Monthly Archives: kwiecień 2025


  1. Soundrebels.com
  2. >

Van den Hul 3T The Mountain Hybrid, 3T The Cumulus Hybrid LE & The Mainsstream Hybrid

Opinia 1

Wiem, wiem. Po co cokolwiek pisać o bohaterach dzisiejszego spotkania, skoro i tak lwia część zainteresowanych już po samej „metce” doskonale będzie wiedziała czego się po nich spodziewać. Jak to możliwe? Cóż, moc stereotypów i obiegowych opinii nadal ma się dobrze, więc skoro w motoryzacji nadal pokutuje, że nie kupuje się aut na F, czyli Fiatów, Fordów i … francuskich a z naszego podwórka, że srebro gra chudo i sucho, to już mało co kogokolwiek powinno dziwić. I tak właśnie jest z niderlandzkimi przewodami, które choć obecne na rynku od lat 80-ych minionej epoki dziwnym zbiegiem okoliczności nad Wisłą muszą mierzyć się z przyklejoną im nie wiadomo przez kogo i kiedy łatką. Któż bowiem zgłębiając temat połączeń systemów audio nie spotkał się ze stwierdzeniem, że „nic tak sprzętu nie zamula jak kabelki … Van den Hula”. Stygmatyzacja? Pełną gębą. Niemniej jednak tak się jakoś dziwnie składa, że nie wypowiadamy się nt. brzmienia czegokolwiek bez wcześniejszego owego czegoś prze / po-słuchania, więc i tym razem, gdy Bartek z Szymański Audio – nowy dystrybutor ww. marki, zaproponował nam kompletny set Van den Hul-a w składzie 3T The Mountain Hybrid, 3T The Cumulus Hybrid Limited Edition i The Mainsstream Hybrid bez chwili zastanowienia poprosiliśmy o dostawę. I jak wypadła konfrontacja stereotypów ze stanem faktycznym? Cóż, odpowiedź znajdziecie Państwo poniżej.

No dobrze, na pierwszy ogień pod lupę weźmy interkonekty RCA i XLR 3T The Mountain Hybrid, które dostarczane są w poręcznych „książkowych” kartonowych pudełkach, gdzie sprytnie je ułożono w stosownych przegródkach a wraz z samymi przewodami w zestawie znajdziemy dwupłytowe wydawnictwo SACD z „Mahler: Symphony no.3” Budapest Festival Orchestra pod batutą Ivana Fishera. Uprzedzając fakty reszta niderlandzkiego rodzeństwa również takowe inserty zawiera. Same interkonekty prezentują się całkiem nieźle zarówno w wersji z rodowanymi RCA, jak i z posrebrzanymi XLR-ami Neutrika. Beżowo-złota koszulka nie budzi większych emocji, ale też nie sposób się do czegoś przyczepić, szczególnie, że całość sprawia wrażenie solidności. Wiotkość jest bardziej niż zadowalająca a przewody posłusznie dają układać się nawet w ciasnych przestrzeniach zasprzętowych. Od strony anatomicznej mamy do czynienia z konstrukcjami zbalansowanymi bazującymi na dwóch żyłach z przewodników 3T o grubości 0,9mm i indywidualnie pokryty warstwą Linear Structured Carbon® (LSC). Bardzo zaawansowane jest poczwórne ekranowanie, w którym dwie warstwy stanowią srebrzone wielożyłowe przewodniki miedziane a dwie pozostałe to Linear Structured Carbon® (LSC).
Jeśli zaś chodzi o flagowe przewody głośnikowe, czyli 3T The Cumulus Hybrid Limited Edition, to teoretycznie mamy do czynienia ze „standardowymi” Cumulusami, których złote umaszczenie HULLIFLEX® ukryto pod dodatkowym fioletowym opalizującym oplotem, ponumerowano i doposażono w stosowny certyfikat podpisany przez samego Ojca Założyciela. W zestawie znajdziemy też umożliwiające samodzielną zmianę konfekcji z wideł na banany i na odwrót zakręcane złącza BERRI Bus. I tu od razu uwaga natury użytkowej, gdyż podczas składania zamówienia warto zwrócić uwagę, czy interesuje nas wersja single, czy bi-wire a jeśli ta druga, to czy w konfiguracji 2 – 4, czy też 4 – 4. Równie szeroka oferta dotyczy dostępnych długości, które zaczynają się na 2m a kończą na 5m zestawach, choć znając życie, jeśli tylko ktoś potrzebowałby dłuższe, to i takie zostaną wykonane na indywidualne zamówienie. Sugeruję jednak poważnie przemyśleć sens każdego dodatkowego (pół)metra, gdyż Cumulusy nie dość, że są dość sztywne i charakteryzuje je słuszna, niemalże 3 cm średnica, to są przy tym pierońsko ciężkie a zarazem sprężyste, co niejako z automatu wyklucza je, bądź wykluczać powinno, z kręgu zainteresowań posiadaczu niewielkich, ustawionych na standach monitorów i D-klasowych „wydmuszek”. I nie są to żarty, bo mówimy o pi razy drzwi przynajmniej 20 kg na „stronę”. Sprawy nie ułatwiają też masywne, aluminiowe, toczone splittery, dla których również wypadałoby znaleźć miejsce.
Co do anatomii, to Cumulus jest konstrukcją czterożyłową, z których każda (AWG-5) wykonana jest z wielu żył 3T (stop objęty tajemnicą firmy) i odseparowana od pozostałych powłoką HULLIFLEX®.
Pomimo deklarowanej a więc tożsamej z poprzednikiem flagowości już na pierwszy rzut oka widać, iż zasilający The Mainsstream Hybrid reprezentuje najdelikatniej rzecz ujmując zupełnie inną bajkę aniżeli Cumulusy. Ma standardową, czy wręcz uprawniającą do zaliczenia go do grona dość cienkich przewodów 15 mm średnicę, chroni go połyskliwa bezowo-złota zewnętrzna koszulka a oprócz dostępności ze szpuli (440 PLN / 1m) jest oczywiście dostępny w firmowej konfekcji w jakiej to pojawił się w naszej redakcji. I o ile jeszcze wtyk IEC (Wattgate?) może nie oszałamia swą biżuteryjnością, to już ilekroć bym nie spojrzał na szarą, „cywilną” wtyczkę Schuko Mertena za mniej więcej 6€, tylekroć nie jestem zrozumieć idei za jej aplikacją stojącej. Producent niespecjalnie chwali się też jego budową zdradzając jedynie iż użyto 7 żył a impedancja szeregowa (reaktancja) przewodu jest nieobecna.

A jak powyższa zgraja wypada pod względem brzmieniowym? Na odpowiedź, przyjdzie nam nieco poczekać, gdyż zanim przejdziemy do pełnego okablowania systemu niderlandzkimi specjałami pozwolę sobie skupić się na pojedynczych reprezentantach słynącej z tulipanów nacji. I tak, interkonekty 3T The Mountain Hybrid w porównaniu z moim dyżurnymi Furutechami DAS-4.1 uroczo dociążyły i wysyciły średnicę nadając im iście organicznej mięsistości, przez co gdy tylko przed mikrofonem stawała przedstawicielka płci pięknej i to niezależnie, czy w większości przypadków czarująca na „Trav’lin’ Light” karmelową jedwabistością Queen Latifah, czy też niemalże zionąca ogniem i wściekle plująca jadem na „Decivers” Arch Enemy niebieskowłosa Alissa White-Gluz za każdym razem atrakcyjność prezentacji automatycznie sięgała max-a. Góra pasma szła dokładnie w tej samej estetyce, czyli nieco bardziej skręcając ku złotemu aniżeli srebrnemu rozświetleniu nie odbierając nic a nic z natywnego blasku jedynie dyskretnie cywilizowała sybilanty. Jak łatwo się domyślić również i bas nie próbował spod ww. wzorca się wymknąć, więc zamiast obsesyjnego podążania za ostrymi jak katana konturami i laboratoryjną rozdzielczością kusi plastyką i mięsistością. Co jednak istotne, szczególnie w przypadku ostrego łojenia Holendrom udało się uniknąć oznak spowolnienia, czy też przysłowiowej buły, choć jeśli system sam z siebie przejawia tendencje do lekkiej misiowatości warto mieć się na baczności.
Nie lada zaskoczeniem okazała się aplikacja głośnikowych 3T The Cumulus Hybrid Limited Edition, po których, poniekąd z racji ich fizjonomii, spodziewałem się diametralnie odmiennych cech. Jednak po kolei, bowiem tytułowe kabliszcza zaoferowały zastanawiająco zwiewne, czy wręcz eteryczne granie potęgujące wrażenia przestrzenne i niejako otwierające prezentację na eksplorację ze strony słuchaczy. Na tle interkonektów można wręcz dojść do wniosku, iż o ile łączówki nieco dociążały przekaz, to głośnikowce zaserwowały mu nieco crossfitu i cardio, przez co wcześniejsza „pluszowość” ewaluowała w kierunku wyraźnej konkretyzacji, lecz bez jakichkolwiek oznak majstrowania z równowagą tonalną, bądź tendencjami do żylastej anorektyczności. Po prostu skoro najniższe składowe ukierunkowano na timing, zróżnicowanie i zwinność, lecz bez nerwowości, a nie obezwładniającą potęgę i utrzymywanie energii ataku aż do ostatnich Hz-ów, to jasnym jest, że Cumulus-y raczej „wietrzą” i otwierają brzmienie aniżeli je zagęszczają, bądź wręcz adekwatnie do swej „pytonowej” natury duszą. Świetnie sprawdza się to przy gęstych i zawiłych pozycjach w stylu „In the Absence of Light” The Man-Eating Tree, gdzie poprawia się czytelność i komunikatywność kompozycji a do tej pory nazbyt ze sobą „zlepione” dźwięki mają wreszcie szansę obok siebie koegzystować a nie zawzięcie walczyć o atencję. I tu kolejna niespodzianka, gdyż nawet w tak pozornie mało sprzyjających warunkach – The Man-Eating Tree to nie jest projekt słynący z melodyjnych, cukierkowych ballad, finalnie brzmienie serwowane przez Cumulus-y jest aksamitnie gładkie, czy wręcz kojące. Dzieje się tak za sprawą niezwykłej aksamitności reprodukowanych faktur, co niejako przy okazji wyraźnie podnosi komfort odsłuchu.
A co potrafi zostawione na deser holenderskie „brzydkie kaczątko”, czyli The Mainsstream Hybrid? Przewrotnie powiem, że zaskakująco wiele. Począwszy od przyjemnie rozdzielczej i dźwięcznej góry, równie ekspresyjnej wyższej średnicy i dystyngowanego spokoju reszty pasma. Co prawda na tle zdecydowanie droższych punktów odniesienia (Furutech NanoFlux-NCF) najniższe składowe mogą wypadać nieco zbyt monotonnie, jednak niespecjalnie bym tę kwestię roztrząsał, gdyż sama konfekcja NanoFlux-a (tak na dobrą sprawę nawet pojedyncza 50-ka) jest droższa od Mainsstream-a, więc po prostu warto mierzyć siły na zamiary i zamiast usilnie zaklinać rzeczywistość uznać, że to wysoce akceptowalne brzmienie za bardzo rozsądne pieniądze.
Jak się jednak okazuje siła niderlandzkiej gromadki tkwi w ponadprzeciętnej synergii i zdolności komunikacji między sobą. Krótko mówiąc Van den Hul-e wpięte wespół – zespół gdzie tylko się da zapewniają wielce udane połączenie rozdzielczości z muzykalnością i sensowną dynamiką. Może nie jest to nastawione na wyczynowość dzielenie włosa na czworo i obsesyjne poszukiwanie drajwu oraz adrenaliny tam, gdzie niekoniecznie na ich obecność można liczyć, ale jest to ten poziom jakościowy, że wręcz nie wypada kręcić nosem i szukać dziury w całym. A dzięki dość wyrównanej charakterystyce a tym samym uniwersalności śmiało można uznać, że sprawdzą się z każdym repertuarem i w większości aplikacji.

Jak mam nadzieję z powyższego tekstu jasno wynika, że tytułowy zestaw Van den Hul-a zamiast szukać taniej sensacji i usilnie zabiegać o atencję odbiorców postawił na rzetelną i pozbawioną fajerwerków prezentację. Czy zgodnie ze wspomnianym we wstępniaku powiedzeniem „mulił”? Absolutnie nie, jeśli już nieco osłabiał energię i zróżnicowanie najniższych składowych, lecz aby dojść do powyższych wniosków trzeba porównać niderlandzkie kabelki do zdecydowanie wyżej wycenioną konkurencją. I w tym momencie niejako dochodzimy do sedna, czyli faktu iż przynajmniej na moje oko Van den Hul wcale nie ma ambicji ścigać się z najlepszym i zarazem najdroższym okablowaniem dostępnym na rynku, lecz oferować porządne przewody za normalne pieniądze. I czego by nie mówić przez ostatnie cztery dekady całkiem nieźle mu się to udaje.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak to się stało, że tak rozpoznawalna marka dopiero dzisiaj debiutuje na naszym portalu? Powiem bez ogródek, nie pytajcie. Po prostu życie, które często płata figle, a jednym z nich, po latach bezowocnych prób zdobycia czegokolwiek spod wiadomego znaku będzie właśnie dzisiejszy test. I to nie byle jaki, gdyż po rozmowach z od niedawna pełniącym obowiązki dystrybutora – Szymański Audio, udało nam się pozyskać pełen zestaw okablowania. A konkretnie dzięki staraniom łódzkiego przedstawiciela holenderskiej ikony – Van den Hul zawitał do nas set w postaci sieciówki The Mainsstream Hybrid, sygnałówki 3T The Mountian Hybrid oraz głosnikówki The Cumulus 3T Hybrid Limited Edition. Jak widać jak nie szło, to nie szło, ale jak zażarło to z przytupem. A co ów przytup przyniósł w kwestii doznań sonicznych, dowiecie się z lektury poniższego tekstu.

Jak to często bywa, w kwestii budowy naszych bohaterów na stronie producenta informacje są zdawkowe. Z tego co wiemy, naturalną koleją rzeczy jednym ze składników użytych do wykonania przewodników w kablach XLR i głośnikowym jest od zawsze stosowany materiał na bazie węgla. Jednak cechą szczególną tej linii produktowej, o czym informuje nas oznaczenie 3T zawarte w nazwach modeli, dzięki zastosowaniu nowego składu (stopu metali) przewodnika mamy otrzymać True Transmission Technology. Jednak wbrew potencjalnym domysłom i częstemu stosowaniu przez konkurencję producent nie posiłkuje się ani srebrem, złotem, czy platyną. W takim razie czym? To niestety jest jego słodką tajemnicą i pozostaje nam wierzyć, że temat jest dogłębnie przemyślany oraz zweryfikowany w przedprodukcyjnych odsłuchach. Jeśli chodzi o ekranowanie, mamy do czynienia z czterokrotnością tego zabiegu. Wieńcząc technikalia serii kabli 3T dodam tylko, iż dostarczony do testu głośnikowy to wersja limitowana. Sam przebieg sygnału prowadzony jest czterema oddzielnymi przewodnikami odseparowanymi od siebie powłoką Hulliflex na bazie nowego rodzaju stopu. Natomiast terminacja jest wielofunkcyjna, co w tym przypadku oznacza możliwość samodzielnego doboru wideł bądź bananów poprzez wkręcenie ich w solidne baryłki wieńczące przebieg każdego sygnału. Naturalnie z racji bycia tak zwaną „limitką” pakowany jest w solidny kuferek wyściełany profilowaną gąbką i opatrzony certyfikatem oryginalności.

Co do kabla sieciowego, mamy do czynienia z pomysłem skonstruowania czegoś na kształt filtra potencjalnych zakłóceń. Jednak nie przez zastosowanie dyskretnych układów elektrycznych lub dławików, tylko doboru odpowiednich splotów, przekrojów i ekranowania każdej z żył. Sam sygnał przekazywany jest poprzez stosunkowo grube plecionki z bardzo czystej miedzi OFC pokrywanej grubą warstwą również mogącego pochwalić się wysoką czystością srebra. Jeśli chodzi o układ wewnętrzny, kabel składa się z trzech neutralnych i gorących przewodników o sumarycznym przekroju każdej grupy 1.69 mm². Co bardzo istotne, ów kabel prądowy wyposażony jest stosunkowo gruby ekran, co w połączeniu z dość wyrazistą kolorystycznie zewnętrzną koszulką z Hulliflexu 4 sprawia, że jest bardzo solidny od strony konstrukcyjnej. Ostatnią ważną informacją jest wykorzystanie tego samego materiału do izolowania tak przewodników, jak i ekranów, co finalnie daje dużą ochronę przez działaniami chemicznymi choćby typu korozja na skutek oddziaływania czynników z powietrza.

Gdy dotarliśmy do części opisującej brzmienie tytułowego zestawu okablowania, bez owijania w bawełnę jestem zobligowany potwierdzić wygłaszane przez lata opinie o przyjemnym dla ucha uplastycznianiu prezentacji. Jednak w mojej opinii, a przynajmniej w moim systemie uplastycznianiu wypadającym nieco inaczej. A chodzi mi o to, że owszem, skraje stają się mniej drapieżne, ogólny odbiór muzyki płynniejszy, ale o dziwo nie idzie za tym często szkodzące przekazowi przegrzanie średnicy. Nie zanotowałem pogrubienia i zgaszenia jej witalności nadmiarem body, tylko odebrałem ją w jakby w estetyce po dobrze wypadającej brzmieniowo diecie. Nie dostałem monotonnego ulepku w centrum pasma otulonego dobijającym radość rozbrzmiewania wydarzeń scenicznych, uspokajającym pokaz zaokrągleniem i uplastycznieniem obydwu skrajów, tylko przy fajnym w odbiorze wygładzeniu tych ostatnich pełną życia, mniej nasyconą, ale pewnie dlatego nadal transparentną średnicę. To trochę nie zgadało się z wcześniej zasłyszanymi opiniami o tym okablowaniu, ale jak wiadomo, co system, to inna reakcja, a do tego oparta na różnych doświadczeniach i skonfrontowana z konkretnymi oczekiwaniami. Zostawiając jednak na boku wszelkie inne oceny dla mnie ogólnie efekt wpięcia zabawek spod znaku Van den Hula nosił od zawsze przypisywane marce symptomy przyjemnej łagodności, jednak z pozytywnie zaskakującym efektem unikania nadmiernego nasycania i uplastyczniania środka pasma. A to dlatego pozytywnie, gdyż przy mniejszej ostrości rysunku źródeł pozornych, ale zachowaniu ilości i uderzenia energią dolnym zakresem nazbyt krągłe centrum zabiłoby drzemiącą w muzyce radość. A tak mamy jej przyjemniejszą, ale na szczęście nieskażoną nadmiarem przysłowiowego cukru w cukrze, naturalnie zgodną z firmowym mottem, często poszukiwana przez wielu z nas wizję soniczną.
Pierwszym tytułem udowadniającym jej pozytywną stronę jest choćby interpretacja twórczości Claudio Monteverdiego przez Michela Godarda „A Trace Of Grace”. To bardzo trudny do idealnego odtworzenia materiał. Nagrany w wielkiej kubaturze, która podczas odsłuchu stawia wymogi realnego oddania przez system jej realiów, do tego znakomicie zrealizowany, co w razie potknięcia systemu pokaże jak na dłoni, gdzie popełniliśmy błąd. A chyba nie muszę nikogo uświadamiać, że dotykanie gładkością skrajów pasma w tym przypadku powoduje minimalne ubytki w ekspresji odpowiedzi echa na rozgrywające się na scenie wydarzenia. Na szczęście opisany przeze mnie, skądinąd udany zabieg pozostawienia środka pasma raczej w estetyce neutralności, a nie przesycenia pozwoliło nie tylko odpowiednio, czyli z drive-m, wybrzmieć wszelkim źródłom pozornym, ale również czytelnie zaistnieć pod znajdującym się kilkanaście metrów wyżej sklepieniem. Gdyby były zbyt ciężkie w projekcji, muzyka nie byłaby w stanie wypełnić mojego pokoju aż po sufit, ale dzięki opisanej manierze nie miała z tym problemu.
Patrząc natomiast na możliwości brzmieniowe okablowania Van den Hul z innej, stricte szaleńczej beczki mocnej odmiany rocka przy popisach zespołu Korn „The Path Of Totality” spokojnie mogę powiedzieć, że także z tego starcia holenderskie druty wyszły z tarczą. Owszem, słychać było nawet pożądane ukulturalnienie przecież zmasakrowanych realizacyjnie popisów artystów. Ale uspokajam, to co robiły dzięki pewnego rodzaju lekkości średnicy nie stawało się nadmiernie polukrowanym, przez to nudnym łomotem, tylko dającym się posłuchać nieco głośniej i znacznie dłużej oraz z dużą dozą prawdopodobieństwa przez znacznie większą liczbę osobników homo sapiens pełną buntu, ale jednak muzyczną opowieścią kilku pełnych pozytywnej agresji artystów. Naturalnie nie była to projekcja dla ortodoksyjnych odbiorców tego rodzaju twórczości, ale przywołałem ją po to, aby pokazać, że mimo narzuconej przez testowane kable estetyki brzmienia mojego systemu taki rodzaj szaleństwa również się bronił. A, że wychowałem się na popisach grupy AC/DC, to wiem, o czym mówię.

Co na koniec powiem o naszych bohaterach? Nie ma się co oszukiwać, jak wynika z powyższego opisu, zderzyłem się ze znaną wielu z Was szkołą rasowego Van den Hul-a, czyli gładko i plastycznie, ale z zachowaniem wyrazistości. Jednak dla mnie największą pozytywną cechą tego zestawu było nieprzegrzanie średnicy, co przy całej estetyce grania holenderskich kabli pozwoliło im obronić się w zderzeniu z nawet najtrudniejszym materiałem. A trzeba zaznaczyć, że mój zestaw raczej tego nie potrzebuje, dlatego tym bardziej pozytywnie zaskoczył mnie fakt uniknięcia efektu zabicia drzemiącego w nim potencjału do pokazywania wszystkich cech w danym momencie słuchanego materiału. Czy to produkt dla każdego? Szczerze? Nie ma takiego. Ale myślę, że po tym co pokazał podczas testu, jeśli szukacie czegoś grającego w tej estetyce, warto go u siebie wypróbować.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Szymański Audio \ Van den Hul Polska
Producent: Van den Hul
Ceny
Van den Hul 3T The Mountain Hybrid XLR lub RCA: 4 750 PLN / para 0,8m; 4 950 PLN / para 1m; 5 650 PLN / para 1,2m; 6 750 PLN/ para 1,5 m
Van den Hul 3T The Cumulus Hybrid Limited Edition: 24 300 PLN/ 2 x 2m; 26 100 PLN / 2 x 2,5m; 27 900 PLN/ 2 x 3m
Van den Hul The Mainsstream Hybrid
IEC: 1 690 PLN / 1,5 m; 1 920 PLN / 2 m; 2 140 PLN / 2,5 m
IEC C19 20A: 2 250 PLN / 1,5 m; 2 480 PLN / 2 m; 2 700 PLN / 2,5 m

  1. Soundrebels.com
  2. >

Gauder Akustik Elargo 100
artykuł w przygotowaniu / work in progress

Niezobowiązująco i zarazem idealnie na nadchodzącą wielkimi krokami majówkę wpadły do nas urocze podłogówki  Gauder Akustik Elargo 100.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

VTL MB-450 SERIES III
artykuł w przygotowaniu / work in progress

Kiedy mamy słabośc do lamp a jednocześnie nie uznajemy kompromisów w dynamice i basie, wtedy na scenę wkraczają one – całe na czarno – 425 W monobloki VTL MB-450 SERIES III.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Graphite Audio CLASSIC 100 ULTRA English ver.

Link do zapowiedzi (en): Graphite Audio CLASSIC 100 ULTRA

Opinion 1

We have practically as many ways to fight sound degrading vibrations as there are manufacturers. Some use balls or dabble in elastomers, others combine springs with strong magnets, and others focus on extinguishing vibrations with an excessive mass. In general, there is complete freedom in this field and only the imagination and obesity of the buyer’s wallet will determine, on which level the polishing of his/her equipment ends. However, as it has been known for a long time, the effectiveness of a specific solution is one thing, but in the end, the usability and visual aspect also turns out to be important, because let us be honest – not everyone is a fan of granite catafalques, industrial installations, or feet, dichotomously reacting even to the slightest touch. And this is the niche that the Graphite Audio CLASSIC 100 ULTRA fits into, i.e. a platform from Poland, designed for „special tasks”, which is not only afraid of a load of almost a quarter of a ton, but above all by the critical gaze of our spouses, because, to put it bluntly, through its appearance it can become a decoration of many living rooms and systems. You do not believe me? Well, if the unboxing session did not convince you, it is high time for a bit more sterile shots.

In contrast to the basic Classic 40 model, which we reviewed some time ago, the tested CLASSIC 100 ULTRA platform is not a monolith, but has a body made of 140-layer plywood with a thickness of 0.5mm of each layer, in which a polymer support platform has been sunk, and the whole is armed with the company’s proprietary graphite feet, under which you can, and if you do not want to scratch the surface of the cabinet on which everything is placed, you should apply appropriate pads. The standard platform size is 495 x 465 x 100 mm, which provides a load-bearing area of 480 x 450 mm and a load capacity of up to 220 kg, which should satisfy owners of even very powerful and heavy amplifiers. As the photos above illustrate, the top version of the 100 looks simply insane, because the satin black of the body only intensifies the copper redness of the backing plate with a mosaic pattern composed of company logos (graphite molecules). And it is impossible not to mention the significantly larger, metallized company logo located in the right corner. I mean, in two corners, so regardless of whether we place it on the narrower or wider side, we are unlikely to deny its origin.

Moving on to the part devoted to the impact of the Graphite Audio CLASSIC 100 ULTRA on the devices placed on it, I was surprised to discover that its signature changes with the increase in the mass of the electronics landing on it. That’s why it is worth experimenting a bit with it (the platform, not the mass) and letting it play in several places in the system. And how was it with me? Well, starting with emphasizing the aspect of plasticity and musicality in the case of the Lumïn U2 Mini, which „fights” in flyweight and additionally lacks an internal power supply, to strongly accentuating the resolution and precision of drawing virtual sources of the 26 kg Vitus Audio SCD-025 Mk.II player, or the 40 kg Vitus Audio RI-101 MkII integrated. And that when not placing everything on the floor, but on the rigid Solid Tech Radius Duo 3 rack. However, let us start from the beginning, i.e. with a rather unobvious pampering of the file transport with an accessory more expensive than itself, which on the one hand contradicts common sense and logic, but, first of all, who will forbid the rich, and secondly, this case shows what potential lies in this inconspicuous little box, and how much good can be squeezed out of it, just by adding some accessories. And the „Ultra 100” squeezes it out, with innate grace and elegance, showing that it is possible to play files in an even more organic and natural way, while not losing anything from their native resolution. For example, the usually quite noisy „Prophecy” by Edge of Paradise has gained a pleasant refinement, the sibilants have ceased to irritate with their rustling, and at the same time the insight into the recording and its timing have remained intact, so there is no question of the so-called „blanket” effect. Thanks to this, you can listen not only louder, but above all longer without getting tired of the sounds biting our synapses.
The switch to the Danish duo changed the situation a bit, because the „Ultra 100” application under significantly heavier competitors showed that instead of following the previously trodden paths to the land of gentleness, can „open up the sound” and increase its volume, energizing and tightening its lowest components. The synthetic bass in „King” by Lilith Czar (album „Created From Filth And Dust”) with the Graphite Audio platform gained both power and differentiation, and the whole presentation gained breath and spaciousness. However, this was not an “analytical” hardening of the contours, but, as I have already mentioned, operating in the domain of resolution by eliminating parasitic artifacts that interfere with the perception of the whole. As you can easily guess, this opening resulted in an improvement in the palpability of individual virtual sources, not by bringing them closer, but by the precision of placing them in space, while maintaining the right distance from the listener. Is this inapparent? Not at all. Simply put, the lack of jitter translated into inner peace and stability of positioning. The obvious beneficiary of such an arrangement were all kinds of great performance apparatus and a truly epic repertoire, no matter how far you look for „Epic Orchestra – New Sound of Classical” performed by NDR Radiophilharmonie, where the freedom of articulation and lack of limitation in terms of dynamics, both in its micro and macro variety, meant that once you reach for this type of item, you somehow automatically add another one to the playlist and the planned hour-long listening becomes several hours long marathon and still at the end there is a lack of satisfaction that you will have to wait for another session until the next day or even longer.
And so, as a summary, there is nothing else left for me to do but confirm that the Polish Graphite Audio CLASSIC 100 ULTRA anti-vibration platform intensifies the experience of listening to music reproduced by devices placed on it. However, it is worth bearing in mind that the area and intensity of changes will depend primarily on the weight of the electronics placed on it, so appropriate tests in the target systems are as welcome as they are obligatory.

Marcin Olszewski

System used in this test:
– CD/DAC: Vitus SCD-025mkII + 2 x Quantum Science Audio (QSA) Blue Fuse
– Network player: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Turntable: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Phonostage: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Digital source selector: Audio Authority 1177
– Integrated amplifier: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet fuse
– Loudspeakers: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– Digital IC: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– USB cables: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Speaker cables: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Power cables: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Esprit Audio Alpha
– Power distribution board: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Wall power socket: Furutech FT-SWS(R)
– Switch: Quantum Science Audio (QSA) Red + Silent Angel S28 + Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Ethernet cables: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Anti-vibration platform: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Table: Solid Tech Radius Duo 3
– Acoustic panels: Vicoustic Flat Panels VMT

Opinion 2

All of us who are serious about squeezing the last juices out of our stereo system know that proper stabilization of electronics is one of the key topics to be solved. And here comes the problem related to the choice of a specific solution. Should we put our toys on something as simple as possible, and usually relatively inexpensive, but not fully fulfilling the tasks entrusted in it, or go full out and choose a more complicated design, but working in every aspect we assume. As you can see from the example of the first two questions, a seemingly simple decision suddenly becomes a difficult topic. Fortunately for you, this is a topic, in which we try to move relatively efficiently. And exactly that is what we are trying to do here, today we will attempt a third test of a Graphite Audio product. The tested hero will be, after the past evaluations of all kinds of spikes and stands and the „budget” Classic 40 platform, the flagship model from Graphite Audio, the Classic 100 Ultra platform, provided to us by the manufacturer.

What is the structure of the tested platform? I can assure you that, contrary to first looks and the appearance of the term „plywood” in the description, the construction is considerably technically complex. It uses highest quality plywood, in which as many as 140 sheets of natural veneer with a thickness of 0.5 mm were used, to achieve appropriate thickness of this model. Of course, this is only a perfunctory information, but it is intended to show the manufacturer’s determination to offer us something special. The breakdown of the title product into prime factors proves how exceptional it is. The first is the proprietary polymer feet that stabilize the structure, embedded in a similar material in the platform itself. Another and of course equally important is the 70 mm thick support board made of the aforementioned 140 layers of natural veneer. At the customer’s request, it can be varnished in any of the RAL colors as standard. The last factor of an uncompromising approach to the subject is the option of finishing the upper part of the platform, changing the final damping effect with a polymer plate with a mosaic pattern with a variation on the brand logo. You must admit that the product bears the hallmarks of unconventionality. However, no matter what, the most important thing for us, is how the Classic 100 Ultra affects the device mounted on it, about which I will write a few sentences in the next paragraph.

How did I perceive the sound when the digital source was placed on the platform? Well, to my surprise, the effect followed a completely different path than in the two previous cases. While earlier the sound was evidently calmed down, in the good sense of the word, the Ultra model was also characterized by niceness, but in the whole package clearly aimed at pleasure of listening, it emphasized certain components of its propagation. As befits such products, it eliminated harmful vibrations as standard, which translated into cleaning the presentation of a kind of mist in the ether, but at the same time the music seemed to get itself together in terms of weight. However, this was not in the sense of painful weight loss, but by improving its contour, and thus the attack and as a feedback of the overall timing. And this is not the end of interesting activities, because in addition to the mentioned aspects from the sphere of sound control, the positive effects of the platform could be heard in better rendering of the presentation of space and a general increase in the sonority of the instruments. If I had to describe it in one, or maybe two words, I would say that the music seemed to gain more vitality and joy. That is why I wrote about the surprise effect at the beginning. Most often, this type of correction of the sound of electronics ends up falling into too much weight, which in this case I did not notice even in the slightest. I noted the effect of a pleasant encouragement to listen to a large collection of albums I owned. I will not recall all of them today, but for the purpose of showing the sonic result of the dCS application on the Graphite Audio Classic 100 Ultra, I will recall two items from the test of the Classic 40.
To begin with, expressive in showing his vision of the world, Rammstein with the album „Reise, Reise”. Previously, the actions only resulted in smoothing of the sound, giving a better insight into the recording, without the effect of exaggeration. This time, however, in addition to the earlier elimination of distortions caused by the instability of the base, the perception of the whole thing additionally gained shine and scored the proverbial kick, necessary in this type of music. There was simply a sonic fire, identical to Rammstein’s music.
The second disc from the previous test was jazz from the repertoire of Bobo Stenson’s excellent trio, „Cantando”. In this case, the effect of the feeling of infusing the music with an additional package of vitality was evident. However, in a way known only to itself, it is once again perceived as a big positive. This, of course, is the aftermath of better control of the double bass and the overall strengthening of the effect of the momentum of the presentation, which for this kind of work, is the so-called grist to the mill. I do not know how it happened, but also this time the base did its thing without any side effects.

Can the accessory described above under the banner of stabilization of electronic devices be a proposition for everyone? Personally, I see two options related to the Graphite Audio offer. The first requires an answer to the question whether you put your toys on the floor or rickety cabinets? If so, a test in your own system should be an obligation, because with a high degree of probability, only once you try it out you will find out what your equipment can do. The second option, on the other hand, will be verified by the answer to the question about the level of heaviness of the sound of your system. If the sound is juicy or even neutral, the Classic 100 Ultra platform should also work perfectly. If, on the other hand, it operates on the edge of hyperactivity and becoming too light, try the cheaper versions from the Graphite’s catalog. In addition to cleaning the sound of distortion, they will add a cool body to the sound. But just to be clear, such a choice will only be the result of your configuration errors, and not a problem of the tested anti-vibration platform.

Jacek Pazio

System used in this test:
Source:
– CD Player/DAC: Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Quantum Science Audio (QSA) Red-Silver
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker cables: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Ethernet cable: NxLT LAN FLAME
USB cable: ZenSati Silenzio
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
– Table: BASE AUDIO 2
Accessories: Quantum Science Audio Red fuse; QSA Silver fuse; Synergistic Research Orange fuse; antivibration platform by SOLID TECH; Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END, Furutech NCF Power Vault-E
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
– Drive: Clearaudio Concept
– Cartridge: Dynavector DV20X2H
– Phonostage: Sensor 2 mk II
– Eccentricity Detection Stabilizer: DS Audio ES-001
– Tape recorder: Studer A80

Manufacturer: Graphite Audio
Price: 27 000 PLN (RAL palette)

Specifications:
Standard Dimensions (incl. feet): 495 x 465 x 100 mm (+/- 3 mm)
ULTRA Working Area: 480 x 450 mm
Feet: 4 – regulated (+/- 4 mm) + Bases
Weight: 15 kgs
Max load: 220 kgs
Platform Finishes: RAL palette: Matte, High Gloss
ULTRA Finishes (High Gloss only): Ultra Red, Ultra Grey

  1. Soundrebels.com
  2. >

Kuzma Stabi XL DC

Link do zapowiedzi: Kuzma Stabi XL DC

Jak zdradza temat, po niedawnym teście najnowszego flagowego angielskiego gramofonu SME Model 60, dzisiaj kolejny raz zmierzymy się z konstrukcją z mainstreamu tego sposobu obcowania z muzyką. Tak tak, mimo brutalnego rozpychania się na rynku, bazującego na zerach i jedynkach zapisu cyfrowego, dzisiaj ponownie przyjrzymy się, jak brzmi muzyka dosłownie i w przenośni mechanicznie wydrapana z rowka wytłoczonego na kawałku plastiku. Z czyją pomocą? Otóż tym razem sięgnęliśmy po propozycję słoweńskiego analogowego guru – Franca Kuzmy, z którego ofertą mieliśmy już do czynienia ponad cztery lata temu i był to żartobliwie określany jako „zemsta hydraulika”, rozpoczynający ofertę gramofon Stabi S New, wyposażony w ramię Stogi S 12 VTA oraz firmową wkładkę CAR 20. Tym razem jednak poszliśmy na całość i dzięki katowickiemu dystrybutorowi RCM w moje progi trafił żartobliwie określany mianem „grzybka atomowego”, flagowiec ww. manufaktury Kuzma Stabi XL DC, uzbrojony w również szczytowe osiągnięcie brandu ramię Safir 9. Jeśli chodzi o zastosowaną wkładkę, w odróżnieniu do poprzedniego starcia z modelem startowym, za to dając szansę na porównanie jeden do jeden brzmienia mojego systemu ze szczytowym drapakiem SME Model 60, zamiast formowej wkładki jako czytnik danych z rowka posłużył rylec japońskiego specjalisty My Sonic Lab Eminent Ex. Przyznacie, że będący głównym punktem spotkania zestaw jest bardzo ciekawy. A nawet jeśli macie inne zdanie, zapewniam, iż taki jest, co w odniesieniu do angielskiej konstrukcji spróbuję w miarę strawnie opisać w kolejnych akapitach.

Jak unaoczniają fotografie, Kuzma XL w odróżnieniu od znakomitej większości konkurencji w kwestii bryły nie jest mniej lub bardziej zmyślnym od strony wizualnej monolitem. To raczej coś na kształt mających przenieść nas w świat analogu a swą wagą spełnić założenia klasycznego mass-loadera puzzli. Dlatego też aby taka wieloelementowa konstrukcja mogła wspiąć się na ogólnie pojmowane szczyty jakości oferowanego dźwięku, musi zaoferować skuteczny sposób walki ze szkodliwymi wibracjami, Franc Kuzma zdecydował się na zastosowanie dużej masy każdego z kluczowych podzespołów. A jak widać, jest ich kilka. Najważniejszy to ważąca 27 kg podstawa. Ta oczywiście dzierży bardzo masywny, bo mogący pochwalić się masą na poziomie 22 kg, wykonany z przekładanego wstawkami z akrylu aluminium talerz. Kolejnym ważnym elementem jest dostawiania w odpowiedniej odległości obok przed momentem przywołanej podstawy, będąca ostoją dla ramienia, 14 kilogramowa, w przypadku wersji dostarczonej do testu wyposażona w płynną regulację VTA z estetycznym miernikiem zdanych wartości wysoka kolumna. Naturalnie w przypadku tak przestrzennego rozwiązania bryły gramofonu nie można było zapomnieć o dostawianym w niezbędnej odległości, ważącym bagatela 7.5 kg silniku prądu zmiennego. Całość konstrukcji wieńczy stawiana w wybranym miejscu na blacie obok gramofonu sterująca nim okrągła centralka oraz sporej wielkości, jednak za sprawą długich kabli połączeniowych dający umieścić się w dowolnym miejscu wokół posiadanego systemu sterujący pracą silnika przy pomocy mikroprocesora zasilacz. Wszystko jak widać ciężkie i masywne, co finalnie sprawia, że waga całości oscyluje wokół 80 kilogramów. Co ciekawe, poza talerzem oraz elektroniką sterującą pracą XL-ki w znakomitej większości zdecydowano się na mosiądz. Wieńcząc akapit o budowie wspomnę jeszcze o ważnym z punktu widzenia aspekcie, a jest nim bazująca na wieloletnich doświadczeniach rezygnacja tego modelu gramofonu z kilku silników prądu stałego na rzecz jednego sterowanego procesorem prądu przemiennego. Chodzi oczywiście o minimalizację szkodliwych wibracji generowanych wieloma tylko w teorii znoszącymi się na wzajem źródłami napędu na bazie miękkich pasków klinowych poprzez zastosowanie jednego silnika sprzęgniętego z talerzem za pomocą sztywnego paska, czyli de facto minimalną rozciągliwością zbliżonego do cech elastycznego plastiku. Zamysł jest prosty, jedno maksymalnie płynnie pracujące źródło i ekstremalnie sztywno przenoszący napęd pasek dają lepsze wyniki stabilności obrotowej talerza, a to wprost przekłada się na większy komfort pracy wkładki gramofonowej. I to nie są pobożne życzenia Franca Kuzmy, tylko wynik wieloletnich doświadczeń i badań tego jakże istotnego dla mechanicznego odczytu danych muzycznych.

Kolejnym istotnym elementem składowym wersji testowej Kuzmy XL DC było flagowe ramię Safir 9. Ramię oczywiście o długości 9 cali, nad powstaniem którego Franc pracował aż pięć lat i jak można się domyślać, w wielu miejscach do jego budowy wykorzystał wspomniany w nazwie szlachetny kamień. A są nimi wykonane z naturalnego budulca miseczki jako punkty podparcia czteropunktowego zawieszenia ramienia na bazie kolców oraz bazująca na syntetycznej wersji szafiru, dzięki zastosowaniu tego materiału nie dość, że oferująca bardzo dużą sztywność, to przy okazji odporna na wszelkie niepożądane wibracje stożkowa belka w kształcie mlecznej rury. Jej montaż, czyli de facto obudowę do sekcji łożyskowania na trzpieniu wykonano wykorzystując stosunkowo ciężki zestaw bloków z aluminium i mosiądzu, a regulację nacisku wkładki na płytę na bazie mosiężnej dwusekcyjnej przeciwwagi. Jeśli chodzi o jego podłączenie do systemu audio, w moje progi zawitała wersja z kablem przymocowanym na stałe z przewodnikiem od japońskiego Kondo. Jednak jako ukłon dla poszukiwaczy dodatkowych możliwości strojenia systemu za pomocą okablowania jest także opcja zakończenia ramienia terminalami RCA. Ciekawostką jest jednak fakt, że różnica cen pomiędzy dwoma wersjami ramienia z i bez kabla jest bardzo niewielka, co sugeruje, że według konstruktora zastosowany przewodnik Kondo daje najbardziej optymalne, oczywiście zgodne z zamierzeniem osiągnięcia konkretnego brzmienia efekty soniczne.
Na koniec tylko informacyjne, iż identycznie do sesji testowej gramofonu SME dając możliwość dokładnego porównania obydwu zestawów jako czytnik informacji z rowka posłużyła ta sama wkładka MC w postaci japońskiej My Sonic Lab Eminent Ex.

Jak wypadł mieniący się złotem „atomowy” Kuzma? Powiem tak. Po wstępnym odsłuchu podczas wizyty u dystrybutora wiedziałem, że to nieco inne granie aniżeli oferował SME. Anglik brzmiał z bardzo intrygującym nastawieniem na mocniejsze eksponowanie skrajów pasma, zaś Słoweniec lepiej brylował w środkowych częstotliwościach. Jednak wówczas z uwagi na całkowicie obcy i mniej zaawansowany system towarzyszący moje obserwacje mogły nosić znamiona małej wiarygodności, w domu po kilku rozgrzewkowych taktach wszystko było jasne. Chodzi oczywiście o fakt pełnego potwierdzenia wspomnianych niuansów. Już pierwsze szarpnięcie struny kontrabasu i uderzenie w blachy perkusji jasno dały do zrozumienia, że środek Kuzmy to inny świat. Jakby nieco cieplejszy, ale przy okazji zjawiskowo soczysty, a dodatkowo dzięki znakomitej rozdzielczości pełen z rozmachem rozwibrowanej energii, po prostu w jakiś sobie tylko znany sposób oferujący nieco więcej życia. A co w tym wszystkim jest najciekawsze, ów efekt soczystości i przyjaznej krągłości delikatnie podkręca także emocje w górnych rejestrach. W przeciwieństwie do angielskiego punktu odniesienia mienią się delikatnym złotem, przez co są bardziej homogeniczne, jednak za sprawą nieprzeciętnej transparentności podania naturalną koleją rzeczy stają się bliższe oczekiwaniom naszych zmysłów. To jest na tyle czarujące i przy okazji w pewien sposób hipnotyzujące, że zapomina się o bożym świecie. Po prostu mimo zakorzenionego w duchu automatycznego nastawienia na zwyczajowe zwracanie uwagi na równouprawnienie wartości materiału muzycznego i jakości jego prezentacji, mimowolnie najważniejsza staje się muzyka i zawarte w niej emocje z pominięciem kwestii jakości podania. Czy to oznacza, że podobnym zabiegiem Franc Kuzma ukrywa fakt kulenia dolnych partii? Otóż nic z tych rzeczy. Są po prostu inne. Dolny zakres podobnie do 60-ki także jest solidny w odniesieniu do ilości i energii. Jednak gdyby rozebrać go na czynniki pierwsze, w pierwszej kolejności z odczuciem większej płynności jakby minimalnie mniejszego zejścia. I żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie chodzi o to, że takie postawienie sprawy jest gorsze. Bynajmniej, otóż w wielu wypadkach prawdopodobnie będzie odbierane jako lepsze, bowiem mniej wyczynowe i przez to prawdziwsze. A prawdziwsze również dlatego, że bas bez jakichkolwiek ograniczeń konsekwentnie zapewnia pełną paletę rozgrywających się w tym pasmie informacji, a jedyną różnicą jest jego deczko luźniejsza krawędź oraz odrobinę większe rozciągnięcie w czasie. Oczywiście w doniesieniu do kontrpartnera z wysp brytyjskich, gdyż patrząc na naszego bohatera z perspektywy reszty konkurencji bez dwóch zdań dostajemy znakomity timing narastania sygnału i ogólnego uderzenia nim w słuchacza. Po prostu tak jak powinno być, czyli płynnie i muzykalnie, a nie wyczynowo. Wyczynowość zawsze jest pewnego rodzaju igraniem z ogniem, na co mocodawca marki chcąc spełnić założenie zaoferowania słuchaczowi według niego najlepszego dźwięku w wartościach bezwzględnych z pełną odpowiedzialnością zwyczajnie nie poszedł. Ale zapewniam, to co dostajemy, jest na tyle zaskakująco pozytywne w odbiorze, że mimo przez lata w pełni sprecyzowanych oczekiwań raczej wyrazistej, aniżeli przyjemnej prezentacji, już kilka razy zmieniałem zdanie, który gramofon finalnie wylądowałby u mnie na stałe. Obydwa oferują nieco inne światy, jednak na tyle przekonujące do siebie, że dziwnym trafem zawsze stawiam na ten w danym momencie słuchany. Jak z tego wybrnę, nie mam pojęcia. Jednak bez względu jaką decyzję finalnie podejmę, będzie podparta w pozytywnym znaczeniu tego słowa zachłyśnięciem się daną prezentacją.
Abstrahując jednak od ewentualnych wyborów słuszność opisanego posunięcia F.K. potwierdzę trzema pozycjami płytowymi. Pierwszymi dwoma będą sesje muzyczne Charlesa Lloyda „The Sky Will Still Be There Tomorrow” oraz The Modern Jazz Quartet „The Last Concert”. Pierwszy krążek zawiera w sporej części żywą od strony timingu i co istotne, wydaną współcześnie muzykę studyjną, zaś drugi to zarejestrowany w erze świetności winyli koncert z przepięknie brzmiącym wibrafonem jako myśl przewodnia muzycznej opowieści. Otóż dzięki płynności i dobrze rozumianej esencjonalności prezentacji każdego zakresu częstotliwościowego oba krążki zabrzmiały bardzo czarująco. Jednak owo czarowanie nie było efektem nadmiernego koloryzowania prezentacji kosztem limitacji pakietu informacji i swobody wypełniania przestrzeni pomiędzy kolumnami, tylko zapewnienia źródłom pozornym stosownego poziomu wagi, drobiazgowości w nadaniu im brył w projekcji 3D oraz precyzji pozycjonowania na scenie w realnych wymiarach szerokości, głębokości i może wielu z Was zaskoczę, ale także wysokości. A jeśli tak, chyba nikogo nie zdziwi fakt, że materiał zabrzmiał nie tylko dobrze, ale wręcz obłędnie. Czyli bez problemu odrywał mnie od problemów codziennego życia. Ale najlepsze, a w mojej opinii najważniejsze w tym wszystkim było to, że za każdym razem dosadnie pokazując czasowe i masteringowe realia powoływania danej płyty do życia. Bez tej umiejętności z uwagi na uśrednianie brzmienia całkowicie różnego realizacyjnie materiału podczas obcowania z muzyką na dłuższą metę będzie wiało nudą. A to jest niedopuszczalne.
Kolejna pozycja była już perfidnym sprawdzeniem, co wydarzy się, gdy na talerzu wyląduje rock spod znaku Black Sabbath „13”. Celowo na tapecie wylądował ten materiał, gdyż jest w miarę porządnie zrealizowany. Przecież chciałem przekonać się, jak gramofon radzi sobie z trudnym merytorycznie materiałem, a nie pomyłką masteringowca specjalnie go pogrążyć. Nic nikomu by to nie dało, dlatego stanęło na feralnej dla wielu ludzi 13-ce. Efekt? Dla mnie bez zaskoczenia, czyli znakomity. Panowie zagrali i zaśpiewali z pełnym drivem, wyraźnym akcentowaniem poszczególnych fraz i dzięki na początku przywoływanej pełnej rozwibrowania esencjonalności, z mocnym zaznaczeniem wagi każdego źródła dźwięku. Po wcześniejszym odsłuchu tej płyty na SME 60 bałem się o wynik zderzenia jej ze Stabi XL, ale jak przez cały czas udowadniałem, mniejsza wyczynowość wizualizowania niektórych aspektów prezentacji w tym przypadku nie oznacza gorszej jakości ogólnego odbioru muzyki. Zespól wypadł na tyle przekonująco, że gdy stanę przed ostatecznym wyborem, jeszcze bardziej nie mam faworyta do zagoszczenia u mnie na stałe. A to w zderzeniu z mogącym pochwalić się większą wyrazistością źródłem przy użyciu tej samej ostrej muzy chyba najlepsza rekomendacja dla tytułowej konstrukcji. Przynajmniej dla mnie.

Jak spuentuję powyższy opis jakże owocnej w znakomite doznania sesji testowej? Nie będę owijał w bawełnę, tylko bez ogródek powiem tak. Jeśli nie macie problemu z zaakceptowaniem jednak mocno angażującego wzrok rozczłonkowania podzespołów Kuzmy XL DC na stoliku, dla znakomitej większości z Was będzie to wybór na długie lata użytkowania. Jak opisałem, zagra bardzo muzykalnie i z niezbędnym pazurem dosłownie każdy materiał. A moim zdaniem najważniejsze w tym wszystkim będzie to, że w przekonaniu do siebie nie będzie posiłkował się podkręcaniem niektórych aspektów prezentacji, tylko zawalczy spójnością malowania pełnego życia materiału muzycznego. Materiału mogącego pochwalić się zjawiskowym oddechem, zadziornością i energią, ale bez krzty poczucia wysilenia, co na tym poziomie jakości dla konkurencji nie zawsze, a dla Kuzmy Stabi XL DC jest tak zwaną bułką z masłem.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: RCM
Producent: Kuzma
Ceny
KUZMA STABI XL DC: 151 800 PLN
KUZMA SAFIR 9: 92 000 PLN

KUZMA STABI XL DC
Dane techniczne:
– masa gramofonu: 80 kg
– masa talerza: 22 kg
– masa podstawy: 27 kg
– masa silnika: 7.5 kg
– wymiary: 450 x 400 x 300 mm
– prędkość: 33/45/78 obr/min
-zasilanie: 110-240 V

KUZMA SAFIR 9
Dane techniczne:
– Długość efektywna: 229mm (9”)
– Odległość montażowa : 212mm
– Kat wysięgu: 23°
– Masa efektywna: 60g
– Regulacja VTA: Tak
– Regulacja azymutu: Tak
– Bias Compensation/Adjustment: Tak
– Okablowanie wewnętrzne :srebrne Kondo
– Masa całkowita: 1250 g

  1. Soundrebels.com
  2. >

ZenSati Angel full set
artykuł w przygotowaniu / work in progress

Po komplecie podstawowych Razzmatazz-ów przyszła pora na zdecydowanie poważniejszy „anielski orszak” – pełen set okablowania ZenSati Angel.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

ZenSati Authentica Power

Opinia 1

Z lekkim przymrużeniem oka jeszcze do całkiem niedawna właśnie serię Authentica, którą reprezentuje nasz dzisiejszy gość, można było uważać za „prawdziwe” ZenSati. Czemu? Cóż, okupujące pierwszy stopień wtajemniczenia Zorro większość potencjalnych nabywców traktowała nieco jako niezobowiązującą acz wielce smakowitą przystawkę, no bo i umaszczenie fikuśne i przekroje jakieś takie mało imponujące. Generalnie takie bardziej lifestyle’owe aniżeli high-endowe. Wbrew pozorom sytuacji wcale nie zmieniło pojawienie się w katalogu jeszcze niżej usytuowanych Razzmatazz którym przypadła rola bardziej dbającej o walory wizualne aniżeli sytość konsumentów sałatki. Oczywiście powyższy punkt widzenia jest maksymalnie skrzywiony i przejaskrawiony, gdyż to właśnie dwie początkowe linie produktowe Duńczyków mają za zadanie otworzyć oczy i uszy, o portfelach na razie cicho sza, melomanów oraz audiofilów na skandynawskie specjały. Jak jednak wszem i wobec wiadomo, pozostając przy kulinarnej metaforyce, apetyt rośnie w miarę jedzenia a tym samym zasadnym wydaje się wybadanie pozycjonowanej oczko wyżej linii Authentica, gdzie jak poniższe zdjęcia unaoczniają żarty się kończą i zaczynają poważne rozmowy, a landrynkowe umaszczenia ustępują miejsca bardziej licującym z High Endem malowaniom. Dlatego też z niekłamanym zainteresowaniem przyjęliśmy propozycję stołecznego Audiotite wzięcia na redakcyjny tapet przewodu zasilającego ZenSati Authentica Power.

Zgodnie z jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić nad wyraz enigmatycznymi informacjami, jakimi raczy dzielić się Mark Johansen o naszym bohaterze wiadomo jedynie to, że do jego budowy wykorzystano skręcone żyły z bardzo wysokiej czystości posrebrzanej miedzi (proporcje między oboma metalami są słodką tajemnicą producenta) a montaż przewodników oraz izolacji odbywa się w kontrolowanych warunkach przy użyciu maszyn zapewniających niezwykle wąską tolerancję. Zastosowanie srebra podkreśla również stosowne umaszczenie zewnętrznej plecionej koszulki przywodzącej na myśl wdzianka w jakich występowały pierwsze wersje Organiców Original, choć dzianina ZenSati ma nieco jaśniejszy odcień i dodatkowo zabezpiecza ją przed ewentualnym zmechaceniem transparentna „prezerwatywka” z PVC , oraz aluminiowe firmowe korpusy wtyków, do których wsady dostarcza zgodnie z tradycją Furutech. Sam przewód może nie należy do najbardziej wiotkich, gdyż tak średnica, jak i wielowarstwowa budowa mają swoje następstwa, ale nie jest też nazbyt sztywny i sprężynujący, choć wpinanie go w urządzenia lżejsze aniżeli 10kg można uznać za nieco karkołomne.

A co do wpływu na brzmienie zasilanych przez Authentica Power odbiorników, czyli de facto sygnatury ww. przewodu, to śmiem twierdzić, że jednak jakieś ziarnko prawdy w zdaniu mówiącym o tym, że ZenSati właśnie od ww. serii się zaczyna jest. O ile bowiem tak Razzmatazz, jak i Zorro wyraźnie uatrakcyjniały dźwięk bądź to podkreślając jego plastykę i wysycenie, bądź przyjemnie podkręcając aspekt dynamiczny, to Authentica godnie reprezentuje maksymę „primum non nocere” starając się dyskretnie usunąć w cień i zniknąć z toru. Jest przy tym bardziej nieśmiały od usytuowanego oczko wyżej Angela więc ani tak nie wysyca wokali, ani nie unaocznia z taką intensywnością soczystości tkanki wypełniającej kontury. Czy to źle? W żadnym wypadku, po prostu nie zawsze południowa ekspresja jest tym, czego szukamy i wtedy przyda się odrobina stereotypowego „skandynawskiego zdystansowania”. Stereotypowego, gdyż odkąd pamiętam to właśnie spotykani przeze mnie Skandynawowie reprezentowali najbardziej pogodne i serdeczne podejście do życia. Wracając jednak do tematu, chodzi po prostu o to, że Authentica jest zaprzeczeniem pożądanego przez niektórych odbiorców tzw. efektu WOW!, czyli swoistej terapii szokowej. A po wpięciu tytułowego przewodu nijakiego szoku poznawczego nie ma. Pojawia się za to niezwykła harmonia i równowaga, czyli wskazywany przez firmową nomenklaturę autentyzm. Nagle okazuje się, że w reprodukowanej muzyce wcale nie trzeba majstrować przy saturacji, precyzji kreślenia planów, czy też namacalności źródeł pozornych. Wystarczy, że każdy z ww. elementów trafi na swoje miejsce i już – wszystko się zgadza. Przykładowo na „Forever Comes to an End” Bjørna Riisa nasz dzisiejszy bohater nawet nie próbuje czegokolwiek dosładzać czy wygładzać. Kiedy więc trzeba gitarowe riffy są szorstkie, surowe i chropawe, choć, gdy tylko zmienia się zamysł ich twórcy w okamgnieniu potrafią niemalże po „gilmourowsku” pieścić zmysły. Podobnie na równie, jeśli nie bardziej surowym, za to na 100% bardziej brutalnym „Amidst the Ruins” Saor, gdzie black metalową kakofonię udało się nader zgrabnie połączyć z folkową – szkocką melancholią i melodyką. A Authentica zamiast próbować robić z tego jarmarczną podróbkę Behemotha ze swojską nutką Cepelii oddała pełnię naturalnego, acz surowego – pozbawionego wszelkiej zbędnej ornamentyki, piękna. Bo duński przewód „gra” tak, jakby go nie było – jest neutralny barwowo i dynamicznie, więc niczego sam z siebie nie poprawi, ale i też jego obecność niczego nie zepsuje, chyba, że jego poprzednik w systemie pojawił się na zasadzie leczenia dżumy cholerą, to wtedy rzeczywiście efekt finalny może być trudny do przewidzenia. Nie sposób również uznać, że Authentica w jakikolwiek szuka, bądź eksponuje wszelakiej maści oznaki wspomnianej surowości, czy szorstkości, gdyż np. na „makeover” k.d.lang przechodzi do porządku dziennego nad faktem wyraźnego wygładzenia i polukrowania wokalu artystki na potrzeby klubowych mixów z wyraźnie faworyzowanym, pulsującym syntetycznym basem. Ot, dostajemy dokładnie to, co trafiło na materiał źródłowy. Ani mniej, ani więcej.

Choć na tle zdecydowanie bardziej przebojowego rodzeństwa ZenSati Authentica Power może jawić się niczym Charlie Watts wśród rozbrykanych Stonesów, to właśnie ona jest, bądź być powinna, punktem wyjścia do dalszych eksploracji duńskiego portfolio. Pokaże bowiem nomen, omen „autentyczną” prawdę o systemie, bądź pojedynczym urządzeniu i albo się na nią zgodzimy, albo sięgnąwszy po niższy/wyższy model dopasujemy efekt finalny do własnych oczekiwań.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance + zwory ZenSati Zorro
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak bazując na wielu naszych zmaganiach testowych z pewnością zdążyliście się przekonać, duńska marka kablarska ZenSati może pochwalić się bardzo bogatym portfolio. Oferuje sporo linii produktowych, w zakresie których zajmuje się nie tylko sygnałem analogowym, poprzez prąd, po komunikację pomiędzy urządzeniami i kolumnami, ale także domeną cyfrową w postaci łączówek LAN i USB. I właśnie owa mnogość konstrukcji prawdopodobnie sprawiała, że mimo wielu owocnych w fajne doznania podejść w kwestii dogłębnego poznania oferty Skandynawów nadal nie dotarliśmy do tak zwanej mety. I nie chodzi nawet o kontakt z konkretnym produktem obsługującym taki, czy inny sygnał, tylko całą linię. Jak to możliwe? Szczerze powiedziawszy sami nie wiemy, ale jak tylko nadarzyła się okazja uzupełnienia bazy naszych doświadczeń, z przyjemnością pojęliśmy rękawicę. Co konkretnie udało się pozyskać? Otóż miło jest mi oznajmić, iż dzięki działaniom warszawskiego Audiotite w nasze progi zawitał od strony aparycji niepozornie wyglądający, za to ciekawy sonicznie przewód zasilający ZenSati Authentica Power Cord. Jak wypadł na tle rodzeństwa? O tym dowiecie się w poniższych rozważaniach.

Co wiemy o budowie naszego gościa? Znamy tylko kilka najistotniejszych informacji. Pierwszą jest użycie jako przewodnika wysokiej jakości posrebrzanej miedzi. Drugą fakt, iż każda z żył jest indywidualnie izolowana. Trzecia mówi o różnorodnym pokryciu miedzianych kabli srebrem w strategicznych dla dźwięku miejscach – chodzi o proporcje i grubość warstwy srebra. Czwarta zapewnia, iż każdy kabel montowany jest w kontrolowanym środowisku sprzętowym i przy wykorzystaniu wysokiej jakości maszyn skalibrowanych do zapewnienia jak bardziej ciasnych tolerancji montażu. Tyle wiemy na temat technikaliów. Jeśli chodzi zaś o aparycję, w kontrze do częstego wykorzystywania motywu złota, czerwieni a ostatnio zieleni, Authentica jest wykończona w tonacji srebra, które o dziwo ma bardzo duże odzwierciedlenie w jej brzmieniu. Zanim jednak do tej kwestii dojdziemy, wypada wspomnieć, iż kabel podobnie do reszty oferty pakowany jest w czarny pokrowiec o motywie koła oraz wyposażony w certyfikat oryginalności.

Co miałem na myśli twierdząc, iż wygląd naszego bohatera ma wiele wspólnego z oferowanym brzmieniem? Już wyjaśniam. Spójrzmy na niego. Przezroczysta otulina pokrywa mieniący się stonowanym srebrem oplot. Nie mamy złota, czerwieni, czy zieleni, tylko nienachalne kolorystycznie na tle wymienionych propozycji srebro. Srebro, które w tym odcieniu jest na tyle zachowawcze w swoim oddziaływaniu na mój ośrodek zarządzania wizją, że odbieram je jako coś bardzo neutralnego. I właśnie ta wizerunkowa neutralność w moim odczuciu idealnie pasuje do pracy jaką kabel wykonuje po wpięciu w system. Authentica nie koloruje, nie podkręca emocji, nie rozjaśnia i nie przyciemnia przekazu muzycznego, tylko wizualizuje go w sposób bardzo liniowy. Z dbałością o jego masę, zwarcie pakietu solidnej energii i odpowiedni rozmach, jednak cały czas umiejętnie unikając sztucznego podkręcania emocji w jakimkolwiek aspekcie. To jest na tyle znamienne, że jestem w stanie wygłosić tezę, iż sporej grupie z Was zwyczajnie może nie przypaść do gustu. Powodem oczywiście będzie ocena, że po jego aplikacji nic ciekawego się nie wydarzyło. Jednak natychmiast zaznaczam, iż taki odbiór będzie li tylko konsekwencją Waszych wyimaginowanych w duchu oczekiwań zrobienia choćby minimalnego efektu „łał”. Tymczasem nic takiego nie będzie miało miejsca. Pojawi się za to coś na kształt przekazania zawartych w danej muzyce emocji w sposób do bólu wyważony. Nie rozbuchany, aby za wszelką cenę się nam/wam przypodobać, tylko niosący ze sobą tylko tyle doznań, ile przewidział muzyk. Ktoś powie, że to nie po audiofilsku. Jednak przypomnijcie sobie z odsłuchów u znajomych, jak zafiksowanie na sztuczne podnoszenie poziomu sonicznych atrakcji potrafi wykoślawić wydźwięk najprostszej muzyki. Problem jednak w tym, że widzimy to zazwyczaj tylko u innych, a nie u siebie, gdy czasem sami zabrnęliśmy nawet dalej. Znam ten temat, bo patrząc na lata swoich doświadczeń kilkukrotnie się na tym złapałem. Po co to piszę? Chodzi o to, że gdy w pierwszej chwili po aplikacji sieciowej Authentici w swój system w duchu poczujecie odruch niechęci, spójrzcie na niego ze wspomnianej przeze mnie perspektywy, a być może zrozumiecie, gdzie aktualnie jesteście. Od strzału w kwestii fajerwerków nie dostaniecie nic, jednak od strony spójności bardzo liniowej prezentacji bardzo wiele. To będzie na tyle uniwersalne granie, że bez najmniejszych problemów atrakcyjnie wypadnie każdy materiał muzyczny. I ten zazwyczaj źle zrealizowany, do tego na maksa skompresowany spod znaku rockowych szaleństw i ten pieczołowicie masteringowo wycyzelowany choćby sakralny nagrywany w kubaturach kościelnych. A słowem kluczem będzie unikanie sztucznego upiększania świata aby na siłę przypodobać się słuchaczowi, na poczet pokazania go od strony prawdy o danej realizacji. Z mocnym i dobrze kontrolowanym dolnym pasmem, soczystą średnicą oraz dźwięcznymi wysokimi tonami, ale wszystko tylko w niezbędnej, a nie życzeniowej przez odbiorcę ilości. Dlatego też powoli zbliżając się do puenty tego rozdania testowego moim zdaniem będący obiektem sesji testowej kabel sieciowy najlepiej odnajdzie się w dobrze skonfigurowanych systemach wiedzących jak brzmi muzyka na żywo melomanów. W innych przypadkach może być różnie. To problem? Bynajmniej, bowiem do spełniania audiofilskich zachcianek rozkapryszonych orędowników wiecznych fajerwerków soniczych marka ZenSati ma całą gamę innych linii okablowania. Omawiana powstała w celu pokazania neutralności brzmienia, dlatego nieprzypadkowo cała seria nosi nazwę Authentica.

Komu poleciłbym tytułowy kabel sieciowy? Tak naprawdę mimo gdybania przed momentem o potencjalnych porażkach bez problemu wszystkim. Jednak jest jedno „ale”. Otóż gdy szukacie ratunku dla swojego zestawu poprzez pozyskanie dodatkowego blasku, czy sztucznego rozdrabniania włosa na czworo, nie tędy droga. Authentica co prawda, być może na tle wcześniej posiadanego kabla tchnie w przekaz odpowiednią dawkę energii i swobody, jednak zrobi to w bardzo zrównoważony sposób. Muzyka nagle nie zacznie nader spektakularnie świecić, a bas przestawiać ściany, tylko wszystko wybrzmi w bliski oczekiwaniom autora sposób. Raz radosny, innym razem spokojny, a jeszcze innym wręcz nostalgiczny, ale zawsze w sposób wyważony. Nuda? Wolne żarty. Dla dojrzałych słuchaczy to najprawdziwsza prawda, na co w obcowaniu z nią z pewnością podświadomie także wielu z nas przecież liczy.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Audiotite
Producent: ZenSati
Cena: 22 900 PLN / 1m; 25 900 PLN / 1,5m; 29 900 PLN / 2m

  1. Soundrebels.com
  2. >

NuPrime AMG HPA & Erzetich Charybdis
artykuł opublikowany / article published in Polish

W pełni zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy i planarne słuchawki, to zestaw, któremu żadne arktyczne fronty atmosferyczne niestraszne. Dlatego też czym prędzej bierzemy się za rozgrzewkę z udziałem niskoprofilowego NuPrime AMG HPA i potężnych Erzetich Charybdis.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

VLAD Audio Epitome Cables English ver.

Link do zapowiedzi (en): VLAD Audio Epitome Cables

Opinion 1

Probably everyone knows that audio cabling, to put it mildly, is a very important and polarizing topic. Although no – not probably – everyone, without exception, that is including those, who not only doubt their salutary influence, but completely negate it. And the more expensive the wiring we are talking about, the higher the temperature of the discussion. Therefore, in order to lower this temperature a bit and not add oil to the flame, as we usually do, this time we will look at and listen to products that are budget-friendly, yet thoroughly exotic, and thus, at least for now, extremely niche. Well, in this meeting, we will deal with cables from the exotic, Indonesian island of … Bali. Is something dawning on someone? If not, I offer a little hint – Vermöuth Audio. In short, we will talk about cables characterized by an above-average quality/price ratio, which, in a way, in the form of interconnects from the Reference series, appeared on the Polish market over six years ago. However, time does not stand still, as a certain Heraclitus of Ephesus put it very neatly in the maxim „Panta rhei”, the painstakingly built brand recognition is slowly starting to bring the expected results, amongst others in the form of audience awareness, and in the Polish distribution care something has changed, because now the joyful work of Hendry Ramli has begun to be represented by Premium Sound from Sopot. However, this is not all, because in the meantime, apart from the above-mentioned Vermöuth, another entity has sprouted – a daughter brand – VLAD Audio. In addition, it has budded very shyly, because at least for now there is only a Facebook profile present, although from what I was able to find out, the creation of an appropriate website is also planned. Nevertheless, there is no denying that due to the circle of followers oscillating around 40 people, we are talking about an evident underground brand, not only on a global scale, but also just on a Balinese scale. That is why we are very pleased to present you Hendry’s latest child – the VLAD Audio Epitome cabling set, which includes XLR and RCA interconnects, speaker cables, and a power cord.

Both the unboxing session and the gallery above clearly show that the title VLADs are so significantly different from their Vermöuth siblings that the creation of a new brand for them is fully logical and understandable. Not only did Hendry abandon the external dense braided sheath in favor of transparent PVC „tubes”, but also the multi-stranded bundles and complex cross-sections were replaced with highly visually attractive, and at the same time fully structurally transparent, spirally twisted copper strips in air insulation. I mention the design visible to the naked eye and this eye-catching appearance for a reason, because the tested cables simply delight the eyes with their red and blue colors in the case of interconnects and speaker cables, and yellow and blue in the power cord. The material of the conductors has also been simplified, as the titular Balinese cables use classic OCC subjected to cryogenic treatments instead of the previous UPOCC copper. All cables are characterized by very satisfactory flexibility, although at the same time they are clearly springy, so when laying them behind the system / speakers, it is worth giving them a longer moment to allow them to straighten out. Thanks to the above actions of the manufacturer, the price list of VLADs turns out to be affordable even for newcomers entering the audiophile depths, because the interconnects are priced at $330/396 (RCA/XLR), the speaker cables at $1,310 and the power cord at $666, which, considering modern standards and realities, should not arouse much emotion, especially if we take into account the high-quality confection with plugs from its own manufacturing, with aluminum bodies and insides coming from, amongst others, Furutech. The optimization of costs did not include packaging either, so the VLADs reach their customers in elegant boxes made of black cardboard, and each cable is additionally secured with a linen bag, and their originality is confirmed by appropriate certificates. When it comes to anatomical issues, as I have already mentioned, the whole tested bunch is based on cryogenic OCC copper tapes carried in PVC tubes. And so, the interconnects can boast 0.41 mm², the speaker cables 4 mm² and the power interconnects 2.5 mm² conductor cross-sections. That’s the whole philosophy – no voo-doo.

Moving on to the part devoted to the sound of VLADS, although it would be better to describe the phenomenon as the influence on the sound of the electronics connected by them, we can easily find further arguments confirming that they are separated from the Vermöuth portfolio. As it turns out, they sound so different from their predecessors that they fully deserve not only their own product line, but a new brand. Especially since history knows similar cases very well in the form of for example Argento Audio / Organic Audio, or Nordost / Wyrewizard, so such a business model is not a novelty, at least for us. Coming back to the point, from the very first notes of „Temptation” by Chantal Chamberland, the truly phenomenal resolution and freedom of presentation of the Balinese interconnects became audible, going hand in hand with the lack of any signs of slimming down or desaturation. This is important, because the seemingly simplistic minimalism and economy of form should lower the bar of difficulties and expectations, but in reality any limitation of information, including the „audiophile plankton” ridiculed by skeptics on the one hand, and demonized by thoughtless acolytes on the other, causes the recording to be extinguished and suffocated. Meanwhile, the VLADs, with a resolution and pietism, which are surprising for the price point represented, not only focus the virtual sources with apothecary precision, but also convey the full volume of information about the surrounding space and these dust particles creating a kind of aura shimmering around the musicians. If we add to this the faithfulness to the natural timbre of the vocalist’s voice, which has a slightly matted timbre that places it somewhere between Diana Krall and Chie Ayado, then there is nothing else left for me to do but consider them, I mean VLAD interconnects, as perfidious price dumping, compared to the competition priced at tens of thousands of dollars. The above observations are confirmed by the change of the repertoire to a far less sophisticated one, i.e. my daily thuds and screams in the style of „The Reckoning” by Icon For Hire, which is richly watered with electronics, or „The Return of The Black” by Imminence, which innocently begins and then furiously tugs at the guts, where dense and broken arrangements are intertwined with both clean and almost animal-like vocals. So we are dealing with material that is not very often present at exhibitions and public presentations, as well as on editorial shelves. Well, why reach for something so problematic, since everyone knows that audiophile sad tunes can sound good even on a boombox. And here the bass is rough, dense; the bass ventures into the deepest recesses of hell, guitar riffs and bestially whipped cymbals verify the real ability of the tweeters to reproduce the amount of kilohertz declared by their manufacturers. This kind of music is just completely built up from problems. However, those are a non-issue for the VLADs, who, like the Romanian donor of their name, do not intend to take prisoners and perhaps do not apply a sharpened pole to the part of the body where the back loses its noble name, but simply play/transmit everything that comes to them, regardless of the complexity, power and emotional charge contained in the source material. To put it bluntly, on a sufficiently high-calorie charge, the Epitome unclogs the systemic bloodstream not by discreetly disappearing in it, but rather by injecting liquid fire into it, and under such pressure, that listeners unprepared for such a (shocking) therapy may fear not only for their own hearts, but also for their speakers, whose bass drivers seem to be inclined to jump out of their carcasses.
A similar aesthetics and uncompromising presentation is adhered to by the power cable, which is interesting because it was clearly inferior in its cross-section when compared to my Acoustic Zen Gargantua II I use daily for nearly a decade, but at „Kin” by Whitechapel, it did not think to give it space in terms of both spectacularity and energy of the lowest frequencies. In fact, it clearly followed in the footsteps of my last master, the ZenSati Angel Power, recently complimented by us and finally ordered after testing by Jacek. Of course, in terms of juiciness and „energetic continuity” in the entire reproduced band, it was slightly inferior to it, but the very fact of being able to cope with the blasts that Alex Rüdinger has been beating and mentioning both cables in one sentence should clearly let you know, how dangerous a player the cable competition will soon have to deal with. However, please do not worry that Epitome Power will turn even an intimate monodrama into a spectacle in the style of the last instances of „The Fast and the Furious” or „Mission: Impossible”, because it is enough to reach for the adrenaline-free material in the style of „Where Do You Start” by Brad Mehldau Trio, operating in the micro rather than macro-dynamic domain, for everything to not only return to its place and to normal, which, above all, sounded as if we were taking seats at the first tables set up around the stage in a cozy jazz club. It is supposedly only three instruments, and in addition, they are conducted with such mastery and virtuosity that none of the musicians has to prove anything to anyone by playing almost casually, sparingly, leaving a lot of space for their companions. And all this mastery and the flow between the line-up is given to us not so much on a silver platter, which could suggest a certain brightening of the sound, but simply masterfully woven into the music oozing from the speakers. Juicy music, pulsating with rhythm and devoid of any informational limitations, so insight into the structure of recordings, penetration into the musical tissue will depend only on the desire of the listener himself.
The calmest of the Epitome siblings are the speaker cables, which on the one hand, when used together with the above-mentioned company cables will allow you to maintain moderation and balance, calming the sound down a bit, and on the other hand, during solo performances, they captivate with the musicality and roundness of the created shapes. Maybe they are not as open at the top as the interconnects, or they do not carry as much energy at the bottom of the band as the power cord, but as long as we are not looking for some extremes in the sound, then what the speaker VLADs can show in the midrange and what they do with the vocals (vide „It’s Time” by Michael Bublé) for all lovers of the „midrange” and full-range drivers may be a sufficient reason that once they are plugged in, they will remain in place for many years. If you like the sweetness of the higher Cardas or Signal Projects, this inconspicuous cable follows in their footsteps, but does it a bit more briskly than the above-mentioned predecessors. Therefore, with its presence in the sound path, there is never too much stickiness or any slowdown of the presentation.

And so things got complicated. I assume that the genesis of the creation of the Epitome VLAD Audio series was the desire to offer cables reasonably priced and well-positioned for their „shelf”. And to be completely honest, I can only write that this whole intricate plan of Hendry Ramli not only failed, but even went completely …, well, never mind where, because Epitome’s VLAD play … eminently. And not only in their category, but in general – in the „Open category”. Resolving, fresh, dynamic, free, musical and juicy. But what? That you cannot combine all the above-mentioned features „in normal money”, and very often in abnormal money too? Well, apparently no one told Hendry that, because by a strange coincidence he succeeded.

Marcin Olszewski

System used in this test:
– CD/DAC: Vitus SCD-025mkII + 2 x Quantum Science Audio (QSA) Blue Fuse
– Network player: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Turntable: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Phonostage: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Digital source selector: Audio Authority 1177
– Integrated amplifier: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet fuse
– Loudspeakers: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– Digital IC: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– USB cables: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Speaker cables: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Power cables: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Esprit Audio Alpha
– Power distribution board: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Wall power socket: Furutech FT-SWS(R)
– Switch: Quantum Science Audio (QSA) Red + Silent Angel S28 + Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Ethernet cables: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Anti-vibration platform: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Table: Solid Tech Radius Duo 3
– Acoustic panels: Vicoustic Flat Panels VMT

Opinion 2

It is been quite a few years since our first contact with Balinese wires. Importantly, it was thanks to us, and more precisely after the tests of the Reference series in the form of a power cable, RCA/XLR interconnects and loudspeaker cables provided directly by the manufacturer itself, that it became clear that it was worth finding a serious local representative for it. This is how the Vermöuth Audio brand appeared in the Polish distribution. Not the cheapest, but compared to the current price madness for the end customer, and taking into account the price performance ratio, it is very reasonably priced. Time passed, we consistently reviewed the ideas of this company, until relatively recently we received information about the creation of a new project by Hendry Ramli. Of course, we gladly agreed to the proposal to conduct a test, the result of which is the assessment of the latest child of the head of the mentioned brand, in the form of Vlad Audio, from whose portfolio we received a set consisting of a power cable, two RCA and XLR signal cables and a speaker cable from the Epitome series.

Due to the status of being a very hot novelty, we know little about the construction of the tested cables. However, little does not mean nothing. So what could we learn from the manufacturer? Well, in a very brief package of information, we learned that in each case the conductor is cryogenic OCC copper strands. The signal conductors prepared in this way are led in transparent PVC tubes, and the diameter of each of them depends on the task of each cable. And so, the XLR and RCA signal ones boast a cross-section of 0.41 mm², the speaker cables 4 mm², and the power cord 2.5 mm². On the way to the target customer, as you can see in a series of photographs, each of them is packed in an aesthetic cardboard box with a certificate of originality.

So in what direction did the tested Epitome series drift? Well, from the first moments you could hear that it had a slightly different focus on a few accents, but it was a very similar aesthetic to its older brothers. The focus is still on the strong midrange, energetic lower registers and open treble, but as is usually the case, the devil is in the details. What are these details? First of all, plugging in the received set caused a general increase in the volume of music reaching me. Everything was given more directly, which of course resulted in a slight averaging of the microdynamics. However, I reassure the malcontents in advance, this is a natural finale of such an approach to presentation, which is designed to bring us closer to music by feeling its energy more, at the expense of less fragmentation into the smallest components. I would like to remind you, that we are dealing with inexpensive cables here, and as such, for natural reasons, is less competitive in audiophile terms, but in turn very coherent, and this was perfectly audible. This is to explain the impression of a louder presentation. Another detail that the tested cabling presented, was, a nice to listen to, excitement in the midrange; a slight upping of the emotions presented there. Its slight push-out gave a greater sense of communing with the music. The stage took a small step forward, which further increased the presence of music in my room. Naturally, the next nuance of the specificity of the Vlad reception was a similar approach to the bass. It became more voluminous, a bit fatter, but in a way known only to itself, far from monotony or spilling over the floor. Despite the aesthetics of solidity, he still showed the drive presented by the music. Maybe without looking at the slightest vibrations of the instruments shining in this range, but with a good pace. The last piece of the puzzle was the top. Full of expression, and thus lively, but taking into account the activities in the adjacent sub-ranges. In my opinion this was intentional, because if the treble was set back, it would destroy the effect of the system’s sound coherence. And so, despite the abundance of quantity, it adequately illuminated the whole presentation. This was the idea for the sound according to the Vlads, broken down into details. And how about in a clash with a specific music?
The first material came from the work of Claudio Monteverdi arranged by Michel Godard „A Trace of Grace” and sounded different than I hear it every day, but equally interesting. First of all, the bass guitar, which often appears in this production, may have shown less of the literal use of the finger on the string and was rounder, but it did not lose its timing, which allowed it to be well visualized in the echo of the monastery interior. Secondly, the aforementioned greater exposure of the midrange emphasized the vocals, that were very important for this music, full of emotions, usually as slowly sung phrases – of course, except for the energetic and sung from full lungs 5th track entitled „Zefiro Torna”. The whole interesting show was complemented by free upper registers. On the one hand, they emphasized the carrying capacity of all sound generators in the ether, and on the other hand, by giving the effect of natural reverberation, they gave them a nice place to appear in. The presentation carried a smaller package of micro-information, but it did not lose in the slightest by the trouble-free involvement of my sense of hearing in this event.
When it comes to the stronger sounds, in this case I also noted a similar, and often better received feedback on the operation of the series of tested cables. The music of Metallica’s „Master Of Puppets” is not a masterpiece of quality in terms of production, so any actions in the field of increasing the pleasure of reception by increasing the level of saturation or perceived volume are simply desirable. That’s why I do not think I need to convince anyone that the Vlads with their sonic qualities shone in the clash with such material. It was both aggressive and juicy, which, apart from reducing the roughness required in the perfect presentation of this music, allowed me to play with it without any problems. What’s more, the feeling of the increase in the level of music volume meant that I did not even have to touch the remote control to give my emotions an uninhibited vent.

Is the described Vlad Epitome Cables cable set able to satisfy every music lover? I think that if he or she skillfully and coherently configured his or her set, yes. What the title cable package offers will not change this state, but will only show some of its aspects in a different light. However, as I wrote, the whole thing will still be characterized by equal rights of each range, which, colloquially speaking, will not „distort” the reception of the music listened to, but will only slightly change the aesthetics of its presentation. To what extent it will be in the direction expected by the recipient, will depend on the specific configuration. Unfortunately, this question can only be answered by those interested in reshuffling their stereo system and checking for themselves.

Jacek Pazio

System used in this test:
Source:
– CD Player/DAC: Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Quantum Science Audio (QSA) Red-Silver
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker cables: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Ethernet cable: NxLT LAN FLAME
USB cable: ZenSati Silenzio
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
– Table: BASE AUDIO 2
Accessories: Quantum Science Audio Red fuse; QSA Silver fuse; Synergistic Research Orange fuse; antivibration platform by SOLID TECH; Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END, Furutech NCF Power Vault-E
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
– Drive: Clearaudio Concept
– Cartridge: Dynavector DV20X2H
– Phonostage: Sensor 2 mk II
– Eccentricity Detection Stabilizer: DS Audio ES-001
– Tape recorder: Studer A80

Distributor: Premium Sound
Manufacturer: Vermöuth Audio / VLAD Audio
Prices
VLAD Audio Epitome Loudspeaker Cable: 1 310 $ / 2 x 1.8 m + 162 $ / additional 30 cm
VLAD Audio Epitome IC RCA: 330 $ / 1m pair + 50 $ / additional 25 cm
VLAD Audio Epitome IC XLR: 396 $ / 1m pair + 50 $ / additional 25 cm
VLAD Audio Epitome Power: 666 $ / 1.2 m + 88 $ / additional 30 cm

  1. Soundrebels.com
  2. >

Destination Audio GM70
artykuł w przygotowaniu / work in progress

Skoro trafiły pod nasz dach wysokoefektywne horny, to warto było zorganizować im odpowiednie towarzystwo. Czyli zintegrowany wzmacniacz Destination Audio GM70.

cdn. …