sygnału analogowego. Sprowadza się ona do podziału osi układu współrzędnych, w celu odzyskania sygnału analogowego. Oś Y dzielona jest na 65 000(16bit)-16.7mln(24bit) części odpowiadających za rozdzielczość oraz osi X na 44 000(44.1kHz)-384 000(384kHz) części odpowiadających za częstotliwość próbkowania przed konwersją na sygnał cyfrowy.
Natomiast format DSD (Direct-Stream Digital) dzieli oś Y jedynie na pojedyncze bity (0 lub 1), natomiast oś X dzielona jest na 2.8mln(2.8MHz)-5.6mln(5.6MHz) części. Pozwala to na zmniejszenie szumu i zniekształceń, ponieważ na osi Y operujemy jedynie na 2 możliwych stanach logicznych.
4 zatoki SSD
AK500N posiada dyski SSD oparte o układy MLC, które w przeciwieństwie do układów TLC charakteryzuje znacznie większa wytrzymałość i żywotność. Wibracje generowane przez standardowe dyski talerzowe HDD zostały kompletnie wyeliminowane. Zapisuj i odczytuj ogromne ilości danych w mgnieniu oka, pozostawiając w tyle powolną konkurencję.
1TB/2TB/4TB SSD – urządzenie jest dostępne w kilku opcjach, aby usatysfakcjonować indywidualne potrzeby użytkownika.
Dzięki zastosowaniu konfiguracji RAID 0 i 5 przestrzeń danych jest właściwie zagospodarowana, a dane użytkownika są chronione.
Mnogość złącz
AK500N został wyposażony w różnorodne złącza wejściowe oraz wyjściowe. Umożliwia to bezproblemową komunikację z wieloma urządzeniami dostępnymi na rynku.Nie musisz już obawiać się o kompatybilność!
Możesz bez obaw podłączyć wszelkiego rodzaju sprzęt wysokiej półki poprzez cyfrowe wejścia i wyjścia (AES/EBU, koaksjalne, optyczne, BNC).
Dodatkowo wyjścia analogowe umożliwiają zarówno bezpośrednie podpięcie przetwornika, jak i podłączenie zewnętrznego wzmacniacza. W prosty sposób użytkownik może zbudować Hi-Endowy system oparty o różnorodne formy sygnału wyjściowego i wejściowego oraz cyfrowego i analogowego. Dla zwiększenia prostoty obsługi wszystkie złącza zostały czytelnie ukazane na grafice dostępnej w menu ekranu dotykowego. Cena urządzenia to 50 000 PLN z VAT. Urządzenie już jest dostępne w sprzedaży
Dystrybucja: MIP
Specyfikacja techniczna:
• Wyświetlacz: Dotykowy 7” WXGA(1280 x 800)
• DAC: Cirrus Logic CS4398 x2(Dual DAC)
• Pamięć: 1TB SSD MLC (możliwość rozszerzenia do 4TB, wsparcie RAID 0,5)
• Wyjścia cyfrowe: AES/EBU x1, BNC x1, Koaksjalne x1, Optyczne x1
• Wejścia cyfrowe: AES/EBU x1, BNC x1, Koaksjalne x1, Optyczne x1
• Wyjścia analogowe: Zbalansowane(L/R) x2, RCA(L/R) x2
• Poziom sygnału wyjścia fixed: 3V(RCA,XLR)
• Poziom sygnału wyjścia variable: 7.5V(RCA)/10V(XLR)
• Separacja kanałów: >135dB/1kHz
• Pasmo przenoszenia: ±0.02dB/20Hz~20kHz, ±0.4dB/10Hz~70kHz
• THD(zniekształcenia harmoniczne): <0.0008%/1kHz/10V, <0.001%/10Hz~20kHz/10V
• SNR(stosunek sygnału do szumu): 118dB/10V
• Wspierane formaty audio: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF
• Wspierane częstotliwości próbkowania: 8kHz~384kHz(8/16/24bit), natywnie DSD: DSD64(1bit/2.8MHz)/DSD128(1bit/5.6MHz)
• Porty USB: Typu A(host) x2, typu B(device) x1
• Funkcja USB DAC: UAC(USB Audio Class) 2.0 / DSD64, DSD128, PCM
• Funkcje komunikacji sieciowej: Wi-Fi 802.11b/g/n(2.4GHz), Ethernet 10/100/1000, DLNA(DMS, DMC, DMR)
• Dostępne formaty zgrywanych płyt: WAV, FLAC
• Wymiary / Waga: 214 x 243 x 238mm (szerokość x wysokość x długość) / 11.4kg
W stosunku do pierwszej wersji wprowadzonych zostało wiele istotnych zmian, które pozwoliły na jeszcze lepsza „obróbkę” sygnału wychodzącego z wkładki gramofonowej.
Najistotniejsze założenia zostały zachowane. Wysoki poziom wzmocnienia, i możliwość wyboru trybu pracy wejścia (balance/unbalance). Cała reszta została mocno zmieniona, począwszy od zasilania poprzez układ korekcji, a skończywszy na obudowie. Przedwzmacniacz to dalej dwie „puszki”. Transformator, „prostownik” i pierwszy stopień stabilizacji znajdują się w mniejszej obudowie. W większej znajduje się „reszta zasilacza” oraz układy korekcji i wzmocnienia. W zasilaczu zastosowano wydajny transformator Myrra oraz kondensatory Panasonic z serii FC. W układzie korekcji RIAA pracują ręcznie dobierane nisko-szumowe rezystory oraz kondensatory Vima.
Regulacja wzmocnienia odbywa się w pięciu krokach od 0,3mV do 5mV, dopasowanie impedancji wkładki ma siedem poziomów od 20Ω do 47kΩ. Obudowy zasilacza i przedwzmacniacza nieco urosły. Obie to zamknięty aluminiowy profil o przekroju prostokątnym. ścianka ma grubość 4mm.
Front obudowy przedwzmacniacza wykonano z 10mm szczotkowanego, anodowanego aluminium w kolorze naturalnym lub czarnym. Wersja standardowa wyposażona jest w wysokiej jakości gniazda, między innymi Neutrika. Dostępna jest również „ekstra” wersja w której wszystkie gniazda pochodzą z najwyższych serii Furutecha. Produkcja RCM.
Serwis streamingowy WiMP rozpoczął specjalną promocję pod hasłem „Trzy za jeden”. Akcja kończy się dokładnie o północy 31 stycznia.
Każdy nowy użytkownik, który w tym okresie zdecyduje się na subskrypcję i korzystanie z serwisu WiMP, zapłaci za trzymiesięczny abonament tyle ile za jeden miesiąc korzystania z serwisu. Użytkownicy, którzy zdecydują się na najwyższy pakiet – WiMP HiFi, charakteryzujący się bezstratną jakością dźwięku (pliki FLAC/ALAC), otrzymają dostęp do niego za 39,99 zł. Subskrybenci, którym odpowiada pakiet niższy WiMP Premium, zapłacą tylko 19,99 zł.
Dla przypomnienia: serwis WiMP zapewnia dostęp do ponad 25 milionów utworów oraz 75 tysięcy teledysków. Redakcja WiMP na bieżąco przygotowuje zestawienia najciekawszych utworów i albumów. W tym momencie w serwisie można posłuchać m.in.: „Co nowego w hip hopie”;”50 piosenek o rozstaniu”, playlisty ułożonej przez chłopaków z Royal Blood
czy wyciszyć się przy ciepłych dźwiękach na długie wieczory.
W ofercie RCM-u znalazła się nowa integra niemieckiego Trigona. Epilog jest uzupełnieniem serii premium line. Jego modułowa budowa pozwala na dowolną konfigurację. Można wybierać pomiędzy modułami z wejściami lub wyjściami symetrycznymi lub niesymetrycznymi. Możemy go również wyposażyć w przetwornik DA lub w przedwzmacniacz gramofonowy.
Układ ma budowę dual mono, a do zasilania wykorzystano dwa transformatory toroidalne o mocy 450VA każdy. Wzmacniacz dysponuje mocą 2 x 200W przy ośmiu Ω co pozwala na wysterowanie większości kolumn głośnikowych. Ceny zaczynają się od 31 350 PLN w zależniości od konfiguracji wejść i wyjść. Dystrybucja RCM.
Serdecznie zapraszamy Państwa na niezwykły spektakl z udziałem gwiazdy tegorocznej wystawy audio w Las Vegas – The Statement marki NAIM Audio.
Prezentację organizuje wrocławski salon audio Fusic, którego właściciel – Daniel Duda – jest miłośnikiem marki NAIM i wspiera produkty tej firmy od lat. Prywatnie używa elektroniki NAIM i po kłopotach organizacyjnych na Audio Show (prezentacja Statement nie doszła niestety do skutku) postanowił podjąć się realizacji premiery NAIM Statement w Polsce.
Prezentację udało się zorganizować dzięki wieloletniej współpracy z Panem Piotrem Guzkiem, organizatorem cyklu imprez pod szyldem „Audiofil” we Wrocławiu. Będzie to już piąty rok tej imprezy, w trakcie których 11 pokazów zorganizowanych zostało przy współpracy zaprzyjaźnionych miłośników sprzętu audio i melomanów – Piotra Guzka i Daniela Dudy.
Do prezentacji zostanie dostarczony sprzęt marki NAIM, kolumny głośnikowe marki TAD oraz okablowanie NAIM, Chord i Wireworld przez polskiego Dystrybutora tych marek – Audio Center Polska. Stolik do prezentacji dostarczy firma Rogoz Audio, gramofon wrocławska firma Moje Audio.
Za strojenie systemu będą odpowiadali Jason Gould, Daniel Duda oraz Robert Małas. O szczegółach dotyczących najnowszego „dziecka” marki NAIM opowie przedstawiciel tej firmy – Jason Gould.
Imprezę poprowadzi wspaniały orędownik najwyższej jakości dźwięku, wielki miłośnik muzyki – Pan Piotr Guzek.
Miejsce prezentacji zostało wybrane nieprzypadkowo – Hotel Qubus Wrocław, ul. Św. Marii Magdaleny 2. Po kilku latach doświadczeń i prób w wielu salach wybrane zostały w tym roku dwie najlepsze akustycznie we Wrocławiu sale konferencyjne. Ta w Hotelu Qubus jest jedną z nich.
Impreza zaplanowana jest na 7-8.02.2015 roku i będzie się odbywała w godz. 12-20.
Specyfikacja prezentowanych urządzeń:
NAIM Statement – wzmacniacz
Naim CDX2 z zasilaczem Naim Supercap – odtwarzacz CD
Naim Superline – przedwzmacniacz gramofonowy
Naim NDX z zasilaczem XPS – odtwarzacz strumieniowy
TAD Compact Reference (CR1) – kolumny głośnikowe
The Funk Firm LSD + ramię FXR – gramofon
Wireworld, Chord oraz Naim – okablowanie
Rogoz Audio – stolik
W ramach prezentacji będzie można nie tylko dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o marce NAIM i modelu Statement ale również posłuchać wielu fantastycznych nagrań. Muzyka będzie odtwarzana z trzech źródeł: odtwarzacza CD, gramofonu i odtwarzacza strumieniowego. Dzięki takiemu podejściu Daniel Duda i Piotr Guzek będą chcieli pokazać nie tylko możliwości systemu, ale również różnicę pomiędzy tymi źródłami dźwięku. Różnicę nie tylko wynikającą z technologii samego źródła, ale również formatu zapisu.
Na miejscu będzie można nabyć wydawnictwa płytowe NAIM Label oraz setki płyt używanych z kolekcji sprzedawanej na co dzień w saloonie audio FUSIC przy ul. Bolesławieckiej 1.
Wstęp na prezentację systemu NAIM Statement jest wolny. Wszelkie pytania w sprawie prezentacji prosimy kierować do Daniela Dudy – dd@fusic.pl
The Scale Model Equipment to już legenda w śród producentów gramofonów i ramion gramofonowych. Ich oferta nie zawiera dwudziestu modeli jak u niektórych, a wprowadzenie nowych urządzeń odbywa się w wyważony sposób. W najbliższym czasie do sprzedaży trafi najnowsze dziecko spod znaku SME.
SME 15, tak nazywa się zupełnie nowy model gramofonu. Z mniejszej „10-tki” wzięto kształt i kompaktowy rozmiar, a od większych braci wzięto rozwiązania układu zawieszenia chassis. Aby zachować kompaktowe wymiary zastosowano trzy punkty podparcia. Do gramofonu możemy zamontować jedno ramię 9”. Zasilacz wraz ze sterowaniem znajduje się w osobnej obudowie. Nowa „15-tka” cenowo plasuje się pomiędzy modelem 10, a modelem 20/3. Jej cena z ramieniem 309 to ok. 40 000 zł
Odświeżenia, choć tylko wizualnego doczekały się modele 20 i 30. Klienci chcący ożywić nieco monotonną czarną bryłę urządzenia mogą zamówić je z chromowanymi dodatkami. Chromy można zamówić również do ramion 312S oraz „piątki”. Dystrybucja RCM
Już niebawem firma Simaudio rozpocznie sprzedaż swojego najnowszego przetwornika C/A – MOON Neo 280D. Urządzenie obsługuje najnowsze formaty i pliki wysokiej rozdzielczości: natywny format DSD 256, pliki 384 kHz/32 bity, a także studyjny format DXD. Funkcjonalność urządzenia zwiększa kompatybilność z Bluetooth aptX i systemem wielostrefowym MiND, dzięki czemu w dowolnym miejscu w domu można cieszyć się najwyższej jakości dźwiękiem.
Kanadyjczycy z Simaudio sukcesywnie rozwijają gamę urządzeń marki MOON, zwracając szczególną uwagę na konstrukcje obsługujące najnowsze formaty dźwięku wysokiej rozdzielczości. Dzięki zaawansowanym technologiom i wyselekcjonowanym podzespołom modele MOON potrafią zaprezentować całe piękno muzyki zarejestrowanej w postaci formatu DSD i w plikach wysokiej rozdzielczości.
Muzyka w najwyższej rozdzielczości i jakości
Najnowszą konstrukcją, zaprojektowaną dla wymagających audiofili, jest w pełni asynchroniczny przetwornik cyfrowo-analogowy MOON Neo 280D. Dzięki zaawansowanym układom urządzenie dekoduje format natywny DSD, aż do DSD 256, a także pliki PCM w rozdzielczości nawet 384 kHz/32 bity, wliczając studyjny format DXD. Zaprezentowanie pełni możliwości drzemiących w tak gęstych plikach wymaga zastosowania najwyższej jakości podzespołów i dopracowanej konstrukcji. Cały stopień analogowy jest w pełni zbalansowanym układem różnicowym, który projektanci wzbogacili o zaawansowany filtr 3. rzędu. Ponadto tor sygnału analogowego wykorzystuje układ DC servo oraz autorski filtr analogowy 18 dB/oktawę. Zastosowane rozwiązania pozwalają uzyskać naturalną przejrzystość i wierność brzmienia, a także gwarantują zwiększenie zakresu dynamiki i przestrzenności, podwyższenie rozdzielczości oraz zmaksymalizowanie stosunku sygnał/szum.
Bezkompromisowa jakość dźwięku, jaką dostarcza MOON Neo 280D, jest pochodną zaawansowanej inżynierii. 4-warstwowe obwody drukowane ze ścieżkami z czystej miedzi umożliwiają maksymalne skrócenie ścieżki sygnałowej, na czym zyskuje precyzja brzmienia i stosunek sygnał/szum. Ponadto sztywna rama minimalizuje wpływ zewnętrznych wibracji, a potężne zasilanie, o dużo większej pojemności niż to konieczne, pozwala odtworzyć ciche i głośne fragmenty z zadziwiającą wiernością i dynamiką. Całość dopełniają wyselekcjonowane, bardzo wysokiej jakości komponenty elektroniczne.
MiND, Bluetooth, gniazda cyfrowe – łączność bez granic
Projektanci wzbogacili swój przetwornik C/A o łączność bezprzewodową Bluetooth aptX i przystosowali do współpracy z opcjonalnym modułem MiND (połączenie Ethernet lub Wi-Fi). Dzięki technologii Bluetooth wystarczy zainstalować ulubione serwisy muzyczne na urządzeniu smart i sparować urządzenie z Neo 280D, aby móc bez problemu strumieniować muzykę wprost do domowego systemu audio. MiND natomiast pozwala zbudować system wielostrefowy. Ten opcjonalny moduł gwarantuje wygodę użytkowania i zapewnia dostęp do cyfrowej biblioteki muzycznej, którą dysponuje użytkownik. Ponadto moduł MiND umożliwia sterowanie z poziomu aplikacji dla iPoda Touch, iPada i iPhona.
Najnowszy przetwornik C/A MOON-a może współpracować z niemal dowolnym urządzeniem. Pozwalają na to liczne złącza. Neo 280D wyposażony jest w sześć wejść cyfrowych: 1 x AES/EBU, 2 x SPDIF, 2 x Toslink, 1 x USB. Port USB obsługuje format DSD 256 oraz 32-bitowe pliki i wykorzystuje galwaniczną izolację. Ponadto najnowszy przetwornik C/A MOON-a wyposażony jest w kluczowe funkcje serii Neo, m.in. Sim Link i porty IR oraz RS-232. Ten ostatni wykorzystywany jest do dwukierunkowego sprzężenia zwrotnego i aktualizacji oprogramowania, wejście IR umożliwia zewnętrzne sterowanie, a port kontrolera Sim Link służy do 2-torowej komunikacji z innymi kompatybilnymi urządzeniami MOON.
Pierwsze egzemplarze przetwornika C/A MOON Neo 280D pojawią się w sprzedaży w marcu 2015 r. W późniejszym terminie rozpocznie się dystrybucja modelu na poszczególnych rynkach, także polskim. Cena urządzenia zostanie opublikowana podczas wprowadzania Neo 280D na poszczególne rynki.
Dystrybucja: Audio Klan
TechDas to marka należąca do japońskiej firmy Stella Inc. Jej flagowy model gramofonu Air Force One zdobył już renomę na całym świecie i jest uznawany za najlepszy obecnie produkowany gramofon.
Na ubiegłorocznym Hi-Endzie w Monachium zaprezentowano finalną produkcyjną wersję Air Force Two. W założeniu „dwójka” mała być znacznie tańsza od flagowca, stąd jest trochę uproszczeń. Chassis jest aluminiowym odlewem ciśnieniowym, a talerz gramofonu wykonano z jednego kawałka aluminium. Nie zrezygnowano jednak z tego, co wyróżnia konstrukcje TechDasa czyli łożyska na poduszce powietrznej, oraz z podciśnieniowego przysysania płyty do talerza. Powyższe „uproszczenia” pozwoliły o połowę zredukować cenę. Produkty z Japonii dystrybuuje katowicki RCM. Air Force Two jest dostępny za 141 500 zł.
Opinia 1
Pomimo trwającego od dłuższej chwili prawdziwego winylowego renesansu i powrotu nawet przez największe koncerny (Onkyo, Pioneer, TEAC) do odkurzenia zdawałoby się jeszcze nie tak dawno zapomnianych zdobyczy minionej epoki zajmowana przez producenta bohatera niniejszej recenzji pozycja lidera pod względem popularności wydaje się być niezagrożona. Trudno się z resztą temu dziwić, gdyż powszechność, czyli dostępność automatycznie niesie ze sobą jakże pożądaną rozpoznawalność. Dodatkowo szeroka oferta zaczynająca się poniżej pułapu 900 zł (model Elemental i to z wkładką!) a kończąca na blisko 27 000 zł za nawiązujący do klasycznych wzorców Xtension „Ortofon RS-309D” pozwala idealnie dobrać konkretną konstrukcję zarówno do własnych preferencji stylistycznych, jak i możliwości … finansowych. W tym momencie wszystko powinno być jasne – po eksploracji katalogów wyspecjalizowanych, stricte audiofilskich manufaktur w stylu Transrotora, Dr.Feickerta, czy Thalesa przyszła pora na prawdziwy mainstream – austriacki Pro-Ject Audio Systems. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie ustawili poprzeczki nieco wyżej niż pułap, z jakim z reguły Pro-Ject się kojarzy i przy okazji, dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora – firmy Voice, wzięliśmy na testy gramofon, a raczej kompletny zestaw Pro-Ject Xtension 9 EVO Super Pack wzbogacony dodatkowo o topowy przedwzmacniacz gramofonowy Phono Box RS i akumulatorowy zewnętrzy zasilacz Power Box RS Phono. To jednak nie wszystko, gdyż o ile do testów w większości przypadków trafiają urządzenia w standardowych, najpopularniejszych, najłatwiej zbywalnych okleinach, to tym razem zostaliśmy dopieszczeni zjawiskowym fornirem oliwnym lakierowanym na wysoki połysk. „Oliwkowa” wersja nawet na zdjęciach producenta wyglądała szalenie atrakcyjnie, jednak, gdy wypakowaliśmy gramofon z potężnej skrzyni transportowej byliśmy po prostu zachwyceni. Choć teoretycznie, zgodnie z popularnymi stereotypami, typowy audiofil nie patrzy na to jak dane urządzenie wygląda, lecz jak gra, to z autopsji wiem, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz a Xtension 9 EVO wygląda po prostu obłędnie i prawdę powiedziawszy można go kupić praktycznie wyłącznie ze względu na urodę. Z resztą oceńcie Państwo sami:
Oczywiście o gustach się nie dyskutuje, lecz w przypadku 9-ki trudno zaprzeczyć, że nie wyważając otwartych niemalże wiek temu drzwi producentowi udało się połączyć klasyczną, ponadczasową prostotę formy z ergonomią i służącymi jej, oraz mam cichą nadzieję również dźwiękowi, rozwiązaniami konstrukcyjnymi.
Standardowe, jak na konstrukcję wyposażoną w 9’’ ramię, gabaryty gramofonu nie wskazują na jego całkiem sporą, wręcz zadziwiającą wagę. Co prawda sam aluminiowy talerz z umieszczonym od spodu sorbotanowym wytłumieniem i winylową, zamontowaną na stałe matą waży prawie pięć i pół kilograma, jednak stanowiącą podstawę fornirowaną płytę MDF trudno podejrzewać o kolejne dziesięć. Tak też jest w istocie, gdyż od spodu w kilku miejscach wyfrezowano niewielkie komory, w których umieszczono metalowy granulat. Wspomniany talerz spoczywa na odwróconym łożysku z ceramiczną kulką wspomaganą ferrytowymi pierścieniami pozwalającymi odciążyć łożysko i zredukować opory układu. Ramię to prosta, posiadająca dwie osie ruchu („gimballed-arm”) 9-ka o symbolu PJ 9” cc EVO wykonana z plecionki włókien węglowych o zintegrowanym, powstałym w procesie prasowania headshellu. Zostało ono wyposażone w mechanizm kardanowy a zastosowane łożyska spełniają standard ABEC klasy 7. Za zmianę obrotów odpowiedzialny jest wbudowany w lewy narożnik korpusu Speed Box II z dużym przyciskiem startu i zmiany prędkości obrotowej, oraz diodami LED wskazującymi osiągnięcie przez talerz wybranej prędkości. Moment obrotowy przenoszony jest za pomocą paska o okrągłym przekroju z porządnego, aluminiowego „talerzyka” ukrytego pod odkręcaną osłoną.
Na chwilę uwagi zasługują również trzy teleskopowe nóżki, na których spoczywa gramofon, gdyż nie są one sztywne, lecz dzięki umieszczonym wewnątrz odwróconym magnesom działają na zasadzie amortyzatorów izolujących całą konstrukcję od drgań podłoża.
Gramofon otrzymujemy w komplecie z przewodem sygnałowym z serii Connect It Phono CC (DIN – RCA), masywnym – 800g dociskiem płyty i 4 przeciwwagami. Oczywiście w ramach standardowego wyposażenia nie zabrakło akrylowej pokrywy. I jeszcze jedno. Ponieważ mamy do czynienia z maksymalnie „wypasioną” wersją ramię zostało firmowo uzbrojone we wkładkę MC Quintet Black Ortofona o szlifie Nude Shibata.
Wraz z 9-ką otrzymaliśmy również topowy (a jakże!) przedwzmacniacz gramofonowy Phono Box RS wraz z dedykowanym akumulatorowym zasilaczem Power Box RS Phono.
Zdublowane wejścia i wyjścia w standardach RCA/XLR, płynna regulacja obciążenia wkładki, wygodny przełącznik wyboru krzywej korekcji (RIAA lub Decca) i selektor wzmocnienia podkreślają ekskluzywność austriackiego phonostage’a. Dokładając do tego układ dual mono i obudowę wykonaną z aluminiowych płatów widać wyraźnie, że RSa z niższymi modelami przedwzmacniaczy Pro-Jecta łączy jedynie marka, bo konstrukcyjnie ma z nimi tyle wspólnego, co Bugatti Veyron z Passatem.
Choć tytułowy Xtension 9 EVO nawet nie łapie się na rodzinne podium ustępując zarówno gabarytami, zaawansowaniem technicznym i oczywiście ceną starszemu rodzeństwu – 10EVO, PJ 12ccEVO, oraz topowemu Ortofonowi RS-309D, trudno odmówić mu szlachetnego urodzenia. W końcu przynależność do linii Xtension zobowiązuje. Sam montaż i kalibracja jest nad wyraz intuicyjna a osoby nie mające zbytniego zaufania do własnych umiejętności i wiedzy mogą się oprócz szczegółowych instrukcji posiłkować dostępnymi między innymi na YouTube filmami dokładnie pokazującymi co i jak ustawić. Generalnie cały proces nie powinien zając dłużej niż kilkadziesiąt minut i to z przerwą na espresso, oraz usuwaniem pozostawionych odcisków linii papilarnych na akrylowej pokrywie.
Ponieważ egzemplarze dostarczone do testów z wyjątkiem phonostage’a były całkowicie niewygrzane pierwsze kilkadziesiąt godzin poświęciłem na rozgrzewkę i osiągnięcie optymalnych parametrów pracy przez cały zestaw. Co ciekawe, okres, gdy dźwięk ewidentnie budził się do życia trwał zaskakująco krótko i już po kilku godzinach grania to, co zaczęło wydobywać się z głośników spokojnie można było nazwać muzyką. W dodatku muzyką podaną w sposób logicznie korelujący z wyglądem urządzenia odpowiedzialnego za jej odtworzenie. Mam na myśli pewną wrodzoną, natywną elegancję i to elegancję wzbogaconą delikatnymi akcentami dostojności a wręcz ekskluzywności. Od pierwszych taktów słychać, że Pro-Ject gra dźwiękiem gęstym, skupionym i ponad wszelką wątpliwość osadzonym w kanonach utożsamianych z typową analogowością, ba nawet większością jej stereotypowych skojarzeń. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć. Nie ma mowy o trącącym naftaliną archaicznym patefonie, gdzie z pośród szumów i trzasków można było przy odrobinie dobrej woli usłyszeć coś na kształt muzyki w jakości, dla której połączenie telefoniczne z budki tuż przy ruchliwym skrzyżowaniu wydawało się nieosiągalnym wzorcem. Chodzi raczej o kontrpropozycję do pojawiających się od czasu do czasu na ryku konstrukcji grających na tyle technicznie i analitycznie, że wypadają nieraz bardziej cyfrowo od niejednego plikograja. Zamiast tego Pro-Ject otwiera przed słuchaczem swój własny mikrokosmos, w którym rozgrywające się na wirtualnie kreowanej scenie wydarzenia zamknięte są w niewidzialnej sferze (to takie mądrzejsze określenie bańki), w której znajduje się również wspomniany słuchacz. Dzięki temu wszystko co słyszymy jest soczyste, mięsiste i niemalże realne, choć wcale nie tak precyzyjne, nie posiadające tak ostrych, jak u droższej konkurencji krawędzi. Jest aksamitnie gładko a przy tym całkiem dynamicznie i bez zbędnego zawoalowania najwyższych składowych, co z radością zauważyłem podczas odtwarzania repertuaru Iron Maiden („The Number Of The Beast”), czy Blind Guardian („A Voice In The Dark”). Również elektronika w kobiecym wydaniu, czyli wiecznie młodej Madonny („Ray of Light”) i Selah Sue („Rarities”) przyjemnie otulała roztaczając przede mną szeroką, głęboką i pełną impresjonistycznych dźwiękowych plam przestrzeń. W takim sposobie prezentacji można było doszukać się wielu elementów wspólnych z Linnem Sondek LP 12 Majik, choć pod względem prowadzenie i zdyscyplinowanie linii basu Austriak przypadł mi zdecydowanie bardziej do gustu od „kultowego” Szkota.
Dopieszczenie przedwzmacniacza bateryjnym zasilaczem znacząco podniosło separację źródeł pozornych, oraz sprawiło, że tło za końcowymi planami zostało sugestywniej zaczernione. Poprawie uległa również konturowość a linie obrysowujące muzyków i ich instrumentarium stały się cieńsze, lecz zarazem silniej nakreślone.
Przesiadka na RCM-owskiego Sensora okazała się kolejnym krokiem w dobrą stronę. W porównaniu do austriackiej konkurencji można uznać, że Prelude charakteryzujący się ponadprzeciętną motoryką zaaplikował Pro-Jectowi potężną dawkę adrenaliny i solidnie przewietrzył scenę. To zupełnie inna estetyka grania aniżeli w monoteistycznie ortodoksyjnym systemie PJ. Do głosu dochodzi pewne utwardzenie, zwartość, przez co dźwięk szybciej „się zbiera” a bas staje się bardziej różnorodny. Dodatkowo można mówić o większym oderwaniu dźwięków od centrum kadru. To tak, jakby zmniejszyć ogniskową, spojrzeć (usłyszeć) na całość z szerszej perspektywy zachowując jednocześnie poprzednią homogeniczność przekazu. Szczególnie zauważalne było to na fenomenalnym albumie „Vagen” Tingvall Trio. Większa swoboda i dłuższy, bardziej „klimatyczny” czas wygaszania poszczególnych fraz pozwolił zespolić w logiczną całość namacalność i wyrazistość z eteryczną, niemalże transcendentalną zadumą.
Po kilkutygodniowej przygodzie z otwierającym linię Xtension modelem 9 EVO cieszę się, że wreszcie udało mi się na spokojnie posłuchać jednej z bardziej ambitnych propozycji tego austriackiego producenta i przy okazji poznać potencjał drzemiący w jego topowej, dedykowanej torowi analogowemu elektronice. Ponadto proponowaną wersję Super Pack z wkładką MC Quintet Black Ortofona spokojnie można uznać dla przeważającej większości potencjalnych nabywców za skończoną i przez ładnych parę lat niewymagającej żadnych dodatkowych nakładów finansowych. Za to Phono Box RS idealnie wpisuje się w złotą zasadę „Primum non nocere”, czyli po pierwsze nie szkodzić – nie ingerując zbytnio w charakter gramofonu pozwala zaistnieć drzemiącemu w źródle potencjałowi, czego żadna z dotychczasowych konstrukcji Pro-Jecta nie była w stanie zaoferować. Dzięki temu zamiast się motać i mozolnie, a przy tym nie zawsze udanie eksperymentować przy zestawianiu kompletnego toru analogowego można zaoszczędzić sobie sporo nerwów i czasu zdając się na to, co stworzył pan Heinz Lichtenegger. Kto jak kto, ale On z pewnością wie z czym jego gramofony grają najlepiej.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Voice / Pro-Ject
Ceny:
Pro-Ject Xtension 9 EVO Super Pack – 10 990 PLN
Phono Box RS – 3 690 PLN
Power Box RS Phono – 2 190 PLN
Dane techniczne:
– Wkładka: Quintet Black
– Napęd: paskowy
– Przełącznik obrotów: 33 / 45 rpm
– Akrylowa pokrywa
– Przewód sygnałowy: Pro-Ject 5P-CC o długości 1,23m
– Ramię gramofonowe z plecionki włókna węglowego PJ 9ccEVO
– Aluminiowe nóżki z tłumieniem magnetycznym i TPE
– Max. odchyłki prędkości: ±0,09%
– Talerz: waga – 5,4 kg / średnica – 300mm
– Docisk płyty: 800 g
– Efektywna długość ramienia / Przesięg: 230 mm / 18mm
– Efektywna masa ramienia: 8,5g
– Nacisk wkładki: 0-25mN
– Dopuszczalna masa wkładki: 4 – 14g (4 przeciwwagi w zestawie)
– Zewnętrzne zasilanie (pierwotne/wtórne): 220 – 240V/50Hz/ 15V/1600mA DC
– Zużycie energii: 4W (max.) / < 1 W standby
– Dostępne wersje wykończenia: czarne piano, mahoń, oliwka, biały, czerwony
– Wymiary (SxWxG): 465 x 185 x 350 mm
– Waga: 16 kg
Phono Box RS:
– Impedancja wejściowa
stała 10 Ω lub 47kΩ,
zmienna 10 – 1200 Ω
– Pojemność wejściowa: 100µF, 120µF, 200µF
– Impedancja wyjściowa: 50 Ω
– Wzmocnienie MM / MC:
RCA: 40, 50, 60 dB
XLR: 46, 56, 66 dB
– Stosunek sygnał/szum: MM 89dB (97dB – IEC -A); MC 83dB (91dB – IEC -A)
– THD: MM / MC: 0,01% / 0,05%
– Precyzja korekcji RIAA: 0,3dB/20Hz – 20kHz
– Filtr subsoniczny: 18 Hz / 24dB/Oktawę
– Wejścia: RCA & XLR
– Wyjścia: RCA & XLR
– Zasilacz:+/- 18V/300mA DC; 220 – 240V, 50Hz
– Wymiary S x W x G (z gniazdami): 200 x 72 x 194 (200) mm
– Masa: 2 kg bez zasilacza
– Kolor obudowy oraz panelu frontowego – srebrny lub czarny
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sx
– DAC: Bryston BDA-2
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center; Bryston BDP-2
– Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Sensor Prelude
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5; Trilogy 925
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Organic Audio Power Reference
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips; Stillpoints Ultra Mini
Opinia 2
Marka Pro-Ject dla większości choćby minimalnie zorientowanych w sztuce drapania płyt winylowych adeptów jest dobrze znana. To swoistego rodzaju prawdziwa winylowa droga edukacji od pierwszych do teoretycznie – jeśli nie chcemy wstępować na Olimp – ostatnich kroków w ich przygodzie z gramofonem. Bogata oferta zdaje się spełniać najbardziej wymyślne potrzeby klientów, a dużym ułatwieniem dla potencjalnych nabywców są propozycje konkretnych produktów oferowanych w formie kompletnych zestawów: napęd –ramię, decyzyjność pozostawiając jedynie w doborze wkładki, która co prawda zawsze wstępuje już w startowym kicie, ale często nie maksymalizuje możliwości całości. Oczywiście jako uzupełnienie portfolio działu analogu PJ-a otrzymujemy do dyspozycji niezbędne do współpracy gramofonu z resztą systemu przedwzmacniacze, co tylko podnosi rangę zaangażowania w zadowolenie zaskarbionych sobie miłośników. Przyznam się szczerze, że mam duży sentyment do rzeczonego producenta, gdyż swoje pierwsze kroki stawiałem właśnie z jedną z najprostszych konstrukcji z jego oferty i gdy po latach doświadczeń mogę pochylić się nad prawie flagowym modelem, wzbiera we mnie nutka nostalgii za dawnymi czasami, jak i ciekawości co zmieni się w moim postrzeganiu tej austriacko-czeskiej manufaktury. Dlatego zapraszam na kilka zdań ze spotkania z wysoko postawionym modelem Xtension 9 Evolution, uzbrojonym w ramię 9”cc Evolution i wkładkę Ortofon Quintet Black, której sygnałem zajmował się topowy zasilany akumulatorowo przedwzmacniacz Phono Box RS, a dystrybuowanym przez cieszyńskiego Voice’a.
Jak przystało na reprezentowany poziom cenowy, model Xtension 9 dla osiągnięcia swojej aparycji tak wizualnej, jak i wyposażeniowej, zebrał w sobie wszelkie wieloletnie osiągnięcia zespołu projektowego. Plinta w politurowanej naturalnej okleinie nadaje wyglądowi smaku, a technika w postaci: najbardziej dopracowanego techniczne ramienia, złożonej konstrukcji talerza oraz amortyzujących całość na docelowej półce pływających stopek pokazuje, że w tym przypadku nie ma drogi na skróty, czyli implementujemy wszystko, co mamy najlepszego. Patrząc na plintę z lotu ptaka, widzimy: ciężki centralnie umieszczony talerz, który dla przełamania rezonansów wewnętrznych, został uzbrojony od spodu w gumowy balast i grubą przymocowaną na stałe wierzchnią nakładkę winylową, co dodatkowo stabilizujemy dostarczonym w zestawie ciężkim dociskiem. Po skosie w tylnym lewym narożniku od osi łożyskowania nośnika czarnych płyt mamy wpuszczony w podstawę i osadzony na specjalnej konstrukcji silnik, w prawym ramię, a po przekątnej przycisk inicjujący Start z dwoma przypisanymi do wybranych prędkości obrotowych diodami. Ciekawym rozwiązaniem testowanej konstrukcji są wspomniane wcześniej nóżki, które swoją płynną amortyzacją powodują w dziewiątce Pro-Jecta coś na kształt miękkiego odprzęgania, a to jak wynika z moich doświadczeń, ma swoje często bardzo przyjemne konsekwencje brzmieniowe. Zasilanie podłączamy na tylnej płaszczyźnie plinty, a całość przed wszędobylskim kurzem osłania akrylowa pokrywa. Jak widać po tej krótkiej wizualizacji, do oceny trafił bardzo rasowy, nawiązujący do starych wzorców gramofon, który bez najmniejszych oporów nazwałbym majstersztykiem. Choćby symbolicznie opisując wtórujący napędowi rozbudowany firmowy phonostage, widzimy dwie zgrabne średniej wielkości skrzynki. Przedwzmacniacz z racji obsługi obu rodzaju wkładek gramofonowych (MM i MC), na przedniej i tylnej ściance popisuje się zestawami przełączników, regulatorów i gniazd RCA i XLR, a nieco bardziej ascetyczny zasilacz akumulatorowy swój front uzbroił w hebelkowy włącznik i diody sygnalizacyjne o jego aktualnym stanie, natomiast tył w gniazda: zasilacza i wyjściowe dla ułożonego już prądu. Oba urządzenia nie przytłaczają gabarytami, ale dzięki szerokiej palecie dopasowań regulacyjnych są bardzo funkcjonalne.
Posiadany przeze mnie bagaż pozytywnych doświadczeń z tą marką, bez większych obaw pozwalał na snucie przychylnych przed odsłuchowych założeń. Obecny stan świadomości również nie stanowił jakiejkolwiek bariery mentalnej, pomagając raczej w wyciągnięciu odpowiednich wniosków, niż zacierając możliwości dostarczonego zestawu. Dlatego z dużą przyjemnością przyjąłem fakt typowego dla analogu mięsistego grania, ale bez utraty zawartych na czarnych krążkach informacji. Jest ciepło i gęsto, z mocnym osadzeniem w niskich rejestrach. To teoretycznie jest odstępstwem od neutralności, ale z dwojga złego wolę nieco większe pokłady dociążenia całego pasma, niż latające w eterze żyletki. Oczywiście sygnaturę brzmienia możemy nieco modyfikować samym phonostage-m, ale to, co dostarczył dystrybutor, według mnie jest idealnie uzupełniającym się tandemem, a nie dwoma kładący sobie kłody pod nogi przeciwnościami losu. Jednak z racji posiadania u siebie kilku ciekawych przedwzmacniaczy gramofonowych, nie omieszkałem dokonać serii roszad, ale wspomnę o tym jedynie w celach informacyjnych, gdyż ta tylko kontrolnie wpuszczona w tor przetwornica drgań igły wkładki (THERIAA RCM) swą ceną czterokrotnie przekraczała wartość testowanego Xtension 9 i należy traktować ją jako odkrywanie potencjalnych, dodatkowych możliwości, niż nie radzenia sobie Austro-Czechów z dźwiękiem. Ale wracając jeszcze do spotkania z pełnym setem Austriaków, dodam, iż wszystkie aspekty związane z prezentacją wirtualnej sceny były na wysokim poziomie, dając uczucie dość głębokiego i szerokiego rozlokowania źródeł pozornych. Przyglądając się poszczególnym pasmom widma akustycznego, dostrzegamy pełną synergię całości, skierowaną na barwę i kolor złota, przy dobrym oddaniu rozdzielczości. Zdecydowana większość słuchanych przeze mnie płyt dziękowała mi za taki sposób traktowania ich zawartości, czyli okraszenie szczyptą obfitości, co muszę przyznać ani razu nie spowodowało niestrawnego zlania się generowanej muzyki w nieczytelną papkę. Ot, nastawiony na miłe granie zestaw na długie zimowe wieczory przy lampce wina. Jeśli ktoś szuka wyczynowości, niestety dziewiątka Pro-Jecta jest złym adresem – przynajmniej w takim secie, ale z drugiej strony, kto oczekuje od winylu ciętych ostrą kreską krawędzi dźwięków. Pewnie tacy również się znajdą, ale będą raczej należeć do mniejszości, a jeśli nawet zapragną dążyć do takiego stanu rzeczy, z powodzeniem zbliżą się do tego za sprawą innej, nieco bardziej stawiającej na szybkość i mniejszy ciężar wkładki. Sprawdzając sposób prezentacji muzyki przez testowany set, w większości wykorzystywałem jego predyspozycje do przywracania barwy w słabych realizacjach starych tłoczeń. Czy to Enrico Rava z Dino Saluzzim w quintecie na krążku „Volver”, czy Wynton Marsalis na trąbce z akompaniującym mu zespołem w kompilacji „J Mood”, z dużą dawką zadowolenia dziękowałem za takie postawienie sprawy w zakresie temperatury grania. Ten wydawałoby się mogący nie do końca wkraść się we wszystkie gusta słuchaczy sznyt, w bezpośredniej konfrontacji z żywą tkanką starych wydawnictw był bardzo dobrym posunięciem, pozwalającym słuchać wiekowych wykonań ze zdecydowanie większym udziałem przyjemności, która do tej pory była raczej pokłosiem wsadu emocjonalnego, a po przetrawieniu przez austriacko – czeską manufakturę również jakościowego. Co ciekawe, przy wspomnianej mięsistości nawet mocno napompowane basem płyty zespołów typu MASSIVE ATTACK, nie cierpiały na nadmiar dobroci, tylko nieco ugładzone w swych konturach były całkowicie strawne i to przy zaskakująco wysokich poziomach głośności. Za to właśnie kochamy analog, że nawet przy sporym ciężarze dźwięku ten stary format nie tracąc werwy, daje nam pełną paletę danych zawartych w rowku czarnego krążka, a cyfra prawdopodobnie oscylowałaby już wokół bułowatości. Puentując to spotkanie, śmiało mogę stwierdzić, że oceniany projekt marki Pro-Ject w relacji do ceny broni się bardzo dobrze. Już nie raz słyszałem zdecydowanie droższe zestawy z gramofonem w roli głównej, z którymi miałem twardy orzech do zgryzienia, co powiedzieć właścicielowi, by go nie urazić. Ale zostawmy innych ze swoimi problemami i tak jak obiecałem, przyjrzyjmy się niewykorzystanym możliwościom dzisiejszego bohatera.
Zderzenie ze zdecydowanie droższym od siebie komponentem zawsze daje bardzo mocny punkt odniesienia do końcowych wniosków. I taki też był efekt tego sparingu, który nie zmieniając diametralnie brzmienia, wpłynął jedynie na poprawę poszczególnych składowych, nadal pozostając na poziomie masy z firmowym pre. – co może pokrywać się ze wstępnymi założeniami z wcześniejszego akapitu, o mocno determinującym nasycenie dźwięku miękkim zawieszeniu. Oczywistym faktem wpływu bardziej wyrafinowanego gracza w zestawie było wykonturowanie całości do poziomu zdecydowanie lepszej czytelności źródeł pozornych, otworzenie się średnicy dające w efekcie zdecydowanie lepszy wgląd w naganie i co za tym idzie napowietrzenie sceny muzycznej. Co z takiego obrotu sprawy wynika? Ano to, że skonfigurowany przez firmę Voice set był optymalną, pokazującą wszystko co najlepsze w danym modelu propozycją. Efekty zastosowania przedwzmacniacza z innej ligi były niewspółmierne do poniesionych kosztów i co ważne, a może najważniejsze, po takiej swoistej dogłębnej rewizji osobistej dzisiejszy bohater bez problemów wychodzi z tarczą, trzymając się swoich wstępnych założeń. Brawo.
Jestem rad, że marka, która pozwoliła mi wkroczyć w świat analogu, cały czas trzyma się wypracowanego od początku swojego istnienia dobrego poziomu jakości generowanego dźwięku. Wiadomym jest fakt, jego różnego zaawansowania w zależności od modelu i zajmowanego przezeń pułapu cenowego, ale gdyby życie codzienne postawiło mi pewne bariery wydatkowe, bez najmniejszych problemów dostarczony na testy model spełniałby pokłady mych oczekiwań względem tego formatu. Nawet teraz, po wielu latach doświadczeń z przyjemnością żył bym z tą kierowaną pod strzechy ikoną techniki analogowej.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
– wzmacniacz zintegrowany Vitus Audio RI – 100
Kolumny: GAUDER AKUSTIK CASSIANO
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa zasilająca POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Najnowsze komentarze