Warszawa,27 września 2022 roku – Z dużą przyjemnością informujemy, że wraz z dystrybuowanymi markami Raidho i Scansonic oraz współpracującymi firmami naszych dealerów zorganizowaliśmy ciekawą atrakcję dla audiofili zainteresowanych zespołami głośnikowymi obu marek.
Raidho i Scansonic HD Roadshow 2022 to czterodniowe wydarzenie prowadzone w czterech polskich miastach: Krakowie, Katowicach, Bielsku Białej i Poznaniu. W profesjonalnych salonach naszych partnerów handlowych będzie można posłuchać reprezentatywnych modeli kolumn głośnikowych Raidho z topowej serii: TD1.2, TD2.2 i TD3.8 oraz trzech modeli Scansonica HD: L14, M40 i MB5B, które w przekrojowy sposób będą miały szansę przybliżyć audiofilom rozwiązania akustyczne obu marek.
Gościem specjalnym, obecnym podczas wszystkich prezentacji, będzie p. Lars Møller, reprezentujący obie duńskie marki od maja 2021 roku. Obserwatorzy rynku hi-fi mogą kojarzyć naszego gościa z jego, ponad 15-letniego zaangażowania we współpracę z marką Dali, gdzie piastował funkcję menadżera eksportu. Jego obecność podczas polskich prezentacji Raidho i Scansonic HD będzie idealną okazją do spotkań i pozyskania interesujących audiofili informacji.
Kalendarium prezentacji:
3 października – Kraków – Studio 999,
4 października – Katowice – MegaHz,
5 października – Bielsko Biała – Hi-Fi Studio,
7 października – Poznań – Audio Plaza,
Wstęp na wszystkie wydarzenia jest wolny. Zachęcamy zainteresowanych do bezpośredniego kontaktu z naszymi partnerami będącymi gospodarzami Raidho i Scansonic HD Roadhow 2022
Opinia 1
Kiedy blisko dwa lata temu testowałem wielce udanego Forestera F1 pozwoliłem sobie wspomnieć o dwóch czynnikach stanowiących zarówno powód jego powstania, jak i tajemnicę sukcesu. Pierwszym była rosnąca świadomość niejako natywnego upośledzenia elektroniki zasilanej z zewnętrznych, impulsowych jednostek wtyczkowych bardziej nadających się do ładowania smartfonów aniżeli dostarczania życiodajnej energii wrażliwym na wszelakiej maści „śmieci z sieci” audiofilskim komponentom a drugim, nie mniej istotnym, chęć posiadania „rozwiązań kompletnych – skończonych, sprawdzonych i nazwijmy to ogólnie „z jednej stajni””. Dlatego też nie dziwi fakt, iż wraz z poszerzeniem portfolio o urządzenia charakteryzujące się nieco większym apetytem na energię elektryczną tylko kwestią czasu było pojawienie się w katalogu Silent Angela stosownego zasilacza. I tym oto sposobem doszliśmy do bohatera dzisiejszego spotkania, czyli dedykowanego nie tylko starszemu, zadowalającemu się 5V asortymentowi (vide Bonn N8, Munich M1), lecz przede wszystkim potrzebującym 12V m.in. transportowi Rhein Z1, switchowi N8 Pro, czy też cierpliwie oczekującemu na swoje przysłowiowe pięć minut na naszych łamach dyskowi zewnętrznemu Expander E1. Panie i Panowie, oto „leśniczy na sterydach”, czyli Silent Angel Forester F2.
Jak widać na powyższych zdjęciach Forester F2 reprezentuje operujące w nieco większej od swoich protoplastów rozmiarówce pokolenie, co automatycznie przekłada się na jego masę i niejako przy okazji również i cenę, o czym dosłownie za … dłuższą chwilę. Na razie skupmy się walorach natury estetycznej, gdyż te jak na li tylko zasilacz są całkiem miłe oku nabywcy. Masywny, zaoblony na krawędziach stalowo – aluminiowy korpus utrzymano w eleganckiej satynowej czerni. Front urządzenia zdobią jedynie nazwa w lewym górnym i oznaczenie modelu w prawym górnym narożniku. Informacji o statusie pracy – wykorzystywaniu poszczególnych wyjść udziela sześć ukrytych w niewielkich nawierceniach mikro-diod. Na masywnej płycie górnej uwagę zwraca centralnie umieszczony złoto-żółty firmowy logotyp a ściany boczne pokrywa gęsta perforacja ułatwiająca cyrkulację powietrza wewnątrz obudowy. Jak łatwo się domyślić najwięcej dzieje się na zakrystii, gdzie znajdziemy nie tylko kolejną połać dotkniętą perforacją, lecz przede wszystkim zintegrowany z komorą bezpiecznika i gniazdem IEC włącznik główny. I tu od razu warto pochwalić producenta za zapobiegliwość, gdyż z racji faktu, iż F2-kę przystosowano do pracy zarówno z napięciem 230, jak i 115V przed pierwszym uruchomieniem o weryfikacji ustawienia stosownego przełącznika przypomina ochronna naklejka. Jeśli zaś chodzi o interfejsy wyjściowe, to do dyspozycji otrzymujemy parę wyjść 12V o prądzie 3 i 1A dla wtyków 5,5 x 2,5 mm, oraz podobny zestaw 5V o prądzie 2 i 1A dedykowany konfekcji 5,5 x 2,1 mm rozszerzony o dwa 1A gniazda USB. Krótko mówiąc do wyboru, do koloru.
Pod względem konstrukcyjnym mamy do czynienia z gruntownie przemyślanym projektem. Przykładowo korpus składa się ze stalowych płyt górnej i dolnej, oraz pozostałych ścian wykonanych już z aluminium, jednak zarówno front, jak i tył mają grubość aż 8mm aby dodatkowo zmniejszyć ewentualne wibracje. Miłym upgradem w stosunku do wersji podstawowej są solidne toczone nóżki, więc odpada problem poszukiwania na własną rękę stosownych akcesoriów w stylu firmowych Silent Angel Bonn S28. Z kolei trzewia mają w pełni symetryczna topologię z układem opartym na transformatorze toroidalnym i równoległym, niskoszumowym tranzystorze MOSFET. Dzięki temu do minimum zredukowano wewnętrzne zakłócenia i interferencje a całość dodatkowo postanowiono dopieścić absorberami EMI.
Przechodząc do sekcji poświęconej brzmieniu a dokładnie wpływowi dzisiejszego gościa na brzmienie urządzeń doń podpiętych uznałem za stosowne podzielić ją na dwie części. Pierwszą – porównawczą z Foresterem F1 przy zasilaniu Bonna N8 i drugą – z odbiornikami wymagającymi 12V napięcia, czyli Rheinem Z1 i switchem N8 Pro.
Prawdę powiedziawszy o ile o efekt porównania „gołej” N8-ki z jej odsłoną zasilaną Foreseterem F2 byłem spokojny o tyle wynik bratobójczego starcia dwóch „leśniczych” był jedną wielką niewiadomą. W końcu iście kieszonkowy switch apetytu na Volty i Ampery nie ma zbyt dużego, żeby nie powiedzieć, że jest on wręcz pomijalny (5W max), więc przynajmniej w tym przypadku wydolność samego zasilacza na znaczenie drugorzędne, za to kluczową kwestią będzie czystość prądu przez niego udostępnianego. I rzeczywiście. Porównania pomiędzy zasilanym wtyczkową „ładowarką” a F2-ką nie było. Tzn. było, tylko różnice były mniej więcej takie, jak między dziesięcioletnim, wypalonym ciągłą pracą biurowym monitorem HP a nową, w dodatku skalibrowaną pod obróbkę zdjęć profesjonalną linią Eizo, bądź BenQ. Oczywiście nie tyle widać, co słychać było nie dość, że więcej, to przede wszystkim lepiej. Poprawie uległa rozdzielczość, dynamika tak w skali mikro, jak i makro a o wieloplanowości sceny i realizmie barw nawet nie warto wspominać. Generalnie przeskok jakościowy można było uznać za adekwatny do tego, jaki oferowało pojawienie się ww. switcha w systemie jego pozbawionym – bazującym wyłącznie na „cywilnym” routerze. Żeby jednak nie było tak miło i przyjemnie przyszedł czas na podniesienie poprzeczki i sparring obu Foresterów. I? I z dość stonowanym entuzjazmem, gdyż niespecjalnie czułem chęć jakichkolwiek dalszych inwestycji w domową infrastrukturę sieciową, muszę przyznać, że niewiele, bo niewiele, ale jednak F2-ka jest jednak lepsza od F1-ki. Jej przewaga dotyczy przede wszystkim lepszej definicji i precyzyjniejszego pozycjonowania reprodukowanych źródeł pozornych. Poniekąd jest to zasługa bardziej skutecznego zaczernienia a więc eliminacji semitransparentnej mory tła. Od razu spieszę z wyjaśnieniem, iż oba zasilacze pracowały w dokładnie takich samych warunkach, czyli dokonując porównań ograniczałem się jedynie do przepięcia między nimi przewodu zasilającego (Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R), gdyż już łączówki Luna Cables Gris DC miałem dwie o takiej samej długości i przebiegu. Wystarczyło jednak włączyć prog-metalowy „In Contact” formacji Caligula’s Horse. I niby na takim „łomocie” można cokolwiek usłyszeć? Okazuje się, że jak najbardziej, gdyż ekipa z Brisbane zamiast rozwlekłych i naszpikowanych technicznymi popisami tasiemców stawia nie tylko na zdecydowanie bardziej zwięzłe formy (wyjątkiem jest trwający ponad kwadrans „Graves”), to metalowy galimatias serwuje w zdecydowanie alternatywnej postaci opartej na iście matematycznej precyzji gitarowych riffów zaplecionych wokół zagmatwanej linii melodycznej. Oczywiście nie brakuje typowo metalowego mięcha, czy wręcz agresji, lecz są one w nader udany sposób tonizowane przez wysoki wokal Jima Greya. A im gęściej i szybciej panowie grali, tym przewaga F2-ki rosła. W dodatku o ile przesiadka z F1 na F2 była progresem zauważalnym, acz dalekim do efektu Wow!, to już roszada w drugą stronę nosiła znamiona zmiany ultra wygodnych trekkingowych butów Salomona na eleganckie, acz dalekie od wspomnianych walorów natury ergonomicznej sztyblety.
Kolejne próby, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, dotyczyły zabawy z wyższymi napięciami, czyli sięgnięcia po urządzenia wymagające 12V i również tutaj nie obyło się bez niespodzianek, którym źródłem okazał się bądź co bądź wyposażony we własne, oparte na module Radar Grade i wydajnym konwerterze DC/DC z precyzyjnym regulatorem/stabilizatorem napięcia LDO (Low Dropout Regulator) zasilaniu … switch N8 Pro. Zaskoczeni? Jeśli tak, to proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie. W końcu ograniczamy ilość elementów w torze, przewodem zasilającym wpinamy się bezpośrednio w zadek urządzenia, więc teoretycznie powinno być lepiej. Sęk w tym, że nie jest, gdyż Forester F2 po raz kolejny pokazuje swoją wyższość deklasując „gotowca” praktycznie na każdym polu. Poprawiając bowiem rozdzielczość i dynamikę nie idzie w kierunku laboratoryjnej analityczności i prosektoryjnego chłodu, lecz jedynie głębiej zakorzenia dźwięk w iście analogowej organiczności i naturalności. Chodzi bowiem o to, że bryły muzyków i instrumentów są bardziej namacalne, co wcale nie oznacza sztucznego wyostrzania ich konturów i faktur a jedynie podkreślenie trójwymiarowości. Różnica może na papierze niewielka, lecz na dłuższą metę, szczególnie podczas wielogodzinnych odsłuchów, wręcz kluczowa.
Natomiast wespół z Rheinem Z1 Forester F2 stworzył wręcz idealny duet świetnie osadzony w masie, konsystencji soczystej tkanki i dynamice. Podkręcając nieco obroty i dodając nieco adrenaliny dystyngowanemu transportowi F2-ka stawiała na timing i drajw, przez co automatycznie szybciej i skuteczniej angażowała słuchaczy w śledzenie rozgrywającej się na scenie, przez co muzyka stanowiąca do tej pory niezobowiązujące tło miała zdecydowanie większe szanse ewoluować do miana głównego punktu spotkania.
W ramach podsumowania wypadałoby zastanowić się, czy inwestycja rzędu 5,5 kPLN w li tylko zasilanie niskonapięciowych odbiorników ma sens. Odpowiedź na powyższe dylematy wydaje się tyleż oczywista co jednoznaczna. Jeśli korzystające z dobrodziejstw 5 i 12V urządzenia uważacie Państwo za pełnoprawne elementy Waszego toru audio, to chyba logicznym jest, iż uzależnianie ich brzmienia od pośledniej jakości wtyczkowych impulsówek nosi znamiona bądź to (pod)świadomego masochizmu, bądź trudnej do wytłumaczenia niefrasobliwości niemalże graniczącej z brakiem audiofilskiego zacięcia i mozolnego, lecz finalnie jakże satysfakcjonującego, dążenia do perfekcji. A z Silent Angelem Forester F2 będziecie mieli przynajmniej pewność, że jeśli chodzi o kwestie zasilania, to macie (prawie) wszystko zapięte na ostatni guzik. Czemu prawie? Cóż, ja za Was pracy domowej niestety nie odrobię, więc sami musicie sprawdzić z jakim okablowaniem DC Wasze maluchy z Foresterem F2 dogadają się najlepiej. Ale nie martwcie się – wybór na rynku jest zaskakująco bogaty (sam Silent Angel w ramach serii Bastei https://www.silent-angel-audio.com/bastei ma cztery modele), więc zajęcia na coraz dłuższe jesienno-zimowe wieczory nie powinno Wam zabraknąć.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Nie wiem, czy zauważyliście, że w jednym aspekcie naszej zabawy w zaawansowane audio wszyscy jesteśmy zgodni. I co ciekawe, wtórują nam w tym nawet najbardziej zatwardziali poszukiwacze w naszym hobby tak zwanego audio-voodoo. Chodzi oczywiście o sekcję zasilania elektroniki. Bez odpowiedniej jakości i ilości prądu ani rusz. Sam przekonałem się o tym niejednokrotnie, dlatego też obserwując najbardziej emocjonalne wymiany zdań pomiędzy interlokutorami mimowolnie wychwyciłem, iż ten temat jak żaden inny nigdy nie był kością niezgody. A jeśli tak, to mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie zainteresuje dosłownie wszystkich, nawet tych uważających mnie ze względu na wiele opisanych tutaj sonicznych zjawisk za tak zwanego płaskoziemcę. Czym będziemy się dzisiaj zajmować? A jakże, zewnętrznym zasilaczem do zestawu plikowego. Jednak to działanie nie będzie przypadkową czynnością testową, tylko zaplanowanym procesem rozbudowywania firmowego zestawu znanej z naszych spotkań marki Silent Angel. Takim to sposobem po spotkaniu ze źródłem RHEIN Z1, potem wspierającym go switchem N8 PRO, w kolejnym podejściu zmierzymy się z dedykowanym zasilaczem liniowym Silent Angel Forester F2, którego dystrybucją zajmuje się wrocławskie Audio Atelier.
Jak wskazuje seria fotografii, w przypadku wyglądu rzeczonego zasilacza mamy do czynienia z pewnego rodzaju unifikacją ze streamerem. To niezbyt wielka, jednak ciekawa wzorniczo, bo przyjemnie zaoblona na rogach, wykonana z grubego puca aluminium i stali, wykończona w dostojnej czerni, dla zaplanowanego kontrastu posadowiona na czterech srebrnych stopach prostopadłościenna skrzynka. Jeśli chodzi o budowę wewnętrzną F2-ki, wiemy, że w trzewiach znajduje się wydajne trafo toroidalne, zadbano o w pełni symetryczną budowę zastosowanych układów, w realizacji których zastosowano niskoszumowe i równolegle połączone tranzystory MOSFET, zaś nad poprawnością działania całości czuwa zaawansowana filtracja EMI. Rzut okiem na tylną ściankę zdradza nam bardzo istotną kwestię, jaką jest możliwość zasilenia naraz aż czterech komponentów – po dwa o poborze prądu na poziomie 12V/3A i 1A oraz 5V/2A i 1A. Oprócz nich znajdziemy na niej również dwa 5V interfejsy USB, a także zintegrowane z bezpiecznikiem i włącznikiem głównym gniazdo zasilania IEC. Co ważne, w komplecie startowym znajdziemy dedykowane produktom Silent Angel podstawowe okablowanie prądowe dla firmowych komponentów.
Co w moim przypadku wniosło wpięcie Forestera F2 w poprawiony już dźwiękowo przez switch N8 PRO tor plikowy? Jeśli ktoś miał z taką czynnością już do czynienia, wie, że spodziewane efekty. Efekty ewidentnie przewartościowujące dotychczasową jakość dźwięku źródła plikowego. Nagle muzyka nie tylko, że dostała w pozytywnym znaczeniu energetycznego kopniaka, to przy okazji zebrała się w sobie i opuściła mówiąc obrazowo, tak zwaną strefę alarmu przed-smogowego, czyli przekładając na nasze, przekaz zrzucił co prawda niewielką, ale na tle wyniku przed aplikacją zasilania liniowego, odczuwalną woalkę. To oczywiście nie było wywróceniem dawnej prezentacji do góry nogami, jednak na tyle wyraźnie odczuwalne, że gdy na moment wróciłem do aplikacji startowej, muzyka ewidentnie cierpiała dosłownie w każdym aspekcie. Na tyle mocno, że nie wyobrażałem sobie dalszej męczarni i natychmiast wróciłem do F2-ki. Ta decyzja sprawiła, że począwszy od niskich rejestrów, które uzyskały inny status energii i konturu, przez soczystą, jednak pełną informacji średnicę, po znacznie żywsze, dzięki temu mieniące się milionem iskierek, jednak be wyskakiwania przed szereg wysokie tony, każda zawieszona w eterze nuta była ewidentnym beneficjentem działań testowych. Raz mocna i energetyczna, innym razem czarująca barwą, a jeszcze innym wydawała się nie mieć końca. A przecież „nic” nadzwyczajnego nie zrobiłem, tylko zamiast fabrycznego zasilania zastosowałem solidne liniowe. Jak się pewnie domyślacie, specjalnie wziąłem w cudzysłów słowo „nic”, gdyż w tym przypadku może trochę pokrętnie, jednak jest ewidentnym synonimem clou dzisiejszego testu, czyli dobrego zasilacza liniowego. Bez niego owszem, słuchany materiał muzyczny prawdopodobnie nadal by mnie czarował, jednak przy wiedzy jak łatwo można wejść na wyższy poziom jakości dźwięku, tylko wsadem merytorycznym. Oczywiście można i tak, tylko po co? Życie jest za krótkie, aby nie korzystać z niego ma maxa. A tym bardziej, że poprawa w jego przemierzaniu jest w łatwym do osiągnięcia zasięgu ręki. I to poprawa dosłownie wszystkiego, co idąc za znaną reklamą powinno być osiągalne tylko w „Erze”, a tymczasem okazuje się, że również u tytułowego Silent Angel-a.
Jak rzadko kiedy, w tym przypadku w skreśleniu ciekawej puenty mam lekki problem. Nie natury braku weny, czy pomysłu na zachęcenie Was do prób, tylko z racji niepodważalnej nawet przez oponentów audiofilskiego podejścia do tematu obcowania z muzyką, oczywistej oczywistości zastosowania naszego bohatera. Silent Angel Forester F2 w dźwięku nic nie zmienia, nie koryguje go, tylko pozwala zasilanym przezeń urządzeniom uniknąć ograniczeń w oddaniu energii i swobody prezentacji. Popularne zasilacze impulsowe w tym temacie są skazane na niechybną porażkę, w efekcie wpędzając system w stan anemii. Zatem jeśli takowego chcecie uniknąć, wyjście jest tylko jedno. Jakie? Mam nadzieję, że dosadnie wyłożyłem w poprzednim akapicie.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Apex Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Audio Atelier
Producent: Silent Angel
Cena: 5 490 PLN
Dane techniczne
Zużycie energii: 100W max.
Interfejs:
(DC) wtyczka 12V/3A*1, 5,5 x 2,5 mm; Wtyczka 12V/1A*1 , 5,5 x 2,5 mm
(DC) wtyczka 5V/2A*1, 5,5 x 2,1 mm; Wtyczka 5V/1A*1 , 5,5 x 2,1 mm
(Ten sam zestaw portów USB i wtyczek DC wyjścia 5V nie może być podłączony jednocześnie.)
(Dwa zestawy mają to samo wyjście prądowe)
Maksymalny prąd wyjściowy brutto dwóch portów 12V wynosi 3A, co oznacza, że jeśli podłączymy port 12/3A do urządzenia wymagającego dokładnie 12/3A, to z portu 12V/1A nie będzie można skorzystać.
Maksymalny prąd wyjściowy brutto dwóch portów 5V wynosi 2A, co oznacza, że jeśli podłączysz port 5V/2A do urządzenia, które wymaga dokładnie 5V/2A, to z portu 5V/1A nie będzie można skorzystać.
Wymiary (S x W x G): 200 x 111 x 200 mm
Waga: 4.6 kg
Bowers & Wilkins dodał do swojej oferty nowe bezprzewodowe słuchawki nauszne – model Px8, który wyznacza najwyższe standardy w zakresie wzornictwa, jakości dźwięku i aktywnej redukcji hałasu.
Słuchawki nauszne Bowers & Wilkins Px8 są rozwinięciem doskonale przyjętego modelu Px7 S2. Projektanci wyposażyli nową konstrukcję w dodatkowe ulepszenia, które jeszcze bardziej poprawiają brzmienie i wygodę użytkowania. Na uwagę zasługuje ekskluzywne wykończenie obejmujące elementy z odlewanego aluminium, błyszczące metaliczne detale i skórzane wykończenie skórą Nappa.
Jak przyznał Giles Pocock, wiceprezes ds. marketingu Bowers & Wilkins, „Px8 doskonale oddaje wszystko to, co Bowers & Wilkins reprezentuje jako marka – niezrównany design oraz wyjątkową jakość dźwięku, która właściwie odzwierciedla naszą obietnicę True Sound”.
Przetworniki Carbon Cone
Ze słuchawkami Px8 użytkownik może liczyć na jeszcze wyższy poziom szczegółowości, przestrzenności i rozdzielczości. Jest to zasługa nowych 40-mm przetworników z karbonowymi membranami (Carbon Cone), które są wzorowane na kolumnach głośnikowych Bowers & Wilkins z serii 700. Przetworniki umieszczono pod odpowiednim kątem, zapewniając niższe zniekształcenia i dużą rozdzielczości dźwięku o referencyjnej jakości. W celu zapewnienia wysokiej jakości brzmienia z rozdzielczością do 24 bitów, projektanci wyposażyli słuchawki w potężny procesor DSP.
Hybrydowy układ ANC
Model Px8 może pochwalić się hybrydowym układem aktywnej redukcji szumów. Wykorzystuje on sześć zaawansowanych mikrofonów: dwa odpowiadają za mierzenie mocy wyjściowej każdego przetwornika, dwa reagują na szumy otoczenia dochodzące z zewnątrz, a dwa gwarantują niezwykłą czystość sygnału mowy. Co istotne, zmniejszenie poziomu hałasu otoczenia docierającego do uszu słuchacza nie odbywa się kosztem jakości odtwarzanego dźwięku.
Najlepsza jakość bezprzewodowego dźwięku
Tak jak słuchawki Px7 S2, taki i model Px8 jest kompatybilny z technologią bezprzewodową Bluetooth 5.2 oraz kodekami Qualcomm aptX Adaptive i aptX HD. W ten sposób udało się zagwarantować najlepszą możliwą jakość bezprzewodowego dźwięku z różnorodnych urządzeń, m.in. smartfonów, tabletów czy komputerów. Dodatkowo ze słuchawek można również korzystać przewodowo za pośrednictwem kabla USB-C i analogowego jack 3,5 mm, a niezbędne okablowanie, wraz z etui ochronnym, znajduje się w zestawie.
Inspirujące wzornictwo
Na uwagę zasługuje również wspaniałe wzornictwo słuchawek Px8. Najnowszy model dostępny jest w dwóch kolorach – czarnym lub brązowym – i ma odlewane z aluminium elementy pałąka, czym nawiązuje do stylistyki innych konstrukcji Bowers & Wilkins. Ponadto nauszniki z miękkiej pianki z efektem pamięci obszyto luksusową skórą Nappa. Całość potwierdza klasę premium brytyjskiej marki, reprezentując jednocześnie poziom niespotykany dotąd wśród słuchawek bezprzewodowych.
Przydatne funkcjonalności
Słuchawki współpracują z intuicyjną aplikacją Bowers & Wilkins Music, która obsługuje takie funkcje jak korekcja brzmienia czy regulacja ANC. Z jej poziomu można sprawdzić także dokładny wskaźnik naładowania baterii, która zapewnia nawet 30 godz. bezprzewodowego odtwarzania muzyki. Inżynierowie wyposażyli Px8 także we wbudowane przyciski sterujące na każdym nauszniku, zapewniając komfortową kontrolę nad odtwarzaniem. Całości dopełnia możliwość szybkiego uruchomienia asystenta głosowego za pomocą jednego przycisku.
Cena i dostępność
Słuchawki Bowers & Wilkins Px8 będą dostępne w sprzedaży u autoryzowanych dealerów w październiku 2022 r. Ich poglądowa cena wynosi 3349 zł.
Nie wiem, na ile jesteście wytrzymali, ale dzisiejsze spotkanie po raz kolejny będzie obracać się wokół akcesoriów audio, a dokładnie pełnoprawnego stolika pod elektronikę. Czegoś, co jak za każdym razem powtarzam, przez wielu melomanów często ze zwykłego lenistwa, a czasem zwyczajnie z niewiedzy traktowane jest po macoszemu. Tymczasem jak wynika z już trzech poprzednich starć, temat jest bardzo ciekawy, bowiem każdy z dotychczas testowanych produktów ewidentnie eksponował inne cechy dźwięku. To zaś udowadnia, że z pozoru zwykły stolik tak naprawdę jest dopiero linią startu w dążeniu do maksymalnej jakości dźwięku naszego zestawu, a nie pierwszym z brzegu, niestety jedynie niezbędnym aby pomieścić kilka urządzeń blisko siebie „wielbłądem”. Po co po przypadkowym zakupie wizualnie ładnego, jednak w kwestii umiejętności wyciśnięcia z zastanego zestawu słabo wypadającego stolika, już na starcie skazywać się na korektę owego błędu dedykowanymi platformami, stopkami lub okablowaniem, jeśli temat potencjalnych problemów posiadanej układanki można ogarnąć w pierwszym rozdaniu? Przecież to bezsens. Dlatego po decyzji zmiany ustawienia mojej zbieraniny audio postanowiłem, że nie pójdę na skróty i zanim na czymś docelowo ją postawię, sprawdzę kilka opcji. I tak po zapoznaniu się z ofertą Artesanii Audio, Finite Elemente i ostatnio Neo High End przyszedł czas na coś ze Skandynawii, a dokładnie Szwecji. Zainteresowani? Jeśli tak, zatem zapraszam wszystkich na kilka spostrzeżeń o dostarczonym do naszej redakcji przez sopockiego dystrybutora Premium Sound, modułowym stoliku Solid Tech Hybrid.
Jeśli chodzi o budowę naszego bohatera, ta nie jest jakimś iście kosmicznym, ocierającym się o technikę kwantową rozwiązaniem. To po pierwsze – rozwiązanie modułowe, czyli opiewające na stawianie jednego poziomu na drugim. Zaś po drugie – jest stosunkowo prostym, bo „na sztywno” połączeniem fajnie wizualnie wykończonych, bo karbowanych pionowo, umożliwiających zasypanie materiałem tłumiącym, aluminiowych kolumn z platformami z MDF-u. Jednak nie jest to zwykłe przykręcenie blatu do kolokwialnie mówiąc nogi, tylko osadzenie platformy nośnej na kolumnie za pomocą dedykowanych wsporników. Wsporników dzięki pionowym prowadnicom pozwalającym regulować docelową wysokość osadzenia danej platformy. Co ciekawe, każdy ze wsporników ma dwie takie prowadnice w rozstawie 90 stopni, co w łatwy sposób pozwala rozbudować tę z pozoru pionową konstrukcję na boki. Przyznam szczerze, że to rozwiązanie w swej prostocie jest genialne, bowiem w momencie decyzji o zmianie konfiguracji ustawienia naszej elektroniki z pionu na poziom nie musimy zmieniać szafki na nową zazwyczaj szerszą, na tej tracąc podczas odsprzedaży, tylko do posiadanej dokręcamy na zewnątrz dodatkowe wsporniki, blaty i jeden zestaw filarów i temat mamy zamknięty. Przyznacie, że to fantastyczny pomysł. Ale to nie koniec dobrych wiadomości, gdyż oprócz różnorodności konfiguracyjnej produkty Solid Tech Hybrid nie zapominają o zaproponowaniu różnej kolorystyki każdego z podzespołów z okleinowaniem blatów naturalnym włącznie oraz kilku sposobów odsprzęgania naszych zabawek od podłoża czy to na bazie zawieszenia sprężynowego aplikowanego bezpośrednio pod elektroniką, czy podwojenia blatów nośnych. Do koloru do wyboru, czyli tłumacząc z polskiego na nasze: „jak stryjenka sobie winszuje”. Jak widać na załączonych fotografiach, do testu dotarło kilka wspomnianych propozycji od różnych kolorów, po podwójny blat, a że rozbudowywać konstrukcji na szerokość nie miałem potrzeby, test odbył się w wersji trójpółkowej sterty.
Pewnie jesteście ciekawi co, bazując na wiedzy o odmienności wyników w poprzednich tego typu testach, zdarzyło się tym razem? Czy zmiany podryfowały w stronę ogólnej masy, na dłuższą metę nieprzyjemnej w odbiorze techniczności, a może zwyczajnej utraty energii i ogólnej ospałości zwanej muleniem? Spokojnie, nic z tych rzeczy. A dokładnie nic w tak drastycznym wymiarze, gdyż produkt Solid Tech-a umiejętnie łączył każdą ze wspomnianych cech. A umiejętnie dlatego, że nie popadał w ekstremizm ich wydania, tylko w zależności od konfiguracji oferował wszystko co w nich najlepsze. Co to oznacza?
Jak wskazują fotografie, test miał dwa oblicza. Pierwsze w standardowym wydaniu z pojedynczymi, stosunkowo cienkimi blatami, zaś drugie odbyło się przy wykorzystaniu bardziej rozbudowanej platformy w postaci dwóch blatów, pomiędzy którymi w dolnym nieco grubszym zaaplikowano sprężynowe odsprzęganie górnego cieńszego. W pierwszej konfiguracji na tle poprzedników Szwed przy oddaniu pełnego spektrum budowania wirtualnej sceny, okazał się być najbardziej zebranym w sobie, co natychmiast przekładało się na szybkość narastania sygnału, jego zwartość, jednak naturalną koleją rzeczy powodując lekkie odchudzenie przekazu. Jednak w żadnym wypadku nie było to bolesne, gdyż muzyka nadal tętniła życiem, z tą tylko różnicą, że stawiała na transparentność i zebranie się w sobie, a nie rozwadnianie się nad jedną niekończącą się nutą. To było w dobrym tego słowa znaczeniu strzelanie z przysłowiowej pepeszy, za co ów stolik z pewnością pokochają nie tylko wielbiciele ekstremum drapieżności przekazu, ale w moim odczuciu przede wszystkim posiadacze bardzo ospałych zestawów. Pierwszym zaoferuje poszukiwany drive, a drugich uratuje przed lejącym się z kolumn nudnym ulepkiem muzycznym. Czy zauważyłem jakieś minusy? Nie wiem, czy można nazwać to minusem, bo co system to inne potrzeby, ale w momencie ustawienia neutralnie skonfigurowanego zestawu taka prezentacja mogłaby okazać się lekko osuszoną i oszczędną w energię. Jednak ubiegając poszukiwaczy drugiego dna natychmiast dodam, że to nie jest problem jako taki, tylko konsekwencja wyboru takiego, a nie innego sposobu na odsprzęganie naszych zabawek. Skąd to wiem?
Z pomocą w odpowiedzi na zadane pytanie przychodzi mi druga część testu z bardziej rozbudowana platforma pod transportem CD. Nagle przy nadal dobrej szybkości muzyka nabrała fajnego body. To zaś poskutkowało znaczącym przyrostem energii nie tylko średnicy, ale i niskich tonów, jednak ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu bez strat w witalności górnych rejestrów. Dlatego wspominałem, że w zależności od konfiguracji dzisiejszy bohater potrafił w pewien sposób uzyskać wyniki poprzedników. Oczywiście nie jeden do jeden, bo z uwagi na inne działania mechaniczne nie dało się idealnie ich odwzorować, ale gdybym miał być szczerym, dla mnie ten produkt oferował najwięcej możliwości wpływania na finalne brzmienie mojego systemu. Czy temat miałby takie samo oblicze po zastosowaniu wszystkich rozbudowanych blatów, z braku takowych pod ręką nie wiem. Jednak jeśli nawet powielenie ich miałoby jakieś uboczne skutki, nikt nikogo nie zmusza do robienia sobie kuku i tak jak ja można pozostać w wersji z jednym odsprzęganiem sprężynowym. Mało tego. W celu dobrania idealnego wyniku można spróbować tego ustrojstwa pod innymi komponentami. Ja z racji procesu testowego i chęci definicji kierunku zmian poprzestałem na jednej opcji. Jednak na tyle finalnie ciekawej, że o mały włos, a temat decyzji dotyczącej nabycia docelowego stolika miałaby swój finał. Co to oznacza? Nic, tylko to, że ciąg dalszy nastąpi.
Gdy doszliśmy do puenty mojej kolejnej przygody ze stolikami audio, nie będę lał zbędnej wody, tylko w telegraficznym skrócie przypomnę najważniejsze fakty. Jak wynika z powyższego tekstu, za sprawą budowy modułowej i możliwości rozbudowy stolika wszerz mamy do czynienia z bardzo ergonomicznym produktem. Niebagatelne znaczenie dla potencjalnego nabywcy ma również dostępna kolorystyka tak filarów, jak i półek nośnych. Natomiast chyba najważniejszym aspektem jest jego wielo-licowość. Chodzi oczywiście o indywidualną dla każdego zestawu audio możliwość dobrania wagi lub transparentności dźwięku. Gdy szukamy szybkości i ataku, wybieramy standardowe półki. A gdy zapragniemy poszukać w muzyce więcej barwy i obdarzyć ją solidniejszą wagą, stosujemy wersję hybrydową Przyznacie, że aż tak duży pakiet opcji to dość rzadka cecha. Czy spełni oczekiwania każdego z nas, to mówiąc kolokwialnie już inna para kaloszy. Jednak jednego stolikowi Solid Tech Hybrid nie można odmówić. Oczywiście mam na myśli tak soniczne, jak i estetyczne cechy kameleona. A to w momencie podejmowania decyzji wspólnie z małżonką bardzo istotna cecha.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: SOLID TECH HYBRID
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Premium Sound
Producent: Solid Tech
Ceny:
Półki: 2 600 – 4 700 PLN zależnie od wersji.
Nogi: 1 300 – 4 500 PLN / 4szt, zależnie od wersji i długości
Słuchawki Dan Clark EXPANSE wyznaczają nowy standard w słuchawkach otwartych. Muzykalność słuchawek, scena dźwiękowa i komfort. Całkowicie nowy płaski przetwornik magnetyczny czwartej generacji DCA i przełomowy system strojenia akustycznego metamateriału, zapewniają oszałamiająco płynną prezentację, która wprowadza nową głębię i szerokość repertuaru muzycznego. Nowo przeprojektowany pałąk i system zawieszenia zapewnia niesłychaną ergonomie i wygodę!
System dostrajania metamateriałów akustycznych (AMTS)
Wszystkie słuchawki podlegają falom stojącym w wyższych częstotliwościach, a te mogą sprawić, że wysokie tony będą szorstkie, męczące lub syntetyczne.
AMTS to urządzenie inline opatentowane przez DCA, które umieszczone pomiędzy przetwornikiem a uchem rozwiązuje ten problem. Integruje w jedną zwartą strukturę falowody, kontrolę dyfuzji, fale ćwiartkowe i rezonatory Helmholtza.
W rezultacie wysokie fale stojące i ich częstotliwości są renderowane osiągając odświeżająco gładki, dokładny i szczegółowe przekaz we wszystkich gatunkach muzycznych.
Przetwornik planarno-magnetyczny czwartej generacji firmy EXPANSE zapewnia najpłynniejsze, najbogatsze i najbardziej szczegółowe wrażenia odsłuchowe jakie udało się osiągnąć. Przetwornik EXPANSE jest o 20% większy niż sterownik E2 i wykorzystuje autorską technologię v-Planar w celu zmniejszenia zniekształceń oraz rozszerzenia i poprawy niskich częstotliwości.
EXPANSE na nowo definiuje „szczegóły”
Przetwornik planarny EXPANSE zapewnia niewiarygodnie niskie zniekształcenia w całym zakresie odsłuchu oferując poziom szczegółowości dostępny dotychczas tyko w wysokiej klasy słuchawkach elektrostatycznych.
W przeciwieństwie do wielu słuchawek, w których „szczegół” jest tworzony przez przesadnie wysokie częstotliwości energii, AMTS firmy EXPANSE zapewnia wiodącą w branży rozdzielczość wolna od męczącego nacisku na górny rejestr do jakiego użytkownicy byli dotychczas przyzwyczajeni.
Sterownik czwartej generacji wraz AMTS zapewniają wydajny dźwięk bez najmniejszego wysiłku. Od delikatnie szarpanej struny do najintensywniejszej dynamiki potęgowanej przez grę całej orkiestry poprzez dociążenie i atak stopy perkusyjnej do wybrzmiewania i zanikania elementów akustycznych uderzeń talerzy.
EXPANSE zapewnia niesamowitą równowagę, delikatność, dynamikę oraz bogatość w niuanse brzmieniowe, które sprawią, że sięgniesz po wszystkie swoje ulubione nagrania ponownie.
Scena dźwiękowa EXPANSE może konkurować nawet z najlepszymi słuchawkami otwartymi w kontekście głębi, szerokości i obrazowania. To bez wysiłkowe poczucie przestrzeni i rozmieszczenia instrumentów pozwala „zniknąć”, dzięki czemu z EXPANSE można po prostu zapomnieć o codziennym stresie, zrelaksować się i zaszyć się doświadczając prawdziwej muzycznej uczty.
EXPANSE Innowacje w zakresie projektowania mechanicznego
„Postanowiliśmy, że EXPANSE będą prawdziwą deklaracją projektową” – powiedział Dan Clark, założyciel i dyrektor generalny. „Wykonana ze stylowej matowej czerni skóra i obrabiane maszynowo aluminium, projekt EXPANSE ma swoje wzorce z samolotów Stealth i jest wykończony do poziomów, których można się spodziewać w najlepszych luksusowych samochodach.”
Najwyższej jakości czarny skórzany pałąk ma delikatne niebieskie szwy tworząc pikowany pasek na głowę, który jest nie tylko wspaniały ale jest również funkcjonalny i wygodny. Haftowane logo EXPANSE dodaje odrobinę koloru całej czerni.
Zniknęły mechaniczne suwaki do regulacji dopasowania słuchawek. Zaprojektowano natomiast stabilny, ale wygodny „samoregulujący system zawieszenia”, który pozwala na odpowiednie ustawienie słuchawek bez jakiejkolwiek ingerencji użytkownika.
Dan Clark Audio produkuje jedne z najlżejszych słuchawek na świecie i EXPANSE nie są wyjątkiem. Przy wadze zaledwie 418 gramów EXPANSE to jedne z najlżejszych słuchawek super-premium na rynku. Nowe zamszowe i „skórzane” nauszniki, samoregulujące zawieszenie oraz lekka konstrukcja sprawiają, że EXPANSE są tak wygodne, że słuchając muzyki zapominasz, że słuchasz w słuchawkach.
Dan Clarkk często mówił, że jeśli słuchawki nie są fizycznie wystarczająco wygodne do noszenia podczas długich sesji odsłuchowych to taki projekt jest po prostu wadliwy. Dlatego komfort jest najwyższym priorytetem i dlatego Dan Clark Audio wyprodukował jedne z najlżejszych i najwygodniejszych słuchawek w branży, od ultralekkich ważących 280 gramów Ether 2 do przełomowej ergonomii w serii Aeon.
Ergonomiczny i stylowy kształt nauszników EXPANSE jest naturalnym rozszerzenie ergonomii Aeon 2. Do przechowywania lub podróży zastosowano elegancką i składaną konstrukcję gimbala znaną z Aeon 2, która po złożeniu tworzy zgrabną bryłę niewielkich rozmiarów, idealną do zabrania w podróż wraz z dedykowanym pokrowcem.
EXPANSE – KLUCZOWE FUNKCJE I KORZYŚCI
• Opatentowany akustyczny system strojenia metamateriału (AMTS) zapewnia bezprecedensową szczegółowość i klarowność wysokich częstotliwości jednocześnie oferując gładkość tonów i szczegółów
• Przetwornik v-Planar czwartej generacji z autorską membraną planarną i jednocześnie największą jaką do tej pory zastosowano w słuchawkach Dan Clark Audio, zapewnia wyjątkową dynamikę przy minimalnych zniekształceniach dla prawdziwej i naturalnej przyjemności słuchania
• Struktura przetwornika zoptymalizowana pod kątem technologii FEA i CFD oraz spójność w obu zwiększa siłę przetwornika zapewniając równomierność i wygładzenie przepływu akustycznego
• Całkowicie nowy, automatycznie dopasowujący się podwieszany pasek sprawia, że EXPANSE są bezproblemowe w noszeniu oferując niebywałą ergonomię rozkładając ciężar równomiernie na głowie.
• Pikowanie paska poprawia komfort i ogranicza gromadzenie się ciepła
• Wkładki z zamszu i skóry proteinowej zapewniają idealne dopasowanie z minimalnym naciskiem oferując przy tym delikatny z głową
• Konstrukcja miseczki z włóknem węglowym/aluminiowym minimalizuje wagę oraz zapewnia maksymalną sztywność
• Składane gimbale umożliwiają spakowanie EXPANSE w kompaktowe etui aby zapewnić bezpieczny i łatwy transport
• Bezkompromisowe wzornictwo przemysłowe wykorzystuje aluminium, włókno węglowe i tytan dzięki czemu słuchawka efektownie się prezentuje przy jednoczesnym zapewnienie maksimum wytrzymałości i minimum ciężaru.
• EXPANSE został zaprojektowany i jest ręcznie składany w San Diego w Kalifornii
Słuchawki Dan Clark Audio EXPANSE trafią na rynek Polski jeszcze w październiku i będą dostępne do odsłuchu w sklepach HiFiPRO oraz MP3Store.
Sugerowana cena detaliczna DCA EXPANSE z podstawowym kablem wynosi 19 990 zł brutto.
Zapraszamy również do odwiedzenia strefy słuchawkowej na Stadionie Narodowym w Warszawie podczas wystawy Audio Video Show w dniach 28 30.10.2022 gdzie będzie można ich posłuchać na stoisku zorganizowanym pod patronatem forum.mp3store.pl
Była wizyta w salonie, solowe występy pojedynczego P-7500 a teraz przyszła pora na cudowne rozmnożenie i asystę odpowiednio wyrafinowanego przedwzmacniacza. Krótko mówiąc gramy z dwóch Accuphase’ów P-7500 i C-3900.
cdn. …
Opinia 1
O tym jak kluczową kwestią jest właściwa konfekcja audiofilskiego okablowania nikomu choć odrobinę zaznajomionemu z High Endem uświadamiać nie trzeba. O ile jednak w większości przypadków żonglerka wtykami upowszechniła się w sekcji zasilania, jak daleko nie szukając w przypadku Acrolinka 7N-PC6700 Anniversario, gdzie do wyboru mamy wtyki PCB i CBN, czy David Laboga Custom Audio (GR-AC-Connect & G-AC-Connect) , bądź po prostu asortymentu dostępnego ze szpuli – vide Furutech FP-3TS762, którego testowaliśmy zarówno z podstawowym duetem FI-28R / FI-E38R, jak i topowymi Fi-50 NCF(R), to już opcja dopasowania wtyków w przewodach sygnałowych już taka powszechna nie jest. Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o takiej możliwości w Siltechu (Siltech/Oyaide), bądź naszej rodzimej manufakturze Next Level Tech, jednak przypadek z jakim przyszło nam się w ramach niniejszej epistoły zmierzyć jest jeszcze ciekawszy. Bowiem zanim światło dzienne ujrzały Furutechy LineFlux NCF najpierw Japończycy pochwalili się najnowszymi wtykami CF-601MR NCF/CF-602FR NCF/ CF-102 NCF R a dopiero potem postanowili odświeżyć od dawien dawna egzystującego w ich portfolio LineFlux-a. Jeśli zastanawiacie się Państwo, co z tego wynikło nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do dalszej lektury naszych wybitnie subiektywnych obserwacji.
Uczciwie trzeba przyznać, że przynajmniej jeśli chodzi o pierwsze wrażenie, które jak wiadomo można zrobić tylko raz, to tytułowe Furutechy wypadają nad wyraz korzystnie. Po pierwsze srebrzyste, wyściełane miękką gąbką, kartonowe pudełka są na tyle estetyczne, by nie przynosić wstydu flagowcom a po drugie na tyle skromne i nieabsorbujące, że już na starcie odpada zarzut nieroztropności przy zarządzaniu przeznaczonym na projekt budżetem. A po drugie same przewody są już klasą same dla siebie jasno dając do zrozumienia, że mamy do czynienia z rasowymi górnopółkowcami. I wcale nie chodzi o jakieś ponadnormatywne średnice i ociekającą złotem iście bizantyjską ornamentykę dodatków, lecz jedyną w swoim rodzaju niewymuszoną elegancję i poczucie luksusu. Począwszy od nader udanego połączenia granatowych i butelkowo-zielonych nylonowych koszulek ochronnych, poprzez dyskretne, redukujące przed wtykami średnicę przewodów splittery z oznaczeniem modelu i z wiadomych względów przydatnej jedynie w przypadku RCA kierunkowości, na najnowszych, chromowanych wtykach skończywszy wszystko tworzy niezwykle harmonijną całość, która cieszy oczy a jednocześnie nie zabiega usilnie o naszą atencję niczym czasomierze Invicty. Dzięki wspomnianemu pocienieniu końców ergonomia LineFlux-ów NCF jest wysoce satysfakcjonująca – nie dość, że układają się jak należy, to z racji swojej budowy, o której dosłownie za moment, zachowują zadany kształt – bez zbędnego sprężynowania i prężenia mogącego powodować przesuwanie spiętej nimi lżejszej elektroniki.
Choć dżentelmeni o pieniądzach podobno nie rozmawiają, to akurat w przypadku High-Endu kwestie finansowe trudno pomijać, tym bardziej gdy w grę wchodzi wspomniana na wstępie odpowiednia konfekcja. Warto bowiem mieć na uwadze, że chcąc własnym sumptem popełnić parę łączówek uzbrojonych w najnowsze rodowane 600-ki NCF będziemy musieli liczyć się z wydatkiem rzędu 675 PLN za CF-601M R NCF i 780 PLN za CF-602F R NCF, czyli w sumie prawie 3kPLN. A to przecież dopiero początek zabawy, bo jeszcze przydałby się jakiś przewód, mniej, bądź bardziej fikuśne wdzianka, etc.
Same wtyki, według materiałów prasowych wykonano zgodnie z tradycją z materiałów niemagnetycznych . Z kolei elementy przewodzące w postaci „jednego kawałka miedzi” poddano procesowi α (Alpha) i powleczono warstwą rodu. Ich rdzenie są formowane z żywicy odpornej na wysoką temperaturę z dodatkiem kopolimeru NCF. Pozostałe elementy izolacyjno – mechaniczne wykonano z mieszanki nylonu, włókien szklanych z dodatkiem nanocząstek ceramiki, proszku węglowego i antyrezonansowego polimeru NCF. Same korpusy mają budowę hybrydową w której zewnętrzną warstwę stanowi polimer, plecionka z posrebrzanego włókna węglowego i warstwa żywicy NCF pod którą znajdziemy główne „body” z chromowanego mosiądzu. Z równą atencją potraktowano zarówno mocowanie samych żył sygnałowych w pinach, jak i całego wtyku na przewodzie, dzięki czemu w specyfikacji wreszcie znajdziemy zalecane wartości z jakimi należy dokręcić stosowne śruby.
A montować jest na czym, gdyż przynajmniej na razie topowy Lineflux-NCF prezentuje się równie intrygująco. Jego wierzchnią warstwę stanowi opalizująca nylonowa plecionka pod którą ukryto tłumiącą wibracje warstwę wykonaną z nano ceramicznych cząsteczek, pyłu węglowego i kompozytu PVC. Następnie napotkamy taśmę papierową i podwójny ekran z zewnętrzną miedzianą plecionką poddaną procesowi α (Alpha) i wewnętrzną z taśmy PET/Al. Potem jest filtr z przędzy poliestrowej i wreszcie przewodniki solid core o średnicy 1,3mm z miedzi α (Alpha) OCC w izolacji z wysokiej jakości polietylenu (PE).
Kiedy po kilkudniowym okresie akomodacyjnym wynikającym z fabrycznej nowości dostarczonych przez katowicki RCM egzemplarzy zabrałem się za bardziej krytyczne aniżeli niezobowiązujące rzuty małżowiną słuchanie jasnym stało się, że najnowsze łączówki Furutecha idą ścieżką przetartą przez fenomenalny przewód zasilający PROJECT-V1. Chodzi bowiem o to, że dźwięk przez nie transmitowany jest praktycznie całkowicie pozbawiony wyczynowości i nerwowości. Jednak tu nie chodzi o jakieś spowolnienie, przyciemnienie, czy wycofanie a nieco inne, aniżeli stereotypowo przypisywane High Endowi, akcentowanie poszczególnych składowych przekazu. Zanim jednak do tego przejdziemy warto podkreślić jedną kwestię. Otóż Line Flux-y NCF sam proces kreacji zaczynają nie od tego co słychać a od tego, czego tak naprawdę się nie słyszy, czyli totalnie czarnego i zarazem bezkresnego tła, z którego to dopiero wyłaniają się konkretne postaci i generowane przez nie dźwięki. I nie jest to znana z jazzu i niewielkich kameralnych składów gra ciszą lecz tożsama z pochłanianiem światła Vantablack, gdzie pomiędzy zapisanymi w materiale źródłowym dźwiękami, jak to mawiał klasyk, nie ma niczego. Tzn. aura pogłosowa, kotłujące się pod sakralnymi sklepieniami echa chwile temu wybrzmiałych fraz, to wszystko jest, bo być musi, żeby mury Opactwa Noirlac z „Monteverdi – A Trace of Grace” Michela Godarda, bądź katakumby z „Tomba sonora” Stemmeklang / Kristin Bolstad nie udawały jednego z „najcichszych” studiów – belgijskiego Galaxy gdzie nagrano m.in. „From Heaven on Earth – Lute Music from Kremsmunster Abbey” Huberta Hoffmanna. Proszę zatem nie mylić pozbycia się wszelakiej maści pasożytniczych artefaktów, szumów i trzasków zazwyczaj zaburzających i degradujących przekaz z iście laboratoryjną antyseptycznością i prosektoryjnym chłodem, gdyż japońskie łączówki są ich ewidentnym przeciwieństwem. Nie oznacza to jednak, że LineFluxy grają ciemno, choć początkowo można odnieść takie wrażenie, gdyż góra pasma ze względu na swoją gładkość, czystość i wyrafinowanie jest tak „organiczna” i z taką łatwością przyswajana, że nienarażone na jakiekolwiek bolesne i wywołujące dyskomfort piki nasze zmysły automatycznie opuszczają gardę i przechodzą z trybu pełnej gotowości do fazy relaksującej absorpcji, I ponownie – nie chodzi o złagodzenie, dosłodzenie i zaokrąglenie a jedynie wyekstrahowanie piękna i pozytywnej energii z obszarów, gdzie pozornie próżno byłoby ich szukać. Weźmy na ten przykład ostatni krążek Megadeth – „The Sick, The Dying… And The Dead!”, czyli wydawnictwo, gdzie energii, wściekłych riffów i obłąkańczego smagania blach najogólniej rzecz biorąc nie brakuje. Jednak z racji zaskakująco wysokich lotów realizacji firmowany przez ognistowłosego Dave’a materiał choć poraża potęgą i wgniata w fotel dynamiką nie powoduje grymasów bólu nawet przy bliskich koncertowym poziomach głośności. Oczywiście tam gdzie ma być ostro, tam zarezerwowana dla ręcznie kutych japońskich noży z damasceńskiej stali ostrość jest, lecz znów – z racji czystości cięcia są tak gładkie i precyzyjne, że delikwent fakt dekapitacji odnotowuje w momencie, gdy jego czerep zaczyna toczyć się po podłodze.
Cywilizując jednak repertuar na albumie „Nectar” Silent Skies wokal Toma Englunda (tak, tego z Evergrey) został podany niezwykle blisko, jest namacalny – z krwi i kości, świetnie kontrastując z ambientowo – onirycznym akompaniamentem Vikrama Shankara i Furutech owe różnice pomiędzy żywą istotą a komputerowymi loopami w sposób absolutnie bezbłędny pokazuje jednak nie poprzez brutalny kontrast bądź wzajemne wykluczenie a jedynie współistnienie i uzupełnianie. Syntetyczny bas jest krągły, niemalże niezdefiniowany, lecz nie dudni. Ot pulsuje własnym rytmem a jednocześnie nie ma tendencji do zawłaszczania sąsiednich podzakresów.
No to jeszcze kilka słów o naturalnym, pozbawionym elektrycznego wspomagania instrumentarium. Na „Jubilo – Fasch, Corelli, Torelli & Bach” Alison Balsom gradacja planów jest wyborna. Co ciekawe nie polega ona na rozdmuchaniu sceny w głąb i w szerz, lecz w pełni naturalne dostosowywanie jej gabarytów do liczebności aparatu wykonawczego, gdzie z wiadomych względów faworyzowana jest trąbka, jednak i reszta składu nie musi walczyć o nasza atencję. Proszę tylko zwrócić uwagę na partie organowe, które choć umiejscowione w głębi sceny nie mają najmniejszych problemów jeśli chodzi o definicję, czy czytelność. Są po prostu na swoim miejscu i nikt nie próbuje ich sztucznie wyciągać na pierwszy plan, bo nie ma takiej potrzeby – i tak słychać, że górują nad resztą składu i niczego nikomu udowadniać nie muszą.
W ramach zwyczajowego podsumowania pozwolę sobie jedynie stwierdzić, iż Furutechy LineFlux NCF czy to w odsłonie RCA, czy XLR (obie grają w sposób bardzo zbliżony a różnice między nimi wynikają przede wszystkim z budowy elektroniki nimi spinanej) są idealną propozycją dla wszystkich tych, którzy mają dość ciągłego wyścigu o pozycję tego, co wszystko będzie robił „naj-” i to w ujęciu wyczynowym. Tutaj, choć owej wyczynowości Państwo nie odnajdziecie, to powinniście odkryć, iż prawdziwy High End to zupełnie coś innego – to naturalność i „normalność” właściwe wydarzeniom „na żywo”, gdzie definicja źródeł pozornych oznacza zazwyczaj możliwość wskazania dowolnego muzyka palcem a nie określenie splotu wełny, z jakiej skrojono jego marynarkę. Jeśli również Państwu taki sposób prezentacji bardziej przypada do gustu, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcić do wypożyczenia Furutechów LineFlux NCF i weryfikację ich możliwości we własnym systemie.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Co jak co, ale japońskiego Furutecha ze stuprocentową pewnością zna dosłownie każdy, nawet początkujący adept obcowania z muzyką w jak najlepszej jakości odtwarzania. To w kwestii okablowania i związanych z nim akcesoriów jest marka tak zwanego pierwszego wyboru. I nie mam na myśli tak zwanych gotowców, czyli finalnych produktów dla potencjalnego klienta, ale również półproduktów dla działu DIY w stylu okablowania ze szpuli tudzież wszelkiego rodzaju konfekcji sieciowej i sygnałowej. To jest na tyle prężny brand, że nie widzi problemu posiłkowania się jego ofertą nawet przez największych konkurentów z tego samego działu gospodarki i co ciekawe, wbrew obecnie panującym trendom zmiany w swojej linii produktowej wprowadza bardzo rzadko. Tylko wtedy, gdy według sekcji inżynierów jest to ewidentny postęp. Na szczęście co jakiś czas to się jednak zdarza i gdy coś nowego Japończycy zaproponują, nie zapominają nas o tym powiadomić. Takim to sposobem na redakcyjny tapet trafiła najnowsza linia kabli sygnałowych RCA/XLR Furutech Lineflux NCF, o której wizytę w naszych okowach zadbał katowicki RCM.
Próbując nieco przybliżyć budowę naszych bohaterów na bazie informacji ze strony dystrybutora, istotną informacją jest wykorzystanie w roli przewodnika miedzi OCC poddanej firmowemu procesowi Alpha w postaci drutu solid-core o średnicy 1.3mm. W celu zabezpieczenia sygnału przed zakłóceniami producent zastosował podwójne ekranowanie, zaś całość otulił polietylenem o zwiększonej gęstości, co ma znacząco wpływać rozszerzenie zakresu przenoszonych częstotliwości i poprawić równowagę tonalną przekazywanego sygnału. Wieńcząc co prawda skrótowy, jednak przekazujący najważniejsze cechy opiniowanych drutów opis dodam jeszcze, iż jak to zwyczajowo bywa, konfekcjonowane przez Furutecha kable mogą pochwalić się 1.2mb długości, zewnętrzną średnicą gotowego produktu na poziomie 13mm oraz konfekcją wtykami z serii CF-601MR NCF oraz CF602FR NCF. Tak prezentujące się kable spakowane są w wyściełane gąbką zgrabne, mieniące się srebrem, kartonowe pudełka.
Przyznam się bez bicia, iż wpinając tytułowego XLR-a w tor – moja końcówka Gryphona honoruje tylko takie wejście – oczekiwałem z wręcz ponadnormatywną ekscytacją, co wydarzy się podczas odsłuchu. Otóż nieco złośliwie, ale tak prawdę mówiąc całkowicie usprawiedliwienie miałem jeden podstawowy cel, jakim była weryfikacja obietnic producenta w kwestii równowagi tonalnej przekazu. Poprzednik przy całej swej świetności w oddaniu witalności dźwięku czasem wydawał się być zbyt wyrywny, co oczywiście mogło się podobać, ba czasem być ratunkiem dla posiadanej lekko ociężałej układanki audio, ale zawsze była to konfiguracyjna loteria. A przecież na poziomie High End-u, na jakim swobodnie bryluje ta seria okablowania, nie ma prawa być jakichkolwiek niedomówień, dlatego tak istotnym było przyjrzenie się obietnicy działu konstruktorskiego. Bardzo często opisy w folderach są pobożnymi życzeniami, na które rzadko zwraca się uwagę. Tymczasem tym razem miałem do czynienia z brandem nie rzucającym słów na wiatr, dlatego z wypiekami na twarzy oczekiwałem na pierwsze dźwięki testowo skonfigurowanego zestawu. I?
Muszę przyznać, że panowie nie lali przysłowiowej wody, bowiem pierwsze co rzuca się w ucho po aplikacji obecnie flagowej łączówki w standardzie NCF, to konsekwentna współpraca każdego z podzakresów z sąsiednim. Bez wyskakiwania przed szereg, tylko w służbie oddania zamierzeń artystów. To zaś przekładało się na poprawę energii ataku i masy dźwięku, dzięki czemu zyskała motoryka dobiegających do mnie wydarzeń scenicznych. Nie było dziur pomiędzy podzakresami, tylko ręka w rękę spójna walka o równouprawnienie w projekcji muzyki. To było bardzo uniwersalne zjawisko, gdyż nie pompowało basu, czy średnicy zabijając tym sposobem rozdzielczość tych zakresów, tylko jakby zwiększało ich pigmentację. A jeśli tak, chyba nie nikogo nie zdziwi fakt czerpania zysków z takiego postawienia sprawy przez dosłownie każdy rodzaj muzyki.
Od szaleńczego metalu spod znaku najnowszego krążka zespołu Megadeth („The Sick, The Dying… And The Dead!”), przez ścieżkę filmową „Blade Runner 2045”, po leciwy, bo wydany w 1994 roku jaz znakomitego trio Keitha Jarreta z Garym Peacockiem i Paluem Motianem „At The Deer Head Inn”, sposób prezentacji tytułowego kabla – mam na myśli nie tylko zjawiskowo, bo energicznie podaną większą niż zwykle esencjonalność, ale również wzorowe rozbudowanie wirtualnej sceny, a także swobodę jej prezentacji – było wodą na młyn każdej z produkcji płytowej. Jak miało łupnąć wściekłym rockowym buntem z mocną stopą perkusji, soczysta gitarą i pełną temperamentu wokalizą, to system nie żałował niezbędnej do tego esencji. Gdy w oddaniu nadchodzącej mrocznej przyszłości pokój miał trząść się od częstych sejsmicznych pomruków, dzięki utrzymaniu kontroli nad najniższymi częstotliwościami czasem chroniąc się przed uczuciem nieprzyjemnego zatykania bębenków zasłaniałem uszy. Zaś gdy do głosu dochodziło trzech wiekowych panów z naturalnymi instrumentami, bez jakichkolwiek problemów napawałem się dźwięcznością i dostojnością fortepianu, zjawiskową obsługą nadmuchanych skrzypiec, ze szczególnym uwzględnieniem dobrego konsensusu pomiędzy palcem na strunie i pudłem rezonansowym oraz zjawiskowo zawieszonych w eterze perkusjonaliów. Nie wiem, jak Japończycy to zrobili, gdyż choćby w tym ostatnim aspekcie – chodzi o blachy bębniarza – poprzednik naszego bohatera dzięki swojej, skądinąd często fajnej w odbiorze nonszalancji w górnym zakresie, powinien wypadać lepiej, to dzięki owej równowadze tonalnej nowości w cenniku całość prezentacji była znacznie dojrzalsza sonicznie. Nowa odsłona łączówki oferowała mniej cykania, a mimo to nie traciła na ilości podanych informacji, przez co była znacznie okazalsza całościowo.
Czy poleciłbym naszego bohatera każdemu a Was? Niestety wiem z autopsji, że na bezwarunkowy ożenek z dosłownie każdym raczej nie ma szans. Jednak mimo wszystko nawet piewcom bezpardonowej transparentności dźwięku i szybkości narastania sygnału ponad wszystko radziłbym zapoznać się z którymś z tytułowych kabli. To mimo hołdowania fajnej barwie i ciekawej esencji prezentowanej muzyki nadal są bardzo żywe i energiczne druty. Wiem, bo sprawdziłem to na swoim, już na starcie dobrze osadzonym w masie systemie, który na ożenku z przedstawicielem kraju kwitnącej wiśni nie tylko nic a nic nie ucierpiał, ale ku mojemu zaskoczeniu pokazał jeszcze, ile więcej muzyki w muzyce mogę z nim osiągnąć.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: SOLID TECH HYBRID
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: RCM
Producent: Furutech
Ceny
Furutech LineFlux NCF RCA: 10 400 PLN / 2 x 1,2m
Furutech LineFlux NCF XLR: 11 500 PLN / 2 x 1,2m
Bowers & Wilkins wprowadza do oferty nową generację serii 700, która obejmuje łącznie aż 8 nowych modeli – 3 kolumny podłogowe, 3 podstawkowe i 2 głośniki centralne, a oprócz tego specjalnie dopasowaną wzorniczo podstawkę.
700 S3 to najbardziej wszechstronna linia kolumn głośnikowych Bowers & Wilkins, którą cechuje duża wydajność i stylowy design. Modele do niej należące umożliwiają zbudowanie – dopasowanego do potrzeb użytkownika – systemu stereo lub zestawu kina domowego.
Studyjne brzmienie wkracza do domu
Modele należące do nowej linii 700 S3 Bowers & Wilkins są odpowiednikami konstrukcji dostępnych w poprzedniej generacji, jednak każdy z nich został przebudowany. W oparciu o kilkuletnie intensywne prace nad rozwojem dotychczas oferowanych modeli zmodyfikowano projekt obudowy i wykończenie, a także wprowadzono ulepszenia techniczne, które pozwoliły na poprawę brzmienia.
Rozwiązania zaczerpnięte z serii 800 Diamond
Nowa generacja kolumn z serii 700 spełni oczekiwania nawet najbardziej wymagających melomanów. Wykorzystano w niej wybrane rozwiązania techniczne znane z topowej serii 800 Diamond brytyjskiego producenta, która używana jest również przez profesjonalistów w studiach nagraniowych na całym świecie, w tym m.in. w popularnym londyńskim Abbey Road Studios. W rezultacie seria 700 S3 przenosi studyjne brzmienie wprost do Twojego domowego pomieszczenia odsłuchowego, a smukłe, eleganckie proporcje poszczególnych modeli sprawiają, że głośniki będą pasować do wystroju dowolnego wnętrza.
Smukłe obudowy w nowym kolorze
Nowa generacja serii 700 to smuklejsze obudowy o odpowiednich proporcjach, a także lekko zakrzywiony panel frontowy. Wraz z nową serią kolumn pojawiło się ponadto nowe wykończenie – Mocha (mokka), które dołącza do dwóch dotychczas dostępnych w serii 700 wariantów Gloss Black (czarny połysk) i Satin White (satynowa biel), a przy tym doskonale współgra z detalami obudów kolumn 700 S3. Różnorodność modeli w połączeniu z dostępnymi wariantami kolorystycznymi pozwala lepiej dobrać zestaw kolumn do wielkości i aranżacji pomieszczenia odsłuchowego.
Obudowa z techniką Tweeter-on-Top
Wraz z wprowadzeniem na rynek kolumn 700 S3 Bowers & Wilkins zastosował wiele ulepszeń względem modeli należących do poprzedniej generacji. Charakterystyczną konstrukcję z wydzielonym przetwornikiem wysokotonowym (Solid Body Tweeter-on-Top) mają teraz aż cztery modele. Oprócz podłogowego 702 S3 i podstawkowego 705 S3, technikę Tweeter-on-Top zastosowano także w innym modelu podłogowym – 703 S3 i w głośniku centralnym HTM71 S3. Umożliwia to zbudowanie kompletnego systemu kina domowego, w którym kolumny głośnikowe będą miały odseparowany tweeter. Co więcej, zmieniony został kształt tubowej obudowy przetwornika wysokotonowego. W nowej generacji konstrukcja wykonana z litego bloku aluminium została wydłużona, co wydatnie przełożyło się na brzmienie w zakresie wysokich tonów i poprawiło otwartość sceny dźwiękowej.
Karbonowa kopułka wysokotonowa
Na uwagę zasługuje ponadto karbonowa kopułka przetwornika wysokotonowego (Carbon Dome). Rozwiązanie to zostało zaprojektowane specjalnie z myślą o serii 700 brytyjskiego producenta. W porównaniu chociażby do głośnika wysokotonowego z podwójną kopułką aluminiową, Carbon Dome zapewnia przetwornikowi wyższą częstotliwość „przełamania” (brake-up frequency) – sięga ona 47 kHz. Pozwala to uzyskać szerokie pasmo przenoszenia, a także zapewnia poprawę precyzji i szczegółowości brzmienia.
Biomimetyczne zawieszenie
We wszystkich trójdrożnych modelach należących do serii 700 S3 zastosowano kompozytowe zawieszenie biomimetyczne (Biomimetic Suspension), po raz pierwszy użyte w kolumnach głośnikowych 800 D4 Bowers & Wilkins. Rozwiązanie to umożliwiło zwiększenie wydajności membrany średniotonowej i poprawiło przejrzystość dźwięków odtwarzanych w zakresie środka przetwarzanego pasma akustycznego.
Niskotonowe membrany Aerofoil
Przetworniki niskotonowe zastosowane w kolumnach z serii 700 S3 mają membrany o profilu Aerofoil, które zostały opracowane przy pomocy zaawansowanych technik modelowania komputerowego. Membrana Aerofoil ma zmienną grubość, co zapewnia sztywność i wytrzymałość tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne. Przekłada się to na głęboki i dynamiczny bas.
Dodatkowe modyfikacje zwiększające wydajność
Oprócz powyżej wymienionych zmian, modernizacji uległy także terminale głośnikowe, które wzorowane były na tych zastosowanych w topowej serii 800 Diamond. Zapewniają one stabilniejsze połączenie, zwłaszcza przy wykorzystaniu kabli z końcówkami widełkowymi.
Modyfikacji uległy także zwrotnice głośnikowe, które nadal wykorzystują kondensatory firmy Mundorf, ale zostały wzbogacone o liczne kondensatory bocznikujące.
Zmodernizowano także konstrukcję bas refleks. Tunel Flowport (o perforacjach podobnych do tych stosowanych w piłeczkach golfowych) ma większą średnicę, co poprawiło przepływ powietrza i umożliwiło uzyskanie żywego, a jednocześnie bardziej dynamicznego brzmienia. Co więcej, w modelu 702 S3 tunel Flowport jest umieszczony u dołu kolumny, a nie z tyłu, jak to miało miejsce u poprzednika, czyli w kolumnie Bowers & Wilkins 702 S2. Rozwiązanie to ułatwia ustawienie tej potężnej kolumny głośnikowej w pomieszczeniu odsłuchowym, a tym samym zintegrowanie jej z systemem stereo lub kina domowego.
Seria 700 S3 została zaprojektowana, skonstruowana i wykończona w oparciu o wysokie standardy przyjęte przez firmę Bowers & Wilkins. Wprowadzone modyfikacje sprawiły, że jest ona jeszcze bliższa topowym kolumnom należącym do linii 800 Diamond.
Modele z serii 700 S3 zapewniają wysokiej jakości brzmienie w połączeniu z wyjątkową elegancją i dużą wydajnością. Odpowiednie ustawienie systemu głośnikowego ułatwiają podstawki FS-700 S3, dopasowane do kolumn 707 S3, 706 S3 i 705 S3.
Dostępność kolumn z serii 700 S3 u autoryzowanych dealerów planowana jest na październik 2022 roku. Sugerowane ceny detaliczne poszczególnych modeli przedstawiają się następująco (cena za sztukę): 702 S3 – 15499 zł, 703 S3 – 11999 zł, 704 S3 – 8299 zł, 705 S3 – 6999 zł, 706 S3 – 4799 zł, 707 S3 – 3599 zł, HTM71 S3 – 9499 zł, HTM72 S3 – 5699 zł. Cena podstawek głośnikowych FS-700 S3 to natomiast 2149 zł (za sztukę).
Po latach pandemicznej przerwy ulubiona impreza fanów dobrego dźwięku wraca w wielkim stylu! W dniach 28-30 października Audio Video Show 2022 ponownie zagości na PGE Narodowym oraz w warszawskich hotelach Radisson Blu Sobieski i Golden Tulip. Na odwiedzających czeka: 160 sal prezentacyjnych, 600 marek, ponad 150 wystawców oraz 3 dni audiofilskiego szaleństwa.
Do startu 24. edycji Audio Video Show – drugiej co do wielkości w wystawy sprzętu audio i video oraz kina domowego w Europie – zostało trzydzieści siedem dni. 150 wystawców już czyni przygotowania do montażu 600 marek w lożach PGE Narodowego i apartamentach hoteli Radisson Blu Sobieski i Golden Tulip. Audio Video Show od lat szczyci się bowiem tym, że odwiedzający mogą nie tylko obejrzeć najnowsze urządzenia audio i video: słuchawki, telewizory, projektory, głośniki, urządzenia i systemy audio od 100 zł do 5 milionów złotych, ale osobiście zapoznać się z ich możliwościami.
Na Audio Video Show słucha się i ogląda bez presji czasu, porównuje możliwości urządzeń ze wszystkich pułapów cenowych, poznaje najdroższy sprzęt na świecie, często sprowadzony do Polski tylko na tę okazję albo przegląda setki czarnych płyt na największej giełdzie winyli w kraju i przy okazji kupuje „białe kruki.” To czas na delektowanie się dźwiękiem w warunkach zbliżonych do domowych, miejsce rozmów o muzyce i obrazie w najwyżej jakości, wymianę poglądów na seminariach i prelekcjach. Na wystawie już tradycyjnie gośćmi specjalnymi są dziennikarze muzyczni i pasjonaci dobrego dźwięku, a artyści podpisują swoje najnowsze płyty. W tym roku swoją obecność zapowiedzieli: Piotr Metz, Hirek Wrona, Wojciech Padjas czy Tomasz Raczek, a Audio Video Show 2022 dopiero odkrywa pierwsze karty atrakcji.
„Cieszymy się niezmiernie, że wracamy po latach pandemicznej przerwy w doborowym składzie, z nową energią i jeszcze większą ofertą wystawową dla zwiedzających. Restart eventu po trzech latach przerwy jest zawsze wyzwaniem, ale dzięki ugruntowanej pozycji Audio Video Show na rynku impreza wraca w pełnej skali, z kompletem wystawców polskich i zagranicznych. Mamy nadzieję, że 24. edycja wystawy będzie okazją nie tylko do zaprezentowania nowości rynkowych z dziedziny audio, video czy kina domowego, ale też do próby odpowiedzi na pytania, jak zmieniły się w czasie pandemii preferencje miłośników audio i co ma do zaproponowania miłośnikom dobrego dźwięku rynek muzyczny” – powiedział Adam Mokrzycki, pomysłodawca i organizator wystawy.
Jak co roku na Audio Video Show nie zabraknie premierowych spotkań z muzykami, wykładów znanych osobistości ze świata dobrego dźwięku i obrazu, czy największej w Polsce strefy słuchawek.
Wystawę wpierają medialnie: magazyn Audio, Audio-Video, HiFi i Muzyka, Radio Eska, Radio Eska Rock, Wirtualna Polska, Związek Producentów Audio i Video oraz Roon – producent oprogramowania do zarządzania muzyką z różnych źródeł, stworzonego z myślą o audiofilach i stawiającego nacisk na bezkompromisową jakość dźwięku. Aplikacja Roon pozwala odtwarzać treści audio wysokiej rozdzielczości, zarówno z zasobów lokalnych, jak i z wiodących serwisów streamingowych.
Audio Video Show 2022 odbędzie się w dniach:
Piątek, 28 października 2022
12:00 – 20:00
Sobota, 29 października 2022
10:00 – 20:00
Niedziela, 30 października 2022
10:00 – 18:00
Lokalizacje wystawy:
PGE Narodowy
Al. Ks. J. Poniatowskiego 1
Warszawa
Hotel Radisson Blu Sobieski
Plac Artura Zawiszy 1
Warszawa
Hotel Golden Tulip
ul. Towarowa 2
Warszawa
Więcej informacji: www.avshow.pl
Najnowsze komentarze