Monthly Archives: lipiec 2020


  1. Soundrebels.com
  2. >

Telegärtner M12 SWITCH GOLD & JCAT OPTIMO 3 DUO
artykuł opublikowany / article published in Polish
artykuł opublikowany w wersji anglojęzycznej / article published in English

Jeśli do tej pory uważaliście Państwo, że domowa sieć Ethernet to nic nadzwyczajnego i niezbyt absorbującego tak pod względem gabarytowym, jak i finansowym, to najwyższy czas zrewidować niezbyt aktualne wiadomości. Wkraczamy bowiem na prawdziwie high-endowy pułap połączeń sieciowych, czyli zaczynamy wygrzewać zestaw w skład którego wchodzi switch Telegärtner M12 SWITCH GOLD i podwójny zasilacz JCAT OPTIMO 3 DUO.

cdn …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Astell&Kern A&ultima SP2000 Special Edition Vegas Gold

Opinia 1

Z reguły ekstremalny High-End kojarzy się z potężnymi systemami wymagającymi iście płacowych wnętrz. Jednak „z reguły” nie oznacza „zawsze”, a skoro nie oznacza, to … wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest jeszcze jakaś „droga awaryjna” i wstęp na audiofilski Olimp nie będzie musiał się wiązać z przeprowadzką, o ile tylko Małżonka nie zauważy ile wydaliśmy na nasze hobby. To oczywiście tylko niewinny żart, choć doskonale wiemy, że nie każdy akolita wyrafinowanych doznań sonicznych ma tyle szczęścia co my i nad wyraz swobodnie może żonglować coraz to nowszymi kolumnami, wzmacniaczami itp.. Niemniej jednak, skoro ów upragniony High-End może, nawet w swej ekstremalnej postaci przybierać nie tylko nieco bardziej akceptowalne, co wręcz kieszonkowe rozmiary, to biorąc pod uwagę sprzyjający podróżom okres letniej kanikuły warto i tą niszą się zająć. Dlatego też, dzięki uprzejmości MiP – rodzimego przedstawiciela goszczących dzisiaj u nas marek, mamy niewątpliwą przyjemność podzielić się z Państwem wrażeniami z odsłuchów właśnie takiego kompaktowego a zarazem zahaczającego o jakościowo – cenową stratosferę zestawu, w skład którego weszły – topowy odtwarzacz plików Astell&Kern A&ultima SP2000SE w limitacji Vegas Gold, oraz trzy pary słuchawek – nauszne ULTRASONE Edition 15 Veritas i OBRAVO HAMT-3 MKII, plus dokanałowe, wyprodukowane jedynie w ilości 750 sztuk Campfire Audio Solaris Special Edition.

Od razu na wstępie, żeby była jasność, warto wspomnieć, iż A&ultima SP2000SE jest nie tylko topowym i najdroższym DAP-em w ofercie koreańskiego Astell&Kern-a, co przynajmniej na razie, najdroższym na rynku. Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że wydatek rzędu 17 kPLN na brzydko mówiąc empetrójkę nad wyraz trudno racjonalnie wytłumaczyć, i nie ukrywam, że sam miałem podobne odczucia do czasu aż nie wziąłem go do ręki. I wcale nie chodzi o wrażenia dotyczące unboxingu, czyli drewniane pudełeczko, bądź eleganckie skórzane etui, lecz samą wartość postrzeganą urządzenia i doznania natury organoleptycznej. Bowiem SP2000SE prezentuje się równie oszałamiająco co smartfony oferowane pod marką Vertu, czy „drobny” upominek dołączany przy zakupie Bugatti Veyron. Szczególnie w dostarczonej do testów złotej szacie wzorniczej ciepła tonacja szlachetnego kruszcu (technologia powlekania PVD – Physical Vapor Deposition) stalowego korpusu świetnie kontrastuje z mrocznymi wstawkami carbonowej plecionki. W połączeniu z charakterystyczną, typową dla Astell&Kern-a, kanciastością bryły i 5” dotykowym ekranem efekt finalny jest krótko mówiąc zachwycający. Nie zabrakło również nie mniej kunsztownie wykonanego, umieszczonego w „wyłomie” prawego boku, pokrętła głośności budzącego w pełni uzasadnione skojarzenia z górnopółkowymi zegarkami klasy Girard-Perregaux, czy Hublota. Z kolei podstawowe trzy przyciski nawigacyjne wkomponowano w przeciwległą krawędź. Standardowo wyjścia słuchawkowe umieszczono na górnej płaszczyźnie, przy czym lewe, 3,5mm gniazdo niezbalansowane mini jack zintegrowano z wyjściem optycznym S/PDIF, po prawej mamy 2,5mm – zbalansowane. I w tym momencie mała uwaga natury użytkowej. Otóż korzystając z transferu po optyku (do zewnętrznego DAC-a) sygnały DSD konwertowane są do PCM 16/24 bit z definiowaną częstotliwością próbkowania 48/96/192 kHz.
Spód odtwarzacza to z kolei królestwo portu USB-C odpowiedzialnego za ładowanie i transfer plików do pamięci wewnętrznej – wbudowanej 512GB i slotu kart microSD (max 512GB). Oczywiście, jeśli chodzi o komunikację ze światem zewnętrznym szczęśliwcy mogący pozwolić sobie na SP2000 nie są zdani li tylko na połączenia kablowe, gdyż odtwarzacz bez problemu dogaduje się również po Wi-Fi: 802.11 a / b / g / n / ac (2,4 / 5 GHz), jak i Bluetooth: V4.1 (A2DP, AVRCP, aptX TM HD). Co istotne oprócz zasobów zgromadzonych na lokalnych NAS-ach dzięki możliwości instalowania dedykowanych apek obsługiwane są również serwisy streamingowe, w tym Spotify, Deezer i co najważniejsze TIDAL w jakości Masters (wsparcie dla MQA). Jednym słowem rewelacja. Miłośnicy wszelakiej maści grzebactwa powinni być również zachwyceni zaawansowaną equalizacją o której z obowiązku wspominam, choć sam oprócz sprawdzenia li tylko czy działa, nie uznaję za konieczną.
Od strony technicznej nie sposób nie wspomnieć, iż SP2000 oparto na parze zapewniających natywne odtwarzanie 32bit / 768 kHz PCM i DSD512 (22,4 MHz) topowych przetworników AKM AK4499EQ z oddzielnymi, niezależnymi kanałami audio pomiędzy wyjściami niezbalansowanymi i zbalansowanymi, oraz autorską, zaawansowaną technologią „Current Output Architecture”. W rezultacie na wyjściu otrzymujemy 3.0 Vrms na wyjściu niezbalansowanym i 6.0 Vrms, co pozwala wysterować większość dostępnych na rynku słuchawek.

Skoro wspomniałem o słuchawkach, to jak już zdążyłem we wstępniaku nadmienić, dzięki uprzejmości dystrybutora, wraz ze złotym DAP-em otrzymaliśmy trzy wielce intrygujące pary słuchawek. Pierwsze z listy, czyli limitowane do 999 sztuk ULTRASONE Edition 15 Veritas to wielce ekskluzywne nauszne konstrukcje zamknięte, w których szczotkowana stal przeplata się z przepięknymi wstawkami z drewna wiśni amerykańskiej i naturalnej skóry Merino. Wraz z dwoma przewodami sygnałowymi i firmową szmatką do czyszczenia całość dostarczana jest w skórzanym (!!!) kuferku. To jednak nie koniec atrakcji, gdyż ich źródło jest nieco głębiej – w eleganckich nausznicach skrywających autorskie przetworniki GTC o 40 mm … złoconych mylarowych membranach odpowiedzialnych za reprodukcję średnich i niskich tonów, oraz tytanowej kopułce mającej pod swoją opieką górę pasma. Z kolei za realizm wrażeń przestrzennych i prezentację poza a nie „w głowie” słuchacza dba technologia S-Logic®.

Kolejnymi pełnowymiarowymi a przy tym również zamkniętymi konstrukcjami są tajwańskie OBRAVO HAMT-3 MKII. W ich przypadku dość oldschoolowy wygląd dość mocno kontrastuje z wykorzystywaną technologią, gdyż wewnątrz wykonanych z aluminiowych odlewów i eleganckich akacjowych zaślepek muszli ukryto podwójne, zaskakująco duże przetworniki. Za reprodukcję góry pasma opowiada 40 mm wstęgowy drajwer AMT (Air Motion Transformer), za to obsługa pozostałego pasma przypadła 50 mm klasycznemu przetwornikowi dynamicznemu z napędem neodymowym. Zarówno pady, jak i pas nagłowny wykończono Alcantarą.

Niejako na deser zostawiłem najmniejsze, choć zarazem nie mniej zaawansowane technologiczne – wykonane w technice druku 3D ceramiczne i wykończone zjawiskową wielokolorową masa perłową, amerykańskie dokanałówki Campfire Audio Solaris Special Edition. Wyposażono je w dwa customowe, zbalansowane przetworniki armaturowe, działające w połączeniu z autorskim systemem T.A.E.C. Z równą dbałością potraktowano wykonany z posrebrzanej miedzi odłączany przewód sygnałowy Super Lit zakonfekcjonowany customowymi berylowo-miedzianymi złączkami MMCX (Tuned Acoustic Expansion Chamber™).

Nie ukrywam, iż z jednej strony mnogość słuchawek dawała nam niebywałą szansę weryfikacji realnych możliwości tytułowego playera, jednak z drugiej wymagała niezwykłej mobilizacji i sumienności w równoczesnym ich wygrzewaniu. Skoro bowiem wszystkie elementy dzisiejszej układanki dotarły do nas w stanie fabrycznej nowości doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że czego jak czego, ale takich „świeżynek” lepiej przed upływem kilkuset godzin nieustannego grania na/w uszy nie zakładać. Dlatego też pierwszy tydzień upłynął na działaniach natury akomodacyjnej a następnie sekwencyjnych sesjach odsłuchowych z trzymaniem nieużywanych w danym momencie słuchawek dalej pod prądem i możliwie intensywnej eksploatacji samego odtwarzacza.
Kwestię ergonomii i intuicyjności obsługi pozwolę sobie w pełni świadomie, przynajmniej tym razem odpuścić, gdyż od naszego ostatniego testu duetu Astell&Kern AK380 i A&ultima SP1000 praktycznie nic się nie zmieniło, no może z wyjątkiem płynności animacji podczas przechodzenia pomiędzy ekranami i obsługi serwisów streamingowych, jednak „core” menu pozostał bez zmian a w dobie powszechności smartfonów umiejętnością pobierania aplikacji z dedykowanego „sklepu” mogą pochwalić się obecnie nawet dwulatki, więc nie robiłbym z tego jakiegoś zagadnienia. Po prostu wszystko dzieje się samo i działa od pierwszego kliknięcia, podobnie jak dostęp do zasobów sieciowych po Wi-Fi i bezprzewodowa łączność Bluetooth. Z mniej jednoznacznych niuansów warto zwrócić jeszcze uwagę na zwiększenie gabarytów, wagi w porównaniu do swojego starszego rodzeństwa. Praktycznie niezmienna (różnica 0,01PLN) pozostała natomiast cena, co biorąc pod uwagę panujące na rynku Hi-Fi praktyki i/lub inflację budzi mój niekłamany podziw. Z kolei źródłem konsternacji są rozmiary i waga tytułowego DAPa, który przy już i tak przerośniętym A&ultima SP1000 prezentuje się nieco bardziej okazale – jednak nie poprzez jakiś drastyczny rozrost, lecz raczej delikatną zmianę proporcji pomiędzy szerokością a grubością i o 24 g wzrost wagi do imponujących 411 g, co niejako, przynajmniej w moim mniemaniu, wyklucza traktowanie go jako „przenośnego grajka” o ile nie transportujemy go w plecaku. Noszenie w jakiejś kaburze przy pasku, bądź nie daj Bóg w kieszeni spodni szczerze odradzam.

Jednak ad rem, czyli jak pod względem sonicznym wypadł jeden z dwudziestu egzemplarzy SP2000SE w wykończeniu Vegas Gold, które trafiły na polski rynek. Od siebie tylko dodam, iż podobna limitacja dotyczyła bliźniaczej wersji Onyx Black. Po wspomnianym okresie akomodacyjno-rozgrzewkowym przystąpiłem do odsłuchów, w początkowej ich fazie dość dynamicznie żonglując dostarczonymi wraz z 2000-ką słuchawkami, by z upływem czasu coraz częściej sięgać po te najbardziej wpisujące się w moje gusta. Które? O nie, na tego typu wyznania jeszcze za wcześnie. Na razie skupmy się na samym źródle sygnału. Mając w pamięci możliwości SP1000 (takich doznań nie sposób zapomnieć) liczyłem na co najwyżej delikatny lifting i tak już wyżyłowanych parametrów. Tymczasem nasz dzisiejszy bohater, a tak po prawdzie jego twórcy, nie idzie o krok, bądź dwa dalej, lesz co najmniej o sus i to w siedmiomilowych butach. Proszę mnie tylko dobrze zrozumieć. Ponieważ poruszamy się w obrębie stricte ekstremalnego High-Endu de facto różnice w skali bezwzględnej – odnoszone do ogółu populacji tego typu plikograjów będą oczywiście znikome. Jednakże zawężając pole operacji właśnie do owego topu topów zaczynamy „bawić się” w makro-fotografię, gdzie każdy pyłek jawi się niczym pozostawiony przez lodowiec olbrzymi głaz narzutowy. Rozumiecie Państwo o co chodzi? To tak jakby porównywać Ferrari 812 GTS i Ferrari 812 Superfast z resztą turladełek w stylu Golfa GTI. Niby można, choć warto mieć świadomość dzielącej je przepaści. Dlatego zdecydowanie rozsądniej dokonywać bratobójczego pojedynku, gdyż właśnie dopiero operując na takim pułapie każdy niuans będzie oczywisty a jednocześnie stanowiący o tym czy uznamy go za zaletę, czy też wadę, nie wprawiając nas za każdym razem w niemy zachwyt jak po przesiadce ze wspomnianego Golfa. I tak SP2000SE czerpiąc pełnymi garściami z potencjału i dorobku swojego protoplasty wspina się jeszcze wyżej pod względem rozdzielczości i wyrafinowania oferowanego dźwięku. Tylko uwaga – chodzi o rozdzielczość a nie analityczność, czyli fakt lepszego różnicowania niuansów w obrębie każdego podzakresu, czy też stabilności pozycjonowania źródeł pozornych, jednak bez sztucznego podbijania kontrastu i pocieniania – wyostrzania ich krawędzi. Dlatego też z niekłamaną przyjemnością oddawałem się odsłuchom wielkiej symfoniki szczególnie często sięgając po dokonania Howarda Shore’a, czyli trylogię „Hobbita” („An Unexpected Journey”, „The Desolation Of Smaug” i „The Battle Of The Five Armies”) z racji oczywistej spektakularności a jednocześnie pewnej konsekwencji w unikaniu syntetycznego wspomagania, w którym ostatnimi czasy gustuje Hans Zimmer (vide „X-Men: Dark Phoenix”). I tak zarówno pod względem dynamiki, rozmachu, jak i wglądu w nagranie tytułowy DAP śmiało może konkurować ze stacjonarnymi źródłami i przetwornikami z górnej półki. Oferuje bowiem właściwą im organiczną wręcz naturalność i niewymuszoność swobody z jaką reprodukuje każdy dźwięk usuwając się przy tym dyskretnie w cień i obsesyjnie wręcz dbając o własną transparentność. W dodatku spokojnie możemy zapomnieć o umownej cyfrowości przekazu, gdyż na tym pułapie jakościowym reprodukowane dźwięki są po prostu właśnie organiczne – właściwe ich brzmieniu live. Barwy i faktury poszczególnych instrumentów śmiało można określić mianem wzorcowych a winą za ewentualne odstępstwa bezdyskusyjnie należy obarczyć tak realizatorów, jak i … podłączane słuchawki.
A właśnie, słuchawki, wypadałoby coś o nich napisać. No to pokrótce – ULTRASONE to wymarzone narzędzie „audiofilskiego neurochirurga”. Bezpardonowo pokazują każdy – nawet najmniejszy mikrodetal, jaki znalazł się w materiale źródłowym a czasem można wręcz można odnieść wrażenie, że z punkt honoru postawiły pokazać również ślady po artefaktach, których już momencie realizacji nie było. Ogrom dostarczanych informacji potrafi przytłoczyć i oszołomić, więc kontakt z nimi dobrze początkowo dawkować i sukcesywnie wydłużać sesje, każdorazowo poważnie zastanawiając się nad trafnością wybranego do odsłuchu repertuaru. Tutaj nie ma zmiłuj, tylko bezwzględna prawda i brak nawet śladowych oznak empatii. Mówiąc wprost fenomenalne narzędzie pracy dla realizatorów i recenzentów, za to dość kontrowersyjna propozycja dla melomanów. Oczywiście warto ich na spokojnie posłuchać, jednak zakup w ciemno szczerze odradzam. O ile bowiem pod względem wygody i jakości wykonania nie sposób im cokolwiek zarzucić, tak brzmieniowo dość jasno określają swoje grono odbiorców.
Prawdę powiedziawszy po Ultrasone spotkania OBRAVO HAMT-3 MKII nieco się obawiałem. Świadomość obecności 40 mm AMT w praktycznie pomijalnej odległości od mojego ucha wydawał się niezbyt ciekawą perspektywa. Tymczasem wygrzane HAMT-3 MKII, będąc najtańszymi słuchawkami w testowym gronie bardzo miło mnie zaskoczyły. Z jednej strony niby podążały ścieżką wydeptaną przez bawarską konkurencję, jednak co i rusz starały się przemycić chociaż odrobinę analogowych krągłości i mięsistości. W bezpośrednim porównaniu góra była zdecydowanie bardziej kremowa i zaokrąglona, co z jednej strony nieco ograniczało ilość wrażeń przestrzennych, jednak samo centrum kadru nabierało wielce przyjemnej, soczystej plastyczności. Np. na elektronice reprezentowanej tym razem przez Moby’ego i jego ostatni album „All Visible Objects” nie czuć było obsesyjnej kontroli i najniższe składowe, choć nieco pogubione już tak mechanicznie nie stukały a góra pasma nieco mniej bezwzględnie wwiercała się w zwoje mózgowe.
Z kolei Campfire Audio Solaris Special Edition okazały się prawdziwym objawieniem, idealnie dopasowując się do nie tyle neutralnej, co w pełni naturalnej rozdzielczości oferowanej przez A&ultimę. Może, nie, nie może – bezapelacyjnie, pod względem dostarczanego – reprodukowanego ogromu informacji ustępowały Ultrasone, jednakże akurat w tym przypadku nieco mniej oznaczało po prostu lepiej. W końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie ogląda filmów na TV/projektorze ustawionym w demonstracyjny tryb sklepowy, bo po kwadransie miałby murowane zapalenie spojówek i potężną migrenę. A z tymi designerskimi dokanałówkami jest po prostu bosko. Scena nawet nie próbuje się do nas zbliżyć, więc przysłowiowe hektary przestrzeni mamy nie tyle na wyciągnięcie ręki, co nieśpiesznie się po nich przechadzamy, gradacja planów jest realizowana niemalże z laserowym dalmierzem a poszczególni muzycy są tak realistyczni, jakbym nigdy nie miał astygmatyzmu, tylko sokoli wzrok. Ponadto pomimo dość zauważalnej wagi po kilku taktach po prostu zapomina się, iż cokolwiek ma się w uszach – wystarczy tylko dobrać odpowiednie gąbki i mamy pełnię szczęścia. Do puli w pełni zasłużonych superlatyw nie sposób nie dorzucić basu, który zachowuje idealną równowagę pomiędzy mięsistością a kontrolą sprawiając, że z jednej strony możemy delektować się delikatnymi dźwiękami perkusjonaliów na „Sounds Of Mirrors” Dhafera Youssefa a z drugiej spontanicznie zafundować sobie ekstatyczną lawinę dźwięków z „The Astonishing” Dream Theater. Im dłużej ich słuchałem, tym bardziej się od nich uzależniałem, koniec końców dochodząc do wniosku, iż to właśnie one stanowią klasę samą dla siebie i punkt odniesienia dla pozostałych konstrukcji. Są „studyjnie monitorowe” – pokazują wszystko, jednak z zachowaniem właściwych proporcji i bez faworyzowania któregoś z podzakresów, potrafią idealnie oddać charakter źródła a jednocześnie nie piętnują słabszych realizacji. Czyli co – ideał? Jeśli nie stuprocentowy, to akurat im jest do niego najbliżej.

Przechodząc do wybitnie subiektywnego resume śmiem twierdzić, iż Astell&Kern A&ultima SP2000 Special Edition Vegas Gold najlepiej zgrywał się z równie designerskimi Campfire Audio Solaris Special Edition sprawiając, iż pojęcie przenośno-słuchawkowego ekstremalnego High-Endu przybrało nader realną postać. Nie neguję jednakże trafności innych wyborów a jedynie sygnalizuję swój własny, dopuszczając inne gusta. Ponadto warto podkreślić, iż wybór flagowego DAP-a Astell&Kern jest dość oczywistym dojściem do umownej ściany i nie wisdomo ile czasu zajmie temu, bądź jakiegokolwiek innemu producentowi zaoferowanie czegokolwiek lepszego. Jeśli zatem w audiofilskich wyborach kierujecie się Państwo bezkompromisowością, to Astell&Kern A&ultima SP2000SE jest właśnie dla Was, a słuchawki dobierzcie sobie wg. własnych preferencji i widzimisię. Osobście do listy wykorzystanych podczas niniejszego testu słuchawek z czystej ciekawości dopisałbym jeszcze Focale Utopia i Final Sonorus X. W końcu jak szaleć to szaleć.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu

– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5; Kuzma Stabi S New + Stogi S 12 VTA + Kuzma CAR – 20
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl; Musical Fidelity M6 Vinyl, RCM Audio Sensor 2 Mk II
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak wiadomo, bez względu na status naszego posiadania obecne czasy kojarzone są z jednym, wielkim egzystencjalnym pospiechem – oczywiście mam na uwadze jedynie tych przedstawicieli gatunku homo sapiens, którzy parają się poprawiającym ich byt zarabianiem pieniędzy, a nie trwaniem na bazie obecnie bardzo modnej socjalki. To zaś sprawia, że jeśli jakimś cudem po powrocie do domu mamy jeszcze chęć na cokolwiek, ze słuchaniem muzyki włącznie, z racji zbyt krótkiej doby praktycznie nie ma już czasu na spełnianie swoich przyjemności. Skądś to znacie? Tak tak, w podobnym, co gorsza realnym świecie żyje wielu z nas, dlatego też branża audio widząc w takiej sytuacji spory potencjał rynku, przy okazji nie pozostawiając tego typu melomanów samym sobie z ich ciężkim losem, zaproponowała miłośnikom muzyki tak zwane zestawy mobilne. Oczywiście nie rozprawiam w tym momencie o segmencie wyposażonych w plastikowe „pchełki” wszelkiego rodzaju generujących byle jaki dźwięk smartfonach i innych plikograjkach, tylko zaawansowanych sonicznie, dedykowanych do słuchania muzyki w high end-owej jakości urządzeniach przenośnych. Jakich? Choćby podobnych do dzisiaj opisywanego odtwarzacza Astell&Kern, który oprócz zapewniania nam świetnej jakości słuchanej muzyki jest przy okazji pewnego rodzaju wizualnym dziełem sztuki. Myślicie że bredzę? Zapewniam, że nie, gdyż producenci tego typu gadżetów równie baczną uwagę przykładają tak do oferty brzmieniowej, designu, jak i jakości wykonania konstrukcji ze swojej oferty. Nie wierzycie? Zatem zapraszam na rozprawkę na temat tak zwanego kieszonkowego odtwarzacza muzyki wspomnianej, koreańskiej marki Astell&Kern A&Ultima SP2000SE Vegas Gold, którego w opiniotwórczym boju wspierać będą trzy zestawy słuchawek – limitowana edycja dokanałówek Campfire Audio Solaris Special Edition (USA) i dwa modele nauszne: Ultrasone Edition 15 Veritas (Niemcy) wraz z Obravo Hamt- 3 MK II (Tajwan), a przekonacie się, że wiem, o czym mówię. Zainteresowani? Jeśli tak, to wieńcząc akapit rozbiegowy w trosce o potencjalnych zainteresowanych jestem zobligowany wspomnieć, iż obsadzony tak wyszukanymi konstrukcjami test był możliwy dzięki zaangażowaniu warszawskiego dystrybutora MIP.

Z racji mnogości biorących udział w teście konstrukcji nie będę zbytnio się nad nimi rozwodził, tylko przywołam ich najważniejsze cechy. Rozpoczynając miting od źródła Astell&Kern pierwszą istotną informacją – oczywiście poza kwestią soniczną, o której wspomnę nieco później – jest jego zjawiskowy design połączony z wyśmienitym wykończeniem. W tym przypadku mamy do czynienia z ciekawą, bo bazującą na wariacji na temat prostokąta, stalową, w testowej odsłonie limitowaną, bowiem wykończoną szczerym złotem obudową. Front oprócz cienkiej ramki jest jednym wielkim dotykowym wyświetlaczem, zaś na prawym boku znajdziemy jedyny manualny manipulator, jakim jest wkomponowana w jego ukośne podcięcia, okrągła, poząbkowana niczym nastawnik czasu w zegarku gałka inicjacji pracy urządzenia i sterowania głośnością. Jak można się spodziewać, biorąc pod uwagę fakt wysokiego zaawansowania technologicznego odtwarzacza, a przez to obsługę wszelkich innych funkcji niż uruchamianie i zwiększanie poziomu Volume z poziomu ekranu, to są wszystkie wizualne aspekty tej konstrukcji. Dlatego też kończąc opis aparycji odtwarzacza – wszelkie wrażliwe przed kupnem dane techniczne o jego możliwościach znajdziecie w tabelce pod recenzjami – spieszę donieść, iż obcując z nim na co dzień, musimy wziąć pod uwagę jego sporą wagę – tylko proszę o spokój, gdyż zwykła kieszeń z pewnością z łatwością sobie z tym problemem poradzi – i co istotne, z uwagi na obcowanie jednak z dość drogim produktem – przypominam o użytym do wykończenia złocie – możliwość ubrania go w dedykowane, wykonane ze skóry, wyglądające równie świetnie jak sam grajek etui.

Temat słuchawek rozpoczniemy od stosowanych dousznie Campfire Audio Solaris Special Edition. Jak można się domyślić, jest to rozwinięcie tak zwanych „pchełek”. Jednak myliłby się ten, kto sądzi, że podobnie do wspomnianych żyjątek są nicnieważącymi uprzyjemniaczami życia. Niestety materiał na obudowę, jakim w tym przypadku jest formowana w procesie 3D porcelana, odznacza się sporą jak na takie konstrukcje wagą, co wprost proporcjonalnie może przełożyć się na problemy użytkowe. Jednak uspokajam, owszem, czuć je podczas użytkowania, jednak po doborze odpowiednich dousznych kształtek ów temat jeśli nie staje się całkowicie pomijalny, to najwyżej lekko odczuwalny, a to w starciu ze świetnym brzmieniem słuchawek mocno ewaluuje do statusu marginalności. Co istotnego niosą ze sobą rzeczone słuchawki? Idąc za informacjami producenta wszystkie modele z edycji Solaris produkuje się ręcznie. Bryłę obudowy jak wspomniałem, wykonano w technologii 3D z wysokiej gęstości porcelany, w którą wkomponowano bazujące na stali nierdzewnej lejki dla poduszek współpracujących z naszymi małżowinami usznymi. Tytułowa konstrukcja (Campfire) opiera się na specjalnie zaprojektowanych, poprawiających propagację fal dźwiękowych akustycznych komorach. W ich trzewiach pracują dwa customowe przetworniki armaturowe, działające w połączeniu z autorskim systemem T.A.E.C. Z zewnątrz ubrano je w nadające wyjątkowości, bo niepowtarzalne wzorniczo inkrustowane pokrywki. Zaś w komplecie startowym, jak przystało na ofertę premium, otrzymujemy oferujący najwyższą jakość brzmienia kabel z posrebrzanej miedzi, wykonane ze skóry etui i komplet wkładek dousznych.

Kolejny model słuchawek – tym razem Obrawo Hamt-3 MK II – jest konstrukcją zamkniętą, w której połączono dynamiczny przetwornik z magnesem neodymowym z głośnikiem wysokotonowym AMT. Jeśli chodzi ich o budowę korpusów, mamy do czynienia z mieszanką egzotycznego drewna, aluminium, alcantary padów wokółusznych. Temat połączenia obydwu zespołów głośnikowych realizuje stalowy pałąk i wykonane z aksamitu, od strony głowy wyściełane pokrywającym miękką piankę nylonem, siodło. Jeśli chodzi o akcesoria, w komplecie otrzymujemy dwa kable przyłączeniowe (krótszy i dłuższy), zestaw przejściówek i elegancko wykończone, dopasowane do kształtu rzeczonych słuchawek, transportowe pudełko.

Ostatnią parą nauszników jest konstrukcja zza naszej zachodniej granicy Ultrasone Edition 15 Veritas. W tym przypadku również mamy do czynienia z obudową zamkniętą. Co ciekawe, model Veritas oferuje użytkownikowi swoistą nowość w postaci przetworników łączących złotą membranę z tytanową kopułką, gwarantując tym sposobem niezrównaną transparentność generowanego dźwięku. Nausznice wraz z pałąkiem do swej budowy wykorzystują takie materiały jak: stal nierdzewna, drewno wiśni amerykańskiej i wysokiej jakości skóra Merino. A całość wraz z niezbędnymi dodatkami typu czterożyłowy kabel oraz kilka przejściówek dla spełnienia założenia kompatybilności produktu z zastanymi warunkami pracy spakowano w wyłożony materiałem, odpowiednio wyprofilowany neseserek.

Jak można się domyślać, mając do czynienia z tyloma parami słuchawek podczas jednego podejścia testowego spokojnie udało mi się wychwycić największe walory soniczne źródła, które notabene jest punktem zapalnym dzisiejszego testu. Tak też się stało, czego wynik postaram się za moment wyłożyć. Otóż żyjąc z limitowanym modelem Astell&Kern A&Ultima SP2000SE Vegas Gold przenosimy się w świat bardzo równego, oczywiście zależnego od zastosowanych zestawów słuchawkowych, grania. Gdy wymagał tego materiał, mój ośrodek zarządzania ciałem zostawał poddawany niezbędnej dawce świetnie odbieranych, bo bardzo czytelnych i energicznych wstrząsów. Podążając ku górze nie mogę nie wspomnieć o idealnie wyważonej, pełnej danych o najdrobniejszych niuansach dotyczących nie tylko chadzających w tym pasmie instrumentów, ale również bardzo uwodzicielskich artefaktach mimiki twarzy śpiewających ballady artystek. Ale to nie koniec w dobrym tego słowa znaczeniu, jazdy bez trzymanki, gdyż w sukurs zjawiskowemu oddaniu swobody generowanej muzy szły górne rejestry. Te były zjawiskowo witalne, jednak bez najmniejszego poczucia natarczywości. Co więcej, nie poddawały się jakiejś nadrzędnej manierze typu chłodne w estetyce srebra lub ciepłe w tonacji złota. Oczywiście takie bywały, ale tylko w odpowiedzi na zapisane na płycie informacje muzyczne. Jak to wyglądało w konkretnych przypadkach konfiguracyjnych? Już relacjonuję.

Zabawę rozpocząłem od słuchawek dokanałowych. Efekt? Miałem do czynienia ze fantastycznym zjawiskiem. Maleństwa grały z zaskakującą nawet na tle większych sióstr z testu werwą. Pełne energii, rozmachu budowania sceny i tak lubianego przeze mnie nasycenia muzyki. Gdybym miał określić ich sposób prezentacji, bez najmniejszego naciągania faktów powiedziałbym, że były najrówniejsze. Z łatwością potrafiły odnaleźć się w każdym gatunku muzycznym bez oznak zmęczenia materiału, jakim w tym przypadku był mój ośrodek zmysłów. Po prostu wszelkie niuanse brzmieniowe trafiały w punkt. Gdy słuchałem elektroniki, na dole mierzyłem się z mikrotrzęsieniami ziemi, a na przeciwnym biegunie z planowanymi piekielnymi przesterami. Inaczej sprawy miały się w przypadku zderzenia z muzyką rockową, która umiejętnie prezentowana w domenie rozdzielczości i nasycenia nie kaleczyła moich uszu, tylko z niekłamaną gracją przypominała mi związaną z podobną muzyką pokroju AC/DC, czy Led Zeppelin, dawno pożegnaną młodość. Na koniec nie mogę zapomnieć o muzyce akustycznej z barokową włączanie. To był już majstersztyk. Nasycenie, oddanie dobrych proporcji kubatur kościelnych i wszechobecny spokój były na najwyższym poziomie sonicznym. Choć ambitnie szukałem dziury w całym, ani razu nie usłyszałem najmniejszego potknięcia. Przypadek? Nic z tych rzeczy. To jest domena High Endu.

Nieco inaczej wyglądał temat po podłączeniu słuchawek Obravo Hamt -3 MK II. Oczywiście w żadnym wypadku to podejście nie okazało się być jakąkolwiek porażką, a jedynie nieco innym spojrzeniem na ten sam materiał. Jakim? Otóż muzyka nabrała fajnego body. Tak, zrobiło się gęściej, a przez to nieco wolniej, ale w zamian dostałem bardzo uwielbianą przez wszelkiej maści romantyków szczyptę magii i tajemniczości. Dźwięk nie starał się pokazać wszystkiego w idealnych wartościach rodem spod paryskiej wzorcowni Sevres, tylko lekko tonizując górne rejestry – nie, nie gasząc, a jedynie oferując mniejszy rozbłysk – wespół z przybraniem przez źródła pozorne większej wagi i stępienia rysującej je kreski, zdawały się promować gatunki nastawione na eteryczność i romantyzm. To oczywiście nadal była pełna ochoty do grania prezentacja, jednak już z pewnego rodzaju, co istotne często poszukiwanego przez melomanów w celach uspokojenia skołatanych nerwów całodziennym trudem w pracy, sznytem. Czy akceptowalnym przez każdego? Myślę, że raczej przez słuchacza wiedzącego, czego oczekuje od tego typu wygaszacza złych emocji.

Na koniec zostawiłem sobie nauszniki naszych zachodnich sąsiadów, czyli Ultrasone Edition 15 Veritas. Powód? Idąc za informacjami producenta miały oferować bezkresną transparentność przekazu. Dały radę? A jakże, nawet zjawiskowo. Oczywiście podobnie do poprzedniczek to nie była bajka dla wszystkich, ale jeszcze nie wymyślono konstrukcji, która spełniłaby pełne spektrum oczekiwań wielomilionowej klienteli, dlatego w myśl „dla każdego coś miłego” również taki wynik opisywanego testu zaliczam do spektakularnie pozytywnych. To był czysta analiza dobiegającej do moich uszu muzyki. Jednak nie piski, czy anorektyczne porykiwania, tylko owszem szybkie, raczej stawiające na atak, aniżeli na nadmierne rozciąganie wybrzmień interwały nutowe. Myślicie, że było to męczące? Być może dla orędownika milusiego, a przez to powolnego snucia się muzyki tak, jednak w wartościach bezwzględnych było to przeciwstawne do przed momentem przywołanych słuchawek Obravo, ale nadal w domenie świetnej prezentacji, granie. Naturalnie raczej dla miłośników tego typu doznań, ale z pewnością nie ułomne, tylko pełne zaskakujących niuansów sonicznych.

Jak wynika z powyższego tekstu, miałem przyjemność zaznać trzech różnych prezentacji. Co je łączyło? Pierwszym aspektem jest rozdzielczość, którą oferowało topowe źródło marki Astell&Kern. Czy to w niskich rejestrach, na środku, tudzież w górnym zakresie pasma przenoszenia muzyka nigdy nie okazała się być nieprzyjemnie zamulona lub jazgotliwa. To jest właśnie zasługa wspomnianej czystości dostarczanej do słuchawek muzyki. Naturalnie sznyt materiału ewaluował w zależności od rodzaju zastosowanych nauszników, jednak zawsze był wysokiej próby, co z jednej strony dawało jasny przekaz o fenomenalnej jakości dźwięku oferowanego przez odtwarzacz, a z drugiej o umiejętnym, co ważne dobrym jakościowo wykorzystaniu jego potencjału przez każdy z modeli słuchawek. Jaki zatem wniosek wysnułbym z tej potyczki? Nie mam innego pomysłu, jak wygłosić twierdzenie, że jeśli szukacie czegoś wyjątkowego w sferze generowania ukochanej muzyki, a przy tym odznaczającego się wyszukanym i do tego zjawiskowo wdrożonym w życie designem, nie ma innej opcji jak nabycie będącego clou tego testu odtwarzacza przenośnego Astell&Kern A&Ultima SP2000SE Vegas Gold. Innej opcji na chwilę obecną nie widzę.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– wzmacniacz zintegrowany: Accuphase E800
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”, Dynaudio Contour 60
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja:MiP
Ceny
Astell&Kern A&ultima SP2000SE Vegas Gold: 16 999 PLN
ULTRASONE Edition 15 Veritas: 12 999 PLN
OBRAVO HAMT-3 MKII: 3 990 PLN
Campfire Audio Solaris Special Edition: 8 999 PLN

Dane techniczne:
Astell&Kern A&ultima SP2000SE Vegas Gold
• Kolor obudowy: złoty
• Materiał obudowy: stal nierdzewna
• Wyświetlacz: 5-calowy (720 x 1 280) dotykowy
• Obsługiwane formaty audio WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF, MQA (wsparcie zaplanowane)
• Odtwarzanie MQA: Serwisy (Tidal Masters), pliki lokalne, zewnętrzne USB, MQA-CD (zgrane)
• Częstotliwość próbkowania: PCM: 8 kHz ~ 768 kHz (8/16/24/32 bity na próbkę) / DSD Native: DSD64 (1 bit 2,8 MHz), Stereo / DSD128 (1 bit 5,6 MHz), Stereo / DSD256 (1 bit 11,2 MHz), Stereo / DSD512 (1 bit 22,4 MHz), Stereo
• Poziom wyjściowy: Unbalance 3.0Vrms / Balance 6.0Vrms (Condition No Load)
• Pasmo przenoszenia: ±0.015dB (Condition: 20Hz~20kHz) Unbalance / ±0.010dB (Condition: 20Hz~20kHz) Balance
±0.050dB (Condition: 20Hz~70kHz) Unbalance / ±0.030dB (Condition: 20Hz~70kHz) Balance
• Stosunek sygnał – szum: 124dB @ 1kHz, Unbalance / 125dB @ 1kHz, Balance
• Przesłuch: -138dB @ 1kHz, Unbalance / -144dB @ 1kHz, Balance
• THD+N: 0.0005% @ 1kHz, Unbalance / 0.0004% @ 1kHz, Balance
• IMD SMPTE: 0.0003% 800Hz 10kHz(4:1) Unbalance & Balance
• Impedancja wyjściowa: Balanced out 2.5mm (1Ω) / PHONES 3.5mm (1.5Ω)
• Procesor: Octa-core
• DAC: AKM AK4499EQ x2 (Dual DAC)
• Dekodowanie: Obsługa odtwarzania bit-to-bit do 32 bitów / 768 kHz
• Zegar:
• Jitter: 25ps (typ)
• Reference Clock Jitter 200 Femto Seconds
• Pamięć:
• Wbudowana: 512GB [NAND]
• Zewnętrzna: microSD (max. 512GB) x1
• Wejście: USB 3.0 typu C (dla PC i MAC)
• Wyjścia: słuchawkowe (3,5 mm) / Wyjście optyczne (3,5 mm) / Zbalansowane (2,5 mm, obsługiwane tylko 4-biegunowe)
• Wi-Fi: 802.11 a / b / g / n / ac (2,4 / 5 GHz)
• Bluetooth: V4.1 (A2DP, AVRCP, aptX TM HD)
• Wymiary (S x W x G); 76,3 x 132 x 15,7 mm
• Waga: 410,8 g
• Udoskonalenia: Obsługiwane aktualizacje firmware (OTA)
• Obsługiwane systemy operacyjne: Windows 7,8,10 (32/64bit), MAC OS X 10.7 lub nowszy

ULTRASONE Edition 15 Veritas
• Konstrukcja: dynamiczne, zamknięte
• S-LogicEX® technology
• MU-metall shielding – ULE technology
• Impedancja: 40 Ω
• Przetwornik/Rozmiar: gold-plated with titanium calotte, 40 mm
• Układ magnetyczny: NdFeB
• Pasmo przenoszenia: 5 – 48.000 Hz
• SPL: 96 dB
• Waga (bez przewodu): 314 g

OBRAVO HAMT-3 MKII
• Przetwornik wysokotonowy: 40 mm AMT
• Przetwornik nisko / średniotonowy: 50 mm, dynamiczny
• Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 45 kHz
• Impedancja wejściowa: 32 Ω
• SPL: 105 dB
• Waga: 398 g

Campfire Audio Solaris Special Edition
• Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 20 kHz
• Czułość: 115 dB SPL / mW
• 10 Ω przy impedancji 1 kHz
• THC: < 1%
• Wytrzymałe obudowy wykończone PVD
• Drukowane 3D komory akustyczne
• Membrany Plasma enhanced Chemical Vapor Depostion (C.V.D.) Amorphous Diamond Like Carbon (A.D.L.C.)
• Podwójne przetworniki wysokotonowe zbalansowane armaturowe + T.A.E.C
• Przetwornik średniotonowy zbalansowany armaturowy
• Specjalnie dostrojony przetwornik dynamiczny 10 mm średnio-niskotonowy
• Złącza MMCX berylowo – miedziane
• Aluminiowa obudowa obrabiana maszynowo
• Tuned Acoustic Expansion Chamber™ (T.A.E.C.)
• Wyloty akustyczne ze stali nierdzewnej
• Final Audio E-type eartips (XS/S/M/L/XL), Marshmallow eartips (S/M/L), Silicon eartips (S/M/L)

  1. Soundrebels.com
  2. >

Métronome Le DAC
artykuł opublikowany / article published in Polish

Choć Le DAC jest zaledwie podstawowym a zarazem zaskakująco przystępnie wycenionym przetwornikiem cyfrowo-analogowym w ofercie Métronome, to raczej nie widać w nim zbytnich oszczędności. Elegancka i solidna obudowa, 3 transformatory toroidalne i kość przetwornika Asahi Kasei AK4493 budzą zaufanie.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Circle Labs A200
artykuł opublikowany / article published in Polish

Niewielka, powstała z pasji manufaktura z reguły, przynajmniej w kręgach audio kojarzy się miłośnikom wyrafinowanych doznań nauszych głównie z Japonią, bądź równie egzotycznymi miejscówkami. Całe szczęście podobne inicjatywy egzystują zdecydowanie bliżej, czego niezbitym dowodem  jest krakowski wzmacniacz zintegrowany Circle Labs A-200, który właśnie zaczyna się u nas wygrzewać.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Sonus faber Olympica Nova V
artykuł opublikowany / article published in Polish

Są różne kanony piękna, jednak ilekroć do pracy zabierają się Włosi efekt finalny jest co najmniej … zachwycający. nie inaczej jest w przypadku … kolumn Sonus faber Olympica Nova V.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >

Vienna Acoustics Beethoven Baby Grand Reference
artykuł opublikowany / article published in Polish

Czasem warto zejść na ziemię i po ekstremalnym High-Endzie sięgnąć po coś, co nie tylko nie zrujnuje domowego budżetu, ale w dodatku zmieści się w „normalnym” pokoju o standardowym metrażu i jeszcze będzie stanowiło jego niewątpliwą ozdobę.  Powyższe kryteria wydają się spełniać filigranowe i nad wyraz urodziwe kolumny Vienna Acoustics Beethoven Baby Grand Reference.

cdn….

  1. Soundrebels.com
  2. >

Accuphase C-47

C-47 to najnowszy high-endowy przedwzmacniacz gramofonowy firmy Accuphase. Zastępuje on wprowadzony sześć lat temu model C-37, będąc zwieńczeniem wieloletnich prac inżynierów z Jokohamy nad projektem phonostage’a doskonałego i pierwszym na świecie urządzeniem tego typu, w którym sygnał jest prowadzony od wejść do wyjść całkowicie symetrycznie. Rezultatem tego jest m. in. bardzo wysoka odporność na zewnętrzne zakłócenia i szum. Wejście XLR zarezerwowano tylko i wyłącznie dla sygnału MC, gdyż ze względu na ekranowanie sygnału MM połączone z biegunem ujemnym tryb zbalansowany mija się z celem. Pozostałe trzy wejścia RCA można skonfigurować jako MC z sześcioma ustawieniami impedancji lub MM z trzema. Każde z czterech wejść dysponuje oczywiście osobną pamięcią ustawień.

W urządzeniu zastosowano wzmacniacze instrumentacyjne z prądowym sprzężeniem zwrotnym: osobno dla sygnału MC, zbudowany z 9 par tranzystorów bipolarnych i dla MM, z 3 par tranzystorów FET. Są one uzupełnione bardzo precyzyjnym wzmacniaczem korekcyjnym. Część rozwiązań pochodzi tu wprost z topowych urządzeń Accuphase: przedwzmacniacza C-3850 i integry E-800, zapewniając maksymalną efektywność odwzorowania sygnału przy bardzo niskich szumach układu.
C-47 od zewnątrz wygląda prawie identycznie jak poprzednik: układ przycisków jest identyczny, jednak na wyświetlaczu zamiast diodowych wskaźników ustawień wprowadzono cyfrowy wskaźnik wartości liczbowej wybranej impedancji. Dla trybu MC zrezygnowano z ustawienia 3 Ω i dodano 200 Ω. Boczne panele wykonano tak samo – z naturalnego drewna wykończonego w wysokim połysku, ale lakierowaną górną płytę stalową zastąpiło eleganckie szczotkowane aluminium. Więcej zmian widać w środku: wprawdzie transformatory toroidalne dostarczające prądu do prawego i lewego kanału są dalej po lewej stronie od czoła, jednak po przeciwnej układ modułów zmienił się. W związku z topologią osobnych monofonicznych kanałów sekcję wzmacniająco-korekcyjną umieszczono na dwóch osobnych płytkach bliżej tylnego panelu, a płytkę niskoszumowego zasilacza stabilizowanego – bardziej z przodu. Ta ostatnia sekcja dysponuje 8 kondensatorami elektrolitycznymi o łącznej pojemności 15 000 μF i jest niezależna od fluktuacji impedancyjnych wkładki. Wszystkie trzy sekcje są oddzielone od siebie przegrodami niwelującymi zakłócenia elektromagnetyczne, płytki zaprojektowano pod kątem jak najściślejszego rozmieszczenia komponentów i maksymalnego skrócenia ścieżki sygnałowej.
Pod względem parametrów C-47 prezentuje się rekordowo. Dla trybu MC maksymalna odchyłka krzywej korekcji RIAA wynosi ±0.3 dB w przedziale od 10 Hz do 20 kHz, poziom szumów -155 dB, a zniekształcenia THD utrzymują się na poziomie poniżej 0.003 % przy 1 kHz.
Cenę przedwzmacniacza gramofonowego Accuphase C-47 ustalono na 44900 PLN.

  1. Soundrebels.com
  2. >

Acrolink MEXCEL 7N-PC 9900

Link do zapowiedzi: Acrolink MEXCEL 7N-PC 9900

Opinia 1

W ramach niezobowiązującego wstępniaka po raz kolejny pozwolę sobie naświetlić niezorientowanym w temacie kilka, kluczowych dla naszego hobby kwestii. Pierwsza właśnie mimochodem nawet padła i dotyczy kategoryzacji naszych – około-audiofilskich działań. Chodzi oczywiście o to, iż jest to hobby, czyli zgodnie z Wielkim słownikiem języka polskiego „ulubione zajęcie, któremu poświęca się wolny czas”. Hobby, a więc nie praca, przymus, bądź jakaś najwyższej rangi misja mająca na celu ratunek, bądź zbawienie milionów. Krótko mówiąc śmiało możemy uznać nasz codzienny audiofilizm za równy filatelistyce, akwarystyce, bądź pieleniu grządek na działce, etc. Jeśli owa oczywista definicja tak do nas, jak i naszych oponentów dotrze z resztą powinno pójść już z górki. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie zapalonemu działkowcowi proponował zalanie jego niewielkiego, ale dającego radość, areału betonem a miłośnikowi pieszych wędrówek, maratonów i generalnie outdoorowej aktywności fizycznej wielogodzinne gnuśnienie przed TV. Natomiast drugą i nie mniej ważką jest kwalifikacja naszych „zabawek” do puli dóbr luksusowych. To z kolei powinno ukrócić jakiekolwiek dyskusje, zarzuty i obrzucanie kalumniami producentów/dystrybutorów i przedstawicieli tzw. prasy branżowej związane z irracjonalnymi dla przeciętnego konsumenta cenami. Po prostu Hi-Fi i High-End nigdy nie były, nie są i zapewne nie będą, towarami pierwszej potrzeby jak pieczywo, nabiał, środki czystości, czy codzienna odzież. Krótko mówiąc decydując się na coś z owego segmentu świadomie realizujemy któryś ze swoich (licznych?) kaprysów. Tylko tyle i aż tyle.
Jeśli zastanawiacie się Państwo jakiż jest powód powyższego wywodu, to spieszę z wyjaśnieniem, iż jest nim przedmiot niniejszej epistoły, czyli najnowszy i niemalże topowy (królewskie insygnia należą puki co do 8N-PC8100 Nero Edizione) przewód zasilający japońskiego specjalisty od audio-metalurgii, czyli Acrolink MEXCEL 7N-PC 9900. Tak, tak, doskonale zdaję sobie sprawę ze skali polaryzacji, jaki temat okablowania audio, ze szczególnym uwzględnieniem jego odłamu zasilającego, wywołuje i istnienia starych jak świat argumentów aluminium w ścianach i kilometrach sieci przesyłowych biegnących od kopcących elektrowni. Niemniej jednak jak już zdążyłem nadmienić poruszamy się w obszarze hobbystyczno – luksusowym, więc zarówno kwestie natury ekonomicznej, jak i infrastrukturalnej spokojnie możemy pominąć, gdyż przynajmniej z naszego punktu widzenia fakt, iż coś działa na przysłowiowym kabelku od lampki nocnej/komputera nie jest sukcesem samym w sobie a jedynie punktem wyjścia do dalszych poszukiwań.

Choć po firmowej nomenklaturze tego nie sposób odgadnąć, nasz dzisiejszy bohater, dostępny na rynku od ubiegłorocznego czerwca, jest już piątym pokoleniem serii 9000, zainaugurowanej w 2006 r. przez 7N-PC9100 MEXCEL, po którym w 3-4 letnich interwałach pojawiały się modele 9300, 9500 i 9700 mający swoją premierę w lipcu 2017. Z powyższej wyliczanki jasno widać, że coś musiało być na rzeczy, skoro tokijska ekipa postanowiła nieco przyspieszyć roszadę na stanowisku vice-lidera. Wiedziony wrodzoną ciekawością zacząłem szperać, podpytywać i … wszystkich miłośników teorii spiskowych muszę w tym momencie rozczarować, gdyż powód takiego stanu rzeczy okazał się nad wyraz prozaiczny. Po prostu zapotrzebowane rynku przekroczyło najśmielsze przypuszczenia producenta, więc zapasy zamówionych w Mitsubishi przewodów wystarczyły na znacznie krótszy okres, aniżeli miało to miejsce w przypadku wcześniejszych odsłon serii. Jak będzie w przypadku 9900 trudno mi powiedzieć, jednak nauczeni doświadczeniem dealerzy zapobiegliwie od razu pozamawiali to, co tylko schodziło z taśmy. Jako przykład wystarczy podać naszego rodzimego krakowsko-stołecznego Nautilusa, który dzięki nader pokaźnej dostawie z Japonii, był łaskaw zatowarować nas … czterema egzemplarzami takowych przewodów. Krótko mówiąc nie dość, że podczas wygrzewania spokojnie mogliśmy obserwować ewentualne zmiany w obu naszych systemach, a po drugie bez najmniejszego problemu mieliśmy szansę nausznie zweryfikować, czy taka kumulacja nie powoduje przypadkiem przesytu i zbyt wysokiego stężenia cukru w cukrze. I jeszcze jedno –trzy sztuki były 1,5 m a jedna 2 m długości, więc i zabawa w bratobójcze porównania zapowiadała się przednio.

Jednak ad rem. Jak to w przypadku serii 9000 bywa aparycja dzisiejszego bohatera, lub jak to woli bohaterów, niezbyt odbiega od tego, do czego zdążyli przyzwyczaić nas jego/ich protoplaści. Masywne carbonowo – aluminiowe wtyki wieńczą całkiem podatny na zginanie i układanie, oraz dość cienki, oczywiście jak na audiofilskie standardy, przewód pokryty eleganckim czarno-czerwonym poliuretanowym peszlem.
W przeciwieństwie do „zwykłej” oferty Acrolinka wykorzystującej przewody Cu 7N D.U.C.C. (Dia Ultra Crystallized Copper) Stressfree nasz dzisiejszy gość co prawda również wykorzystuje miedź 7N, jednak w jej „medycznej” odmianie MEXCEL – opartej na technologii MEDIS (Mitsubishi Electro Deposition Insulation System). Każda z 50 żył o ø 0.32 mm jest emaliowana, w roli izolatora użyto poliolefiny monomerycznej. Trzy wiązki przewodów otulają dwie nad wyraz zaawansowane warstwy. W skład pierwszej warstwy wewnętrznej wchodzą poliolefina monomeryczna, wolfram, proszek węglowy o strukturze amorficznej, natomiast druga – pełniąca również rolę antyrezonansową –chroniąca nie tylko przed rezonansami z zewnątrz, lecz również generowanymi przez same przewody – poliolefina monomeryczna. Następnie znajduje się wstęga półprzewodząca, glazura poliuretanowa i zewnętrzny peszel poliuretanowy odporny na promieniowanie UV. Nie zabrakło też znanych m.in. z 7N-PC5500 Speciale Edizione i 7N-PC9500 MEXCEL biegnących przez centrum przekroju – pomiędzy wiązkami miedzianymi, dwóch nici – jednej jedwabnej, odpowiedzialnej za niwelowanie drgań i drugiej – absorbującej promieniowanie EMI.
Również firmowa konfekcja przeszła małą metamorfozę w porównaniu z wtykami znanymi z 7N-PC9500 MEXCEL. Oczywiście jej trzon nadal bazuje na Oyaide P-004e i C-004, lecz elementy wykonywane są zgodnie ze specyfikacją dostarczoną przez Acrolinka a zamiast miedzi berylowej pokrywanej platyną i palladem stosowana jest miedź srebrzona a następnie rodowana, Z kolei korpusy wtyków to wielce biżuteryjne połączenie żywicy, włókna węglowego, mosiądzu i anodowanego aluminium.

Przechodząc do akapitu poświęconego brzmieniu pozwolę sobie od razu na wstępie wsadzić kij w mrowisko głosząc tezę, iż 9900 (pozwolicie Państwo, że nie będę każdorazowo stosował jego pełnej nomenklatury) wydaje się być zdecydowanie bardziej oczywistym rozwinięciem walorów sonicznych … 7N-PC6700 Anniversario (oczywiście w konfekcji CBN ), aniżeli swojego oficjalnego protoplasty, czyli PC9500. Powodem jest jego fenomenalna liniowość i zaskakująca, nawet na tym pułapie cenowym dynamika idąca w parze ze swobodą. Aby jednak dojść do powyższych wniosków trzeba dać Acrolinkom czas na wygrzanie i ułożenie się w systemie. I to wcale nie chodzi o dzień, bądź dwa okazjonalnego grania, lecz solidne, co najmniej tygodniowe, granie praktycznie non stop. Całe szczęście przeprowadzane przez nas testy zbiegły się z powszechnym lockdownem, a że i dystrybutor nie cisnął nerwowo przestępując z nogi na nogę, to i niespiesznie eksploatowaliśmy z Jackiem dostarczone przewody przez blisko półtora miesiąca. Wyjęte prosto z jeszcze fabrycznie zafoliowanych pudełek raczej nikogo do siebie nie przekonają – są zbyt zachowawcze i „przycięte” na górze z wyraźnie limitowaną dynamiką. Wystarczy jednak uzbroić się w cierpliwość i proszę mi wierzyć, że z szarej poczwarki przemienią się w zachwycającego motyla.
Wspomniane cechy przewodnie mogą wydawać się całkiem trafnym odpowiednikiem przysłowiowego zastrzyku adrenaliny, jednak proszę wziąć pod uwagę fakt, iż poruszamy się na naprawdę wysokim pułapie, więc w pewnym sensie zwykłe i osiągane dość prostymi środkami „robienie dźwięku” w celu krótkotrwałego efektu „Wow!” tutaj nie przejdą. Dlatego też 9900 nic od siebie nie dodaje i nie dorabia a jedynie uwalnia drzemiący w systemie potencjał energetyczny. Posługując się motoryzacyjną metaforyką 9900 zamiast od razu brać się za „rozwiercanie cylindrów” skupia się na usuwaniu „wąskich gardeł” i bezinwazyjnym wyciśnięciu „maxa” z istniejącej platformy, choćby na drodze chip tuningu. O ile bowiem 9500 niezaprzeczalnie czarował lekko przyciemnioną i „dopaloną” – dosaturowaną średnicą, o tyle 9900 stawia na transparentność, jednak nie budowaną na sterylnej analityczności a na rozdzielczości i to tej bliższej organicznemu obliczu rzeczywistości.
Źródła pozorne kreowane są nad wyraz precyzyjnie i próżno doszukiwać się w nich nawet najmniejszych oznak niestabilności, dzięki czemu z wielką przyjemnością oddawałem się odsłuchom nagrań zrealizowanych nawet nie tyle ciemno, co wręcz mrocznie. I nie, nie chodzi mi w tym momencie o jakieś obrazoburcze, niemalże zwierzęce porykiwania w stylu „I Loved You at Your Darkest” Behemotha, choć nie omieszkałem i po tenże album sięgnąć, lecz raczej miałem na myśli nagrany w katakumbach „Tomba sonora” Stemmeklang, zarejestrowany w uznawanym za jedno z „najcichszych” studiów Europy, belgijskim Galaxy „Ferdinando Fischer: From Heaven on Earth – Lute Music from Kremsmunster Abbey” Huberta Hoffmanna, czy też przecudownie zwiewny i eteryczny „Sounds of Mirrors” Dhafera Youssefa. Chodziło bowiem o to, iż z pozornego mroku japońskiemu przewodowi / przewodom udało się wydobyć zaskakujące bogactwo detali i niuansów dotyczących zarówno samego definiowania, jak i aury pogłosowej, czy też czasu wygaszania poszczególnych, błądzących pod sklepieniem dźwięków. W tym momencie dochodzimy do sposobu kreowania sceny, który śmiało można określić na wskroś „japońskim”. Bowiem przynajmniej w moim, opartym na jakimś tam bagażu doświadczeń, lwia część pochodzącego z Kraju Kwitnącej Wiśni okablowania preferuje budowanie sceny za linią kolumn, aniżeli atakowanie słuchacza dźwiękami pakującymi mu się niemalże na kolana. Powód takiego stanu rzeczy wydaje się dość oczywisty i wynikający z metraży japońskich domostw, gdzie każdy metr kwadratowy jest na wagę złota, więc takie kreowanie bonusowej „wirtualnej przestrzeni” jest nad wyraz pożądane.
Pozwolę sobie jeszcze wrócić do Nergala i jego groźnie umalowanej ferajny. Proszę tylko zwrócić uwagę na otwierający album „Solve” z dziecięcymi chórkami niejako podprogowo zwiastującymi nadejście istnej dźwiękowej apokalipsy. I tak też jest w rzeczywistości z tą tylko różnicą, iż zamiast monolitycznej kanonady nagle dostrzegamy misterność i kunszt tej pozornej nawalanki. Każda wyrykiwana przez Nergala fraza jest czytelna, każdy blast ma jasno zdefiniowaną kolejność uderzeń a nawet najgęstsze spiętrzenia riffów pozwalają śledzić pracę rąk na gryfach. Przesadzam? Bynajmniej, jednak zdaję sobie sprawę, że mało kto, z potencjalnych nabywców 9900 sięgnie, bądź nawet spojrzy na ww. wydawnictwo.
Niejako na koniec i już „poza konkursem” pozwoliłem sobie na mały bratobójczy pojedynek, czyli porównanie wersji … nie, nie 9500/9700 vs 9900, lecz dwóch 9900 różniących się li tylko długością, czyli 1,5 vs 2m. I ze stoickim spokojem stwierdziłem, że niestety nic nie ma za darmo a jakość niestety kosztuje. Czyli? Czyli dłuższy egzemplarz zagrał niewiele, bo niewiele, jednakże zauważalnie lepiej. Wspólna dla obu rozdzielczość była w jego przypadku bardziej … realistyczna, jednak nie poprzez podbicie kontrastu i dynamiki w stylu HDR-a a raczej wykonanie kolejnego kroku ku dźwiękowi na żywo. Dziwne? Niekoniecznie, skoro bowiem słychać półtora metra pomiędzy ścianą/listwą a naszym sprzętem, to czemuż owej słyszalności mielibyśmy odmówić kolejnej połówce metra.

I to by było drodzy Państwo na tyle. Wypada mi tylko stwierdzić, iż dzisiejsi goście bezapelacyjnie okazali się, przynajmniej w moim osobistym mniemaniu, zdecydowanie lepsi od swoich protoplastów. Postawili na transparentność, liniowość i dynamikę tym samym otwierając sobie drogę do systemów, gdzie jeszcze do niedawna raczej nie zagrzałyby długo miejsca. Ponadto biorąc pod uwagę praktycznie niezmienność ceny –wszystkie 9000-ki startowały z pułapu ok. 20 kPLN i patrząc na to, co dzieje się na audiofilskim rynku trudno o cokolwiek innego aniżeli w pełni zasłużoną rekomendację.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5; Kuzma Stabi S New + Stogi S 12 VTA + Kuzma CAR – 20
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl; Musical Fidelity M6 Vinyl, RCM Audio Sensor 2 Mk II
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM

Opinia 2

Dzisiejszą przygodę testową chciałbym rozpocząć dość nietypowo. Co ma na myśli? Mianowicie dla lubiących łamigłówki mam mały quiz. Jakieś obawy? Spokojnie, to bułka z masłem, gdyż nawet pobieżne śledzenie rynku audio, bez problemu pozwoli Wam wyjść z tego intelektualnego pojedynku z tak zwaną tarczą. Zatem ad rem. Co oznacza poniższa kombinacja cyfr – 9100, 9300, 9500, 9700? Nie będę Was męczył, to oczywiście handlowe sygnatury niemalże najwyższej linii okablowania sieciowego japońskiego Acrolinka. Jak widać, lista jest dość długa, z czego na naszych łamach udało nam się opisać jedynie ostatnie dwie pozycje tej serii. Powód? Niestety podczas debiutu pierwszych dwóch konstrukcji portal Soundrebels dopiero formował się w naszych dalekosiężnych biznesplanach. Jednak już od modelu 9500, jesteśmy na tyle aktywni, że staramy się wziąć na tapet każdą nowość z tej stajni, co w dniu dzisiejszym skutkuje próbą przybliżenia oferty brzmieniowej najnowszego dziecka przywołanej linii produktowej w postaci kabla sieciowego Acrolink Mexcel 7N-PC9900, którego dystrybucją na naszym rynku zajmuje się warszawsko-krakowski Nautilus. Zaciekawieni? Jeśli tak, zatem zapraszam do poniższego tekstu na kilka wniosków z kilkutygodniowego obcowania z najnowszymi 9900-kami w jak to zwykle bywa, dwóch różnych systemach odniesienia.

Próbując przybliżyć kilka informacji na temat technikaliów rzeczonego kabla, pierwszą istotną, do tego zawartą w jego nazwie sprawą jest wykorzystanie do jego powstania miedzi pochodzenia medycznego o czystości 7N MEXCEL. Co ciekawe produkcją przewodników dla Acrolinka od lat zajmuje się koncern Mitsubishi Cable Industries Ltd., a ich cechą szczególną – oczywiście oprócz wysokiej czystości materiału – jest pokrycie kżdego, jak można się domyślić, bardzo cienkiego drucika w wielonitkowej wiązce, emalią. Jeśli chodzi o temat izolacji, ten w przeciwieństwie do konkurencji nie rozwiązują sztuczne tworzywa na bazie PVC, tylko mogąca pochwalić się niską stałą dielektryczną, w tym przypadku wykończona zewnętrznym wzorem bordowo-czarnej plecionki, żywica poliolefinowa. Tak wyglądają sprawy dotyczące przewodnika, jednak wiadomym jest, iż kabel sieciowy nie obejdzie się bez wtyków. Te są konstrukcją firmową, tylko w kwestii produkcji wykonywaną przez innego japońskiego specjalistę od wszelakiej maści okablowania Oyaide. Korpus jest mariażem czterech składników – żywicy, włókna węglowego, mosiądzu i aluminium. Jego wewnętrzna część za sprawą dobrych właściwości antyrezonansowych i izolacyjnych zrobiona jest na bazie żywicy. Natomiast miedziane powierzchnie styków najpierw pokrywane są srebrem, a docelowo warstwą rodu. Tak mieniące się odcieniem burgundu z nutką czerni węże sieciowe spakowano w estetyczne pudełka.

Jak można się domyślić, chcąc pokazać kurs potencjalnych zmian w najnowszym wcieleniu jakiegokolwiek produktu nie sposób jest opisać go bez odniesienia do poprzednika. To jest pewnego rodzaju standard, dlatego też mimo buntowniczego nastawienia do życia nie pójdę pod prąd i dzisiejszy test zrobię z jego duchem. Ale nie dlatego, że nagle przeskakujemy w inny wymiar czasoprzestrzeni – choć dźwięk zmierza w fajniejszą, aniżeli poprzednie modele stronę, tylko Acrolinki, a w szczególności ich flagowa seria są tak dobrze rozpoznawalne i wręcz rozkupowane przez melomanów, że jeśli bym takiego porównania nie zrobił, w oczach potencjalnych zainteresowanych wiele bym stracił. Zatem jak ma się obecna nowość 9900 do wcieleń 9700 i 9500? Powiem szczerze, że najnowszy model mocno podciąga poprzeczkę w definicji basu i środka pasma. Nadal dolny zakres jest mięsisty i zawsze w odpowiedniej ilości, jednak obecnie lepiej ułożony. Specjalnie nie nazywam tego lepszą kontrolą, gdyż nieopatrznie możecie odebrać to jako jego szkodliwe skrócenie lub nieprzyjemne kopanie słuchacza. Po prostu w moim odczuciu oferuje ewidentną poprawę nadal soczystej, ale tym razem świetniej dozowanej definicji. Jak gdyby na krańcach lekko zebrał się w sobie – przerysowując opis poprzedników powiedziałbym, ze przestał się ciągnąć, przy jednoczesnym utrzymaniu jego pulsacyjności i energii. Nie da się? Zapewniam, że w przypadku 9900-ki się da. Idźmy dalej, czyli w odniesieniu do pasma przenoszenia o oczko wyżej. Taki sposobem doszliśmy do średnicy. Ta na tle starszych wersji przy wspomnianym zwarciu krawędzi dźwięku obecnie może pochwalić się przyjemnym w odbiorze zastrzykiem rozmachu i rozdzielczości. Obecnie jest jakby bardziej witalna, ale nadal nasycona, jednak bez oznak rozjaśnienia. Zwyczajnie dzieje się na niej znacznie więcej, a mimo to nie przytłacza słuchacza, tylko oferuje lepszy wgląd w nagranie. Z uwagi, że środek pasma to mój konik, po wychwyceniu tego aspektu nie omieszkałem zrobić sobie dłuższego odsłuchu zrealizowanych w wielkich kubaturach barokowych budowli płyt spod znaku Jordi Savalla. To była moc zawsze oczekiwanych przeze mnie w tego typu twórczości wrażeń, ale bez jakiegokolwiek napadania na słuchacza, tylko oddanie zastanych przez muzyków realiów. Na koniec zostały nam najwyższe rejestry. Jak myślicie, żyły swoim, w stylu polowania na niezorientowanego w temacie miłośnika muzyki, życiem? Nic z tych rzeczy. Japońscy inżynierowie nie pozwolili sobie na takie faux pas i postarali się, aby wysokie tony szły w sukurs plastyki i namacalności grania niższych składowych. Dlatego też przy znakomitym oddaniu dźwięczności chadzających w tym zakresie instrumentów, jedynie delikatnie je uplastycznili. Nie zgasili, czy zaokrąglili, tylko skierowali ich wydźwięk raczej w stronę złota, aniżeli srebra. To zaś pozwoliło muzyce oferować pełną oddechu magię, a przy tym nie zanudzić potencjalnego słuchacza jednostajnym ulepkiem sonicznym. Reasumując, najnowszy produkt Acrolinka świetnie otwiera dźwięk, ale robi to w nadal hołdujący nasyceniu, a przez to świetnej namacalności, sposób.

Czy to są kable dla wszystkich? Prawdopodobnie nie, jednak nie zdziwiłbym się, gdyby nawet poszukiwacz szybkości za wszelką cenę po nieudanych, jednak ocierających się o dobry wynik próbach z poprzednikami modelu 9900, teraz zapałałby do Acrolinka dozgonną miłością. Jak wspomniałem, na tle protoplastów obecnie dźwięk ewaluuje w swobodniejszą stronę, a to już niedaleka droga do zrewidowania swoich przez lata skostniałych wyborów i zamiast nadal smagać swoje zmysły kakofonią dźwięków, dla odmiany spróbować posłuchać muzyki. I to jest jedyna grupa, która podczas prób z najnowszym Japończykiem powinna spróbować się otworzyć. Reszta populacji melomanów zależna będzie jedynie od swojego dzieła życia, czyli lepiej lub gorzej skonfigurowanego systemu audio. Ale dla jasności. Ja mam gęsty zestaw, a mimo to czas testu był co prawda nieco inaczej zaprezentowaną, ale nadal świetną przygodą z muzyką w roli głównej.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– wzmacniacz zintegrowany: Accuphase E800
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”, Dynaudio Contour 60
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: Nautilus
Cena: 19 900 PLN / 1,5m

Dane techniczne
• Przewodnik: D.U.C.C, technologia Stressfree, 7N MEXCEL ø 0.32 x 50 żył
• Izolacja: poliolefina monomeryczna
• Pierwsza warstwa wewnętrzna: poliolefina monomeryczna + wolfram + struktura amorficzna + proszek węglowy
• Druga warstwa wewnętrzna: poliolefina monomeryczna + warstwa anty-wibracyjna
• Ekranowanie: glazura poliuretanowa + wstęga półprzewodząca
• Warstwa zewnętrzna: poliuretan odporny na promieniowanie UV
• Oporność przewodnika: 2.0 mΩ/m
• Średnica przewodu: 16 mm
Wtyki
• Styki: miedź berylowa
• Powłoka: rodowane srebro (powierzchnia polerowana przed pokryciem)
• Korpus: żywica + mosiądz + włókno węglowe + aluminium

  1. Soundrebels.com
  2. >

Magico – M9

Efekt absolutnie bezkompromisowego podejścia do konstrukcyjnych ograniczeń kolumn głośnikowych. Najnowsza kolumna głośnikowa Magico, model M9, wyznacza nowy punkt odniesienia pod względem muzykalności, przejrzystości i wierności dźwięku. Ten czterodrożny, sześciogłośnikowy system wolnostojący wykorzystuje pierwszą na świecie obudowę głośnikową, która łączy wewnętrzną i zewnętrzną powłokę z włókna węglowego z rewolucyjnym aluminiowym rdzeniem o strukturze plastra miodu. W zestawie z M9 otrzymujemy najnowocześniejszą analogową, zewnętrzną zwrotnicę aktywną, MXO. Stworzona przez Magico, ta starannie wykonana jednostka kontroluje separację częstotliwości niskich/średnio-niskotonowych. Ponadto M9 czerpie korzyści z najnowszej generacji membran głośnikowych Nano-Tec z aluminiowymi rdzeniami o strukturze plastra miodu. Rezultat jest fenomenalny – kolumna głośnikowa, która potrafi odwzorować imponujące crescendo z nieograniczoną mocą, a jednocześnie odtwarzać najdelikatniejsze muzyczne pasaże z przejrzystością i zachwycającymi detalami mikrodynamicznymi.

Obudowa z włókna węglowego z aluminiowym rdzeniem o strukturze plastra miodu
Od samego początku projektanci Magico mają świadomość, że obudowa kolumny głośnikowej musi umożliwić całkowite przejście dźwięku, bez podbarwień brzmienia. Kontrolowanie wibracji obudowy bez magazynowania energii pozostaje jednym z największych wyzwań w konstrukcji kolumny głośnikowej. Dążenie do uzyskania doskonałości w projektowaniu obudów skłoniło Magico do poszukiwania najnowszych osiągnięć w dziedzinie inżynierii materiałowej, komputerowego modelowania i skrupulatnego montażu. M9 stanowi nowy kamień milowy w tej podróży: pierwsza na świecie obudowa kolumny głośnikowej z powłokami wewnętrzną i zewnętrzną z włókna węglowego opartymi na aluminiowym rdzeniu o strukturze plastra miodu. Rozwiązanie to zmniejsza całkowitą masę przy jednoczesnym podwojeniu sztywności strukturalnej.

Obudowa wykorzystuje również najnowszą wersję warstwy tłumiącej używającej kompozyty z branży aeronautycznej, a także rozwiązania znane z konstrukcji Magico, wliczając przegrodę z aluminium lotniczego 6061 T6 i pręty napinające łączące ścianki przednią i tylną. Podczas wielu cykli modelowania metodą analizy elementów skończonych projektanci precyzyjnie dopracowali konstrukcję obudowy, aby wyeliminować rezonans i jakąkolwiek możliwość gromadzenia energii. Ponadto konstruktorzy skalibrowali organiczny kształt obudowy i obrobili przednią przegrodę, aby ograniczyć efekty dyfrakcji niemal do zera. Fale dźwiękowe z przetworników rozchodzą się bez przeszkód, a użytkownik z łatwością może usłyszeć różnicę. Stworzone pole dźwiękowe odwzorowuje to dokładnie z przestrzeni nagrania. W efekcie chociaż M9 imponuje swoją fizyczną obecnością, pod względem brzmieniowym kolumny zdają się całkowicie znikać.

Nowa berylowo-diamentowa kopułka wysokotonowa
Magico już od dawna ma świadomość, że zginanie i poruszanie w rodzaju innym niż tłokowy w przypadku miękkiej kopułki wysokotonowej prowadzi do dużych zniekształceń. To właśnie dlatego Magico wybrało wysoką wytrzymałość i lekkość berylu. Projektanci poszli jeszcze dalej, wzmacniając beryl niesamowitą sztywnością diamentu starannie nakładanego metodą chemicznego osadzania z fazy gazowej. Rozwiązanie to pozwoliło opracować większą konstrukcję, tworząc pierwszą na świecie 28-milimetrową kopułkę berylową i poprawiając wydajność bez zwiększania ciężaru, do czego normalnie doprowadziłoby stosowanie diamentu. Teraz M9 podbija stawkę za pomocą jeszcze bardziej wyrafinowanej kopułki berylowo-diamentowej. Nowy głośnik zapewnia niesamowitą precyzję odwzorowania wysokich tonów, potwierdzoną testami interferometrii laserowej i starannymi odsłuchami. Dzięki temu użytkownik może cieszyć się mikrodynamiką o niesamowitej subtelności, odsłaniającą muzyczne szczegóły z jeszcze większą klarownością.

Ósma generacja membran Nano-Tec z aluminiowym rdzeniem o strukturze plastra miodu
Nacisk kładziony przez Magico na sztywność membrany i zagwarantowanie tłokowego ruchu sprawił, że firma wprowadziła pierwsze na świecie membrany głośnikowe z niewiarygodnie mocnymi nanorurkami grafenowymi. Każda membrana w M9 wykorzystuje autorską konstrukcję Nano-Tec ósmej generacji. Za pośrednictwem tej konstrukcji Magico jako pierwsze na świecie wykorzystało aluminiowy rdzeń o strukturze plastra miodu pomiędzy powłokami grafen/włókno węglowe. We wcześniejszych membranach Nano-Tec o sztywności decydowały powłoki, a rdzeń odpowiadał za tłumienie. Aluminiowa struktura zmienia wszystko, zapewniając materiał rdzenia tak sztywny, że trzeba było użyć ciśnienie 12 ton, aby nadać kształt 15-calowym membranom. Ta dodatkowa sztywność przesuwa częstotliwości rezonansowe daleko poza słyszalny zakres, bez jakiejkolwiek potrzeby stosowania tłumienia.

Grafen, znak rozpoznawczy membran Nano-Tec, jest heksagonalną siatką z węgla o grubości zaledwie jednego atomu. Grafen łączy niewiarygodną sztywność z najwyższą wytrzymałością na rozciąganie wśród wszystkich materiałów znanych nauce – około 40 razy więcej niż w przypadku stali węglowej. Gotowa membrana jest tak sztywna, że położona odwrotnie na ziemi nie deformuje się nawet wtedy, gdy przejedzie po niej auto. Z ośmioma generacjami udoskonaleń ta bezprecedensowa siła w największym możliwym stopniu zbliża się do czystego ruchu tłokowego.

3-, 4- i 5-calowe cewki w wentylowanych odlewach z czystego tytanu
Ponieważ membrana przetwornika odtwarza intensywne szczyty muzyczne, temperatura cewki może w ciągu jednej sekundy wzrosnąć o ponad 40° C. Ogrzewanie może podwoić rezystancję DC cewki, zmienić krzywą odpowiedzi częstotliwościowej i skompresować muzykę nawet o 3 dB – znaczna nieliniowość. Przetworniki Magico przezwyciężają te zniekształcenia. Cewki membran M9 są ogromne – ze średnicami 3, 4 i 5 cali – w celu szybszego rozpraszania ciepła i lepszej kontroli membrany. Otwory wentylacyjne w odlewach cewek tworzą kolejny poziom rozpraszania ciepła. Ze względu na idealne połączenie sztywności i odporności na prądy wirowe Magico wybrało odlewy z czystego tytanu.

Podwieszona cewka głosowa i przewymiarowane magnesy neodymowe
Siła z jaką układ magnetyczny działa na cewkę w typowym układzie może spaść nawet o 50 proc. w miarę oddalania się cewki od środkowej, spoczynkowej pozycji. Ten spadek może być asymetryczny. Ruch nie śledzi wiernie sygnału wejściowego, generując znaczące zniekształcenia harmoniczne i intermodulacyjne. Przetworniki Magico Nano-Tec sprawują absolutną kontrolę nad ruchem cewki poprzez podwieszenie cewki w polu magnetycznym o ogromnej sile. Magico zastosowało magnesy neodymowe o 16-krotnej energii magnetycznej na jednostkę objętości ferrytu. Zamiast szeregu małych magnesów neodymowych projektanci zastosowali niezwykle duże neodymowe magnesy pierścieniowe. Jako dodatkowy sposób przeciwdziałający asymetrii, przetworniki „rozstawiają” dopasowany magnes na górze. Rezultatem jest olbrzymia gęstość strumienia magnetycznego, do aż 1,7 Tesli (17 000 Gaussów), utrzymywana przez niezwykle długie szczeliny powietrzne, nawet do 36 mm. Umożliwia to wyjście bez zniekształceń do 120 dB SPL/1 m.
• 6-calowy przetwornik średniotonowy (× 1): nowy przetwornik średniotonowy wykorzystuje niesamowitą, 4-calową cewkę, aby pomóc zachować liniowe oddawanie mocy aż do 120 dB SPL na 1 m. Efektem są niezmiernie niskie zniekształcenia w całym zakresie działania przetwornika.
• 11-calowe przetworniki średnio-niskotonowe (× 2): całkowicie nowa konstrukcja, która wykorzystuje neodymowy pierścień magnetyczny klasy N48H o nietypowym rozmiarze: 120 mm średnicy × 8 mm wysokości, a także drugi dopasowany magnes na górze, aby zapewnić pełną kontrolę ruchu cewki. Jest to nowy poziom odniesienia w liniowości.
• 15-calowe przetworniki niskotonowe (× 2): nowy głośnik niskotonowy wykorzystuje membranę uformowaną pod naciskiem 12 t. Niezwykle długa szczelina powietrzna, mierząca 36 mm, umożliwia ogromny skok liniowy, +/-15 mm, przy wysokiej czułości. Użytkownik słyszy trzy najniższe oktawy basu z pełnym rozszerzeniem i umiar w zakresie rejestrów średnio-niskotonowych.
Od materiałów membran przez cewki do układów magnetycznych, każdy z tych elementów poprawia liniowość i redukuje słyszalne zniekształcenia. Wszystkie razem dosłownie urzeczywistniają nowoczesność. Są to najbardziej zaawansowane przetworniki dynamiczne, jakie kiedykolwiek zostały stworzone.

Jak zawsze Magico symuluje, optymalizuje, testuje i ponownie testuje każdy projekt przetwornika za pomocą najnowszych narzędzi do analizy elementów skończonych. Komputerowe testy pozwalają jednocześnie oceniać zachowanie akustyczne, mechaniczne, elektromagnetyczne i termiczne. Kiedy projekt przetwornika jest bliski ukończenia, ten sam proces testowania i optymalizacji przeprowadzany jest dla całej kolumny głośnikowej.

Analogowa zwrotnica Magico (MXO)
Częstotliwość podziału 120 Hz pomiędzy przetwornikami niskotonowymi i średnio-niskotonowymi jest szczególnym wyzwaniem. Przy tak niskiej częstotliwości pasywna zwrotnica mogłaby wymagać dużych cewek indukcyjnych i kondensatorów. Nawet jeśli najlepsze komponenty zostały przesłuchane i starannie wyselekcjonowane, takie duże elementy obwodu mogłyby zostać narażone na nieuniknione, znaczące straty. Aby rozwiązać ten problem Magico stworzyło analogową, aktywną zwrotnicę 2-drożną – Magico Analog Crossover (MXO). Ten kluczowy element zapewnia strome nachylenie filtra bez jakiegokolwiek negatywnego wpływu na jakość sygnału.

Perfekcyjnie dopracowana zwrotnica wykorzystuje filtry Linkwitza-Rileya, aby zapewnić nachylenie 24 dB na oktawę przy częstotliwości podziału 120 Hz. Stworzona przez Magico na własnej platformie, analogowa zwrotnica jest w pełni zbalansowana i wykorzystuje w pełni dyskretny obwód od wejścia do wyjścia. Otwarta architektura obsługuje dodatkowe topologie filtrów. Precyzyjny skokowy regulator tłumienia skoku o 0,5 dB/krok zapewnia kontrolę każdego wyjścia, wykorzystując zastrzeżoną technikę w celu zapewnienia czystości w torze sygnału. Zewnętrzna obudowa zasilacza regeneruje prąd przemienny i stosuje aktywną regulację dla każdej części obwodu.

Para kolumn głośnikowych M9 wymaga dwóch wzmacniaczy stereofonicznych lub czterech monofonicznych.

Przetworniki wysokotonowy, średniotonowy i średnio-niskotonowy w M9 kontrolowane są przez trzydrożną zwrotnicę pasywną z filtrami Linkwitza-Rileya 24 dB na oktawę. Konstrukcja eliptycznej, symetrycznej zwrotnicy Magico zachowuje maksymalną szerokość pasma przenoszenia przy minimalnym zniekształceniu intermodulacyjnym.

Specyfikacja techniczna

Przetworniki
1,1-calowa kopułka berylowa pokryta warstwą diamentu
6-calowy przetwornik Nano-Tec ósmej generacji z aluminiowym rdzeniem o strukturze plastra miodu (× 1)
11-calowy przetwornik Nano-Tec ósmej generacji z aluminiowym rdzeniem o strukturze plastra miodu (× 2)
15-calowy przetwornik Nano-Tec ósmej generacji z aluminiowym rdzeniem o strukturze plastra miodu (× 2)

Czułość: 94 dB

Impedancja: 4 Ω

Pasmo przenoszenia: 18 Hz-50 kHz

Obsługiwana moc: 20 W (minimum) do 2000 W (maksimum)

Wymiary:
Kolumna głośnikowa: 203 × 102 × 51 cm (W × G × S)
Zwrotnica: 20 × 46 × 51 cm (W × G × S)
Zasilacz zwrotnicy: 20 × 46 × 51 cm (W × G × S)

Waga:
Kolumna głośnikowa: 454 kg/sztuka
Zwrotnica: 18 kg
Zasilacz zwrotnicy: 27 kg

Poglądowa cena detaliczna w USA: 750 tys. dolarów/para

Dostępność: czwarty kwartał 2020

  1. Soundrebels.com
  2. >

Furutech e-TP80ES NCF
artykuł opublikowany / article published in Polish

Od niepamiętnych czasów nie tylko lubiliśmy, ale i widzieliśmy/słyszeliśmy sens zabaw z prądem. Tym razem jest podobnie, tym bardziej, że właśnie dotarł do nas prototypowy egzemplarz jeszcze pachnącej fabryką listwy zasilającej Furutech e-TP80ES NCF.

cdn. …